Powyższy widok jest czwartym z kolei znanym obrazem przedstawiającym świątynie strzeleńskie ze wzgórza św. Wojciecha. Prawdopodobnie narysowany przez samego Józefa Łukaszewicza. Przypomnę, że pierwsze dwa wykute w kamieniu to tympanony fundacyjne z kościołami św. Krzyża (św. Prokopa) i św. Trójcy. Trzeci obraz to gwasz Karola Albertiego z ok. lat 1791-1792.
Na dwa lata przed sekularyzacją
strzeleńskiego klasztory sióstr norbertanek w 1835 r. miasto Strzelno odwiedził
Józef Łukaszewicz (1799-1873), polski historyk, publicysta, bibliotekarz i
wydawca. Celem jego wizyty było opisanie dziejów tutejszego klasztoru oraz
przekazanie współczesnym wiedzy o tym starożytnym zabytku. Z tej wyprawy
napisał artykuł, który następnie opublikował 9 stycznia 1836 r. w
"Przyjacielu Ludu" (1836/28). Łukaszewicz był autorem m.in. pierwszej
historii Poznania, która nosi tytuł Obraz
historyczny i statystyczny miasta Poznania w dawniejszych czasach. W latach
1832–1843 zajmował stanowisko archiwisty miejskiego w Poznaniu i równocześnie w
latach 1838–1842 był nauczycielem w tamtejszym gimnazjum Fryderyka Wilhelma.
Należał do założycieli i stałych współpracowników „Przyjaciela Ludu”, w którym zamieszczał
liczne artykuły o treści historycznej i archeologicznej, a w latach 1839–1845
pełnił ponadto funkcję głównego redaktora.
Po przybyciu w 1835 r. do Strzelna
Łukaszewicz spotkał się z miejscowym proboszczem ks. infułatem Franciszkiem
Ksawery Salmońskim (1787-1848), ostatnim prepozytem strzeleńskiego klasztoru
sióstr norbertanek. Jak wiadomo, najwyższym reskryptem gabinetowym króla
pruskiego Fryderyka Wilhelma III w 1837 r., czyli w czasie tej wizyty ks.
Salmoński był jeszcze pełnoprawnym prepozytem ograbionego przez rząd pruski
klasztoru sióstr norbertanek w Strzelnie. Z przeprowadzonej rozmowy oraz na
podstawie udostępnionych źródeł Łukaszewicz napisał obszerny artykuł, w którym
poza dziejami klasztoru zawarł dwie stare opowieści - legendy: O św. Wojciechu i O dziewczynie zaklętej w kamień. Są to najstarsze najwcześniej
spisane wersje strzeleńskich legend.
Na
dziedzińcu klasztornym stoi piękna figura Matki Boskiej, w roku 1635 przez
Szymona Kołudzkiego, kanonika gnieźnieńskiego z białego marmuru wystawiona,
kilkanaście łokci wysoka. Obok tej figury leżą trzy ogromne kamienie polne. Na
jednym z nich widać wklęsłość podobną do śladu, kołem wozowym wytłoczonego.
Według powieści miejscowej ślad ten na kamieniu sięga odległych bardzo wieków i
pochodzi z następującej przyczyny. Święty Wojciech jechał z Gniezna na Strzelno
do Prus w zamiarze nawrócenia mieszkańców pogańskich tego kraju do wiary
świętej. Na polach strzelińskich nieostrożny woźnica wjechał kołem jednym na
ogromny kamień i wywrócił pojazd. Na pamiątkę tego zdarzenia, wyciśnięty został
na kamieniu na zawsze ślad koła. Kamień ten sprowadzono później na miejsce, w
którym się dziś znajduje. Dotychczas okoliczny lud wiejski ma kamień ten w
największym poszanowaniu i przyznaje mu właściwość lekarską. Pociera go nożami,
lub innymi narzędziami żelaznymi, zbiera starannie utarty proch, pije go w
wodzie jako lekarstwo na febry, i bywa częstokroć uzdrawianym; albowiem wiara
jego uzdrowiła go.
W latach późniejszych legenda
została rozbudowana o kolejne wersje, szczegółowo opisane przez ks. prałata
Ignacego Czechowskiego w książeczce Historia kościołów strzelińskich. Nie
przybliżam ich dla zachowania pierwowzoru ustnie przekazywanego od
niepamiętnych czasów. Drugą legendą jest cytowana poniżej opowieść O dziewczynie zaklętej w kamień.
Niedaleko
klasztoru strzelińskiego, we wsi zwanej Młyny znajduje się głaz ogromny,
wyobrażający w oddaleniu dość dobrze postać człowieka, niosącego wodę w
wiadrach. Pospólstwo powiada, że w głaz ten przemieniła się przed laty pewna
służebna dziewczyna. Dziewczyna ta miała być bardzo leniwa i gdziekolwiek ją
gospodyni wysłała, lubiła się długom dobę zabawić. Jednego razu poszła z
wiadrami do pobliskiego źródła czerpać wodę i zwyczajem swoim nie wracała długo
do domu. Gospodyni zniecierpliwiona rzekła w uniesieniu:
-
Bodaj taka dziewczyna skamieniała.
Po
czym upływa jedna i druga godzina, a dziewczyna nie wraca. Nareszcie gospodyni
wychodzi z domu szukać jej z obawy, czy w wodę nie wpadła. Lecz jakież było
zdziwienie i przestrach gospodyni, gdy nad źródłem zastaje dziewczynę wskutek
jej przekleństwa wraz z wiadrami w kamień przemienioną! Czy gospodyni czyniła
jakie kroki, aby głazowi przywrócić znowu życie, a z nim postać ludzką, albo
czy grzech ten przekleństwa ciężkimi pokutami zmazała, o tym podanie milczy
zupełnie. Baśń przecież ta, o której rzeczywistości pospólstwo okoliczne
bynajmniej nie wątpi, nie była bez celu rozsiana. Wymyślono ją zapewne na
przestrogę leniwej czeladzi, a kształt kamienia naśladujący postać człowieka z
wiadrami, posłużył do nadania jej pozoru prawdy w oczach ciemnego gminu.
Późniejsza wersja przedstawiona
przez Antoniego Lubika w Geografii
powiatu strzelińskiego uszczegółowia miejsce zdarzenia i położenia tego
nieistniejącego już dzisiaj głazu. Otóż był to obszar folwarku Młyny, czyli
współczesnych Młynic, a miejsce zdarzenia nazywano "Chłopoty".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz