Dzisiaj przechodzimy pod ostatnią posesję przy Rynku, a mianowicie pod nr 26, kończąc
spacer wokół największego placu w mieście. Do początku lat 90. minionego
stulecia był jeszcze nr 27, pod którym mieściła się stacja benzynowa. Do kilku
zdjęć pokazujących, jak ów popularnie nazywany cepeen (CPN) onegdaj wyglądał,
ostatnio przybyło mi jeszcze jedno. Otóż pod koniec maja spotkałem przy nowym
przedszkolu młodego strzelnianin Pawła Banaszkiewicza, który poinformował mnie,
że jego sąsiad znajduje się w posiadaniu oryginalnej tablicy informacyjnej z byłego
cepeenu. Obiecał, że wieczorem prześle mi jej zdjęcie. I stało się, oto
pamiątkowa i unikatowa tablica na wrotach garażu sąsiada - piękna pamiątka
motoryzacyjna, dotycząca dziejów naszego miasta. Ile to na niej zawartych
zostało informacji…
Tyle wstępu i zajmijmy się teraz
uroczą eklektyczną kamieniczką. Do końca XIX w. w miejscu tym stało parterowe
domostwo należące do kupca Władysława Wojciechowskiego. Z początku XX w.
wystawił on tutaj piętrową kamienicę z mieszkalnym poddaszem oraz przyległą doń
piętrową oficyną i parterowym domem od strony ul. Szkolnej. W głębi podwórza od
strony ul. Ścianki znajdował się magazyn zbożowy, do którego od ul. Szkolnej
przyklejony był budyneczek stajni i drugi dom parterowy. Kamieniczka spod
numeru 26 jest jedną z urokliwszych w Strzelnie. Na wysokości pierwszego piętra
na jej osi środkowej znajduje się balkon, a nad nim, na tzw. pseudo poddaszu -
dachu mansardowym widzimy murowaną niezwykle ozdobnie zaprojektowaną mansardę,
po której bokach znajdują się trójkątnie zwieńczone, drewniane i blachą pokryte
cztery lukarny. Spadzista część dachu od strony Rynku pokryta była niegdyś
stylową blacho-dachówką. Obecnie zastąpił ją eternit, jakże szpecący pierwotny
zamysł architektoniczny projektanta.
Podczas wizyty gen. Józefa Hallera w Strzelnie. |
Właściciel kamienicy kupiec
Władysław Wojciechowski, był znanym działaczem Ochotniczej Straży Pożarnej i
jednym z jej współtwórców. W 1900 r. był zastępcą przewodniczącego 5-osobowego
zarządu OSP. O jego działalności handlowej dowiadujemy się z reklamy jaka
została ogłoszona w Kalendarzu
informacyjnym miasta Strzelna na 1910 r. Prowadził on sklep odzieżowy na
parterze kamienicy po prawej stronie wejścia głównego. Drugi lokal - po lewej stronie - wynajmował od niego Ignacy Szczepański, którego
reklama z tego samego Kalendarza z 1910 r. wskazuje, że pan Ignacy parał się
handlem wyposażenia kuchennego.
W latach PRL-u był tu jedyny w
Strzelnie sklep obuwniczy prowadzony przez PSS "Społem", a później
przez Wojewódzkie Przedsiębiorstwo Handlu Wewnętrznego (WOHW) oraz popularny
salon fryzjerski. Tę drugą placówkę prowadziła Spółdzielnia Rzemieślnicza,
której usługi wchodziły w tzw. zakres fryzjerstwa damskiego i męskiego. Z
fryzjerów tutaj pracujących pamiętam pana Marysia z Kwieciszewa i lekko
przygarbionego starszego pana Lewandowskiego, który mieszkał na ul. Kościelnej
u Konkiewiczów. Pod koniec lat 80. minionego stulecia zachodnią część posesji
od ul. Ścianki nabył mój kuzyn Józef Nowak. Po rozbiórce starego magazynu
zbożowego, który w latach powojennych wykorzystywany był przez Spółdzielnię
Ogrodniczą, jako punkt skupu warzyw, a następnie przez Herbapol, wystawił on
piętrowy dom mieszkalny. A na początku lat 90. kamienicę nabyli państwo
Kasprzykowie. Ich zięć p. Suliński uruchomił po zakładzie fryzjerskim sklep mięsno-wędliniarski,
później poszerzony o branżę spożywczą. Po sklepie obuwniczym powstał sklep
motoryzacyjny, przeniesiony później w miejsce zlikwidowanego sklepu p.
Sulińskiego. Natomiast po motoryzacyjnym działa po dziś sklep warzywniczy,
którego z racji odwiedzin i dokonywanych w nim zakupów polecam strzelnianom.
Henryk Dawidziak (1929-2006) - Pan Heniu
W święto światowego futbolu, kiedy na dobre trwały rozgrywki pomiędzy najlepszymi narodowymi drużynami z całego świata, przyszło odejść fanowi tej dyscypliny sportu. W sobotę 24 czerwca 2006 r. na cmentarzu przy ulicy Kolejowej w Strzelnie pożegnaliśmy śp. Henryka Dawidziaka - strzelnianina, którego pasją był sport, a tą dyscypliną umiłowaną, piłka nożna. Już od młodzieńczych lat sercem był oddany Klubowi Sportowemu „Kujawianka" Strzelno. Ciężka choroba, jaka trawiła go przez większość dorosłego życia, nie pozwolił mu wyczynowo uprawiać sport, dlatego też oddał się działalności społecznej na rzecz usportowionej młodzieży zrzeszonej w strzeleńskim klubie.
Pośród rzesz mieszkańców i licznej rodziny odprowadzających wówczas śp. Henryka Dawidziaka na miejsce wiecznego spoczynku, dało się zauważyć grupę sportowców, i to tych czynnych, jak i tych z oszronionymi skrońmi; działaczy społecznych różnych profesji, klubowiczów spod znaku MLKS „Kujawianka" Strzelno i okryty kirem trójkolorowy sztandar klubowy, którego poczet stanowili czołowi zawodnicy „Kujawianki". Słowa wypowiedziane nad trumną zmarłego ustami przyjaciela, doktora Ryszarda Cyby, były słowami nas wszystkich, tych zrzeszonych pod barwami umiłowanego przez śp. Henryka, Klubu, jak i wszystkich, którzy go znali.
A czy pamiętacie starsi mieszkańcy Strzelna Zakład Fryzjerski przy Rynku 5, w którym pan Henio pracował wraz ze swoim teściem. Dzieciarnia, w tym i ja, ganialiśmy do niego, by tam w oczekiwaniu na postrzyżyny podziwiać zgromadzone w dużych akwariach kolekcje rybek, będącą drugą pasją młodego mistrza fryzjerskiego. Były tam piękne welonki, mieczyki, glonojady, pawie oczka i inne rybki pływające w skalistej scenerii zaaranżowanego dna morskiego. Tam to rodziły się nasze pasje szczepione podarunkami małych rybek, czynionych nam przez pana Henia.
Kiedy przyszłoby odpowiedzieć mi na pytanie: czy znajduję pasjonatów podobnych Panu Heniowi spośród tych, z którymi miałem czy mam do czynienia? Odpowiedź musiałaby być jedna, a mianowicie taka, że długo by szukać. Ogromny autorytet, jakim się cieszył w środowisku działaczy, kibiców i zawodników stawiał go w czołówce tych, którzy wyznaczali i wskazywali na wzory pozytywnego zachowania i sami poprzez własne zachowanie takowymi się stawali. Zawsze uśmiechnięty, serdeczny , rozdający dobre rady, otwarty na innych - niezależnie od ich pozycji społecznej i poglądów, jakie posiadali. Sam apolityczny, wychowany w duchu wiary katolickiej, niezależnie od czasów, w jakich przyszło mu żyć niezmiennie oddany Kościołowi. Przez dziesiątki lat był tą osobą, do której chadzało się po rady, po odpowiedzi na trudne pytania; szukało się dobrej rady na sytuacje, zdawałoby się bez wyjścia, a kiedy wkraczała polityka usuwał się w cień, nie urażając przy tym nikogo.
Jego małżonką i troskliwą opiekunką w chorobie była Stefania Marta z Kasprzyków. Oboje wychowali dwóch synów: Piotra, mieszkańca Poznania, byłego prorektora Wyższej Szkoły Bankowej i Ireneusza, znanego operatora telewizyjnego z Bydgoszczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz