poniedziałek, 21 grudnia 2020

Strzelno w 1858 r. Władysław Syrokomla w Strzelnie



Dzisiaj cofniemy się w czasie do 1858 r., by przywołać obraz Strzelna widziany oczyma przybysza.

Działo się to dawno, w czasach, kiedy podróże organizowało się samemu, bez udziału biur i tym podobnych pośredników. Najważniejszym było mieć kapitał, ewentualnie sponsora i chęć do podróżowania. Wówczas, w podróżach sentymentalnych i patriotycznych Kresowiacy odwiedzali miejsca dla Polaków szczególne: Poznań, Gniezno, Trzemeszno, Mogilno, Strzelno i Kruszwicę. My zaś Wielkopolanie udawaliśmy się do Częstochowy, Warszawy, Krakowa, na pogórze tatrzańskie, do Lwowa i Wilna. 

Jedną z takich podróży odbył w 1858 r. Władysław Syrokomla, polski poeta i tłumacz epoki romantyzmu, odwiedzając Wielkie Księstwo Poznańskie. Przybył do Poznania 2 czerwca i stamtąd czynił wypady w okolicę bliską i daleką:

…Jadłem gościnny chleb z Wielkopolany

I piłem wodę goplańską w Kruszwicy;

Słuchałem, łzami rzewnemi zalany,

Jak w Gnieźnie pieją pieśń „Bogarodzicy”. 

 

Do Strzelna trafił ostatnimi dniami czerwca lub na początku lipca i tak oto opisał swoje wrażenia z pobytu w kujawskim miasteczku:

Wedle obranego planu, zboczywszy nieco dla widzenia miasta Mogiły (Mogilna), przez Kwieciszewo, stanęliśmy na nocleg w Strzelnie. Jadąc rzemiennym dyszlem, nie mieliśmy potrzeby troszczyć się ani o czas, ani o kierunek drogi. 

Nadchodził wieczór, kropił deszczyk. Wesoło powitaliśmy okiem starą wieżycę kościoła w Strzelnie. W „Starożytnej Polsce” Balińskiego i Lipińskiego Strzelno jest opisane krótko i niedokładnie. W przelotnym naszym zwiedzaniu mogliśmy obejrzeć ciekawsze szczegóły w obu kościołach tego miasta. 

Pierwszy z nich, pod tytułem św. Prokopa, dziś opuszczony, słusznie uważać się może za jeden z najstarożytniejszych w Polsce. „Starożytna Polska” twierdzi, że tutejszy klasztor norbertanów fundował sławny Piotr Dunin. Być może, że zbudował kościół, ale samej fundacji, na kilku ogromnych wsiach, dopełnił Aleksander książę kujawski, około roku 1124. Norbertanie mieli tu ogromny klasztor. Zakonnice, których tu bywało po kilkadziesiąt, były fundowane przez Kazimierza księcia kujawskiego w roku 1252. Obu tych fundatorów portrety, dobrze zachowane, znajdują się w plebanii.  

Powyższy fragment należałoby poddać krytycznemu rozbiorowi, gdyż dzisiaj na powyższe daty i naukowcy prezentują inny pogląd. Ale nie wdając się w naukowe dywagacje, przejdźmy do dalszej opowieści Syrokomli o pobycie w Strzelnie: 

Zwiedziliśmy naprzód stary, z ciosowego kamienia kościół św. Prokopa, duninowskiej może fundacji. Zniszczony przez Francuzów w r. 1808, już odtąd jest opuszczony. Wspaniała rotunda w stylu romańskim, utrzymująca się na kamiennych żebrach, należy do najrzadszych budowli w Europie. Zdobią ja freski, późniejsze bez wątpienia, ale zawsze nader głębokiej starożytności. Dzisiaj w tym poważnym kościele jest spichrz ks. Dziekana. 

 

W tym miejscu należy się komentarz. Otóż, owe freski zapewne były wykonane przed stu laty, kiedy to Józef Łuczycki przeprowadził remont rotundy, wyposażył ją i przywrócił do kultu. Dziś możemy jedynie wyobrazić sobie tamto wnętrze, porównując wirtualnie jego freski z tymi odkrytymi podczas ostatnich prac archeologicznych w bazylice. Zapewne wykonane były przez tego samego autora. Wracając do Syrokomli, czytamy:

Nad wejściem do starego kościoła i dawnego klasztoru są staroświeckie płaskorzeźby z piaskowca. Jedna z nich wyobraża ukrzyżowanie (nie zachowała się do dzisiaj), druga – Chrystusa siedzącego na majestacie, a po dwu jego stronach dwie klęczące postaci: fundator w stroju rycerskim, trzymający model kościoła i mniszka z księgą reguły. Taką samą płaskorzeźbę widzimy przy wejściu do nowego kościoła (bazyliki św. Trójcy). 

Nowy kościół, pod wezwaniem św. Trójcy, sięga również piastowskich czasów. Podług akt kościelnych, ma tu spoczywać żona fundatora, Kazimierza księcia kujawskiego, zmarła w r. 1231. Zewnętrze kościoła jest wspaniałe, pomimo odnowień, które zwykle psują urok starożytności. 

Przed kościołem są dwa kamienie, o które miał zawadzić i tu odpoczywać św. Wojciech, jadący z Uniejowa do Gniezna. Wiara ludu uważa te kamienie za cudowne, strzepuje z nich okruchy i uważa je za pomocne w chorobach. 

Po wejściu do kościoła, zadziwia gotyckie sklepienie kaplicy, oparte na jednym, ciężkim, zdobionym we floresy filarze. Sam kościół zdumiewa swoim majestatem. Ołtarze uległy przerobieniu, obrazy są późniejsze i dość liche. Wyjątek stanowi mały, na czarnym marmurze, mistrzowski obrazek w bocznym ołtarzu wysławiający męczeństwo św. Doroty. 

Dla zmroku nie mogliśmy obejrzeć wielu nagrobków opatów tutejszych i innych ozdób marmurowych kościoła.

 

Syrokomla opisuje wrażenie, jakie na nim wywarł półmrok panujący w kościele i obmurowane, wówczas zapomniane kolumny romańskie, których lico zewnętrzne pokrywały marmoryzacje, łudząco przypominające marmur. Dopowiem, że dwa lata wcześniej odnowiono bazylikę w Strzelnie, zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz.   

Ówczesna wiedza historyczna pozwalała wyciągnąć wnioski, że w Strzelnie był klasztor żeński i męski. Współcześni badacze tę hipotezę obalili, dlatego pierwszą część zdania proszę potraktować, jako wątek fantastyczny: Norbertanie trwali tu do r. 1631, poczym zostały tu same zakonnice pod zwierzchnością proboszczów, którzy w wieku XVIII byli infułatami. Opatów, a później proboszczów, od r. 1631 do 1848 znajduje się zupełny katalog. Nie spotkaliśmy tam ani jednego, bardziej historycznego nazwiska. 

Znajduje się na poddaszu kościelnym dosyć liczna z dzieł ascetycznych biblioteka po zakonnicach, będąca w straszliwym nieporządku, oraz skarbiec, zawierający mnóstwo bogatych i kunsztownie szytych ornatów i antepediów. Są to dzieła dokonane niegdyś rękami zakonnic tutejszych.

Choć na chwilę warto zatrzymać się przy owej bibliotece. Jej zbiory, tak do końca nierozpoznane, przedstawiały się zgoła odmiennie. Nie były to tylko „dzieła ascetyczne”. Później, bo w 1882 r. po śmierci proboszcza Ignacego Martena parafią administrował tutejszy wikariusz ks. Dionizy Strobel, który uległ naciskom i wypożyczył bezpowrotnie całe archiwum parafii i klasztoru norbertańskiego poznańskiemu Królewskiemu Archiwum do naukowego użytku, łącznie z bullą papieską z 1193 r. Zapewne ciekawym jest również fakt przybycia do Strzelna ok. 1882 r. Wojciecha Kętrzyńskiego (onegdaj Adalberta von Winklera), który znalazł w resztkach archiwum Liber Mortuorum monasterii Strzelnensis ordinis Praemonstratensis i wydał tę księgę w Monumenta Poloniae Historica, t. V. A ile podobnych dzieł przepadło?


 

Z dalszej opowieści Syrokomli dowiadujemy się, że: Obok probostwa mieszka tu jeszcze szanowna matrona, ostatnia norbertanka. Czeka zgonu, jako żywy świadek przeszłych czasów. Trumną swoją zakończy szereg sióstr, które tu od lat sześciuset żyły w modlitwie i cichej pracy. Zapewne w tym miejscu jest mowa o siostrze Joannie Janik, która swego żywota dokonała 21 marca 1867 r. w wielu 79 lat w Poznaniu u SS. Miłosierdzia. 

Przed kościołem znajduje się ładny pomnik z napisem:

D.O.M.

SIMEON KOŁUDZKI

Cancell. Gnesnen. Kustos. Plocensis.

Can. Cracov. Vladislavien S.R.M. Secret.

H.O.E. ff. Anno Dni MDCXXXV.

 

Mowa jest o figurze Matki Boskiej ufunfowanej przez Kanonika Szymona Kołudzkiego, którą przed kilku laty odbudował ks. kan. Otton Szymków.

Dziekan i proboszcz miejscowy (ks. Józef Kapczyński), który nas łaskawie sam po kościele i jego skarbcu oprowadzał, zaprosił do plebanii i z tą uprzejmością, jaka jest cechą wielkopolskiego duchowieństwa, pokazał nam akta kościelne, obrazy Piastów, będące u niego w domu, a uczęstowawszy gościnnym sercem, uprzejmie pożegnał. 

Spóźniona pora kazała nam pomyśleć o noclegu. Strzelno, lubo małe miasteczko, jak większa część miast wielkopolskich, dobrze zabudowane, posiada murowane domy, sklepy, hotele. W jednym z takich hoteli pod nazwą „London”, znaleźliśmy dobrą wieczerzę i wygodny nocleg. 

O godz. 7-mej nazajutrz byliśmy już w podróży. Mamy ujechać parę lekkich mil do Kruszwicy. Jedziemy na wschodnią północ. Od Strzelna poczynają się Kujawy, najżyźniejsza w Polsce okolica, wydająca bajeczne niemal, bo do dwudziestu ziaren liczące plony. (…) 

Na tym kończę ciekawą i odkrywczą dla regionalistów opowieść o dziewiętnastowiecznym Strzelnie, widzianą oczyma Kresowiaka Władysława Syrokomli, czyli Ludwika Franciszka Władysława Kondratowicza herbu Syrokomla (1823-1862). Jednocześnie zapraszam do kolejnych opisów Strzelna odnotowanych przez osoby odwiedzające nasze miasto w XVIII, XIX i XX w.  

 

sobota, 19 grudnia 2020

Oficer księcia Józefa - Ksiądz Franciszek Ksawery Salmoński

Pośród strzeleńskimi kapłanami na przestrzeni ostatnich 200 lat znajdujemy jednego szczególnego, ks. Franciszka Ksawerego Salmońskiego. Jako młody człowiek, dowiedziawszy się, że budzi się nadzieja oswobodzenia Polski zrzucił z siebie habit pauliński i opuściwszy w 1807 r. klasztor jasnogórski przyłączył się do oddziałów księcia Józefa Poniatowskiego… 

Ostatecznie ks. Franciszek Ksawery Salmoński został zakonnikiem norbertańskim, proboszczem-infułatem w Strzelnie, dziekanem kruszwickim. Jak odnotowano w annałach strzeleńskich, był ostatnim członek zgromadzenia zakonu św. Norberta w Wielkim Księstwie Poznańskim. 

Urodził się 3 lipca 1787 r. w Koziegłowach, wiosce lezącej w obwodzie Krakowskim z Andrzeja i Zofii z Gałuszewiczów Salmońskich. Na chrzcie udzielonym przez ks. P. Salmońskiego - zapewne wujka - nadano mu, w obecności rodziców chrzestnych Kaspra Michalskiego i Agnieszki Radoszeńskiej z Kuźnicy imiona, Piotr Mateusz. Odebrawszy początkowe wykształcenie w domu swych cnotliwych i bogobojnych rodziców, oddany został do szkoły miejskiej w Koziegłowach, a następnie w Wielgomłynach koło Radomska gdzie na niemałą pociechę rodziców i nauczyciela swego, wielkie czynił postępy.  Tam też nawiązał znajomość z prowincjałem paulinów ojcem Olkowskim. Być może znajomość ta stała się przyczynkiem do wstąpienia później w szeregi duchowieństwa zakonnego. To dzięki niemu odbył wiele podróży. W roku 18. nie opierając się głosowi wewnętrznemu, wzywającemu go do zaślubienia się z Bogiem, wstąpił do zgromadzenia Ojców Paulinów w Częstochowie i tam sposobił się pod okiem ojca Olkowskiego do święceń kapłańskich przez dwa lata.

Gdy odżyła nadzieja wyswobodzenia Polski, a młodzież przejęta gorącą jej miłością, zaczęła z zapałem gromadzić się pod sztandary księcia Józefa Poniatowskiego, Salmoński w 1807 r. zaciągnął się z wielu innymi współtowarzyszami w szeregi regimentu książęcego. Tu pełnił z ochotą i zapałem powinności stanu żołnierskiego, wszędzie okazując odwagę i prawdziwe poświęcenie. Wkrótce dosłużył się szlifów oficerskich ale niebezpieczna rana głowy, której doznał w bitwie pod Raszynem 19 kwietnia 1809 r., uczyniła go na zawsze niezdolnym do pełnienia służby żołnierskiej. Opuściwszy więc szeregi 7 grudnia 1809 r. wstąpił do nowicjatu norbertańskiego klasztoru ojców norbertanów w Witowie, w Królestwie Polskim. Przyjął wówczas imiona zakonne Franciszek Ksawery i po czteroletnich studiach teologicznych 7 lutego 1814 r. został wyświęcony na kapłana. 

Krótko po wyświęceniu, posłany został na wikariusza do klasztoru ojców norbertanów w Płocku i tam przez dwa lata pełnił posługę kapłańską. Później przeniesionym został do Strzelna, gdzie pod zarządem ówczesnego ks. infułata Fryderyk Antoni Bieleckiego, aż do 1830 r. pełnił funkcję wikariusza. W oczach wiernych uchodził za gorliwego kapłana. Szczególnie żywo angażował się w sprawy szkoły elementarnej w mieście, w której zresztą przez wiele lat nauczał religii.

 

W międzyczasie zmarł proboszcz w znajdującej się w kurateli strzeleńskich prepozytów parafii pw. św. Mateusza w Gębicach. Ks. infułat Bielecki, jako kolator powierzył osieroconą parafię w opiekę duszpasterską ks. Salmońskiemu, który przez 12 lat z wielką gorliwością i pracą opiekował. Po śmierci ks. Bieleckiego, która nastąpiła pomiędzy 14 kwietnia a 28 maja 1829 r. ks. Salmoński, jako ostatni członek zgromadzenia ojców Norbertanów obrany został w wyniku elekcji przeprowadzonej 23 października 1830 r. przez siostry Norbertanki, prepozytem i proboszczem strzeleńskim. Wraz z objęciem prepozytury otrzymał tytuł infułata.

Okres duszpasterzowania w Strzelnie przypadł mu na ciężkie lata. W maju 1830 r. przeprowadzono spis inwentarzowy majątku klasztoru norbertanek zawierający bardzo szczegółowy opis klasztoru i majątku – folwarku klasztornego na tzw. Naskrętnem, który znajdował się na przedmieściu gnieźnieńskim. Gdy w 1830 r. wybuchło w Królestwie Kongresowym powstanie listopadowe, wikariusz strzeleński ks. Antoni Wyszyński, idąc śladem swego przełożonego, pospieszył na pomoc braciom zostając kapelanem wojskowym.

W trakcie urzędowania prepozyta władze pruskie 1 października 1837 r. poddały klasztor kasacji. Pozostały 4 zakonnice skazane na wymarcie. Ks. infułat Salmoński, który zarazem był dziekanem dekanatu kruszwickiego, podjął próbę ratowania klasztoru przed likwidacją, jednak jego zabiegi okazały się bezskuteczne. Majątek klasztorny przejęły został niemalże w całości przez rząd pruski. W zamian za to władze zobowiązały się do ponoszenia onus fabricae - wszelkich obciążeń świątyń. Jak się później okazało z przyjętych na siebie zobowiązań rząd pruski niedostatecznie się wywiązywał. Ks. infułat Salmoński przez długie lata prowadził uciążliwe spory z fiskusem pruskim o należyte i godne uposażenia parafii. Z powodu braku pieniędzy nie mógł rozpocząć żadnych remontów kościoła i dawnego klasztoru przez co zabytkowy kompleks architektoniczny kościelno-poklasztorny popadł w znaczącą ruinę, co spowodowało. A trzeba powiedzieć, że po sekularyzacji dóbr kościelnych rząd pruski zabrał 57 tyś mórg ziemi i lasów należących do klasztoru. Proboszczowi pozostawiono 355 mórg
ziemi obciążonej legatami mszalnymi z dotacji kościołów Św. Krzyża i Św. Ducha. U schyłku życia proboszcz spotkał się z wieloma przykrościami ze strony parafian, którzy zarzucali mu między innymi, że nie dość wysiłku włożył w obronę klasztoru przed sekularyzacją.

Zwyciężając wielkie trudności, a innym znów niepodobnym do pokonania, ulegając w pokorze, zdawał się we wszystkim na wolę Boga. W pełnieniu powinności swych pilny i gorliwy, w obejściu przyjacielski, w pożyciu z parafianami otwarty, umiał sobie zjednać ogólną miłość i zaufanie swoich owieczek. Ks. Salmoński infułat strzeleński i dziekan kruszwicki 1 stycznia 1844 r. w dzień Nowego Roku przeprowadził uroczystą benedykcję (poświęcenie) nowo wystawionego kościoła pw. św. Katarzyny w Chełmcach. Uroczystości odprawił przy udziale ks. Jana Adamowskiego i kilku innych kapłanów, proboszcza miejscowego ks. Benona Pawlikowskiego oraz  ludu wiernego zewsząd przybyłego. Ks. Pawlikowski przez 30 lat pełnił posługę kapłańska w starej drewnianej świątyni. 

W czasie pamiętnych dni marca 1848 r., kiedy promień nadziei zaświecił nad zniewolonym krajem ks. Salmoński ciężko zachorował. Każdą dobrą wiadomość przyjmował z radością i uniesieniem, i osładzał sobie tak swoje cierpienia fizyczne. Kiedy w ostatnich dniach kwietnia żołnierze pruscy zaczęli się dopuszczać gwałtów na jego parafianach, kościele i rzeczach świętych, kiedy huk strzałów i jęk nieszczęśliwych ofiar, dochodzący jego uszu, zwiększył bóle chorego, przyspieszoną została śmierć godnego kapłana, która nastąpiła w 30 kwietnia 1848 r., zabrawszy go opatrzonego śś. sakramentami do wieczności i pogrążywszy w ciężkim żalu jego owieczki. 

Przyczyną zgonu, jak określili medycy, była febra nerwowa. W Strzelnie przepracował 19 lat. Pochowany został w kościele Św. Trójcy w Strzelnie 4 maja 1848r. Odszedł do wieczności ostatni infułat i prepozyt istniejącego przez siedem wieków klasztoru sióstr norbertanek w Strzelnie. Łzy  wszystkich towarzyszyły mu na miejsce spoczynku, a licznie zebrany orszak żałobny, zdawał się tworzyć jedną rodzinę pogrążoną w głębokim smutku, po stracie ojca, pasterz i dobrodzieja.

 

środa, 16 grudnia 2020

Strzelnianin ks. Jan Kasprzyk OMI

Markowice w czasach nauki w NSD ks. Jana Kasprzyka OMI

Było to przed laty, może nie aż tak dalekich, ale ciągle pamiętnych. Niczym w czarno-białym filmie przesuwają się klatki z obrazami zapisanymi pamięcią moich lat chłopięcych i tych późniejszych młodzieńczych. Kilka z nich związanych jest z czasami przedsoborowymi, kiedy jako ministrant służyłem do mszy św. przy bocznym ołtarzu św. Józefa w bazylice strzeleńskiej. Celebransem był rosły ksiądz o tubalnym głosie, którego w późniejszych latach spotkałem kilka razy idącego ulicą Szkolną. Kilkakrotnie byłem na mszach św. odprawianych przez tego samego księdza i pamiętam ten jego niski basowy głos. Mama wyjaśniając mi, kto to jest ów kapłan chodzący koło naszego domu, powiedział, że jest to ks. Kasprzyk, który przyjeżdża w odwiedziny do swojej rodziny, mieszkającej przy ul. św. Anny, do mamy i siostry - pani nazwiskiem Mucha.

Ks. Jan Kasprzyk OMI

 Na długie lata ks. Kasprzyk poszedł w moją niepamięć. Aż tu w 2017 roku osoba posługująca się pseudonimem Maks Encjo przesłała mi kilka opisanych zdjęć, z których na jednym widoczni są kapłani koncelebrujący jakiejś uroczystości. Opisane zostało ono, że jednym z koncelebrantów jest ks. Jan Kasprzyk, na dwóch innych zdjęciach widoczny jest brat księdza, Wincenty, a na trzech pozostałych babcia Maksa, Stefania Wojciechowska - jako uczennica szkoły powszechnej i naszej strzeleńskiej wydziałówki. Po jakimś czasie próbowałem skontaktować się z owym Maksem, ale gdzieś zaprzepaściłem jego adres. Zdjęcie z księdzem Kasprzykiem, a właściwie w nomenklaturze oblackiej ojcem Kasprzykiem zostało wykonane w świątyni oblackiej w Obrze, prawdopodobnie w 1961 r. podczas mszy św. dziękczynnej z okazji 25-lecia świeceń kapłańskich. Rozpoznałem wśród kapłanów drugiego od lewej strony - ojca prowincjała Józefa Kamińskiego OMI.  

Kodeń

Po trzech latach historia wraca. Przed kilkoma tygodniami trafiłem na przedwojenne informacje prasowe, które donosiły o prymicji nowo wyświęconego kapłana, rodowitego strzelnianina ks. Jana Kasprzyka Oblata Maryi Niepokalanej (OMI). To znalezisko pobudziło mnie do działania. Przejrzałem swoje zasoby i trafiłem na kilka informacji, które pozwoliły mi na ponowne odkrycie ks. Kasprzyka i dopełnienie jego biogramu.

Jan Kasprzyk urodził się 13 listopada 1910 r. w Strzelnie w rodzinie małżonków Wojciecha Kasprzyka i Katarzyny z domu Streich. Wychowywany w bogobojnej rodzinie, już jako uczeń szkoły powszechnej został ministrantem, gorliwie wypełniającym swoje obowiązki w służbie ołtarzowej. Po przygotowaniu wstępnym na poziomie tzw. małej matury w miejscowej szkole wydziałowej został przyjęty do Niższego Seminarium Duchownego Oblatów Maryi Niepokalanej (OMI) w Markowicach. Tam też w 1931 r. zdał maturę i przyjął pierwsze roczne śluby zakonne. W tym samym roku wstąpił do Wyższego Seminarium Duchownego OMI w Obrze. W pierwszych dwóch latach odbył studia filozoficzne, a po nich trzyletnie studia teologiczne, w trakcie których przyjął śluby zakonne wieczyste (1933) oraz z rąk bpa Walentego Dymka śluby kapłańskie: tonsury (1933), subdiakonatu (1934), diakonatu (1935) oraz 21 czerwca 1936 r. prezbiteriatu.

Obra 1961 rok - pierwszy od prawej ks. Jan Kasprzyk OMI

Trzeciego dnia po niedzielnych święceniach kapłańskich w Obrze, we wtorek ks. Jan Kasprzyk odprawił w rodzinnej parafii, w bazylice pw. św. Trójcy w Strzelnie swoją pierwszą mszę św. Uważny korespondent gnieźnieńskiego "Lecha" tak opisał uroczystość:

Neoprezbiter ks. Kasprzyk u stóp ołtarza Pańskiego w Strzelnie. W dniu 23 czerwca 1936 r. odprawił pierwszą ofiarę mszy św. rodowity strzelnianin zamieszkały przy ul. św. Anny, nowowyświęcony kapłan, ks. Jan Kasprzyk, Oblat Maryi Niepokalanej,  syn ogólnie poważanych małżonków Wojciecha Kasprzyka i Katarzyny z domu Streich. Już przed godziną 10 zebrały się tłumy ludzi przed plebanią, by w uroczystej procesji przeprowadzić prymicjanta do kościoła farnego. Około godz. 10-tej ukazał się oczom zebranych młody kapłan, ubrany w złocisty ornat, poprzedzony duchowieństwem parafii okolicznych i 4-ch braci z Markowic. Przy śpiewie Kto się w opiekę ruszyła procesja do kościoła. Przed ołtarzem wielkim bogato przybranym w zieleń i kwiecie zaintonował ks. Kasprzyk Vera Creator, poczym rozpoczął mszę św. w asyście ks. prałata Ignacego Czechowskiego oraz księży wikariuszy, Wilhelma i Borunia.

Na przygotowanych krzesłach zajęli miejsca o. Jan Skrzyniecki OMI proboszcz z Markowie, ks. prob. Zenon Niziółkiewicz ze Słaboszewa, bracia z Markowic, licznie zebrana rodzina. Słowo Boże wygłosił o. Skrzyniecki OMI z Markowic. Kaznodzieja uwypuklił cele i zadania stanu kapłańskiego, zwłaszcza zaś misjonarza w dobie obecnej. Zwracając się do neoprezbitera, kaznodzieja wezwał go, ażeby ofiarując Bogu chleb i wino, ofiarował również swoje przyszłe trudy i znoje, które na drodze życia kapłańskiego go spotkają. Pienia kościelne wykonał chór kościelny (męski) pod dyr. organisty p. Łacha. Podczas mszy św. po Baranku Bożym ks. neoprezbiter komunikował rodziców oraz rodzeństwo i rodzinę. Mszę św. zakończyło uroczyste odśpiewanie Te Deum, po czym ks. Kasprzyk udzielił zebranym błogosławieństwo, rozdzielając na pamiątkę obrazki prymicyjne.

Iława - Kościół i Klasztor Misjonarzy OMI

Jako neoprezbiter przez pierwszy rok pozostawał w dyspozycji ojca prowincjała, głosząc jako misjonarz ludowy misje święte. Od 23 lipca 1937 r. do 1939 r. pełnił posługę misjonarza w Klasztorze Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej w Kodniu na ziemi lubelskiej. Z istniejących wówczas domów zakonnych w: Poznaniu, Krobi, Lublińcu, Markowicach, Obrze, Kodniu i na Świętym Krzyżu, od września 1939 r. jedynie dwa ostatnie funkcjonowały, w nieznacznie tylko ograniczonym zakresie. Z polecenia przełożonego kodeńskiego domu i za zgodą władz diecezjalnych ks. Jan Kasprzyk OMI przez cały okres okupacji pełnił obowiązki wikariusza w parafii pw. Matki Bożej Różańcowej w Sławatyczach pod Kodniem. Do swojej parafii dojeżdżał codziennie, gdyż mieszkał przez cały ten czas w klasztorze kodeńskim.

Bodzanowo

W latach powojennych corocznie odwiedzał Strzelno, spędzając tutaj na łonie rodzinnym po kilka dni. Z tego okresu zapamiętało go wielu starszych już strzelnian. Do dziś w naszym mieście mieszkają jego krewni. W 1966 r. otrzymał nową obediencję - posłuszeństwo pełnienia posługi rekolekcjonisty, czyli misjonarza ludowego. Jego macierzystą przystanią został Klasztor Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej w Iławie. Wygłosił przez ten cały czas, bo do 1973 r. kilkaset rekolekcji i misji ludowych. W 1973 r. ks. Jan Kasprzyk OMI został proboszczem parafii pw. Świętego Józefa Robotnika w Bodzanowie k. Głuchołaz na ziemi opolskiej. Był tam kolejnym dziewiątym proboszczem oblackim i posługę tę pełnił do 1981 r.

Zmarł 22 sierpnia 1983 r. w Gdańsku, w wieku 72 lat. Spoczął w rodzinnej kujawskiej ziemi, na cmentarzu parafialnym w Markowicach. Jego grób znajdziecie wchodząc na cmentarz w prawej kwaterze oblackiej - siódmy grób.

Cmentarz w Markowicach - miejsce spoczynku ks. Jana Kasprzyka OMI
 


Postscriptum

Przy tej samej ulicy, po sąsiedzku, co ks. Jan Kasprzyk OMI urodził się i mieszkał do czasów zdania matury abp Stanisław Gądecki. Ich rodzinne posesje leżą vis a vis i choć dom Gądeckich przypisany jest do ul. Ścianki, to mieszkańcy Strzelna to domostwo przypięli do ulicy Świętej Anny.

niedziela, 13 grudnia 2020

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 112 Ulica Inowrocławska - cz. 8


Jako podlotek, w wolnych chwilach często przesiadywałem w sklepie z dewocjonaliami naszej sąsiadki „cioci“ Pelagii Piweckiej. W wielu sprawach byłem jej bardzo pomocnym… Pamiętam, jakby to było wczoraj, kiedy odwiedzali ją klienci i rzemieślnicy świadczący usługi na rzecz zarządzanych przez nią kamienic, prowadząc przy okazji interesów niekończące się rozmowy i opowieści. Jednym z zapamiętanych przeze mnie był kominiarz Puchalski, który mieszkał przy tej samej ulicy - pod współczesnym numerem 13. Również często zachodził, kupując kartki okolicznościowe, koperty i inny towar. Wówczas wdawał się w dłuższe pogawędki, którym częstym tematem było życie przedwojenne ulicy, a szczególnie opowieści o miejscowych Żydach i synagodze. Dlaczego ten temat mnie zawsze interesował? Otóż, pan Puchalski bardzo ciekawie opowiadał, a mieszkał vis a vis synagogi i miał bardzo dobry widok na bożnicę i sobotnie nawiedzanie świątyni przez wyznawców judaizmu. Często w jego opowieściach było o uprzedzeniach do innowierców w myśl hasła „swój do swego“, o wyglądzie żydowskich mieszkańców Strzelna i o ich zwyczajach. Ale o tym będzie przy okazji synagogi, a dzisiaj przy okazji kamieniczki Nr 13 więcej opowiem o rodzinie Puchalskich i rzemiośle kominiarskim uprawianym przez kilka ich pokoleń. Ale zanim do tego przejdę kilka zdań o samym budynku.

 To równie stary dom, co niektóre już poprzednio omawiane. Został wystawiony w drugiej połowie XIX w. i to prawdopodobnie w latach 80. Jest to budowla na planie kwadratu, pięcioosiowa, dwukondygnacyjna, podpiwniczona, nakryta dwuspadowym -niegdyś ceramicznym, a dziś pokrytym eternitem - dachem. W części południowo-zachodniej poddasza (od podwórza) znajduje się nadbudowana facjata - mieszkanie nakryte dachem papowym. Już współcześnie we wschodniej połaci dachowej zostały umieszczone cztery okna dachowe. Elewacja frontowa posiada skromne cechy eklektyczne, w postaci międzyokiennego boniowania i zdobnych obramowań okiennych zwieńczonych nadokiennymi belkami wspartymi na zdobnych konsolach. Poszczególne kondygnacje rozdzielone są gzymsami, a w linii poddasza znajduje się pięć oculusów - okrągłych otworów wpuszczających do wnętrza dzienne światło. W podwórzu od strony południowej znajduje się piętrowa, niewielka oficyna i budynek gospodarczy.

Pierwsza strona kontraktu Puchalskiego z Magistratem z 1822 r.

 Na przełomie XIX i XX w. kamieniczka należała Carla Hilschera, a następnie do jego syna Thomasa Theodora Hilschera. Mieszkał tutaj również dr Gustaw Manthey, nauczyciel w miejscowej szkole ewangelickiej. Z początku lat dwudziestych XX wieku kamieniczkę nabył Ignacy Puchalski. Był on koncesjonowanym mistrzem kominiarskim pracującym w tym zawodzie od kilku pokoleń. Jego dziadek Aleksander pierwszy kontrakt na czyszczenie kominów zawarł z Miastem Strzelnem w 1822 r. Obwód, jaki przyszło przodkom, jak i jemu obsługiwać rozpościerał się od Kwieciszewa, Gębic i Bielska na zachodzie, aż po drugą stronę Gopła, to jest majątki Ostrowo, Popowo i Giżewo na wschodzie. W zawodzie tym trwał aż do lat sześćdziesiątych XX w. Swego czasu jedna z wielkopolskich gazet opublikowała artykuł o tej zacnej skądinąd rodzinie rzemieślniczej. W zbiorach swych posiadam kilkadziesiąt dokumentów tyczących się prowadzonej przez Puchalskich działalności gospodarczej. Pośród przedstawicielami tegoż rodu znajdujemy gorących patriotów, powstańców wielkopolskich.

Podpisy i pieczęć Magistratu Miasta Królewskiego Strzelna na kontrakcie Puchalskiego z 1822 r. 

 Więcej informacji o rodzinie Puchalskich przekazał mi w liście mieszkaniec Gorzowa Wielkopolskiego Marek Puchalski, którego wcześniej spotkałem w czerwcu 2012 r. w Strzelnie na cmentarzu przy grobie jego dziadków. Pan Marek Puchalski od 1965r. mieszka w Gorzowie Wlkp., a urodził 17 maja 1953 r. w Strzelnie, w budynku przy ul. Cestryjewskiej (obecnie Ścianki), którego połowa była wówczas własnością jego Babci Wiktorii Koncikowskiej. Rodzice jego to Leonard Puchalski i Zofia z Koncikowskich. Jak napisał mi w liście:

(…) Moja rodzina od dwóch stuleci mieszkała w Strzelnie, jest to miasto szczególnie mi bliskie i staram się je możliwie często odwiedzać. Zebrałem nieco wiedzy o rodzinie, głównie niegdyś słuchając drogich mi krewnych, z których prawie wszyscy już odeszli, a i informacje te zapewne nie w każdym calu są weryfikowalne. Ale zachowało się też kilka starych dokumentów, w tym dotyczących mojego Prapradziadka Aleksandra Puchalskiego (herbu Ślepowron), który wg rodzinnych przekazów w czasach ponapoleońskich zmuszony był z powodu działalności niepodległościowo-politycznej uciekać z Krakowa. Osiadł w Strzelnie i z konieczności zajął się kominiarstwem, co następnie stało się wielopokoleniową tradycją (także w gałęzi gnieźnieńskiej) do dzisiaj. Charakterystycznym było to, że w każdym pokoleniu były nieudane usiłowania zerwania z tą „nieszlachecką” profesją. Fach ten przynosił jednak dochody, zapewniające relatywnie dobry poziom życia. (…)

Stefania i Leon Puchalscy - linia gnieźnieńska

Antenatem kominiarskiego rodu Puchalskich ze Strzelna był ów uciekinier z Krakowa Aleksander Puchalski, który ok. 1822 r. poślubił Ewę Jerzeską (Jeżewską). Aleksander 22 marca 1822 r. podpisał z Magistratem Miasta Strzelna trzyletni kontrakt na usługi kominiarskie. Z dokumentu tego poznajemy członka Magistratu niejakiego Kortmanna, prawdopodobnie ówczesnego burmistrza Strzelna. Synem Aleksandra i Ewy był Józef Puchalski (ur. 26.04.1823 r.), który w 1862 r. poślubił Antoninę (ur. 1837 r.) Skolasińską, córkę Jana i Elżbiety z Romanowiczów. Małżonkowie mieszkali przy ul. Ślusarskiej nr 110 B. Była to wówczas posesja przy obecnej ulicy Spichrzowej, gdzieś w pobliżu późniejszej rzeźni miejskiej. Z kolei ich synem był Ignacy Puchalski (16.07.1874-1963) żonaty z Franciszką z Dobrzyńskich. Najstarszym bratem Ignacego był Adam Puchalski (ur. 1862 r.), który w 1886 r. poślubił Wiktorię Romanowicz, krewną swojej matki - dalszą kuzynkę. Jak podaje Marek Puchalski - Ich córki wyszły za mąż za przedstawicieli rodów Ruszkiewiczów i Bukalskich, a jedna z córek była w dwudziestoleciu międzywojennym matką generalną zakonu Serafitek. Młodszy brat Ignacego, Leon (ur. 27.06.1882 r. - założyciel linii gnieźnieńskiej) był uczestnikiem Powstania Wielkopolskiego, za co Niemcy uśmiercili go już we wrześniu 1939 r. w obozie przejściowym w Inowrocławiu. Również jego żona Stefania z domu Maciejewskie czynnie działała jako sanitariuszka w czasie Powstania Wielkopolskiego na terenie Gniezna. Jako weteran - kombatant została mianowana w 1979 r. na stopień podporucznika.

Dawny widok z bramy Heliodora Rucińskiego na Jarlaczyków i Puchalskich

Siostry Leonarda Puchalskiego - Ewa wyszła za Aurelego Siemianowskiego z Katowic, Felicja za Stanisława Latosińskiego. Dalej Marek Puchalski podaje, że Dziadkowie ze strony jego mamy Zofii, to Antoni Koncikowski i Wiktoria ze Streichów, zaś pradziadkami byli Johann (Jan) Streich i Marianna z Zielińskich, a prapradziadkami Johann (senior) Streich i Karolina Nowicka. 

Wracając do Ignacego Puchalskiego należy wspomnieć, że był członkiem Korporacji Koncesjonowanych Kominiarzy w Poznaniu, współzałożycielem powstałego 14 marca 1919 r. Towarzystwa Właścicieli Domów i Nieruchomości w Strzelnie. Zasiadał jako zastępca sekretarza, a następnie jako ławnik w Zarządzie Towarzystwa. Także jako ławnik zasiadał w Zarządzie Towarzystwa Przemysłowców w Strzelnie. 11 stycznia 1927 r. w trakcie rocznego walnego zebranie TP w dyskusji między innymi poruszono kwestię: - zalewu żydostwa na tutejszy grunt, wzywając by nie łaszczono się na grosz judaszowski i dano jak największe baczenie na tych, którzy zamierzają sprzedać swoje posiadłości żydkom (pisownia oryginalna). Nadto Puchalski był wymieniony w 1928 r. jako najstarszy członek Klubu Kręglarzy. Z opinii wystawionej w 1936 r. przez Starostę Mogileńskiego dowiadujemy się, że Puchalski Ignacy obwodowy mistrz kominiarski był zwolennikiem BBWR i moralnie prowadził się dobrze oraz, że nigdy nie był karany. 

Już współcześnie, bo na początku lat 90. XX w. kamienicę nabył od spadkobierców Ignacego Puchalskiego jeden z mieszkańców Strzelna - Janusz Wąsowicz, który następnie posprzedawał poszczególne mieszkania lokatorom.

wtorek, 8 grudnia 2020

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 111 Ulica Inowrocławska - cz. 7


Przecinając wlot ul. Cestryjewskiej w ul. Inowrocławską zatrzymujemy się przed narożnikową posesją oznaczoną numerem 11. Podobnie jak jej poprzedniczka posiada również drugi numer - ul. Cestryjewska 2. Dom mieszkalno-handlowy wraz z oficyną oznaczony był dawniej starym numerem policyjnym 82. Jest to typowy budynek parterowy nakryty dwuspadowym dachem, niegdyś ceramicznym, a obecnie pokrytym eternitem. Po przebudowach ściany frontowej zatracił swój dawny charakter handlowo-mieszkalny. Od strony południowej współcześnie dobudowano doń parterowe lokum. W podwórzu znajduje się oficyna z półpiętrem będąca niegdyś drukarnią, później warsztatem masarskim, a współcześnie mieszkaniem. Tutaj w latach 1887-1891 wydawana była bardzo poczytna w owym czasie gazeta „Nadgoplanin“ oraz dodatki, dwutygodniowy - „Matka Chrześcijańska“ i ukazująca się co drugi miesiąc „Nasza Gazetka“.  Było to w Wielkopolsce pierwsze pismo polskie prowincjonalne poza Poznaniem. Trzy lata po nim ukazał się w Inowrocławiu „Dziennik Kujawski“.

W oficynie znajdowała się drukarnia oraz redakcja tejże polskiej gazety, która założona została, by zaspokoić potrzeby informacyjne ludności polskiej nowo powstałego w 1886 r. powiatu strzeleńskiego. Jej wydawcą był Leon Dolecki, a redaktorem miejscowy nauczyciel Piotr Paliński. Rozchodziła się ona również daleko poza granicami powiatu. Zawarte w niej treści są źródłem wiedzy o ówczesnym Strzelnie. To z nich czepię wiedzę o mieście, którą wykorzystuję również w spacerkach po Strzelnie. Prawdopodobnie posesja należała do Leona Doleckiego, drukarza i wydawcy „Nadgoplanina“. To on oficjalnie występował jako redaktor i właściciel drukarni, a mało kto wiedział, że czasopisma redagował Paliński. Leon Dolecki urodził się w 1858 r. jako syn Andrzeja i Katarzyny z domu Schreiter. 22 maja 1889 r. poślubił w Strzelnie, pochodzącą ze znanej strzeleńskiej rodziny, Eleonorę Zbierską, urodzoną w 1869 r., córkę miejscowego garncarza Antoniego i Wiktorii z domu Turajskiej. Dolecki ze Strzelna przeniósł się do Berlina, gdzie początkowo był redaktorem odpowiedzialnym wydawanego od 1897 r. „Dziennika Berlińskiego“, i jego wydawcą. Wydawnictwo - drukarnię prowadził przy Bandelstrasse 9. Dolecki zmarł we wrześniu 1899 r. w Berlinie o czym donosił 21 września tegoż roku „Dziennik Poznański“.

Piotr Paliński

Po Doleckim posesję dzierżył rzeźnika Władysława Jaroszewskiego, który wymieniony został w Księdze adresowej z 1903 r. Poza jego działalnością rzeźnicką - masarską, żona Kazimiera prowadziła tutaj sklep kolonialny z wyszynkiem. Po ojcu posesję, a wraz z nią interes rzeźnicki przejął syn Kazimierz. W czasie I wojny światowej został on wcielony do armii niemieckiej, do 358 Pułku Piechoty. Walczył na froncie zachodnim. W 1916 r. został uznany za zaginionego. Tymczasem przedostał się on przez linię frontów i został osadzony w obozie jenieckim. W czasie formowania się Błękitnej Armii gen. Józefa Hallera wstąpił w jej szeregi. Po powrocie Armii do polski służył w jej szeregach i uczestniczył w przejmowaniu w 1920 r. Pomorza. Od 1925 r. był zastępcą a następnie prezesem powstałego wówczas Koła Hallerczyków w Strzelnie i członkiem tutejszej Rady Miejskiej.

Izabela Jaroszewska, córka Kazimierza wręcza gen. Józefowi Hallerowi kwiaty. Rynek - 6 czerwca 1937 r.

Już po wojnie w 1958 r. zamieszkał tutaj, wynajmując mieszkanie i stajnię, ogrodnik Józef Jarlaczyk z żoną Łucją i rodziną. Po śmierci właścicielki posesji Stanisławy Jaroszewskie, która zmarła w 1962 r. Józef i Łucja Jarlaczykowie odkupili dom od spadkobierców. Bardzo dobrze znałem rodzinę Jarlaczyków. Kolegowałem się z synami ogrodników, Andrzejem i Pawłem. Z Andrzejem chowaliśmy króliki domowe. To od niego nabyłem pierwszą samiczkę z rasy francuskich baranów. Andrzej odkupił ode mnie marzenie wielu młodych - motocykl marki „emzet“ Mz 250 Trophy.   

Państwo Jarlaczykowie raz w roku, w okresie Wszystkich Świętych mobilizowali wszystkie możliwe siły, by zaspokoić popyt na wieńce. Z dużym wyprzedzeniem pleciono ze słomy wianki, które następnie obkładano mchem i zdobiono przeróżnymi kwiatami robionymi sposobem domowym z krepy, drutu i wosku. Później było nieco łatwiej dla pań, kiedy nastały kwiaty plastykowe. Przez wiele lat pleciono tutaj ogromne ilości wianków-wieńców, które pięknie zdobiły groby na Wszystkich Świętych. Z rąk panny Adzi - Adaminy Świątkowskiej, siostry pani domu Łucji, nazywanej przez nas wszystkich ciocia, domowniczki państwa Jarlaczyków, szczególnie piękne wychodziły wianki- wieńce. Była bardzo miłą i sympatyczną kobietą. Kiedykolwiek odwiedzałem moich kolegów, Andrzeja i Pawła, zawsze ciepło zagadała, dopytując się, co tam u rodziców słychać? Bardzo szanowałem rodzinę Jarlaczyków i byłem pełen podziwu dla ich pracy. Często odwiedzałem Andrzeja i Pana Józefa w ogrodzie, w szklarniach. Podczas rozmów i ciągnących się opowieści dużo dowiadywałem się o hodowli kwiatów, warzyw i o pracy w ogrodzie i w polu. Zasłyszane opowieści i praktyczne prace - doświadczenia były mi bardzo pomocne w nauce, w technikum rolniczym, szczególnie w przedmiocie ogrodnictwo.   

Po przedwczesnej śmierci mego kolegi Andrzeja Jarlaczyka, który kontynuował dzieło ojca niemalże do końca swych dni (zm. 1997 r.), ogrodnictwo uległo likwidacji. 

W dokończeniu opowieści o rodzinie Jarlaczyków, a szczególnie o Panu Józefie dopomógł mi Jego prawnuk Tomek Nowak, który przygotował biogram swojego przodka. Niezwykle ciekawą jest informacja o przedwojennym zatrudnieniu Józefa jako ogrodnika w majątkach ziemskich w Chełmach Wielkich i Żegotkach oraz wzbogacenie jej zdjęciami z albumu rodzinnego. Ówczesny wygląd tych pięknych wielohektarowych, przypałacowych enklaw zieleni to Jego zasługa.

 

Józef Jarlaczyk urodził się 14 marca 1915 r. w Śremie jako trzecie z dzieci Jana Jarlaczyka (ur. 27 kwietnia 1886 r. w Psarskiem) oraz Wiktorii z domu Tomczak (ur. 27 sierpnia 1890 w Psarskiem). Miał dwie młodsze siostry Mariannę (1911-1926) oraz Weronikę (1913-1927).

Antenat rodu Jan Jarlaczyk był robotnikiem. W sierpniu 1914 r. został wcielony do armii niemieckiej, w której służył jako piechur 6. Kompanii 130. Regimentu Piechoty. W 1917 r. odniósł lekkie rany i został awansowany do stopnia kaprala. Zmarł 19 kwietnia 1918 r. w wyniku odniesionych ran w lazarecie wojskowym w Monachium. Został pośmiertnie odznaczony Krzyżem Żelaznym II klasy. 

Józef razem z dwoma siostrami i matką mieszkał na piętrze kamienicy przy ul. Farnej w Śremie. Parter zajmowali dziadkowie ze strony ojca. W trakcie panującej w Śremie epidemii gruźlicy Józef stracił obie siostry, a 3 lipca 1932 r. zmarła jego matka. Osieroconym nastolatkiem zajęła się najmłodsza siostra matki - Stanisława Tomczak (1903-1988).

Chełmy Wielkie, Józef Jarlaczyk  (ogrodnik pałacowy) u dołu.
Chełmy Wielkie, Józef Jarlaczyk (pierwszy po prawej) z rodziną Sikorskich. Pies na zdjęciu to Tusek.

Po ukończeniu nauki w szkole powszechnej w Śremie Józef rozpoczął naukę w szkole zawodowej w specjalności ogrodnika. Egzaminy czeladnicze złożył przed komisją w Poznaniu. Po ukończeniu nauki podjął pracę w majątku rodziny Sikorskich herbu Cietrzew w Chełmach Wielkich na Kaszubach, a następnie w majątku małżonki Włodzimierza Sikorskiego Marii ze Skrzydlewskich w Żegotkach na Kujawach, gdzie pracował do wybuchu wojny. W trakcie okupacji mieszkał w Strzelnie i pracował w ogrodnictwie u Piątkowskich, dojeżdżając także do przejętego przez Niemców majątku w Żegotkach.

Józef Jarlaczyk w łódce na stawie pałacowym w Żegotkach.

27 kwietnia 1945 r. zawarł związek małżeński z Łucją Świątkowską. Małżonkowie zamieszkało w pałacu w Żegotkach, podzielonym na mieszkania, a następnie w Strzelnie w wynajmowanym domu przy ul. Cestryjewskiej 20. Józef i Łucja mieli trójkę dzieci: Mieczysławę Marię, Andrzeja Mariana (ur. 3 maja 1951 r. w Strzelnie, zm. 24 lipca 1997 r. w Strzelnie) oraz Pawła Piotra. Józef i Łucja podjęli się również opieki nad Franciszkiem (1934-2009) i Anną (1937-2003) - rodzeństwem oddanym na wychowanie przez siostrę Łucji, Kazimierę Świątkowską.

Z służbą pałacową w Żegotkach. Drugi od prawej Józef Jarlaczyk.

Józef utrzymywał rodzinę z 7 ha ziemi w Żegotkach oraz półtoramorgowego ogrodu, dzierżawionego od rodziny Lipińskich przy ul. Cestryjewskiej w Strzelnie (obecnie ul. Ścianki). W miarę rozwoju działalności sprzedał pole w Żegotkach, kupując w zamian ziemię na Bławatach koło Strzelna oraz nabywając własny ogród przy ul. Stodolnej (obecnie ul. Michelsona) w Strzelnie. Rodzina Jarlaczyków wynajmowała mieszkanie w domu przy ówczesnej ul. Cestryjewskiej 20 (obecnie Ścianki nr 25). W związku z niekorzystną zmianą właściciela przy Cestryjewskiej, w 1958 wynajęli część domu przy ul. Inowrocławskiej 11, a następnie w 1962 r. zakupili ten dom. Łucja zmarła 12 kwietnia 2001 r. w Strzelnie, a Józef krótko po niej, 13 listopada 2001 r.

Z dziejów ulicy

Ze skrzyżowaniem ulic Ślusarskiej i Cestryjewskiej z ulicą Inowrocławską, przy których znajdują się posesje: Rutkowskich, Jarlaczyków, Rucińskich i wspólnoty mieszkaniowej związane są dwa wydarzenia, których dzisiaj już nikt nie pamięta. Jedno z nich opisała „Gazeta Bydgoska“, której korespondent strzeleński donosił, iż:

23 września 1929 r. po południu o godz. 1,30 wydarzył się w ul. Inowrocławskiej nieszczęśliwy wypadek samochodowy. Mianowicie, samochód pochodzący z Torunia najechał na 8-letnią Barbarę Kowalską, córkę wdowy Marii K. zamieszkałej w ul. Św. Andrzeja. Nieszczęśliwa doznała złamania prawej ręki oraz szeregu okaleczeń na nodze oraz lewym policzku. Pierwszej pomocy nieszczęśliwej udzielił p. dr Łyczyński z ul. Inowrocławskiej poczym dziewczynkę odwieziono do szpitala. Na miejscu wypadku spisany został przez post. Pol. Państwowej protokół. Rodzicom podajemy to dla przestrogi, aby dzieci na ruchliwsze ulice samych nie puszczały.

Przed wojną ulicą tą dziennie przejeżdżało kilkadziesiąt samochodów i furmanek konnych. Dziś liczba ta urasta do kilku tysięcy i aż zimne ciarki przechodzą po plecach, co by to było, gdyby dzieci same hasały po mieście.


Drugie, tragiczne wydarzenie, jakie rozegrało się na skrzyżowaniu Inowrocławskiej ze Ślusarską i Cestryjewską miało miejsce późną jesienią 1945 r. Otóż mogileński Urząd Bezpieczeństwa Publicznego, popularnie zwany „UB“, po zdobyciu „języka“ zorganizowało zasadzkę na przemieszczających się tą ulicą członków podziemia antykomunistycznego. W wyniku zasadzki wywiązała się strzelanina, w której postrzelony został młody członek podziemia. Opowiadano, iż rannego, proszącego o łaskę, dobił jeden z ubeków, którego nazwisko jest wielu starszym strzelnianom znane. Po tym wydarzeniu, przez kilka dni, w miejscu tym znajdowano bukiet kwiatów, który podrzucały regularnie dwie strzelnianki, młoda Stefania Przybylska (później zamężna Strzelecka), moja matka chrzestna, a siostra mojego ojca i jej przyjaciółka panna Dola Wróblewska. Obie kobiety przemyślnie przenosiły kwiaty pod spódnicami upuszczając je podczas przechodzenia przez jezdnię.

Pełny opis tego zdarzenia znajdziecie na blogu pod linkiem:

https://strzelnomojemiasto.blogspot.com/2019/03/zonierz-wyklety-leon-wesoowski-1924-1945.html

piątek, 4 grudnia 2020

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 110 Ulica Inowrocławska - cz. 6


Kamieniczka schludna, dobrze utrzymana to kolejne domostwo, a właściwie posesja, czyli wydzielony teren z budynkami i placem oznaczona dwoma numerami. Współczesny numer 9, dawniej policyjny 81, przypisany jest ulicy Inowrocławskiej i tak właściwie odnosi się do znajdującego się na parterze tejże kamienicy lokalu handlowego. Główne wejście do kamienicy i do oficyn podwórzowych znajduje się jednak od ul. Cestryjewskiej i dlatego zgodnie z obowiązującą zasadą obecnie kamienica ma przypisany numer ewidencyjny 1 właśnie do tej ulicy. Do 1913 r. stało tu parterowe domostwo z lokalem handlowym, a w podwórzu zabudowania fabryczki destylacyjnej zajmującej się produkcją alkoholu. Tutaj produkowano spirytus, a z niego wódkę. Posesja i prowadzona w niej działalność należały do żydowskiej rodziny Rubenów.

 

Antenatem tego rodu był Aron Hirsch Ruben, mąż Ernestyny Levy. Małżonkowie Mieli syna Rudolfa urodzonego w 1846 r. Tenże w 1875 r. poślubił Cecylie Rachfalską (lat 21), córkę Markusa i Rosali Rosenfeld. Rudolf został wymieniony w 1895 r. jako właściciel sklepu z towarami kolonialnymi i towarami specjalistycznymi oraz właściciel wspomnianej już wyżej destylarni. Synem Rudolfa i Cecylii był Richard, kupiec, który odnotowany został w latach 1906-1908 jako radny miejski. To on w latach 1914-1915 wystawił w miejsce starego nowy dom - piętrową kamienicę z użytkowym poddaszem. Jest to dom dwukondygnacyjny, trójosiowy, podpiwniczony i nakryty dwuspadowym, ceramicznym dachem, w którym od frontu widoczne są dwie symetrycznie rozstawione lukarny. Charakterystyczną dla tego obiektu jest loggia górą zaokrąglona, niegdyś otwarta, a obecnie przeszklona oraz również zaokrąglone górą pseudo nisze z witrynami sklepowymi w części parterowej budynku. W szczycie ściany północnej kamienicy okno z dwoma bocznymi okienkami, nad którym forma kartusza herbowego z wyrytą datą roczną 1914-15, czyli latami budowy kamienicy. Również od strony północnej do budynku przylega podpiwniczone skrzydło dwukondygnacyjne nakryte ceramicznym dachem mansardowym. W podwórzu oficyna południowa oraz dwa budynki gospodarcze. 

 

W okresie międzywojennym posesję nabył pochodzący z pobliskiego Ostrowa Józef Rutkowski, powstańca wielkopolskiego, oficerem Wojska Polskiego w stanie spoczynku. Wcześniej stacjonował w garnizonie Dęblin. To on po opuszczeniu Strzelna przez burmistrza Radomskiego, przez kilka dni września 1939 r., do czasu wkroczenia Niemców do miasta, pełnił obowiązki burmistrza komisarycznego. Józef Rutkowski razem z moim ojcem Ignacym i innymi strzelnianami został później aresztowany i osadzony w niemieckim obozie koncentracyjnym, w austriackim Mauthausen-Gusen. Od 1945 do 1955 r. na parterze tegoż domu mieściła się siedziba Gminy Strzelno-Północ, która jako jednostka administracji terenowej obejmowała gromady leżące w północnej części współczesnej gminy Strzelno. Na jej czele stał adwokat i obrońca prywatny Franciszek Lasocki, przedwojenny sekretarz powiatu mogileńskiego. Ale to, co ja najbardziej zapamiętałem, to sklep spożywczy PSS „Społem“, który swoje funkcjonowanie rozpoczął po 1955 r. W mojej pamięci utkwił mi kierownik sklepu Urbański. To do niego biegaliśmy po śledzie z beczki, również i kapustę kiszoną, która stała w beczce obok śledzi. Po chleb kilogramowy, drożdże na placek - zwane młodziami, marmeladę ze skrzynki drewnianej, cukier luzem w tytki pakowany, syrop buraczany z wiaderka i wiele innych towarów spożywczych, którego dziś w takiej formie nie sposób nabyć. Obecnie na parterze mieści się sklep metalowy i narzędziowy.

Z domem tym związane są cztery pokolenia rodziny Rutkowskich, a mianowicie: wspomniany Józef, jego syn Ewaryst - lekarz, wnuk Wojciech - właściciel firmy budowlanej MURMAN i prawnuk Mikołaj. W dalszej części przybliżę biogramy dwóch przedstawicieli tego rodu.

 

Józef Rutkowski (1896-1991)

W spuściźnie po powstańcu wielkopolskim Józefie Rutkowskim, w zbiorach Biblioteki Uniwersyteckiej w Poznaniu zachował się 15-stronicowy maszynopis jego autorstwa zatytułowany: Zarys Powstania Wielkopolskiego - historii wojennej 59-go Pułku piechoty. Praca ta została napisana i wysłana na konkurs jaki został zorganizowany w 50 rocznicę Powstania Wielkopolskiego przez "Głos Wielkopolski" i ZBoWiD w 1968 r. Jest to bezcenne źródło wiedzy o Powstaniu Wielkopolskim w Strzelnie i okolicy. Uzupełnione innymi wspomnieniami oraz treściami uzasadnień wniosków o odznaczenia strzelnian Wielkopolskim Krzyżem Powstańczym dopełnia wiedzę o tym wielkim i zwycięskim zrywie strzelnian.

 

Józefowi Rutkowskiemu nie było pisane należeć do przedwojennych organizacji kombatanckich, a to z racji, iż był on zawodowym wojskowym, a ci mieli ograniczone możliwości należenia do partii i organizacji społecznych. Dopiero po przejściu w stan spoczynku 5 maja 1936 r. mógł wstąpić do Związku Weteranów Powstań Narodowych Rzeczypospolitej Polskiej 1914-1919 Koło w Strzelnie. Urodził się 22 lutego 1896 r. w Ostrowie w powiecie strzeleńskim w rodzinie rolnika Ignacego i Józefy z domu Nadolna. Do szkoły podstawowej uczęszczał w Ostrowie. W wieku 16 lat wyjechał do Globach w Niemczech, gdzie pracował w jednej z fabryk oraz w kopalni węgla. W 1915 r. jako rocznik poborowy został wcielony do armii niemieckiej i wraz ze swoim oddziałem wysłany na front zachodni - francuski pod Verdun. 10 maja 1918 r. podano w Verlustlisten (Lista strat) Nr 23503, że Obergefreiter (starszy kapral) Józef Rutkowski z Ostrowa został w jednej z potyczek lekko ranny. Rana okazała się na tyle dotkliwa, iż został skierowany do lazaretu wojskowego i tam przychodził do zdrowia.

 

4 grudnia 1918 r. powrócił z frontu do rodzinnego Ostrowa i podjął się pracy niepodległościowej. Wtórował mu młodszy brat Franciszek, wówczas 16-latek. Józef skupił wokół siebie liczne grono ostrowian. W swojej pracy konkursowej Rutkowski napisał: Zaczynają tworzyć się po miastach i wsiach Straże Bezpieczeństwa i Straże Ludowe, zasilane przez zdemobilizowanych żołnierzy powracających do domu, często z bronią w ręku. Powstawały Rady Robotniczo-Żołnierskie składające się z przybyłych z frontów żołnierzy. Później rady te przekształciły się w ochotnicze oddziały powstańcze. Choć niedostatecznie uzbrojone i wyekwipowane, bo często całym uzbrojeniem były stare rewolwery, albo nawet widły, przedstawiały jednak dużą wartość moralną. Z relacji Józefa Barteckiego  z Ostrowa wynika, że kapral Józef Rutkowski zaczął organizować ostrowski oddział powstańczy 29 grudnia 1918 r. Bartecki do wniosku o odznaczenie WKP podał, że w dniu 29 grudnia 1918 r. wstąpił ochotniczo do "Kompanii Ostrowskiej" pod dowództwem Józefa Rutkowskiego. W dniu 31 grudnia 1918 r. brał udział w oswobodzeniu Ostrowa.

 

Kiedy 2 stycznia 1919 r. do Ostrowa dotarła wieść o wybuchu powstania w Strzelnie i toczących się w mieście walkach, Rutkowski skrzyknął ostrowian i wyruszył na ich czele, na Strzelno. Niestety, dotarli do miasta razem z oddziałem wójcińskim, ale walki miały się już ku końcowi. Miasto opanowali powstańcy z Gniezna, Wrześni, Mogilna, Wylatowa, Gębic, Kwieciszewa i Młynów dowodzeni przez ppor. Pawła Cymsa. Niemniej jednak, zdążyli moralnie wesprzeć walczących i jeszcze nawąchać się prochu.

Rutkowski wraz ze swoimi ludźmi przyłączył się do jednostki dowodzonej przez Cymsa. Jak napisał w swoich wspomnieniach: był to oddział umundurowany, uzbrojony w karabiny i dubeltówki i składający się z osób, które powróciły z frontu zachodniego I wojny światowej. Starsi i żonaci powrócili do wsi i by okolicę uprzątnąć z nieprzyjaciela. Następnie wyruszyli przez Witkowo, Włostowo, na Kruszwicę, a stamtąd dotarli do Mątew. W dniach 5-6 stycznia 1919 r. Józef Rutkowski wziął udział w krwawych walkach o Inowrocław. Po zdobyciu miasta w formacji "Baonu Nadgoplańskiego" pod dowództwem kpt. Kazimierza Dratwińskiego wziął udział w walkach z Grenzschutzem na odcinku frontu północnego Gniewkowo - Wielowieś, Nowa Wieś. Później w szeregach 5. Pułku Strzelców Wielkopolskich (17 stycznia 1920 r. zmienił nazwę na 59. Pułk Piechoty Wielkopolskiej) pod dowództwem mjr. Stanisława Wrzalińskiego. W marcu 1919 r. Józef Rutkowski przeniesiony został do sekcji uzbrojenia Naczelnego Dowództwa Zbrojenia nr 1. w Brześciu nad Bugiem i tam jednocześnie kontynuował naukę. W stopniu chorążego skierowano go do Jednostki Wojskowej w Dęblinie. W 1936 r. został przeniesiony do cywila na tzw. rentę wojskową i zamieszkał w Strzelnie.

 

We wrześniu 1939 r. ewakuując się ze Strzelna, burmistrz Stanisław Radomski przekazał rządy nad miastem Józefowi Rutkowskiemu. Po zajęciu miasta przez Niemców w 1940 r. został aresztowany i osadzony w więzieniu w Inowrocławiu. Stamtąd 5 września 1940 r. wywieziony trafił do obozów koncentracyjnych, Dachau i Mauthausen-Gusen. Tam przebywał do czasu wyzwolenia obozu przez Amerykanów, do 5 maja 1945 r.

Po powrocie do kraju wstąpił w szeregi Związku Weteranów Powstań Wielkopolskich, a od 1947 r. był prezesem Koła Byłych Więźniów Politycznych w Strzelnie, które wraz z ZWPW od 2 września 1949 r. zostały wchłonięte przez nowopowstałą organizację kombatancką ZBoWiD. W Kole ZBoWiD w Strzelnie nadal pełnił obowiązki prezesa, aż do 1971 r., kiedy to zrezygnował z tej funkcji. 9 marca 1947 r. został zweryfikowany jako powstaniec wielkopolski pod numerem ewidencyjnym 7740/5781 przez ZWPN Zarząd Główny w Poznaniu. Od 1946 r. pracował jako wójt Gminy Strzelno-Północ. W 1952 r., w czasach stalinowskich otrzymał karne zwolnienie z pracy. Później znalazł zatrudnienie w Zakładach Przemysłu Ziemniaczanego w Krochmalni w Bronisławiu, skąd w 1962 r. przeszedł na emeryturę.

 

Uchwała Rady Państwa nr: 11.10-0.909 z dnia 10 listopada 1958 r. Józef Rutkowski został odznaczony Wielkopolskim Krzyżem Powstańczym 1918-1919 za czynny udział z bronią w ręku w Powstaniu Wielkopolskim. Podobne wyróżnienie spotkało jego brata Franciszka, wspomnianego Józefa Barteckiego, a także 10 innych ostrowian i około 170 strzelnian. Zmarł 25 marca 1991 r. w Strzelnie i został pochowany na starej strzeleńskiej nekropoli przy ul. Kolejowej w Strzelnie.

 

Lekarz medycyny Ewaryst Klaudiusz Rutkowski (1926-2010) 

Na kilka dni przed Wigilią 2009 r. spotkałem pana doktora, jak przemierzał ulice miasta zmierzając w odwiedziny do znajomych. Wymieniliśmy ze sobą, jak to mieliśmy w zwyczaju, kilka pogodnych uwag o nas samych i naszych kondycjach zdrowotnych. W zwyczaju pana doktora było zapytanie o moje ciśnienie i inne parametry funkcjonowania organizmu, a mijających młodych mieszkańców upominał o noszeniu nakrycia głowy w mroźne i chłodne dni. Taki już miał zwyczaj z instruowaniem napotkanych mieszkańców, również o szkodliwości palenia papierosów i niehigienicznym trybie życia. Wówczas też, z troską poinformował mnie o zgonie jednej z zacnych mieszkanek Strzelna. Piorunująca informacja o nagłej chorobie doktora dotarła do mnie tuż po świętach Bożonarodzeniowych. Ciężki stan, pobyt w bydgoskim szpitalu nie rokował nadziei na wyzdrowienie. 19 stycznia 2010 r. w wieku 83 lat opuścił świat żywych i udał się do Domu Pana.

 

Doktor Ewaryst Rutkowski był człowiekiem niezwykle pogodnym, ale również i zatroskanym. Szczególnie na sercu leżały mu dwie sprawy: kondycja współczesnej służby zdrowia powiązana ze stanem zdrowotnym mieszkańców oraz kondycja samego miasta i gminy. Był niezwykle aktywnym uczestnicząc do ostatnich dni w życiu miasta i w sprawowaniu swej misji lekarskiej, misji niesienia pomocy bliźniemu. Ta jego aktywność w osiąganiu celów towarzyszyła mu już w młodzieńczych latach. Sam zawsze powtarzał, że żadna praca nie hańbi, jeżeli wykonuje się ją dla dobra współbraci, nie czyniąc przy tym szkody osobom trzecim. 

Dawniej byliśmy niedalekimi sąsiadami, z tej samej ulicy. Nasi ojcowie przyjaźnili się. Tę przyjaźń scementował pobyt obojga w czasie wojny w obozie koncentracyjnym Mauthausen-Gusen. Przeżyli gehennę obozowej zagłady dzięki wzajemnemu wsparciu i pomocy ich przyjaciela doktora Antoniego Gościńskiego. Mama opowiadała mi, że młody Ewaryst, jako student w wakacje imał się każdej pracy. Częstokroć widywała go pogodnie usposobionego, jak przemierzał raźnym krokiem Rynek z zawadiacko przełożonymi przez ramię narzędziami, zarobkując podczas prac żniwnych u okolicznych rolników. 

Urodził się 26 października 1926 r. w miejscowości Stawy w parafii Ryki niedaleko Dęblina. Rodzicami jego byli, Józef  Rutkowski oficer Wojska Polskiego i były powstaniec wielkopolski, który służył w jednostce wojskowej Dęblin, matką zaś Władysława z Kwiatkowskich. W 1936 r. rodzice, po przejściu ojca na rentę wojskową, powrócili w rodzinne strony i zamieszkali w Strzelnie w zakupionej kamienicy przy ul. Inowrocławskiej 9. Tutaj też młody Ewaryst kontynuował naukę w miejscowej szkole podstawowej. Okupację hitlerowską spędził z matką i rodzeństwem na wygnaniu w miejscowości Pölitz (Police) pod Szczecinem. Tam też przeżył wielokrotne naloty dywanowe na wielkie zakłady petrochemiczne produkujące benzynę. 

Po zakończeniu działań wojennych rodzina szczęśliwie powróciła do Strzelna. Tutaj Ewaryst kontynuował naukę w miejscowym Liceum Ogólnokształcącym, a po jego ukończeniu, jako jeden z najzdolniejszych uczniów podjął w 1949 r. studia na Akademii Medycznej, Wydziale Lekarskim w Poznaniu. Zamieszkał na stancji przy ul. Arciszewskiego 9/1. Jeszcze jako student zawarł 20 grudnia 1952 r. związek małżeński z Ludmiłą Hartwich. Małżonka doktora była nauczycielem w Szkole Podstawowej nr 1 w Strzelnie. Oboje wychowali dwójkę dzieci, córkę Magdalenę i syna Wojciecha, inżyniera budownictwa, właściciela znanej strzeleńskiej firmy budowlanej MURMAN, której jedną ze specjalności jest rewitalizacja obiektów zabytkowych.

 Po ukończeniu Akademii Medycznej i uzyskaniu tytułu lekarza medycyny z prawem wykonywania zawodu nr 886 podjął pracę w rodzinnym Strzelnie. Całe swoje życie zawodowe od tegoż czasu poświęcił mieszkańcom miasta i gminy Strzelno. Realizując się zawodowo, dał się poznać jako dobry lekarz. Był kierownikiem Przychodni Rejonowej w Strzelnie - popularnego ośrodka zdrowia. Przy braku na ówczesnym rynku krajowym nowoczesnych środków farmakologicznych, pomagał chorym sprowadzać je ze strefy dolarowej, ratując tym sposobem wielu swoich pacjentów. Już w późniejszym okresie zaskarbił sobie życzliwość wielu mieszkańców miasta i gminy, a szczególnie pracowników Zakładów Przemysłu Ziemniaczanego w Bronisławiu i okolicznych rolników. Niezależnie od pogody udawał się do tej wsi i przyjmował w gabinecie zakładowym licznych pacjentów. Po dziś dzień w tej miejscowości wspomina się doktora Rutkowskiego.

 

W latach 60. XX w. w podziemiach budynku przychodni uruchomił Klub „Eskulap“, miejsce spotkań całego personelu medycznego. To tutaj tętniło życie kulturalne i artystyczne ówczesnej inteligencji strzeleńskiej. Było to miejsce wymiany doświadczeń, jak również miejsce spotkań towarzyskich.

Po przejściu dra Alfreda Fiebiga na emeryturę, objął po tym znakomitym lekarzu oddział pulmonologiczny Szpitala Rejonowego w Strzelnie, tworząc później w tym miejscu oddział zakaźny, któremu znakomicie ordynował. Robiąc specjalizację w zakresie chorób zakaźnych wypowiedział wszystkim odmianom tych chorób bezwzględną walkę. Przez wiele lat, poza pracą szpitalną przyjmował pacjentów w Przychodni Rejonowej, we wspomnianym Bronisławiu, jako lekarz zakładowy oraz prowadząc praktykę prywatną. 

W 1982 r. zmarła małżonka, a on po przejściu na emeryturę nie zaniechał dalszej posługi medycznej wobec swoich wiernych pacjentów. Mało tego, zaktywizował się w działalności społecznej zostając od 1998 r. radnym pierwszej kadencji Rady Powiatu Mogileńskiego. Szczególnie pracowitym był w komisji zdrowia. Jego zabiegi zmierzały ku ratowaniu szpitala strzeleńskiego przed ewentualną likwidacją. To dzięki doktora uporowi przeprowadzono remont kapitalny, wręcz odbudowę oddziału wewnętrznego z uruchomieniem dwóch sal intensywnej terapii. Oddział został wyposażony w nowoczesne urządzenia, a technologie zastosowane podczas remontu były tymi z XXI w. Cały remont z udziałem pozyskanych ogromnych środków sponsorowanych wykonała firma MURMAN.

Po wielokroć spotykałem się z doktorem Rutkowskim, po wielokroć wspominaliśmy naszych ojców, razem troszczyliśmy się o kondycję naszej małej ojczyzny. Liczne cenne informacje, jakie mi przekazał wykorzystałem w szeregu artykułach tyczących się dziejów Strzelna. Szczególny klimat panował w jego pokoju gościnnym, pełnym książek i obrazów oraz wielu bibelotów. Do końca uczestniczył w życiu społeczno-kulturalnym Strzelna, biorąc udział w uroczystościach, wystawach, prelekcjach. W okresie wiosenno-letnim dużo czasu poświęcał rekreacji, będąc często spotykanym w oazie zieleni miejskiej - ogródkach działkowych. Miejscem ze wszech miar gościnnym dla doktora była pracownia strzeleńskiego aptekarza Jana Harasimowicza oraz kilka zaprzyjaźnionych domów. Zaś w każdą niedzielę można było spotkać strzeleńskiego lekarza u Pani Kujaw - w markowickim sanktuarium Królowej Miłości i Pokoju.