I tak doczekaliśmy dnia
poświątecznego. Zakazy wynikłe z ataku koronawirusa dotykają nas
niemiłosiernie. Od wczesnego poranka ruch niemal zerowy. Do marketu, co widzę z
okna pokoju, jedynie pojedyncze osoby przemykają, by kupić chleb, bułki i
ewentualnie coś do zjedzenia. Wielu mieszkańcom pozostało co nieco ze świąt.
Dolegliwości izolacji, jakiej zostaliśmy poddani, łagodzą osiągnięcia techniki.
Telefony, smartfony, tablety, laptopy i komputery łączą nas z najbliższymi.
Wideokonferencje za pośrednictwem messengera zastępują nam kontakty osobiste -
odwiedziny i spotkania. Tak było w święta i tak mamy niemal każdego dnia.
Najwięcej radości z tych wirtualnych spotkań mają wnuczęta…
Tęskno
mi Boże do świata,
Tamtego prostego sprzed lat.
Gdzie brat kochał brata,
A ludzie mieli mniej wad.
Gdzie telewizor był czarno-biały,
A w sklepach było niewiele.
Dzieci się tam uśmiechały,
Ludzie żyli jak przyjaciele.
Ulice życiem tętniły,
A owoc miał słodki smak.
Człowiek każdy był miły,
Tego świata jest mi brak.
Tamtego prostego sprzed lat.
Gdzie brat kochał brata,
A ludzie mieli mniej wad.
Gdzie telewizor był czarno-biały,
A w sklepach było niewiele.
Dzieci się tam uśmiechały,
Ludzie żyli jak przyjaciele.
Ulice życiem tętniły,
A owoc miał słodki smak.
Człowiek każdy był miły,
Tego świata jest mi brak.
(…)
Fragment wiersza Wiejska kraina,
Kamili Zielińskiej-Krogulskiej
Zatem, tym, którzy tęsknią
proponuję wspólny spacer ulicami naszego miasta. Zapraszam na ul. Św. Ducha,
gdzie zatrzymujemy się pod kamienicą oznaczoną numerem 9, dawniej policyjnym
30, której wiek określić można na około 130 lat. Pobudowana została pod koniec XIX
w., zapewne przez firmę budowlaną Maksymiliana Łowickiego, w typowym jak na owe
czasy stylu eklektycznym. Jeszcze do końca lat sześćdziesiątych fasada tego
domu na wysokości pierwszego piętra i poddasza prezentowała się niezwykle
okazale. W latach 70. minionego stulecia ówczesny właściciel kamienicy,
kierując się bezpieczeństwem przechodniów strącił popękane gzymsy, zaś całą
górę pokrył jednolitym tynkiem. Dom stracił na dawnym uroku, a piękną
eklektyczną fasadę możemy jedynie podziwiać na starych pocztówkach. W 2014 r.
właściciele w części przywrócili dawny blask elewacjom i kamienica z trzech
odsłoniętych stron prezentuje się dostojniej. Podobnie prezentuje się
sąsiadujący z tą parcelą, od strony północno-wschodniej, magazyn należący
również do tych samych właścicieli.
Podpiwniczona, trójkondygnacyjna -
z poddaszem elewacja frontowa kamienicy w chwili jej wybudowania prezentowała
się dostojnie. Jej bryła, to prostopadłościan z niewielkimi pseudoryzalitami nieznacznie
wysuniętymi po stronach północnej i południowej. Ściany szczytowe zwieńczone są
trójkątnie, z niewysokimi bokami kształtu linii dwuspadowego dachu. Kilkuosiową
elewację zdobi umieszczony nad wejściem głównym niewielki balkon. Niegdyś
posiadał drugi korytarz transportowy, który znajdował się po stronie południowej
i komunikował ulicę z podwórzem tejże posesji. Obecnie zabudowana i
wykorzystana jako część lokalu użytkowego - handlowego. Cała ściana frontowa,
łącznie z pierwszym piętrem była boniowana, a otwory okienne były bogato
zdobione obramowaniami. Współcześnie boniowanie zachowane zostało w części
parterowej oraz częściowo przywrócono zdobne obramowania otworów okiennych.
Dodatkowymi, wtórnymi elementami zdobiącymi elewację była kunsztownie wykonana
uliczna lampa olejowa, a później gazowa oraz duży okrągły zegar, który reklamował zakład zegarmistrzowsko-złotniczy Stanisława Preussa (reklama poniżej). Wszystkie te
elementy widoczne są na starej pocztówce z początków XX w.
U wejścia w korytarz znajdowała się
jeszcze do niedawna tablica informująca, że w budynku tym mieściła się siedziba
strzeleńskiego Stowarzyszenia Kupców i Przemysłowców. Ta pozarządowa
organizacja gospodarcza swój początek wzięła z nastaniem przemian ustrojowych w
naszym kraju po 1989 r. Jej prezesem był Piotr Płócienniczak. To za jej sprawą
zaczął rozwijać się w Strzelnie prywatny biznes i choć jej żywot nie był długi
to możemy ją śmiało uznać za pierwszą wspólnotę, przecierającą ścieżki do
dzisiejszego stanu gospodarczego miasta. Członkowie stowarzyszenia zostali radnymi
miejskimi i o włos dzieliło ich przejęcie rządów w Strzelnie. Na przeszkodzie
stanął strach konkurencji przed nowym i socjalna wizja niektórych ówczesnych
radnych oraz przejście dwóch radnych z PSL-u do grupy konkurencyjnej, której
szefował późniejszy burmistrz Iwiński. Temat ten opracowałem dość szczegółowo i
zostanie upubliczniony za pośrednictwem bloga. Wielu z pierwszych członków
stowarzyszenia prowadzi po dzień dzisiejszy okrzepły, rodzinny biznes i są to
firmy znaczące na strzeleńskim rynku.
Wracając do dziejów tej posesji
sięgnijmy do pierwszych danych pochodzących z 1800 r. Wówczas to, wymienionym został,
jako właściciel tej parceli muzyk z zawodu, Musiałkiewicz. Nazwisko to
przewijało się w Strzelnie przez całe stulecie, a w międzywojniu znanym w
Strzelnie przedstawicielem tego rodu był miejscowy drukarz i wydawca.
Pierwszych Musiałkiewiczów spotykamy w osobach Franciszka i Jana, którzy żyli
na przełomie XVIII i XIX w. Franciszek żonaty był z Magdaleną Zinser,
prawdopodobnie ewangeliczką, zaś Jan z Dorotą Krolową. Franciszek miał dwóch
synów: Guilhelmusa (Williama) ur. w 1803 r. i Karola ur. w 1813 r. Oboje byli
żonaci. Karol w 1840 r. poślubił 27-letnią Emilię Stęczewską, a Guilhelmus
mając 47 lat w 1850 r. ożenił się z Janiną Franciszką Malińską. Ich córka Luiza
ur. w 1810 r., w wieku 20-lat, w 1830 r. poślubiła ewangelika, prawdopodobnie
kuzyna Karola Zinsera.
Syn Jana i Doroty, Marcin
Musiałkiewicz ur. w 1817 r. poślubił w 1840 r. 28-letnią Rozalię Wesołowską. Przedstawicielem
tej rodziny był również Juliusz Musiałkiewicz, który aktywnie włączył się w
wydarzenia Wiosny Ludów 1848 r. i to do tego stopnia, że musiał się później
ukrywać przed władzami pruskimi. Nie udało mi się bliżej określić stopnia
pokrewieństwa Klemensa Musiałkiewicza ur. ok. 1800 r. Żonatym był z Agnieszką
Lewandowską, może był to trzeci z braci?
W 1889 r. właścicielem tejże
parceli był Kornel Janiszewski. Jemu zapewne możemy przypisać budowę tej
współczesnej okazałej kamienicy. Jeden ze sklepów wynajmował od niego Bolesław
Pińkowski, o którym dr Cieślewicz pisał na łamach „Nadgoplanina”, iż w domu tym prowadził handel. Zapewne
było to w czasie zanim wystawił w Rynku okazałą kamienicę. i tam przeniósł swój
handel. Od Janiszewskiego posesję nabył Tomasz Hubert, jeden z bogatszych
kupców Strzeleńskich. Zajmował się on handlem artykułami kolonialnymi, a
również handlem bydłem i końmi, a nadto posiadał własny tartak. Tutaj
również miał swój zakład zegarmistrzowski i złotniczy i
jubilerski Stanisław Preuss.
Około tartaku
Hubertów wybuchła wielka afera związana z jego podpaleniem, do którego
doszło 1 września 1936 r. Jak się okazało w wyniku śledztwa w sprawę zamieszany
był syn Tomasz Zbigniew Hubert, który namówił troje pracowników:
Pruczkowskiego, Kropenkę i Woźniaka do podpalenia budynku tartaku. Co ciekawe
pożar o godz. 21:00 zauważył sam burmistrz Strzelna Stanisław Radomski, który
wówczas bawił u Hubertów jako stały gość, będąc adoratorem serca córki
gospodarzy, Klementyny. Natychmiast powiadomił straż, która na czele z
naczelnikiem OSP Karolem Teresińskim błyskawicznie przybyła na miejsce i pożar
ugasiła w zarodku. Dochodzenie Teresińskiego wskazało podpalenie. Obiekt
ubezpieczony był na 68 tysięcy złotych i to podpalenie miało wyegzekwować tę
kwotę od ubezpieczalni. Śledztwo prowadził sam komendant miejscowej policji
Mantaj. Troje robotników osadzono w więzieniu w Strzelnie, zaś Zbigniewa
Huberta w Inowrocławiu. Jaki finał miała sprawa, nie udało mi się ustalić,
dlatego, może ktoś z czytelników dopowie tę historię. Na marginesie tego
wydarzenia dopowiem, że burmistrz Radomski poślubił dwa lata później córkę
Hubertów, Klementynę.
Z wizytą u właściciela posesji Piotra Płócienniczaka. O lewej autor artykułu i Jan Harasimowicz. |
W budynku tym w okresie
międzywojennym kupiec Wiktor Skowroński, szwagier Tomasza Huberta, żonaty z
jego siostrą Julią prowadził tutaj kawiarnię. Był on chorążym i zastępcą
sekretarza Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół” w Strzelnie. Jego ojciec Józef był
współzałożycielem „Sokoła”. Zmarł 26 września 1931 r., przeżywszy niespełna 50
lat. Po wojnie na parterze prowadził warsztat szewski Graczyk, o czym
przypomniał mi kiedyś Heliodor, opisując jego wnętrze, jak gdyby odwiedził je
wczoraj. Później cała kamienica została zamieniona na mieszkalną. Jej
właścicielami zostali państwo Turkowie. Po 1989 r. na całej kondygnacji
parterowej działalność gospodarczą prowadzili Piotr i Grażyna z Turków
Płócienniczakowie. Tu znajduje się sklep w branży budowlanej z farbami oraz
artykułami do remontów mieszkań. Cały obiekt wraz z zapleczem i należącym do
właścicieli magazynem zbożowym został wyremontowany i znajduje się w dobrej
kondycji technicznej, a działalność gospodarczą kontynuuje po rodzicach syn
Witold.
Foto.: Heliodor Ruciński
Foto.: Heliodor Ruciński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz