Nic tak nie goi ducha, jak powroty
do historii, do dziejów naszej małej ojczyzny, naszego miasta, jednym słowem -
podwórka. Było to cztery lata temu, kiedy usiadłem na wirtualnej ławeczce i usłyszałem
pytanie skierowane do mnie przez młodego równie wirtualnego mieszkańca
siadającego przy mnie:
- Co to był za ów głośny onegdaj
tytuł Mistrz Gospodarności?
Nie musiałem się długo zastanawiać,
toć pamiętałem dyplomy wiszące na ścianach gabinetu ówczesnych ojców miasta,
potwierdzające nadanie tytułu i wypisane na nich kwoty z wieloma zerami
przyznane przez wojewodę za zdobycie tegoż tytułu. Mało tego znałem kulisy
działań zawierających się w haśle: - co zrobić, by taki tytuł otrzymać? Dodam
jeszcze, że przystąpienie do konkursu obligowało wszystkie miasteczka do
działań i wykazanie się efektami przed wysokim jury. Był to wymyślony przez
ówczesną decydentów sposób na propagowanie i kultywowanie sukcesów osiąganych
przez władze gmin i małych miasteczek, szczególnie w okresie gierkowskim i w
myśl wykrzyczanego zapytania:
-Pomożecie? i uzyskanej od tłumu
odpowiedzi -Pomożemy!
Konkurs zapoczątkowano już w latach
sześćdziesiątych XX w. Po 1975 r., kiedy zlikwidowano szczebel powiatowy i na
wzór amerykański powołano - zamiast stanów - 49 małych województw, władze dały
szanse wykazania się wojewodom, że reforma administracyjna to ogromny sukces,
to mobilizacja społeczeństwa do pracy około siebie, w swoich środowiskach, to
wyzwolenie dotychczas drzemiących w nim sił do pracy społecznej, do tego Aby Polska była silna i ludziom żyło się
dostatniej. Podpięto się pod myśl z minionego dziesięciolecia z nową werwą
i bardziej propagandowo.
Budowa w czynie społecznym ulicy Jana Kasprowicza
Wojewodowie, co roku ogłaszali
konkursy pod hasłem Mistrz
Gospodarności. Przystępowały do nich gminy miejskie, a konkretnie aktyw z
naczelnikami miast na czele. Oczywiście organ wspierany był przez miejscowe
czynniki polityczne. Kapituła wojewódzka oceniała poszczególne miasta na
podstawie przesłanych sprawozdań, w których dominującą rolę odgrywały czyny
społeczne. Bazą do ustalenia efektów tych czynów była ilość uczestników czynu
razy ilość przepracowanych godzin razy z góry ustalona stawka godzinowa. Dawało
to oszałamiające kwoty. Te wyliczenia mistrzowie zawdzięczali swoim sekretarzom
i tzw. ołówkom (silnie zaostrzonym). Owi urzędnicy nie szczędzili swej fantazji
wspieranej długością rysika i te efekty - częstokroć mocno naciągane -
wyliczali. W taki to sposób i nasze miasto kilkakrotnie zdobywało ten
prestiżowy wówczas tytuł, m.in. w 1976 r., - tytuł - Gmina Strzelno Mistrzem Gospodarności 1975 roku.
Czyn partyjny 1977 r. - budowa ulicy Parkowej
Strzelno - jak opisywano
miejscowość w propagandzie sukcesów połowy lat siedemdziesiątych - to
miasteczko nieduże, około 6,5 tys. mieszkańców, położone na Kujawach Zachodnich
w województwie bydgoskim. Jego cecha: miasto czyste, schludne, wypucowane, no i
gospodarne. Ówczesne podejście do smaku i estetyki nijak się miało do kanonów
okresu międzywojennego, czy ówczesnej Europy Zachodniej. „Zgniły zachód“ był
niedostępny dla ówczesnych obywateli naszego kraju. Zresztą podobnie jak i wschód
i inne kraje demoludu, dokąd dostać się można było jedynie w wizytach oficjalnych
- „pociągami przyjaźni“.
Zatem, mając ograniczony dostęp do
nowinek zachodnich musieliśmy sobie jakoś radzić. Takim wzorem, do którego
próbowaliśmy równać były zdjęcia i pocztówki naszego miasta z lat
międzywojennych oraz wspomnienia ludzi starszych, którzy opowiadali jak to za Wilusia, czy Piłsudskiego w naszym
mieście bywało.
Budowa w czynie społecznym Ogrodu Jordanowskiego
Przyjeżdżający do Strzelna
oficjele, a nawet tylko ci przejeżdżający, napominali ojców miasta, by zrobili
coś z tymi wyzierającymi spod farb reklamami pamiętającymi zamierzchłe czasy wilusiowe. I tak się zaczęło.
Wykorzystując mizerotę zaopatrzeniową i technologie z przysłowiowych czasów
króla ćwieczka zaczęto szaremu i zapomnianemu miastu nadawać bardziej
odświętnego wyglądu. O zgrozo, rozebrano świątynię ewangelicką, wybudowano
fontannę na Rynku, która od początku uruchomienia była felerną i - oczywiście szumnie
to nazywając - zaczęto remontować kamieniczki. Cały pic polegał na tym, by
odmalować elewacje frontowe, a resztę pozostawiano bez zmian. A tą resztą były
wnętrza kamienic, oficyny i całe podwórza. Parki miejskie stały się przyjazne
dla mieszkańców, stadion przybrał krasy, wybudowano na starej strzelnicy
Bractwa Kurkowego Ogródek Jordanowski z brodzikiem dla dzieci, nowe
przedszkole, etc. Oj działo się działo: były nowe drogi, chodniki, oświetlenie
ulic miejskich, neony na frontonach placówek handlowych, restauracji, kawiarń,
pomnik itd., itp.
Kiedy już tego mistrza dostaliśmy w
mieście i na jego rogatkach pojawiły się kolorowe tablice informacyjne głoszące
przyjezdnym: Strzelno Mistrz
Gospodarności. No i najważniejsze, wraz z dyplomem zastrzyk pieniężny w
postaci kilkuset tysięcy złotych, który był zaczynem do wzięcia udziału w
kolejnej edycji konkursu... Pamiętam rok 1982, Gierka już nie było, bida, aż
piszczało, stan wojenny, a „Gazeta Pomorska“ donosiła: - Po raz piąty Strzelno zajęło pierwsze miejsce w województwie w
konkursie „Gmina - Mistrz Gospodarności“. Zdobycie kolejnej nagrody w wysokości
2 mln zł zbiegło się z obchodami 750-lecia miasta.
Osobiście z sentymentem wracam do
tamtych czasów, nie pluję, nie przeklinam, jeno wspominam okres mojej młodości,
bo przecież nie żyłem na emigracji, ale w moim kraju w mojej Ojczyźnie, Polsce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz