Już na wstępie spieszę z wyjaśnieniem tytułowych terminów. Otóż, święconym i święconką nazywamy pokarmy święcone w Wielką Sobotę w kościołach i domach, a w miejscach oddalonych - na wsiach: pod krzyżami, figurami i kapliczkami przydrożnymi. Współcześnie proboszczowie wyznaczają, jako miejsca święceń również świetlice, budynki szkolne lub inne, jak np. podwórza lub ogrody. Obecnie wiele pisze się i mówi o polskiej tradycji związanej z tym zwyczajem. Jednak musimy sobie uświadomić, że choć sięga on niepamiętnych czasów, to w granicach współczesnej Polski nie był tak powszechny. Nie praktykowano święcenia pokarmów onegdaj tak powszechnie na Śląsku i Kaszubach, a na terenach przyłączonych po II wojnie światowej zwyczaj ten przyszedł wraz z osadnikami.
Gdybyśmy cofnęli się 200-300 lat wstecz, to nie dalibyśmy wiary, że tak było. Dwór pański i owszem święcił i spożywał, ale pamiętajmy, że większość ówczesnego społeczeństwa traktowana była na równi z niewolnikami. Tak, tak, a mówię o chłopach pańszczyźnianych. Obraz tamtych czasów poznajemy dzięki angielskiemu podróżnikowi Williamowi Coxe'owi, który opisał obraz wsi polskiej końca XVIII wieku: Nieludzki i wprost niewyobrażalny wyzysk. Praca tak ciężka, że do podobnej nie zmuszano nawet zwierząt. Żałosne zarobki, brak jakiejkolwiek opieki i horrendalne warunki życia. Polscy chłopi pańszczyźniani nie byli wcale zdrowi, silni i zahartowani. W przededniu upadku Rzeczypospolitej przedstawiali obraz nędzy i rozpaczy. Ale, że mamy świąteczny nastrój oszczędzę czytelnikowi dalszych opisów, gdyż ich przytoczenie zepsułoby nasze apetyty na wielkanocne jadło.
Dodam jeszcze, że lepiej działo się chłopu - kmieciowi wcześniej w XVI wieku. W tym okresie na wsi panował dostatek i był to ostatni okres Pierwszej Rzeczpospolitej, jadano lepiej i chłopi żyli godnie. Pańszczyzna w owym czasie wynosiła od jednego do dwóch dni w tygodniu w zależności od folwarku. Ale już w XVII wieku prawo polskie nakazywało chłopom 10 dni nieodpłatnej pracy w tygodniu na rzecz właścicieli ziemskich. Chcąc temu sprostać kmiecie do pracy na pańskim folwarku zabierali członków swoich rodzin. W Europie zachodniej pańszczyznę zniesiono pod wpływem odrodzeniowych prądów myślowych już w XIV i XV wieku. Natomiast w Polsce, której bogactwo opierało się na nieodpłatnej pracy kmieci w wielkich gospodarstwach ziemskich, została ona zniesiona dopiero w XIX wieku. I to od tego czasu zaczęło się na wsi poprawiać. Ale w Złotym Wieku kmiecie (przyszli włościanie) mieli się jeszcze całkiem nieźle. Co prawda jedli mniej mięsa niż mieszkańcy dworów, ale niedostatki białka uzupełniali nabiałem, fasolą i grochem. Nie używali też zamorskich przypraw tylko rodzime zioła. Przygotowywali kiszonki, suszyli i wędzili ryby. Większość współczesnych zup takich jak żur, kapuśniak, barszcz i grochówka są spuścizną kuchni chłopskiej tamtego okresu, podobnie jak przepisy na kiszonki, racuchy, naleśniki, podpłomyki, kluski i pierogi.
Zatem, jeżeli dzisiaj mówimy o
wielowiekowej tradycji musimy przymrużyć oczęta. Ta wielowiekowa tradycja w
powszechnym kultywowaniu suto zastawionych stołów wielkanocnych to dopiero wiek
XIX, choć i wówczas z tym bogactwem różnie bywało. Bieda człowiekowi zawsze
towarzyszyła i towarzyszy. Ale przejdźmy do tego, co my pamiętamy i co nam rodzice
i dziadkowie przekazali o wielkanocnych tradycjach. Tak więc, święcone
pokarmy, mają nam zapewnić przez cały rok płodność, obfitość, zdrowie oraz
dostatek. Dlatego też trzeba poświęcić je w Wielką Sobotę, a w tym roku również
w Wielką Niedzielę. Co powinno znaleźć się w koszyku lub na stole, wyliczmy to.
Na pierwszym miejscu chleb, jako podstawowy pokarm,
który dla chrześcijan jest najważniejszym symbolem, przedstawiającym ciało
Chrystusa. Gwarantuje on pomyślność i dobrobyt. Oczywiście nie niesiemy,
czy nie kładziemy na stole całego bochna. Do święcenia odkrawamy kawałek z
chleba, który będziemy jeść podczas wielkanocnego śniadania. Z kolei na chlebie
pieprz i sól, które służą do przyprawienia jajek oraz innych potraw, które spożywamy
przy wielkanocnym stole. Czarny zmielony pieprz w święconce symbolizuje gorzkie
zioła oraz niewolniczą pracę. Natomiast sól dodaje potrawom smaku, chroni
przed zepsuciem i ma właściwości oczyszczające. Kiedyś wierzono, że potrafi
odstraszyć zło. Bez soli nie ma życia. Dla chrześcijan symbolizuje
sedno życia i prawdy, stąd też mówimy o „soli ziemi“ - tak Jezus nazwał swoich
uczniów, wybrańców. W koszyku i na stole nie może zabraknąć jajka, które zapewnia
płodność. Symbolizuje życie i choć weszło do święconki najpóźniej, najbardziej
kojarzy się ze Świętami Wielkanocnymi. Pamiętajmy, że do koszyczka wkładamy
jajka ugotowane na twardo i pisanki, zaś na stół podajemy ugotowane na miękko,
no i to, co z koszyka. Nieodłączną przyprawą wielkanocną jest - o czym
powinniśmy pamiętać - chrzan, którego korzeń symbolizuje krzepę i siłę. Ma
przynieść nam dobre zdrowie. Wzmacnia właściwości potraw - szczególnie
tych tłuściejszych, które są w wielkanocnej święconce.
A teraz przejdźmy do tego
przysłowiowego clou, czyli do szeroko pojętych wędlin. Najpopularniejsze, to
oczywiście szynki i kiełbasy, czyli głównie wyroby z wieprzowiny, które mają przynosić zdrowie,
płodność i dostatek. Na czoło wysuwa się szynka gotowana i kiełbasa biała
parzona. Mile widziane są wszelakie wędzonki i pasztety - niekoniecznie w
koszyku, ale na stole w towarzystwie popularnej zylcy. W tym miejscu
przypominam również o baranku, choć on z masła. Koniecznie dodajcie również ser
(choć może on być w formie ciasta - sernika), gdyż jest on oznaką przyjaźni, porozumienie
między człowiekiem a przyrodą. Gwarantuje zdrowie i rozwój, szczególnie w
gospodarstwach wiejskich stada domowych zwierząt: krów, kóz i owiec, od których
pochodzi. Na stół wielkanocny trafia również żur, czyli nie postna, ale silnie
kraszona kiełbasą i skwarkami z wędzonego boczku zupa, z dodatkiem jajka i
plasterka gotowanego schabu - może być szynka.
Święconka bez ciasta, to jak niedziela bez mszy. W dawnych latach stanowiło przewagę smakołyków świątecznych na stołach wielkanocnych. W moim domu rodzinnym był oddzielny stolik, który zastawiony był babami, mazurkami i plackami. Wyczytałem, że pojawiło się ono w koszyczkach dość niedawno - w każdym bądź razie pamiętam je zawsze. Jest ono ponoć znakiem umiejętności i doskonałości. Nie chodzi tu o gotowe wypieki i słodkości, ale ów kawał ciasta domowego wypieku, najlepiej w postaci baby lub mazurka, ze nie wspomnę o serniku.
Do koszyczka ze święconką dodawane są także inne potrawy lub ozdoby, a przez dzieci wrzucane cukierki i jajka-niespodzianki). Jednak w myśl tradycji, w święconce najpierw musi się znaleźć siedem głównych pokarmów, które wyżej już wymieniłem. Co zaś tyczy dekoracji stołu to pamiętajmy o wiosennych kwiatach, zielonej rzeżusze, które pięknie uzupełnią świąteczny stół, przy którym podzielimy się z najbliższymi poświęconym jajkiem i innymi pokarmami. I znowu te słowo clou, czyli: puszyste bazie, gałązki brzozy z młodymi zielonymi listkami i bukszpan, a pomiędzy tym wszystkim baranek z czerwoną chorągiewką przyozdobioną krzyżykiem i napisem Alleluja…
Reprodukcje obrazów:
Święcone, B. Rychter-Janowska; Święcone, Teodor Axentowicz,
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz