poniedziałek, 15 kwietnia 2019

O. Jan Nawrat Dzieje Częstochowy Kujawskiej - cz. 6



Jest to ostatnia część opowieści o Częstochowie Kujawskiej, czyli dziejach sanktuarium markowickiego za czasów ojców karmelitów. Przypomnę, że została ona napisana przez pierwszego proboszcza markowickiego ojca Jana Nawrata i została opublikowana w 1934 r. w "Piaście". Życzę przyjemnej lektury w czasie wielkanocnym.

VI
Źródłem dochodów Ojców Karmelitów markowickich był także browar, jaki u siebie prowadzili. Wyszynku nie mieli nigdy, bo ten był zastrzeżony jako wyłączny przywilej dziedziców. Piwo markowickie jednak musiało być wcale niezłe, bo przy zawarciu kontraktów Ojcowie płacili nie tylko pieniędzmi, ale i naturaliami, między którymi zawsze figuruje piwo. Dla ciekawości przytaczam kilka przykładów.

Dnia 26 maja 1754 r. O. Przeor, Walenty, od św. Agnieszki zgodził parobka, uczciwego Stefana Nowakowskiego. Za wierne usługi aż do Gód wymówił sobie 30 zł., jedne spodnie płócienne, jedną koszulę lnianą, parę butów, dwie beczki piwa, a trzecią za pieniądze.
- Tego samego dnia zgodziła się aż do końca roku dziewka Marianna pod warunkiem, że otrzyma 15 zł, parę trzewików i pończoch, trzy łokcie płótna na fartuch, półtora łokcia cienkiego płótna na chusteczkę na głowę i jedną beczkę piwa.
- Rzemieślnicy przy budowie kościoła i klasztoru pobierali piwa stosunkowo więcej, aż do 32 beczek.


Widać, że przodkowie piwem nie gardzili. Lecz myliłby się, kto by  i mniemał, że każdy, co na piwo się zgodził, też je sam wypił. Piwo, jak inne naturalia, było środkiem płatniczym, który w wiejskiej oberży albo sprzedawano lub na inne towary zamieniano. Dla Ojców gospodarstwo i połączony z nim przemysł gorzelniany był jednym z głównych źródeł, z którego opędzali wydatki na częste budowy, jakie wykonywali.


Przybywając do Markowie, zastali tutaj kościół drewniany i mały klasztorek, wzniesione kosztem fundatorów Bardzkich. Lecz już w pierwszej umowie zobowiązali się do powiększenia klasztoru o dalsze dziesięć celek, by się mogli sprowadzić w liczbie dwunastu. O budowie nowego murowanego kościoła już była mowa. Lecz z jego poświęceniem w roku 1714 nie skończyły się zabiegi i starania. Przeciągły się aż do końca osiemnastego wieku. W roku 1754 rozpoczęto budowę wieży; w roku 1763 snycerz toruński Jan Ernest Debes wykonywa główny ołtarz, który niestety nie zachował się w całości aż do dni naszych. Rok później Benedykt Haczkiewicz, wójt i zegarmistrz gnieźnieński, dostarcza zegar na wieżę. Następnego roku architekt Krysztofor Genelli szczytową ścianę za głównym ołtarzem przyozdobił kolumnami i sztukaturą aż do samego sklepienia. Całość dziś jeszcze wspaniale się przedstawia i świadczy o wielkim guście artystycznym mistrza. Artysta Jan Petri, malarz z Torunia, w roku 1771 wnętrze kościoła wymalował, nie szczędząc złota przy malowaniu ołtarzy i całego chóru. Sześć lat później Maciej Gruszczyński, snycerz z Mogilna, wykonał okratowanie ozdobne przed organami. Z końcem stulecia, 1793 r., Kasper Kaltner z Torunia dał nowe pokrycie na wieżę z blachy cynkowej, a w roku następnym architekt Andrzej Sztychtroz rozpoczyna cały szereg prac reparacyjnych koło kościoła i klasztoru, które trzy lata trwały. Z tego już widać, że Ojcowie rzetelnie się starali o utrzymanie i upiększenie wystawionych gmachów. A jednak tylko małą część mogłem przytoczyć z podjętych prac dla braku bliższych danych. Gdy uwzględnimy bogate przyozdobienie kościoła wewnątrz, dojdziemy do wniosku, że co roku coś się musiało robić.


