|
Ok. 1910 r.
|
Dzisiaj - po zakończeniu opowieści
o dziejach Rynku - rozpoczynamy wirtualny spacerek od opisu poszczególnych
posesji - kamienic zlokalizowanych wokół największego placu w mieście. W dwóch
częściach opiszę posesję nr 1, czyli dom rodziny Rucińskich. Będą to dwa
tematy, które zamieściłem na blogach przed laty, pierwszy z 4 sierpnia 2009 r.
o kamienicy przy Rynku 1 oraz drugi z 7 października 2013 r., który z racji
swego tytułu już przed laty wywołał spore poruszenie.
Zrazu zadałem sobie pytanie: - dlaczego od Rynku zacząłem ten nasz spacer po mieście? Długo, by zastanawiać
się nad odpowiedzią, ale w sukurs przychodzi mi przywołany pamięcią wujek
Marian, który zawsze mawiał, że Rynek to najważniejsze miejsce w mieście, to
plac centralny, miejsce załatwiania wszelakich interesów i spraw urzędowych. To
widoma oznaka miejskości, która ten status ugruntowała w połowie XIV w.
Faktycznie tak było, tutaj stał ratusz i kwitł handel, tutaj też spotykały się
wszystkie drogi i stąd rozchodziły się ulice do każdego zaścianka miejskiego.
Zresztą było to miejsce, z którego rozpoczynał się zawsze nasz spacer, gdyż
mieszkałem w kamienicy narożnikiem przyklejonej do Rynku, a stojącej vis a vis
rynkowej „jedynki”.
|
2016 r. |
W Rynku pod „jedynką” znajduje się
jedna z najstarszych kamienic, której wiek możemy określić na ok. 150 lat, a
więc powstała ona około połowy XIX w. Parcela, na której dom ten znajduje się
posiada zabudowę zwartą i ciągnie się od ul. Ślusarskiej, aż po Rynek. W części
oficyny przypisana została również do ulicy Inowrocławskiej i była oznakowana
numerem 2, dawniej Poststrasse 93 – ul. Pocztowa 93. Sam główny dom mieszkalny
tejże posesji znajduje się przy Rynku 1 i na przełomie XIX i XX w. posiadał
tzw. numer policyjny 94, a
tuż po 1918 r. nr 114. Dom ten posiada również oficynę – skrzydło mieszkalne i
gospodarcze przyległe do ul. Inowrocławskiej. Całość należała do 1919 r., do
zamożnej niemieckiej rodziny Ritterów.
Rodzina ta zamieszkała w Strzelnie
w połowie XIX w. Twórcą rodzinnej fortuny był Johann Friedrich. Z niemniejszą wprawą majątek rodzinny pomnażał jego syn, Karl
senior oraz wnuk Karl junior. Karl senior w 1900 r. był współzałożycielem
Ochotniczej Straży Pożarnej w Strzelnie, którą przy zakładaniu wspomógł kwotą
500 marek z przeznaczeniem na zakup pierwszego jej wyposażenia. Był on również
pierwszym mistrzem pożarnictwa, czyli naczelnikiem straży. Później Ritterowie
Kupili posesję, składającą się z dwóch parceli po drugiej stronie Rynku, od
Żyda Małachowskiego i tam Karl senior wystawił najokazalszą miejską kamienicę. W starej kamienicy Ritterów pozostał syn Karla seniora Fritz z małżonką i pięciorgiem dzieci.
|
Ok. 1915 r. |
Z początkiem XX w., na parterze
kamienicy przy Rynku 1, sklepy prowadził kupiec Franz Klessa. W podwórzu zaś
znajdowała się octownia i rafineria alkoholu, prowadzona przez Ritterów. W okresie
międzywojennym prowadził tutaj octownię i wytwórnię wód gazowanych Franciszek
Kaźmierczak. 30 września 1919 r. spadkobierca Johanna Friedricha, Karl senior Ritter
sprzedał posesję położoną przy trzech ulicach: Rynek, Inowrocławska i Ślusarska
kupcowi Wojciechowi Rucińskiemu, który nabył ją za kwotę 109 tyś. marek. Cała
transakcja zawarta została przed notariuszem strzeleńskim dr Pawłem Eugenem
Bandelem. Jej przedmiotem był dom wraz z należącymi doń ogrodami i utensiliami
[wyposażeniem] do wykonywania wyszynku w
kramie i sklepie i pokojach się znajdujących [hotelowych]. Z transakcji
wyłączone były obiekty wytwórni octu, w których produkcję kontynuował dawny
właściciel. Kiedy fabrykę przeniósł na swoją posesję, po drugiej stronie Rynku,
odsprzedał obiekt Rucińskiemu, który z kolei wydzierżawił octownię Franciszkowi
Kaźmierczakowi. Ten z kolei uruchomił w niej wytwórnię wód gazowanych i piwa,
zwaną szumnie Fabryką.
|
1919/1920 Po prawej stronie widoczny cokół pomnika Wilhelma I, który został strącony przez powstańców wielkopolskich. |
A trzeba powiedzieć, że nowy
nabywca posesji już od kilkunastu lat prowadził w Strzelnie, również przy Rynku,
pod numerem 4, (obecny nr 11) w domu Ludwika Szmańdy, handel towarami
kolonialnymi z fabryką likierów i własną destylarnię. Wówczas, a był to rok
1910, jak czytamy w reklamówce firmy, Wojciech Ruciński polecał: wina węgierskie, czerwone, francuskie i
niemieckie reńskie i mozelskie, koniaki, francuskie i niemieckie, rumy i araki
francuskie i krajowe oraz dobrze odleżałe cygaro i papierosy w różnych
gatunkach, tabakę do zażywania i tytoń w paczkach i luźny. Ale
specjalnością zakładu były: likiery
stołowe własnego wyrobu, znane z dobroci „Farmerówka” i „Bukałówka”. Firma
posiadała również skład węgli, wielki zajazd i wygodne stajnie. Przenosząc
swoją działalność gospodarczą do nowo nabytej posesji Wojciech uruchomił w niej
restaurację oraz kontynuował działalność w handlu artykułami kolonialnymi,
czyli tymi pochodzącymi z importu.
|
Lata 30. XX w. |
O samej „Bukałówce” mówiło się, iż
była najprzedniejszym miejscowym likierem stołowym. To na ten trunek schodzili
się miejscowi smakosze dobrej naleweczki do Wojciechowej kolonialki. Samą
recepturę wniosła Rucińskiemu w wianie jego małżonka Antonina Bukalska, stąd
jego nazwa „Bukałówka”. Likier ten od lat produkowany był do rodzinnej spiżarki
teścia Wojciecha, Michała Bukalskiego, do którego z kolei receptura trafiła
poprzez jego ojca Jakuba, a do niego od dziadka Wojciecha Bukalskiego. Czwartym
pokoleniem produkującym „Bukałówkę”, według ściśle chronionej receptury, był
Wojciech Ruciński, który dla upamiętnienia rodzinnych tradycji nadał jej
właśnie taką nazwę handlową. Dziś wnuk jego, a to już szóste pokolenie,
Heliodor Ruciński, czyni próby przywrócenia dawnego smaku. Po wielokroć
próbowałem tegoż trunku i wszystko mi mówi, że Heliodor trafił w ten cudowny
smak, potwierdzony zresztą kubkami smakowymi niedawno zmarłej mamy „kipera”,
najstarszej mieszkanki Strzelna śp. Teresy z Michalaków Rucińskiej. Dodam
jeszcze, że tradycja rodzinna mówi, iż eliksir ten winien leżakować rok czasu.
Jak na razie nieudało się znawcy dziadkowego napitku tej jedynej reguły
dotrzymać. Przeważnie po czterech miesiącach leżakowania trunek w jakiś dziwny
sposób znika z „flaszek”.
Po zakupieniu domu przy Rynku,
Wojciech przeniósł dotychczasową działalność gospodarczą w nowe miejsce. W
oficynie – skrzydle prowadził hotel, natomiast na parterze kamienicy tzw.
„Kolonialkę z wyszynkiem”. W podwórzu znajdowały się przestronne stajnie dla
koni oraz tzw. zajazd dla powózek. Natomiast po wojnie, przez kilka lat
działalność kontynuowała żona jego wraz z synem i córkami. Z początkiem lat
pięćdziesiątych działalność zduszono podatkami.
|
Lata okupacji niemieckiej 1940-1944. |
Wojciech Ruciński pochodził z
Jeziorowa i sprowadzając się do Strzelna zawarł związek małżeński ze wspomnianą
Antoniną, z którą miał ośmioro dzieci: Kazimierza, Edmunda, Alfonsa, Bogdana,
Stefanię, Gabriela, Anielę i Felicję. Z dzieci tych najbardziej upamiętnili się
Edmund i Alfons. Edmund był inżynierem, asystentem na Politechnice Warszawskiej
i konstruktorem w Zakładach Inżynieryjnych – dawnym „Ursusie”. W czasie
okupacji pracował w Famo Werke we Wrocławiu, gdzie związał się z podziemiem
polskim: organizacją „Olimp” i Wywiadem AK. Pochwycony przez Gestapo został w
1942 r. stracony. Postacią i to wielce zasłużoną dla kultury strzeleńskiej był
Alfons Ruciński, który przez szereg lat, będąc już przedwojennym członkiem
chóru „Harmonia”, kontynuował jego działalność, jako dyrygent i kierownik
artystyczny. Żywo zaangażowany był również w działalność kółka teatralnego i
wielu innych form życia kulturalnego Strzelna, aż po lata osiemdziesiąte XX w.
Alfons z wykształcenia był ekonomistą. Wiedzę w tym zakresie pogłębiał na
Akademii Ekonomicznej w Poznaniu. Przez szereg lat był głównym księgowym w
Zakładach Przemysłu Drzewnego w Miradzu (tzw. Tartaku).
CDN