Przed tzw. mocniejszym uderzeniem,
czyli artykule o Parku 750-lecia w Strzelnie, dzisiaj nieco "taktów
muzycznych". Tak muzycznych, choć mowa będzie o organach i organiście,
czyli dwóch bytów stworzonych dla siebie. Organy, jakie by niebyły zawsze
budowane są przez mistrzów tej profesji, czyli organmistrzów. Natomiast grają
na nich muzycy, zwani organistami. Do pełnienia funkcji organisty kościelnego
przygotowują diecezjalne szkoły organistowskie oraz średnie i wyższe szkoły
muzyczne i to przeważnie na kierunku organy lub muzyka kościelna. Generalnie w
naszych świątyniach śpiewają i grają absolwenci tych pierwszych szkół.
I jak to w każdym zawodzie bywa
również organistów po diecezjalnych szkołach organistowskich możemy
sklasyfikować jako tych: z powołania - czyli mistrzów, z chęci gry i śpiewu - w
miarę dobrych, z pobożności - oraczy i z zapełnienia luki - wyjców. Jak jest w
Strzelnie to wszyscy słyszymy... Niestety, aktualnie organisty etatowego nie
mamy i kogo ks. proboszcz załatwi, ten gra. Grę i śpiew każdego z dochodzących
możemy sami ocenić, pod warunkiem, że uczestniczymy w liturgiach śpiewanych. Szczególnie
uroczysty wydźwięk ma świętowanie niedzieli jako Dnia Pańskiego. Wyjątkowość
zgromadzenia eucharystycznego w tym dniu zostaje podkreślona przez liturgię
śpiewaną. Starannie przygotowane śpiewy, które sprzyjają dzieleniu się jedną
wiarą i miłością, mają być owocem współpracy wszystkich osób odpowiedzialnych
za muzyczne ukształtowanie świętych obrzędów.
Generalnie strzeleńskich organistów
oceniamy dobrze. Bardzo cenimy sobie gościnnie grających w Strzelnie muzyków,
czy to Tomek z Inowrocławia, siostrzenica ks. proboszcza, czy organista
katedralny z Koszalina - z zawodu lekarz medycyny. Pamiętam czasy, kiedy w
Strzelnie mieliśmy siostrę zakonną elżbietankę. To były chyba lata 60.
minionego stulecia - anielski głos, wirtuozeria i króciutkie koncerty po
mszach. Uczta dla ucha, to mało powiedziane...
Obecnie mamy bardzo poważny remont
chóru kościelnego oraz trwający już od 2016 r. remont organów. Wykonano je w
1866 r. według projektu Wilhelma Sauer`a. I choć to odległe lata to zachowały
się one w stanie niemalże oryginalnym. Instrument jest o trakturze
mechanicznej, wiatrownicach stożkowych, z wolno stojącym kontuarem przed szafą
organową z dwoma manuałami o łącznej liczbie głosów wynoszącej 19, z dwuczerpakowym
i dwufałdowym miechem, o napędzie elektrycznym. A ja pamiętam jak ministranci
chodzili na chór i nożnie dmuchali wory powietrzne...
Starania ks. kan. Ottona Szymków są
ogromne około odrestaurowania całego ponorbertańskiego zespołu budowli
sakralnych i klasztornych zgromadzonych w tak dużej liczbie na Wzgórzu Świętego
Wojciecha w Strzelnie. To dzięki tym zabiegom strzeleński zespół budowli poklasztorny
został wpisany na elitarną listę Pomników Historii. Obecnie czynione są
starania o nadanie strzeleńskiej świątyni tytułu Bazyliki Mniejszej - Basilica Minior. Niewątpliwie,
wyremontowane organy nadadzą jej blasku brzmienia pięknej liturgii śpiewanej.
A skoro o organach i organistach to przywołam wydarzenie opisane 15 sierpnia 1926 r. w "Dzienniku Bydgoskim" i opatrzone
jakże wymownym tytułem:
Samemu
sobie zagrał marsz żałobny. Niezwykła śmierć organisty.
W
jednym z bawarskich miasteczek, położonych w uroczych górach, prawdziwą
atrakcją dla turystów był mały kościółek, a raczej jego organista, który umiał
z jego skromnych i niekunsztownych organów wydobywać dźwięki tak cudne, iż
słuchaczom zdawało się, że uczestniczą w koncercie wielkiej muzyki kościelnej.
Bo zaiste niepoślednim artystą był organista Helling, który do miasteczka
przybył lat temu kilkanaście i o którym prócz nazwiska, wpisanego do księgi
meldunkowej, nic nikomu nie było wiadome.
Helling,
człowiek o srebrzącym się już włosie, żył cicho, odludnie, nikomu z niczego się
nie zwierzał, ale wszyscy byli przekonani, że jakaś wielka burza życiowa
rzuciła go jako rozbitka w to ciche ustronie. Jedyną jego pasją była gra na
organach. Często ciszę wieczorną, dnia powszedniego przerywały cudne symfonie i
oratoria, dolatujące z wnętrza kościółka, To była mowa, to były zwierzenia
cichego samotnika.
Aż
oto niedawno tonami ukochanego instrumentu pożegnał ten niezwykły człowiek
padół płaczu. Była to śmierć prawdziwie dramatyczna. W miasteczku odbywał się
pogrzeb jednego z dostojniejszych obywateli. Podczas egzekwii w kościele
zgromadziła się tłumnie ludność miejscowa. Helling na chórze grał marsz żałobny
Chopina. A gra jego była dnia tego jeszcze cudniejsza, niż zwykle, przepojona
jakimś naprawdę nadziemskim uczuciem i siłą. Nagle, przy ostatnim niemal
akordzie dźwięki zerwały się, zamilkły...
Gdy
cisza przedłużała się, ksiądz i kilku parafian, zaniepokojeni pospieszyli na,
chór. Gdy tam przybyli, oczom ich przedstawił się smutny widok. Przy organach
zobaczyli bezwładne ciało organisty, z głową na klawiaturze, z rękami obwisłymi,
a bliższe badanie przekonało obecnych, że duch już uleciał ze swej ziemskiej
powłoki do tego Pana nad Panami, którego chwałę dźwięki jego instrumentu przez
tyle lat światu głosiły.
Szkoda,że zaprezentowany stół gry nie pochodzi ze strzeleńskiego kościoła.
OdpowiedzUsuńCzekam za zamontowaniem organów na chórze. Pamiętam, jak grał pan Adam i godzinę z nim śpiewałam mimo że stał zastępczy instrument elektroniczny.
OdpowiedzUsuń