W ostatniej części Spacerku zakończyłem opowieść o dziejach związanych z Placem Świętego Wojciecha, a konkretnie o folwarku proboszczowskim. Dzisiejsza opowieść o Wzgórzu Wojciechowym to temat rzeka. Dzieje tego miejsca wypełniły już setki stron licznych opracowań o budowlach tutaj wystawionych i o ludziach tu mieszkających. Zatem, ja w swojej dzisiejszej opowieści ograniczę się jedynie do zaprezentowania tego miejsca jako Pomnika Historii, pomijając wiele innych jakże ważnych wątków dziejowych, odsyłając czytelnika do bibliotek, by wypożyczyć i poczytać książki o tym miejscu.
Lata 30. XX w. Fragment ul. Klasztornej przyklejony do Wzgórza Świętego Wojciecha |
Zacznę od ulic Klasztornej i Ogrodowej, z których pierwsza przylega od strony północnej do Wzgórza, a druga odchodzi od Placu po jego stronie południowej ku ul. Gimnazjalnej. Klasztorną w przeszłości nazywano Budami i była to tzw. nazwa potoczna, niewystępująca w spisach oficjalnych. Skąd ta nazwa? Otóż, w porównaniu z innymi ulicami, jej zabudowa była stosunkowo nędzna i składała się z małych, niewielkich domostw dwu i trzyizbowych. Dopiero początek XX w. przyniósł jej niewielkie zmiany, w postaci kilku bardziej okazałych domów. Dzisiaj możemy powiedzieć, że jest to najstarsza część miasta, a w przeszłości pierwszej osady - wsi Strzelno. W czasie zaborów opisana została jako Klostergrund, czyli grunty klasztorne i nazwa ta obowiązywała do 1919 r. W latach międzywojennych, z racji swego położenia nazwana została ulicą Klasztorną, czyli leżącą przy dawnym klasztorze norbertanek. Południową stronę ulicy stanowi zwarta zabudowa i ogranicza ją skarpa Wzgórza Świętego Wojciecha, to też poszczególne parcele leżące po tej stronie leżące są niewielkie, z maleńkimi podwórzami, w części zabudowanymi budynkami gospodarczymi. Parcele po stronie północnej mają większe kształty, budynki stoją w pewnej odległości od siebie. Ulica w przeszłości nie stanowiła zwartej zabudowy i przypominała typową wiejską ulicówkę, co odzwierciedla usytuowanie budynków na mapie katastralnej Grützmachera z lata 1827/1828.
Początek pierzei południowej |
Dawniej mieszkała przy niej liczna służba, świadcząca swą pracę na rzecz klasztoru i dworu prepozyta. Ich status społeczny zmienił się z chwilą kasaty klasztoru i wówczas gross z mieszkańców została zatrudniona w dominium Waldau (Strzelno Klasztorne), a także w samym mieście. Z lat międzywojennych pochodzi informacja, że na jednej z parcel, po ulewnym deszczu zapadł się grunt i odkrył rzekomo przepastne wnętrze ziemi. Wówczas po mieście rozeszła się sensacyjna informacja, iż jest to odcinek legendarnego tunelu, który w dalekiej przeszłości miał łączyć klasztor strzeleński z klasztorem markowickim. To o nim często wspominał śp. Szczepan Kowalski, kościelny i przewodnik po Wzgórzu Świętego Wojciecha i jego zabytkach. Przypominam sobie owe opowieści, gdy jako ministrant wielokrotnie towarzyszyłem panu Szczepanowi w przeróżnych pracach oraz podczas oprowadzania licznych wycieczek. W jednej z nich wspominał czasy wypraw tatarskich na Polskę. Zapobiegliwe norbertanki miały wówczas wybudować podziemne przejście ze Strzelna do Markowic, by podczas najazdów tym przejściem przedostawać się do markowickiego klasztoru i tam chronić się przed skośnookimi.
Pod górkę do Placu Świętego Wojciecha - ul. Klasztorna |
Oczywiście była to fantastyczna opowieść nie znajdująca potwierdzenia w źródłach. Najazdy tatarskie na Polskę miały miejsce w XIII w. i nie dosięgły nigdy naszych terenów. Natomiast początek dziejów klasztoru markowickiego to wiek XVII, czyli 400 lat później. Zatem, poplątanie z pomieszaniem i wplecenie dziejów norbertanek witowskich przedstawionych na XVIII w. obrazie Męczeństwo norbertanek witowskich, znajdującym się w Strzelnie. Obraz przedstawia najazd Tatarów, którzy w 1240 roku zniszczyli klasztor w Witowie (obecnie diecezja łódzka) i wymordowali jego mieszkańców. Pod datą 26 stycznia obchodzono później kult Świętych Norbertanek Witowskich, które wierne swoim ślubom czystości osiągnęły palmę męczeństwa i spoczęły w podziemiach witowskiej świątyni. Opat Antoni Józef D. Kraszewski powołując się na starodawny manuskrypt strzeliński podał imię jednej z pomordowanych - Moniki - w chwili śmierci obdarzonej szczególną łaską Boga. Według starych kronik, trzy ocalałe zakonnice schronić się miały w lesie, w dole, nazywanym od tego czasu przez ludność „dołem panieńskim“. Według Kraszewskiego, przejeżdżający przez bory wojewoda sandomierski Dzierżko, brat biskupa Wita, miał zabrać zagubione w puszczy zakonnice do Buska, gdzie norbertanie ustąpili miejsca zakonnicom, sami się przenosząc do spustoszonego Witowa, którzy odbudowali klasztor.
Wschodni kraniec ul. Klasztornej |
I tak, obraz, zapadnięty grunt pobudziły fantazję kościelnego, który upewniony odczytanym napisem na obrazie Błogosławione Panny Witowskie, Norbertanki, Męczennice Polskie wybudził z uśpienia dawną opowieści o rzekomych lochach ciągnących się do Markowic. Zapewne umknęła mu późniejsza informacja, o rewelacyjnym odkryciu, z której dowiadujemy się, że przybyli na wezwanie władz archeolodzy z Poznania stwierdzili, że owe zapadlisko to nie żaden loch, tylko murowany sklep - piwnica po dawniej stojącym w tym miejscu domostwie.
Przechodząc do czasów nam bliższych wspomnę, że na tzw. klinie, na samym początku ulicy przed posesją nr 2, w której mieszkają moje kuzynki Krysia i Marysia Nowak, znajdował się od lat 60. XX w. dobrze prosperujący zakład kamieniarski p. Pułkownika. Specjalizował się on w produkcji nagrobków. Później, po wybudowaniu domu przy ul. Gimnazjalnej właściciel przeniósł tam produkcję. I ostatni wątek z tej ulicy, to wspomnienie mieszkającego przy niej przed laty Szczepana Kowalskiego, któremu poświęcę nieco więcej czasu. Jego dom znajdował się po drugiej stronie ulicy vis a vis zakładu p. Pułkownika - pod numerem 3. Niestety, do dziś nie pozostał po nim ślad…
Szczepan Kowalski – legendarny kościelny i przewodnik
Wśród strzelnian ponadprzeciętnych, którzy przed laty odeszli do Domu Pana znajduje się postać, którą niewielu już pamięta, a która zapisała się złotymi zgłoskami w annałach strzeleńskich, kujawskich i polskich. Powstaniec wielkopolski, uczestnik wojny polsko-bolszewickiej, żołnierz września, a po wojnie kościelny w parafii św. Trójcy w Strzelnie. Wielu strzelanin zapamiętało ppor. Szczepana Kowalskiego jako postać niezwykle barwną i szczerze oddaną parafii i strzeleńskim zabytkom. Dla wielu wymienienie naszego bohatera z imienia i nazwiska, po tak wielu latach może niewiele mówić, nawet tym starszym. Natomiast, kiedy dopowiemy, iż był to wieloletni kościelny, starsi natychmiast przypominają sobie tę postać.
Szczepan Kowalski opowiada legendę o św. Wojciechu |
Zapewne, dlatego, że osobiście
znałem pana Szczepana i sporo czasu, jako ministrant przy jego boku spędziłem,
pozwolę sobie na miarę pamięci przypomnieć tę bardzo skromną, ale jakże
znamienitą i pełną anegdot postać. Po wielokroć wsłuchiwałem się w opowieści
pana kościelnego, który dzierżąc w ręku wielki pęk kluczy oprowadzał po wzgórzu
klasztornym wycieczki i to te szkolne, jak również dorosłych z kraju i
zagranicy. Dzięki tym opowieściom utrwaliłem w sobie zamiłowanie do historii i
regionalizmu, do poszukiwania prawdy historycznej wypaczanej przez system w nie
tak dalekiej przeszłości - okresu międzywojennego. Do dzisiaj udało mi się
przechować maszynopis, w którym opisane zostały dzieje Strzelna i wzgórza
klasztornego, a które były esencją opowieści przewodnika Szczepana Kowalskiego
podczas oprowadzania turystów. Przelania na papier tej opowieści dokonała moja
kuzynka Krysia Nowak, gdzieś na przełomie lat 60. i 70. minionego stulecia.
Z ministrantami |
Na sam początek troszkę danych biograficznych, które dopełnią obrazu naszego bohatera. Szczepan Kowalski urodził się 17 grudnia 1899 roku w Strzelnie. Jego rodzicami byli Wojciech i Jadwiga Mucha. Rodzice związek małżeński zawarli z początkiem 1899 roku w kościele św. Marka Ewangelisty w Polanowicach. Uczęszczał do Szkoły Katolickiej Elementarnej, w której nauka trwała na poziomie niższym, a następnie wyższym 6 lat.
Kazimierz Kowalski w rozmowie ze Szczepanem Kowalskim ok. 1960 r. |
Przy ołtarzu |
Nie trwało to długo. Niemcy odbili dworzec. Podczas walk padło kilku powstańców z oddziału młyńskiego, zaś sam dowódca wraz z podwładnymi dostał się do niewoli. Jak czytamy w uzasadnieniu wniosku o odznaczenie Szczepana Kowalskiego Wielkopolskim Krzyżem Powstańczym, po wyzwoleniu Inowrocławia: walczył on jeszcze w okolicach Inowrocławia. Następnie wstąpił do formowanego 5. Pułku Strzelców Wielkopolskich, w którym odbywał służbę do 1921 roku.
Wiadomym jest, że po wyzwoleniu Inowrocławia Szczepan Kowalski wstąpił do 4 kompanii dowodzonej przez Józefa Owczarskiego 1. Pułk Grenadierów Kujawskich, którego dowódcą został porucznik Paweł Cyms. Brał on udział w walkach pod Złotnikami Kujawskimi, Łabiszynem i Brzozą Bydgoską, o wyzwolenie Bydgoszczy. 7 lutego 1919 roku 1. Pułk Grenadierów Kujawskich przemianowano na 5 Pułk Strzelców Wielkopolskich, w którego szeregach znalazł się również nasz bohater. Paweł Cyms uhonorowany rangą kapitana, pełnił w nowym pułku funkcję dowódcy batalionu. 17 stycznia 1920 roku Pułk zostaje przemianowany w słynny inowrocławski 59 Pułk Piechoty Wielkopolskiej. Uczestniczy w zajmowaniu terenów Pomorza i obsadzeniu odcinka granicy na zachód od Chojnic.
W towarzystwie wikariuszy przed szpitalem strzeleńskim |
Po zwolnieniu do rezerwy Szczepan
Kowalski uhonorowany licznymi odznaczeniami powrócił do Strzelna i pracował
tutaj jako robotnik. Niebawem, bo 13 kwietnia 1923 roku zawarł związek
małżeński z Józefą Drzewiecką. Małżonkowie wychowali trójkę dzieci: syna
Mariana i córki Jadwigę zamężną Szkudlarek oraz Wandę Stanisławę zamężną
Niemczyk. W sierpniu 1939 roku został zmobilizowany i wraz z 59. Pułkiem
Piechoty odbył kampanię wrześniową. Po zakończeniu walk dostał się do niewoli
niemieckiej, z której wkrótce został zwolniony. Powrócił do Strzelna i przez
całą okupację pracował jako robotnik u Niemca Schultza, w zakładzie
utylizującym padlinę, w tzw. „Rakarni” pod Miradzem.
Po zakończeniu działań wojennych nadarzyła się okazja i został kościelnym przy parafii św. Trójcy w Strzelnie. Zastąpił on przedwojennego kościelnego Szmatułę, którego syn Stanisław (1918.05.08. – 1942.02.26) był kierowcą u ks. prałata Ignacego Czechowskiego i został zamordowany w niemieckim obozie koncentracyjnym w Dachau. Parafia znajdowała się w opłakanym stanie. Niemcy wycofując się podpalili kościół – rotundę św. Prokopa. Ogromne budowle poklasztorne i bazylika wymagały remontów, do tego Strzelno na wiele lat stało się miejscem prac archeologiczno-architektonicznych. Uniwersalizm rzemieślniczy Szczepana Kowalskiego sprawił, że był on tzw. „złotą rączką” realizującą przez wiele lat prace remontowe w branżach: budowlanej, stolarskiej, hydraulicznej, ślusarskiej, elektrycznej, dekarskiej itd. Posiadał również własne hobby - pszczoły, które doglądał u siebie i w pasiece proboszczowskiej.
Przy ciągłym deficycie materiałów
budowlanych i całkowitym brakiem ich przydziałów w ówczesnym systemie
rozdzielnictwa i nieprzychylności ze strony władz wobec Kościoła taki fachowiec
był istnym skarbem dla proboszcza ks. Józefa Jabłońskiego. Strzeleńskiego
kościelnego cechowała niezwykła pracowitość. Po kilkanaście godzin spędzał na
niekończących się remontach, do tego posługa kościelna, opieka nad
ministrantami, udział w ceremoniach ślubnych, chrzcinach, pogrzebach itd., itp.
Podczas prac restauracyjnych rotundy św. Prokopa oraz prac archeologicznych na
krok nie odstępował naukowców podpatrując ich w pracy i wsłuchując się w ich
wywody dotyczące dziejów strzeleńskich zabytków. Szczepan Kowalski był tym,
który naprowadził naukowców na późniejsze odkrycia. To on wskazał pęknięcia
ścian i filarów, pod którymi kryły się bezcenne kolumny romańskie, czy tympanon
z portalem północnym. Kontakty z historykami zaowocowały poznaniem przez kościelnego
historii średniowiecza i wieków późniejszych. Jako samouk zgłębił poprzez
książeczkę ks. prałata Ignacego Czechowskiego Historię kościołów strzelińskich – ówczesne kompendium wiedzy o
strzeleńskich dziejach i jego zabytkach - i inne opracowania niezbędną wiedzę
historyczną, by móc pełnić również funkcję przewodnika po pełnym zabytków
wzgórzu.
Małżonkowie Kowalscy Józefa i Szczepan |
Szczepan Kowalski, poza wyżej
wymienionymi obowiązkami w okresie letnim uprawiał pszczelarstwo. Niewielką
pasiekę miał w ogródku przydomowym. Mieszkał na parterze wikariatu, w byłych
zabudowaniach klasztoru ss. Norbertanek. Już wczesną jesienią wraz z małżonką
zajmował się wypiekaniem opłatków wigilijnych. Na kilka tygodni przed Bożym
Narodzeniem objeżdżał z pękatą walizką okoliczne wsie i obchodził domostwa w
mieście sprzedając pięknie opakowane wzorzyste białe opłatki. Ta działalność
była jego dodatkowym dochodem, przy dość skromnej gaży kościelnego, wypłacanej,
co miesiąc przez proboszcza. Z tych dochodów kościelny własnym sumptem
utwardził kilkudziesięciometrowe przejście od bramy do wejścia głównego do
kościoła, by wierni nie musieli po deszczu brnąć w błocie. W tym celu systemem
domowym wykonał płytki chodnikowe i wyłożył nimi przejście.
Niedzielny spacer i odwiedziny... |
W 1966 roku oficjalnie przeszedł na emeryturę, jednakże dalej pracował na etacie kościelnego i przewodnika. W 1968 roku na zorganizowanym kursie przewodników turystycznych 9 osób ze Strzelna uzyskało uprawnienia przewodników turystycznych na województwo bydgoskie. Wśród tych osób był legendarny strażnik strzeleńskich zabytków, długoletni przewodnik po Wzgórzu św. Wojciecha Szczepan Kowalski. Będąc już na emeryturze kościelny wraz z małżonką zamieszkał w kupionym przez siebie niewielkim domku. Zlokalizowany on był przy ulicy Klasztornej 3, w pobliżu wzgórza klasztornego, tak, że emeryt miał blisko do zabytków, po których nadal oprowadzał wycieczki.
Już będąc w stanie spoczynku,
Uchwałą Rady Państwa z 24 czerwca 1972 roku za udział w Powstaniu Wielkopolskim
Szczepan Kowalski został awansowany na stopień oficerski – podporucznika.
Dopiero 19 grudnia 1974 roku Uchwałą Rady Państwa nr: 0/2385 został odznaczony
Wielkopolskim Krzyżem Powstańczym. Zmarł 24 kwietnia 1976 roku w Strzelnie.
O naszym kościelnym pisze we wspomnieniach o drodze do kapłaństwa abp Stanisław Gądecki (Biblioteka DIAK Poznań zeszyt 12 2009 str 12): Miejscowy proboszcz nie interesował się ministrantami...To raczej kościelny, mający za sobą Powstanie Wielkopolskie i wojnę bolszewicką, grał tam pierwsze skrzypce. Pan Kowalski, jeszcze przed rozpoczęciem Mszy św., po przygotowaniu ołtarza, oddawał się opowieściom, które nas bardzo ciekawiły. Miał poza tym osobliwe podejście do historii kościołów w Strzelnie. Starał się sam oprowadzać wycieczki i czyhał na śmiałków ... starając się ich przyłapać na błędzie. Rolę przewodnika spełniał z takim uwielbieniem dla starożytnych architektów, że prawdopodobnie sami budowniczy kościołów strzelińskich nie poznaliby siebie w apoteozie, jaką im gotował.
OdpowiedzUsuń