środa, 23 kwietnia 2025

Strzelno zainaugurowało 1000-Lecie Koronacji Bolesława Chrobrego.

W legendarnych dziejach Strzelna odkrywamy, że na przełomie marca i kwietnia 997 roku Wojciech Sławnikowic, książę czeski i biskup Pragi, w drodze do Prus przejeżdżał przez kujawskie Strzelno. Czy zatem w granicach współczesnego miasta już wówczas funkcjonowała jakaś osada? Wydarzenie z biskupem Wojciechem - opisane w miejscowej legendzie - jest wszystkim dobrze znane i w związku z tym pozwala nam na fantastyczne przeniesienie się w piastowską epokę. Był to czas kiedy władcą Polski z dynastii Piastów był książę Bolesław (992-1025). My zaś, zatrzymajmy się 28 lat po wizycie Wojciecha, czyli w 1025 roku, kiedy to Bolesław koronował się na pierwszego króla Polski.

Już na samym wstępie zaznaczam, że ówcześni mieszkańcy osady - jeżeli takowa istniała - nie mieli zielonego pojęcia o tym, co dzieje się w pobliskiej stolicy Polan w Gnieźnie. Była Wielkanoc, 18 kwietnia 1025 roku w katedrze na Wzgórzu Lecha książę Bolesław - nazwany później przez potomnych Wielkim lub Chrobrym - nałożył na swoją głowę koronę. Ta koronacja stała się jednym z najważniejszych wydarzeń w dziejach Polski. Już wcześniej bo od ćwierć wieku blask korony towarzyszył księciu, a stało się to odkąd na pamiętnym Zjeździe Gnieźnieńskim w roku 1000 cesarz Otto III symbolicznie nałożył księciu Bolesławowi na skronie swój własny diadem. Widząc przepych jaki towarzyszył powitaniu cesarza rzymskiego w Gnieźnie, tenże powiedział: - Nie godzi się takiego i tak wielkiego męża, jakby jednego spośród dostojników, księciem nazywać lub hrabią, lecz wypada wynieść go na tron królewski i uwieńczyć koroną. Podjęte wówczas w Stolicy Apostolskiej starania o zgodę na koronację zostały storpedowane przez przeciwników księcia Bolesława. Dalszym dążeniom w tym kierunku przeszkodziła śmierć życzliwego księciu cesarza Ottona III oraz konflikt z jego następcą Henrykiem II.

Bolesław Chrobry zręcznie wykorzystał sytuację cesarstwa po śmierci swego wroga Henryka II, która miała miejsce w 1024 roku, jak i równoczesną śmierć papieża Benedykta VIII, by - nie pytając się nawet o zgodę ich następców – dopełnić ceremonii namaszczenia i koronacji, wieńczących długoletnie starania. Dokonał tego niemal w przeddzień śmierci, która nastąpiła niespełna dwa miesiące później - 17 czerwca 1025 roku.

 

A my tymczasem zajrzyjmy do wnętrza gnieźnieńskiej katedry oczami i wyobraźnią Jana Matejki przyjrzyjmy się przebiegowi ceremonii koronacyjnej. Na obrazie namalowanym w 1889 roku przedstawione teatrum miało odnosić się do fantastycznego wydarzenia - sceny odnoszącej się do 1000 roku. Przed ołtarzem, na którym złożono trumnę ze szczątkami doczesnymi św. Wojciecha stoi Bolesław, trzymając włócznię św. Maurycego i gwóźdź z Krzyża Świętego - dar cesarza Ottona. Biskup Radzynty, brat przyrodni św. Wojciecha wraz z cesarzem kładą mu na głowę koronę królewską. Cesarz, Otto stoi boso, wyrażając cześć szczątkom świętego męczennika Wojciecha. Za Ottonem widzimy księżniczkę Kunhildę z synem Mieszkiem II. Dalej stoi rycerz Stoigniew z mieczem, obok Światopełek książę kijowski i Bezprym, starszy syn Bolesława. Na pierwszym planie na prawo rycerz Nawoj z rodu Sieciechów wsparty na tarczy i w hełmie z orlimi skrzydłami. Obok złotego tronu - podarunku. Ottona, stoi brat króla Władywój, trzymając chorągiew królewską. Zza kolumny wygląda Emeryk węgierski. W głębi świątyni rycerstwo i tłum gości.

Ta pierwsza koronacja, czyniąca z monarchy pomazańca bożego, była również aktem politycznym, manifestacją woli niepodległości i suwerenności rodzącego się państwa polskiego. Polskę zaczęto też odtąd - od 1025 roku - określać i opisywać jako królestwo. Jednakże godność monarsza jej władców ostatecznie utrwaliła się dopiero po koronacji Władysława Łokietka w 1320 roku. Trzeba o tym pamiętać, patrząc na godło państwowe, na którym korona na głowie Orła Białego przypomina o tej pierwszej koronacji, dokonanej tysiąc lat temu. 

I już na marginesie dodam, że pierwsza odnotowana na starych pergaminach wzmianka o Strzelnie sięga dopiero roku 1133 i została zapisana ręką Jana Długosza (1415-1480) około 300 lat później. Ale tym w stu procentach pewnym dokumentem była bulla Celestyna III z 1193 roku, w której adresie zapisano: Papież Celestyn, sługa sług Bożych, umiłowanym w Chrystusie córkom: Beatrycze, pani klasztoru Najświętszej Marii Panny w Strzelnie, i jej siostrom, obecnym i przyszłym, które złożyły śluby zakonne, na wieczną pamięć. (…).

 

piątek, 18 kwietnia 2025

Wielkanoc


Wielkanoc 2006 rok - Dawidek z babką, w 1/3 przez niego zjedzoną
Wielkanoc 2021 rok - Dawid przy stole wielkanocnym u Dziadków...
Przywoływanie przeszłości to podróż sentymentalna w odległe czasy dzieciństwa, czy do lat młodzieńczych, kiedy na co dzień obcowaliśmy z dziadkami i rodzicami. Owe zwracanie się, czy wręcz sięganie do zakamarków naszej pamięci to nic innego jak odkurzanie tradycji i dorobku kulturowego wielu pokoleń, które tak po prawdzie składają się na nasze dzisiejsze jestestwo, a które zapisane zostało w pamięci dawnymi opowieściami naszych bliskich - jak to drzewiej bywało?

I dzisiaj tak właśnie się dzieje przed ważnymi w naszym życiu momentami, a szczególnie świętami. Wówczas zastanawiamy się jak to babcia i mama robiły, wracając przy tej okazji do starych przepisów na wypieki, sałatki, galarty, pasztetu, szynki i kiełbasy. Jest to coś niesamowitego w tym współczesnym zagonionym świecie, w tej pogoni za lepszym jutrem, w codziennym opychaniu się byle czym, co nasycone jest konserwantami i uniwersalnymi smakami, a co nie ma nic wspólnego z naszą kuchnią regionalną.



Zatem mamy Wielkanoc! Zastanówmy się, czy wręcz przypomnijmy sobie, jak te święta dawniej przeżywali mieszkańcy Strzelna. By wydobyć dziewiętnastowieczną prawdę o świętach Zmartwychwstania Pańskiego, wystarczy sięgnąć do dzieł Kolberga i starej prasy. By zaś dopełnić obrazu tych świąt, sięgnijmy do albumów z kartami pocztowymi czy albumów malarskich z obrazami, na których artysta wymalował stoły wielkanocne, kosze ze święconkami itd.

Ale zanim nastały te dni świąteczne, na 40 dni przed ich „eksplozją” rozpoczynał się post, który autentycznie powodował w organizmach naszych przodków, w miarę upływu tych dni, ogromne pragnienie zjedzenia czegoś co zowie się mięsem, czy słodkim ciastem. Przez 40 dni jedzono żur nie kraszony z ziemniakami lub chlebem, groch, fasolę – jako wysokobiałkową strawę, kluski żytnie i ziemniaczane z mlekiem, a niekiedy i z samą wodą oraz biały ser w formie gziku lub klusek – pierogi leniwe. Po prostu poszczono, oczyszczając organizm i modląc się podczas piątkowych nabożeństw – Drogi Krzyżowej.

Dawno temu, kiedy to byli z nami - Joanna i Marcin

Czytający ten tekst młodzi zapewne powiedzą, co ten wapniak wypisuje: żur, czyli osolona woda zaciągnięta ukiszoną mąką żytnią, jałowe ziemniaki, suchy chleb, groch, gzik, mleko – brrrryyyy, przecież to jest nie do przełknięcia. I macie rację, że ten aż tak umartwiający jadłospis nie ma dzisiaj prawa bytu.

Ale powiem wam, ja ów przysłowiowy wapniak, co przeżył niejeden taki 40-dniowy post, że wspomnienie dwudniowej uczty przy stole świątecznym do dzisiaj jest najpiękniejszym wspomnieniem tamtych lat. Może dlatego, że byli rodzice, babcia, ciocia i nas siedmioro dzieciarni oraz wielkie pragnienie zjedzenia kiełbas, szynki, zylcy oraz słodkich mazurków, tortu, ciasteczek i owego cudownego sernika. Nie wspomnę sałatek, jajek, ćwikły i chrzanu wykręcającego nos.



Zajrzyjmy do kuchni naszego dzieciństwa, pomijając tę kolbergowską z XIX wieku, do tej sprzed kilkudziesięciu lat, czyli lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych minionego stulecia, która najbardziej utrwalona, kontynuowana jest współcześnie przez nas samych.     

W wielkim tygodniu dniami szczególnymi były te trzy ostatnie. W Wielki Czwartek wszyscy udawaliśmy się do kościoła na wieczorne uroczystość Ostatniej Wieczerzy Pańskiej. W tym dniu była to jedyna msza św. Ale również w tym dniu zaczynały się kulinarne przygotowania do świąt. Corocznie mama poświęcała przedpołudnie na pieczenie kruchych ciastek, którymi zapełniała wielkie blaszane pudło. Innymi wypiekami były babki piaskowe w korytku, w formie okrągłej, karbowanej oraz kamionkowej. Również przygotowywała spody pod mazurki i biszkopt na tort. Lukrowanie bab, nadziewanie i dekorowanie tortu i mazurków oraz sernika upieczonego w piątek, następowało w sobotę z wczesnego ranka.

Wracając do czwartku, to po południu mama mieliła i przyprawiała mięso na białą kiełbasę, zaś wieczorem po przyjściu z kościoła napełniała tym farszem mięsnym jelita świńskie.  Później wisiały pęta na drążkach, roznosząc woń po całym mieszkaniu. Również w tym dniu bejcowała mięsiwa, przygotowując je do piątkowego pieczenia.

Wielkanoc 2024



W piątek do południa wszyscy szliśmy do spowiedzi. Z kartkami w ręku, kolejno podchodziliśmy do mamy, z prośbą o wybaczenie naszych występków - grzechów - i całowaliśmy rodzicielkę w dowód skruchy w rękę. Pamiętam, jak mama uśmiechając się, wycierała w fartuch dłoń i ze słowami - żałuj za grzechy, podawała spracowaną dłoń do ucałowania. Dziś tego zwyczaju już chyba nikt nie stosuje, a przecież było to takie piękne.

W tym najbardziej postnym z postnych dni w naszym domu przygotowywane były wszystkie mięsiwa – oczywiście bez próbowania. Tak, więc wcześniej nasoloną szynkę należało opłukać i silnie związać dratwą na wzór siatki. Następnie gotowało się ją z dodatkiem warzyw i przypraw, tyle godzin ile kilogramów ważyła. Po ugotowaniu lądowała w kadzi z zimną wodą, a mama tłumaczyła nam pytającym się - dlaczego? - by zachować jej soczystość. W trakcie przygotowywane były mięsiwa do pieczenia. Ojciec uwielbiał wołowinę w całości. Mama słuszny kawał takiego mięsa szpikowała słoniną, soliła, pieprzyła - bez tych współczesnych przypraw do mięs – kładła do brytfanny na rozgrzany tłuszcz i opiekała. Później dusiła z dodatkiem czosnku i cebuli, pod szczelnym przykryciem. Kolejnym mięsiwem była karkówka zwinięta w baleron i podobnie, ale bez słoniny, pieczona i duszona. Omastą całości był wyśmienity pasztety z dziczyzny. Co roku i ja pasztet robię, niekiedy z dziczyzny, a w tym roku wieprzowy – pychota. Bardzo dobre pasztety robią moi bracia myśliwi: Michał i Antoni - jadłem, palce lizać.


Mama miała tak zaplanowaną pracę, że między tymi mięsiwami, jeszcze znajdowała czas na zrobienie pysznej „zylcy", czyli galartu z golonek. Do zastygnięcia, zylca wylewana była do dużej kamiennej, okrągłej formy. Zylcę polaną octem w dużych ilościach połykał tata, jako przekąskę pomiędzy posiłkami. W tym czasie starsi bracia tarli chrzan w korytarzu przy sztucznie wywołanym przeciągu. Natrzeć musieli tej przyprawy cały słój, a już samym jego doprawieniem zajmowała się mama. Kilka dni wcześniej, wysiewana była gorczyca na ligninie i robiona była ćwikła, czyli ugotowane, obrane i pokrojone w plastry czerwone buraczki, ściśle ułożone w weckach, a następnie zalane kwaśno-słodką zalewą: lekko osolona i osłodzona gotująca woda z dodatkiem ziela angielskiego, listka bobkowego, cebuli, korzenia chrzanu i octu. Był to nieodzowny dodatek do mięs na zimno. Dziś najlepszą ćwikłę robi brat Grzesiu. 

W piątek, wcześnie rano, mama zakradała się do sypialni i uchylając pierzyny, wybijała na naszych nogach „Boże Rany". Ten manewr nie ominął nikogo, nawet ojca. Wołając: Boże Rany! Boże Rany! - niemiłosiernie śmigała witkami po naszych nogach, przy okazji sprawdzając: - Maryś znowu nóg nie umyłeś! Cały dzień pościliśmy. Rano chleb z marmoladą i czarna kawa zbożowa, na obiad polewka, wieczorem herbata i chleb z dżemem. Mama z tatą w ogóle nie jedli w tym dniu, jedynie pili kawę zbożową. Wieczorem szliśmy wszyscy obowiązkowo do kościoła na liturgię i do Grobu Pańskiego. Po powrocie, jak starczyło czasu, to jeszcze robiliśmy - mama lub któryś ze starszych braci - baranka z dwóch osełek masła.

W sobotę rano z kuchni ulatniał się zapach parzonej białej kiełbasy. Na tym wywarze, jak i na wcześniejszym z gotowanej szynki, mama przygotowywała świąteczny żur z jajcem na twardo i plasterkiem szynki. Także z rana rodzicielka ciachała warzywa na sałatkę, gdyż bigosu nie gotowaliśmy na Wielkanoc. Wielkanoc to zimny stół, wyjątek stanowił żurek na ciepło, gorąca biała kiełbasa i jajca na miękko. Te na twardo, gotowane były w sobotę w łupinach od cebuli, dawało to jasnobrązowy kolor. Kilkanaście ugotowanych bez barwienia jaj służyło nam do wykonania różnymi technikami przecudnych pisanek. A były to jajca kolorowane farbkami wodnymi, kredkami pastelowymi i wyklejane kolorowymi bibułkami. Najpiękniejsze pisanki wychodziły spod pędzla mamy, malowała je po mistrzowsku.


Pomimo tych zapachów i krzątaniny, post nadal obowiązywał, nawet po poświęceniu jadła, czyli tzw. święconego, które nosiliśmy do kościoła w ogromnym koszyku wiklinowym. Kiedy już nastał zmrok, wszyscy jak jeden mąż zasiadaliśmy do stołu i kleiliśmy pudełka na prezenty, jakie to w nocy, a właściwie nad ranem przynosił do domy naszego „Zając". Kartoniki te mościliśmy siankiem wykonanym z drobniutko pociętej zielonej krepy i bibuły. Były to tzw. gniazdka, które następnie składaliśmy w różnych, ale widocznych zakamarkach, po to by rano odkryć w nich wszelakie słodkości: cukrowe zajączki, kurczaczki, jajeczka, czekolady, batony itp. słodkości.

Ale, zanim do tego doszło, starsi bracia i rodzice chodzili na rezurekcje, czyli uroczystą, pierwszą z rana mszę św. z procesją. Po mszy św., kiedy obywatelstwo opuszczało kościół, odbywał się harmider niebywały. Kilkoro mężczyzn odpalało ładunki karbidu (gazu powstałego z mieszaniny wody i kamienia karbidowego) nagromadzonego w specjalnie przygotowanej puszce. Detonacjom towarzyszył silny huk!

Po przybyciu z kościoła mama, przy naszej pomocy szykowała śniadanie wielkanocne. Myśmy zastawiali ogromny dwunastoosobowy stół świąteczną zastawą, a następnie: galartami, mięsiwami na zimno, szynką gotowaną, jajcami na twardo, sałatką, barankiem z masła, pięknymi okrągłymi chlebami, ćwikłą i innymi dodatkami. Wszystko udekorowane było „grynszpanem", jak zwykliśmy nazywać gałązki zimozielonego bukszpanu. W kuchni parzyła się biała kiełbasa i parówki dla najmłodszej dziatwy; podgrzewał się żur i gotowały się pięciominutowe jajka na miękko. Oddzielny ośmiokątny stolik brydżowy załadowany był ciastami: tortem, mazurkami, sernikiem, babami silnie lukrowanymi, ciasteczkami i czym tam się jeszcze dało. Kiedy siadaliśmy do stołu, wszyscy czekali, aż mama obierze jajko podzieli je na drobne kawałki i wszystkich, niczym Bożonarodzeniowym opłatkiem, poczęstuje z życzeniami Wesołego Alleluja! Bezwzględnie odmawialiśmy modlitwę: Pobłogosław Panie Boże nas i te dary, które z twej szczodrobliwości spożywać mamy Amen.


W ruch szły noże i widelce, w pierwszej kolejności pałaszując ciepłe potrawy, zimne zostawiając na później. Obiadu w tym dniu nie wystawialiśmy. Stół stał cały dzień zastawiony smakowitościami, jeno podchodziło się do niego i pojadało: zimne mięsiwa z sosami tatarskim i majonezem oraz z dodatkiem ćwikły; szynkę z chrzanem, podobnie białą kiełbasę; no i oczywiście ciasta wszelakie.

Wielkanoc kończyła spożywanie żuru „kroszonygo hoczykim", jak mawiała nasza sąsiadka z podwórza. Kiedy onegdaj zapytałem się jej: - Sąsiadko, a jaki to jest ten żur? Wówczas pokazała mi. Do gotującej się wody, z lekka osolonej, wlewało się zakwas z żytniej mąki wcześniej uczyniony. Gdy ten połączył się z wodą i przybrał właściwą konsystencję, dla zup zagęszczonych, wkładało się do gara pogrzebacz do białości w palenisku rozżarzony. Jego zetknięcie z żurem powodowało wybicie się tłustych oczek powstałych z wytrącenia się białka z przefermentowanej mąki żytniej.

Wesołego Alleluja!!!


Kiedy ta Wielka Noc nastanie życzymy Wam drodzy czytelnicy bloga „Strzelno moje miasto” na Zmartwychwstanie Pańskie dużo szczęścia i radości, które niechaj zawsze w dobrych Waszych sercach goszczą, zaś w jasnych duszach niechaj nadzieja poruszy i swym optymizmem wszystkie żale Wam zagłuszy. Zdrowych, Pogodnych Świąt Wielkanocnych, pełnych wiary, nadziei i miłości, radosnego, wiosennego nastroju, serdecznych spotkań w gronie rodziny i wśród przyjaciół oraz wesołego „Alleluja” życzą:

Lidia i Marian Przybylscy


środa, 9 kwietnia 2025

Strzeleńskie zabytki w muzeach i archiwach

XVII-wieczny obraz Dwóch modlących się mnichów ze Strzelna.

Kilka dni temu, kiedy za pośrednictwem Facebooka poinformowałem znajomych o rwie kulszowej, która mnie ponownie nawiedziła, w komentarzu napisał do mnie Leszek Kabaciński z Gniezna, zachęcając: - Teraz pisz o zabytkach ze Strzelna, które znalazły się w innych muzeach… Do tej słownej zachęty załączył zdjęcie XVII-wiecznego obrazu. Jako, że Leszka znam z poletka genealogicznego i z ogromnej wiedzy o „Jego Gnieźnie” odpowiedziałem niniejszym - odkurzonym - artykułem, meldując: Leszku! Zadanie wykonane! Dopowiem jeszcze, że w styczniu 2021 roku obiecałem wrócić do Gniezna i napisać o obrazie, którego zdjęcie przesłał mi Leszek. I stało się tak, ale jak to bywa, artykuł schował się w pliku, który zniknął z mojego pola widzenia. Leszku, dziękuję za przypomnienie!     

Strzeleńskie zabytki w muzeach i archiwach

Tych najcenniejszych jest kilkaset, począwszy od Bulli Celestyna III dla klasztoru Norbertanek w Strzelnie z dnia 9 kwietnia 1193 roku, poprzez dziesiątki innych średniowiecznych, rękopiśmiennych dokumentów, a skończywszy na prezentowanym dzisiaj XVII-wiecznym obrazie olejnym. Wszystkie te zabytki ruchome zaczęły zmieniać miejsce swojej lokalizacji ze Strzelna na inne miejsca - szczególnie: Poznań, Gniezno, Bydgoszcz, Kraków - od czasu nieświadomego ich wypożyczania oraz zabierania przez instytucje państwowe i kościelne. Wszystko zaczęło się od śmierci proboszcza ks. Ignacego Martena (1862-1882). Do czasu objęcia parafii w 1886 roku przez nowego proboszcza ks. Karola Wojczyńskiego przez cztery lata był wakat, parafią administrował wikariusz ks. Dionizy Strybel. To on w tym czasie uległ naciskowi i wypożyczył niemalże całe archiwum parafii i klasztoru norbertańskiego poznańskiemu Królewskiemu Archiwum do naukowego użytku, łącznie z bullą papieską z 1193 roku. Już nigdy dokumenty te nie wróciły do Strzelna, a dzisiaj przechowywane są - po ich przekazaniu z Poznania - w Archiwum Państwowym w Bydgoszczy.

Obraz pozostałości niegdyś przebogatego archiwum strzeleńskiego daje nam, przybyły przed 1888 rokiem do proboszcza w Strzelnie, Wojciech Kętrzyński - do 1861 roku nazywający się Adalbert von Winkler - wybitny polski historyk. Znalazł on w resztkach archiwum Liber Mortuorum Monasterii Strelnensis Ordinis Praemonstratensis i wydał tę księgę w MPH t. V, Lwów 1888 (s. 718-767). We wstępie do tejże księgi napisał: - Wśród nielicznych książek i rękopisów, pozostałych w Strzelnie na Kujawach po Norbertankach, znalazłem zarzuconą księgę zmarłych tegoż klasztoru. Również w czasach pruskich z plebani strzeleńskiej wywieziono do muzeum - zbiorów Towarzystwa Historycznego Obwodu Nadnoteckiego (dzisiejsze Muzeum Okręgowe) w Bydgoszczy jeden z dwuch pięknych holenderskich pieców kaflowych.



W latach międzywojennych, za czasów proboszcza ks. prał. Ignacego Czechowskiego, na plebani i w archiwum parafialnym znajdowało się wiele cennych dzieł sztuki i dokumentów. Po wojnie, a szczególnie po 1960 roku, kiedy Prymas Stefan Wyszyński erygował Archiwum Archidiecezjalne w Gnieźnie, zgodnie z wprowadzonymi przepisami wytworzone w parafii dokumenty zaczęły sukcesywnie wzbogacać zasoby gnieźnieńskie. Podobnie stało się z dziełami sztuki i artefaktami znalezionymi podczas prac archeologicznych i konserwatorskich. Te romańskie znalazły się w Muzeum Narodowym w Poznaniu i tam wzbogacają dział sztuki romańskiej, inne w magazynach uczelnianych Poznania i Torunia oraz innych. Od 1989 roku ruchome dzieła sztuki zaczęły trafiać do erygowanym przez Prymasa Józefa Glempa Muzeum Archidiecezjalnym w Gnieźnie. To tam m.in. znalazł się prezentowany dzisia XVII-wieczny obraz olejny.

Tak o tym obrazie pisał ks. Ignacy Czechowski: - W mieszkaniu proboszcza znajduje się kilka starych obrazów z XVII i początków XVIII wieku. Pośród nimi ...duży obraz, wyobrażający dwóch mnichów modlących się przy kaganku... Natomiast w Kataloguzabytków sztuki w Polsce... z 1982 roku wymieniony został obraz: - dwaj modlący się przy świecy zakonnicy, barokowy z XVII wieku. Tak więc, wiemy już, że obraz przetrwał w zasobach strzeleńskich do czasów powstania Muzeum Archidiecezjalnego w Gnieźnie i trafił do niego. Kiedy to nastąpiło? Otóz w 1981 roku pochodzący z Mogilna ks. Jan Kasprowicz został opiekunem gromadzonych w katedrze gnieźnieńskiej dzieł sztuki pochodzących z parafii archidiecezjalnych. W tym czasie dotarł do Strzelna, do ks. Kan. Alojzego Święciochowskiego i w uzgodnieniu z nim zabrał obraz Dwóch modlących się mnichów, który po koserwacji wzbogacił zbiory tworzącego się muzeum.     

Historycy sztuki i teolodzy dopatrzyli się w scenie z mnichami nie tyle modlących się, co dyskutujących o Bożych sprawach zakonników. Tę tezę możemy wyczytać ze swoistego teatrum przedstawionego przez anonimowego mistrza doby baroku, który obraz namalował prawdopodobnie na zlecenie prepozyta Mikołaja Jaskólskiego (1639-1681), ten zawisł w jednej z sal - drewnianego wówczas - dworu prepozyckiego. Wpatrując się w postaci mnichów, zauważamy u tego trzymającego krzyż na wysokości stóp Chrystusowych, iż ma on na dłoniach stygmaty. Czyżby to był św. Franciszek z Asyżu? Zapewne tak, jest to Franciszek, a obok niego brat Leon, który był jedynym świadkiem stygmatyzacji Franciszka i tylko jemu Biedaczyna pozwolił dotykać swych stygmatów i zmieniać opatrunki. To jego znajdujemy wśród najpiękniejszych kart franciszkanizmu, która zawiera wspaniały dialog między św. Franciszkiem i bratem Leonem o „Prawdziwej i doskonałej radości”. Możliwe że i z tego powodu brat Leon uważany jest za jednego z najbardziej znanych towarzyszy Franciszka.

Reasumując, według wszelkich prawdopodobieństw - uknutych przeze mnie - obraz przedstawia moment otrzymania przez św. Franciszka stygmatów, moment wyobrażony i utrwalony pędzlem nieznanego, acz dobrego artysty. Franciszek w geście rąk i z szeroko rozwartymi źrenicami zdaje się pytać Ukrzyżowanego: - Panie, czym ja sobie zasłużyłem? Zaś świadek brat Leon, widząc, co się stało rzewnie, z przymkniętymi powiekami, dziękuje Jezusowi za ten cudowny dar…

Dodam, że o obrazie Dwóch modlących się mnichów pisał w 2022 roku również Damian Michał Rybak.

 

sobota, 5 kwietnia 2025

Jan Dałkowski Patron Szkoły Podstawowej nr 2 w Strzelnie

Jan Dałkowski

Patron Szkoły Podstawowej nr 2 z Oddziałami Dwujęzycznymi  w Strzelnie

W poczcie zasłużonych strzelnian na poczesnym miejscu znajdujemy osobę szczególną, Jana Dałkowskiego, ostatniego przedwojennego kierownika Publicznej Szkoły Powszechnej nr 1 w Strzelnie. Nie był strzelnianinem z urodzenia. Przybył do miasta jako dojrzały mężczyzna, mając 27 lat. Tutaj ześrodkował swoje życie rodzinne, tutaj urodzili się jego dwaj synowie. Dość powiedzieć, że był nauczycielem wielce zaangażowanym w życie publiczne i społeczne naszego miasta. W okresie międzywojennym był członkiem niemalże wszystkich ważniejszych organizacji, jakie działały na terenie miasta. Mieszkańcy liczyli się z jego głosem i darzyli kierownika wielką estymą. On sam zajmował wysokie stanowiska we władzach miejskich, będąc radnym miejskim i członkiem Zarządu Miejskiego – społecznym wiceburmistrzem.

 Jan Dałkowski

Dzieciństwo i lata młodzieńcze

Jan Dałkowski urodził się 20 maja 1899 r. w Wielichowie w powiecie śmigielskim w Wielkim Księstwie Poznańskim, tzw. Prowincji Poznańskiej, obecnie województwie wielkopolskim. Jego rodzicami byli Andrzej Dałkowski (ur. w 1865 r.) syn Jana i Katarzyny Sobkowiak oraz Józefa Bzyl (ur. w 1869 r.) córka Stanisława i Anieli Sibilskiej. Rodzice związek małżeński zawarli w 1889 r. w Wielichowie. Ojciec był wiceprezesem Rady Nadzorczej, a od 1915 roku członkiem Zarządu Banku Ludowego w Wielichowie. Początkowo na własny rachunek, a później wraz z teściem Józefem Bzylem prowadził wytwórnię wyrobów tytoniowych. Jan miał pięcioro rodzeństwa: brata Dezyderego Wincentego (ur. 1892), siostrę Anielę (ur. i zm. 1896 r.), siostrę Agnieszkę (ur. 1903 r.), brata Walentego (ur. 1905 r.) i siostrę Mariannę (ur. 1606 r.).

Akt urodzenia Jana Dałkowskiego z adnotacją o śmierci

Edukację swą rozpoczął w wieku 6 lat w szkole katolickiej w Wielichowie. Po jej ukończeniu naukę kontynuował w Szkole Wydziałowej w Międzyrzeczu, a następnie w pilskim seminarium nauczycielskim.

Udział w Powstaniu Wielkopolskim

W 1917 r. przerwał naukę w związku z powołaniem do armii niemieckiej. W listopadzie 1918 r. wrócił do Wielichowa i zaangażował się w działalności podziemia narodowego. W grudniu wstąpił do wielkopolskich wojsk powstańczych, tak zwanej kompani wielichowskiej i wziął udział w oswobodzeniu Wielichowa i okolicy. Był członkiem Straży Ludowej. Oto fragmenty opracowania o powstańcach z Wielichowa, z którymi nasz bohater brał udział w walkach wyzwoleńczych: 

(…) Ogółem stan kompanii wielichowskiej wynosił 300 powstańców w tym 236 w kompanii frontowej i 64 w garnizonowej. Broń i zaopatrzenie zdobywano i uzupełniano poprzez walkę, rozbrajanie Niemców oraz dostawy organizowane przez dowództwo powstania. Dowódcy kompanii wielichowskiej podlegała także pod względem taktycznym kompania wilkowska w sile 95 powstańców. W późniejszym okresie stan kompanii wielichowskiej uległ powiększeniu. Wielichowo stało się garnizonem powstańczym.

8 stycznia pod wieczór, zgodnie z rozkazem, stanęło na rynku wielichowskim ok. 400 powstańców. Tego samego wieczora kompania jako alarmowa wyruszyła do Wolsztyna, gdzie została zakwaterowana.

9 stycznia na patrolu zwiadowczym pod Kopanicą został ciężko ranny Stanisław Karczmarek z Gradowic (zmarł 11 stycznia).

(…)

30 stycznia po ogłoszonym alarmie oddział wyruszył do Kopanicy w celu wzmocnienia obrony i odparcia ataku Niemców na miasto. Po walce miasto pozostało w rękach powstańców.

Następnego dnia kompania zajęła pozycje w rejonie Kargowy. Wyznaczono posterunki rozpoczęto patrolowanie okolicy i wykonywanie zwiadów. Na jednym ze zwiadów dostał się do niewoli Franciszek Nijaki z Wielichowa.

Od 31 stycznia kompania wielichowska została włączona w skład 11 kompanii IV batalionu Grupy Zachodniej. Dowódcą kompanii został podporucznik Wojciech Eckert.

12 lutego rozpoczął się bój o Kargowę z liczniejszymi, regularnymi oddziałami niemieckimi. Do walki stanęło 314 powstańców z kompanii wielichowskiej i wilkowskiej. Z powodu przewagi Niemców i silnego ostrzału artyleryjskiego powstańcy zaczęli się wycofywać w stronę Kopanicy, do której częściowo zdołał wtargnąć nieprzyjaciel. Jednak dzięki ściągniętym posiłkom w sile kompanii z Wolsztyna, Niemcy zostali odrzuceni, a Kopanica utrzymana. W nocy 13 lutego nieprzyjaciel uderzył ponownie, używając tym razem gazów bojowych. Atak nie powiódł się. Powstańcy wykazali się bohaterstwem i ogromnym poświęceniem. Mimo wielokrotnej przewagi wroga nie chcieli opuszczać stanowisk. Woleli ginąć niż oddać nieprzyjacielowi wyzwoloną, polską ziemię. Wielu z nich walczyło do ostatniego naboju. W walce poległo 8 powstańców z Wielichowa, 1 z Gradowic i 1 z Łubnicy. (…) 

W czasie Powstania Wielkopolskiego Jan Dałkowski walczył między innymi pod: Kargową, Kopanicą, Rakoniewicami, Rostarzewem, Wielkim Grójcem i Wolsztynem. W powstaniu udział brali krewni matki, Bzylowie z Wielichowa, z których, Kazimierz poległ 12 lutego 1919 r. pod Kargową. Jan Dałkowski został pośmiertnie Uchwałą Rady Państwa nr 12.31-0.1063 z dnia 31 grudnia 1958 roku odznaczony Wielkopolskim Krzyżem Powstańczym.

Jan Dałkowski w latach młodzieńczych

Praca - nauczyciel

Po zakończeniu walk kontynuował naukę w Poznaniu na kursach seminaryjnych. Ukończył je złożeniem pierwszego egzaminu nauczycielskiego 12 lutego 1920 r. Później dokształcał się na Wyższych Kursach Nauczycielskich, składając egzaminy: nauczycielski i wydziałowy. W zawodzie nauczycielskim pracował do sierpnia 1922 roku w Publicznej Szkole Powszechnej w Trzuskołoniu (obecnie gmina Niechanowo w powiecie gnieźnieńskim), a następnie od 1 września 1922 roku w Państwowej Szkole Wydziałowej w Mogilnie. Była to koedukacyjna placówka oświatowa, działająca w latach 1921-1929 i kształciła młodzież na poziomie średnim. 

Kierownik Szkoły Powszechnej w Strzelnie

1 września 1926 roku został przeniesiony do Strzelna, gdzie objął posadę pierwszego nauczyciela i tymczasowego kierownika Publicznej Szkoły Powszechnej. Po okresie próbnym 1 stycznia 1927 roku Kuratorium w Poznaniu powierzyło mu stałą posadę kierownika PSP w Strzelnie. Kierował pracą 12., a późnie 14. nauczycielami, którzy uczyli początkowo 508, a w 1931 roku już 693 dzieci. W pierwszym roku pracy w Strzelnie organizuje liczne uroczystości rocznicowe oraz wycieczkę szkolną klas VI i VII do Gniezna. Jedną z uroczystości, w której udział wzięli reprezentanci władz miejskich i powiatowych były obchody 25-lecia strajku szkolnego we Wrześni. Tę aktywną pracę kontynuował również w latach następnych. W międzyczasie ukończył kurs instruktorski Przysposobienia Wojskowego (PW) oraz Szkołę Podchorążych Rezerwy Piechoty w Śremie, w stopniu kaprala podchorążego.

Za jego staraniem w 1930 roku przeprowadzono gruntowny remont obiektów szkolnych przy placu Świętego Wojciecha. Wówczas też pobudowano nowe ogrodzenie szkoły wg projektu architekta Wróblewskiego z Inowrocławia. Kolejny remont miał miejsce w 1932 roku. W trakcie jego trwania urządzono w szkole trzy pracownie: geograficzną, przyrody żywej i historyczną.

Szkoła przy Placu św. Wojciecha w Strzelnie, 5 listopada 1932 uroczyste sadzenie drzewek odmiany "crataegus rubra"

Rozwijając współpracę z organizacjami społecznymi takimi jak Związek Pracy Obywatelskiej Kobiet, Związek Strzelecki i Sodalicja Marjańska sprawił, iż organizacje te objęły patronatem ok. 250 ubogimi dziećmi. W czerwcu 1932 roku stanął na czele wielkiej manifestacji antyniemieckiej w sprawach polsko - gdańskich. Odbyła się na miejscowym Rynku i podczas niej wygłosił referat, omawiający całokształt zagadnień polsko - gdańskich. Po referacie mówca odczytał rezolucję, którą licznie zebrana publiczność przyjęła z wielką owacją. Manifestację zakończono odśpiewaniem „Roty“ Konopnickiej. 22 grudnia tegoż roku Jan Dałkowski został odznaczony Medalem Niepodległości. Ciekawą inicjatywą było dobrowolne opodatkowanie się w 1933 roku grona nauczycielskiego na rzecz bezrobotnych nauczycieli. W II półroczu tegoż roku zaprowadzono w szkole samorząd klasowy. W tymże samym roku uczestniczył w tzw. „kuciu łańcucha dobroczynnego wsparcia” na rzecz utworzenia Powiatowej Biblioteki Związku Strzeleckiego w Mogilnie.

Wśrodku z dziećmi stoi Jan Dałkowski, na lewo od niego w mundurze oficerskim burmistrz Stanisław Radomski

Jan Dałkowski był jednocześnie kierownikiem Publicznej Szkoły Dokształcającej Zawodowej w Strzelnie prowadzonej pod patronatem Izby Rzemieślniczej w Poznaniu, która swą siedzibę miała również w budynku przy ulicy Szerokiej (Gimnazjalnej) 18. Nadto prowadził kursy mistrzowskie dla czeladników różnych branż rzemieślniczych. W kwietniu 1937 roku w salach Szkoły Powszechnej nr 1 urządził wraz z młodzieżą Publicznej Szkoły Dokształcającej Zawodowej wystawę, która wzbudziła wielkie zainteresowanie wśród sfer rzemieślniczych i obywateli miasta Strzelna. Uroczystego otwarcia w obecności komitetu wystawowego, przedstawicieli rzemiosła i grona nauczycielskiego dokonał osobiście kierownik Dałkowski, wygłaszając równocześnie piękne przemówienie. Eksponaty zostały rozmieszczone w trzech obszernych salach. W 1938 roku doprowadził do uruchomienia świetlicy dla uczniów szkoły dokształcającej w pomieszczeniach byłej siedziby władz miejskich przy ul. Inowrocławskiej róg z Lipową.

W wydanej w 1933 r. jednodniówce Publicznej Szkoły Powszechnej pt. „Z Życia Naszej Szkoły”, a przygotowanej przez Jana Dałkowskiego i grono uczniów klas VI i VII-mych, autor stwierdził m.in.: Szkoła nie tylko uczy, ale i wychowuje. Wychowujemy młodzież w duchu religijnym i państwowym (...) Młodzież szkolna to przyszli obywatele Polski, to nasza polska przyszłość. Muszą to być jednostki jak najwięcej świadome swych obowiązków wobec Państwa, które będą codziennie pracowały, a w czasie walki będą gotowe każdej chwili chwycić za broń (...). W owym czasie w szkole prężnie działały dwie drużyny harcerskie, Kółko historyczne przy Pracowni historycznej, Biblioteka uczniowska, Koło Młodzieży PCK, Pracownia geograficzna i Pracownia przyrodnicza, Kółko Miłośników Radia, Kółko Szkolne Ligi Morskiej i Kolonijnej, Kółko Misyjne, Sklepik szkolny oraz Kółko Ligi Obrony Powietrznej i Przeciwgazowej. Poza pracą zawodową prowadził rozległą działalność społeczną.

 

Liczba dziatwy szkolnej rosła z roku na rok, szkoła przy ul. Gimnazjalnej robiła się co raz ciaśniejsza. Przez szereg lat zabiegał o jej rozbudowę. W końcu udało się zdobyć środki i w 1937 roku rozpoczął budowę piętrowego skrzydła południowego wraz z wieżą i zapleczem. Budynek w surowym stanie i z wykończonym parterem gotowy był w sierpniu 1939 roku do częściowego zasiedlenia. Wybuch II wojny światowej przeszkodził tym planom.

Społecznik
Jan Dałkowski prowadził również ożywioną pozaszkolną działalność publiczną. Był członkiem komisji obwodowych w wyborach do Sejmu i Senatu RP, 24 stycznia 1928 roku został mianowany Dekretem Prokuratora przy Sądzie Apelacyjnym w Poznaniu zastępcą asystenta Prokuratury przy strzeleńskim Sądzie Powiatowym, a trzy lata później ławnikiem tegoż sądu. W tym samym roku został wiceprzewodniczącym Zarządu Ligii Obrony Przeciwlotniczej i Przeciwgazowej w Strzelnie. Od 1929 roku był członkiem Powiatowego Komitetu Wychowania Fizycznego i Przysposobienia Wojskowego w Strzelnie. W latach 1929-1931 prezesował miejscowemu Towarzystwu Gimnastycznemu „Sokół”. Od 1931 roku był społecznym członkiem Magistratu Miasta Strzelna, a następnie członkiem Zarządu Miejskiego. W 1931 roku został również naczelnym komisarzem spisowym na powiat strzeleński oraz mianowanym przez Okręgowy Urząd Ubezpieczeń w Poznaniu przewodniczącym tymczasowej komisji rozjemczej Kasy Chorych w Strzelnie. W latach 1932-1938 był społecznym zastępcą Burmistrza Strzelna. Ponadto był wiceprezesem Zarządu Ogniska ZNP, przewodniczył miejscowemu Związkowi Strzeleckiemu oraz był członkiem Ochotniczej Straży Pożarnej i od 1934 roku jako prezes stał na jej czele. W latach 1930-1933 sprawował funkcję redaktora naczelnego strzeleńskiej gazety „Nadgoplanin”. Od 1934 roku był członkiem Koła Związku Weteranów Powstań Narodowych Rzeczypospolitej Polski 1914-1919 w Strzelnie, w którym sprawował funkcję członka Zarządu oraz członka Komisji Charytatywnej. 30 maja 1934 roku został zweryfikowany jako powstaniec wielkopolski w stopniu kaprala podchorążego pod pozycją listy 2859 i wpisany do ewidencji Archiwum Towarzystwa dla badań nad historią Powstania Wielkopolskiego pod numerem 10314. Był stałym prelegentem niemalże wszystkich uroczystości miejskich i regionalnych.

Rada Miasta Strzelna - za stołem siedzi 2. od lewej Jan Dałkowski, wiceburmistrz, w środku burmistrz Stanisław Radomski.

Za swą działalność został uhonorowany: 5 listopada 1929 roku Medalem Pamiątkowym za Wojnę 1918-1920, następnie 22 grudnia 1932 roku Medalem Niepodległości, Odznaką Pamiątkową Wojsk Wielkopolskich, Brązowym Medalem za Długoletnią Służbę, 6 sierpnia 1938 roku Srebrnym Krzyżem Zasługi - za zasługi na polu pracy społecznej oraz pośmiertnie Wielkopolskim Krzyżem Powstańczym. W Strzelnie założył rodzinę. Poślubił Wandę Annę Popławską ur. 31 maja 1909 roku w Dębnie, córkę Ignacego i Pelagii z Trampoczyńskich. Małżonkowie mieli dwóch synów: Macieja Jana (ur. 19.01.1933 r. w Strzelnie – zm. 17.10.1986 r.) i Bartłomieja Jana (ur. 01.10. 1937 r. w Strzelnie – zm. 20.07.1981 r.). 

W 1939 r. został aresztowany przez Niemców i osadzony, w urządzonym na strzelnicy Bractwa Kurkowego (tereny niedaleko dzisiejszego Stadionu Miejskiego), obozie zwanym „Bereza”. Po kilku dniach zwolniono go, jednak wkrótce ponownie aresztowano. Dnia 25 listopada 1939 r., wraz z innymi więźniami, został rozstrzelany w Lasach Miradzkich. Jego ciało spoczęło w zbiorowej mogile pod Cienciskiem.

Już wkrótce, 9 grudnia 1939 r. żonę zamordowanego Jana Dałkowskiego, Wandę wraz z dziećmi Niemcy wywieźli do Generalnej Guberni. Jak wspomina w swoim pamiętniku Irena Firyn, wnuczka właścicieli mleczarni państwa Gąsiorowskich: 20 grudnia 1939 r. środa - (…) Wujek przywiózł też wiadomość od p. Dałkowskiej. Jest spory kawał za Warszawą w Sobole­wie pod Garwolinem. Jechali 4 doby. W drodze odebrali im pierścionki, obrączki i pieniądze, zostawiając im po 5 marek na osobę.

 

wtorek, 1 kwietnia 2025

Tajemniczy pogrzeb i zdjęcie

Zdjęcie pochodzi z platformy eBay, czyli serwisu aukcji internetowych i opisane zostało na odwrotnej stronie, iż przedstawia: - Leichenparade in Strelno - Kondukt żałobny w Strzelnie. Zrobione zostało podczas okupacji i przedstawiony na nim został fragment konduktu pogrzebowego zmierzającego spod kościoła ewangelickiego przez ówczesny Adolf Hitler Platz - Rynek w kierunku cmentarza tegoż wyznania. Wówczas wjazd główny na teren nekropoli był od Colerstrasse - ul. Kolejowej. Karawanowi asystują żołnierze Wehrmachtu. Na pierwszym planie widzimy ich trzech i zapewne po drugiej niewidocznej stronie karawanu również było ich trzech.

Pierwsze, co przyszło mi na myśl to, to: - iż fotografia przedstawia pogrzeb Alfreda Plagensa, syna właściciela fabryki maszyn rolniczych Richarda Plagensa. Przypomnę, że Richard był właścicielem fabryki maszyn rolniczych, która mieściła się przy ówczesnej Herman Goering Strasse, czyli ul. Hermana Goeringa - współcześnie ul. Świętego Ducha. Dzisiaj w tym miejscu znajduje się „Biedronka”. Jak podają oficjalne niemieckie źródła, Alfred Plagens ur. się 15 sierpnia 1923 roku w Blumendorf - Kolonia Ciechrz, a zmarł (lub zginął) po deportacji 2 września 1939 roku (podawana jest również data 5 września 1939 r.) w Poznaniu. Był uczniem Gimnazjum Schillera w Poznaniu - Schillergymnasium. Jego matką była Gertruda Plagens. Pochowany został w Poznaniu, a następnie ekshumowany i przewieziony do Strzelna, gdzie 1 listopada 1939 roku odbył się jego pogrzeb.

Lata okupacji - przed zborem ewangelickim na strzeleńskim Rynku, przezwanym przez Niemców Adolf Hitler Platz.

O śmierci Alfreda Plagensa dowiadujemy się z trzech źródeł, a mianowicie z nekrologu prasowego opublikowanego 28 października 1939 roku, listy strzeleńskich Niemców zaginionych podczas działań wojennych (Archiwum Państwowe w Poznaniu) oraz z powojennego procesu okupacyjnego landrata (starosty) mogileńskiego Ericha Daniela. W nekrologu odnotowano, iż:

- Nach Verschleppung zu Tode gekommen Sohn und Bruder Alfred Plagens im Alter von 16 Jahren. In tiefem Schmerz Familie Richard Plagens, Strelno - Zmarł po porwaniu syn i brat Alfred Plagens w wieku 16 lat. W głębokim bólu Rodzina Richarda Plagensa, Strelno. 

W wykazie zaginionych we wrześniu 1939 roku Niemców strzeleńskich podane zostały dane osobowe Alfreda oraz data i miejsce pochówku. Natomiast podczas procesu Ericha Daniela, z protokółu z 8 czerwca 1948 roku rozprawy głównej przed Sądem Okręgowym w Gnieźnie na sesji wyjazdowej w Mogilnie, dowiadujemy się o samym pogrzebie dziecka Plagensa. Według zeznania świadka Leona Ornatka - powojennego burmistrza Strzelna - wynikało, że był on na pogrzebie Plagensa i widział oskarżonego Daniela. Dalej powiedział: - Jak mi wiadomo, zostało dziecko Plagensa zabite w Poznaniu na skutek bomby. Plagens urządził wielki pogrzeb podając, że dziecko zostało zamordowane przez Polaków. Na słowa Ornatka, Daniel odpowiedział: - Nie byłem obecny na pogrzebie dziecka Plagensa. Wydaje mi się, że odbył się on zanim ja do Mogilna przybyłem.

Z zeznania Ornatka dowiadujemy się, że młody Plagensa zginął podczas niemieckiego bombardowania Poznania, które miały już miejsce 1 września 1939 roku. Natomiast na liście zaginionych we wrześniu 1939 roku, Niemcy wpisali miejsce śmierci Iwenoer Wald. Jak było? Wracając zaś do landrata Daniela, zaprzeczającego swojego udziału w ceremonii pogrzebowej w Strzelnie musiał on niewątpliwie kłamać, odpowiadając na zeznanie świadka: - Do Mogilna przybyłem 25 września 1939 roku. Następnie dodał, iż dopiero: - 26 października 1939 roku powołany zostałem do tymczasowej administracji starostwem powiatowym w Mogilnie - pełniąc obowiązki starosty - Landrata… Daniel swoje urzędowanie rozpoczął już we wrześniu, a pogrzeb odbył się 1 listopada, zatem musiał być na tym pogrzebie. Przecież ojciec zmarłego Alfreda, Richard Plagens stał na czele powiatowych struktur NSDAP (Narodowo-socjalistycznej Niemieckiej Partii Robotniczej) i był komendantem strzeleńskiego obozu, tzw. „Berezy”. Zatem, landrat czuł się w obowiązku, by uczestniczyć w tejże ceremonii, chociażby ze względów partyjnego podlegania Plagensowi.

Cmentarz ewangelicki w Strzelnie

Wracając zaś do zdjęcia, stwierdzam, że był to pogrzeb znaczącej osoby, lub kogoś pochodzącego z kręgów rodzinnych miejscowej władzy. Trumnie towarzyszy asysta Wehrmachtu, a do tego ilość wieńców wskazuje na status zmarłego. Z dużą dozą pewności należy stwierdzić, że zdjęcie mogło być wykonano 1 listopada 1939 roku o czym mogą świadczyć jesienno-zimowe ubiory, a to dlatego wgląd części parterowej elewacji kamienicy Pińkowskich - Radomskich, która została przebudowana w roku następnym, i w której swoją siedzibę miało miejscowe Gestapo. 

O Richardzie Plagensie dodam, że urodził się on 1 marca 1901 roku w Strzelnie. Był synem przemysłowca Johana Heinricha Plagensa i Amalii Julianny Mutschler. Zmarł 24 sierpnia 1970 roku w Großburgwedel - Dolna Saksonia. Przeciwko niemu i kilku innym Niemcom z naszego terenu (min. Okupacyjnemu burmistrzowi Strzelna Willemu Schmiedeskampowi) toczyło się w RFN postępowanie karne o zbrodnie - oskarżeni mieli zainicjować lub brać udział w zamordowaniu ponad 30 obywateli polskich, w szczególności w 1939 roku, a prawdopodobnie także później, w ramach „Selbstschutzu” - „Samoobrony” w Grossee (Jeziorach Wielkich) i okolicach. Postanowieniem Prokuratury Generalnej w Kassel z dnia 19 października 1976 roku sprawa została oddalona. W tym czasie obaj, zarówno Plagensa jak i Schmiedeskamp (zm. 15.01.1971 r.), już nie żyli.

 

niedziela, 30 marca 2025

Stanisław Radomski (1900-1978) Burmistrz Strzelna (1927/28-1939)



Po Pińkowskim, Ciesielskim i Busza był czwartym i ostatnim burmistrzem międzywojennego Strzelna. Z opowiadań wielu mieszkańców, z którymi rozmawiałem o burmistrzu Stanisławie Radomskim, dowiedziałem się, że cieszył się on ogromnym szacunkiem i poważaniem wśród strzelnian. Był autorytetem dla tych wszystkich, którym przyszło zetknąć się z nim, a to za sprawą dotrzymywania raz powiedzianego słowa. Kiedy zlikwidowano w 1932 r. powiat strzeleński stał na stanowisku, iż: - Strzelno ze swą wzorową infrastrukturą powinno pełnić rolę miasta wiodącego w powiecie mogileńskim.

I choć przyszło mu sprawować funkcję w okresie wielkiego kryzysu ekonomicznego, radził sobie doskonale w zarządzaniu miastem i jego agendami. Oczywiście miał również swoich przeciwników i to zarówno wśród elit miejskich, jak i stanu średniego. Jednakże w sprawach strategicznych dla miasta potrafił dogadywać się i zjednywać te osoby. 

Burmistrz Stanisław  Radomski (siedzi w środku) z Radą Miejską Strzelna (lata 30. XX w.). Po jego prawej stronie wiceburmistrz Jan Dałkowski.

Jak donosiła 23 grudnia 1927 r. „Gazeta Bydgoska”: Strzelno wybrało sobie nowego burmistrza. Jest nim prawnik p. Radomski, rodak strzeliński, którego rodzice zamieszkują od dawna w tym mieście i prowadzą skład rzeźnicki. Podjęcie tej decyzji przez Radę Miejską, inspirowane było przez doktora Jakuba Cieślewicza. Wiedział on o decyzji przejścia dotychczasowego burmistrza Tadeusza Buszy na stanowisko wojewódzkiego inspektora pożarnictwa do Poznania i dlatego już wcześniej zabiegał by nakłonić młodego Stanisława do objęcie tej funkcji. Jako osoba o wielkim i niepodważalnym autorytecie rekomendując kandydata zaznaczył, iż: nie ma drugiego takiego. Były to słowa prorocze, gdyż po latach, gdy mieszkańcy wspominali burmistrza, podkreślali jego profesjonalizm i ogromne zaangażowanie w sprawy miasta Strzelna.

Stanisław Radomski urodził się 15 kwietnia 1900 r. w Strzelnie. Rodzicami jego byli Łucjan i Pelagia z Bukalskich, Radomscy. Przodkowie wywodził się z Mogilna, z Radomskich, tych z ziemi, jak po latach wspominają potomkowie tej rodziny, związani ze Strzelnem. Matka była rodowitą strzelnianką i pochodziła ze znanego rodu mieszczańskiego. Ojciec prowadził rzeźnictwo w nieistniejącym już budynku przy ul. Świętego Ducha 22 [Obecnie w tym miejscu znajduje się posesja Wiesława Wojdyły]. Po wybudowaniu nowego domu po drugiej stronie parceli, od strony ul. Stodolnej [Obecnie A.A. Michelsona], rodzina zamieszkała w nowym domu. Stanisław miał sześcioro rodzeństwa, siostry: Izabelę (zmarła jako niemowlę), Marię zamężną Ruszkiewicz i Melanię zamężną Grząbka oraz braci: Tadeusza, Henryka i Leonarda.



Stanisław Radomski w szkole podchorążych w Śremie

Po ukończeniu Katolickiej Szkoły Ludowej w Strzelnie, kontynuował naukę w klasycznym gimnazjum w Gdańsku - w latach 1914-1915, a następnie gimnazjum w Wilhelmshaven w Dolnej Saksonii - w latach 1916-1918, gdzie zdał maturę.

Po ukończeniu nauki powrócił w rodzinne strony - do Strzelna. Wkrótce rozpoczął studia prawnicze na Uniwersytecie w Poznaniu. Studiował do 1924 roku, tj. do uzyskania licencjatu. Z jego najbliższej rodziny studiowali również dwaj kuzyni, strzelnianie Heliodor Radomski w Poznaniu oraz Edmund Ruciński na Politechnice Warszawskiej. W latach 1925-1927 przeszedł szkolenie w Szkole Podchorążych Rezerwy Kawalerii Nr 3 przy 3. Dywizji Kawalerii w Śremie, po czym, już w szlifach podoficerskich w 1932 roku awansował na stopień podporucznika, a w 1938 roku na stopień porucznika. 

W grudniu 1927 roku Rada Miejska w Strzelnie wybrała Stanisława Radomskiego, burmistrzem Strzelna. Z nowym rokiem objął urząd, a Dekretem Wojewody Poznańskiego z dnia 28 marca 1928 roku mianowany został komisarycznym burmistrzem Strzelna i kierownikiem Urzędu Stanu Cywilnego na obwody Strzelno miasto i Strzelno wieś. Wojewoda w nominacji zastrzegł sobie prawo odwołania komisarycznego burmistrza w każdym czasie, jednakże z prawa tego nigdy nie skorzystał. Jego zastępcą został aptekarz Michał Stęczniewski, później Ignacy Świątkiewicz oraz Jan Dałkowski. 

Rok 1936 Gwiazdka z pocztowcami. Piąty od lewej w I rzędzie siedzi burmistrz Stanisław Radomski
Z chwilą objęcia stanowiska Radomski podjął się złagodzenia skutków bezrobocia, które w lutym 1928 r. wynosiło około 100 bezrobotnych, jedynych żywicieli rodzin. W porozumieniu ze starostwem wydawano im: masło, chleb, mąkę, kaszę, cukier, słoninę, sól, naftę i węgiel. Nadto Stacja Opieki nad Matką i Dzieckiem wydawała 1 litr mleka dziennie. Już z początkiem roku miastu udało się nabyć gazownię i wodociągi będące dotychczas w rękach niemieckiego Towarzystwa Centralnego Gass und Wasserwerke Gestande w Berlinie. Rada uchwaliła dla nich budżety po stronie przychodów i wydatków, dla wodociągów miejskich 20.860,40 zł i dla gazowni 87.690,00 zł. Uchwalono również 6 nowych jarmarków i dni cotygodniowych targów (wtorek, piątek). Z wczesną wiosną ruszyły w miejskie inwestycje, przystąpiono do nowego brukowania ulic, i to począwszy od szosy Mogileńskiej przez ulicę Kolejową, św. Ducha, Rynek, Inowrocławską, do szosy Inowrocławskiej, później od szosy mogileńskiej, przez ul. Młyńską do szosy Młyńskiej. …Inicjatywę Magistratu należy powitać z uznaniem, …Tak oto informowała czytelników 17 kwietnia 1928 r. prasa bydgoska w rubryce Z Poznańskiego i Pomorza. Prace te miały też związek z budową nowoczesnych gmachów Kasy Chorych i Szpitala Powiatowego zlokalizowanych przy ulicach św. Ducha i Młyńskiej.

Burmistrz Radomski zabiegał o to, by budżet miasta był racjonalnie realizowany. Dla przykładu na lata 1932-1933 zamykał się on kwotą 220 tys. zł. Dla sprawniejszego zarządzania miastem powołał na urząd społecznego zastępcy burmistrza, od kwietnia 1932 r., Jana Dałkowskiego, dyrektora szkoły. W 1931 r. był jednym z inicjatorów powołania miejscowego Towarzystwa Przeciwgruźliczego, którego prezesem został dr Truszczyński. 

Uroczystość wręczenia sztandaru Związkowi Weteranów Powstań Narodowych RP 1914-1919 Koło w Strzelnie
Z okazji różnych uroczystości wygłaszał mowy, które osobiście przygotowywał. Jedno z takich wystąpień miało miejsce 19 marca 1932 r. podczas Dnia Imienin Marszałka Piłsudskiego. Tej i tym podobnych uroczystości odbywało się w Strzelnie wiele, w których burmistrz osobiście brał udział, perfekcyjnie do nich się przygotowując. 18 maja 1933 r. czynnie uczestniczył w wizytacji parafii św. Trójcy w Strzelnie, którą prowadził bp Laubitz. Zawsze w imieniu miasta witał dostojników kościelnych na placu przed Parkiem Miejskim [Obecnie plac Daszyńskiego]. Zwyczaj ten był powszechnym w okresie międzywojnia. Uroczystości i imprezy kulturalne za jego burmistrzowania urosły do rangi wzorcowych, dla okolicznych miast, a przykładem może być wizyta w 1937 r. gen. Józefa Hallera, która przyjęła rangę święta o wymiarze ogólnopolskim.

Burmistrz Stanisław Radomski z proboszczem strzeleńskim, ppłk. WP, kapelanem wojsk powstańczych w 1919 r. ks. prałatem Ignacym Czechowskim
Burmistrz Radomski silnie zaangażował się w działalność licznych organizacji społecznych. Prezesował, jak tradycja nakazywała, miejscowej OSP do 1934 r., po czym delegował do tej funkcji swego następcę Jana Dałkowskiego, przewodniczył Miejskiemu Komitetowi Przysposobienia Obronnego i Wychowania Fizycznego. Uczestniczył w życiu każdej organizacji, a ze szczególnym upodobaniem uczestniczył w jubileuszach pracowniczych, jak chociażby 25-leciu pracy zawodowej robotnika gazowni i wodociągów Jana Małolepszego. Miasto, o co zabiegał, swój kapitał lokowało w akcjach, m.in.: w Komunalnym Banku Kredytowym w Poznaniu, w Radiu Poznań i innych. W celu ożywienia handlu zwiększył liczbę jarmarków do 12 rocznie. Wybudował na przełomie roku 1928/1929 dom dla bezdomnych na tzw. Sybili, a następnie cegielnię (Bławatki). Rozbudował szkołę powszechną i uruchomił w dobie wielkiego kryzysu roboty publiczne. 

W 1938 r. zawarł związek małżeński z Klementyną z domu Hubert, córką restauratora, hotelarza, kupca oraz właściciela tartaku parowego Tomasza Huberta i Franciszki z Biniakowskich. Teść burmistrza był wieloletnim radnym miejskim, a od 1929 r.  członkiem magistratu. Młodzi ślub cywilny zawarli 30 października 1938 r., a następnie w dniu 22 grudnia 1938 r. ślub kościelny w Częstochowie. Klementyna urodziła się 30 października 1904 r. w Strzelnie.



Klementyna i Stanisław Radomscy

Kiedy do Strzelna podeszły wojska niemieckie zajmując stolicę powiatu Mogilno, burmistrz Stanisław Radomski pod namową rodaków i miejscowych Niemców, opuścił wraz z żoną miasto. Wcześniej udzielił odprawy i zaopatrzył wszystkich urzędników w niezbędne dokumenty oraz nakazał im ewakuację. Władzę w mieście przejął burmistrz komisaryczny Józef Rutkowski. Przyczyn opuszczenia Strzelna należy doszukiwać się w obawach przed represjami, jakie niewątpliwie czekały go ze strony okupanta. Jak wspomina członek jego najbliższej rodziny:
We wrześniu 1939 r., po wypowiedzeniu Niemcom wojny przez polskiego sojusznika, Anglię, rozochocony i niesiony wyobrażeniem bliskiego zwycięstwa tłum strzelnian, wiecujący na Rynku, obrzucił kamieniami sklepy miejscowych Niemców wybijając szyby i niszcząc ich mienie. W tym czasie, zajęty ewakuacją urzędów, wujek, nie zareagował na postępowanie ziomków i nie zajął jednoznacznego stanowiska wobec tych wydarzeń, a szczególnie nie ujął się za Niemcami. Nie przewidując również skali tego wiecu, na którym zabrały się tłumy strzelnian, nie dał zabezpieczenia policyjnego. Niektórzy Niemcy, właśnie jemu mieli za złe, że dopuścił do tych ekscesów i, że nie dał ochrony policyjnej

Inna wersja tegoż tumultu nawiązuje do 8 września, kiedy to wybuchły walki w Markowicach, a według której, ostateczna interwencja burmistrza Radomskiego zapobiegła linczowi. Otóż mieszkańcy Strzelna zgromadzili się na rynku i podburzeni przez kilku rozgorączkowanych uciekinierów, przystąpili do tumultu. Poczęto głośno pomstować i złorzeczyć na mieszkających w Strzelnie obywateli niemieckiego pochodzenia. Dało się słyszeć głosy, jakoby mieli oni współpracować z wrogiem narodu polskiego i że to oni sprowadzili do Markowic żołnierzy niemieckich. W ruch poszły kamienie. Tłum zaczął w Rynku wybijać szyby z okien wystawowych sklepów należących do obywateli polskich niemieckiego pochodzenia. Odgłosy tumultu dotarły do magistratu, zaniepokojony burmistrz Stanisław Radomski biegiem udał się na Rynek i przemówił do wzburzonego tłumu, odciągając ludność od chuligańskich czynów. Tłumaczył ludziom, pośród którymi byli również uciekinierzy, że tego typu czyny są przestępstwem i zabronione, a ci, którzy tumult czynią podlegają bezwzględnemu prawu wojennemu. To wystąpienie uspokoiło mieszkańców i zapobiegło linczowi, do którego namawiali uciekinierzy z okolic Szubina i Bydgoszczy. Burmistrz wiedział, że w mieszkaniach pozostali jedynie spokojni i Bogu ducha winni Niemcy, gdyż zaangażowani społecznie i politycznie mężczyźni zostali już wcześniej internowani.

Burmistrz Radomski wraz z żoną Klementyną miasto opuścili 11 września 1939 roku. Udali się do Kalisza, gdzie znaleźli w miarę bezpieczne schronienie i żyli w ukryciu. W czerwcu 1941 roku Stanisław został rozpoznany i zadenuncjowany do Gestapo. Dokonał tego przypadkowo spotkany Niemiec ze Strzelna. W konsekwencji tego Stanisław i Klementyna zostali aresztowani. Podczas pobytu w więzieniu Gestapo w Kaliszu Klementyna urodziła dziecko, które po kilku tygodniach zmarło.


Po wyzwoleniu niemieckiego obozu koncentracyjnego Mauthausen-Gussen. Pierwszy od lewej stoi Stanisław Radomski, za nim w berecie Ignacy Przybylski, w środku dr Antoni Gościński 

We wrześniu 1941 roku Stanisław został przewiezieni do Inowrocławia, gdzie odbyła się rozprawa przed okupacyjnym Sądem Specjalnym w Inowrocławiu. Osądzono go za złe traktowanie Niemców w trakcie pełnienia obowiązków burmistrza - na sześć lat obozu koncentracyjnego i wysłano najpierw do obozu koncentracyjnego nr V w Neu Sustrum. W styczniu 1943 roku przeniesiono go do obozu koncentracyjnego Mauthausen-Gusen, gdzie przebywali również strzelnianie, w tym i mój ojciec, Ignacy. Tam też zachorował na tyfus i dzięki opiece lekarskiej, również więźnia, dr Antoniego Gościńskiego - przedwojennego lekarza Szpitala Powiatowego w Strzelnie - przeżył, uratowany jak wielu strzelnian, obozową gehennę. Posiadał numer obozowy 49757/11484. Jako więzień zatrudniony był w firmie Steine ​​und Erden GmbH z Reichswerke „Hermann-Göring”, Kalkwerk Winterberg, Bad Grund. Natomiast żonę Klementynę z Kalisza wysłano do niemieckiego obozu koncentracyjnego w Ravensbrück, gdzie przesiedziała do czasu wyzwolenia obozu przez Rosjan. 

Po wyzwoleniu obozu i zakończeniu działań wojennych, Stanisław Radomski został zatrudniony w ST. George w Austrii w Counter Intelligence Corps (CIC) - kontrwywiad Armii USA i pracował jako cywil od 10 maja 1945 roku do marca 1948 roku. Wówczas dodatkowo władał językami: niemieckim, angielskim, francuskim i rosyjskim. Następnie poprosił o zwolnienie z CIC ze względu na niskie zarobki, które nie wystarczały utrzymać rodziny. W międzyczasie 1 grudnia 1945 roku dowódca Counter Intelligence Corps (CIC) porucznik Robert C. Galbraith wystawił rekomendację Stanisławowi Radomskiemu o treści (tłumaczenie z angielskiego Marcin Przybylski):

1. Niniejszym rekomenduję pana Stanisława Radomskiego, obywatela polskiego, jako pracownika o wielkich zdolnościach i uczciwości.

2. Niżej podpisany zna pana Radomskiego od maja 1945 r., kiedy to został zwolniony z obozu koncentracyjnego w Mauthausen w Austrii po wielu latach więzienia z przyczyn politycznych.

3. Od tego czasu pan Radomski pracował dla niżej podpisanego w CIC, a jego praca była doskonała.

4. Charakter pana Radomskiego jest doskonały, a jego uczciwość i rzetelność są ponad wszelką krytykę. Jego podejście do pracy uczyniło go wielką pomocą dla Amerykanów.

5. Gorąco polecam Pana Radomskiego na każde stanowisko, na którym może być bardzo przydatny.

porucznik Robert C. Galbraith dowódca CIC

Życiorys napisany i podpisany przez Stanisława Radomskiego - Monachium 1948 r.

z Austrii przeniósł się do Niemiec, dokąd przybyła również jego żona i oboje zamieszkali w Berchtesgaden, a od 9 sierpnia 1946 roku zamieszkał w Bad Reichenhall w Bawarii, a następnie w Monachium. 25 grudnia 1946 roku w Bad Reichenhall urodził się ich syn Krzysztof. Od 11 sierpnia 1948 roku pracował w Monachium w 7. Szpitalu jako specjalista ds. konserwacji. Podlegało mu 100 pracowników z podsekcji: warsztat, pralnia, ogród, grupa robotników oraz personel sprzątający.

We wrześniu 1949 roku opuścili Niemcy i udali się do USA. Tam zamieszkali w Portland w stanie Oregon. Stanisław początkowo pracował w przedsiębiorstwie budowy dróg i autostrad, a następnie, aż do czasu przejścia na emeryturę, zajmował kierownicze stanowiska w miejscowym koncernie gazowniczym. Strzelno odwiedził w tym czasie dwukrotnie. Po raz pierwszy przybył w 1959 roku. Z tej okazji zorganizował spotkanie z byłymi swoimi pracownikami, w którym uczestniczył również mój ojciec. W spotkaniu uczestniczył nadto były powojenny burmistrz i późniejszy przewodniczący Prezydium Miejskiej Rady Narodowej Feliks Michalak. Pominięcie w zaproszeniu ówczesnych władz politycznych wywołało poruszenie wśród komunistów, którzy zadenuncjowali Radomskiego do ambasady USA w Warszawie. Jak się później okazało posądzenia, jakoby spotkanie miało podteksty polityczne, były nieuzasadnionymi, gdyż było to spotkanie stricte towarzyskie. Radomski obdarował wszystkich upominkami, władzom miejskim przekazał pewne fundusze na działalność kulturalną oraz proboszczowi znaczną sumę na ratowanie zabytków. Podczas drugiej wizyty w 1971 roku walnie przyczynił się, wraz ze swoim kuzynem Heliodorem Radomskim, do budowy pomnika Pomordowanych Mieszkańców Strzelna i Okolicy, który znajduje się przy ul. Kolejowej w Strzelnie. 

Stanisław Radomski zmarł 28 czerwca 1978 roku w Portland. Spoczął obok swojej małżonki Klementyny, która zmarła w 1972 roku. Pozostawił po sobie syna Krzysztofa, mieszkającego w USA.



Radomscy ze synem Krzysztofem w Portland

Odwiedziny dra Antoniego Gościńskiego w Portland u Stanisława Radomskiego


Cmentarz w Portland

Bratanek Adam Radomski z Kanady (od lewej) i syn Krzysztof Radomski z USA Radomscy podczas czerwcowego spotkania w Portland przygotowują biogram Stanisława Radomskiego - 7 czerwca 2009 r. Zdjęcia z tego albumu wzbogaciły artykuł