Dla uzupełnienia obrazu krótko podaję, co z akt tutejszych wyczytałem o budowie klasztoru. Pierwotny klasztor stał aż do roku 1716. W tym roku zastąpiono go nowym o tych samych mniej więcej rozmiarach. Budowy podjął się mistrz ciesielski, Andrzej Przygocki. Z kontraktu, jaki zawarł z przeorem, X. Antonim Jarmułowiczem, wynika, że za wykonanie budowy otrzymał: 32 beczki piwa, 30 korców żyta, 6 jęczmienia, 4 grochu, 4 pszenicy, jedną kłodę kapusty, jedną beczkę soli, 15 garnców masła, 12 mendli gomółek, 6 połci słoniny, kwaterkę śledzi, 4 garnce oleju, 6 skopów i 1 100 zł. w gotówce.


Dzisiejszy obszerny klasztor murowany dwoma skrzydłami przylega do kościoła, z którym tworzy czworobok. Dolny krużganek i cały parter ma sklepienie czeskie. Dach pokrywa dachówka holenderska. Ubikacji mniejszych i większych ma przeszło 30. Mury są grubości przeszło metrowej, ale stoją na niskich fundamentach; mimo swej grubości miejscami się rysują. Ówczesnym zwyczajem w środku murów zużyto dużo polnych kamieni, nieraz olbrzymich głazów. Ma to tę niedogodność, że przy najmniejszej zmianie z wielkim trudem trzeba wpierw kamienie wykuwać. Budowa klasztoru trwała siedem lat od roku 1767 do 1774. O materiały starali się Ojcowie sami. Wykonanie poruczono różnym mistrzom i przedsiębiorcom. Prace murarskie przejął Niemiec, Krystian Goldfred Schultze, tarcie drzewa Jan Górecki, prace ciesielskie Łukasz Szymański; 20 tysięcy dachówek dostarczyli Jan Janowski i Sebastian Śmiałkowicz ze Służewa. Wewnętrzne urządzenie wykonali rzemieślnicy, po większej części inowrocławscy. Koszta wykonania były znaczne. Przeważnie płacono je naturaliami, co na razie uniemożliwia ich dokładne obliczenie.


Oprócz klasztoru Ojcowie pobudowali także budynki gospodarcze i dwa domy dla deputatników swoich i dla muzykantów przy kościele, utrzymywanych z pewnej fundacji na ten cel. Ruchliwość Ojców była przeto wielka, która wprost zadziwiać musi wobec szczupłych dochodów, jakimi rozporządzali.


Poza tą stroną materialną ich działalności nie wolno pominąć strony duchownej. Na pierwszym miejscu była obsługa cudownego miejsca. Na odpusty schodził się lud z całej okolicy w odległości 30 km wokoło. Niektóre odpusty trwały kilkanaście dni, np. św. Józefa trzy dni, a wielki odpust Matki Boskiej Szkaplerznej cały tydzień. Kościół nie był parafialny Ale poza czasem wielkanocnym tu się spowiadali łącząc się w Bractwa przy kościele klasztornym założone. Najwięcej członków miało Bractwo szkaplerzne; oprócz tego istniało Bractwo Opatrzności św. Józefa i św. Jana Nepomucena, każde posiadając swój ołtarz. Nabożeństwa były bardzo uroczyste, na co wskazują choćby cenne ornaty kościelne, które kościół posiadał.


Poza pracą w własnym kościele Ojcowie udzielali pomocy w sąsiednich parafiach. Do wspierania swego proboszcza w Ludzisku z dobrej woli zobowiązali się osobnym pismem z roku 1658. W pierwszej połowie osiemnastego wieku obsługiwali parafię w Trlągu i odprawiali nabożeństwa w kapliczce w Przedbojewicach. U różnych starszych pisarzy, podających krótkie wiadomości o tutejszym klasztorze, powraca zawszę wzmianka, że był ubogi i zawsze w potrzebach finansowych. Zważywszy kosztowne prace rozbudowy, nikogo to nie zadziwi. Ale mimo to trzeba im oddać tę sprawiedliwe uznanie, że życie ich pełne było trudów i poświęceń, a działalność ich obfitująca w owoce. Wysiłki ich rokowały najlepsze nadzieje, kiedy im kres położył zaborczy rząd pruski, początkowo krępującymi zarządzeniami a wreszcie zamknięciem klasztoru w roku 1825.
KONIEC


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz