sobota, 3 października 2020

Chata się wali, czyli o karczmie Raj i Przedmieściu Gnieźnieńskim

 

Ulica Kolejowa. Widok na wierzę wodociągową, Szkołę Wydziałową i oberżę (ok. 1915 r.). Po lewej stronie Gasthaus - Oberża Emila Mantheya.

Informacja jaka rozeszła się wśród mieszkańców, mówiąca o tym, że budynek mieszkalny przy ul. Kolejowej nr 1, z racji złego stanu technicznego, zostanie lada dzień rozebrany sprawiła, iż sięgnąłem do swoich starych opracowań, by przywołać dzieje tego miejsca. Powiedziałby ktoś:

- Stara chata w części z pecy, a kogo to interesuje, przecież nie ma tutaj nic ciekawego. Ani to kamienica, ani dwór, tylko zawalidroga, bo chodniczek przy niej wąziutki i niebezpieczny, na jedną osobę, a ruch tutaj jak na autostradzie.

W tych słowach znajdujemy wiele racji, z wyjątkiem stwierdzenia „nic ciekawego“. Otóż miejsce to - a nie dom - jest bardzo ciekawe i wpisuje się w przepastne zasoby naszego dziedzictwa kulturowego. Tutaj w obrębie tego domostwa przed blisko sześciuset laty rozpoczęła się historia karczmy „Raj“, od której swą nazwę już w XX w. wzięła skośna uliczka łącząca ul. Kolejową z ul. Miradzką. Dzisiaj nie jesteśmy w stanie ustalić dokładnej lokalizacji przybytku Bachusa, niemniej znajdował się on gdzieś na staropolskim Przedmieściu Gnieźnieńskim, w miejscu pomiędzy współczesnymi ulicami, Raj i Sportową. Ostatnia informacja o miejscu zwanym karczma Raj pochodzi z 1846 r. Po kilku latach stara drewniana karczma straciła na swej randze. W wyniku zmiany układu i kategorii ważności dróg z kierunku Poznań do Torunia, idealnym miejscem do wystawienia nowej karczmy było właśnie to miejsce, w którym stoi przygotowywany do rozbiórki dom przy ul. Kolejowej 1. Tak też się stało i mniej więcej od 150 lat, a nie jak twierdzi jeden z mieszkańców, że dom ma 300 lat, w miejscu tym zaczęła funkcjonować nowa karczma, ale już bez staropolskiej nazwy Raj. Obiekt rozbudowano na początku XX w. dodając do budynku głównego piętrowe skrzydło w formie oficyny, w której znalazło się skrzydło biesiadne karczmy.   

Przedmieście Gnieźnieńskie w/g mapy katastralnej Grutzmachera z lat 1827-1828. Archiwum Państwowe Bydgoszcz.

W połowie XV w. miejsce na którym stoi feralne domostwo i cały teren w kierunkach wschodnim i południowym nazywał się Przedmieściem Gnieźnieńskim. Otóż, kiedy w okresie dopełniania się praw miejskich dla Strzelna wytyczono regularny plac centralny - rynek, a od niego ulice, które skomunikowały centrum z istniejącymi przedmieściami, zaczęło kształtować się również przedmieście gnieźnieńskie. Powstało ono w obrębie rogatek południowych na zachód od szpitala i kościoła pw. św. Ducha, przy karczmie zwanej Raj oraz przy folwarku klasztornym zwanym „Naskrętne“. Folwark rozłożył się pomiędzy współczesnymi ulicami, Michelsona i Kościuszki, u ich zbiegu z ulicą Kolejową, na obszarze obecnego parku oraz starego przedszkola i był granicą południowo-zachodnią miasta i zachodnią przedmieścia. 

Przedmieście gnieźnieńskie pełniło funkcję produkcyjno-usługową dla miasta i klasztoru. Tutaj, kwitł również handel żywcem, o czym może świadczyć zachowana jeszcze do początku XX w. nazwa placu Schweinemarkt - Świński Targ.

I najciekawsza informacja, po wystawieniu kościoła i szpitala pw. św. Ducha jako patronów ustanowiono duchownych do zarządzania całością. W źródłach nazywani są oni rektorami kościoła. Rektor od św. Ducha został uposażony czynszem z wolnego łanu sołeckiego Jana Mitury i jego żony Wojciechy we wsi Sławsk Wielki, z drugiego łanu we wsi Turzany pod Inowrocławiem, wynoszącym 4 grzywny złote rocznie oraz łąką zwaną Roskowiec (na tzw. Błotach, współczesny obręb Strzelna Klasztornego). Ponadto mógł on zaopatrywać się w drewno z lasów klasztornych i spożywać śniadanie i obiad ze stołu prepozyckiego. Miał on jeszcze jeden dochód, a mianowicie formę podatku z karczmy Raj w postaci regularnie kupowanych przez karczmarza świec do oświetlenia kościoła.

 

Karczma Raj przez cały czas prowadzona była przez miejscowych obywateli. Z chwilą rozbiorów całą parcelę wraz z karczmą przejął kolonista pruski, później grunt i budynek nabył od miasta. Z racji tej, że była to duża parcela podzielił ją na trzy mniejsze. W 1909 r. budynek z tawerną-karczmą kupił Otto Lorusch, kamieniarz i radny miejski. On też dokonał rozbudowę o dostawienia piętrowej oficyny. Swoją działalność gospodarczą rozszerzył o składnicę węgla i drewna opałowego oraz materiałów budowlanych. Na parterze funkcjonował zajazd, nazywany również tawerną-oberżą, którą dzierżawił od właścicieli Emil Manthey. Lorusch wcześniej mieszkał przy ulicy Cestryjewskiej (obecnie Ścianki 3), gdzie prowadził swój warsztat kamieniarski. Tę posesję sprzedał Florianowi Siupce, kowalowi, dziadkowi późniejszego abpa Stanisława Gądeckiego. Loruschowie byli Niemcami i do Strzelna sprowadzili się w drugiej połowie XIX w. z Bydgoszczy. Antenatami tego rodu byli August i Karolina Henrietta z domu Döpke. Mieli oni syna Otto Ernsta ur. w 1864 r., który w 1894 r. poślubił starszą od siebie o osiem lat wdowę Adeline Vogel z domu Klotzbücher. Lorusch w 1916 r. ponownie został wybrany radnym. W tym roku nadal prowadził zakład kamieniarski, specjalizujący się w produkcji nagrobków. Od powstania OSP w 1900 r. był jej członkiem i kierownikiem oddziałów gaśniczych, drugiego oddziału (1903-1905) i pierwszego (1909-1912). 

W latach międzywojennych do 1929 r. Lorusch prowadził skład opałowo-budowlany, poczym odsprzedał całość Pawłowi Schulzowi. W tym czasie w lokalu po tawernie-karczmie, restaurację prowadził Franciszek Michalak. W miejscu tym lokal gastronomiczny przetrwał do 1950 r., a następnie został zamieniony na mieszkania. Jako mienie poniemieckie całość przeszła pod zarząd MPGKiM.   


Karczma Raj 


Między wieżami chatynka stała

Od niepamiętnych czasów gości witała.

Przyjezdni pod nią się zatrzymywali

I do środka, do karczmy na sznapsa wpadali.

 

Od dawien dawna to miejsce było znane,

W starych annałach często wspominane.

W odległym średniowieczu stała skrajem

Dlatego karczmarz nazwał ją Rajem.

 

Oj gwarno tu było od rana do wieczora,

A zabawy nie przerywała nawet późna pora.

Dochód z gorzałek miał swe przeznaczenie,

Przez to plebana nadzór i pilne baczenie.

 

Dawno oj dawno w księgach zapisano

I podatki na rzecz kościoła stąd słano.

Świętego Ducha nosił on wezwanie

I tak to z gorzałki miał swe utrzymanie.

 

Mijały lata, a gdy Prusy nastały

Wnet dochody z karczmy plebanom zabrały.

Po licznych wojnach podupadł przybytek,

Popękały mury i znika wiekowy dobytek…

Po rozbiórce byłej karczmy pozostanie plac i szczytowa ściana oficyny. Miejsce to trzeba będzie jakoś zagospodarować. Proponuję mural, czyli nic innego jak rodzaj street artu - sztuki ulicznej. Dla mnie osobiście wzorem nieprześcignionym jest poznański trójwymiarowy mural z Rynku Śródeckiego. W skrócie: Pokazuje on w sposób fantazyjny historię Śródki, czyli, jak tu drzewiej wyglądało. Skoro po wyburzeniu domu przy ul. Kolejowej 1 powstanie przestrzeń do stworzenia muralu umieśćmy w jego treści wszystko to, co w pobliżu tego miejsce onegdaj stało. 

Na pierwszym miejscu przeniósłbym na wolną ścianę oficyny nieistniejący gotycki kościół i szpital pw. św. Ducha z tzw. Przedmieścia Gnieźnieńskiego, a także starą XIX-wieczną remizę, która stał w miejscu obecnego placyku przy hotelu - np. z otwartymi wrotami i sikawką konną. Inną wersją, ale chyba mniej ciekawą, mógłby być folwark Naskrętne, który stał w miejscu starego przedszkola i wieży ciśnień, lub cegielnię, która funkcjonowała w XIX w. w obrębie ul. Raj. W pobliżu rozebranego domu stała już w XV w. karczma Raj, może i ona znalazłaby miejsce na muralu, a tam gdzie jest skwer była kuźnia…

Dobry artysta te wszystkie nieistniejące budowle, na wzór śródecki, mógłby połączyć w jeno malowidło. Tak utrwalony obraz byłby wizją minionych lat i dziejów tego miejsca - Przedmieścia Gnieźnieńskiego. To jest tylko moja propozycja.

Mural na Śródce w Poznaniu

  

czwartek, 1 października 2020

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 101 Ulica Kościelna - cz. 11

Kontynuując dalej naszą miejską wędrówkę przejdźmy pod niegdyś okazałą, piętrową kamienicę Antoniego Siemianowskiego. Współcześnie oznaczona jest ona numerem porządkowym 8, a w dawnej nomenklaturze numerem policyjnym 14/15. Ta podwójna numeracja dowodzi, że kamienica została wybudowana w miejscu, w którym stały przed jej budową dwa domostwa na dwóch parcelach. Wystawiona została na początku XX w. i jest to budowla ośmioosiowa z dwoma dużymi balkonami oraz okazałym frontonem, w który centralnie znajduje się górą zaokrąglona i zwieńczona kluczem nisza imitująca okno. Pozostałością dawnej elegancji i porządku architektonicznego są gzymsy, pierwszy rozdzielający kondygnacje i drugi, przerwany frontonem i wieńczący elewację gzyms drewniany wsparty na zdobnych wspornikach. Parter posiada trzy lokale użytkowe z przeznaczeniem na cele handlowo-usługowe, rozdzielone okazałą bramą wjazdową. Natomiast góra i dwie oficyny w podwórzu są częściami mieszkalnymi, a do nich w kierunku południowym dobudowane są budynki gospodarcze.

Pierzeja południowa ul. Kościelnej

Jeszcze w latach 70-tych XX w. kamienica posiadała przepiękną elewację frontową z portalami nadokiennymi i otaczającymi otwory okienne fryzami komponującymi się ze stiukowo-gipsowym belkowaniem i wspornikami podtrzymującymi gzymsy. Wszystkie te ozdobne elementy już pod nowym właścicielem, dla wygody prowadzonego remontu elewacji frontowej zostało obtłuczone, a ściana wygładzona tynkiem do równej płaszczyzny. Podobny los spotkał kilka przepięknych eklektycznych elewacji kamienic przy ulicach: Inowrocławskiej, Świętego Ducha i Michelsona. Na wysokości parteru, pomiędzy bramą a otworem wejściowym do lokalu użytkowego umieszczona jest tablica upamiętniająca mieszkańca, a zarazem właściciela tej kamienicy Antoniego Słowińskiego. Tablica wykonana została przez artystę rzeźbiarza Krzysztofa Jakubika z Poznania i w dniu Święta Niepodległości 11 listopada 2005 r. została uroczyście odsłonięta.

 

Cofnijmy się do czasów pierwszego właściciela kamienicy Antoniego Siemianowskiego. Był on spokrewniony z mieszkającym przy tej samej ulicy Mikołajem Siemianowskim. W Księdze adresowej z 1895 r. wymieniony został jako kupiec specjalizujący się w handlu towarami kolonialnymi i specjalistycznymi. Po nim działalność podjął syn Ludwik, który rozszerzył ją o restaurację i destylację, handel zbożem oraz zajazd z wygodnymi stajniami. Jeden z lokali handlowych wynajmował od Siemianowskich Stanisław Szmańda, który w swej branży polecał bogaty wybór garderoby męskiej i tej dla chłopców. Jak odnotowano w reklamie z 1910 r. posiadał: ...Wielki zapas sukna tak krajowych jak i zagranicznych zawsze na składzie. Sprzedaż z łokcia po cenach fabrycznych. Zamówienia podług miary w najnowszych fasonach pod gwarancyą beznagannego leżenia wykonuje w 24 godzinach... W latach międzywojennych kamienicę nabyła rodzina Słowińskich z ul. Ogrodowej.

W domu tym mieścił się w latach powojennych prywatny zakład wikliniarski parający się produkcją szerokiego asortymentu wyrobów z wikliny: koszy, koszyczków, pojemników na bieliznę, koników na biegunach, mebli wypoczynkowych i wielu innych wyrobów wykonywanych pod zamówienie. W latach 1962-1988 miała tutaj swoje pomieszczenia Miejska Biblioteka Publiczna, zajmując całą prawą część parteru kamienicy. W latach 1970-1990 w części gospodarczej podwórza znajdowała się rozlewnia wód gazowanych. Tutaj produkowano dla sieci sklepów PSS Społem różnego smaku oranżady, wody stołowe, rozlewano piwo oraz nabijano słynne szklane syfony. W okresie przemian ustrojowych w lokalach użytkowych mieściło się wiele różnych branż handlowych. Były tutaj sklepy z chemią gospodarczą; artykułami wyposażenia mieszkań: oknami, roletami, meblami na wymiar, materiałami budowlanymi; sklep zoologiczny, także salon fryzjerski, a w podwórzu punkt szklarski. 

Na fasadzie domu w roku 2005 została umieszczona i uroczyście odsłonięta tablica pamiątkowa poświęcona twórcy i wieloletniemu prezesowi Oddziału Polskiego Towarzystwa Turystyczno Krajoznawczego w Strzelnie, Antoniemu Słowińskiemu, który był wieloletnim właścicielem tejże kamienicy. Dlatego też nieco więcej czasu wypada poświęcić temu znakomitemu strzelnianinowi, a to ze względu na jego ogromne zaangażowanie w działalność społeczną na niwie turystycznej, wydawniczej i promocji Strzelna oraz całego obszaru nadgoplańskiego.

 

Antoni Słowiński urodził się w Strzelnie 28 czerwca 1922 r. Z wykształcenia był ekonomistą i pracował w PSS „Strzelno“, a później w wojewódzkich strukturach kontrolnych. Od 1957 r. kierował założonym przez siebie strzeleńskim oddziałem PTTK. Był autorem przewodnika po Strzelnie i okolicach, folderu o Przyjezierzu, wielu artykułów poświęconych krajoznawstwu, a przed wszystkim jako założyciel aż do śmierci prezesem strzeleńskiego oddziału PTTK. Towarzystwo po dziś jest znaczącym ośrodkiem życia społeczno-kulturalnego miasta i gminy, co zawdzięczają współcześni Antoniemu Słowińskiemu. Przed laty stał się on nowym odkrywcą Przyjezierza i inicjatorem turystycznego zagospodarowania tego pięknego zakątka ziemi Kujawskiej. Na szczególną uwagę zasługuje działalność publicystyczna oddziału PTTK. Niejeden większy ośrodek mógłby jej Strzelnu pozazdrościć.

Antoni Słowiński przed barakiem ośrodka wypoczynkowego w  Przyjezierzu, tuż przed jego oddaniem do użytku

Dzięki jego zaangażowaniu, przy współpracy z ośrodkami uniwersyteckimi, podjęto działalność wydawniczą, w której popularyzowano wielkie odkrycia dokonane na terenie naszych kościołów, ciekawą przeszłość i walory turystyczne okolic oraz ciekawych ludzi rejonu nadgoplańskiego. W 1978 r. za jego przyczyną wystawiono nowy pomnik nagrobny zasłużonemu strzelnianinowi dr. Jakubowi Cieślewiczowi oraz upamiętniono tablicą epitafijną Piotra Brackiego ze Stodół, zamordowanego przez Prusaków w 1848 r. Za swą wieloletnią działalność wyróżniony został m.in. Złotą Honorową Odznaką PTTK oraz Złotą Odznaką "Zasłużony Działacz Turystyki". Turystyka była jego pasją. Przez wiele lat odwiedzał góry, które darzył szczególną miłością. Całe Tatry polskie i czeskie przeszedł wzdłuż i wszerz.  

Antoni Słowiński z wizytującym Strzelno gen. Zygmuntem Huszczą
 

Zmarł 4 czerwca 2003 r. i został pochowany na starej strzeleńskiej nekropoli przy ul. Kolejowej. Od 2003 r. Oddział PTTK Strzelno przyjął imię  Antoniego Słowińskiego, honorując zasługi swojego prezesa i pamięć o nim.

wtorek, 29 września 2020

Maria Józefa ze Skrzydlewskich Sikorska z Żegotek - cz. 2


 

W 1912 r. w albumie Dwory polskie w Wielkim Księstwie Poznańskim znajdujemy taki opis Żegotek, piszących się wówczas przez 'Rz': Rzegotki, powiat strzeliński, to własność panny Marii Skrzydlewskiej, odziedziczona po ojcu Feliksie. Za polskich czasów należał ten majątek do rozgałęzionej po Polsce rodziny Żegockich, z których Krzysztof Żegota-Żegocki wsławił się w czasach najazdów szwedzkich na Polskę niepospolitym męstwem w wielu bitwach z nieprzyjacielem. Zmianę pisowni nazwy przypisać należy biegowi czasu. W roku 1869 nabył majątek ten od rodziny Stęszewskich Józef Skrzydlewski, wywodzący ród swój od wsi Skrzydlewa, leżącej w powiecie babimojskim (współcześnie powiat międzychodzki - M.P.). 14 lipca 1920 r. przywrócono starą pisownię Żegotek zamieniając 'Rz' na 'Ż'.

W 1919 r. kiedy Wielkopolska zrzuciła jarzmo niewoli pruskiej dziedziczka z Żegotek nadal pozostawała w stanie wolnym. Miała wówczas 31 lat i nie myślała o założeniu rodziny, choć wydawała się być znakomitą partią. Niestety nie dysponujemy dzisiaj jakimikolwiek zdjęciami rodzinnymi Skrzydlewskich z Żegotek. Jedyne zdjęcie Marii pochodzi już z lat powojennych i z racji swej jakości nie odzwierciedla jej urody, ważnego czynnika w ewentualnym zamążpójściu. Pozostając w stanie bezżennym poświęciła się pracy i to zarówno tej gospodarczej, jak i społecznej. Nadal zatrudniała u siebie administratorów, tym razem w randze dyrektorów gospodarstwa rolnego. Mieszkali oni w wydzielonym domu, który znajdował się w obrębie folwarku i skomunikowany był specjalną alejką przez park z dworem. W 1917 r. administratorem - dyrektorem dóbr żegockich po Janie Zientaku został Józef Szotakowski. Po nim zarząd nad majątkiem przejął dyrektor Ludwik Matuszewski.

Mając dobre wsparcie w osobie zarządcy dóbr, w którego obowiązkach znajdowało się zajmowanie całą produkcją rolną w majątku, Maria mogła oddać się pracy na niwie społecznej i dobroczynnej. Odzyskanie niepodległości, a przy tym nowe warunki polityczne sprzyjały powstawaniu nowych i rozwojowi dotychczas działających organizacji polskich. W tym czasie odegrała bardzo ważną rolę w organizowaniu się kobiet wiejskich w powiecie strzeleńskim, a później mogileńskim. Brała udział w powołaniu do życia w 1923 r. koła Towarzystwa Ziemianek powiatu strzeleńskiego, na którego czele później stanęła. Walnie przyczyniła się do powstania w strzeleńskiego Kółka Włościanek, którego pracę zainicjowała w 1921 r. W 1923 r. współorganizowała wicepatronat strzeleński Kółek Włościańskich powiatu strzeleńskiego i stanęła później na jego czele jako przewodnicząca - wicepatronka. Wchodziła w skład Komitetu Powiatowego Kolonii Letnich w Strzelnie. Komitet ten organizował wypoczynek dla dzieci polonijnych, szczególnie z Niemiec. 26 maja 1927 r. była matką chrzestną sztandaru dla strzeleńskiej Placówki Związku Halerczyków. Podczas Powszechnej Wystawy Krajowej w Poznaniu w sierpniu 1929 r. pełniła dyżur w Pawilonie Ziemianek i Włościanek. Była członkiem zarządu Związku Włościanek Wielkopolskich w Poznaniu.

