czwartek, 25 października 2018

Michał Wojdyński. Opowieść o powstańcu z Wójcina - cz. 1



W zasobach Archiwum Państwowego w Poznaniu trafiłem na 57-stronicowy wyżółkły ze starości maszynopis. Nie jest on sygnowany żadnym tytułem jedynie pseudonimem autora, który podpisał się pod nim jako "Druh Bolek". Niestety nie udało mi się rozszyfrować autora, wiadomo, że miał brata Józefa, a jego wujem był sierżant Jan Zwoliński. Z treści wspomnień możemy się dowiedzieć o ścieżce bojowej mieszkańca Wójcina w byłym powiecie strzeleńskim w Prowincji Poznańskiej w czasach Wielkiej Wojny, nazwanej później I wojną światową oraz w czasie Powstania Wielkopolskiego na Kujawach zachodnich. Wiele wątków prowadzi nas wraz z autorem na rosyjski front wschodni, na Ukrainę i Białoruś do Baranowicz i powrót przez Białystok, Ełk i Bydgoszcz w rodzinne strony do Wójcina.

Są momenty, w których znajdujemy autora w Berlinie i Poznaniu, gdzie przyglądał się przebiegowi rewolucji listopadowej. W końcu poznajemy opis przygotowań do powstania w Wójcinie, sam przebieg powstania, wymarsz na Strzelno, Kruszwicę, Inowrocław i to, co szczególnie przykuło moją uwagę, opis ścieżki bojowej powstańca z Wójcina, Michała Wojdyńskiego, który poległ 8 lutego 1919 r. w miejscowości Gąski, i którego szczątki doczesne spoczywają na cmentarzu parafialnym w Wójcinie. Dzięki mojej dociekliwości dotarłem również do danych rodziców Michała i tak oto odkryłem na nowo sylwetkę bohaterskiego powstańca wielkopolskiego, który dotychczas nie znalazł, poza niekiedy błędnymi wzmiankami szerszego opracowania w jakimkolwiek wydawnictwie regionalnym, czy artykule prasowym.


Michał Wojdyński był synem ziemi strzeleńskiej, wyznaczonej granicami powstałego w 1886 r. powiatu strzeleńskiego. Urodził się 5 września 1900 r. w Wójcinie w ówczesnym powiecie strzeleńskim jako syn Walentego i Marianny z domu Kuraszkiewicz. Chrztu w kościele p.w. św. Jana Chrzciciela w Wójcinie udzielił niemowlęciu ks. Józef Ullrich, proboszcz wójciński. Rodzice jego związek małżeński zawarli w 1894 r. w kościele parafialnym w Wójcinie i fakt ten został również odnotowany w Urzędzie Stanu Cywilnego w Miradzu. Ojciec w dniu ślubu miał 35 lat, a matka 19. Antenatem rodu Wojdyńskich w tej części Kujaw był dziadek Mateusz urodzony w 1827 r. On również zawarł związek małżeński w Wójcinie w 1849 r. z Julianną Celińską (Cilińską, Cylińska). Oba te nazwiska występowały po drugiej stronie granicy w parafii Ostrowąż, w zaborze rosyjskim, skąd zapewne przybyli jako pracownicy sezonowi w majątku Skrzydlewskich i tutaj zamieszkali na stałe.

Michał miał starszego brata Jana - Jaśka. Oboje uczęszczali do miejscowej szkoły ludowej. O ich postępach w nauce nic się nie zachowało. Natomiast dalsze losy obojga znajdujemy we wspomnieniach druha Bolka. Z nich wynika, że kiedy w noc sylwestrową z 1918 na 1919 r. wybuchło w Wójcinie Powstanie Wielkopolskie nie zabrakło wśród uczestników braci Wojdyńskich, starszego Jana i 18-letniego Michała. Po oswobodzeniu Wójcina, dnia następnego, 2 stycznia 1919 r. oboje w szeregach wójcińskiego oddziału powstańczego pod dowództwem por. Włodzimierza Watta-Skrzydlewskiego wyruszyli na odsiecz miastu Strzelnu, a następnie uczestniczyli w wyprawie na Inowrocław. Tam w zgrupowaniu oddziałów pod dowództwem ppor. Pawła Cymsa wzięli udział w krwawych walkach o stolicę Kujaw Zachodnich. Po zakończeniu walk bracia wrócili do rodzinnej miejscowości. Po trzech dniach wstąpili do formującej się 1. strzeleńskiej kompanii zgrupowanej w Batalionie Nadgoplańskim, który podlegał rozkazom dowództwa 1. Pułku Grenadierów Kujawskich. Po 7 lutego 1919 r. 1. kompania strzeleńska stała się 11. kompanią III. Batalionu 5. Pułku Strzelców Wielkopolskich w Inowrocławiu z zachowaniem przez pewien czas pewnej samodzielności.


A oto szczegółowa opowieść o powstańczych losach Michała Wojdyńskiego spisana piórem druha Bolka:

(...) W trzy dni po powrocie wójcińskich powstańców z Inowrocławia przybiegł do mnie wuj Jasiek i woła:
- Bolek, Niemcy z Bydgoszczy i Torunia Idą na Inowrocław. Chodź ze mną, idziemy do porucznika.
Porucznik Władysław Watta-Skrzydlewski rozmawiał przez telefon z komendantem strzeleńskim Józefem Hanaszem. Po skończonej rozmowie poprosił nas byśmy zwerbowali młodszych, nieżonatych, dobrze wyćwiczonych żołnierzy ile się da, którzy pozostaliby jakiś czas na stałe w wojsku. Żołnierzy tych mam jak najprędzej przyprowadzić do Strzelna, gdzie tworzona jest kompania strzeleńska. Zwracając się do mnie poprosił mnie również bym zaraz rozpoczął werbunek. Wuja Jaśku miał mi w tym pomóc. Zaczęliśmy obchodzić domy, a skutek naszego apelu był mizerny.

Po pewnym czasie spotkaliśmy Michasia Wojdyńskiego
- Druhu! - zawołał w moim kierunku Michaś - słyszałem, że mamy iść na stałe do wojska. Idę z druhem i mój brat Jaśku też. Już obszedłem kilku, ale większość się wykręca. Oni może by poszli, ale starzy im nie dają. Coś się wypaliło, z zapałem to tak jak z ogniem, trzeba stale podsycać.

Wchodzę do mieszkania listonosza, którego syn był dotychczas we wszystkich akcjach powstańczych. Ledwo wszedłem do korytarza, wylatuje stary ze swoim kijem listonoszowym.
- A pon niby czego? Może po moigo chłopoka? Raus! Żebym pona wincy razy tu nie widzioł. Bez pona tyn gołgon poszed z waszymi. Jo nie pozwolom, jezdym cesorskim urzyndnikiem. Rozumi pon? (...)

O wyznaczonej godzinie zebrało się u mnie 5 żołnierzy, z którymi wyruszyłem do Strzelna. Po drodze miałem zabrać chłopaków z Nowej Wsi. Mieli oni przy trakcie na nas czekać. Niestety było ich tylko dwóch. Wstąpiliśmy po drodze do trzeciego, który nie stawił się na miejscu zbiórki.
- A to wy - powitała nas matka chłopaka - zaczekajta troche, pójdzie z wami, ino mi troche drzewa urąbie, bo jutro chlib pieke.
Wybiegamy na podwórze.
- Ignac, idziesz z nami? - pytamy.
- Ide! ino matce drzewa urąbie.
Chłopaki z mojej drużyny biorą siekiery:
- Co momy rąbać? Narąbimy za ciebie, a ty idz i szykuj się do drogi.

W kilka minut wszystko było gotowe. Kobiecinka zrobiła nam kawę, pożegnała syna ze łzami w oczach słowami:
- Niech wos Bóg prowadzi - i odprowadziła do drogi.
W Strzelnie przywitano nas z żołnierską radością. Krótko przed nami przybył Józef Rutkowski z kilkoma ostrowiakami i odtąd razem, przez kilka miesięcy biliśmy się z Niemcami na Kujawach.
Mieliśmy już przygotowane kwatery w szkole ewangelickiej, naprzeciwko Vereinhausu. Kwatery były czyste i dobrze przygotowane, o co zatroszczyli się mieszkańcy miasta. Po oswobodzeniu tej części Wielkopolski bodajże każde miasteczko chciało mieć swoje własne wojsko. Nic więc dziwnego, że i Strzelno nie chciało być gorsze od innych miejscowości. (...)

Owym wojskiem były dwie kompanie strzeleńskie wchodzące w skład Batalionu Nadgoplańskiego, podporządkowanego rozkazom dowództwa 1. Pułku Grenadierów Kujawskich w Inowrocławiu, późniejszego 5. Pułku Strzelców Wielkopolskich przemianowanego następnie na 59. Pułk Piechoty Wielkopolskiej. Już w składzie 5. Pułku Strzelców Wielkopolskich kompania strzeleńska, w której znaleźli się wójciniacy nosiła nr 11.

CDN

Opowieść o Michale Wojdyńskim jest kontynuacją tematu: Powstańcy wielkopolscy z Wójcina, który zamieściłem na blogu 27 lutego 2018 r. pod linkiem https://strzelnomojemiasto.blogspot.com/2018/02/powstancy-wielkopolscy-z-wojcina.html     



1 komentarz:

  1. Z wielkim zainteresowaniem przeczytałam ten tekst. Michał i Jan Wojdyńscy to bracia mojej mamy. O Michale wiedziałam niewiele. Mama miała 4 lata gdy zginął. A ja miałam 4 lata gdy zmarła babcia Marianna. Podobno ładnie grał na skrzypcach. Ewa Drozdowska

    OdpowiedzUsuń