wtorek, 6 września 2022

Nawiedzenie - Strzelno to wielka rzecz - cz. 2

Nawiedzenia kopii Ikony Jasnogórskiej - obrazu Matki Bożej Częstochowskiej w Strzelnie - cz. 2 

Pamiętne Nawiedzenie z 1978 roku charakteryzowały tłumy parafian i gości, a szczególnie dekoracja całego miasta. To nie tylko przybrane kolorowo elewacje frontowe domów i kamienic, to również oficyny i podwórza mieniące się pastelowymi barwami proporczyków, płócien, wstążek i kwiatów. W tym czasie kraj nasz zaczął dotykać kryzys, pustoszały pułki sklepowe, a my potrafiliśmy wysupłać z najgłębszych zakamarków płótno i wszystko to, co było deficytowe, a niezbędne do udekorowania szarych kamienic i domów. Miasto godnie witało Królową Polski…     

Drugie Nawiedzenie - 1978 rok

Na długo przed przybyciem Obrazu do Archidiecezji Gnieźnieńskiej rozpoczęły się przygotowania do peregrynacji (1975). Powołano stosowne komitety, które w 1977 roku przystąpiły do szeroko zakrojonych prac przygotowawczych. Od 5 do 9 września 1977 roku pod przewodnictwem bpa Jana Czerniaka odbyły się rejonowe dni skupienia i modlitwy kapłanów w kilku maryjnych ośrodkach archidiecezji, m.in. 7 września w Markowicach. Wówczas dokonano wymiany spostrzeżeń i doświadczeń z przeprowadzonych już prac przygotowawczych, zwłaszcza w odniesieniu do misji św. Od 25 do 26 września 1977 roku reprezentanci duchowieństwa i wiernych ze wszystkich parafii archidiecezji udali się na Jasną Górę, aby przed obrazem Matki Bożej Częstochowskiej modlić się o dobre duchowe przygotowanie Kościoła Gnieźnieńskiego na spotkanie z Nawiedzającą Panią Jasnogórską. Modlono się również za papieża Pawła VI, który w dniu rozpoczęcia pielgrzymki przeżywał 80. rocznicę urodzin oraz za ks. kard. Stefana Wyszyńskiego, który przebywając w szpitalu po operacji, nie mógł osobiście przewodniczyć pielgrzymce. W modlitwie na Jasnej Górze uczestniczyli biskupi Jan Czerniak i Jan Michalski, 300 kapłanów oraz około 5 tys. wiernych.

Przygotowanie wiernych do peregrynacji objęło zarówno płaszczyznę duchową, jak i materialną. W procesach tych szczególną uwagę zwrócono na stronę wewnętrzną; niemniej zachęcano również wiernych do podjęcia przygotowań zewnętrznych, z troską o należyty wygląd kościołów, budynków parafialnych, by przez zewnętrzny ład i porządek obiektów i miejsc świętych bardziej widoczna stała się dla wszystkich czystość i ład duchowy wspólnot parafialnych. 11 września 1976 roku ordynariusz diecezji ks. kard. Stefan Wyszyński skierował list do wszystkich kapłanów i wiernych z wezwaniem do podjęcia w parafiach i rodzinach modlitwy różańcowej w intencji duchowych przygotowań do Nawiedzenia. W kolejnym liście ks. kard. Prymasa znalazła się zachęta zalecająca duszpasterzom wykorzystanie w duchowym i modlitewnym przygotowaniu wiernych podczas zbliżających się nawiedzin kolędowych oraz wznowienie w parafiach od stycznia 1977 roku praktyki nawiedzenia obrazu jasnogórskiego w rodzinach. Wspólna wielogodzinna modlitwa owocowała odnową życia religijnego rodzin przez spowiedź i Komunię św.

Ulica Inowrocławska w dniu Nawiedzenia

Jednym z istotnych elementów przygotowania rodzin na uroczystość Nawiedzenia były przeprowadzane od grudnia 1975 roku dni skupienia dla małżeństw. Przeciętnie gromadziły po 2-3 małżeństwa z każdej parafii, a więc około 750 osób. Według zamierzeń organizatorów uczestnicy tych spotkań stanowili grupę animatorów dla podobnych spotkań, które od połowy 1977 roku przeprowadzano w parafiach archidiecezji. Ich celem było przygotowanie małżeństw do oddania swych rodzin Matce Bożej. Dzieło to podjęto również wobec tych, którzy zamierzali dopiero rozpocząć wspólne życie małżeńskie. 

Poczynając od 28 sierpnia, do 11 grudnia 1977 roku odbyło się 14 pielgrzymek parafialnych do sanktuariów maryjnych znajdujących się na terenie archidiecezji. W tym pielgrzymowaniu (również strzelnian do Sanktuarium Matki Bożej Markowickiej) wzięło udział ponad 30 tys. wiernych oraz około 250 kapłanów. Głównym celem pielgrzymek była modlitwa w intencji uproszenia łask Nawiedzenia. Czas ten poświęcono na ćwiczenie śpiewów maryjnych, jak również zapoznanie wiernych w trakcie dwóch rozważań z celami duchowymi Nawiedzenia, jak i znaczeniem dekoracji w religijnym przeżyciu uroczystości peregrynacyjnych. Modlitwom tym przewodniczyli biskupi Jan Czerniak i Józef Michalski.

16 maja 1978 roku zostało odczytane we wszystkich parafiach Zaproszenie kapłanów i wiernych do uczestnictwa w uroczystości rozpoczęcia Nawiedzenia kopii obrazu Matki Bożej Częstochowskiej w Archidiecezji Gnieźnieńskiej, skierowane do wiernych przez kard. Stefana Wyszyńskiego. 21 maja 1978 roku kopia obrazu Matki Bożej Częstochowskiej przybyła do Gniezna, do Katedry na Wzgórzu Lecha. Tak rozpoczęła się peregrynacja Obrazu po Archidiecezji Gnieźnieńskiej. 27 maja dotarł On do Trzemeszna, a 31 maja 1978 roku dotknął granice parafii strzeleńskiej, nawiedzając Gębice. 10 czerwca 1978 roku kopia Jasnogórskiej Ikony dotarła do Bydgoszczy.

6 sierpnia 1978 roku, w niedzielę poprzedzającą Nawiedzenie, do Strzelna przybyło dwóch ojców redemptorystów, m.in. ojciec Aleksander Drogoś CSsR, by głosić posługę ewangelizacyjną - misje przygotowujące wiernych do spotkania z Maryją w Jej wizerunku. Misjonarze głosili nauki, w których przewijały się również wątki o zabarwieniu politycznym; uczyli nowych pieśni maryjnych m.in. „Była cicha i piękna jak wiosna, żyła prosto, zwyczajnie jak my…”, czy „Jasnogórska Pani tyś naszą Hetmanką, Polski tyś królową i najlepszą matką”. Ojcom nie umknęło to, że wtedy 12 sierpnia 1978 roku, widzieli w Strzelnie rozmodlonych ludzi, którzy w tygodniu poprzedzającym Nawiedzenie, cały swój wolny czas podporządkowywali naukom misyjnym.

Ojciec Aleksander Drogoś redemptorysta

Już na kilka tygodni przed wyznaczoną datą, podczas niedzielnych mszy świętych proboszcz strzeleński ks. Józef Jabłoński (1904-1983) instruował wiernych jak przygotować swoje domostwa na wizytę Królowej Polski - jak porządkować i dekorować trasę przejazdu, a szczególnie budynki mieszkalne i obejścia gospodarskie. Wierni mogli skorzystać z wzorów jakie zostały przygotowane przez zespół roboczy Komitetu Wykonawczego Nawiedzenia, a które zostały zawarte w tzw. teczce VI - Pomoce plastyczne. Największym przedsięwzięciem plastycznym było wykonanie ołtarza polowego, który stanął na dziedzińcu przed bazyliką - na ścianie zachodniej w części południowej byłego klasztoru sióstr norbertanek, tuż przy ścianie bocznej bazyliki. Była to wysoka, prawie sięgająca dachu, czyli drugiego piętra budowla z drewna i płótna. Nastawę, czyli tło dla mensy stanowiło wykonane z płótna wyobrażenie nieba, na którym rozsianych było dwanaście gwiazd. W lewym górnym narożniku nastawy umieszczony był cytat - fragment z Apokalipsy św. Jana… A na głowie Jej korona z gwiazd dwunastu. Całość utrzymana była w tonacji błękitów. Mensa ołtarzowa wznosiła się na wysokości głów wiernych, tak, że każdy z najodleglejszych stron dziedzińca mógł ją widzieć. Za nią znajdowało się podwyższenie dla Ikony Jasnogórskiej. Całość nakryta była niewielkim daszkiem foliowym.

Przygotowano również w bazylice ołtarz główny na przyjęcie Obrazu Nawiedzenia, który w tym miejscu miał być wieczorem, nocą i o poranku adorowany przez wiernych. W tym celu zakryto udrapowanym płótnem obraz św. Trójcy i Najświętszej Marii Panny i przygotowano to miejsce do zawieszenia Obrazu. Z otworu w suficie nad ołtarzem głównym spływały szerokie błękitne wstęgi, które stanowiły formę baldachimu otulającego Obraz.

Dom przy ulicy Raj 11 i rodzina Lewickich

Od lewej: Klara, Tomaszek, Lidia i Agusia Lewiccy

W końcu po długich oczekiwaniach nastała sobota 12 sierpnia 1978 roku. Od wczesnych godzin rannych strzelnianie wylegli na ulice, przed swoje domy i przystąpili do dekoracji okien i elewacji. Miasto przybrało odświętnych barw, szczególnie przy ulicach głównych prowadzących na Wzgórze Świętego Wojciecha. Wcześniej wiele kobiet uszyło dziesiątki flag biało-niebieskich i biało-żółtych, gdyż w takich barwach wtedy nie można było ich kupić. Mało było domów i okien bez dekoracji. Nie zostały przybrane okna biur oraz witryny wystawowe sieci uspołecznionych sklepów, na co nie zezwalały władze i dyrekcje instytucji państwowych. Natomiast wszystkie nieliczne wówczas sklepy prywatne i zakłady rzemieślnicze zostały odświętnie przybrane.

Ulica Świętego Ducha 13 (dawniej 15 Grudnia)
Stanisław Lewicki na ul. Świętego Ducha przed wyjazdem na powitanie Obrazu

Zdobycie czegokolwiek do dekoracji domostw, nie było w końcówce lat 70. XX w. takie proste. A że strzelnianie należą do ludzi przedsiębiorczych, zaczęto długo wcześniej gromadzić krepę, bibuły i przeróżne szmatki. Te ostatnie za pomocą zębatych nożyczek cięto w trójkątne proporczyki. Połączone sznurami wieszano w poprzek ulic, przy drogach i na budynkach - na trasie przejazdu samochodu kaplicy. Budowano też formy bram wjazdowych przy ulicach, które zwieńczone transparentami oplatano girlandami. Najwięcej takich bram, bo aż trzy zbudowane zostały w ulicy Kościelnej. W okna wystawiano święte obrazy i figury: NMP, Serca Jezusowego i innych świętych, które oświetlano lampkami choinkowymi. Nie zawsze były to wizerunki Madonny z Jasnej Góry. Nie każdy miał  w domu Matkę Boską Częstochowską, dlatego też masowo kupowano je w trakcie Nawiedzenia. Sprzedażą obrazów zajmowali się handlarze, którzy, podobnie jak fotografowie, podążali za Obrazem. Zjawiskiem godnym uwagi było dekorowanie okien w ulicach bocznych, a nawet w podwórzach, w tzw. oficynach. Większe dekoracje i malowanie transparentów wykonywały całe rodziny z poszczególnych kamienic, a następnie wspólnie, szczególnie fasady nimi przyozdabiano.

Mieszkańcy naszego miasta po uroczystościach powitalnych przechadzali się po mieście i podziwiali swoiste dzieła innych, porównując je do swoich dokonań. Szczególnie urokliwie było wieczorem, kiedy zapalano okienne iluminacje świetlne - oświetlenia choinkowe, świece i lampiony. Byli wśród nich tzw. urzędowi podglądacze, których szczególnie interesowały okna osób funkcyjnych i partyjnych. Spacerujące rodziny, a szczególnie grupki sąsiadek wykorzystywały ten moment na pogaduszki z napotkanymi znajomymi - oceniano wówczas najpiękniejsze iluminacje.

Główna uroczystość Nawiedzenia z licznymi przeżyciami indywidualnymi rozpoczęła się w godzinach popołudniowych. Kiedy do granic strzeleńskiej parafii zbliżała się samochodowa kaplica z kopią Ikony Jasnogórskiej ulice miasta na trasie przejazdu obrazu zaczęły wypełniać tłumy wiernych. Szczególne ich natężenie miało miejsce w obrębie (w części remontowanego) Rynku, wzdłuż ulicy Kościelnej i na Placu Świętego Wojciecha. Na rogatkach parafii na Obraz i towarzyszących mu dostojnych gości z przewodniczącym Komitetu Wykonawczego Nawiedzenia bp. Janem Czerniakiem czekała miejscowa delegacja parafialna z proboszczem ks. Józefem Jabłońskim na czele. Towarzyszyła im ustawiona wzdłuż drogi asysta samochodów osobowych, motocykli, a tuż na rogatkach miasta dołączyła do nich banderia konna, którą dowodził jeździec z grupy rekonstrukcyjnej dra Alfreda Fiebiga, Rajmund Ruszkiewicz z Laskowa.

Kilka tysięcy parafian zgromadziło się wzdłuż ulicy Kościelnej oraz na Placu i Wzgórzu Świętego Wojciecha. Konwój towarzyszący samochodowi-kaplicy marki Nysa o numerach rejestracyjnych 9821 PJ prowadził Fiat 125p, na którego dachu umocowany był w przybraniu kwiatowym obraz Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Za nim jechali motocykliści i kilkadziesiąt samochodów osobowych. Przed samą kaplicą podążała banderia konna. Po wjechaniu na Plac samochód - kaplica zatrzymał się. Strażacy delikatnie wyciągnęli Obraz i założyli go na ramiona. Tłum, któremu przewodził organista Pryka zaczął śpiewać wyuczoną przez ojców redemptorystów pieśń „Jasnogórska Pani tyś naszą Hetmanką, Polski tyś królową i najlepszą matką”. Tysiącom gardeł towarzyszyła orkiestra dęta w strojach cywilnych, której muzycy byli na co dzień członkami Orkiestry Dętej OSP - pośród nimi pamiętam, że na chwałę Jasnogórskiej Pani grali: Michał Ornatek, Piotr i Zenon Koteccy, Wiśniewski, Kazimierz Promiński, Płociński i inni.   

Odświętna procesja ruszyła przez plac ku wzgórzu. Na jej czele szło trzech ministrantów z krzyżem i dwoma lampionami. Tuż za nimi podążała liczna kilkudziesięcioosobowa grupa ministrantów, a za nią poczty sztandarowe bractw kościelnych. Następnie szły dzieci z różańcem, siostry elżbietanki i Rada Parafialna. Za nią postępowała duża grupa księży, którą prowadził pochodzący ze Strzelna ks. Jan Trojanowski oraz kustosz Sanktuarium Markowickiego ojciec Kazimierz Łabiński OMI. Wśród kapłanów byli strzelnianie: ks. Andrzej Trzemżalski, ks. Jerzy Nowak, ks. Stanisław Wiśniewski (wikariusz w parafii pw. św. Antoniego w Toruniu), ojciec Jan Kasprzyk OMI oraz byli wikariusze strzeleńscy m.in. ks. Feliks Dietrich (proboszcz w Gościeszynie). Za tą grupą szedł w asyście dwóch kleryków Jana Dobrzyńskiego i Michała Markiewicza z Rzadkwina oraz dwóch wikariuszy ks. Zdzisława Owsianowskiego (1945-1996) i ks. Stanisław Pietrzaka (1937-) proboszcz strzeleński ks. Józef Jabłoński. Tuż przed samym obrazem szedł bp Jan Czerniak i dziekan kruszwicki ks. kan. Stanisław Pohl oraz jasnogórski opiekun Obrazu o. Melchior Królik OSPPE. Obraz niosło na ramionach - ubranych w mundury i srebrzyste hełmy - ośmiu strażaków, którym asystowała kolejna ósemka druhów gotowych do zmiany w niesieniu Jasnogórskiej Ikony. Za obrazem postępowały rzesze parafian i gości.  

Przemarsz ten dorównywał co najmniej procesjom z okazji Bożego Ciała. Obraz dotarł do polowego ołtarza usytuowanego przy frontonie zabudowań byłego klasztoru sióstr norbertanek. Zaraz też nastąpiło uroczyste przekazanie i powitanie Matki Boskiej Częstochowskiej. Rozpoczęła się msza z kazaniem biskupa Jana Czerniaka. Po jej zakończeniu wprowadzono wizerunek Matki Boskiej do kościoła. Nocne czuwanie rozpoczęli mieszkańcy Strzelna, potem do modlitwy przystąpili kapłani i siostry zakonne. O północy odbyła się koncelebrowana pasterka maryjna. W kościele na modlitwie trwała młodzież, po niej mieszkańcy poszczególnych wsi wchodzących w skład parafii. Nocne czuwanie zakończono mszą. Zarazem też rozpoczęto dzień od nabożeństwa.

Samochód kaplica

Co godzinę odbywały się kolejne zgromadzenia modlitewne z udziałem różnych grup parafialnych. Swoją mszę mieli członkowie Żywego Różańca, następnie chorzy, potem emeryci i renciści. Później nastąpiła celebracja mszy dziękczynnej ze słowem bożym wygłoszonym przez księdza proboszcza Józefa Jabłońskiego, a parafianie złożyli hołd pożegnalny Matce Bożej. Po nabożeństwie procesja z Obrazem przeszła na Plac Świętego Wojciecha gdzie uroczyście umieszczono Częstochowską Ikonę w samochodzie - kaplicy. Cały czas Ikonie Jasnogórskiej towarzyszyły rzesze parafian i gości. W asyście kilkudziesięciu samochodów i przy śpiewie pieśni maryjnych konwój z samochodem - kaplicą wyruszył w dalszą peregrynację po Kujawach.

Tomaszek i Agusia Lewiccy

Od lewej: Waldemar, Tomaszek, Lidia, Agusia i Klara Lewiccy

Od lewej: dziadek Stanisław z Agusią, babcia Klara i Lidia z Tomaszkiem Lewiccy

Podczas strzeleńskich uroczystości peregrynacyjnych mówiło się o Maryi w obrazie lub po prostu o nawiedzającej Matce Pana. Wierni przeżywali Nawiedzenie jako spotkanie z Matką Wiary, Matką Życia, Matką Pomagającą i Matką Wielbiącą Boga. W Nawiedzeniu Częstochowskiej Pani strzelnianie wypowiedzieli swoją wiarę, iż w kopii Jasnogórskiej Ikony obecna była Maryja. Poprzez gremialne spowiedzi święte tysiące strzelnian oczyszczonych zostało z grzechów rozgrzeszeniami kapłańskimi i tyle samo przyjęło u stóp Jasnogórskiej Ikony Nawiedzenia komunie święte. Na spotkania z Maryją w czasie Nawiedzenia miały miejsce liczne nawrócenia. Największe cuda Maryjnej peregrynacji dokonywały się w konfesjonałach. Następowały spowiedzi po wielu latach nieprzystępowania do sakramentu pojednania. 

Foto.: Heliodor Ruciński i archiwum rodzinne Lidii Przybylskiej i bloga

 

poniedziałek, 5 września 2022

Nawiedzenie - Strzelno to wielka rzecz - cz. 1

 

Nawiedzenia kopii Ikony Jasnogórskiej - obrazu Matki Bożej Częstochowskiej w Strzelnie - cz. 1 

Takich tłumów zgromadzonych w jednym miejscu, czy wręcz wypełniających je po brzegi młodzi strzelnianie nigdy w mieście nie widzieli. Eskorta samochodowo-motocyklowa, banderia konna - doświadczyliśmy tego my, starsi mieszkańcy Strzelna przed 44-laty. Czy w tym roku będzie podobnie? Co jest, lub kto jest w stanie zmobilizować tylu mieszkańców, by godnie i na wzór swoich rodziców i dziadków powitali kopię Jasnogórskiej Ikony. Zapraszam do lektury kolejnego wieloczęściowego artykułu z pięknymi i unikatowymi zdjęciami, które potwierdzają moje słowa zawarte we wstępie…

Słowo wstępne

W tym roku po wielu perturbacjach związanych z  epidemią po raz kolejny w parafii strzeleńskiej przeżywać będziemy Nawiedzenie kopii obrazu Matki Bożej Częstochowskiej. Po wstępnych przygotowaniach do spotkania z Matką Bożą, gotowi jesteśmy na Jej przybycie w Ikonie Nawiedzenia. Uroczystość odbędzie się 8-9 września. Peregrynujący Obraz dotrze do nas z parafii Strzelce - Rzadkwina i po dwudniowym pobycie uda się w dalszą drogę do parafii NSPJ w Ostrowie. Początek peregrynacji po Archidiecezji Gnieźnieńskiej nastąpi 23 kwietnia 2022 roku w Katedrze Gnieźnieńskiej i w niej zakończy się 18 lutego 2023 roku.

W polskiej rzeczywistości Nawiedzenia błogosławiona obecność Maryi w tajemnicy Chrystusa i Kościoła doświadczana jest poprzez Częstochowski Wizerunek, który skupia w sobie istotne treści naszej religijności, będąc ściśle związany z dziejami całego narodu. W czasie Nawiedzenia doszła do głosu teologia obecności Maryi w Jasnogórskim Obrazie oraz jego kopiach, zbliżona do nauki prawosławia o obecności Chrystusa i Maryi w ikonie („Collectanea Theologica“, 1991, f. 4, s. 25.).

Powszechnie znamy to jedno - bardzo uroczyste - nawiedzenie kopii obrazu Matki Bożej Częstochowskiej parafii pw. św. Trójcy w Strzelnie, które miało miejsce 12 i 13 sierpnia 1978 roku. Gdzieś z naszej pamięci umknęły nawiedzenia przejazdowe z 1966 oraz z 1982 roku. Zapewne przyczyną naszej - starszych parafian - niepamięci jest fakt, że obie te peregrynacje czasowo były krótkie i stanowiły oddanie czci przejeżdżającej przez Strzelno Królowej Polski. Dzisiaj kiedy przygotowujemy się do kolejnej peregrynacji, która będzie miała miejsce 8 i 9 września 2022 roku przywołajmy nawiedzenia sprzed 56, 44 i 40 lat.

Idea Nawiedzenia

Idea peregrynacji Obrazu Matki Bożej Częstochowskiej w kopii Jasnogórskiej Ikony zrodziła się w 1956 roku. Stało się to po tym czasie gdy obrazowi Matki Bożej Częstochowskiej niesionemu w procesji po Wałach Jasnej Góry towarzyszyły wołania zgromadzonych pielgrzymów: - „Matko, przyjdź do nas“. Ówczesny kustosz sanktuarium o. Teofil Krauze i generał paulinów o. Alojzy Wrzalik OSPPE w rozmowie przeprowadzonej po zakończonej procesji, w błagalnych słowach ludu dopatrzyli się potrzeby peregrynacji kopii Obrazu po parafiach Polski. Swoim spostrzeżeniem podzielili się listownie z prymasem Stefanem Wyszyńskim.

Modlitewne przemyślenia internowanego Prymasa Polski zrodziły myśl, którą przedstawił po zwolnieniu z ośrodka odosobnienia w październiku 1956 roku. Ideę peregrynacji uznał jako przygotowanie duchowe polskiego Kościoła do Jubileuszu Tysiąclecia Chrztu Polski. W 1957 roku, z inicjatywy prymasa Stefana Wyszyńskiego, została wykonana kopia, którą namalował doc. Leonard Torwirt z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Ostateczna decyzja w sprawie nawiedzenia wszystkich polskich parafii i diecezji zapadła 11 kwietnia 1957 roku na 45. zebraniu Konferencji Episkopatu Polski. W maju 1957 kopię jasnogórskiej ikony prymas Wyszyński zawiózł do Rzymu, gdzie 14 maja papież Pius XII dokonał jej poświęcenia.

I etap nawiedzenia kopii obrazu rozpoczął się w święto Matki Bożej Częstochowskiej, 26 sierpnia 1957 roku na Jasnej Górze w ramach uroczystości związanych z rozpoczęciem milenijnego nawiedzenia. Momentem historycznym był symboliczny obrzęd zetknięcia oryginalnego obrazu z poświęconą kopią. Trzy dni później, 29 sierpnia, kopia jasnogórskiej ikony rozpoczęła swą pielgrzymkę po kraju od odwiedzin w Archikatedrze Warszawskiej. 

Pierwsze Nawiedzenie - Milenijne 1966 rok

Po zakończeniu Nawiedzenia w diecezji opolskiej, 3 kwietnia w Niedzielę Palmową 1966 roku, nastąpiła przerwa w peregrynacji kolejnych parafii. Przyczyną tego było postanowienie Episkopatu, który zdecydował, iż uroczystości milenijne - 1000-lecia Chrztu Polski - będą obchodzone we wszystkich diecezjach przy Obrazie Nawiedzenia. Prze­wieziono zatem Obraz na Jasną Górę, a stamtąd do Gniezna, gdzie w dniu 14 kwietnia 1966 roku, a więc w historyczną rocznicę chrztu pierw­szego władcy Polski Mieszka I, odbyły się uroczystości milenijne, a 17 kwietnia - w Poznaniu.

Kilka dni wcześniej 9 kwietnia w Wielką Sobotę obraz przybył na całonocną adorację do sanktuarium Królowej Miłości i Pokoju Pani Kujaw do Markowic. Wspominając to wydarzenie ojciec Kazimierz Łabiński OMI, kustosz i proboszcz parafii markowickiej odnotował: - Następną wielką uroczystością [po Koronacji Matki Bożej Markowickiej] było rozpoczęcie milenijnych obchodów Tysiąclecia Polski Chrześcijańskiej. Na tę unikalną chwilę został przywieziony z Częstochowy Peregrynujący obraz Matki Boskiej Częstochowskiej, dzięki zabiegom ojca Leonarda Głowackiego OMI. Po całonocnej adoracji z Wielkiej Soboty na Wielkanoc 1966 roku ks. bp Lucjan Bernacki, przewiózł obraz Szlakiem Piastowskim do Kruszwicy - Inowrocławia - Strzelna - Kwieciszewa - Trzemeszna i Gniezna na centralne dni rozpoczynających się Uroczystości Wielkiego Millenium Chrztu Polski.

Długo przywoływałem ze swojej głębokiej pamięci ten dzień, w którym do Strzelna przybyła kopia obrazu Matki Bożej Częstochowskiej. Stosunkowo dobrze pamiętałem o rok wcześniejszą koronację cudownej figury Matki Bożej Markowickiej, w której uczestniczyłem wraz ze swoim ojcem i braćmi. Jak z porannej mgły obraz Królowej Polski zaczął mi się wynurzać, jednakże był to obraz dość silnie zamazany. Nie pamiętam szczegółów, czy Obraz tylko przejeżdżał i zatrzymał się na krótko, czy był we wnętrzu bazyliki przy ołtarzu głównym.

Po tym milenijnym Nawiedzeniu i uroczystościach w katedrach w Gnieźnie i Poznaniu kopia wyruszyła w dalszą drogę. 4 września 1966 roku obraz został siłą odebrany przez władze komunistyczne w drodze z Warszawy do Katowic. Nakazano przerwać dalszą podróż i wieźć Obraz do Częstochowy na Jasną Górę. Gdy przywieziono Obraz na dziedziniec jasnogórski, wyższy oficer MO wezwał przeora o. Teofila Krauze i przekazał decyzję najwyższych władz państwowych: „Obraz ma pozo­stać na Jasnej Córze. W razie niepodporządkowania się temu nakazowi, zostaną powołani do służby wojskowej wszyscy wasi klerycy i będzie zlikwidowany wasz klasztor warszawski!”. Paulini jasnogórscy wnieśli Obraz procesjonalnie do klasztoru, gdzie została odprawiona przed Cudownym Obrazem Msza św. Wysłano telegram do ks. Prymasa, powiadamiając o zaszłym fakcie „aresztowania” Obrazu Nawiedzenia. Zaraz też pojawiły się posterunki milicyjne pilnujące dniem i nocą wyjazdu z Jasnej Góry, sprawdzając bagażniki wyjeżdżających samochodów. To trwało aż 6 lat!

Mimo uwięzienia Obrazu postanowiono kontynuować Nawiedzenie, posłu­gując się symbolami: pusta rama, Ewangeliarz i świeca. Tak rozpoczęło się Nawiedzenie w diecezji katowickiej, poczynając od katedry i dalej trwało w diecezjach: Kraków, Tarnów, Przemyśl, Lubaczów, Lublin. Gdy kończyło się Nawiedzenie w diecezji lubelskiej i następną miała być diece­zja sandomierska, jeden z kapłanów tej diecezji, ks. Józef Wójcik, podjął bardzo śmiałą myśl przywrócenia Obrazu na trasę Nawiedzenia. Poinformował o swym zamia­rze ks. Prymasa, który odpowiedział krótko: „Widzę, księże Józefie, że cię świerzbi!”. Uznał to za aprobatę, a przynajmniej za brak kategorycznego sprze­ciwu. Całą odpowiedzialność wziął na siebie. Aby nie obarczać odpowiedzialnością Jasnej Góry, postanowił po prostu wy­kraść Obraz potajemnie. Akurat dobrze się złożyło, że zlikwidowano wreszcie posterunki MO przy Jasnej Górze i dnia 13 czerwca 1972 roku Obraz został wy­wieziony z Jasnej Góry do Radomia. W wielkiej tajemnicy przechowywano go do rozpoczęcia Nawiedzenia w niedzielę 18 czerwca 1972 roku w Radomiu. W czasie procesji do kościoła Mariackiego kapłani sprytnie włączyli się w nią z Obrazem. I tak kontynuowano Nawiedzenia już z Obrazem: Sandomierz, Kielce, Drohiczyn, Łódź, Włocławek, Płock, Poznań, Gniezno.

Foto.: Heliodor Ruciński i archiwum bloga

CDN

 

sobota, 27 sierpnia 2022

Czy w Strzelnie był zamek?

Dziwne to pytanie, niemniej jednak w annałach strzeleńskich nazwa zamek wielokrotnie przewija się na gęsto zapisanych kartach. Od co najmniej 1436 roku mamy w Strzelnie do czynienia z zamkiem. Początkowo pojęcie to znajdujemy pod postacią sądu klasztornego, zwanego sądem zamkowym. Wkrótce poznajemy pierwszych burgrabiów (1451 r.), a następnie w zapiskach metrykalnych konkretne opisanie przy nazwisku funkcji administratora folwarku zamkowego. 

W dobie Rzeczypospolitej Szlacheckiej znajdujemy pełne potwierdzenie na funkcjonowanie w naszym Strzelnie burgrabstwa z burgrabią stojącego na jego czele. Czymże owa instytucja była? Otóż burgrabią był urzędnik, który sprawował nadzór nad miastem i jego organami oraz pełnił funkcje sądownicze i wojskowe. Wszystko to wynikało z prawa niemieckiego, które czyniło zeń pośrednika między właścicielem Strzelna, czyli klasztorem, a burmistrzem i radą miejską oraz wójtem i ławą miejską. Burgrabia pełnił rolę władczą nad tymi organami i bez jego zgody nie mogła zapaść żadna strategiczna decyzja dla miasta. Burgrabstwo, czyli zamek strzeleński, a dokładniej burgrabia stanowił instancję odwoławczą dla mieszczan tutejszych, chcących złożyć apelację od wyroku sądu wójtowskiego. Poza kompetencjami miejskimi burgrabia zarządzał również klasztornymi lasami.

Burgrabiowie byli urzędnikami prepozytów zaangażowanymi przez niech z tytułu wykonywania funkcji w rozstrzyganiu różnych kwestii codziennych, praktycznych dotyczących życia miejskiego i wsi podległych klasztorowi. Najczęściej byli to ludzie pochodzenia szlacheckiego - nobilis. Funkcję burgrabich pełnili zazwyczaj bliscy krewni prepozytów. Z przekazów źródłowych znamy kilku burgrabiów strzeleńskich, a mianowicie: Bartłomieja Skarżyńskiego (1452 r.), Mikołaja Bronisławskiego (1483 r.), Adama Raszewskiego (przed 1543 r.), Feliksa Baranowskiego (1554 r.), nobilis Jana Raczkowskiego (5 marca 1680 r.; 24 lutego 1681 r.), nobilis Józefa Wiktora (23 grudnia 1744 r.), nobilis Michała Grykowskiego (26 maja 1750 r.; 27 czerwca 1751 r.; 11 maja 1752 r.), który nadto był wymieniony jako administrator strzeleńskiego folwarku zamkowego, Jana Rakowskiego (1757 r.) - również administratora folwarku zamkowego (prepozytem norbertańskim był wówczas ks. Jan Chryzostom Rakowski).

Fragment mapy z 1832 r. Prawdopodobne usutuowanie zamku w latach 1436-1775

Siedzibą burgrabiego był zamek, czyli miejsce stanowiące wydzieloną z obszaru miasta i klasztoru enklawę ufortyfikowaną za pomocą wysokiego i masywnego płotu - później zapewne muru, poprzedzonych rowem - fosą. Wewnątrz znajdowała się siedziba urzędnika - burgrabiego: dwór, budynek dla czeladzi, stajnie i inne budynki gospodarcze. Nadto przy zamku znajdował się folwark zamkowy, który każdorazowo dzierżawili od klasztoru burgrabiowie. Miejsce to nazywane było Burgrabstwem.

Zatem, gdyby ktokolwiek dociekał czy w Strzelnie był zamek, to możemy śmiało powiedzieć, że i owszem. Co prawda nie była to budowla na wzór zamków współcześnie nam znanych, ale zapewnie już od XVIII w. murowana w formie dworu obronnego. Zamek znajdował się na wschód od wzgórza klasztornego w obrębie późniejszego podwórza domenalnego czyli Strzelna Amt - później Waldau - Strzelna Klasztornego. Obecnie jest to wschodni fragment ul. Parkowej, obręb dworu, czyli budynku szkolnego (OSW), Parku im. 750-Lecia i podwórza pomajątkowego. Zapewne w miejscu obecnego dworu (budynku szkoły) znajdował się ów dwór obronny - zamek, w którym rezydowali burgrabiowie strzeleńscy, a od czasów rozbiorów naddzierżawcy i dzierżawcy domeny strzeleńskiej. Potwierdzenie takie znajdujemy na mapie z 1832 roku, na której zaznaczono już wówczas istniejące budowle murowane, folwark i park przydworski. 

 

piątek, 19 sierpnia 2022

Z dziejów wsi Sławsko Dolne - cz. 2

Rzeczypospolita Szlachecka

Z późniejszych dziejów wsi niewiele udało się znaleźć informacji, dopiero w metrykaliach osiemnastowiecznych trafiamy na ślady, które pozwalają rzucić światło na funkcjonowanie wsi w tym stuleciu. Z źródeł tych dowiadujemy się, że tzw. część folwarczna wsi dzierżawiona była przez okoliczną szlachtę, której przedstawiciele związani byli więzami rodzinnymi z elitą klasztorną, szczególnie z osobami funkcyjnymi. Pierwszym znanym dzierżawcą był wymieniony w 1688 r. szlachetnie urodzony Stanisław Michałowski. Na przełomie XVII i XVIII w. byli to Jan i Zofia Grygowscy, którym w 1704 r. urodził się syn Michał Franciszek. Został on ochrzczony 7 września tegoż roku w świątyni klasztornej z udziałem szlachetnie urodzonych rodziców chrzestnych, Chociszewskiego i Zakrzewskiej. 

Dzierżawy folwarku były kilku lub kilkunastoletnie o czym świadczą kolejni, po sobie następujący administratorzy dóbr sławskich. W 1715 r. folwark dzierżyli szlachetnie urodzeni, Wojciech i Regina Białkowscy. 2 września tegoż roku ochrzcili oni w Strzelnie swego syna Augustyna Adama, a ceremonii tej świadkowali Paweł Olkiewicz i Zofia Wysocka. W trzy lata później rodzi się im kolejne dziecko, córka Marianna. Noworodek został ochrzczony 8 grudnia 1718 r. w strzeleńskiej świątyni klasztornej. Rodzicami chrzestnymi byli, pułkownik moskiewski Leon Stogow i dziedziczka z Mirosławic Anna Gliścieńska.

Sławsko na przełomie XVIII i XIX w.

Najprawdopodobniej ów ojciec chrzestny Moskal Stogow przebywał w Sławsku Małym lub okolicy od czasu przemarszu wojsk rosyjskich, lecząc tu swoje rany, które odniósł podczas jakiejś potyczki toczonej w wojnie północnej? Wkrótce po narodzinach, Marianna zmarła i w 1720 r. małżonką Białkowskim urodziła się druga córka, której 9 grudnia tegoż roku nadano to samo imię, co pierwszej – Marianna. 

Kolejną wzmiankę o Sławsku Małym i jego dzierżawcach znajdujemy pod rokiem 1748. W tym czasie folwark trzymali szlachetnie urodzeni Franciszek i Barbara Nieporęccy, zapisywani również jako Nieprzęccy. Małżonkom urodziło się w Sławsku dwóch synów, Tomasz Jan ochrzczony 20 grudnia 1748 r. oraz Jan ochrzczony 27 czerwca 1751 r. Rodzicami chrzestnymi drugiego dziecka byli, szlachetnie urodzony Michał Grykowski i matka niemowlęcia Barbara Nieporęcka.    

W kilka lat później, bo w 1755 r. wieś dzierżawił i administrował nią szlachcic Józef Komorski. Informację o nim znajdujemy w metrykalich strzeleńskich, w których odnotowany został pod 8 października 1755 r., podczas chrztu Franciszki Brygidy córki małżonków Tomasza i Kunegundy Olszańskich. Po raz drugi trafiamy na niego w 1758 r. Wówczas to znajdujemy informację o zgonie 4 grudnia jego małżonki, szlachcianki Róży Komorskiej. 

W 1771 r. administratorami i dzierżawcami folwarku oraz wsi byli szlachetnie urodzeni Michał i Teresa Bykowscy. 25 listopada małżonkowie chrzcili w strzeleńskiej świątyni swojego syna Franciszka Ksawerego. Rodzicami chrzestnymi niemowlęcia byli, łowczyc Piotr Rakowski oraz szlachcianka Zofia Mękarska. Już po pierwszym rozbiorze Polski w 1776 r. Ostatnimi dzierżawcami norbertańskich dóbr Sławsko Małe byli nobilitowani w stanie szlacheckim Kazimierz i Maria Jaramowscy. Informacje o nich czerpiemy z zapisku w księdze zgonu, w której odnotowana została ich zmarła córka Joanna Ewa. Została ona pochowana w podziemiach rotundy św. Prokopa w Strzelnie.

 

Pod zaborem pruskim – kolonizacja wsi

W 1772 r. w wyniku pierwszego rozbioru Polski Strzelno i okolice znalazły się pod pruskim panowaniem. W roku 1773 do wsi, podobnie jak i do innych okolicznych miejscowości, przybyli urzędnicy pruscy, członkowie specjalnie powołanej komisji kwalifikacyjnej, której zadaniem było sporządzenie katastru podatkowego. Dokonany wówczas spis był początkiem do tworzenia z królewszczyzn i dóbr kościelnych tzw. domeny państwowej, która najprawdopodobniej mogła powstać tuż po 1775 r., a siedzibą jej zarządu było Strzelno. Sławsko Małe stał się jedną z pierwszych, obok Ciechrza, Sławska Wielkiego, Bielska, Zbytowa, Stodół i samego Strzelna, „zdobyczy” Fryderyka, który w miejscowościach tych zapoczątkował osiedlanie kolonistów niemieckich.

Sławsko w połowie XIX w.

Kolonizując dotychczasowe czysto polskie miejscowości Fryderyk tworzył wsie chłopów osobiście wolnych i osiadłych na prawie czynszowym. Duże znaczenie w umacnianiu niemczyzny na zagrabionych terenach miały osiągać większe wsie, tworzone z kolonistów szwabskich (wirtemberskich), którzy trwale mieli zachować na nowym terytorium swój język, zwyczaje i pieśni. Położenie chłopa w domenie było o wiele lepsze od chłopa we wsiach szlacheckich. Chłop w domenie był wolnym od osobistego poddaństwa, dlatego też zarówno koloniści, jak i chłopi miejscowi stali się czynszowymi i byli objęci opieką prawną i społeczną państwa. Osadzając kolonistów kasa państwowa finansowała akcję propagandową, koszty podróży, zasiłki, pożyczki, subwencje, zwolnienia od podatków, koszt przydzielenia gruntów, osiedlenia i zagospodarowania pustek. Pierwsi koloniści przybyli do wsi, w grupie zasadniczej w 1781 r. w liczbie 5 rodzin (Zimmermann podaje 7 rodzin). Początkowo zamieszkali w zabudowaniach pofolwarcznych i trwało to do czasu wybudowania swoich nowych siedlisk. 

Pochodzili oni z Baden-Durlach w Wirtembergii i byli chłopami czynszowymi. Z zachowanych wykazów imiennych wiemy, że w samym pierwszym roku było to 5 rodzin m.in. rodziny: Jacoba Armbrustera, którego krewny osiedlił się również w Stodołach, Eliasa Brandnera, Jacoba Meyer, którego krewny zamieszkał w Ciechrzu, Lorenza Schwarza, którego krewni osiedleni zostali w koloniach, Parlin i Sławsk Wielki oraz Jacoba Wenscha. Pośród kolonistami osiadłymi w Sławsku Małym wymienianych jest w starej kronice szkolnej kolejnych 5 rodzin, a mianowicie rodziny: Würtzów, Klotzbicherów, Belchhausów, Klumpów i Schmollów. Ks. Kazimierz Zimmermann w swoim dwutomowym dziele Fryderyk Wielki i jego kolonizacja rolna na ziemiach polskich, wydanym w 1915 r. podaje, że w Sławsku Małym zamieszkało ogółem 29 rodzin kolonistów. Wcześniej bo w okresie fryderycjańskim było to 11 rodzin. 

Dla części wsi, w której zamieszkali koloniści zaprowadzono nazwę Sławsko Małe z przypiskiem kolonia, natomiast część z chłopami polskimi nosiła nadal nazwę Sławsko Małe. Nowopowstałe w części folwarcznej gospodarstwa kolonistów, jak napisał Zimmermann w 1915 r.: Rzędem nade drogą stoją do dzisiaj... w Sławsku Małym (...). Oczywiście, obraz ten pochodził z początku XX w. i nijak miał się do tego drewnianego z końca XVIII w.

Z zachowanych zapisków z kroniki szkolnej dowiadujemy się, że pierwsi koloniści z 1781 r. otrzymali od 45 do 70 mórg ziemi uprawnej, po 2 konie, 2 krowy oraz inny drobny inwentarz. We wspomnieniach potomków tych pierwszych kolonistów znajdujemy informacje, iż król pruski uposażył ich od roli po łyżkę. Na wybudowanie nowych siedlisk, każdy z kolonistów uzyskał stosowny kredyt oraz asygnaty na drewno z pobliskich lasów rządowych (Lasów Miradzkich). Każdy z kolonistów otrzymał rolę w dziesięcioletnią dzierżawę, a po tym okresie, jeśli dobrze się gospodarzył nabywał prawo dzierżawy wieloletniej i dziedzicznej.

Koloniści wieś swoją, czyli kolonię Sławsko Małe zorganizowali w formie ulicówki po obu stronach nowo wytyczonej drogi na kierunku zachodnio-wschodnim, która odchylała się ku wsi i koloni Stodoły. Początkowo były to siedliska z drewnianą zabudową - każde z domem, budynkiem inwentarskim i stodołą. Z tyłu za siedliskami wytyczono również dwie tzw. drogi gospodarcze - północną i południową. Kolonia wspólnym sumptem wystawiła również dom modlitwy z klasą szkolną. Modlitwy niedzielne oraz naukę szkolną w tygodniu prowadził jeden z kolonistów - bardzo szanowany, doświadczony i wiekiem najstarszy kolonista. Pierwszym znanym nauczycielem w koloni Sławsko Małe był niejaki Hillmann, który z racji wieku w 1820 roku przeszedł w stan spoczynku. Jego miejsce zajął Krzysztof Bluhm, przybyły z Młotkowa w powiecie wyrzyskim.

Z upływem lat, a mianowicie do czasów napoleońskich zwiększyła się liczba Niemców do tego stopnia, iż tę część Sławska Małego - kolonię zaczęto nazywać Kolonia Sławsko. Na mapie Shroettera z końca XVIII w. nie zaznaczono podziału Sławska Małego pomiędzy rodzimymi chłopami, a kolonistami. Tę nową falę osadniczą stanowili młodzi potomkowie kolonistów z pierwszej fali osadnictwa fryderycjańskiego ze wsi sąsiednich, a mianowicie z Koloni Stodoły (Stodólna), Koloni Sławsk Wielki, Koloni Ciechrz, ale i także z tych odleglejszych Kraju Nadnoteckiego. Otrzymali oni grunty stanowiące nieużytki oraz z tzw. rezerwy domenalnej, na zbliżonych zasadach, co ich przodkowie.

W obu wsiach Sławsko Małe oraz Kolonia Sławsko dość szybko ustabilizowała się egzystencja w nowych uwarunkowaniach porozbiorowych. Początkowo przez kilkadziesiąt lat obie społeczności, polska i niemiecka nie przenikały się. W 1833 r. we wsi były 23 domostwa, które zamieszkiwało 191 katolików, zaś w koloni było ich 14 i zamieszkiwało je 153 Niemców - ewangelików. 

Chłopi, zarówno rodzimi, jak i koloniści, choć dysponowali tzw. lepszymi prawami do ziemi, to jej właścicielami nie byli. Wprowadzony w 1794 r. tzw. Landrecht pruski, czyli „pruskie prawo krajowe” wpłynęło na jeszcze większą ochronę prawną chłopa. Nakazywało ono sporządzanie inwentarzy oraz zakazywało przyłączania gruntów chłopskich do folwarków, rugowania chłopów z gruntów, za wyjątkiem sytuacji przewidzianych ustawą, dawania im nowizn za grunty uprawne, zamiany pańszczyzny sprzężajnej na pieszą, pogarszania sytuacji prawnej – chyba, że za zgodą władzy. We wsiach domenalnych zaprowadzono system wieczystych nadań ziemi. Takim też prawem poczęli cieszyć się chłopi w Koloni Sławsko, jak i samego Sławska.

W tym czasie organizacja obu wsi pozostawała bez zmian, czyli była mniej więcej taka, jaką funkcjonowała przed 1772 r., wprowadzono jedynie czynnik nadzoru państwa za pośrednictwem Urzędu Domenalnego z siedzibie w Strzelnie – Waldau (Strzelno Klasztorne). Na czele wsi stał nadal sołtys, lecz już nie dziedziczny lecz obierany przez gminę i zatwierdzany przez Domenę. Do pomocy miał ławników i pisarza przydzielanego przez powyższy urząd. Sołtys był głową samorządu wiejskiego, zwoływał gromadę na obrady, a o ustaleniach powiadamiał kierownictwo urzędu. Stał się organem władzy państwowej, ogłaszał jej zarządzenia, przestrzegał, by je wypełniano, pilnował wykonywania robót publicznych, ściągał podatki, rozkładał na gminę dostawę furażu dla wojska, czuwał nad dostarczaniem podwód i koni, wykonywał policję miejscową itd. Za pracę miał pewne ulgi od ciężarów na rzecz domeny. Podobne ulgi mieli również pomagający mu ławnicy.

W okresie Księstwa Warszawskiego sprawy chłopskie regulowała konstytucja Księstwa, a właściwie to tylko jej jeden artykuł, który stanowił, iż znosi się niewolę. Tą nazwą określano stosunek poddańczy. Konstytucja chłopom zapewniała na równi z innymi obywatelami wolność osobistą oraz równość wobec prawa i sądu. Nie dotykała konstytucja spraw stosunku chłopa do ziemi. Dlatego też regulację tę zawierał dekret królewski z 21 grudnia 1807 r., który stwierdzał, iż każdy włościanin może swobodnie opuścić swoje gospodarstwo i udać się w dowolne miejsce, po uprzednim zwrocie gruntu, załogi i zasiewów. Jeżeli chłop nie posiadał ziemi wynikającej z układu z panem lub domeną – ekonomią, mógł być swobodnie usunięty z gruntu. Takie uregulowanie było dla chłopa niekorzystne, nie dotykały jednak one chłopów i kolonistów w domenie – ekonomi strzeleńskiej, w tym w Sławsku i Koloni Sławsko. 

Pruskie ustawodawstwo agrarne sprzed 1807 r., tj. z okresu poprzedzającego powstanie Księstwa Warszawskiego, traktowało chłopów w domenach państwowych odrębnie, z pewnym uprzywilejowaniem w stosunku do chłopów w dobrach prywatnych. Niemal wszyscy chłopi użytkujący dobra państwowe, w tym w obu wsiach Sławsko i Koloni Sławsko, korzystali z tzw. lepszych praw do ziemi, gwarantujących im nieusuwalność z gospodarstw oraz prawo dziedziczności.

Tę grupę chłopów, zarówno kolonistów jak i miejscowych, reforma uwłaszczeniowa obwieszczona specjalnym edyktem królewskim objęła w 1821 r. Dla Poznańskiego specjalny edykt ogłoszony został w 1823 r., na mocy którego przeprowadzono bardzo rozwlekłą w czasie reformę. W tym konkretnym przypadku zastosowane zostały przepisy ogólnopruskiego dekretu z czerwca 1821 r. o odkupie powinności. Wdrożenie w życie nowych uwarunkowań prawnych nastąpiło w 1824 r. za pośrednictwem urzędników domeny strzeleńskiej. Uwłaszczeniem tym nadano miejscowym chłopom, zarówno Polakom jak i Niemcom, dotychczas użytkowane przez nich gospodarstwa czynszowe.

Według regulacji poznańskiej z 1823 r. obszar uwłaszczeniowych gospodarstw określono na 25 morgów magdeburskich (1 mórg = 2500m2) „ziemi jęczmiennej ornej II klasy” lub proporcjonalny obszar innych użytków. W przypadkach skrajnych minimalny obszar gospodarstwa mógł sięgać 64 morgów, natomiast górny - 200 morgów, tj. 50ha. Ostateczne zakończenie akcji uwłaszczeniowej, w całym zaborze pruskim, nastąpiło dopiero pod wpływem Wiosny Ludów, której szczególnie aktywny przebieg odnotowany został właśnie na tych ziemiach (Strzelno, Stodoły).

Reforma uwłaszczeniowa nie oznaczała równocześnie rozwoju gospodarstw chłopskich i podniesienia poziomu życia uwłaszczonych chłopów, szczególnie Polaków. Poważnym ograniczeniem była nieustabilizowana sytuacja wielu chłopów i duże zobowiązania finansowe ciążące na uwłaszczonych gospodarstwach związane z wykupem ziemi i pańszczyzny. Chłopi, głównie właściciele małych gospodarstw, nie byli w stanie wywiązać się ze zobowiązań wobec domeny państwowej i prywatnych wierzycieli. To zmuszało ich do sprzedaży gospodarstw, lub ich części. Tak działo się w Sławsku, gdzie bankrutujące gospodarstwa nabywali Niemcy. W ten oto sposób, co raz więcej Niemców zaczęło zamieszkiwać w samej wsi Sławsko Małe.

Foto. kolor: Heliodor Ruciński

CDN


piątek, 12 sierpnia 2022

Odkrycie największego skarbu w dziejach Strzelna

Przez dziesiątki lat krążyły wśród strzelnian pogłoski o legendarnym skarbie, jaki pozostawiły po sobie miejscowe norbertanki. Miały to być beczki specjalnie zaimpregnowane, wypełnione złotem, srebrem i kosztownościami. Tuż przed kasatą klasztoru przebiegłe siostry miały ów skarb zakopać gdzieś na klasztornym wzgórzu. Ostatnia z sióstr norbertanka Józefa Janik znająca tę tajemnicę zmarła w wieku 79 lat w 1867 roku. Pogrzeb jej odbył się 23 marca u ss. Miłosierdzia w Poznaniu. Ponoć Prusacy próbowali już w XIX w. dociec prawdy, a kiedy Niemcy zajęli we wrześniu 1939 roku miasto, również do ich uszów dotarła ta opowieść. Okupanci rozpoczęli poszukiwania na wzgórzu poklasztornym. Rzekomo po spenetrowaniu krypt również rozkopali w kilku miejscach przyległy teren. 

Tyle gwoli wstępu. 7 grudnia 1946 roku kraj obiegła informacja opatrzona tytułem: „Rewelacyjne odkrycie w Strzelnie. Nie było Polski drewnianej“. Podał ją „Ilustrowany Kurier Polski“, który nad winietą umieścił sensacyjny anons i we wstępie do artykułu wytłuszczonym drukiem oznajmiał:

- W dwu kościołach strzelińskich odkryto kolumny romańskie nie mające pod względem bogactw i ornamentacji równych sobie w Polsce, a niewiele tylko podobnych w Europie. 

 

Strzelno w listopadzie 1946 roku

Żyjemy w czasach niezwykłych. Potworny wybuch barbarzyństwa pozbawił nas milionów współbraci i dorobku wielu pokoleń. Pastwą płomieni, bomb i granatów padły nie tylko nasze mieszkania i warsztat pracy, lecz także nasze zabytki. Szczególnie tragiczny był los tych ostatnich zwłaszcza, gdyż tępiono je zawzięcie tylko dlatego, że były polskimi zabytkami. 

Jak gdyby dla wynagrodzenia tych strat mamy do zanotowania szereg odkryć o wielkim znaczeniu. Pogruchotane mury kościołów odsłaniają ukryte w nich skarby. Próbne odkuwania filarów w spalonej katedrze poznańskiej wykazały, że we wnętrzu ich mieszczą się prawie nie zniszczone filary gotyckie z piaskowca i profilowanej cegły, pokryte w niektórych miejscach bogatą polichromią. Poodpadane tynki w sławnej kolegiacie w Trzemesznie odsłoniły kolumny romańskie - skromne lecz autentyczne. 

 

JAK DOSZŁO DO ODKRYĆ?

W obydwu wypadkach tym, komu mamy do zawdzięczenia niezwykłe odkrycia, jest konserwator wojewódzki poznański, mgr Zdzisław Kępiński. Głęboka wiedza fachowa i oparta na niej intuicja, kazały mu chwycić za kilof i doprowadziły do tak efektownych wyników. Te powodzenia zachęciły konserwatora do dalszych poszukiwań. Tym razem zwrócił uwagę na Strzelno. Są tam dwa kościoły. Mały romański kościółek św. Prokopa oraz duży kościół parafialny, pierwotnie klasztorny sióstr Norbertanek. Kościół ten przebudowany w późniejszych czasach zachował do dziś dnia romańską absydę. Na środku kaplicy św. Barbary stoi kolumienka romańska o powierzchni pokrytej bogatym ornamentem. W ściany kapliczki wmurowano kilka fragmentów płasko rzeźb romańskich, a nad wejściem znajduje się romański tympanon przedstawiający fundatora ofiarowującego Matce Boskiej wybudowany przez siebie kościół. W sąsiednim kościółku św. Prokopa, nad wejściem do chóru wmurowano bazę kolumny romańskiej, pochodzącej z kościoła poklasztornego.

 

Obecność tych fragmentów architektury romańskiej skłoniła konserwatora do dalszych poszukiwań. Przypuszczano dotychczas, że pierwotny kościół romański, którego absyda pozostała do dziś dnia, rozmiarami nie przewyższał dzisiejszego prezbiterium. Konserwator wojewódzki analizując dokładnie rozplanowanie całego kościoła doszedł do wniosku, że pierwotny kościół romański był znacznie większy. Nie dosyć na tym - przyglądając się dokładnie lukom międzyprzęsłowym doszedł do przekonania, że tu, podobnie jak w katedrze poznańskiej, później dodane stiuki zakrywają pierwotne kolumny.

KILOF I ZABYTKI

Dla stwierdzenia słuszności tych domysłów rozpoczął konserwator wykuwać otwór próbny. Pod cienką warstwą stiuku natrafił na cegły. Zdawało się, że domysły były zbyt śmiałe. Konserwator kuł jednak dalej. Pogłębiał się otwór, a zarazem malała nadzieja. Dopiero na głębokości jednej cegły zajaśniał inny niż cegła materiał. Konserwator poszerzył otwór i... nie ulegało wątpliwości - wewnątrz znajdowała się kolumna z piaskowca. Teraz odkuto cały bok filaru od góry do dołu. Wynik przekroczył wszelkie oczekiwanie.

 

CZAROWNE KOLUMNY

Na światło dzienne wyjrzała kolumna romańska cudownej piękności, doskonale zachowana. Trzon kolumny podzielony na cztery kondygnacje wypełniane postaciami świętych i rozdzielone jedna od drugiej ornamentacją roślinną. Zarówno ornamentacja figuralna jak i roślinna odznaczają się spokojem, umiarem i posiadają ogromną wartość artystyczną.

 

Za tą kolumną poszły następne. Okazało się, że wszystkie filary kryją w sobie pierwotne kolumny romańskie. Każda kolumna przyozdobiona jest w inny sposób, ale wszystkie równie bogato, jak pierwsza. Wyjątek stanowią dwie kolumny przy chórze muzycznym. Jedna z nich ma trzon zupełnie gładki, zaopatrzony w dwa nigdzie indziej nie spotykane uchwyty, a powierzchnia drogiej wykazuje żłobkowanie spiralne.

CO BĘDZIE DALEJ?

Teraz nie ulega już wątpliwości, i że pierwotny kościół romański nie był kościółkiem na miarę sąsiedniego kościoła św. Prokopa, lecz był w rzucie poziomym identyczny z dzisiejszym. Odkrycie tak ważnych elementów jakimi są filary nawy głównej, w połączeniu z istniejącą do dziś dnia romańską absydą (i być może z marami zewnętrznymi, które nie zostały jeszcze zbadane) pozwoli zrekonstruować cały kościół w stylu romańskim. Zważywszy na to, że odkryte w nim kolumny romańskie nie mają pod względem bogactwa ornamentacji równych sobie w Polsce, a niewiele tylko podobnych w Europie, kościół poklasztorny w Strzelnie wraz kościółkiem św. Prokopa staną się taką atrakcją dla architektów i miłośników zabytków, jaką jest Biskupin dla archeologów.

PRZEWRÓT W NAUCE O POLSCE

Trzeba tu zwrócić uwagę na jeszcze jedną sprawę związaną z odkryciami w Strzelnie. Kolumny w Strzelnie to i przewrót w nauce historii polskiej i historii sztuki w Polsce. Byliśmy dotychczas głęboko przekonani, że Polska XII i XIII wieku była krajem o bardzo niskiej kulturze, że budownictwo było drewniane, że dopiero Kazimierz Wielki zostawił murowaną. Strzelno protestuje przeciwko tym twierdzeniom. Strzelno zaprzecza wiadomościom o Polsce drewnianej. Nie tylko, że wznoszono budowle murowane, ale przyozdabiano je w sposób świadczący o wysokiej kulturze artystycznej, zarówno budowniczych jak i zleceniodawców. (W. M.)

Zatem, mamy ów największy skarb, perły dziedzictwa kulturowego Strzelna - kolumny romańskie.


poniedziałek, 8 sierpnia 2022

Tajemnicze zapadlisko w Strzelnie

Foto.: domena publiczna

W jezdni na ulicy Gimnazjalnej w Strzelnie zrobiła się dziura - o czym poinformował na Facebooku Portal Strzelno Online. A że to nie pierwsze takie zapadlisko na tejże ulicy wywiązała się dyskusja okraszona smaczkami typu: - może tam jest węgiel? a może coś tam znaleźli… itd., itp. Czarno wróżący przyszłość Strzelna oczekują zapadnięcia się całego miasta - a kysz wróżbici! Większość z mieszkańców wie, że ulica zaplanowana jest do remontu i nie pierwsza to dziura, gdyż w ostatnich tygodniach więcej zapadlisk wystąpiło. Przyczyn tego zjawiska jest wiele, m.in.: obniżający się poziom wód gruntowych, duży ruch uliczny czy wypłukanie podsypki drogowej. To ostatnie zapadlisko przypomniało mi pewien artykuł o dużo większej dziurze odkrytej przed wojną. I wówczas dyskusja wywiązała się około owego zjawiskowego odkrycia. Posłuchajcie: 

12 marca 1935 roku strzeleński korespondent „Kuriera Poznańskiego“ tajemniczo doniósł do redakcji w Poznaniu, że: Ziemia niejedne tajemnice kryje w swym łonie, które częstokroć drogą przypadku dostają się na światło dzienne. Dzięki takiemu właśnie przypadkowi natrafiono w Strzelnie na ślady ganku podziemnego, który prawdopodobnie ma związek z kościelnymi zabytkami strzeleńskimi.

Pan Stanisław Brożek, właśc. nieruchomości przy ul. Klasztornej (obok Rotundy św. Prokopa), kopiąc ziemię, na nieznacznej głębokości natrafił na głazy kamienne i kamienie, a pod niemi na murowane sklepienia, ciągnące się od strony Rotundy Św. Prokopa w stronę sąsiednich budynków. Sprawa ta zaintrygowała p. Brożka niezmiernie. Welbunek (sklepienie), wykonany z jednej warstwy cegły, tworzący owalne obramowanie z cegieł wypalonych z gliny i podobnych do obecnych, spajany gliną i znajdujący się we warstwie kamieni około 75 cm, to jakaś pozostałość po czasach minionych

Odkryciem zainteresował się również ks. prałat Czechowski. W społeczeństwie miejscowym znowu odżyły dawne legendy, opowiadane przez ludzi starszych, że od kościoła św. Trójcy oraz Rotundy Św. Prokopa (dawn. klasztor Norbertanek) ciągną się podziemne ganki, które w razie niebezpieczeństwa, zagrażającego klasztorowi, miały ułatwiać siostrom ucieczkę. Może uda się wydrzeć ziemi tajemnicę sklepienia i udostępnić ją dla szerszego ogółu.

To wyżej opisane zapadlisko dało zaczyn do powstania legendy o podziemnym połączeniu klasztoru strzeleńskiego z klasztorem markowickim i Tatarach - o czym opowiadał odwiedzającym Strzelno turystom śp. Szczepan Kowalski, miejscowy kościelny, kustosz strzeleński i przewodnik. Późniejsze badania archeologiczne obaliły ten mit, a my póki co nie gorączkujmy się, nie wymyślajmy legendy o węglu i czekajmy na remont gruntowny ulicy Gimnazjalnej i jej sąsiadek.