wtorek, 24 grudnia 2024

Święta, święta któż to pamięta?

Żłóbek Bożonarodzeniowy w strzeleńskim kościele św. Trójcy i NMP - 1996-1997 rok

Jako, że tradycja nakazuje składanie sobie życzeń, takoż i ja czynię wespół z moją rodziną: z żoną, dziećmi i wnuczętami. Życzymy naszym rodzinom, znajomym, a szczególnie czytelnikom bloga zdrowych, szczęśliwych i spokojnych świąt. By brakującym przestało brakować, by posiadającym starczyło na dzielenie się z potrzebującymi, by zapanowała zgoda i przyjaźń, a szczególnie życzymy spełnienia się wszystkiego, co dobro niesie. Radości bycia z najbliższymi, nawet na odległość. Zaś Tym wszystkim, którzy za chlebem wyjechali i w innych krajach zwyczaj polski kultywują, życzymy wszelkich łask Bożych i pamięci o tych, którzy w kraju pozostali i modlą się za rychłe powroty. Niech przychodząca na ten świat Boża Dziecina błogosławi nam wszystkim.



Nadto - Wam wszystkim - ofiarowuję to moje opowiadanie, które, jak mniemam wprowadzi was w nastrój świąteczny.

Kiedy nastaje okres świąteczny w licznie wydawanych czasopismach możemy wyczytać, jakie to onegdaj panowały zwyczaje bożonarodzeniowe, skąd one się wzięły i czy są jeszcze kultywowane. Wszem i wobec podaje się do wiadomości, że strojna choinka to zwyczaj zachodni i najwcześniej przyjęła się w zaborze pruskim, że kolędy śpiewano już w średniowieczu przy żywej szopce zbudowanej przez św. Franciszka i że pierwszy żłóbek zbudowano w Neapolu w XIII w.. Sporo uwagi poświęca się jadłu świątecznemu: rybom na wiele sposobów sprawionym, grzybom i suszom owocowym, potrawom kapustnym i mącznym z pierogami wszelakimi skrywającymi pyszne nadzienie. Oddzielną pozycję w barwnych czasopismach zajmują wypieki cukiernicze z królującymi piernikami i makowcami, a także innymi pysznymi słodkościami i łakociami świątecznymi.

Moja pamięć przywołuje tak odległe czasy, że można, by je podzielić na wiele epok. Czyż jestem, aż tak stary? Raczej nie, ale mą pamięć wydłużają opowieści mamy o dawnych zwyczajach i wspominki cioci Peli - o tradycjach panujących w strzeleńskich rodzinach. W samym Strzelnie niewiele jest rodzin, których miejscowe korzenie sięgają XVIII w. Można byłoby policzyć je na palcach jednej ręki. Znacząca większość to rodziny, które przybyły do Strzelna w XIX i na przełomie z XX wiekiem. Osiedlając się tutaj zaprowadzały swoje zwyczaje, które niewiele, acz różniły się od miejscowych. Gro nowych mieszkańców stanowili kawalerowie żeniący się ze strzelniankami i na odwrót. Znaczący ich odsetek pochodził z centralnej Wielkopolski, zaś z Kujaw, ograniczał się do tzw. Kujaw rozdzielonych w 1772 r. linią zaborów, czyli Kujaw Zachodnich. Tak też stało się z moją rodziną, której kądziel była miejscową, zaś miecz pochodził spod poznańskiego Głuchowa. 

Jak wiele zwyczajów wniósł dziadek Poznaniak, a jak wiele babcia Kujawianka, dziś nie sposób stwierdzić, gdyż węzłem małżeńskim połączyli się w 1902 r. Ale czytając prasę z II połowy XIX w. mogę śmiało powiedzieć, że święta Bożego Narodzenia, niemalże niczym się nie różniły na obszarze całego zaboru pruskiego. Dlatego też, rozważając temat zwyczajów świątecznych pamiętajmy, że są to święta kościelne, zatem ściśle związane z kalendarzem liturgicznym. Okres poprzedzający te najpiękniejsze polskie święta, to czas Adwentu, czyli oczekiwania na przyjście Bożej Dzieciny. Rozpoczyna się on na cztery tygodnie przed Wigilią. Jako dzieci chodziliśmy w tym okresie na codzienne nabożeństwa poranne, zwane Roratami- odbywały się one o 6:00.

  

Kontynuując wspominki bożonarodzeniowe przywołam starą tradycję, która całkowicie zanikła na początku lat sześćdziesiątych, około 1962 r. Był to zwyczaj chodzenia - kolędowania z szopką. Pamiętam to dokładnie, jak dwaj przebrani mężczyźni obchodzili co znaczniejsze domy, sklepy i firmy prywatne. To kolędowanie zaczynało się na tydzień przed Wigilią i trwało, jak mnie pamięć nie myli, do Trzech Króli. Jeden z nich, zapewne ten ważniejszy, niósł przewieszoną na pasku przez szyję szopkę betlejemską. Wykonana ona była w kształcie domku, z odsłoniętą przednią ścianą. Wewnątrz znajdowały się figurki Świętej Rodziny, pasterzy, aniołków, trzody – a wszystko wycięte w sklejce i oklejone barwnymi strojami. Obok niosącego szopkę szedł drugi kolędownik, który niósł dużą wielobarwną gwiazdę na trzonku. Raz po raz wprawiał ją w ruch za pomocą linki umocowanej na dwóch rolkach. Już wówczas uważano ten zwyczaj za gasnący. Ostatnimi, którzy odwiedzili Strzelno z tym świątecznym rekwizytem byli dwaj mieszkańcy Sławska Dolnego. Pamiętam, jakby to było dzisiaj, choć minęło blisko 50 lat. Zapamiętałem tę parę dlatego, że odwiedziła ona sklep cioci Peli. W podzięce obdarowała Ona wędrowców „brzęczącą” monetą. Po tej wizycie, z grupą dzieciarni, towarzyszyliśmy kolędnikom obchodząc z nimi rynek i ulice miasta.

 

Innym elementem świątecznej tradycji jest choinka. W 1859 r. „Dziennik Poznański” donosił, że: Poznań, bowiem dawszy od dawna przystęp tak miłemu dla młodych i starych dzieci germańskiemu obyczajowi strojenia choinki Bożego Narodzenia podarkami, połączył ten zwyczaj ze staropolską kolędą i nazwał to wszystko razem Gwiazdką. W naszym domu, jak i u sąsiadów, rodziny i znajomych tą choinką zawsze był świerk. W mej pamięci zapisały się dwie choinki, ta domowa i u cioci Peli. Tę właśnie ostatnią chciałbym przypomnieć, gdyż była ona niezwykła. Drzewko oprawione w żeliwny stojaczek stało w dużym okrągłym, jak stolik kwietniku, tuż przy fortepianie. Przybrane było ozdobami pamiętającymi okres międzywojnia. Wykonała je własnoręcznie, jako panienka, sama ciocia Pela. Wszystkie one były z papieru, łącznie z piękną gwiazdą zastępującą niejako szpic. Całość utrzymana była w tonacji kremowej, gdyż onegdaj biały papier zdążył nieco stracić swą śnieżną biel. Łańcuszek – kilkumetrowy – był misterną plecionką rozkładającą się spiralnie wokół drzewka od dołu do samej góry, jak jedna długa harmonika. Na nitkach wisiały przybrane w białe krepowe sukienki uskrzydlone aniołki z buźkami wyciętymi z oleodrukowanych kolorowanek. Zamiast bombek z gałązek zwisały misternie złożone na kształt brył przestrzennych gwiazdy i gwiazdeczki – różnych rozmiarów, od maleńkich, jak paznokieć do wielkich jak jabłko. W całość wpięte były spiralne białe świeczki, które wyróżniały się nieskazitelną bielą. Choinkę pokrywał śnieżny puch wykonany z waty opatrunkowej, zaś pod nią stał maleńki porcelanowy, również biały żłóbek.

Przez wiele lat budowałem z kolegami z MGOKiR takie i podobne żłóbki w kościele św. Trójcy i NMP  w Strzelnie

Wspominki moje chciałbym zakończyć bożonarodzeniowym zwyczajem, jaki panował w organizacjach społecznych, instytucjach i szkołach w okresie międzywojennym i kontynuowany był do roku 1948, by z kolei odrodzić się po 1989 r. Generalnie nazywany był spotkaniem wigilijnym lub opłatkowym. Bardzo wcześnie bo na przełomie lat 80. i 90. XIX w., jak donosił „Nadgoplanin”, organizowano owe Gwiazdki dla ubogich dzieci gromadząc dary i datki pieniężne za pośrednictwem redakcji. 31 grudnia 1887 r. gazeta donosiła: We wilią o godz. 3 po południu odbyła się w pomieszkaniu księży wikariuszy gwiazdka dla biednych dzieci, z których więcej niż 50 w ubrania, kapotki, pończochy, rękawiczki itp. zaopatrzonych zostało. Ta sama gazeta, choć ukazywała się przez niespełna 5 lat, przed świętami była zawsze pełna cudnych staropolszczyzną pisanych reklam. Jedna z nich głosiła, że za zaliczeniem pocztowym można dostać cukierki na choinkę w pudełku, które zawiera 440 sztuk łakoci zapakowanych w papierki o prześlicznych wzorach. Wystarczy napisać do Drezna… Inna głosiła, że od 1 grudnia w Kruszwicy u Romana Sępowskiego trwać będzie „wystawa gwiazdkowa”.

W starych kronikach strażackich, w gazetach regionalnych i specjalistycznych znajdujemy opisy mówiące o spotkaniach różnych środowisk w okresie przedświątecznym, jak i po świętach, a nawiązującym do przyjścia Bożej Dzieciny na świat. Świąteczne Wigilijne jednania miały miejsce na frontach I wojny światowej, kiedy to opłatkiem dzieliły się zwaśnione strony. Nie dziw, zatem, że szczególnie kultywowano ten zwyczaj w odrodzonej Polsce. Strzeleńscy strażacy, na kilka dni przed Wigilią spotykali się w restauracji tzw. „Parku Miejskiego” u swego komendanta druha Wiktora Piątkowskiego. Za sprawą sponsorów urządzano Wigilię Strażacką, na której podawano kiszkę z wody z kapustą kiszoną zasmażaną i bułkami. Do tego gorąca herbata oraz ciasto piernikowe i strucla makowa. Wspólnie przy specjalnie przygotowanej choince śpiewano kolędy. Wigilia u strażaków, jak również w innych organizacjach społecznych, była jednocześnie częścią działalności charytatywnej stowarzyszeń. Mianowicie obdarowywali oni swych bezrobotnych i ubogich druhów konkretnymi paczkami świątecznymi. Ich skład był różny, generalnie były to artykuły żywnościowe. Na przykład Młyn Parowy Zygmunta Jaśkowiaka, co roku darował kilka worków kaszy i mąki, majętności ziemskie żywiec, przerabiany u rzeźnika Lechowskiego na pyszne kiełbasy i pasztety. Organizowano loterie fantowe i przedstawienia teatralne kończone zabawami. Były to imprezy odpłatne, a uzyskany z nich zysk przeznaczano na wsparcie przedświąteczne dla potrzebujących.

W zwyczaju szkolnym podobne spotkania organizowano dla dzieci. W strzeleńskich szkołach od 1945 r. były to spotkania klasowe oraz tzw. gwiazdki dla ubogi dzieci. Zaś na wsiach w spotkaniach uczestniczyli również rodzice. Każde takie spotkanie miało w programie przedstawienie jasełkowe, lub teatralne nawiązujące do tradycji świątecznej oraz śpiewanie kolęd. Pięknie te zwyczaje opisane są w starych kronikach szkolnych, jednakże ich żywot kończy się z grudniem 1948 r. Spotkania wigilijne zostały zastąpione choinką noworoczną a tradycyjnych kujawsko-wielkopolskich Gwiazdorów zastąpiły Dziadki Mrozy – rodem z krainy dobrobytu socjalistycznego. Podobne noworoczne choinki organizowały związki zawodowe dla dzieci swych pracowników i choć wówczas również przychodziły Dziadki Mrozy, to i tak myśmy nazywali ich Gwiazdorami, a owe słynne „paczki” Gwiazdkami, przenosząc stare nazewnictwo domowe do życia publicznego. 

Po 1989 r. w niektórych zakładach kultywowano i kultywuje się zwyczaj socjalnych „paczek” świątecznych. Ale on pomału zanika, choć jeszcze niektóre zakłady pracy podtrzymują go. Za to rozwinęło się wypłacanie tzw. „karpiówki” z funduszy socjalnych oraz wydawanie pracownikom bonów towarowych do realizacji w marketach i sklepach wielkopowierzchniowych. Do łaski powróciły spotkania opłatkowe urządzane szczególnie w okresie poświątecznym z udziałem osób duchownych. Swego rodzaju novum przyniosły też i czasy, w jakich przychodzi nam żyć. Od lat dziewięćdziesiątych zaprowadzono zwyczaj spotykania się władz miejskich z samotnymi i ubogimi mieszkańcami miasta i gminy. Corocznie Stołówka Gimnazjalna ze środków MGOPS przygotowuje piękne Wigilie. Na stoły trafiają wyśmienite staropolskie posiłki, którym towarzyszy łamanie się opłatkiem i wspólne spożywanie dań świątecznych, a do tego śpiewanie kolęd. Takie Wigilie przygotowywał zespół pracownic kierowany przez moją małżonkę.


Ale w tym wszystkim, co przeżywamy w Wigilię Narodzenia Pańskiego najważniejsze jest to, że staropolskie zwyczaje domowe, choć już nie w tak pełnym wymiarze, jak te naszych matek i babć, nadal są żywe i nie poddają się trendom współczesnym, że tak powiem uprzemysłowionym. Szczęść Wam Boże! Łamiący się z Wami opłatkiem

Marian Przybylski z żoną Lidką i ukochaną rodziną

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz