Markowice 1934 r. |
II
W poprzedniej części omówiłem
pokrótce dzieje Markowic i historię cudownej figury Matki Boskiej Markowickiej.
Teraz zobaczymy, co mówi:
HISTORIA KOŚCIOŁA KLASZTORNEGO
Wielce łaskawa okazała się
Najświętsza Maryja Panna dla Markowic i całych Kujaw, hojnie darząc łaskami tych
wszystkich, co do Jej cudownego obrazu się uciekali. Lud okoliczny zaś odpłacał
się Jej coraz tkliwszym nabożeństwem i iście dziecięcą ufnością. Nie szczędził też
darów i ofiar, kiedy zabrano się do budowy godnej i przystojnej świątyni Matki Boskiej
na tym cudownym miejscu. Kto dziś zwiedza Kujawy, z daleka spostrzega ten pomnik
ich ofiarności. Wysmukła wieża, unosząc się nad równiną kujawską, samą postawą swoją
głosi chwałę swych twórców i zapewne przez wieki jeszcze opowiadać będzie przyszłym
pokoleniom o żywej wierze naszych przodków. Widziany z bliska, kościół markowicki przedstawia się jako staruszek zgrzybiały,
na którym lata przeżyte wyraźnie wypisały swe znaki: wieża nieznacznie pochylona,
ściany obdarte z tynku, po części popękane i wspierane z boków szpecącymi filarami.
Kto nie zna jego dziejów, gotów wyczytać w tych rażących śladach zniszczenia ostry
zarzut dla ostatnich pokoleń Kujawiaków, że ich stać nie było na to by utrzymać
i zachować, co ofiarność przodków zbudowała. Ku ich obronie jednak muszę zaznaczyć już na samym wstępie, że rozbiór
i upadek Polski jak kraj i naród ciężkie nawiedziły cierpieniem, tak też i na tych
zabytkach markowickich jako klęska się zapisały. Pokolenie Zmartwychwstałej Polski
powinno zatem dawniejszą świetność im przywrócić. Nie taję się też z myślą, że pisząc
historię tego kościoła, chciałbym przemówić do sumień żyjącego pokolenia i przypomnieć mu
jego obowiązek wobec przyszłości.
Helena Bardzka, fundatorka markowicka. |
W akcie fundacyjnym tutejszego klasztoru
pisze jego założycielka, Helena Bardzka, że pod budowę przyszłego kościoła i klasztoru
daruje grunt, na którym stoi kapliczka, przez przodków jej wystawiona. Zamiar wybudowania
tamże kościółka obszerniejszego powziął jej ojciec, Szymon Markowski, właściciel
Markowic. Pamięci jego kronikarz z roku 1635 tak piękne poświęca słowa, że ku zbudowaniu
czytelników w całości je przytaczam. Oto co pisze:
Boski
Zbawiciel nigdy nie przestał się troszczyć o rozszerzenie i podniesienie czci do
Boskiej Swej Matki. Albowiem jak w niemal wszystkich częściach świata pewne miejsca
szczególniejszymi łaskami wyróżnił, tak też i w tych czasach, nie bez cudownych
upomnień poprzedzających, nakłonił pewnego dostojnego i zacnego męża pana Szymona
Markowskiego, by z dochodów, jakich mu Bóg udzielił, wystawił na dobrach swoich
kościół na cześć Najświętszej Panny. Posłuszny temu wezwaniu, niezwłocznie zabrał
się do dzieła, zaczął gromadzić fundusze i zwozić drewno na budowę. Z swym zamiarem
zwierzył się swemu spowiednikowi. Zasięgnął też rady najprzewielebniejszego X. biskupa
włocławskiego i prosił go o pozwolenie na budowę. Bóg jednak, chcąc tym wyraźniej
ludziom pokazać Swą moc, sprawił, że dla ciężkiej choroby zamiaru swego nie mógł
wykonać. Kiedy zwolna nadchodziła godzina, w której go czekał wspólny nam los, ułożył
testament, zwołał córki swoje do siebie i na Przenajświętszy Sakrament je zobowiązał
do zbudowania kościoła. Po takim zarządzeniu bogobojny starzec z życiem się pożegnał.
Dobra markowickie odziedziczyła po nim
jego najmłodsza córka Helena, zaślubiona Andrzejowi Bardzkiemu. Ta zaś, niepomna
na testament ojca i jego ostatnią wolę, niewiele myślała o budowie Kościoła. To
jej nie uszło bezkarnie. Około roku 1630 zaniemogła ciężko jedyna jej córka Marianna.
Środki ludzkie okazały się bezskuteczne. Nic nie pomogły pielgrzymki do Częstochowy,
na Kalwarię i inne miejsca cudowne.
W tymże czasie O. Michał Widzyński przyniósł
do Markowic cudowną figurę Matki Boskiej. Stroskani rodzice zobowiązali się ślubem
do budowy kościoła, a córka natychmiast wyzdrowiała. Barscy jednak niezbyt gorliwie
się brali do spełnienia ślubu. Ponowną chorobą córki za to ich Bóg ukarał. Zdrowie
jej wróciło, kiedy rodzice odnowili swój ślub.
Po takich doświadczeniach matka już
nie miała spokoju i nalegała na męża, by budową się zajął. Ten jednak i teraz okazał
się opieszały. Za to jego samego nawiedziła ciężka choroba. Przypomniał sobie ślub
uczyniony, przyrzekł ponownie jego wykonanie i w nagrodę odzyskał zdrowie.
Teraz już nie zwlekali ze spełnieniem
ślubu. Zwołano do Markowic starsze siostry Heleny Bardzkiej wraz z ich mężami, by
wspólnie radzić nad wykonaniem ostatniej woli zmarłego ojca. One jednak o tym ani
słyszeć nie chciały. Bóg je za to ukarał różnymi chorobami, z których wyzdrowiały,
kiedy do Matki Boskiej się uciekły i budowę kościoła ślubowały. Jedna z nich, która najbardziej była oporna,
umarła. Tym przerażone wszystkie siostry gorliwie zajęły się sprawą. Pobudził je
do tego także rozgłos cudów, jakie się działy przed cudownym obrazem, wciąż jeszcze
przechowywanym w jednym pokoju pałacu, na kapliczkę zamienionym. Budową gorliwie
się zajął O. Michał Widzyński, który osiem lat spędził w Marklowicach. Poświęcenia
kościoła dokonał Aleksander Sokołowski, biskup kijowski, który też przeniósł cudowny
obraz do nowego kościoła pod wezwaniem Zwiastowania Najświętszej Marii Panny roku
1636. Pozwolenia na poświęcenie udzielił X. biskup Lipski z Włocławka. W dniu poświęcenia
pięć osób cudownie zostało uzdrowionych.
Epitafium na wieczne czasy pamięci fundatorki Heleny Bardzkiej. |
Pewien pięćdziesięcioletni szlachcic,
mąż o szczerej pobożności, p. Albert Goliszewski ze Strzałkowa, widział na tymże
miejscu dwie palące się pochodnie, po wybudowaniu zaś kościoła nad nim dwanaście
świec, które mimo burzy i wiatru nie zgasły. Przyjaciel X. proboszcza Sierakowskiego
ze Strzelna, X. Pabiański, wikariusz generalny włocławski, przybył do Markowic,
by z rodziną Bardzkich plan budowy omówić. Jak tylko przybył, nic nie wiedząc o
zajściach przeszłych, jakby z wyższego natchnienia, na to samo miejsce wskazał.
Przytaczam te fakty za kronikarzem,
chociaż czytelnik krytyczny naszych dni nie przypisze im wielkiej wagi. Ale one
są dowodem, że dla ludu wierzącego przypadek nie istnieje; w drobnych nawet szczegółach
widzi działanie boskie.
Z dotychczasowego opowiadania i to jeszcze
wynika, że Bóg przyjął ślub pobożnego Szymona Markowskiego i doprowadził do jego
wykonania, mimo przejściowego oporu własnych dzieci. Ileż razy zaś chciwość i obojętność
spadkobierców niweczy najpiękniejsze zamiary pobożnych przodków?!
Kościółek w Markowicach zbudowany z
takim trudem, okazał się wnet za szczupły, by pomieścić napływające rzesze pątników.
Wykonany z drzewa nie był też dość okazały dla licznych czcicieli Matki Boskiej
Markowickiej. Czasy jednak były trudne. Najazdy nieprzyjacielskie i ciągłe wojny,
nieurodzaje i zaraźliwe choroby nawiedzały Polskę i Kujawy. Toteż po osiemdziesięciu
latach dopiero można było przenieść cudowny obraz do nowej, dzisiejszej świątyni.
Budowę jej rozpoczęto z końcem siedemnastego
wieku. Roku 1700 mury stanęły aż do samych gzymsów. Dla różnych zamieszek w kraju
musiano jednak budowy zaniechać.
CDN