Dzisiaj zakończymy spacerek ulicą Miradzką, ograniczając go w opisie zaledwie do kilku posesji. Za to będzie więcej zdjęć wykonanych przez Heliodora, które dopowiedzą dzieje tej ulicy w obrazie. Na początku cofnijmy się do początku XX w. Wówczas ulica zaczęła nabierać właściwego kształtu. Przybywać zaczęło przy niej więcej budynków. Najstarszą posesją przy tej ulicy były zabudowania gospodarstwa ogrodniczego Augusta Schulza pod numerem 2, dawniej policyjnym 21 (obecnie własność rodziny Okońskich) oraz niewielka, piętrowa, dwurodzinna posesja, do dziś stojąca kamieniczka pod numerem 5. Oba zabudowania widoczne są na starej, pochodzącej z 1911 roku pocztówce. Zbierając informacje o ulicy i jej mieszkańcach trafiłem na liczne informacje prasowe z lat międzywojennych. Jedne dotyczyły obwieszczeń np. o wykładaniu trucizny na polach rolnika Tadeusza Lewandowicza przy ul. Miradzkiej - celem wytępienia dzikiego ptactwa i innych szkodników. Inne zaś o niechlubnej działalności jednego z jej mieszkańca, który podpadł ówczesnej władzy, dokonując kradzieży zboża w majętności Budy, na szkodę dziedzica Chylewskiego.
Z innych przedwojennych informacji warto przytoczyć krótki opis pożaru, który miał miejsce w listopadzie 1933 roku w rolnika - ogrodnika Gustawa Schulza. Wybuchł on 19 listopada wieczorem pomiędzy godz. 9-10. Pastwą płomieni padły stodoła oraz szopy ubezpieczone w Krajowym Ubezpieczeniu Ogniowym. Gaszenie pożaru przeprowadziła miejscowa Ochotnicza Straż Pożarna. Akcja była utrudniona z powodu silnego wiatru który sprzyjaj pożarowi, roznosząc iskry po sąsiednich polach. W stodole znajdowało się zboże zaś w szopie narzędzia rolnicze i maszyny. Druga informacja pochodziła z lutego 1934 roku i dotyczyła tego samego rolnika Schulza. Zatytułowano ją szumnie - Kradzież podczas wesela. Z racji krótkiej treści zacytuję ją w całości: - U rolnika Schulza zamieszkałego przy ul. Miradzkiej wyłamano zamek u drzwi do chlewa i zabrano wszystek drób, jaki się jeszcze z okazji wesela córki gospodarza ostał. Wobec gwaru panującego w domu nikt sprawców nie zauważył.
I już ostatnia informacja z 1936 roku, która dotyczyła sąsiadujących z ulicą pól przy szosie Miradzkiej. Otóż według owego anonsu - strzeleńskie Koło Ligii Obrony Powietrznej i Przeciwgazowej urządzało w niedzielę, 4 października 1936 roku na terenie majętności Zofijówka przy szosie Miradzkiej od godziny 15:00 loty pasażerskie na samolocie RWD 8. Jednorazowy lot dla członka kosztował 5zł., dla nie członka 6 zł. Przytaczam tę informację, gdyż pamiętam o podobnych lotach organizowanych w latach 60. XX w. na polach pobliskiego Laskowa oraz za miastem przy drodze do Poznania, na polach, gdzie obecnie znajduje się Rodzinny Ogród Działkowy Cegiełka - za ul. Doktora Zygmunta Zakrzewskiego.
Również z czasów wojennych zachowały się przekazy o tej ulicy. We wrześniu 1939 roku przelatujący nad Strzelnem samolot Luftwaffe spuścił nad miastem trzy bomby, z których jedna trafiła w willę sędziowską przy ul. Kolejowej 11 - niszcząc ją, a dwie kolejne spadły przy ul. Miradzkiej. Jedna z nich spadła w ogrodzie pod numerem 7 i był to niewybuch, który w miejscu tym zakopano; druga bomba trafiła w dom Lewandowiczów pod numerem 13, który w wyniku eksplozji spłonął. Odbudowany został dopiero po wojnie. Ostatnia z informacji, która do mnie dotarła to ta mówiąca o niemieckiej rodzinie Schultzów spod numeru 2. Otóż, gdy Niemcy rozpoczęli wojnę na wschodzie z Sowietami, syn Gustawa Schultza został powołany do Wehrmachtu i skierowany na front. Wkrótce do rodziny dotarła informacja, że młodzian poniósł śmierć w walce z Sowietami. Swoistą formą „odszkodowawczą“ za utratę syna było danie staremu Schultzowi przez władze niemieckie w tzw. zarząd - powiernictwo majętności Żegotki, będący przed wojną własnością Marii ze Skrzydlewskich Sikorskiej. Schultz zarządzał tutaj do stycznia 1945 roku, po czym uciekł z rodziną przed zbliżającym się frontem.
Przechodząc do czasów współczesnych zwrócę uwagę na niegdysiejsze gospodarstwo rolne, a dawniej ogrodniczo - rolne rodziny Okońskich (wcześniej Schultzów). Pozostały po nim jedynie zabudowania - dom mieszkalny pod numerem 2 i szopo-garaże. Na całym areale ogrodu, a także przyległych pól powstało osiedle domków jednorodzinnych, z których kilka posiada architekturę willową. Jeden z tych domów należy do znanej rodziny lekarskiej p. Kukułów - p. Paweł jest właścicielem NZOZ MEDIKA; zaś drugi do rodziny emerytowanego, wieloletniego dyrektora Banku Spółdzielczego w Kruszwicy Waldemara Krzewiny. Były to pierwsze domy wybudowane w ogrodzie p. Okońskich.
Przechodząc dalej zatrzymajmy się pod numerem 9A, a dokładniej przy krzyżu przydrożnym, którego dzieje będziecie mogli niebawem poznać z przygotowywanego do druku albumu Przydrożne sacrum, czyli z opowieści - Krzyże, figury i kapliczki przydrożne w krajobrazie ziemi strzeleńskiej. Dodam jedynie, że krzyż ten po raz pierwszy został wystawiony z fundacji rolnika Tadeusza Lewandowicza, który dawniej prowadził tutaj gospodarstwo rolne. Po nabyciu pod koniec lat 70. parceli ogrodowej przez Irenę i Zygmunta Ignaczaków oni przejęli patronat nad tym znakiem wiary. Oboje byli znanymi w Strzelnie ogrodnikami. Zygmunt Ignaczak wcześniej był wieloletnim kadrowym w Gminnej Spółdzielni „Samopomoc Chłopska“. Początkowo prowadzili ogrodnictwo przy posesji rodziców p. Ireny - p. Wieczorek. Następnie od podstaw wybudowali nowe, piękne ogrodnictwo wraz z domem mieszkalnym. Po nich pałeczkę przejął syn Jacek, który działalność jeszcze bardziej rozwinął i do dziś wytrwale trwa w branży ogrodniczej.
Dalej, pod numerem 11 znajdują się zabudowania rodziny Pilichowskich. To tutaj w latach 80. XX w. p. Zenon Pilichowski prowadził wytwórnię napojów chłodzących. Na początku lat 90. swoją działalność poszerzył o założony w Łąkiem Tartak - firmę Inter-Trak. Po śmierci właściciela firmą zarządzała małżonka Henryka. Dzisiaj prowadzi ją rodzeństwo Ewa i Waldemar Pilichowscy. Naprzeciwko zabudowań rodziny Lewandowiczów, pod numerem 10 znajduje się firma - PPHU Henryka Śmigla, która działa w branży metalowej oraz wywozu nieczystości. Dalej, pomijając kilka domów jednorodzinnych zatrzymujemy się pod numerem 18A. Znajduje się tutaj firma DESPOL, która swoją działalność rozpoczęła w 1991 roku. Jej właścicielem jest Ryszard Panfil, były wieloletni naczelnik Gminy Jeziora Wielkie oraz Miasta i Gminy Strzelno. DESPOL specjalizuje się w wyrobach z drewna, m.in. wykonywane są tutaj altany, meble ogrodowe oraz architektura ogrodowa. Z tego zakładu wyszły piękne wyroby, a szczególnie liczne i rozsiane po regionie, artystycznie wykonane w formie sacrum figury świętych (nadleśnictwa Miradz i Gniewkowo) i krzyże przydrożne (Łąkie, Wymysłowice, Strzelno…).
Wschodnia strona ulicy rozwija się coraz bardziej. Przekraczając granicę miasta zabudowa jej weszła w obszar Zofijówki. Tym sposobem miasto się nam powiększa i być może wyrośnie tutaj kolejne osiedle. Na tym kończę dzisiaj opowieść o ulicy Miradzkiej.
Foto.: Heliodor Ruciński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz