Miniony tydzień przyniósł nam taki
ogrom przeżyć, emocji i znaków zapytań, że nie sposób było normalnie
funkcjonować. Sporadycznie zaglądałem na facebooka, nie publikowałem na blogu i
"milczałem", a w zamian za to chłonąłem ogrom informacji i wypowiedzi
przesuwających się niczym sekundnik zegarka, informacji wirujących około
wydarzenia z godziny 20:00 ubiegłej niedzieli, jakie rozegrało się podczas
światełka do nieba podczas 27 finału WOŚP, 13 stycznia 2019 r. Ciężko raniony
od ciosów nożownika prezydent Gdańska Paweł Adamowicz następnego dnia zmarł. Wiadomość
ta dotarła do nas błyskawicznie za pośrednictwem obrazu, telewizyjnego, który z
kolorowego nagle zamienił się w czarno-biały…
- O Boże! Adamowicz nie żyje! -
wyrwało się z mojej piersi w kierunku Lidziuni, zanim głos z telewizora
obwieścił wszem i wobec tę tragiczną wiadomość.
Serca na chwilę nam stanęły, po
czym zaczęły gwałtownie łomotać. W kącikach oczu zgromadziły się łzy. To takie
dziwne uczucie, uczucie, które nie daje się opisać… Po dłuższym czasie - tak
się nam wydawało - zaczęliśmy ze sobą rozmawiać, wypowiadać zdania, które
niestety nie sposób dzisiaj powtórzyć. Początkowo nie przełączałem kanałów
telewizyjnych, ale ciekawy, co inni mówią przerzuciłem ich kilka, tych z
wiadomościami 24h i wróciłem do tego, który zawsze oglądamy. Nie wypowiadam się
w tej chwili, co inni mówili, bo dla mnie i mojej małżonki jest to mało ważne.
Cały tydzień milczałem, uznając, że tak trzeba. Modliliśmy się z potrzeby serca…
Słuchaliśmy wiadomości, obserwowaliśmy różne zachowania ludzi, czuliśmy się
fatalnie, bo to tak bolało i boli…
We wtorkowy wieczór, piętnastego
zaopatrzony w dwa znicze z wypalonymi nań czerwonymi serduszkami udałem się o 20:00
na strzeleński Rynek. Lidziunia była w tym czasie w Bydgoszczy u najmłodszego wnuczka
- wiedziała, że jestem na Rynku. W jej i swoim imieniu zapaliłem te dwa światełka
i wstawiłem do wielkiego serca budowanego przez dziesiątki i setki zniczy
ustawianych przez mieszkańców Strzelna, z gminy Strzelno i z gminy Jeziora
Wielkie. Była to reakcja na apel miejscowego sztabu WOŚP. Tak uczciliśmy pamięć…
Środa, czwartek, piątek - początek żałoby
narodowej, na naszym balkonie zawisła biało-czerwona z kirem. Sobota - pogrzeb
zamordowanego prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza… Uczestniczyliśmy w nim
wirtualnie…
A przecież po drodze i przed
niedzielą, w trakcie i po niej działo się tyle innych rzeczy. Czy wrócę jeszcze
kiedyś do nich? Nie wiem, coś pękło w wielu z nas… Czy to coś zaczyna nas zmieniać?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz