czwartek, 20 lutego 2025

Święto Hallerczyków w Strzelnie

Dopiero 10 lat później przybył do Strzelna po raz pierwszy gen. Józef Haller - witany przez Izę Jaroszewską i prezesa "Sokoła" sędz. Stanisława Majcherkiewicza (26 maja 1937 r.)

W wielu przypadkach spotkałem się z powielaniem błędnych informacji historycznych. Pal licho gdy czyni się to w trakcie jakichś nieformalnych rozmów - np. przy grillu i piwku. Gorzej się dzieje jeżeli błędne dane podawane są drukiem w publikacjach, z których mają korzystać młodzi, by uczyć się dziejów regionu. Jedną z takich błędnych informacji jest powielanie mitu o tym, że gen. Józef Haller był dwukrotnie w Strzelnie, a przecież wytrawni regionaliści wiedzą, że Haller był tylko raz w naszym mieście. Owszem, zapowiadał swoją pierwszą wizytę na dzień 26 maja 1927 roku, ale niestety - rozchorował się i nie dotarł do naszego miasta. Podobna sytuacja miała miejsce 13 maja 1926 roku w Mogilnie - pomimo szumnych zapowiedzi, jeszcze w przeddzień wizyty, Generał nie przybył do Mogilna.

26 maja 1927 roku nastąpiła uroczystość poświęcenia sztandaru dla strzeleńskiej Placówki. Przed wyznaczonym dniem miejscowa drukarnia Franciszka Gilewskiego przygotowała akt poświęcenia tegoż sztandaru. Został on wykonany na cienkim pergaminie o wymiarach 49 cm x 73 cm i zawierał informację o treści: - „Działo się w Strzelnie 26. maja 1927 r. z okazji poświęcenia sztandaru Placówki Strzelno, Związku Halerczyków i V. Okręgowego Zjazdu Chorągwi Pomorskiej w obecności Generała Broni Józefa Hallera”. Ale niestety w ostatniej chwili dotarła do Strzelna informacja, iż Generał się rozchorował i nie przybędzie na uroczystości, gdyż leży chory w swoim łóżku. Za to, w 10 lat później, gościliśmy Hallera i był to ten jeden jedyny raz: - w dniach 5-6 czerwca 1937 roku z okazji Uroczystości Chorągwi Pomorskiej Związku Hallerczyków w 20. rocznicę powstania Armii Polskiej we Francji.

Akt fundacyjny strzeleńskiego sztandaru Hallerczyków

Dla potwierdzenia faktu, iż Generał nie przybył do Strzelna, załączam artykuł z „Gazety Bydgoskiej”, z czwartku, 2 czerwca 1927 roku:

Święto Hallerczyków w Strzelnie

Uroczystość poświęcenia sztandaru placówki Strzelno. V Walny Zjazd delegatów placówek Chorągwi Pomorskiej Związku Hallerczyków.

W święto Wniebowstąpienia Pańskiego (26 maja 1927 roku) odbyła się w Strzelnie wspaniała uroczystość Związku Hallerczyków przy licznym udziale pokrewnych organizacji i sympatyków oraz obywatelstwa miasta i okolicy. Na uroczystość powyższą zapowiedział swój przyjazd Generał Broni J. Haller, w ostatniej jednak chwili zachorował i na uroczystość przysłał swoich zastępców ppłk. Piotra Zarembę z Poznania i por. rez. Dworzańskiego.

Strzelno przybrało odświętną szatę i mimo że pogoda z rana niezupełnie dopisała, uroczystość wypadła wspaniale. Ulice, którymi przeciągnął pochód do kościoła, przybrane były zielenią i transparentami. 

W środę wieczorem (25 maja 1927 roku) odbył się capstrzyk drużyn błękitnych z Torunia, Inowrocławia i miejscowej z własną orkiestrą, a w czwartek rano pobudka, O godzinie 9-ej przed lokalem p. Piątkowskiego zebrały się licznie placówki Hallerczyków z Torunia, Inowrocławia, Bydgoszczy, Kruszwicy, Mogilna, Strzelna i Chełmna oraz drużyny błękitne; Towarzystwa Powstańców i Wojaków ze Strzelne, Inowrocławia, Siedlimowa Młynów, Kościeszek, Ciechrza, Bronisławia, Wójcina i kilku innych miejscowości; Sokoli ze Strzelna i Bronisławia; Bractwo Strzeleckie; Straż Pożarna miejscowe i z Wronowy; Towarzystwo Przemysłowców; Towarzystwo Robotników; Towarzystwo Czeladzi Katolickiej i Towarzystwo Młodzieży Katolickiej. Poza tym szereg delegacji Oficerów Rezerwy, Podoficerów Rezerwy, Kupców i innych; władze miejskie, starostwo, obywatelstwo miasta i powiatu licznie na uroczystości były reprezentowane. Raport odebrał ppłk. Zaremba.

O godzinie 10-ej ruszył pochód do kościoła na czele z orkiestra 59. p. p. Wlkp. Za orkiestrą postępował zarząd Chorągwi Pomorskiej i Komitet Obywatelski oraz władze i delegacja.

Uroczyste nabożeństwo odprawił ks. Wasiela a podniosłe i treściwe kazanie wygłosił ks. radca Czechowski, który po skończonej Mszy św. dokonał poświęcenia sztandaru, Chrzestnymi sztandaru byli pp.: Maria Skrzydlewska z Żegotek, Władysław Watta-Skrzydlewski, Zofia Pętkowska, Wojciech Zakrzewski, Witold Maringe, Tadeusz Pętkowski, Krawczak z Rzadkwina, Matuszewski z Żegotek, Jan Łyskawa, Kotas, Józef Rydlewski, Nawrocki, Kolańczyk, Jaroszewski, Zofia Zakrzewska, Z. Ciesielska, Dybałowa, Szydzikowa, Smoniewska, Palluthowa, Swiątkiewiczowa, Śmiglowa, L. Przybylska, Stankowa.

Po nabożeństwie pochód ruszył w kierunku Rynku, gdzie wszystkie organizacje ustawiły się w czworobok. Chrzestni, przedstawiciele władz i delegacje zajęli miejsce pośrodku czworo- boku.

W imieniu chrzestnych i obywatelstwa, które ufundowało Hallerczykom sztandar, nowopoświęcony sztandar wręczył ppłk. Zarembie p. Skrzydlewski. Następnie ppłk. Zaremba po odpowiednim przemówieniu wręczył sztandar prezesowi Chorągwi Pomorskiej p. Pałaszewskiemu, a ten w swym przemówieniu wezwał członków placówki miejscowej do wzorowej pracy pod nowym sztandarem, pracy dla dobra i chwały Polski. Poczym wręczył sztandar prezesowi placówki, który oddał go chorążemu. Potom nastąpiła dekoracja Hallerczyków odznaką „Mieczy Hallerowskich”. Udekorowano z placówki Strzelno 21 druhów i z placówki Inowrocław - 5, a odznakę miecza „Honoris causa” otrzymał por. rez. Drzewiecki ze Strzelna.

Na rynku ppłk. Zaremba wzniósł okrzyk na cześć Rzeczypospolitej i Prezydenta oraz odegrano hymn narodowy. Następnie pochód udał się na cmentarz celem złożenia wieńca na grobie poległych powstańców z roku 1919. Tam pierwszy przemówił do zebranych ks. radca Czechowski i odmówił modlitwę za poległych, a następnie prezes Chorągwi Pomorskiej Pałaszewski, który złożył wieniec na groble. Po złożeniu odśpiewano „Rotę”.

W pobliżu lokalu Parku Miejskiego odbyła się defilada, którą przyjmował ppłk. Zaremba w otoczeniu przedstawicieli władz, delegaci i obywatelstwa. O godz. 13:00 odbył się obiad. 0 15:00 zawody sportowe drużyn błękitnych na boisku Sokoła, a o 16,30 zebranie delegatów i obrady.

Zebranie delegatów zagaił prezes Chorągwi Pomorskiej Pałaszewski w obecności 35 delegatów. Protokół prowadził ppor. rez. Ciesielski z placówki Strzelno. Na wstępie prezes Chorągwi wzywał zebranych do powstania i oddania hołdu poległym w walkach o wolność Ojczyzny i tym, co polegli rok temu w obronie Konstytucji i praworządności w Warszawie, i wszystkim poległym Halerczykom poza granicami Polski a dla Polski oraz wszystkim zmarłym, którzy  międzyczasie od ostatniego zjazdu szeregi na zawsze opuścili. Potem na stąpiło obszerne sprawozdanie z działalności Chorągwi. 

Po sprawozdaniu rozwinęła się rzeczowa dyskusja, w której zabierali glos druhowie: ppłk. Zaremba, Feicht z Mogilna, Czuba a Bydgoszczy, Bukowski z Torunia, Kędziora i Degler z Inowrocławia, Kosmowski z Kruszwicy, Streng z Mogilna i inni. Sprawozdanie Komisji Rewizyjnej złożyli Kamassa z Bydgoszczy, Średnicki z Chełmna i Białęcki z Mogilna. Zarządowi udzielono absolutorium. 

Przystąpiono do wyboru nowego Zarządu, w skład którego weszli: por. rez. Pałaszewski - prezes, dh. Czuba - sekretarz, dh. Kamassa skarbnik, por. rez. Bartnicki - komendant i dh. Malinowski z Torunia - komendant drużyn błękitnych. W końcowym słowie prezes Pałaszewski apelował do zebranych, aby po powrocie do swych placówek zabrali się do wytężonej pracy i rozwinęli jak najsilniej prace swą w kierunku organizowania i wychowania młodzieży dorastającej w drużynach błękitnych.

Ze swojej strony dodam, że w tym czasie zarząd strzeleńskiej organizacji - Związku Halerczyków Koło Strzelno - tworzyli: Florian Palędzki - prezes, Wincenty Chudziński - wiceprezes, ppor. rez. Witold Ciesielski - sekretarz, Stanisław Bamber - skarbnik, Michał Śmigiel - komendant. Z kolei do tzw. Komitetu Wykonawczego należeli: por. rez. Roman Drzewiecki - przewodniczący, ppor. rez. Witold Ciesielski, Albin Radomski, Władysław Trzecki, Stefan Płócienniczak.

 

Posiadaczem oryginalnego aktu poświęcenia sztandaru jest - Ryszard Wojciech Pawlicki.


wtorek, 18 lutego 2025

Śmierć w lesie - O. Marian Wyduba OMI (1909-1939)

Wrzesień 1945 r. nad mogiłą o. Mariana Wyduby OMI w lesie Kurzebiela. Stoją od lewej: 1. Ignacy Przybylski, 3. dr Alfred Fiebig, 8. Karol Teresiński, 9. Ignacy Tylkowski.

Minęło 80 lat od zakończenia ponad pięcioletniej niemieckiej okupacji Strzelna. Wiele o tym okrutnym czasie, o mieszkańcach i ich losach napisano, szczególnie na łamach „Wieści ze Strzelna”. Niestety, nie wszystko, co w mieście i gminie w tamtych latach się wydarzyło zostało odpowiednio udokumentowane i wyjaśnione. Do dziś na światło dzienne wydobywane są z archiwów rodzinnych, kościelnych i państwowych dokumenty i zdjęcia rozjaśniające obraz okupacyjnych dni w Strzelnie i okolicy.

Urnę z prochami Szymona Linettej niosą byli więźniowie KL Mauthausen-Gusen: 1. od prawej Ignacy Przybylski...

8 listopada 1945 roku w Strzelnie miała miejsce wielka uroczystość żałobna. Jak donosił 13 listopada w numerze 258 „Głos Wielkopolski” w mieście uczczono pomordowanych:

Przy udziale przedstawicieli władz, organizacji PWiWF, partii politycznych oraz delegacji z wieńcami z miasta i okolicy, pochód żałobny ruszył ze szczątkami pomordowanych Polaków, zmarłych w obozach, do kościoła parafialnego św. Trójcy, gdzie odprawione zostały egzekwie żałobne i wygłoszone okolicznościowe kazanie przez tutejszego proboszcza ks. Józefa Jabłońskiego.

Po nabożeństwie udano się na Rynek, gdzie nastąpiło pożegnanie prochów męczenników Polaków. W imieniu powiatu przemówienie wygłosił starosta powiatowy Edward Gabiś z Mogilna, w imieniu miasta burmistrz Leon Ornatek oraz delegat okręgowy Polskiego Związku Zachodniego P. Duda z Poznania, zaś pieśń „Zmarli współbracia” wykonało koło śpiewu „Harmonia” z dyrygentem Alfonsem Rucińskim.

W dalszym pochodzie posuwały się tłumy uczestników wraz z niesionymi urnami z prochami pomordowanych w obozach Polaków i trumnami ze szczątkami zamordowanych braci w tutejszych okolicznych lasach, niesionych przez byłych uczestników obozów, powstańców i przedstawicieli wszystkich warstw społeczeństwa.

Nad mogiłą bohaterów w mowie końcowej pożegnał prochy męczenników ks. proboszcz Kinecki z Gębie; odczytaniem nazwisk pomordowanych, poległych i zmarłych w obozach, przez delegata PZZ mec. Paulusa ze Strzelna, odśpiewaniem „W mogile ciemnej” przez chór, złożeniem wieńców i oddaniem salw przez pluton honorowy tutejszej i okolicznej MO oraz wspólnym odśpiewaniem „Witaj Królowo” zakończyła się uroczystość pogrzebowa.

Wieczorem w sali domu towarzystw staraniem tutejszego Koła PZZ odbyła się żałobna akademia z udziałem zaproszonych rodzin pomordowanych ofiar, mająca przebieg uroczysty. Wspólnym odśpiewaniem „Roty” zakończono akademię.

 

Uroczystości poprzedziły wielotygodniowe przygotowania około wywiadów z osobami posiadającymi wiedzę o zbrodniach, z rodzinami pomordowanych, zebrania informacji, sporządzenia list, dotarcia do miejsc egzekucji w Lasach Miradzkich i przeprowadzenia ekshumacji. Jedną z osób zaangażowanych w te prace był mój ojciec Ignacy Przybylski, a przykładem tej pracy było przeprowadzenie badań i ekshumacji szczątków doczesnych zastrzelonego w lesie Kurzebiela proboszcza Markowickiego o. Mariana Wyduby OMI. Z tych prac zachowały się dwa zdjęcia wykonane we wrześniu-październiku 1945 roku w miejscu stracenia kapłana. Po latach, zbierając informacje o tej zbrodni, jeden z oblatów w nie sygnowanej podpisem notatce zapisał:

Miejsce stracenia o. Mariana Wyduby OMI w lesie Kurzebiela. 3. od lewej Ignacy Przybylski, 6. Anastazja Jagodzińska.

Na podstawie wypowiedzi obywateli Strzelna i okolicy, którzy znali i wiedzieli coś o tragicznej śmierci o. Wyduby w 1939 r. (są nimi: Lasocki Władysław zegarmistrz w Strzelnie, Górecki Władysław - były strażnik więzienia w Strzelnie, w którym o. Wyduba spędził kilka tygodni po aresztowaniu, żona Góreckiego, Jarocki - znajomy Lasockiego, Kaszuba - leśniczy na Kurzebieli, gdzie prawdopodobnie o. Wyduba został rozstrzelany, żona Kaszuby; kierownik szkoły w Ciencisku Boesche Bogdan; Jagodzińska [Anastazja] mieszkająca obok lasu, niedaleko domniemanego miejsca śmierci o. Wyduby, której córka [Helena] utrzymywała grób na Kurzebieli), zebrałem następujące dane:

Został aresztowany [o. Wyduba] w Markowicach na początku listopada 1939 r. (…) Po aresztowaniu był prawdopodobnie jakiś czas w strzelnicy w Strzelnie, tzw. „Berezie” razem z innymi księżmi i obywatelami Strzelna i okolicy. Tam zatrzymanych bito i znęcano się w okropny sposób. Potem kilka tygodni spędził we więzieniu przy ulicy Lipowej (Strzelno)…

Niedaleko leśniczówki Kurzebiela - 2 do 3 km za Strzelnem w kierunku Cienciska odbyła się egzekucja… Widziała, że tam kogoś wieźli i słyszała strzał Kaszubowi (żona leśniczego). Przyszedł zaraz po tym do niej Niemiec po łopatę. Po egzekucji robotnicy leśni oznaczyli to miejsce wycięcie 4-ch krzyży na pobliskich sosnach - mogiłę bowiem zrównano z ziemią… Po ustąpieniu Niemców groby Polaków w tym lesie (i innych) rozkopywano i kości ekshumowano, złożono do trumien i po pewnym czasie uroczyście pochowano dnia 8 listopada 1945 na cmentarzu katolickim w Strzelnie (stary cmentarz) po prawej stronie kaplicy cmentarnej… Na miejscu ekshumacji kości usypano dla pamięci mogiłę i postawiono drewniany krzyż

A teraz przybliżę życie ojca Mariana Wyduby - Oblata Maryi Niepokalanej, proboszcza markowickiego, który parafię objął zaledwie dwa tygodnie przed wybuchem II wojny światowej. Więziony był przez Niemców w obozie przejściowym - w tzw. „Berezie” - w Strzelnie, a następnie w więzieniu przy ul. Lipowej został poddany ciężkim torturom. Pobitego, oprawcy przy udziale miejscowego policjanta Otto Dobersteina wywieźli 18 grudnia 1939 roku do lasu w pobliżu leśniczówki Kurzebiela w Nadleśnictwie Miradz i tam, przy wykopanym przez niego samego grobie, rozstrzelali. Już po wojnie, w 1946 roku komisyjnie odszukano grób kapłana, dokonano ekshumacji i jego doczesne szczątki pochowano na starym cmentarzu strzeleńskim. 

O. Marian Wyduba OMI

O. Marian Wyduba OMI urodził się 19 października 1909 roku w miejscowości Potarzyca w powiecie jarocińskim w diecezji poznańskiej. Rodzicami jego byli włościanie Józef  Wyduba (1878-1951) i Katarzyna z domu Czaja (1879-1933). Miał pięcioro rodzeństwa: brata Jana (1905), siostrę Marię (1907), brata Józefa 91912), brata Stefana Franciszka (1914) i siostrę Różę ((1917). Ojciec pochodził ze wsi Kaniewo (obecnie Kaniew) koło Koźmina Wielkopolskiego, gdzie z kolei jego rodzicami, a dziadkami Mariana byli włościanie Wojciech Wyduba i Maria z domu Kryś. Rodzicami matki - dziadkami po kądzieli Mariana - byli włościanie z Potarzycy Andrzej Czaja i Magdalena z domu Parysek. Pierwsze nauki pobierał w Szkole Powszechnej Trzyklasowej w Potarzycy. W latach 1921-1922 uczęszczał do Gimnazjum Państwowego w Gostyniu, następnie wstąpił do Niższego Seminarium Duchownego Ojców Oblatów w Lublińcu, gdzie nauki pobierał w latach 1922-1924. Po dwóch latach został przeniesiony do Krobi i tam w 1926 roku ukończył pierwszy etap kształcenia.

14 sierpnia 1926 roku przybył do Markowic, gdzie rozpoczął nowicjat. 15 sierpnia 1927 roku złożył pierwsze śluby zakonne. Studia filozoficzno-teologiczne kontynuował w Obrze w latach 1927-1931, które ukończył w Lublińcu w latach 1931-1933 r. W międzyczasie 1 listopada 1930 roku w Obrze złożył  śluby wieczyste. Święcenia kapłańskie otrzymał  w katedrze poznańskiej 29 stycznia 1933 roku z rąk kard. Augusta Hlonda. Po święceniach pozostaje w Obrze jako nauczyciel w Junioracie. 21 czerwca 1933 roku otrzymuje od o. Generała Théodore Labouré obediencję do Polskiej Prowincji Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej.

O. Marian Wyduba OMI

Swoją pierwszą obediencję sprawował od 21 czerwca 1933 roku w Lublińcu jako wykładowca seminaryjny. 30 sierpnia 1937 r. został przeniesiony do Katowic i ustanowiony kapelanem Sióstr Maryi Niepokalanej w Brzeziu - dziś Racibórz- Brzezie. Decyzję tę podjęto ze względu na zły stan zdrowia o. Wyduby, zalecając mu leczenie i wypoczynek. 1 sierpnia 1938 roku powrócił do Lublińca, by kontynuować funkcję wykładowcy seminaryjnego. Ostatnią obediencję otrzymał 1 sierpnia 1939 roku do Markowic, gdzie powierzono mu funkcję proboszcza parafii pw. Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny.

Parafię objął w połowie sierpnia 1939 roku, na dwa tygodnie przed wybuchem II wojny światowej. Z wybuchem wojny nie ewakuował się z miejscowymi oblatami i nowicjuszami na wschód, pozostał w Markowicach.

8 września we wsi rozegrała się tragedia. Zginęli żołnierze Wehrmachtu i cywile. Po wkroczeniu 13 września do Markowic Niemców zaczęły się straszne dni terroru i prześladowań. 30 września wezwano wszystkich ojców Oblatów na przesłuchania do Strzelna. Po złożeniu zeznań z wydarzeń, jakie miały miejsce 8 września wypuszczono wszystkich do domu. Przez cały październik dom markowicki nieustannie nękano. 9 listopada do Strzelna zabrano jako zakładników ojców: Cebulę, Nawrata, Wróbla i Wydubę. Mieli być oni zgładzeni, gdyby okazało się, że z okazji 11 listopada miałyby miejsce rozruchy patriotyczne w mieście lub na obszarze gmin strzeleńskich.

Rozruchów nie było i pierwsi trzej ojcowie powrócili w mury klasztorne 17 listopada. Ojciec proboszcz Marian Wyduba pozostał w więzieniu policyjnym przy ul. Lipowej. Postawiono mu zarzut, iż to on 8 września z wieży kościoła markowickiego obserwował oddział Niemców i doniósł o tym stacjonującym w Strzelnie oddziałom wojska polskiego. Niewątpliwie informację tę Niemcy uzyskali od jakiegoś nieznanego denuncjatora. 

W więzieniu został poddany ciężkim torturom. Pobitego, oprawcy przy udziale miejscowego policjanta Otto Dobersteina wywieźli 18 grudnia 1939 roku do lasu leśnictwa Kurzebiela w pobliskim Nadleśnictwie Miradz i tam, przy wykopanym przez niego samego grobie, rozstrzelali.

Po wojnie ekshumowano doczesne szczątki księdza o. Mariana Wyduby OMI i w uroczystym pogrzebie pochowano na starej strzeleńskiej nekropoli - o czym pisałem wyżej.

 

poniedziałek, 10 lutego 2025

Wędrujący wojowie

Jeżeli doczekają, to będzie już ich czwarty „dom” w naszym mieście. A przecież w 1982 roku witani byli z wielką pompą przez władze i mieszkańców. Pamiętam, jak w tymże roku, dla uczczenia (spóźnionej o rok; 1231-1981) 750. rocznicy nadania Strzelnu praw miejskich, przed zakładem stolarskim Tadeusza Barteckiego przy ul. Ścianki 17, Jan Harasimowicz rzeźbił w dębowych balach trzech wojów, którzy swym wyglądem mieli przywoływać pierwszych strażników naszego kujawskiego grodu. W tymże też roku pachnące świeżością figury ustawione zostały na Placu Daszyńskiego przed ówczesnym hotelem. Nikt wówczas nie przewidywał, że owi wojowie „ożyją” i urządzą sobie swoisty spacer po mieście.

 

Po sprzedaniu w 2007 roku przez Gminę Strzelno budynku hotelu, stojący przed nim od ćwierć wieku wojowie zostali w sposób „brutalny” wyeksmitowani… Tym oto sposobem dębowi strażnicy naszego grodu stali się bezdomni, a miasto zaczęło popadać w marazm i zaniedbanie. W styczniowym 96/2008 numerze „Wieści ze Strzelna” w rubryce sygnały informacje, honorowy prezes TMMS Kazimierz Chudziński zastanawiał się: - Co stało się z Piastowskimi wojami, którzy kiedyś znajdowali się na skwerze przy Placu Daszyńskiego i świadczyli o rodowodzie Strzelna? One powinny tam być - pisał na łamach „Wieści…”.


W kolejnym 97/2008 numerze „Wieści ze Strzelna” znajdujemy odzew i czytamy:

Wojowie u Wojciecha

Rzeźby trzech wojów autorstwa Jana Harasimowicza, które niegdyś strzegły skrzyżowania szlaków w kierunku Poznania, Torunia i Konina (przed dawnym hotelem) niebawem znów zobaczymy w pełnej krasie, jednak w zupełnie innym miejscu. Umiejscowione w latach 80-tych z okazji 750-lecia miasta Strzelna na pl. Daszyńskiego w nowej rzeczywistości popadły w zapomnienie. Od czasu zdemontowania, aż do dziś ,,wojowie spoczywali niszczejąc” na placu przy MGOKIR. Ks. prob. Otton Szmków wyraził zgodę, by po renowacji umieścić ten dawny niebanalny symbol miasta na Wzgórzu św. Wojciecha. Zgodę na to wyraził również sam artysta jak i burmistrz Ewaryst Matczak. Niektórzy producenci widokówek do dziś używają zdjęć sprzed likwidacji hotelu, na których widnieją okazale trzej rycerze z włóczniami. Odnowieniem wojów zajmie się Jerzy Białecki rzeźbiarz z Polanowic. (…) - napisał Sławomir Tarczewski.

Tak więc, dowiedzieliśmy się, że „bidulki” leżeli sobie w zapomnieniu pod płotem i czekali na lepsze czasy. Kiedy trzej wojowie 13 marca 2008 roku stanęli w nowym miejscu, rozgaszczając się w zachodnio-północnej części wzgórza, po lewej stronie wjazdu na plac przykościelny, periodyk milczał i dalszych informacji o renowacji wojów i ustawieniu ich na Wzgórzu św. Wojciecha już nie zamieścił. I gdyby nie wzmocnione obiektywem oko Heliodora Rucińskiego nie poznalibyśmy historii meldunku wojów w nowym miejscu zamieszkania. Z kolei z fotorelacji z Norbertańskich Dni Strzelna na wielu zdjęciach widzimy już stojących rycerzy, którzy pięknie wpisali się w ramy tych dni - w odbywający się tutaj turniej rycerski.

Niestety i w tym miejscu nie była im pisana zbyt długa gościna. W 2017 roku rozpoczęto na Wzgórzu św. Wojciecha obniżanie i przebudowę dziedzińca klasztornego. Wojowie w trakcie tych robót „wzięli się i opuścili dotychczasowe miejsce zamieszkania” - przenieśli się za ogrodzenie „ustawiając się” od strony Placu św. Wojciecha (przy parkanie) i tam zostali „zameldowani”. W ubiegłym 2024 roku - w związku z przebudową i modernizacją całego placu wraz z przyległościami i układu jezdni - już po raz trzeci zostali wykopani. Zmienili pozycję z pionowej na poziomą i leżą, czekając na przydział nowego „meldunku”. Ot i los - bądź co bądź ważnych, bo zajmujących tuż po herbie godne miejsce - symboli naszego prastarego grodu.


niedziela, 2 lutego 2025

Lata 20., lata 30. - Strzeleńskie autobusy i rekreacja

Strzelno, Rynek. Autobus relacji Strzelno - Inowrocław przez Markowice - Mątwy. Zdjęcie ze zbiorów Wojciecha Prusinowskiego.

Przed czteroma laty pisałem o taksówkach i taksówkarzach, którzy w swoim fach realizowali się już w latach międzywojennych. Dzisiaj przyszedł czas na zamieszczenie informacji i zdjęć o transporcie zbiorowym, czyli o autobusach z lat międzywojennych. Celem wprowadzenia zacytuję fragment artykułu prasowego z 1928 roku: - Nasze miasta, większe i średnie stanowiące znaczniejsze ośrodki życia handlowo-przemysłowego, mają obecnie już stałe, regularne połączenia autobusowe z miastami sąsiednimi, większymi osiedlami wiejskimi, letniskami itp. Tym samym staje się autobus poważnym konkurentem kolei, która niedawno jeszcze miała wyłączny monopol w zbiorowym przewozie publiczności. Samochody te są zwykle, a mianowicie w dni targowe przepełnione pasażerami. Pakunki kosze itp. rzeczy składają na daszkach wozów. Wszystko idzie gładko i składnie i z wygodą dla pasażerów. Cena przejazdu jest wprawdzie nieco większa niż kolej, lecz wygody - zajazd w dogodnym punkcie i czasie -  co najmniej zrównoważa wydatek. 

Kursowy autobus Franciszka Eliszewskiego przed wyjazdem z Rynku strzeleńskiego do Inowrocławia przez Markowice - Mątwy

Pomimo, że Strzelno połączone było linią kolejową z Inowrocławiem i Mogilnem, to mieszkańcy chętniej korzystali z połączeń autobusowych. Koleją przez Kruszwicę do Inowrocławia jechało się dłużej, natomiast do Mogilna czas przejazdu był zbliżony. Strzelnianie zatem częściej korzystali z przejazdów autobusowych na linii Strzelno - Markowice - Mątwy - Inowrocław i z powrotem niż z połączenia kolejowego. Za to do Mogilna chętniej jeżdżono pociągiem. Stałe połączenie autobusowe z Mogilnem, Strzelno otrzymało dopiero po likwidacji powiatu i przeniesieniu jego agend do Mogilna. Nastąpiło to w 1934 roku kiedy uruchomiono linię autobusową Kruszwica - Włostowo - Strzelno - Mogilno i z powrotem. W wyznaczone dni tygodnia autobusy kursowały do okolicznych wsi parafialnych: Rzadkwina, Markowic, Stodół, Ostrowa i Wronowych. Jednym z przedsiębiorców realizujących przewozy autobusowe był Franciszek Eliszewski, który miał taksówkę osobową oraz dwa autobusy, a także Kazimierz Mańkowski i Andrzej Janicki.

Ten sam autobus Eliszewskiego w Inowrocławiu. Postój u skrzyżowania ulic Poznańskiej z Szymborską i Świętokrzyską, pod kamienicą Poznańska 15 (na Szymborskiej).

Transport autobusowy regulowany był wówczas stosownymi przepisami, a nadzór nad jego prawidłowym wykonywaniem sprawowało starostwo. W Strzelnie wyznaczony był dla autobusów jeden przystanek. Znajdował się on w Rynku naprzeciw domu p. Świątkiewicza, metr w bok od jezdni. Obecnie jest to nr 21. Miejsce postoju przedsiębiorca transportowy musiał oznaczyć za pomocą tablicy informacyjnej, na której figurowała: - nazwa przedsiębiorstwa, kierunek jazdy, rozkład jazdy, taryfa opłat oraz stosowny wyciąg z Rozporządzenia Ministerstwa Robót Publicznych i Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. 

Obwieszczenie z błędem drukarskim "Bbwieszczenie"


W tym czasie największą popularnością cieszyła się sezonowa linia autobusowa Strzelno - Przyjezierze przez Ostrowo. W niedzielę do letniska dojeżdżało kilka autobusów, o czym informowała prasa. W 1933 roku gnieźnieńska gazeta „Lech” informowała, że ze Strzelna z Rynku do Przyjezierza autobusy kursują w pogodne niedziele od 2 po południu aż do rana! Tak do rana, gdyż ówcześni dzierżawcy letniska w Przyjezierzu urządzali co niedzielę: - koncerty połączone z tańcami, strzelaniem o premię, pocztą japońską itp. urozmaiceniami. W 1936 roku na łamach inowrocławskiego „Piasta” napisano: - Piękna i malownicza jest okolica Strzelna, obfitująca w lasy i jeziora. Do najpiękniejszych należy Jezioro Ostrowskie, otoczone lasem z piękną plażą w Przyjezierzu. Z kolei w gazecie „Pałuczanin”, w tym samym czasie odnotowano: - W lasach państwowych na południu powiatu mogileńskiego jest piękne jezioro, zwane Przyjezierze, które bierze nazwę od leśniczówki. Kilka lat temu nie myślał nikt aby w Przyjezierzu było można wypocząć po dniach codziennej pracy, a dziś, w niedzielę a nawet w dni powszednie słychać w Przyjezierzu odgłosy syren samochodowych, dźwięki „koni stalowych”, i turkot eleganckich powózek. Dużo ludzi spieszy do cichych ustroni, aby zapomnieć o troskach dnia codziennego, aby płuca spragnione czystego powietrza, napoić wonią żywiczną. 4 lata mijają, jak wydzierżawiono plażę „Przyjezierze” i pobudowano salę restauracyjną, salę do tańca, kabiny i skocznię 3 piętrową.

Przyjezierze lata 30. XX w. (1936 r.). Na dolnym zdjęciu widoczna drewniana skocznia do wody.

Obywatelstwo miasta Strzelna tęskniło dawniej do wody, to też obecnie jeździ chętnie do odległego o 18 km Przyjezierza. W czasie wakacji letnich przyjeżdża tutaj bardzo dużo wycieczek z okolicy, jak i z odleglejszych stron, a mianowicie z Bydgoszczy, Inowrocławia, Pakości itd. Harcerze i harcerki oraz oddziały Przysposobienia Wojskowego i Wychowania Fizycznego rozkładają swe obozy w okolicznych lasach. Zjeżdżają także letnicy, wypocząć i pogawędzić, jeździć łodzią po gładkiej toni jeziora, posłuchać koncertu, potańczyć walczyka, tango, fokstrota lub polkę, potem zjeść smaczny obiad, znowu się pobawić, wykąpać się, w końcu wrócić do domów, przyrzekając spotkać się ponownie:

A w niedzielę po obiedzie
Autobusem się zajedzie,
Do samego Przyjezierza.
W Przyjezierzu się spotkamy
I na plażę się udamy -
Więc dziecino teraz pa!!!
Całusów 122.
Wycieczka Kółka Muzycznego ze Strzelna do Przedborza koło Ostrowa - 1927 r.

W sezonie dzięki autobusom często organizowane były wycieczki połączone z rekreacją. Np.: restauratorzy inowrocławscy w maju 1937 roku zorganizowali taką wycieczkę autobusową do Przyjezierza. Nadto od wiosny do jesieni strzeleńskie organizacje i stowarzyszenia - jak Chór Harmonia, OSP, Kółko Muzyczne, Związek Podoficerów Rezerwy - oraz leśnicy z Miradza organizowali wycieczki połączone z tańcami i konkursami. Miejscami docelowymi tych wycieczek był Miradz i Przedbórz pod Ostrowem. W samym Miradzu już od 1927 roku leśnicy dysponowali specjalnym do tańców wybetonowanym miejscem - tzw. grzybkiem. A oto jedna z relacji prasowych z 29 maja 1932 roku: - W lesie miradzkim odbyła się zabawa majowa Związku Podoficerów Rezerwy Koło Strzelno. O godz. 12:00 w południe odbył się na rynku koncert orkiestry wojskowej 59. pp. z Inowrocławia, poczym nastąpił o godz. 14:00 wyjazd autobusami do lasu. Goście wśród drzew i zieleni bawili się ochoczo i wesoło. Szereg urozmaiceń i niespodzianek uprzyjemniał pobyt licznie zebranej publiczności

Wycieczka Harmonii do Przedborza - lata 30. XX w.

Ciekawostką jest, że właściciele majątku ziemskiego Markowice Heydebreckowie opłacali swoim stałym pracownikom przejazdy autobusowe w celu załatwienia spraw w Strzelnie - w Powiatowej Kasie Chorych, Szpitalu Powiatowym, urzędach oraz innych. Komunikacja autobusowa w latach powojennych to już odrębny temat, który wymaga dopracowania, a zatem poruszę go w późniejszym terminie…


piątek, 31 stycznia 2025

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 216 ul. Sportowa - cz. 4 (Obóz przejściowy „Bereza”)

W tym roku minęło 80 lat od chwili zakończenia okupacji i oswobodzenia z jarzma hitlerowskich Niemiec naszego miasta i okolicy. Przez owe dziesiątki lat nikomu z rządzących nie przyszło do głowy, by miejsce byłego obozu przejściowego przy ul. Sportowej, nazywanego przez powojennych strzelnian „Berezą”, upamiętnić tablicą informacyjną, która współczesnym uprzytomniłaby - przypominała, że w tym zapomnianym zakątku Strzelna w nieludzkich warunkach przetrzymywano, torturowano i mordowano naszych rodaków. Tutaj odizolowano w październiku 1939 roku 30 żydowskich mieszkańców Strzelna. Z nich uśmiercono na miejscu czterech: Moritza Baschwitza, Manfreda Baschwitza, Mitka Klenica i Mordechaja Klenica.

Według opisu pozostawionego przez nauczyciela Tomasza Grząbkę, a zamieszczonego w „Ilustrowanym Kurierze Polski” 22 września 1947 roku: - Krwiożerczo panował hitleryzm w okresie ostatniej wojny w Strzelnie. Najlepszych obywateli-Polaków zebrali siepacze nazistowscy na terenie strzelnicy Bractwa Kurkowego Tam głodzono ich, maltretowano, poniżano i wywożono do pobliskich lasów, gdzie bez sądu byli oni mordowani. W ten sposób zginęło za Polskę 41 obywateli strzelińskich. Jako miejsce kaźni znany jest też w Strzelnie dom przy rynku, w którym „urzędowali” chuligani hitlerowscy, krusząc pałkami kości katowanym ofiarom i wyciskając krew. Wielu zginęło na miejscu, wielu wysiedlono, a nie wszyscy z nich doczekali się możliwości powrotu! Wielu wywleczono do obozów pracy i do obozów koncentracyjnych. Większość z nich zginęła. Krwawiła cała Polska, krwawiło i Strzelno. Z miasta liczącego przed wojną blisko 7.000, pozostań dzisiaj 5.670 mieszkańców.

Część wiedzy o funkcjonowaniu obozu przejściowego w Strzelnie pochodzi z procesu okupacyjnego starosty (landrata) mogileńskiego w latach 1939 - 1943 Ericha Daniela. Teksty z procesu - zeznania świadków udostępnił mi Zygmunt Nowaczyk, obecny wiceburmistrz Trzemeszna. Według akt procesowych, po zakończeniu działań wojennych Daniela ujęli na zachodzie Amerykanie i wydali Polsce. Za dyskryminowanie Polaków został on skazany przez Sąd Okręgowy w Gnieźnie na sesji wyjazdowej w Mogilnie na karę 15 lat więzienia (zmarł podczas odbywania kary). Z protokółu rozprawy głównej z 8 czerwca 1948 roku z przesłuchania Daniela dowiadujemy się, że owszem utworzył on obóz przejściowy w Strzelnie ale dla wyrzuconych z majątków ziemskich ich właścicieli, czyli ziemian. Według niego w obozie umieszczano tylko takich ziemian, którzy nie mieli dachu nad głową. Z chwilą kiedy mogli oni podać dokąd chcą się udać wystawiano im przepustki i mogli każdego czasu wyjechać poza granice powiatu. Kierownictwo obozu Daniel powierzył miejscowemu Niemcowi Richardowi Plagensowi. Straż obozową pełniła policja ochronna ze Strzelna.

Przesłuchiwany landrat Erich Daniel rzekomo nie pamiętał czy przed otwarciem obozu teren na jego organizację lustrował. Stwierdził, że miejsce to zaproponował mu okupacyjny burmistrz Strzelna Willy Schmiedeskamp. Komendant obozu Plagens podlegał kierownikowi policji ochronnej w Strzelna. O tym, że Plagens znęcał się nad osadzonymi w obozie Polakami Daniel dowiedział się rzekomo dopiero przy przesłuchiwaniu go podczas procesu. Ponoć Plagens nie informował landrata o stosunkach panujących w obozie, który z kolei wypierał się, że nic nie wiedział o zaszłych w nim wypadkach śmierci. Bronił się, że za wypadki w obozie był odpowiedzialny Plagens, a nie on. Tłumaczył się również, iż nie posiadał wiedzy o tym w szczególności, że osadzeni w obozie byli 2-3 dni bez żywności. Pokrętnie wyjaśniał również, że nie wiedziałem też, iż oprócz ziemian byli w obozie także księża, względnie dziennikarz. Nie umiał wyjaśnić kto ponosił winę za to, że w obozie tym osadzono także księży i dziennikarza.

W procesie mogileńskim świadkami w wątku strzeleńskiej „Berezy” byli więźniowie obozu przejściowego - osoby, które przeżyły wojnę. Wśród nich m.in. świadczył ks. Stanisław Badura lat 47, proboszcz parafii w Siedlimowie, który zeznał:

Dnia 30 września 1939 roku zwołano z polecenia wójta ze Strzelna mnie i innych księży. Na zebraniu tym wezwał nas księży żandarm Schulz do wpłacenia kontrybucji 2000 - 4000 zł. Schultz oświadczył, że my jemu podlegamy jak również landratowi z Mogilna. Nazwał nas też mordercami i bandytami. Nałożono na nas też areszt domowy. Dnia 13 listopada 1939 roku aresztowano mnie i odprowadzono do więzienia w Strzelnie. Przebywałem też przez 6 dni po czym odprowadzono mnie do obozu w Strzelnie, który mieścił się w barakach na strzelnicy Kurkowego Bractwa Strzeleckiego. Tam trzymano mnie przez 4 dni. Następnie ogłoszono nam zakaz odprawiania nabożeństw w kościele wydany przez oskarżonego Daniela. Zaczęły się też napady i rabunki mienia polskiego. Dnia 17 stycznia 1940 roku zostałem ponownie aresztowany i osadzony w osobnej celi w wiezieniu w Strzelnie, gdzie przebywałem do 19 stycznia 1940 roku. W dniu tym odprowadzono mnie rychło rano do obozu w Szczeglinie, gdzie przebywałem do 11 lutego 1940 roku. […] 

Kolejny świadek Teodor Rydlewski ze Strzelna powiedział:

Dnia 9 listopada 1939 roku zostałem aresztowany i doprowadzony do obozu w Strzelnie, zwanego „Berezą”. Ze mną siedział niejaki Nowak. Jednego dnia został on pobity i do swojej ubikacji już nie wrócił. W ubikacji tej siedziało nas 6 osób. Każdy z nas został pobity, ja dwukrotnie. Innych bito jeszcze więcej. Bili nas Volksdeutsche. W obozie widziałem też dwóch księży. Czy ich bito tego nie wiem.

Inny świadek ks. Tadeusz Wierbiński, proboszcz z Gębic zeznał:

Oskarżonego Daniela poznałem w czasie gdy nas internowano w Strzelnie. Nałożył on na nas areszt pokojowy. Chłopacy Niemcy pilnowali ukradkiem czy nie wychodzimy i czy nie łamiemy aresztu. 9 listopada wezwali nas do stawienia się w Strzelnie bez zabierania niczego. Mnie i kierownika szkoły odwieziono powozem. W obozie w Strzelnie byliśmy pierwsi, siedzieliśmy na ziemi. Byli tam ludzie różnych zawodów, murarze, brukarze itp. Był tam też notariusz Koehler ze Strzelna. Przez jakieś 30 godzin byliśmy bez jedzenia. Dopiero na drugi dzień, koło 15 zaczęto gotować grochówkę. Pewnego dnia przybył na salę Daniel. Dostrzegł, że notariusz ze Strzelna Zygmunt Koehler palił. Zapytał go czy tu można palić i dodał: ”pana mam szczególnie na oku”. W obozie przebywałem przez 8 dni. W tym czasie jednego „zakatrupili”. Wywlekli go ludzie S.A. i pochowali w pobliżu. Wrócili bardzo szybko, stąd wnioskuję, że pochowali go blisko sali. Nocą słychać było jęki. Przekonany byłem, że jęczeli bici przez Niemców Polacy. Straż pełnili Niemcy z okolicy. Plagensa znałem. Był on dowódcą obozu. Niemiec Grosser, który mnie znał z dawnych czasów świecił mi kiedyś w nocy latarką w oczy i pytał: - „proboszczu, czy mnie znasz?” […] Pewny jestem, że zabili Polaka, bo usłyszałem przez ścianę jak jeden Niemiec mówił: - „psiakrew, ta bestia zdechła”. Ksiądz z Kwieciszewa zasłabł bardzo i prosiłem dla niego lekarza. Lekarz nie zjawił się jednak. Kiedy mnie aresztowali oświadczyli, że czynią to na rozkaz landrata Daniela. […]

Świadek Mieczysław Zieliński ze Strzelna zeznał:

Na terenie miasta Strzelna utworzono obóz, w którym umieszczano przeważnie inteligencję. Ja zostałem aresztowany w nocy 3 listopada 1939 roku i umieszczony w tymże obozie. Zaraz tej nocy pobito mnie okropnie. Kierownika szkoły [Jana Dałkowskiego] postawiono pod okapem i całą noc ciekło na niego. Pewnego dnia oskarżony Daniel odwiedził obóz. Miał na sobie brązowy mundur, a może płaszcz, tego nie pamiętam dokładnie. Pamiętam jak odezwał się w odniesieniu do nas: - „te świnie mają tu za dużo słomy”. Oskarżony podzielił nas na 2 grupy. Jedną grupę zwolniono, a co się stało z druga grupą tego nie wiem.

Świadek poprawia zeznania: Plagens nas dzielił na dwie grupy, oskarżony był  wtedy w kancelarii obozu. Mnie skierowano na prawą stronę i zostałem zwolniony. Oskarżony Daniel wyjaśniał: - nie byłem wtedy na terenie obozu i nie wydawałem poleceń do selekcji osadzonych. […]

Świadkiem, który nie był więźniem, a mieszkał w pobliżu obozu był Leon Ornatek (późniejszy burmistrz Strzelna):

Kiedy powróciłem z wojska, utworzono w Strzelnie na strzelnicy, w moim sąsiedztwie obóz. W listopadzie 1939 roku wjechał na teren obozu samochód ciężarowy nakryty planem. Niemka, która u mnie mieszkała ostrzegła mnie, abym nie wychodził na ulicę bo będą wywozić wszystkich osadzonych w obozie. Po chwili wyjechał samochód i skierował się na Kopce. Widziałem także, jak wywozili o 6 rano ludzi do Cienciska. Tam ich zabito i pochowano. Wskazałem później komisji do badania zbrodni niemieckich 4 mogiły, które zostały tez odkopane. Później Niemcy sami rozkopali mogiły i palili zwłoki. Zwłoki palono w lesie. Leśniczy Niemiec, który prawdopodobnie nie wiedział co się dzieje, zaalarmował straż pożarną. Wraz ze strażą pojechałem do lasu. Tam zawrócono nas.

Na pogrzebie Plagensa widziałem oskarżonego. Jak mi wiadomo, zostało dziecko Plagensa zabite w Poznaniu na skutek bomby. Plagens urządził wielki pogrzeb podając, że dziecko zostało zamordowane przez Polaków.

Morderstw dokonywali miejscowi Volksdeutsche z przepaskami na ramieniu, bez munduru. Pewnego Kuklę pobili raz, a potem mu poprawili. Kukla zmarł. Pewien ksiądz został pochowany w sutannie. Zwłoki pomordowanych były 35 cm pod ziemią.

Oskarżony landrat Daniel wyjaśniał: Nie byłem obecny na pogrzebie dziecka Plagensa. Wydaje mi się, że odbył się zanim ja do Mogilna przybyłem. O opisanych rozstrzeliwaniach nic nie wiem. […]          

 

sobota, 25 stycznia 2025

Wampirzyca ze wzgórza klasztornego w Strzelnie

 

Rzecz działa się blisko ćwierć wieku temu (2001 r.) - pamiętam, co to była za sensacja - archeolodzy odkryli grób „wampirzycy” i to gdzie, na wzgórzu kościelnym, niedaleko romańskiej rotundy! Wydarzenie obiegło całe miasto i stało się tematem licznych dyskusji i plotek. Zainteresowałem się wówczas i ja tym tematem i pospieszyłem na wzgórze, by więcej dowiedzieć się o znalezisku.

Zobaczyłem wówczas ów szkielet spoczywający w głębokim wykopie z charakterystycznym okrągłym otworem w dolnej części mostka. W rozmowie z archeologami dowiedziałem się, że jest to niezwykle ciekawe odkrycie doczesnych szczątków kobiety, która za życia stała się „obcą” w stosunku do jej ziomków - czyli osobą, która już za życia wyróżniała się na tle grupy w jakiś negatywny, czy może inaczej postrzegany sposób. Dzisiaj powiedzielibyśmy, że była wampirzycą, którą uśmiercono przebiwszy jej pierś zastruganym osikowym kołkiem. Ale wówczas tego słowa nie znano - pojęcie wampira zaczęło funkcjonować dopiero na początku XVIII w. W polskiej kulturze ludowej cechy „obcego - obcej”, czyli wampira posiadają upiór i strzyga, strzygoń i tak należałoby opisać strzeleński pochówek ze wzgórza klasztornego.

 

Kim była za życia owa młoda kobieta, której grób odkryto na samym skraju cmentarza, na wschodnim stoku wzgórza klasztornego? Czy była to mieszczka, czy zakonnica? Co uczyniła za życia, że została przez miejscowych uznana za upiora? Strumień pytań towarzyszący temu odkryciu intrygował wielu strzelnian. Należy uprzytomnić współczesnym, że w średniowieczu działał mechanizm kozła ofiarnego. Na przykład, gdy okolicę nawiedziła epidemia zarazy lub następowały gwałtowne zejścia z innego powodu, wówczas spośród mieszkańców miasta, wsi lub innego zbiorowiska typowano wyróżniającą się osobę. Mógł nią być każdy kto odbiegał od pozostałych wyglądem, zachowaniem, czy stanem umysłu - tajemną wiedzą i ponadprzeciętnymi zdolnościami. Uśmiercenie takiego delikwenta mogło doprowadzić do uspokojenia mieszkańców. Po zabiciu wytypowanej osoby grupa powracała do życia codziennego, uważając, że zrobiono wszystko, co było w jej mocy, żeby zatrzymać zarazę lub inne szkodliwe zjawiska.

Zdjęcie wykonane zostało kilka dni po odkryciu szkieletu i po ulewie, które nieco poprzesuwała kości czaszki.

Zapewne temu wydarzeniu towarzyszył jakiś proces, w którego wyniku wyrokowano o sposobie przeprowadzenia egzekucji. To jeden z najbardziej przerażających obrazów śmierci. Jak wielki strach musiał towarzyszyć ówczesnym strzelnianom, którzy za życia uśmiercili ową „obcą” - przebijając jej pierś osikowym kołkiem, by zabezpieczyć się przed powrotem zmarłej na ziemię, by nigdy więcej nie zakłócała ich spokoju. Wierzono, że osika miała moc przeciwdziałania złu, a oddalając „obcą” od świata zmarłych pochówkiem na samym skraju cmentarza izolowano ją od sacrum i od „swoich” zmarłych.

Ten makabryczny - bądź co bądź - pochówek przywołuje mi na myśl Horpynę Dońcówną, czyli olbrzymią Ukrainkę z Sienkiewiczowskiej powieści Ogniem i mieczem, trudniąca się wróżbiarstwem i czarami, mieszkającą wraz ze sługą - karłem Czeremisem - i dwoma psami w grocie w Czortowym Jarze za Wrażym Uroczyszczem i Tatarskim Rozłogiem. Przed wejściem do groty leżą czaszki i kości jej wrogów. Niegdyś została oskarżona o czary - była pławiona i kat zgolił jej głowę. Przyjaźniła się z Bohunem, na jego rozkaz strzegła Heleny Kurcewiczówny. Zobaczywszy znaki od Bohuna, wpuściła Rzędziana, Zagłobę i Wołodyjowskiego do jaru. Po postrzeleniu przez Rzędziana strzałem z pistoletu tenże przebił jej pierś osikowym kołkiem.  

Zdjęcie wykonane po całkowitym odkryciu szkieletu.

W latach 2000-2004 przeprowadzono badania archeologiczno-architektoniczne na wzgórzu św. Wojciecha w Strzelnie. Już w ich trakcie kierująca pracami dr. Krystyna Sulkowska-Tuszyńska z toruńskiego UMK opublikowała w 2003 roku krótki szkic Strzelno. Obrazy śmierci [w: „Materiały do Dziejów kultury i Sztuki Bydgoszczy i Regionu”], w którym opisała wstępny wynik odkrycia. A oto fragment opisu: - Przekłuty mostek, podniesione ramiona, rozszerzone mocno u dołu żebra, są tak sugestywne, że patrząc na taki obraz czuje się dławiący ból promieniujący z przebitej prawej komory serca - ostatecznej przyczyny szczególnie bolesnej śmierci, gdy ostatni wdech nie zakończył się wydechem. W kilka lat później, w 2007 roku opublikowała wyniki tych prac w artykule Rzecz o życiu i śmierci na wzgórzu klasztornym w Strzelnie (XII-XVI w.) - [w: Studia Historica V 2007]. Wspomniała w nim o odkryciu m.in. nietypowego XIV-wiecznego pochówku młodej kobiety - czyli owej „wampirzycy” ze wzgórza klasztornego. Napisała m.in.: Już w czasach wczesnonowożytnych nasiliło się przekonanie, że za powstawanie i rozwój epidemii, nagłą i trudną do wytłumaczenia śmierć bliskich, czy nawet ogólne długotrwałe zmęczenie organizmu, odpowiedzialność ponoszą niektórzy zmarli. Czasem wszystkie ich ziemskie zasługi przekreślał sposób, w jaki umarli. Stawali się „obcy”. Mimo oczywistej prawdy, że zmarły za życia mógł być członkiem kochającej się rodziny, na skutek nieprzewidzianych działań jego trup posiadający to samo oblicze stawał się budzącym niepokój intruzem. Sposobem mającym naprawić anormalną sytuację była „ponowna śmierć” zmarłego poprzez częściowe lub całkowite unicestwienie ciała, a nieraz inne zabiegi.


wtorek, 21 stycznia 2025

Zerwane pęta - 21 stycznia 1945 r.

Obóz jeńców angielskich w Strzelnie przy ul. Powstania Wielkopolskiego 2.

80 lat temu, 21 stycznia 1945 roku, po ponad pięciu latach okrutnej niewoli, okupant niemiecki został przegnany z naszego miasta. O pierwszym dniu wolności pisałem już wielokrotnie. Dzisiaj w obliczu toczącej się wojny u naszego wschodniego sąsiada i zgłębionej wiedzy o okrucieństwach towarzyszących wojnom nie potrafię bezstronnie wrócić do tamtych chwil. Długo zastanawiałem się, co napisać o ówczesnych radosnych chwilach przeżywanych przez strzelnian i doszedłem do wniosku, że najlepiej będzie im oddać głos. Uczynię to za pośrednictwem pierwszego powojennego numeru „Głosu Wielkopolski”, który ukazał się 16 lutego 1945 roku i na gorąco przekazał odczucia towarzyszące wówczas Wielkopolanom:

Zerwane pęta

- Pękły ciężkie okowy niewolił Zabłysła nam gwiazda wolności i swobody. Na zawsze zniknął koszmarny sen. Rozsypuje się w pył, na obłudzie i kłamstwie zbudowana potęga Germanii. Na tyranów, którzy bez litości gnietli i uciemiężali, którzy z sadyzmem i piekielną perwersją niszczyli wszystko co tchnęło polskością,, padł blady strach. Zamieszanie i popłoch wkradł się w kohorty hitlerowskich siepaczy i morderców. Zdrętwiała wraża łapa - co pastwić się umie nad bezbronnymi - pod uderzeniami zwycięskiej sprzymierzonej Armii Czerwonej.

Hołd i uznanie bohaterom spod Stalingradu, Orła, Woroneża, Leningradu, Charkowa, Odessy, Witebska i Warszawy. Cześć Armii Czerwonej, co jak lawina runęła na szeregi butnego żołdactwa hitlerowskiego, zadając im druzgocące ciosy, przepędzając ich precz z naszych ziem. 

Podziękowanie i wdzięczność genialnemu Naczelnemu Wodzowi Armii Czerwonej, Marszałkowi Radzieckiemu - Józefowi Stalinowi! Cześć bohaterskiemu dowódcy I. armii frontu białoruskiego - Marszałkowi Żukowowi!

Niech żyje, niech zwycięża, niech bije bezlitośnie krwawego molocha wojny póty, dopóki nie legnie w posoce bestia germańska, co w gruzy i zgliszcza zamieniła Europę. 

Razem ze zwycięską Armią Czerwoną, która wśród huku dział, i w łunach pożarów zatknęła na murach Poznania zwycięski sztandar wolności, przyszli i nasi żołnierze. Nasza Polska Armia. Na ulicach Poznania są znowu Polskie Orły, znowu polskie, rogatywki. Łzy szczęścia cisną się do oczu, drży głos, gdy przemawiamy do was. To nie sen, nie miraż żaden - ale rzeczywistość. 

Przyszliście żołnierze! Witamy Was płomiennymi sercami jako naszych braci, jako synów jednej matki Ojczyzny. Witamy Was jako zbrojne ramię odradzającej się z popiołów nowej Polski. Wy, co nie złożyliście broni w roku 1939, co skazani na poniewierkę, wyjęci spod prawa, ścigani i gnębieni, walczyliście bohatersko w oddziałach partyzanckich i dywersanckich; Wy, co zorganizowani na terytorium sprzymierzonego Związku Radzieckiego, stworzyliście zręby nowej armii polskiej, należycie do nas, tak jak my duszą i sercem należymy do Was. Nam, przez te z górą 5 ciężkich lat nie było danym walczyć czynnie z bronią w ręku przy boku naszych braci, rozrzuconych po wszystkich frontach Europy. Walczyliśmy na swój, jedynie dostępny sposób - biernie. Ale w walce tej daliśmy jakżeż ogromną daninę krwi. Obficie zrosiła ziemie nasze krew najlepszych synów i braci, którzy ginęli pod toporem kata czy pod knutem oprawcy. Dlatego jesteśmy Wam równi.

Zbliża się zresztą chwila, w której my z Wami i Wy z nami, ramię przy ramieniu staniemy do szeregów i pójdziemy zgnieść i zdeptać na zawsze hydrę hitlerowskich Niemiec. Pójdziemy, by zwyciężyć, by wziąć odwet. Krwawo zapłaci satrapa i zbiry za zbrodnie, m sponiewieranie ludzkiej godności, za głodzenie naszych dzieci, za maltretowanie naszych żon i matek. Krwawa zapłacą oprawcy za kaźnie Dachau, Mauthausen, Oranienburg, Oświęcim, VII fort, Żabikowo, za Majdanek, Radgoszcz, za Poznań, Kościan i wiele, wiele innych miast.

Winston Churchill, Franklin Delano Roosevelt i Józef Stalin w Jałcie - Liwadii

No niestety, późniejsze lata zależności, przyklepanej przez konferencje Wielkiej Trójki w Teheranie, Jałcie i Poczdamie zniewoliły nas… Myśmy tego nie chcieli, o naszym losie zadecydowali: Józef Stalin, Winston Churchill i Franklin Delano Roosevelt… Jak czytamy w kolejnym 3. numerze „Głosu Wielkopolski” - Granice Polski nie będą zarzewiem wojny - oświadczył Churchill w Izbie Gmin: - Londyn (Polpress), Premier Churchill udzielił wyjaśnień w Izbie Gmin w sprawie konferencji krymskiej. Na początku Premier stwierdził, że wojna w Europie przedłuża się, podczas gdy akcja wojenna na Wschodzie przybiera charakter szybszy niż przewidywano. Ale i w Europie wojna przybiera na tempie. Celem aliantów jest nie tylko odwet na Niemczech, ale również zapewnienie trwałego pokoju. Trzeciej wojny światowej nie będzie. Granice Polski nie będą zarzewiem wojny. Wielkiej Brytanii zależy na tym, żeby sprawa Polski była rozstrzygnięta sprawiedliwie: sprawiedliwym zaś rozstrzygnięciem sprawy polskiej granicy wschodniej będzie linia Curzona. Wolność, niezależność i samodzielność Polski leżą na sercu Wielkiej Brytanii, Rząd polski będzie prowadził politykę przyjaźni w stosunku do swojego sąsiada wschodniego. Podkreśleniem faktu, że wbrew pogłoskom, szerzonym systematycznie przez wrogów - Alianci są dzisiaj bardziej zjednoczeni, aniżeli kiedykolwiek - zakończył Premier Churchill swe przemówienie.