wtorek, 11 sierpnia 2020

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 95 Ulice Klasztorna i Ogrodowa oraz Wzgórze Świętego Wojciecha (cz. 1 Szczepan Kowalski)

W ostatniej części Spacerku zakończyłem opowieść o dziejach związanych z Placem Świętego Wojciecha, a konkretnie o folwarku proboszczowskim. Dzisiejsza opowieść o Wzgórzu Wojciechowym to temat rzeka. Dzieje tego miejsca wypełniły już setki stron licznych opracowań o budowlach tutaj wystawionych i o ludziach tu mieszkających. Zatem, ja w swojej dzisiejszej opowieści ograniczę się jedynie do zaprezentowania tego miejsca jako Pomnika Historii, pomijając wiele innych jakże ważnych wątków dziejowych, odsyłając czytelnika do bibliotek, by wypożyczyć i poczytać książki o tym miejscu. 

Lata 30. XX w. Fragment ul. Klasztornej przyklejony do Wzgórza Świętego Wojciecha

Zacznę od ulic Klasztornej i Ogrodowej, z których pierwsza przylega od strony północnej do Wzgórza, a druga odchodzi od Placu po jego stronie południowej ku ul. Gimnazjalnej. Klasztorną w przeszłości nazywano Budami i była to tzw. nazwa potoczna, niewystępująca w spisach oficjalnych. Skąd ta nazwa? Otóż, w porównaniu z innymi ulicami, jej zabudowa była stosunkowo nędzna i składała się z małych, niewielkich domostw dwu i trzyizbowych. Dopiero początek XX w. przyniósł jej niewielkie zmiany, w postaci kilku bardziej okazałych domów. Dzisiaj możemy powiedzieć, że jest to najstarsza część miasta, a w przeszłości pierwszej osady - wsi Strzelno. W czasie zaborów opisana została jako Klostergrund, czyli grunty klasztorne i nazwa ta obowiązywała do 1919 r. W latach międzywojennych, z racji swego położenia nazwana została ulicą Klasztorną, czyli leżącą przy dawnym klasztorze norbertanek. Południową stronę ulicy stanowi zwarta zabudowa i ogranicza ją skarpa Wzgórza Świętego Wojciecha, to też poszczególne parcele leżące po tej stronie leżące są niewielkie, z maleńkimi podwórzami, w części zabudowanymi budynkami gospodarczymi. Parcele po stronie północnej mają większe kształty, budynki stoją w pewnej odległości od siebie. Ulica w przeszłości nie stanowiła zwartej zabudowy i przypominała typową wiejską ulicówkę, co odzwierciedla usytuowanie budynków na mapie katastralnej Grützmachera z lata 1827/1828.


Początek pierzei południowej

Dawniej mieszkała przy niej liczna służba, świadcząca swą pracę na rzecz klasztoru i dworu prepozyta. Ich status społeczny zmienił się z chwilą kasaty klasztoru i wówczas gross z mieszkańców została zatrudniona w dominium Waldau (Strzelno Klasztorne), a także w samym mieście. Z lat międzywojennych pochodzi informacja, że na jednej z parcel, po ulewnym deszczu zapadł się grunt i odkrył rzekomo przepastne wnętrze ziemi. Wówczas po mieście rozeszła się sensacyjna informacja, iż jest to odcinek legendarnego tunelu, który w dalekiej przeszłości miał łączyć klasztor strzeleński z klasztorem markowickim. To o nim często wspominał śp. Szczepan Kowalski, kościelny i przewodnik po Wzgórzu Świętego Wojciecha i jego zabytkach. Przypominam sobie owe opowieści, gdy jako ministrant wielokrotnie towarzyszyłem panu Szczepanowi w przeróżnych pracach oraz podczas oprowadzania licznych  wycieczek. W jednej z nich wspominał czasy wypraw tatarskich na Polskę. Zapobiegliwe norbertanki miały wówczas wybudować podziemne przejście ze Strzelna do Markowic, by podczas najazdów tym przejściem przedostawać się do markowickiego klasztoru i tam chronić się przed skośnookimi.

Pod górkę do Placu Świętego Wojciecha - ul. Klasztorna

Oczywiście była to fantastyczna opowieść nie znajdująca potwierdzenia w źródłach. Najazdy tatarskie na Polskę miały miejsce w XIII w. i nie dosięgły nigdy naszych terenów. Natomiast początek dziejów klasztoru markowickiego to wiek XVII, czyli 400 lat później. Zatem, poplątanie z pomieszaniem i wplecenie dziejów norbertanek witowskich przedstawionych na XVIII w. obrazie Męczeństwo norbertanek witowskich, znajdującym się w Strzelnie. Obraz przedstawia najazd Tatarów, którzy w 1240 roku zniszczyli klasztor w Witowie (obecnie diecezja łódzka) i wymordowali jego mieszkańców. Pod datą 26 stycznia obchodzono później kult Świętych Norbertanek Witowskich, które wierne swoim ślubom czystości osiągnęły palmę męczeństwa i spoczęły w podziemiach witowskiej świątyni. Opat Antoni Józef D. Kraszewski powołując się na starodawny manuskrypt strzeliński podał imię jednej z pomordowanych - Moniki - w chwili śmierci obdarzonej szczególną łaską Boga. Według starych kronik, trzy ocalałe zakonnice schronić się miały w lesie, w dole, nazywanym od tego czasu przez ludność „dołem panieńskim“. Według Kraszewskiego, przejeżdżający przez bory wojewoda sandomierski Dzierżko, brat biskupa Wita, miał zabrać zagubione w puszczy zakonnice do Buska, gdzie norbertanie ustąpili miejsca zakonnicom, sami się przenosząc do spustoszonego Witowa, którzy odbudowali klasztor.

Wschodni kraniec ul. Klasztornej

I tak, obraz, zapadnięty grunt pobudziły fantazję kościelnego, który upewniony odczytanym napisem na obrazie Błogosławione Panny Witowskie, Norbertanki, Męczennice Polskie wybudził z uśpienia dawną opowieści o rzekomych lochach ciągnących się do Markowic. Zapewne umknęła mu późniejsza informacja, o rewelacyjnym odkryciu, z której dowiadujemy się, że przybyli na wezwanie władz archeolodzy z Poznania stwierdzili, że owe zapadlisko to nie żaden loch, tylko murowany sklep - piwnica po dawniej stojącym w tym miejscu domostwie.

Przechodząc do czasów nam bliższych wspomnę, że na tzw. klinie, na samym początku ulicy przed posesją nr 2, w której mieszkają moje kuzynki Krysia i Marysia Nowak, znajdował się od lat 60. XX w. dobrze prosperujący zakład kamieniarski p. Pułkownika. Specjalizował się on w produkcji nagrobków. Później, po wybudowaniu domu przy ul. Gimnazjalnej właściciel przeniósł tam produkcję. I ostatni wątek z tej ulicy, to wspomnienie mieszkającego przy niej przed laty Szczepana Kowalskiego, któremu poświęcę nieco więcej czasu. Jego dom znajdował się po drugiej stronie ulicy vis a vis zakładu p. Pułkownika - pod numerem 3. Niestety, do dziś nie pozostał po nim ślad…    

 

Szczepan Kowalski – legendarny kościelny i przewodnik

Wśród strzelnian ponadprzeciętnych, którzy przed laty odeszli do Domu Pana znajduje się postać, którą niewielu już pamięta, a która zapisała się złotymi zgłoskami w annałach strzeleńskich, kujawskich i polskich. Powstaniec wielkopolski, uczestnik wojny polsko-bolszewickiej, żołnierz września, a po wojnie kościelny w parafii św. Trójcy w Strzelnie. Wielu strzelanin zapamiętało ppor. Szczepana Kowalskiego jako postać niezwykle barwną i szczerze oddaną parafii i strzeleńskim zabytkom. Dla wielu wymienienie naszego bohatera z imienia i nazwiska, po tak wielu latach może niewiele mówić, nawet tym starszym. Natomiast, kiedy dopowiemy, iż był to wieloletni kościelny, starsi natychmiast przypominają sobie tę postać.


Szczepan Kowalski opowiada legendę o św. Wojciechu 

Zapewne, dlatego, że osobiście znałem pana Szczepana i sporo czasu, jako ministrant przy jego boku spędziłem, pozwolę sobie na miarę pamięci przypomnieć tę bardzo skromną, ale jakże znamienitą i pełną anegdot postać. Po wielokroć wsłuchiwałem się w opowieści pana kościelnego, który dzierżąc w ręku wielki pęk kluczy oprowadzał po wzgórzu klasztornym wycieczki i to te szkolne, jak również dorosłych z kraju i zagranicy. Dzięki tym opowieściom utrwaliłem w sobie zamiłowanie do historii i regionalizmu, do poszukiwania prawdy historycznej wypaczanej przez system w nie tak dalekiej przeszłości - okresu międzywojennego. Do dzisiaj udało mi się przechować maszynopis, w którym opisane zostały dzieje Strzelna i wzgórza klasztornego, a które były esencją opowieści przewodnika Szczepana Kowalskiego podczas oprowadzania turystów. Przelania na papier tej opowieści dokonała moja kuzynka Krysia Nowak, gdzieś na przełomie lat 60. i 70. minionego stulecia.

Z ministrantami 

Na sam początek troszkę danych biograficznych, które dopełnią obrazu naszego bohatera. Szczepan Kowalski urodził się 17 grudnia 1899 roku w Strzelnie. Jego rodzicami byli Wojciech i Jadwiga Mucha. Rodzice związek małżeński zawarli z początkiem 1899 roku w kościele św. Marka Ewangelisty w Polanowicach. Uczęszczał do Szkoły Katolickiej Elementarnej, w której nauka trwała na poziomie niższym, a następnie wyższym 6 lat. 

Kazimierz Kowalski w rozmowie ze Szczepanem Kowalskim ok. 1960 r.

 Kiedy wybuchło Powstanie Wielkopolskie 19-letni Szczepan chwycił za broń i nazajutrz po wyzwoleniu Strzelna 3 stycznia 1919 roku wstąpił do formowanego w Młynach oddziału dowodzonego przez jednorękiego inwalidę z okresu Wielkiej Wojny Józefa Owczarskiego. Była to tzw. kompania młyńska, która podporządkowana została oddziałom dowodzonym przez ppor. Piotra Cymsa. 3 stycznia dowodzone przez Cymsa oddziały z Młynów, Strzelna, Gniezna, Wrześni, Trzemeszna i Mogilna wyruszyły przez Młyny, Włostowo na Kruszwicę, rozbrajając po drodze kolonistów niemieckich. Do miasta dotarły w godzinach popołudniowych. Stąd wyruszyli na Odsiecz Inowrocławiowi. …Do ataku na miasto pierwsi ruszyli do boju ochotnicy z Młynów, których prowadził nieustraszony, jednoręki inwalida - Józef Owczarski. Wpadli oni jak błyskawica w brawurowym ataku na wiadukt kolejowy od strony Bydgoszczy i pierwsi dostali się w krzyżowy ogień niemieckich karabinów maszynowych, strzelających do nich z kierunku dworca kolejowego i ulicy Dworcowej. Powstańcy, nie bacząc na ulewę spadającego na nich ołowiu uderzyli i doszli pod sam dworzec kolejowy. Wdzierając się do środka budynku zdobyli go w bardzo ciężkich walkach.

Przy ołtarzu

Nie trwało to długo. Niemcy odbili dworzec. Podczas walk padło kilku powstańców z oddziału młyńskiego, zaś sam dowódca wraz z podwładnymi dostał się do niewoli. Jak czytamy w uzasadnieniu wniosku o odznaczenie Szczepana Kowalskiego Wielkopolskim Krzyżem Powstańczym, po wyzwoleniu Inowrocławia: walczył on jeszcze w okolicach Inowrocławia. Następnie wstąpił do formowanego 5. Pułku Strzelców Wielkopolskich, w którym odbywał służbę do 1921 roku. 

Wiadomym jest, że po wyzwoleniu Inowrocławia Szczepan Kowalski wstąpił do 4 kompanii dowodzonej przez Józefa Owczarskiego 1. Pułk Grenadierów Kujawskich, którego dowódcą został porucznik Paweł Cyms. Brał on udział w walkach pod Złotnikami Kujawskimi, Łabiszynem i Brzozą Bydgoską, o wyzwolenie Bydgoszczy. 7 lutego 1919 roku 1. Pułk Grenadierów Kujawskich przemianowano na 5 Pułk Strzelców Wielkopolskich, w którego szeregach znalazł się również nasz bohater. Paweł Cyms uhonorowany rangą kapitana, pełnił w nowym pułku funkcję dowódcy batalionu. 17 stycznia 1920 roku Pułk zostaje przemianowany w słynny inowrocławski 59 Pułk Piechoty Wielkopolskiej. Uczestniczy w zajmowaniu terenów Pomorza i obsadzeniu odcinka granicy na zachód od Chojnic.

W towarzystwie wikariuszy przed szpitalem strzeleńskim

 W dniach 7-9 marca 1920 roku nasz bohater wraz z 59. Pułkiem Piechoty Wielkopolskiej wyruszył do Małopolski Wschodniej na obszar Złoczów - Brody, by wziąć udział na rubieżach wschodnich w wojnie z nawałnicą bolszewicką. Po dwutygodniowym pobycie Pułk został przeniesiony do Miropola. Stamtąd wziął udział w ofensywie ukraińskiej i w walkach o Kijów. Pułk uczestniczy w wypadzie na Berezynę. Po ofensywie Bolszewików zajął pozycje na zachodnim brzegu Bugu. Następnie wycofał się pod Warszawę i wziął udział w Bitwie Warszawskiej. Stąd, jako oddział pościgowy gromi Sowietów na linii Stanisławów – Jadów – Łochów – Brok. Uczestniczy w boju o Łomżę i odcięciu 4. armii sowieckiej od granicy pruskiej. Od 24 września do 11 października 1920 roku wziął udział w licznych walkach i potyczkach, ostatecznie zatrzymując się w okolicach Rakowa, gdzie zastał go rozejm. 9-10 grudnia 1920 roku 59 Pułk Strzelców Wielkopolskich wrócił do Inowrocławia, a wraz z nim Szczepan Kowalski.

Po zwolnieniu do rezerwy Szczepan Kowalski uhonorowany licznymi odznaczeniami powrócił do Strzelna i pracował tutaj jako robotnik. Niebawem, bo 13 kwietnia 1923 roku zawarł związek małżeński z Józefą Drzewiecką. Małżonkowie wychowali trójkę dzieci: syna Mariana i córki Jadwigę zamężną Szkudlarek oraz Wandę Stanisławę zamężną Niemczyk. W sierpniu 1939 roku został zmobilizowany i wraz z 59. Pułkiem Piechoty odbył kampanię wrześniową. Po zakończeniu walk dostał się do niewoli niemieckiej, z której wkrótce został zwolniony. Powrócił do Strzelna i przez całą okupację pracował jako robotnik u Niemca Schultza, w zakładzie utylizującym padlinę, w tzw. „Rakarni” pod Miradzem.

 

Po zakończeniu działań wojennych nadarzyła się okazja i został kościelnym przy parafii św. Trójcy w Strzelnie. Zastąpił on przedwojennego kościelnego Szmatułę, którego syn Stanisław (1918.05.08. – 1942.02.26) był kierowcą u ks. prałata Ignacego Czechowskiego i został zamordowany w niemieckim obozie koncentracyjnym w Dachau. Parafia znajdowała się w opłakanym stanie. Niemcy wycofując się podpalili kościół – rotundę św. Prokopa. Ogromne budowle poklasztorne i bazylika wymagały remontów, do tego Strzelno na wiele lat stało się miejscem prac archeologiczno-architektonicznych. Uniwersalizm rzemieślniczy Szczepana Kowalskiego sprawił, że był on tzw. „złotą rączką” realizującą przez wiele lat prace remontowe w branżach: budowlanej, stolarskiej, hydraulicznej, ślusarskiej, elektrycznej, dekarskiej itd. Posiadał również własne hobby - pszczoły, które doglądał u siebie i w pasiece proboszczowskiej. 

Przy ciągłym deficycie materiałów budowlanych i całkowitym brakiem ich przydziałów w ówczesnym systemie rozdzielnictwa i nieprzychylności ze strony władz wobec Kościoła taki fachowiec był istnym skarbem dla proboszcza ks. Józefa Jabłońskiego. Strzeleńskiego kościelnego cechowała niezwykła pracowitość. Po kilkanaście godzin spędzał na niekończących się remontach, do tego posługa kościelna, opieka nad ministrantami, udział w ceremoniach ślubnych, chrzcinach, pogrzebach itd., itp. Podczas prac restauracyjnych rotundy św. Prokopa oraz prac archeologicznych na krok nie odstępował naukowców podpatrując ich w pracy i wsłuchując się w ich wywody dotyczące dziejów strzeleńskich zabytków. Szczepan Kowalski był tym, który naprowadził naukowców na późniejsze odkrycia. To on wskazał pęknięcia ścian i filarów, pod którymi kryły się bezcenne kolumny romańskie, czy tympanon z portalem północnym. Kontakty z historykami zaowocowały poznaniem przez kościelnego historii średniowiecza i wieków późniejszych. Jako samouk zgłębił poprzez książeczkę ks. prałata Ignacego Czechowskiego Historię kościołów strzelińskich – ówczesne kompendium wiedzy o strzeleńskich dziejach i jego zabytkach - i inne opracowania niezbędną wiedzę historyczną, by móc pełnić również funkcję przewodnika po pełnym zabytków wzgórzu.

Małżonkowie Kowalscy Józefa i Szczepan

 Oprowadzając wycieczki, czynił to z wielką pasją i ogromnym zaangażowaniem. Wiedzę podstawową przyozdabiał legendami, pełnymi tajemnic anegdotami i licznymi ciekawostkami z przeszłości miasta i okolicy. Dla każdej grupy miał inną opowieść i za każdym razem zwiedzanie kończył zaproszeniem do ponownych odwiedzin, gdyż czas, jaki poświęcił wycieczce nie pozwolił na zwiedzenie wszystkiego i opowiedzenie jeszcze wielu ciekawszych historii.

Szczepan Kowalski, poza wyżej wymienionymi obowiązkami w okresie letnim uprawiał pszczelarstwo. Niewielką pasiekę miał w ogródku przydomowym. Mieszkał na parterze wikariatu, w byłych zabudowaniach klasztoru ss. Norbertanek. Już wczesną jesienią wraz z małżonką zajmował się wypiekaniem opłatków wigilijnych. Na kilka tygodni przed Bożym Narodzeniem objeżdżał z pękatą walizką okoliczne wsie i obchodził domostwa w mieście sprzedając pięknie opakowane wzorzyste białe opłatki. Ta działalność była jego dodatkowym dochodem, przy dość skromnej gaży kościelnego, wypłacanej, co miesiąc przez proboszcza. Z tych dochodów kościelny własnym sumptem utwardził kilkudziesięciometrowe przejście od bramy do wejścia głównego do kościoła, by wierni nie musieli po deszczu brnąć w błocie. W tym celu systemem domowym wykonał płytki chodnikowe i wyłożył nimi przejście.

Niedzielny spacer i odwiedziny...

 Jednego roku wracałem wraz z już wówczas emerytowanym kościelnym z Mogilna. Ja wracałem ze szkoły, zaś weteran służby i pracy z jakiejś uroczystości. Zapytałem: - a skąd to pan wraca – na co mój towarzysz podróży odrzekł: - z uroczystości, podczas której otrzymałem odznaczenie. Spojrzałem na pierś kościelnego i zauważyłem pośród wieloma innymi odznaczeniami jedno świeżo przypięte szpileczką do marynarki. Kiedy spytałem za co tyle tych odznaczeń, usłyszałem odpowiedz: - za powstanie, wojnę od władzy ludowej… -w tym momencie mój rozmówca odpiął marynarkę i rozchylając połę pokazał rząd medali przypiętych od środka – a te to otrzymałem za powstanie i wojnę z bolszewikami od Piłsudskiego. Nie wolno mi ich nosić na wierzchu, gdyż władza ludowa ich nie uznaje, to kazałem żonie przyszyć je od podszewki, są bliżej serca – z dumą wyrzekł te słowa stary weteran. Zdarzenie to stało się jedną z wielu anegdot, często powtarzanych w środowiskach patriotycznych.

W 1966 roku oficjalnie przeszedł na emeryturę, jednakże dalej pracował na etacie kościelnego i przewodnika. W 1968 roku na zorganizowanym kursie przewodników turystycznych 9 osób ze Strzelna uzyskało uprawnienia przewodników turystycznych na województwo bydgoskie. Wśród tych osób był legendarny strażnik strzeleńskich zabytków, długoletni przewodnik po Wzgórzu św. Wojciecha Szczepan Kowalski. Będąc już na emeryturze kościelny wraz z małżonką zamieszkał w kupionym przez siebie niewielkim domku. Zlokalizowany on był przy ulicy Klasztornej 3, w pobliżu wzgórza klasztornego, tak, że emeryt miał blisko do zabytków, po których nadal oprowadzał wycieczki.

 

Już będąc w stanie spoczynku, Uchwałą Rady Państwa z 24 czerwca 1972 roku za udział w Powstaniu Wielkopolskim Szczepan Kowalski został awansowany na stopień oficerski – podporucznika. Dopiero 19 grudnia 1974 roku Uchwałą Rady Państwa nr: 0/2385 został odznaczony Wielkopolskim Krzyżem Powstańczym. Zmarł 24 kwietnia 1976 roku w Strzelnie.

1 komentarz:

  1. kowalskikazimierz88@gmail.com11 sierpnia 2020 18:33

    O naszym kościelnym pisze we wspomnieniach o drodze do kapłaństwa abp Stanisław Gądecki (Biblioteka DIAK Poznań zeszyt 12 2009 str 12): Miejscowy proboszcz nie interesował się ministrantami...To raczej kościelny, mający za sobą Powstanie Wielkopolskie i wojnę bolszewicką, grał tam pierwsze skrzypce. Pan Kowalski, jeszcze przed rozpoczęciem Mszy św., po przygotowaniu ołtarza, oddawał się opowieściom, które nas bardzo ciekawiły. Miał poza tym osobliwe podejście do historii kościołów w Strzelnie. Starał się sam oprowadzać wycieczki i czyhał na śmiałków ... starając się ich przyłapać na błędzie. Rolę przewodnika spełniał z takim uwielbieniem dla starożytnych architektów, że prawdopodobnie sami budowniczy kościołów strzelińskich nie poznaliby siebie w apoteozie, jaką im gotował.

    OdpowiedzUsuń