Wczoraj odprowadziliśmy na miejsce wiecznego spoczynku kolegę Jurka - Jerzego Pieśnina, strzelnianina, który przed kilkoma laty przeniósł się ze Strzelna do podmiejskich Młynów i tam pędził żywot emeryta. Ostatni raz 8 lutego przesłał mi za pośrednictwem Messengera życzenia: Pięknej nocy z cudownymi snami. Było to nasz ostatni wirtualny kontakt. Oczywiście, wcześniej spotykaliśmy się na ulicy, podczas wypadów za miasto, w trakcie występów artystycznych, odczytów i prelekcji, w drodze do i z kościoła… W mojej pamięci zapisał się szczególnie dzień 25 maja minionego roku. Było to około 19:30 kiedy zajechaliśmy z Heliodorem pod kapliczkę w Młynach, by zrobić kilka zdjęć do przygotowywanego albumu Przydrożne sacrum… Zbliżała się godzina majowego, które codziennie odbywało się u stóp kapliczki w Młynach. Była już spora grupka pań i młodzieży, a po chwili dotarł również Jurek. Zrobiliśmy kilka zdjęć, porozmawialiśmy obiecując, że w przyszłym roku ukaże się album z historią przydrożnych znaków wiary. Jurek już wówczas wyraził chęć nabycia wydawnictwa…
Tłumnie pożegnaliśmy śp. Jurka: była rodzina, sąsiedzi, a szczególnie koleżeństwo z jego zakładu pracy - FATO, z PTTK i zespołu śpiewaczego Kujawianki oraz nasza trójka: Heliodor, Jan i ja. Po pogrzebie wspominaliśmy kolegę z czasów bardzo odległych, bo tych szkolnych i tych młodzieńczych. Jurek kolegował się z moim młodszym bratem śp. Tadziem, z którym razem pracował. W trakcie naszych wspominek przypomniałem, że w 2011 roku napisałem historię rodziny Pieśninów i obiecałem kolegom, że ją dzisiaj przywołam. Jest ona bardzo ciekawa, gdyż niejako zazębia się ze współczesnymi wydarzeniami związanymi z wojną w Ukrainie.
U stóp kapliczki w Młynach - 4. od lewej w żółtej kamizelce Jerzy Pieśnin; 8. mało widoczny autor |
Antenatem rodu, którego osobiście pamiętam, był Lew - Leon Pieśnin. Przeglądając przed 11-laty mapę z rozmieszczeniem nazwisk w Polsce na portalu „moikrewni.pl”, zauważyłem, że nazwisko to jest niezwykle rzadkie w Polsce. Dane tam zawarte wskazywały zaledwie 8 osób, które je nosiły, w tym 3 osoby w powiecie mogileńskim oraz 5 osób w Bydgoszczy. Czy jest to możliwe? Nazwiskiem tym zająłem się rok wcześniej w 2010 roku, choć znałem je od dzieciństwa. Niejako sprowokowała mnie do tego wizyta Jurka Pieśnina w moim biurze i krótka pogawędka, jaką w tematach historycznych „ucięliśmy” sobie. Moje zainteresowanie spotęgowane zostało dostarczeniem mi po kilku dniach starych dokumentów i zdjęć antenata rodu, jak i pamiątek po teściu pana Jurka, Wacławie Nęckiewiczu - noszącym równie rzadkie nazwisko, których wówczas było zaledwie 13 osób i to w golubsko-dobrzyńskim.
Już ta rzadkość sprowokowała mnie do upamiętnienia, choć kilku najstarszych przedstawicieli tych rodów, a to chociażby dla zachowania danych dla potomnych. To wręcz unikatowe występowanie nazwiska Pieśnin spowodowane jest tym, że zaistniało ono dopiero w okresie międzywojennym na terenach współczesnej Polski. Założyciel polskiej linii Pieśninów, Lew - Leon przybył do kraju z Kijowa w 1920 roku. Czyli, jakby patrzyć wraz z powracającą zwycięską Armią Polską, która przegnała bolszewików z odradzającego się po latach niewoli państwa polskiego.
W świadectwie tożsamości - dokumencie zastępczym dla osób nieposiadających obywatelstwa polskiego urzędnik odnotował, iż Lew Pieśnin opuścił Rosję „rzekomo” w roku 1920, co stwierdzono na podstawie ustnego zeznania cudzoziemca. Dokument ten jako już kolejny został wystawiony 20 marca 1937 roku z ważnością do 1940 roku przez organ Starostę Powiatowego Mogileńskiego, którego reprezentował wicestarosta Witold Okińczyc. Zatem, wiemy już, że Lew Pieśnin nie uzyskał obywatelstwa polskiego, a potwierdzeniem na to jest klauzula zapisana na owym świadectwie tożsamości stwierdzająca, iż zostało ono wydane zgodnie z postanowieniami Konferencji państw, zwołanej przez dra Nansena, Wysokiego Komisarza dla Uchodźców Rosjan w Genewie. Szczegółowych losów Lwa Pieśnina nie da się już chyba odtworzyć, jednakże z zachowanych dokumentów możemy dowiedzieć się nieco więcej o tajemniczym - zdałoby się myśleć - strzelnianinie.
Ojciec Jerzego, Lew urodził się 16 lutego 1900 roku w Kijowie w Rosji carskiej. Był synem Teodora, ten zaś Marcina, matką jego była Lidia, córka Jana Klesta. Z opowieści rodzinnych wynika, że prawdopodobnie rewolucja dokonała spustoszenia w rodzinie Pieśninów, gdyż Lew uciekając z Rosji Sowieckiej - sam przedostał się do wolnej Polski. W tym czasie, w Strzelnie i okolicy zamieszkało więcej uchodźców ze wschodu, którzy w swych korzeniach posiadali związki z Polską i których przodkowie byli Polakami. Gro z nich zajęło miejsca opuszczone przez Niemców i to tych, którzy nie chcieli optować za Polską i nie wystąpili o obywatelstwo polskie. W Strzelnie przy ul. Kościelnej 1 mieszkania 5 nasz bohater zamieszkał 5 marca 1932 roku. Był kawalerem i zajął się działalnością handlową. Prowadził lokal z bilardem przy ul. Świętego Ducha 2 w kamieniczce Hanaszów. W marcu 1934 roku odbył w Poznaniu kurs kierowców samochodowych „WARSAM”, zdając bardzo dobrze egzaminy końcowe.
Podczas okupacji hitlerowskiej z kilkuset mieszkańcami Strzelna i okolic został wysiedlony do Generalnej Guberni. Zamieszkał w Krakowie i tam 21 lutego 1943 roku zawarł związek małżeński z Sabiną Kurbiel. W trakcie procesowania czynności formalno-urzędowych do zawarcia tegoż związku Lew Pieśnin zmienił swoje imię na bardziej popularne, Leon. Od tego czasu imię Lew poszło w niepamięć, a w licznych dokumentach zaczęło występować już to nowe imię. Małżonka Leona Pieśnina, a matka Jurka urodziła się 11 sierpnia 1911 roku w Poskwitowie w ówczesnym powiecie miechowskim. W Krakowie w 1944 roku urodził się im syn pierworodny, Lesław.
Po zakończeniu działań wojennych, państwo Pieśnin wraz z synkiem przybyli do Strzelna i zamieszkali w dawnym mieszkaniu Lwa - Leona, przy ul. Kościelnej 1 mieszkania 5. W Strzelnie urodziły się małżonkom kolejne dzieci - w 1946 roku Jerzy Wojciech i w 1951 roku córka Maria. Oboje rodzice podjęli też starania i uruchomili na parterze kamienicy, w której mieszkali, sklep spożywczy. Tę działalność prowadzili jeszcze w 1951 roku, po czym sklep został upaństwowiony. Pan Leon podjął pracę umysłową w Mogilnie. Później po dorośnięciu dzieci również małżonka podjęła pracę. Powróciła do handlu, ale uspołecznionego, prowadząc sklep spożywczo-warzywniczy „Malinka“ w Rynku w kamienicy „Pod Małachowskim”. Pamiętam ten czas, kiedy mama wysyłała mnie do popularnego sklepu u „Pieśninki” po dwa funty…
Na tym kończę wspomnienie o Jurku Pieśninie i jego ojcu, którego losy podobne są losom współczesnych Ukraińców, tych których wojna z Rosją putinowską przygnała do Polski - do Strzelna i w jego okolice.
Foto: Heliodor Ruciński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz