Kontynuując spacerek ulicą Powstania Wielkopolskiego trafiamy pod kolejną kamienicę. Współcześnie stanowi ona zasoby komunalne, do którego została wciągnięta po 1945 roku, jako mienie poniemieckie. Wcześniej była własnością Rodziny Pechtoldów, pochodzących ze wsi Stodólno. Współcześnie oznaczona numerem 14, w starej pruskiej nomenklaturze policyjnej - ulica nosiła nazwę Mühlenstrasse (Młyńska) - a kamienicy nadano numer 220. W porównaniu z pozostałymi posesjami zlokalizowanymi przy tej ulicy miała jeden z wyższych numerów. Najstarsze posesje przy tej ulicy nosiły numeracje od 120 do 148, zaś te młodsze od 198 wzwyż. Dla przykładu, budynek szpitala nosił numer 204, zaś kolejny Szudy 211. Wiadomo, że nowy szpital wystawiono w 1894 roku, zaś budynek Szudy w 1896 roku na dotychczas niezabudowanych parcelach. Na podobnej parceli wystawiono kamienicę Pechtolda i sugerując się numerem, wyglądem architektonicznym, możemy określić, że zbudowano ją pod koniec XIX, ewentualnie na samym początku XX wieku.
Kamienica wystawiona została w modnym wówczas eklektyzmie. Budynek ma dwie kondygnacje, jest podpiwniczony oraz nakryty dwuspadowym, ceramicznym dachem z użytkowym poddaszem. Fasadę ma pięcioosiową z pięcioma parami małych okienek doświetlających poddasze. Parter od strony ulicy zdobi silne boniowanie. Na czwartej, zachodniej osi przypięta jest doń duża, drewniana, z przeszkleniami altana na podmurówce. Posiada ona od strony wschodniej boczne wejście. Okna na pierwszym piętrze zdobią proste frontony na kształt belek, wspartych na konsolkach oraz podokienne płyciny. Na narożnikach i po bokach okna środkowego rozmieszczone zostały cztery pilastry. Poszczególne kondygnacje rozdzielają gzymsy. Do bocznej, wschodniej elewacji przypięty jest murowany przedsionek zwieńczony drewnianą altanką w formie zamkniętego balkonu. W podwórzu, od strony zachodniej przypięte są do kamienicy oficyny, z których najdalej wysunięta była niegdyś stolarnią.
W księdze adresowej z 1903 roku jeszcze nie znajdujemy Pechtoldów w Strzelnie. Za to Pechtolda Gottlieba odnajdujemy w Stodólnie. Był nim stolarz posiadający również gospodarstwo rolne. Pechtoldowie to stary ród niemiecki, którego antenaci za sprawą Christopha Pechtolda trafili do Stodólna wraz z pierwszą falą osadnictwa fryderycjańskiego już w 1781 roku. Po blisko 120-latach syn potomka pierwszego kolonisty Gottlieba Pechtolda, Georg wyuczony przez ojca fachu stolarskiego przeniósł się na przełomie XIX/XX stulecia do Strzelna i tu zaczął realizować się w wyuczonym zawodzie. Najprawdopodobniej ojciec, a może sam syn wystawił w Strzelnie nową kamienicę i zakład stolarski. W Stodólnie wraz z głową rodziny pozostał najmłodszy syn Helmut, który przejął stolarnię po ojcu i prowadził ją tutaj do lat 30. XX w.
W Strzelnie po Georgu Pechtoldzie stolarnię prowadził syn Herman, co zostało odnotowane w 1930 roku w ogólnopolskiej księdze adresowej. W czasie okupacji, w 1942 roku Pechtoldów nie wymienia się wśród stolarzy. Także w tym momencie urywa się cała moja wiedza o strzeleńskiej gałęzi rodziny. Według spisów ludności miasta Strzelna w 1910 roku rodzina Pechtoldów liczyła 5 osób: 3 mężczyzn i 2 kobiety. W kamienicy zamieszkiwali ponadto inni Niemcy: małżeństwo Bernsteinów (Rudolf był listonoszem) oraz rodziny Milbradtów i Friedrichów (Christian był sędzią).
W latach powojennych w kamienicy tej zamieszkiwała m.in. rodzina Prussów. Od lat 70. XX w. mieszkał tutaj Jacek Jankowski, syn strzeleńskiego nauczyciela Czesława, wraz ze swoją żoną i synami. Przez szereg lat był on kierownikiem działu administracyjno-inwestycyjnego Gminnej Spółdzielni „Samopomoc Chłopska“ w Strzelnie, największej wówczas firmy na terenie miasta. Pamiętam jego mozolną i precyzyjnie wykonywaną pracę przy weryfikacji faktur i rozliczaniu poszczególnych inwestycji i remontów. Utarło się u nas w geesie powiedzenie: - Drżyjcie budowlańcy, Jacek idzie ze swym ostrym i ścinającym ceny ołówkiem. Jacek był zapalonym myśliwym i łowiectwo, wraz ze swoim ojcem Czesławem i braćmi, uprawiał już od lat młodzieńczych. Towarzyszką ich leśno-polnych przygód była suka Leda - wytrawny pies myśliwski rasy wyżeł niemiecki szorstkowłosy.
Strzelno ul. Powstania Wielkopolskiego. Tartak Klompów. |
Kończąc ten wątek przyjdźmy dalej, pod posesję numerem 16. Tam znajdował się tartak Klompów. Na przełomie XIX i XX wieku należał on do Niemca cieśli Emila Klompa, który piastował również funkcję radnego miejskiego. Był to stary niemiecki ród osiadły w Strzelnie i okolicy w wyniku tzw. pierwszej fryderycjańskiej fali osadniczej tuż po I rozbiorze Polski. Antenatem tego rodu był Michael Klomp. Poślubił on Barbarę Karst, z którą miał syna Christophera. Ten zaś w wieku 23 lat w 1827 roku poślubił 17. letnią Elizabeth Lindemann. Ze Strzelna Klompowie rozprzestrzenili się na Kruszwicę i Poznań, a w mieście pozostała linia Emila.
Pracownicy tartaku Klompów |
Rodzina Klompów przy tartaku |
Tartak wraz z zabudowaniami,
ogrodem, dwoma domami mieszkalnymi w 1931 roku nabył od Klompa Franciszek
Fredyk. Był on zawodowym wojskowym, podoficerem Wojska Polskiego i pochodził z
pobliskiego Ostrowa. W Strzelnie zamieszkał po przeniesieniu go w stan
spoczynku. Był stosunkowo młody, gdyż miał dopiero 27 lat. W celu usamodzielnienia
się skorzystał z pomocy sióstr, Agnieszki i Zofii, które mieszkały w nowo
wybudowanej willi przy ulicy Kolejowej (obecny nr 9). Siostry dorobiły się
sporego majątku w międzynarodowym cyrku, występując min. za oceanem, w USA.
Były one członkiniami niezwykle popularnej w Europie trupy tzw. „Liliputów”.
Początkowo podbiła trupa kraj występując w dziesiątkach miast, w teatrach,
hotelach i salach kinowych. Dawała zawsze dwa występy, jeden dla dzieci, drugi
dla dorosłych. Jak opisywała ówczesna prasa: Najmniejsi z artystów mieli ok.
Franciszek Fredyk w mundurze wojskowym |
W związku z ciągłymi występami Agnieszki i Zofii, Franciszek zamieszkał w willi sióstr, zaś na ul. Powstania Wielkopolskiego 16 (stara numeracja 11a, następnie 13) prowadził tartak. Wynajmował również mieszkania w dwóch niewielkich parterowych domach. Franciszek Fredyk niedługo nacieszył się własnym interesem. W 1932 roku podpalono mu tartak, który doszczętnie zgorzał. Z relacji synów, Ryszarda i Zbigniewa dowiedziałem się, że po pożarze ojciec nie odbudował już tartaku. Maszyny zakopano w ziemi, zaś plac pofabryczny zamieniono na duży ogród. Później teren ten wydzierżawiono wdowie Patelakowej, która prowadziła tutaj ogrodnictwo, będące podstawą jej egzystencji. Sensacyjne wydarzenia związane ze śmiercią męża ogrodniczki opisałem na blogu w oddzielnych artykułach. Oto linki do nich:
Franciszek Fredyk |
Po zamieszkaniu w Strzelnie, jako podoficer rezerwy aktywnie włączył się w działalność miejscowej organizacji Koła Podoficerów Rezerwy. W mistrzostwach Koła w latach 1935-1936 został drugim rycerzem, zajmując trzecie miejsce w konkursie strzeleckim. Już wówczas uczestniczył w życiu kulturalnym miasta, występując w przedstawieniach teatralnych, jako aktor amator. Sztuki, w których występował, reżyserował Stanisław Dymel, a patronat nad nimi miało Koło Oficerów Rezerwy. W 1936 roku został wybrany komendantem Koła.
Zarząd strzeleńskiego Koła ZBOWiD z pocztem sztandarowym i podopiecznymi - wdowami po kombatantach. Stoi 2. od lewej Franciszek Fredyk. |
Kombatanci ze Strzelna. Członkowie ZBOWiD. Przy stole prezydialnym siedzi w środku Franciszek Fredyk. |
W 1934 roku Franciszek poślubił Reginę Stamborską z Młynic. Małżonkowie zamieszkali w willi sióstr przy ul. Kolejowej. Na Powstania Wielkopolskiego zamieszkali dopiero po wojnie, w latach 50. minionego stulecia. Wówczas mieszkali w jednym z parterowych domów i prowadzili kiosk, który stał na ich posesji, przy samej ulicy. Po przeprowadzeniu się lokatorów, Franciszek rozpoczął budowę na starych fundamentach nowego domu, który ukończył w latach 1976-1978. Franciszek Fredyk przez wiele lat był bardzo aktywnym działaczem organizacji kombatanckich, zasiadał w Zarządzie ZBoWiD Koło w Strzelnie. Obecnie właścicielem posesji jest syn Zbigniew, który zamieszkuje tutaj wraz z rodziną. Syn jego Michał Fredyk prowadzi tutaj firmę Samfred z warsztatem i komisem samochodowym.
Foto.: współczesne Heliodor Ruciński
oraz archiwum bloga
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz