W ciepły, czwartkowy, słoneczny
poranek melodyjny dźwięk telefonu rozwiał moje skupienie około pisarskie nad
kolejnymi stronami opowieści o powstańcach... Dzwonił Mirek Możdżeń z Sielca z
informacją, że archeolodzy z UMK prowadzą od kilku dni badania odkrywkowe na
grodzisku w Kołudzie Wielkiej. Jednocześnie zaproponował byśmy razem z
Heliodorem przyjrzeli się z bliska tym badaniom. Po godzinie Mirek był już po
nas w Strzelnie i w trójkę udaliśmy się kilkanaście kilometrów za Strzelno, w
miejsce zwane 'Okopami Szwedzkimi'. Dla niewtajemniczonych dodam, że w
dziewiętnastym wieku tak nazywano pozostałości po średniowiecznych grodziskach,
które w czasie potopu Szwedzi wykorzystywali jako miejsca na warowne
obozowiska. Pruski kartograf Schroetter jako pierwszy oznaczył to miejsce na
mapie z przełomu XVIII i XIX w. opisując je jako 'Alte Schanze' - Stare Wzgórze. W Słowniku geograficznym Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich
to miejsce nie zostało opisane.
|
Alte Schanze - Fragment mapySchroetter z przełomu XVIII i XIX w. |
Gdy przybyliśmy na pogranicze
Kołudy Wielkiej i Sielca (gm. Janikowo) było już bardzo gorąco. Samochód
zostawiliśmy przy Mirkowej kukurydzy i hajda ku 'Starej Noteci'. Po przejściu
kilkuset metrów, polami Instytutu Zootechniki Państwowego Instytutu Badawczego Zakładu Doświadczalnego Kołuda Wielka dotarliśmy do doliny Starej Noteci,
bujnie porośniętej drzewami i krzewami, cały czas idąc świeżo wydeptaną
ścieżką. Nagle wyrosły przed nami wysokie równie porośnięte wały, poprzedzone
głębokim rowem-fosą. Wdrapaliśmy się na nie i oczom naszym ukazało wnętrze z
trzema odkrywkami archeologicznymi i kręcącymi się przy nich ludźmi. Nie była
to dla mnie pierwszyzna, gdyż w przeszłości kilkanaście podobnych odkrywek
odwiedziłem.
W grupie zapracowanych młodych
ludzi szybko wyłuskaliśmy dwie nieco starsze postaci, ku którym skierowaliśmy
nasze kroki. Po kurtuazyjnym powitaniu i przedstawienia się oraz z krótkim info,
co nas tu sprowadza, rozpoczęliśmy kilkudziesięciominutową rozmowę. Jak się
okazało trafiliśmy na obóz naukowy pracowników, doktorantów i studentów UMK w
Toruniu z Wydziału Nauk Historycznych. Pracami tej grupy kierują dwaj naukowcy
z Instytutu Archeologii dr Jacek Bojarski adiunkt z Zakład Archeologii
Wczesnego Średniowiecza oraz dr Ryszard Kaźmierczak adiunkt z Pracowni
Dokumentacji i Konserwacji.
Archeolodzy pracują w ramach
programu, którego celem jest przebadanie fragmentów grodziska w części bramy
grodowej i ewentualne odsłonięcie fragmentu drewnianych konstrukcji umocnienia
brzegu i przyczółka mostowego u wylotu bramy grodu, by ostatecznie odtworzyć
przeprawę przez Starą Noteć. Jak dotychczas udało się znaleźć ślady spalenizny
w bramie grodowej, ,ości zwierzęce i fragmenty ceramiki.
Informację o grodzie pierścieniowym w Kołudzie Wielkiej znajdujemy w wydanym w
1933 r. przewodniku po Inowrocławiu i Kujawach. Autor, Karol Kopeć pisze, że w
Kołudzie Wielkiej znajduje się przedhistoryczne grodzisko ziemne, tzw. wał
szwedzki, zwany również okopem szwedzkim.
W latach 1967 i 1969 przeprowadzono
na jego obszarze badania sondażowe i pomiary oraz badania powierzchniowe.
Grodzisko to znajduje się wśród łąk zwanych „Okolem”, 750 m na północny wschód od
dworu i 50 m
na zachód od Starej Noteci. Jego kształt jest pierścieniowy, otacza go szeroka
fosa, liczy sobie w obwodzie 240
m i ma średnicę 50x85 m. Wały jego dochodzą do wysokości
8 m.
W jego obrębie znaleziono ułamki
naczyń o czernionej powierzchni, bogato ornamentowane motywami jodełkowymi oraz
grupami skośnych kresek. Nadto ułamki naczyń pozbawione ornamentu o gładzonej
powierzchni oraz fragmenty naczyń o powierzchniach obmazywanych. Z kompletnych
naczyń odkryto czerpak barwy brunatnej, nie zdobiony, wysokości 5 cm, średnicy wylewu 9,5 cm i dna 5 cm oraz naczynie jajowate o
obmazywanej powierzchni, wysokie na 24 cm, średnicy wylewu 24 cm i dna 10 cm. Pochodzenie tych
znalezisk określa się na podokres halsztacki D.
Datowanie znalezisk zdaje się
utwierdzać w mniemaniu, iż gród w Kołudzie Wielkiej funkcjonował już w V
stuleciu p.n.e. Zapewne i w okresie kształtowania się lokalnej kujawskiej formy
kulturowej, tzw. grupy kruszańskiej (I w. p.n.e.), jak i w okresie późniejszym
region kołudzki musiał odgrywać znaczącą rolę. Podobnie dziać się musiało w
okresie wpływów rzymskich (I do III w. n.e.), ale, by w tym domniemaniu tkwić
należałoby oprzeć się o głębsze badania archeologiczne regionu kołudzkiego.
Najpewniej prowadzona na tym obszarze, przez wieki, intensywna uprawa gleby
spowodowała zatarcie wielu nawarstwiających się na siebie śladów osadnictwa.
Może aktualnie trwające badania rozjaśnią te domniemania.
Powierzchniowe badania
archeologiczne prowadzone w 1969 r. wykazały, że gród halsztacki z V stulecia
p.n.e. w okresie wczesnego średniowiecz zastąpiony został nową bardziej
zmodyfikowaną budowlą. Pozostałością tej warowni są wały ziemne, których
rozmiary zostały opisane już wyżej. O tym jakże znikomo udokumentowanym okresie
nie posiadamy zbytniej wiedzy. Jedynym źródłem mówiącym o tych czasach jest
dokument zwany „Geografem Bawarskim”. Z badań nad tym okresem dowiedzieć się
możemy o funkcjonowaniu tzw. strefy kruszwickiej, która w okresie
przedpiastowskim od VII do IX w. funkcjonowała wokół Gopła. Penetrujący te
ziemie w połowie IX w. zachodni podróżni stworzyli dokument, nazwany Geografem Bawarskim, opisane zostało w
nim m.in. potężne plemię Goplan, którego potęga opierała się o 400 civitates. Pod tym łacińskim słowem
kryły się zapewne grody i ufortyfikowane osady służebne, jak również inne
niewielkie skupiska poddanych kruszwickiego władcy. Najpewniej w tej liczbie
znajdowały się również: osada i gród kołudzki. Odległość czasowa wydarzeń,
jakie tu się rozegrały, jest tak daleką, iż obecnie jest prawie niemożliwe
ustalenie przyczyn upadku grodziska w Kołudzie.
Na pewien trop naprowadza nas Kronika Galla Anonima i opisane w niej
wydarzenia roku 1096. Z niej to dowiadujemy się o bogactwie i o rycerstwie w
jakie opływała Kruszwica oraz jej grody
i o tym, że w ostatnich latach XI stulecia nastąpiła katastrofa. Wówczas gród
nadgoplański wciągnięty został w spory dynastyczne między panującym Władysławem
Hermanem a popieranym przez możnowładztwo synem jego Zbigniewem, w wyniku
których doszło do zbrojnych starć. Pierwszy etap walki rozegrał się na Śląsku,
skąd Zbigniew, nie znalazłszy dostatecznego oparcia, zbiegł na Kujawy i
schronił się - chętnie przyjęty przez mieszkańców - w grodzie kruszwickim.
Tutaj zdołał sobie zapewnić pomoc miejscowego rycerstwa. Dalsze wypadki z
relacji Galla wyglądały następująco: Ojciec
wszakże bolejąc, że Zbigniew tak bezkarnie uszedł oraz że go kruszwiczanie
przyjęli, występując w ten sposób przeciw niemu samemu, z tymże samym wojskiem
udał się w pościg za uciekającym Zbigniewem i z wszystkimi swymi siłami
podstępuje pod gród kruszwicki. Zbigniew zaś, wezwawszy na pomoc cudze siły
pogan i mając siedem szyków kruszwiczan, wyszedł z grodu i stoczył walkę z
księciem Władysławem... tam też Bóg wszechmogący księciu Władysławowi tak
wielkie okazał miłosierdzie, że wytępił nieprzeliczone mnóstwo przeciwników, a
z jego żołnierzy poległo tylko bardzo niewiele. Tak wiele zaś rozlano ludzkiej
krwi i taka masa trupów wpadła do przyległego grodowi jeziora, że od tego czasu
wzdrygał się każdy dobry chrześcijanin jeść ryby z owej wody. W ten sposób
Kruszwica, opływająca w bogactwo i rycerstwo, doprowadzona została prawie do
wyglądu pustkowia. Zbigniew zaś ocalony, z nieliczną garstką uciekając do
grodu, nie był pewien czy życie stracił, czy który z członków.
W zakończeniu opisu krwawej bitwy z
1096 r. Gall wyraźnie stwierdza, że Kruszwica z dawnego bogatego ośrodka stała
się niemal pustkowiem. Jeszcze silniej rozmiary klęski uwypukla w swojej
kronice Jan Długosz, dodając, iż miasto za sprzyjanie Zbigniewowi oddane
zostało na łup wojskom i odarte z bogactwa i ozdób. Zapewne skutki wydarzeń
1096 r. były jeszcze bardziej poważne. Równie silnie musiały ucierpieć wszystkie
okoliczne warownie, w tym gród w Kołudzie. Zdobyty przez wojów Władysława
Hermana został zapewne złupiony i spalony, a broniąca go załoga wycięta w pień.
Po tych spustoszeniach na wiele lat zamarło tu życie. Tereny nad Notecią
porosły drzewami i krzewami, zamieniając obszar w jeden wielki nieużytek.
Tracąc, za Kruszwicą, na znaczeniu strategicznym, gród nigdy już nie został
odbudowany. Jednakże w pobliżu miejsca tego, życie się z czasem odrodziło.
|
Od lewej Mirek Możdżeń, główny inicjator naszych archeologicznych peregrynacji i ja, mówiący Wam do zobaczenia i usłyszenia. |
Dodam jeszcze, że dzień rozpoczął
się uroczo i nic nie zapowiadało zdarzenia niezbyt przyjemnego. Odnowiła mi się
kontuzja sprzed dwóch lat. W lewej łydce coś strzyknęło i masz babo placek. Już
czwarty dzień, dwa razy dziennie smaruję łydkę specjalną maścią żelową
otrzymaną od Mirka. Wielu już ona pomogła, choć przeznaczona na "końskie
dolegliwości", czuję, że i mi pomaga. Na razie rower w odstawce...
Zdjęcia autorstwa Heliodora Rucińskiego