Mapka majętności Żegotki z ok. 1930 r. Zbiory Archiwum Państwowego w Poznaniu.

 Efekty jej pracy uwypukla sprawozdanie roczne przedstawione 24 marca 1931 r. podczas ósmego Walnego Zebrania Kółek Włościanek wicepatronatu Strzelińskiego, w którym udział wzięło 180 członkiń:

W powiecie mamy 12 Kółek w następujących miejscowościach: Kościeszkach, Wójcinie, Chełmcach, Strzelnie, Markowicach, Ostrowie, Wronowach, Bachorcach, Siedlimowie, Złotowie, Witowicach i Racicach. Ogółem zrzeszonych włościanek 447. Zebrań w Kółkach odbyło się 107, wykładów wygłoszono 85. Instruktorka powiatowa p. Karolczykówna przeprowadziła 10 kursów praktycznych, z których korzystało 111 uczennic. Kursy były z działu gospodarczego, robót i białego szycia. Poza tym instruktorka Izby Rolnicze p. Hulanicka przeprowadziła 4 kursy hodowlane i urządzała inspekcje kurników. W 6 Kółkach odbyły się konkursy kurników, za najlepiej urządzone kurniki rozdane zostały nagrody pod postacią: gniazd zatrzaskowych, karmideł automatycznych, drobiu i książek. W 11 Kółkach mamy świeżo założone biblioteczki fachowe. Apteczkę domową posiada Kółko w Bachorcach. Do 10 Kół sprowadzono na wiosnę drób rasowy: koguty Karmazyny i Leghorny, kaczory Pekiny. Kółko Witowice sprowadziło 90 jednodniowych kurcząt Leghornów i wzięło udział w konkursie wychowu drobiu, urządzonym przez Szkołę Rolniczą w Inowrocławiu. Kontrolę nieśności przeprowadza Kółko w Złotowie, Kółko Wójcin i Strzelno sprowadzały dla członków nasiona, 8 Kółek zakupiło msze św. na intencję Ojczyzny. Wójcin prowadzi akcję „Kroplę Mleka“, to znaczy, że wydaje się biednym dzieciom mlek codziennie.

Nowy pałac w Żegotkach w całej okazałości

 Przez cały okres międzywojenny prowadziła działania dążące do podniesienia edukacji w zakresie gospodarstwa domowego i działalności kulturalnej. Organizowała szkolenia, kursy, pokazy, wystawy, będąc pośród kobiet wiejskich wywodzących się z wyższych sfer liderką wszelkich poczynań. Organizując komitety powiatowe przeróżnych przedsięwzięć w Strzelnie, czy później w Mogilnie zawsze zapraszano ją w ich skład. Była kobietą niestrudzoną. Godziła pracę na majątku liczącym w 1929 r. 255,5 ha i nie poddawała się przeciwnością losu. Kiedy w 1923 r. spłonął dwór w Żegotkach szybko otrząsnęła się z nieszczęścia i wkrótce przystąpiła do wystawienia nowego, większego dworu, który stanął na części starego fundamentu. Budowę sfinansowała ze środków jakie odziedziczyła po matce ze sprzedaży dóbr Mileszewy, o czym pisałem w pierwszej części artykułu. Dwór w formie pięknego pałacu według projektu jednego z najsłynniejszych wielkopolskich projektantów Stefana Cybichowskiego z Poznania stanął już w 1926 r.

Widok na nowy pałac od strony zachodniej - od strony parku i stawu. Po prawej zarys zabudowań folwarcznych z bramą gospodarczą.

 Całość wraz ze zrewitalizowanym parkiem przedstawiała się imponująco. Pałac wystawiony został w stylu późnoklasycystycznym. Jest to budowla podpiwniczona, piętrowa, siedmioosiowa, poprzedzona okazałym czterokolumnowym portykiem w wielkim porządku, dźwigającym trójkątny fronton. Pośrodku niego półokrągłe okno, natomiast wspomniane kolumny posiadają głowice w stylu jońskim. Portyk poprzedza pięciostopniowy taras. Czterospadowy, mansardowy dach kryty jest dachówką, a jego konstrukcja przypomina dach łamany, tzw. polski. Niegdyś do elewacji ogrodowej przyczepiony był duży taras rekreacyjny. Układ wnętrz pałacowych jest dwutraktowy. Z holu wejścia głównego, znajdowała się piękna klatka schodowa. Na parterze znajdowały się pokoje reprezentacyjne w postaci salonu, gabinetu, pokoju przyjęć i biblioteki. Piętro zajmowały pokoje dziedziczki, a później również dziedzica. Po rozbudowanej stronie południowej pałacu znajdowało się wejście gospodarcze - kuchenne z klatka schodową na piętro. Na murkach schodowych tarasu frontowego stały duże okrągłe donice z wielkimi agawami ogrodowymi. Na nim również od wiosny do jesieni stała ławka i stolik, przy którym o zachodzie słońca siadała dziedziczka i relaksowała się.

Stary dwór, który spłonął w 1923 r. 
 


Żegotki - park przydworski i stary dwór

Do dworu w Żegotkach dojeżdżało się od szosy Strzelno - Inowrocław, 3,5 km przed Markowicami, na wysokości Busewa skręcając w prawo. W prostej linii ok. 700 m długości prowadziła doń piękna aleja lipowa, po której lewą stroną na niewielkim nasypie biegła linia kolejki gospodarczej - buraczanej. Mniej więcej w 2/3 długości alei, po jej prawej stronie stał przydrożny znak wiary - solidny, dębowy krzyż. Podjechawszy pod z dala widoczny zielony masyw parku przydworskiego, podróżnych witała biała brama, obok której stała mała stróżówka. Przez szeroko rozwarte wrota wjeżdżało się do parku. Aleją obsadzoną lipami i świerkami, zataczając wielki łuk powóz stawał przed gankiem pięknego, eklektycznego dworu, którego front skierowany był ku zachodowi. Dalej, już w linii prostej prowadziła do bramy gospodarczej, przez którą wjeżdżało się w podwórze folwarczne. Całą trasę wypełniały dumne i wyniosłe świerki, zaś z boków cisnęły się, jakby patrząc ciekawie na przybysza, stłoczone kępy klonów, brzostów, lip, brzóz, dołem gęsto podszytych bzami, leszczyną i spireami.

Wschodnia aleja grabowa w parku przydworskim w Żegotkach ok. 1928 r.

 Kilkadziesiąt metrów przed dworem, niemalże na jego osi był duży staw, a po jego południowej stronie drugi mniejszy. Oba były rozdzielone drogą gospodarczą, która biegła wzdłuż ściany zachodniej parku, po jego zachodniej stronie, biorąc swój początek przed gościnną dworską bramą wjazdową. Prowadziła ona do wydzielonej enklawy folwarku gospodarczego majętności Żegotki.

Założenie parkowo-ogrodowe, które jest przedmiotem opisu powstało tuż po 1869 r., czyli po zakupie od Adama Stęszewskiego Żegotek przez Józefa Skrzydlewskiego. Nowy dziedzic zaczął od wystawienia nowego dworu i porządkowania wokół niego przestrzeni ogrodowo-parkowej. Po niedługim czasie i skończeniu nauk oraz osiągnięciu pełnoletniości dobra rzegockie otrzymał syn Józefa, Feliks, któremu zawdzięcza się ostateczne ukształtowanie dworu. Ten pierwszy parterowy, siedmioosiowy dwór o cechach eklektycznych z elementami klasycystycznymi zbudowany był na planie prostokąta, podpiwniczony, o dwuspadowym dachu ceramicznym z użytkowym poddaszem i mieszkaniami w szczytach. Pośrodku między elewacjami posiadał piętrową, trzyosiową wystawkę w formie nieznacznego ryzalitu krytą dwuspadowym dachem. W osi wejściowej dworu wysokie schody z niewielkim tarasem, zamknięte murkami.

Wschodnia aleja grabowa w parku przydworskim w Żegotkach.

 Osie wystawki rozdzielone były pilastrami z kapitelami korynckim, na głowicach których spoczywał architraw, dźwigający fryz i gzyms, będący podstawą trójkątnego frontonu zwieńczonego trzema akroteriami (palmetami), którego część wewnętrzną stanowił tympanon. Jego centralną część wypełniał bogato zdobiony motywami dekoracyjnymi kartusz herbowy właściciela z herbem Samson. Pomiędzy czterema bocznymi oknami zwieńczonymi gzymsami w formie belek spoczywających na parach konsol a gzymsem parteru umieszczone były cztery oculusy. Pod parapetami znajdowały się zdobne wnęki podokienne.

Owalny gazon po stronie wschodniej parku

 Na uskokach murków schodowych i tarasu znajdowały się donice w kształcie koryt wypełnione od wiosny do lata kwiatami. Przed dworem w niewielkim oddaleniu, po jego bokach, po stronie południowej stała duża rozłożysta lipa otoczona bzami, a po stronie północnej rozłożysty świerk w towarzystwie bzów i krzewów. Zajazd przed wejściem głównym w kształcie kwadratu wysypany był żwirem i otoczony kwietnymi rabatami. Przed nim w niewielkim oddaleniu znajdował się duży staw. Większa część parku znajdowała się po stronie wschodniej dworu. Był to obszar rekreacyjny z licznymi alejkami, rabatami kwiatowymi, starodzewiem i krzewami ozdobnymi. Po stronie elewacji ogrodowej, na osi dworu, tuż przed tarasem ogrodowym znajdował się duży owalny gazon obwiedziony niskim bukszpanowym żywopłotem. Jego wnętrze wypełniały wielobarwne róże. Od gazonu rozchodziły się w czterech kierunkach żwirowe alejki, prowadzące w głąb parku. Na obrzeżach, po stronie wschodniej i południowej znajdowały się dwie aleje grabowe. Gęsto posadzone i regularnie przycinane graby ukształtowane były na kształt ścian korytarza. Spacerując nimi można było przysiąść na wygodnych z oparciami drewnianych ławkach, których kilka było wystawianych wiosną i chowanych jesienią do altany ogrodowej. 

Stronę północną parku zamykało wielkie założenie ogrodowe z sadem pełnym przeróżnych gatunków drzew i krzewów owocowych oraz ogrodem uprawnym. W nim znajdowała się szklarnia, inspekty, rabaty kwiatowe i duże grządki - kwartały warzywne. Dziedziczka tego dworu nie stroniła od uprawy ziół, których dobrodziejstwa nie trzeba opisywać.   

Maria ze Skrzydlewskich Sikorska (1888-1967). Jedyne zachowane powojenne zdjęcie ze zbiorów śp. Henryka Łady

 Maria Józefa Skrzydlewska wyszła za mąż dopiero w wieku 47 lat, w 1935 r. Jej wybrankiem został Włodzimierza Sikorskiego herbu Cietrzew, bliski kuzyn (matki były siostrami), zatem nowożeńcy na ślub musieli uzyskać dyspensę biskupią. Włodzimierz był młodszy od Marii o 4 lata. Urodził się 26 września 1892 r. w Wielkich Chełmach k. Brus i był synem bardzo majętnego inż. Stanisława Mariana Sikorskiego h. Cietrzew - pierwszego polskiego starosty chojnickiego (1919-1923), dziedzica ogromnych dóbr (ok. 3,5 tys. ha) i Anny Łyskowskiej h. Doliwa. Włodzimierz miał dziewięcioro rodzeństwa, m.in.: Ignacego, Wandę, Antoninę, Stefana, Zofię, Jana. Żeniąc się z Marią był właścicielem majątków Rakowice (z liczącym 190 ha lasem), Osowiec, Radomno i Gorzędziej na Pomorzu. W rodzinie uważany był za najbogatszego. Małżonkowie byli bezdzietni i niewiadomo, co nimi kierowało, by w tak późnym wieku zawrzeć związek małżeński. W kręgach rodzinnych mawiano, że była to wieloletnia i bezgraniczna miłość pomiędzy kuzynostwem, która eksplodowała po wielu, wielu latach.

Włodzimierz Sikorski pierwszy od prawej z rodzicami i bratem
Rodzice Włodzimierza, Stanisaław i Anna z Łyskowskich Sikorscy

 Dzięki relacji z 1929 r. z podróży redaktorów „Dziennika Bydgoskiego“ poznajemy przyszłego męża samej Marii Skrzydlewskiej i jego majątek. Pisał jeden z nich na łamach gazety m.in., że: Wracając z Lubawy do Nowego Miasta wstąpiliśmy do Rakowic, majątku śp. szambelana Sikorskiego z Wielkich Chełmów, wydartego w roku 1903 z rąk niemieckich. Obecny właściciel Rakowic, p. Włodzimierz Sikorski przyjął nas nadzwyczaj serdecznie. Zaznajomiwszy redaktorów pobieżnie z swoim gospodarstwem hodowlano-przemysłowym (stadnina rakowiecka otrzymała na wystawie w Grudziądzu złote medale za dużą oborę bydła nizinnego - 180 krów, z których każda daje 3800 litrów mleka rocznie, a która przyczyniła się do utworzenia w Rakowicach największej mleczarni spółdzielczej na Pomorzu), mówił o tym co go boli… W 1927 r. 75 ha z majątku Rakowice zostały zakwalifikowane do parcelacji. Podobnie było z Żegotkami, z których w 1931 r. planowano wyłączyć 50 ha do parcelacji.

Wanda i Witold Donimirscy z córką Haliną i bratem Wandy Włodzimierzem Sikorskim w Berlinie, 1937 r.

Najmłodszy z rodzeństwa Sikorskich Jan w swoich wspomnienia pisał, że Włodzimierz, okazał się wielbicielem dość ekscentrycznych podróży lotniczych:

Podróżowanie samolotem było wówczas wielką rzadkością. Ludzie podchodzili do samolotu z wielkim strachem. Mój brat Włodzimierz tak bardzo lubił podróżować samolotem i tak często korzystał z tego środka lokomocji, że zaprzyjaźnił się z pilotem pracującym na trasie Warszawa - Gdańsk. Trasa ta przebiegała nad Rakowicami (majątkiem Włodzimierza), gdzie Włodzio urządził sobie polowy pas startowy. Doszło do tego, że kiedyś namówił owego pilota, by wylądował w Rakowicach, niby to przymusowo. Dziś trudno sobie coś takiego wyobrazić.

 

Z akt majątku zdeponowanych w Archiwum Państwowym w Poznaniu dowiadujemy się, że w 1931 r. Żegotki liczyły 280 ha z tego: 264 ha roli, 10 ha łąk, 3,5 ha park i ogród, 2,5 ha drogi i pod budynkami. Majątek specjalizował się w produkcji buraków cukrowych (od 1881 r.) i hodowli koni roboczych. Uznany był za wybitnie intensywne gospodarstwo rolne. Znajdował się pod kontrolą Wielkopolskiej Izby Rolniczej. Zatrudniał 16 stałych ordynariuszy (pracowników wykwalifikowanych otrzymujących deputaty), 19 zaciężnych mężczyzn, 10 zaciężnych kobiet, 6 dziewczyn w służbie pałacowej oraz 40 pracowników sezonowych. Z maszyn rolniczych był tutaj kompletny garnitur parowy do omłotów marki „Marshall“, traktor „Titan“, siewnik rzędowy „Schniga“, dołownik do ziemniaków, żniwiarka i kosiarka „Schniga“

 

W sierpniu 1937 r. Maria ze Skrzydlewskich Sikorska została odznaczona Srebrnym Krzyżem Zasługi. „Kurier Poznański“ poinformował, że wyróżnienie to otrzymała b. przewodnicząca Strzelińskiego Koła Ziemianek i przewodnicząca powiatowa Kółek Włościanek b. powiatu strzelińskiego, a obecnie piastująca te same funkcje w ramach powiatu mogileńskiego. Na dzień przed wybuchem II wojny światowej matka Włodzimierza, Anna z Łyskowskich Sikorska (1871-1944) opuściła Wielkie Chełmy i szukając schronienia przed Niemcami zamieszkała u synowej i syna w Żegotkach. Uczyniła to w obawie przed represjami, gdyż działała w licznych organizacjach kobiecych, m.in. była współzałożycielką Związku Ziemianek Pomorskich, autorką „Legend i baśni kaszubskich” (Gdańsk 1920), przyczyniła się także do renesansu haftu kaszubskiego. W październiku 1939 r. cała rodzina została wysiedlona z majątku do Generalnej Guberni i zamieszkała w miejscowości Radość pod Warszawą.

 

Niestety nie są mi znane losy wojenne dziedziczki z Żegotek. Niemniej jednak po zakończeniu działań wojennych wróciła w rodzinne strony, zastając majętność w stanie opłakanym. Wnętrza pałacu zostały splądrowane i rozszabrowane przez miejscowych i okoliczną ludność. Powyrywane kaloryfery wraz z instalacją znalazły się u jednego z rolników w Ciechrzu. Meble, książki, obrazy i bibeloty, a także całą ogromną zastawę stołową pozabierali miejscowi. Kiedy dziedziczka przez umyślnego ogłosiła, że powróciła na kilka dni do Żegotek, to większość z mieszkańców zwróciła jej zabrane z pałacu rzeczy - oczywiście za wyjątkiem kaloryferów. Kilkoma wozami wszystko, co udało się uratować i co zwrócono prawowitej właścicielce wywiozła do Warszawy, gdzie już na stałe zamieszkała.   

Powązki, miejsce spoczynku Marii ze Skrzydlewskich i Włodzimierza Sikorskich

Maria zmarła 5 września 1967 roku w Warszawie. Pochowana została na cmentarzu powązkowskim w jednym grobie z mężem, który z tym światem pożegnał się 10 maja 1978 r. - kwatera 329, rząd 6, miejsce 8.

KONIEC

piątek, 25 września 2020

Maria Józefa ze Skrzydlewskich Sikorska z Żegotek - cz. 1

 

Dwór Skrzydlewskich w Żegotkach

W trakcie gromadzenia materiałów do albumu Strzelno to wielka rzecz 15 czerwca zajechaliśmy do Żegotek. Swoje pierwsze kroki skierowaliśmy do gęsto zarośniętego parku, otaczającego piękny dwór ziemiański. Budowla ta w swej architekturze nawiązuje do pałacyku i to on sprawił, że zacząłem „odkurzać“ swoją pamięć, sięgając do dawno temu nagromadzonych starych zapisków, zdjęć i materiałów źródłowych. Co ciekawe, gros z nich zawiera informacje o ostatniej dziedziczce i mieszkance żegockiego dworu, Marii Józefie ze Skrzydlewskich Sikorskiej. Pamiętam ile to onegdaj trudności przyniosło mi dotarcie do jakiejkolwiek informacji o małżonku Marii, Włodzimierzu Sikorskim. Dopiero dogłębne badania genealogiczne, a także wspomnienia najmłodszego z dziesięcioro rodzeństwa Sikorskich, Jana naprowadziły mnie na tę osobę. 

Spośród wielu działaczek społecznych lat międzywojennych na szczególną uwagę zasługuje dziedziczka z Żegotek. Była kobietą szczególnie doświadczoną przez życie, przez 47 lat samotną, a do tego przedsiębiorczą i niezwykle pracowitą. Mając niespełna 3 latka straciła młodszą siostrzyczkę Józię, 5 lat matkę, a w 21 roku życia ojca. Po śmierci rodzica, wcześniejsze życie przygotowało ją do samodzielności i sprawiło, iż mogła podjąć się prowadzenia 280-hektarowego majątku ziemskiego. Jak czas pokazał, z tego obowiązku wywiązywała się znakomicie.

 

Maria pochodziła ze znakomitego rodu Skrzydlewskich, który posiłkował się przydomkiem Watta i pieczętował się herbem Samson. Przekazując tradycję rodzinną podawała, że jej dziadek Józef Skrzydlewski wywodził ród swój ze wsi Skrzydlewo, leżącej w dawnym powiecie babimojskim (współcześnie powiat międzychodzki). Tuż przed 1852 r. Józef Skrzydlewski nabył majątek Dzierzążnia pod Gębicami i przeniósł się na Kujawy. Urodził się on 7 kwietnia 1822 r. w Janowie k. Poznania jako syn Augustyna i Józefy z Czachórskich, dziedzice dóbr Janowo. Józef w 1840 r. ukończył Gimnazjum św. Marii Magdaleny w Poznaniu. Następnie studiował rolnictwo.  Związek małżeński zawarł ok. 1848 r. z Marią Weise. Małżonkowie mieli czwórkę dzieci, w tym ojca Marii, Feliksa urodzonego w 1852 r. Ciekawostką jest to, że linia Józefa nie posługiwała się przydomkiem Watta.

 

W 1869 r. dziadek Marii, Józef Skrzydlewski kupił od Adama Stęszewskiego za 41 tys. talarów liczący 1000 mórg majątek ziemski Żegotki. Były to tzw. dobra rycerskie, których właściciele z automatu stawali się deputowanymi, czyli radnymi do sejmiku powiatowego. Początkowo był to sejmik inowrocławski, a od 1886 r. sejmik strzeleński. Wcześniej wieś należała do Antoniego Busse i jego żony Urszuli z Wolickich i w 1837 r. została sprzedana Stęszewskiemu. Przywołując kolejny raz Marię Skrzydlewską jej słowami dopowiem, że: za polskich czasów należał ten majątek do rozgałęzionej po Polsce rodziny Żegockich, z których Krzysztof Żegota wsławił się w czasach najazdów szwedzkich na Polskę niepospolitym męstwem w wielu bitwach z nieprzyjacielem. Po nich dobra dzierżyli kolejno: Markowscy, Przeradzcy, Kościelscy i Kołudzcy.

 

Po ukończeniu nauk i osiągnięciu pełnoletniości Feliks Skrzydlewski otrzymał Żegotki z rąk ojca w zarząd, a po jego śmierci w 1888 r. stał się właścicielem majętności. Gospodarzył tutaj znakomicie, uruchamiając m.in. stację hodowli buraka cukrowego. Do majętności doprowadzona była linia kolejki buraczanej, którą dostarczano tutaj również środki do produkcji rolnej i materiały budowlane, a wywożono buraki do cukrowni. Przy dobrym rozwoju zdarzały się niepowodzenia w postaci pożarów. 4 maja 1886 r. spłonął należący do majętności wiatrak, którego już nie odbudowano. 27 października 1885 r. Feliks zawarł w Mogilnie związek małżeński z Haliną Łyskowską, córką posła Ignacego Łyskowskiego herbu Doliwa z Mileszew (Prusy Zachodnie). Dopiero po trzech latach na świat przyszła ich córka Maria Józefa, która urodziła się 12 listopada 1888 r. w pięknym dworze w Żegotkach koło Strzelna. Przyjście na świat córeczki poprzedziło niezwykłe odkrycie na polach żegockich. Otóż wiosną 1888 r. podczas wiosennych prac polowych robotnicy rolni majętności Żegotki wyorali gliniany garnek, który uderzony lemieszem rozsypał się na części. Naczynie to było z wypalonej gliny, z przykryciem i z wyrytym na stronie zewnętrznej dna, krzyżem. Powiadomiony o odkryciu, dziedzic dóbr, Feliks Skrzydlewski zabezpieczył znalezisko, a co znalazł, dowiadujemy się z opisu zachowanego do dziś, i z którego wynika oficjalnie, że w naczyniu znajdowało się: mnóstwo brakteatów, z których 691 dziedzic Skrzydlewski darował do gabinetu Towarzystwa Przyjaciół Nauk w Poznaniu. Były to typy pieniążków, bitych z podłego srebra, podobnych do tych, które w roku 1834 znaleziono w Mąkolinie, w ziemi płockiej. Brakteaty znalezione w Żegotkach pochodziły z XIV w. i były to monety pochodzenia krzyżackiego. Czy coś jeszcze znaleziono w ziemianin? Tego niestety już się nie dowiemy. 

 

W czerwcu 1890 r. na świat przyszło kolejne dziecko Feliksa i Haliny, Józefa. Niestety po 14-miesiącach, po ciężkich cierpieniach 8 lipca 1891 r. Józia zmarła. Ciężko tę stratę przeżywała matka, co między innymi doprowadziło ją do choroby. W dwa lata później kolejny cios dotknął rodzinę. 14 maja 1893 r. zmarła po długich i ciężkich cierpieniach, w 30. roku życia w dworze żegockim matka maleńkiej Marysi i żona Feliksa, Halina z Łyskowskich Skrzydlewska. W trzy dni później, 17 maja nastąpiła eksportacja zwłok do kościoła parafialnego w Strzelnie. Nazajutrz po nabożeństwie żałobnym śp. Halina została pochowana w rodzinnym grobowcu Skrzydlewskich w Gębicach.

 

Dla Feliksa nastały trudne czasy. Zatrudniona przez niego guwernantka robiła wszystko, by zastąpić Marysi chociażby w jakiejś części zmarłą matkę. Czy to się jej udało? Po upływie tylu lat i braku źródeł trudno cokolwiek wywnioskować. Ojciec przez kolejne lata zatrudniał guwernantki, które poza opieką nad Marysią również ją uczyły. Tym sposobem przygotowana intelektualnie, zdobyła gruntowne wykształcenie, które po uzyskaniu pełnoletniości pozwoliło jej samodzielnie prowadzić majętność Żegotki.   

Wcześniej, bo 1886 r. zmarł Ignacy Łyskowski, dziadek wówczas nienarodzonej jeszcze Marysi i pozostawił majątek Mileszewy, położony w powiecie brodnickim sześciu swym córkom. Były to: Godzisława Donimirska z Buchwaldu, Bożena Wicherkiewiczowa z Poznania, Anna - później zamężna Sikorska z Prus, Kazimiera - później zamężna Sikorska z Inowrocławia, Irena Lossowowa i matka Marysi Halina Skrzydlewska z Żegotek. W 1895 r. spadkobierczynie i ich pełnomocnicy postanowili Mileszewy sprzedać. W tym czasie Halina Skrzydlewska już nie żyła, a sukcesorką po niej części spadkowej była jej córka Marysi, nad której sukcesją opiekę sprawował Sąd w Strzelnie. Ostatecznie w 1896 r. Mileszewy wycenione na ok. 400 tys. marek sprzedano Stanisławowi Sikorskiemu, mężowi Anny z Łyskowskich, która obok wyżej wymienionych sióstr dziedziczyła 1/6 majętności. Marysi zatem przypadła niebagatelne kwota ponad 60 tys. marek, którą to zdeponowano w banku do czasu uzyskania przez nią pełnoletniości.

 

W administrowaniu Żegotkami pomagał Feliksowi specjalnie zatrudniony tutaj inspektor gospodarski. W 1903 r. był nim Jan Zientak. Dziedzic dbał o swoich pracowników, czego dowodem może być wypadek jaki wydarzył się w 1906 r. Otóż, jesienią zajęta rąbaniem drewna kucharka dworska tak nieszczęśliwie uderzyła siekierą, że odpadający od polana wiór ugodził ją w oko. Po konsultacjach lekarskich ranną umieszczono w klinice w Poznaniu i tam poddano leczeniu. Niewątpliwie był to przejaw troski jakim otaczano ludzi zatrudnionych w majętności. Feliks Skrzydlewski poza pracą na niwie gospodarczej działał na polu dobroczynności i znalazł się w grupie członków założycieli Towarzystwa Kolonii Wakacyjnych „Stella“ i Stacji Sanitarnej w Poznaniu. Niestety 15 sierpnia 1910 r. w wieku 58. lat ojciec już wówczas pełnoletniej Marii, Feliks Skrzydlewski zmarł we dworze w Żegotkach. Pochowany został w rodzinnym grobowcu w Gębicach.

Dzieło dobroczynności i pomocy potrzebującym kontynuowała Maria wpłacając anonimowo, pod inicjałami „M. S.“ znaczne kwoty pieniężne. Była członkinią wspierającą finansowo Towarzystwo Czytelni Ludowych w Poznaniu oraz Przytulisko i Żłobek w Inowrocławiu. W 1912 roku podpisała odezwę protestacyjną przeciw wywłaszczeniom majątków ziemskich przez Prusaków. W sierpniu 1918 r. na Towarzystwo „Gościna“ w Poznaniu, które organizowało pomoc dla głodnych wpłaciła 20 marek. Kiedy wybuchło Powstanie Wielkopolskie 27 grudnia 1918 r. w Poznaniu i rozlało się na całą Wielkopolskę w jego działania włączyła się również Maria Skrzydlewska. Wspierała je finansowo oraz zaopatrywała walczących i rekrutów kompanii strzeleńskiej w żywność, za co 7 sierpnia 1927 r. została udekorowana za zasługi w niesieniu pomocy Powstaniu Wielkopolskiemu „Odznaką za Zasługi“.

CDN                                      

sobota, 19 września 2020

Widok synagogi w Strzelnie


Synagoga w Strzelnie. Lat 30. XX w.

Będąc w sobotę 12 września na inauguracji wojewódzkich Europejskich Dni Dziedzictwa, która miała miejsce w tym roku w Strzelnie, w miejscowym Domu Kultury, usłyszałem z ust prelegenta stwierdzenie w formie żalu:

- Niestety, nie zachowała się żadna fotografia strzeleńskiej synagogi.

Na te słowa rozejrzałem się w lewo, w prawo i w tym samym momencie osoby siedzące po obu tych stronach skierowały na mnie swój wzrok z rysującym się pod maseczkami grymasem niedowierzania. Pokiwałem przecząco głową, odpowiadając językiem migowym wpatrzonym we mnie osobom:

- Nieprawda…

Otóż, teza ta jest błędna, gdyż zdjęcia przedstawiające synagogę są! Zachowały się! I już kilka razy prezentowałem je na blogu. Jedno z nich znajdzie się również na stronach albumu Strzelno to wielka rzecz, który niebawem ujrzy światło dzienne.

 

Cóż to są za zdjęcia? Są to dwa zdjęcia, z których pierwsze przedstawia część centralno-północną miasta widzianą z lotu ptaka z wyraźnie widocznym budynkiem synagogi. Mało tego, na podstawie tego zdjęcia można budynek dokładnie opisać. Uzupełnia je drugie zdjęcie przedstawiające dom Stanków ze sklepem piekarskim przy ul. Inowrocławskiej. To na nim widoczny jest fragment elewacji frontowej synagogi, a właściwie na jej część południowo-zachodnią widzianą właśnie od strony ul. Inowrocławskiej. Ale zanim przejdę do opisania budowli w kilku zdaniach opowiem o Żydach strzeleńskich.

Synagoga w Strzelnie mieściła się na narożnikowej parceli przy ulicach Inowrocławskiej i Spichrzowej

Społecznością żydowską mieszkającą w Strzelnie i okolicy interesuję się od dawna. Trafiłem na wiele źródeł, rozmawiałem z dziesiątkami mieszkańców, którzy pamiętali mieszkających przed wojną w Strzelnie Żydów. Wertowałem setki kart ksiąg metrykalnych, z których wypisywałem nazwiska urodzonych, ślubujących i zmarłych strzeleńskich Żydów. Poznałem ich zwyczaje studiując całe roczniki prasy regionalnej, literaturę fachową, a szczególnie pracę magisterską o Żydach napisaną przez śp. szwagra Andrzeja Gabryszaka i zebrane oraz spisane przez niego przeróżne informacje. Tymi sposobami zgromadziłem materiał, który jest skarbnicą wiedzy o społeczności, która przez blisko 200 lat - do czasów II wojny światowej - tutaj żyła.

 

Dom Stanków przy ul. Inowrocławskiej z widocznym fragmentem synagogi

Ale wracając do zdjęć dopowiem, że jedno z nich - przedstawiające piekarnię Stanków z fragmentem synagogi - otrzymałem przed laty od Macieja Dobrzyńskiego, a drugie najcenniejsze - zrobione z lotu ptaka - od Tomka Nowaka. Oba zdjęcia sprawiają, że dzisiaj - oczywiście ci, co chcą - wiemy jak wyglądała strzeleńska synagoga, dawniej przez strzelnian katolików nazywana buźnicą (prawidłowe określenie winno brzmieć - bożnica, bóżnica).

Pamiętam jako dziecko reprymendy starszych wobec niesfornych dzieci. Jedną z nich było napominanie hałaśliwej dziatwy:

- Zachowujecie się jak te żydki w buźnicy!  

Współczesny widok narożnika przy ulicach Inowrocławskiej i Spichrzowej - miejsce, w którym stała synagoga.

Temat związany z synagogą strzeleńska znajdzie się na blogu przy okazji spacerku ulicą Inowrocławską. Dzisiaj krótko o tej budowli. Pierwsza synagoga w Strzelnie została wybudowana w 1826 r. Niestety nie zachowała się informacja, w którym miejscu była ona zlokalizowana. Być może wcześniej był to dom modlitwy na zapleczu posesji Rabbi Hillela przy ul. Kościelnej. Synagogę przy ul Inowrocławskiej (Poststrasse) strzeleńska społeczność żydowska wybudowała w 1844 r. Parcela, na której stanęła świątynia oznaczona była porządkowym numerem policyjnym 92. Wcześniej nie była ona zabudowana i stanowiła miejski ogród Jana Nepomucena Palińskiego. 23 kwietnia 1838 r. Królewski Sąd Ziemsko-Miejski w Inowrocławiu na polecenie Sądu Głównego w Bydgoszczy, w ramach tzw. patentu subhastacyjnego (wyroku wywłaszczającego), po wyszacowaniu parceli na 60 talarów ogłosił jej sprzedaż. Wkrótce też grunt ten nabyła miejscowa gmina żydowska i wystawiła synagogę.

Maurycy Gottlieb, Żydzi modlący się w synagodze podczas Jom Kippur, 1878, Muzeum Sztuki w Tel Awiwie.

W wielkie święto żydowskie „Jom Kippur” obchodzone w 1878 r., podczas nabożeństwa w synagodze strzeleńskiej nastąpiła katastrofa budowlana. W wypełnionej po brzegi świątyni, w której znajdowało się około 500 wyznawców wiary mojżeszowej, runęła część stropu. W katastrofie ucierpiało 16 osób z tego 13 lekko i 3 ciężko rannych. Prasa regionalna nadto podała, że jeden z rannych, młody subiekt handlowy niebawem zmarł. W tym też miejscu odnotowano, że synagoga ta była stosunkowo nową budowlą gdyż wybudowana została w 1844 r.

 

Po dwóch latach, dzięki staraniom gminy żydowskiej i całej jej społeczności, odbudowano synagogę w takim kształcie, jakim przetrwała do 1940 r.

Więcej o Żydach i synagodze - jak już wspomniałem - znajdziecie w niedługim czasie podczas spacerku ul. Inowrocławską.