środa, 9 października 2019

Miłość, która zabija… Krew kochanków splamiła leśną murawę



Na śródleśnym cmentarzu ewangelickim w Wymysłowicach pod Ciechrzem, pośród nielicznymi już dzisiaj nagrobkami, znajdujemy niewielki głaz z wyrytym nań napisem:

Hubert Gramowski
geb. 17.09.1904
gest. 15.05.1933

Zapewne wielu odwiedzających ten cmentarz stając przy kamieniu zadaje sobie pytanie: - Kto spoczywa pod tym głazem i co było przyczyną śmierci, że tak młody człowiek zszedł z tego świata? Od lat zebrane przeze mnie informacje na temat tej osoby czekały na swoją kolej, by w końcu ujrzeć światło dzienne…


Wydarzenie, które dzisiaj przypominam i które związane jest ze spoczywającym snem wiecznym pod tym głazem ma przebieg sensacyjny. Rozegrało się przed blisko 90-laty i rozeszło się wielkim echem po Kujawach i Polsce. Miało ono miejsce 15 maja 1933 r. w niewielkim lasku należącym do nadgoplańskich Lachmirowic, a te z kolei do niemieckiej rodziny Hinschów, Maxa, a po nim Gustawa. Tłem krwawej tragedii była miłość dwojga młodych ludzi, Elli Neumann, córki zamożnego gospodarza z Racic, zakochanej bez pamięci w młodym leśniku Hubercie Gramowskim. Ojciec Huberta, Brunon był również leśniczym i znanym hodowcą psów, członkiem Towarzystwa Kynologicznego przy Polskim Związku Myśliwych w Poznaniu. Mieszkał w leśniczówce Wymysłowice, w lesie Kobylarz należącym do majętności Hildegardy i Clausa von Heydebrecków z pobliskich Markowic k. Strzelna. Wszyscy bohaterowie tej opowieści byli narodowości niemieckiej i posiadali obywatelstwo polskie.


Ówczesna prasa prześcigała się w doniesieniach o zabójstwie 28-letniego leśniczego, którego miała dokonać jego narzeczona, niejednokrotnie konfabulując. Oto jeno z nich, zamieszczone na łamach poznańskiego „Nowego Kuriera“:
On - przystojny chłopiec, za którym głowę straciła już niejedna dziewczyna odpłacał się Elli uczuciem szczerym i gorącym. Sielanka miłosna trwała jednak bardzo krótko. Od pewnego czasu Gramowski zaczął wyraźnie Ellę zaniedbywać, a ludzie coraz częściej widywali pana leśniczego w towarzystwie jakiejś dziewczyny z miasta. Zakochana na zabój w swoim chłopcu z lasu Neumannówna nie mogła tego przeboleć. Gwałtowny temperament Elli pożądał zemsty za wszelką cenę. W poniedziałek dopilnował Gramowskiego w lesie lachmirowickim. Szedł z inną dziewczyną. Neumannówna błyskawicznie dobyła browninga i pociągnęła za cyngiel.

Strzał był celny. Śmiertelnie zraniony w płuca, Gramowski skonał w kilka sekund później.
W przystępie ostatecznej rozpaczy Neumannówna strzeliła do siebie. l ten strzał był celny. Kiedy na odgłos strzałów rewolwerowych ludzie pobiegli do lasu, znaleźli na splamionej krwią murawie już tylko zastygłe zwłoki kochanków. Wstrząsająca tragedia miłosna wywołała w całej okolicy kolosalne wrażenie.

Nieco inne i bliższe prawdy zakończenie tragedii opublikowano w gnieźnieńskim „Lechu“: Z ciężką raną zdążyła jeszcze dowlec się do domu. Zaalarmowano natychmiast policję i pomoc lekarską. Wyprawa ratunkowa do lasu była bezskuteczna - znaleziono tam już tylko zastygłe zwłoki leśnika. Stan Elli jest bardzo poważny.


Ale prawdziwy przebieg tego wydarzenia poznajemy dopiero z procesu sądowego. Otóż, jego obserwatorem był również dziennikarz z „Dziennika Kujawskiego“, który taką oto złożył relację poprzedzając ją krzykliwym tytułem:

Tragiczne dzieje nieszczęsnej miłości - Kobieta na ławie oskarżonych - Radość i smutki miłości - Nożem w żebra - Śmiertelny finał w lesie - Tajemnica

…Bydgoski Sąd Okręgowy na sesji wyjazdowej w Inowrocławiu rozpatrywał wczoraj sensacyjną sprawę o zabójstwo młodego leśniczego śp. Huberta Gramowskiego.
Śmiertelne strzały, które 15 czerwca br. padły w lesie majętności Lachmirowice pod Kruszwicą znalazły swój sądowy epilog. Ławy dla publiczności w dużej sali Sądu Grodzkiego zapełniły się szczelnie przede wszystkim ze względu na miłosne tło tragedii. Zanim bowiem wśród żywej zieleni znaleziono zimne zwłoki leśniczego i jego ciężko ranną narzeczoną - rozwinęła się przedtem między dwojgiem młodymi dwuletnia intryga miłosna, pełna zwykłych kłótni, przeprosin, a przechodząca obfitą gamę wzruszeń - rozpaczy, nadziei i zazdrości.

Przy stole sędziowskim zasiadają: przewodniczący - wiceprezes Sądu Okręgowego Szechowicz, sędzia okręgowy Gajewski i sędzia grodzki Witaszek. Oskarża podprokurator Galuba, broni mecenas Mielcarek. 20-letnia Ella Neumann z Racic, narzeczona śp. Huberta oskarżona jest o to, że pod wpływem zazdrości zastrzeliła swego narzeczonego śp. Huberta. Usiłując potem pozbawić się życia, ciężko się postrzeliła.

Młoda kobieta na ławie oskarżonych! Nic więc dziwnego, że przypatrujemy się jej ciekawie. Drobna szatynka o ładnej, inteligentnej twarzy. Żywe oczy w ładnej oprawie, profil energicznie zarysowany, z wysokiego czoła odgarnięte włosy, całość robi sympatyczne wrażenie. Często nerwowo przygryza usta, a blada zmizerowana twarz, na której widnieje wielkie napięcie, żywe budzi współczucie… Padają twarde słowa oskarżenia, zaczyna się indagacja [wypytywanie]. Na pytanie sędziego czy rozumie po polsku, uśmiecha się z zakłopotaniem (ładny ma uśmiech), mówiąc „ein bischen“… Przywołano więc tłumacza. Oskarżona do winy się nie przyznaje, po czym cichym głosem opowiada słoneczne i chmurne dzieje nieszczęsnej swej miłości.

Ze śp. Hubertem Gramowskim zapoznała się na ślubie swej siostry w 1931 r. i zaraz na drugi dzień się z nim zaręczyła, utrzymując z nim później bliższe stosunki. W 1932 r. pojechała z narzeczonym do Wymysłowic do jego rodziców, którzy ją bardzo dobrze przyjęli. Ale w tydzień po tym Ella otrzymała list od Huberta, że nie może się z nią ożenić bez 10-tysięcznego posagu, poza tym rodzice jego są przeciwni małżeństwu, a szef zmniejszył mu wynagrodzenie z 100zł. na 50 zł. Następstwem tego listu było zerwanie, ale tego samego jeszcze dnia Hubert przyszedł do Elli, płakał i przepraszał, po czym nastąpiła znów zgoda.

Wreszcie nadszedł ów fatalny poniedziałek 15 czerwca rb., zasnuty mgłą i siepiący deszczem. W dniu tym poszła do Lachmirowic do Marii Plötzel, u której mieszkał Hubert. Zobaczywszy się z narzeczonym, wręczyła mu rewolwer swego brata, o który ją przedtem prosił. Potem oboje wyszli. Gdy weszliśmy w las - opowiada podniecona Ella - Hubert stanął nagle i powiedział:
- Rodzice nie chcą pozwolić na małżeństwo, ja bez ciebie żyć nie mogę - a wyciągnąwszy browninga - tą oto bronią pozbawimy się życia…
Strasznie się przelękłam, zaczęłam płakać i więcej już nic nie pamiętam.
Sędzia Szechowicz: - A co było dalej, skąd Pani dostała postrzał?
- Zapewne wzięłam rewolwer i strzeliłam do siebie, ale na pewno nie wiem, wszystko to było dziełem jednej chwili…
Sędzia: - A czy Pani nie chciała zabić narzeczonego?
- Ja nigdy takich myśli nie miałam, nigdy, nigdy… - wzruszonym głosem odpowiada Ella, podniecona z gorączkowymi rumieńcami na twarzy. Jest to punkt kulminacyjny zeznań oskarżonej, cała sala, prokurator i obrońca stojąc, wsłuchują się z natężeniem w jej słowa.

Następuje przesłuchanie świadków. Wdowa Maria Neumann, siwa już matka oskarżonej, ze śladami dawnej urody twarzy i siostra Gertruda, korzystając z przysługującego im prawa, odmawiają zeznań, w przeciwieństwie do brata Elli, Fritza, który na ogół potwierdza jej zeznania. Popołudniu w dniu zabójstwa spotkał swą siostrę Gertrudę prowadzącą wzburzoną Ellę, która krzyczała: - strzelaliśmy się z Hubertem. Świadek pobiegł wtedy z niejakim Rothenbuschem na miejsce czynu. Na skraju lasu leżały zimne już zwłoki Huberta, obok z lewej strony rewolwer świadka, otwarty scyzoryk a w nogach flinta. Browning ten wziął do ręki, kładąc go potem znów na dawne miejsce. Gdy świadek wrócił do domu zastał już Ellę w łóżku i nieprzytomną. Od tego też czasu aż do dnia rozprawy nie zamienił z nią ani słowa.

Z zeznań gospodyni śp. Huberta, Marii Piötzke wynika, że młody leśniczy co raz więcej stygł w miłosnych zalotach do Elli, nie mając zupełnie zamiaru się z nią ożenić. Przyjaciel zabitego Helmut Hermann opowiada, że Hubert początkowo chciał się z Ellą ożenić, później jednak wycofał się i swój stosunek z nią likwidował powoli, bojąc się, by się nie utopiła. Według świadka, Gramowski opowiadał, jakoby Ella groziła mu śmiercią, jeżeli będzie chodził z innymi dziewczętami. W tej chwili oskarżona na wezwanie sądu, przeczy stanowczo, mówiąc: - Nigdy nie mówiłam takich rzeczy, ja nigdy nie byłam zazdrosna, bo zbyt wiele miałam do Huberta zaufania, to on właśnie… Denat miał się też wyrazić do świadka m.in.: - jeśli dostanę kulą, to ona też musi umrzeć, dam jej nożem pod żebra. Świadek Rotheubusch nic nowego nie wnosi, natomiast świadek Eryk Piötzke zeznaje, że śp. Hubert oświadczył mu kiedyś: - mam już wszystkiego dość, najlepiej dam sobie kulę w łeb.

W sali poruszenie, bo wchodzi świadek Brunon Gramowski, siwy pan z zawiesistym wąsem, ojciec denata. Świadek zeznający po niemiecku nie patrzy na oskarżoną, która znów nie odrywa od niego oczu. Syn jego nie chciał już później ożenić się z Ellą, bał się jedynie, by nie zemściła się na nim. Gramowscy sprzeciwiali się małżeństwu przede wszystkim z powodu antypatii jaką żywili do całej rodziny Neumannów. Śp. Hubert gorąco kochał swych rodziców, toteż świadek nie wierzy w jego samobójstwo.

Po przesłuchaniu świadków na wniosek mecenasa Mielcarka odczytano orzeczenie dra Sitka lekarza powiatowego w Strzelnie gdzie leżała w szpitalu Neumannówna, że oskarżona cierpiała na zanik pamięci. Sąd nie przychylił się do wniosku mecenasa Mielcarka o przerwanie rozprawy i powołanie dra Sitka, jako biegłego.

Następnie zabrał głos prokurator, wnosząc mimo wielu okoliczności łagodzących o surowy wymiar kary, życiem ludzkim bowiem nie wolno szafować.
 Mecenas Mielcarek w doskonałym przemówieniu usiłował wykazać brak winy oskarżonej. To właśnie po stronie denata ciągle była zabawa z bronią, jak o tym zeznali świadkowie. A nawet, gdyby przyjąć, że czyn jej zarzucany popełniła, to uczyniła to w każdym razie bez udziału woli. Proszę więc - zakończył mecenas Mielcarek - o uwolnienie z braku dowodów winy.

Po naradzie sąd skazał oskarżoną na 2 lata więzienia z zawieszeniem na 3 lata. Obrońca założył apelację, oskarżona odpowiadająca z wolnej stopy przyjęła wyrok spokojnie.

Miłość od pierwszego wejrzenia, zazdrość, strzały… śmierć! Nie wiadomo co działo się w duszy kobiety, która patrzyła w sali sądowej na ojca swego zabitego narzeczonego, którego tak przecież kochała - kobiety, której wiosenną radość życia spłoszyły strzały śmiertelne… Wyrok zapadł, ale nie możemy uwolnić się od wątpliwości. Czy istotnie zazdrość? Kto zabił? Nie wiemy wahamy się - tajemnica! Na ławie oskarżonych zasiadła kobieta.. (s)     

wtorek, 8 października 2019

Skarby dziedzictwa - Siedluchna


Siedluchna rok 1833.
Jeszcze w latach międzywojennych Siedluchnę - miejsce położone na południowy-zachód od Cienciska i nazywane Siedluchną Dworem zamieszkiwało 56 ludzi. Dzisiaj to zaledwie budynek dawnego dworu przebudowanego na leśniczówkę - mieszkanie służbowe pracownika służby leśnej Nadleśnictwa Miradz - otoczony gęstym lasem. W kierunku południowym, tuż za ścianą lasów Leśnictwa leży miejscowość o podobnie brzmiącej nazwie, którą odróżnia końcówka nazwy, w której 'a' zostało zastąpione literką 'o' - Siedluchno oraz przynależność administracyjna. Ta miejscowość należy do gminy Orchowo, zaś nasza leśna osada do gminy Mogilno.


Nasza Siedluchna przez kilkaset lat znajdowała się w obszarze administracyjnym Strzelna, a jej przypisanie Mogilnu nastąpiło w 1954 r. W czasach średniowiecza i Rzeczypospolitej Szlacheckiej miejscowość leżała w powiecie inowrocławskim, a od 1886 r. w powiecie strzeleńskim, w dystrykcie Strzelno II. W latach międzywojennych i do roku 1954 była to gmina Strzelno-Południe.

Początki - we władaniu klasztorów
W dokumencie księcia wielkopolskiego Mieszka III Starego wystawionym 28 kwietnia 1145 r. wśród posiadłości klasztoru kanoników Regularnych z Trzemeszna znajdujemy po raz pierwszy Siedluchnę, zapisaną jako Sedlicovo. W XIII w. miejscowość ta w drodze zamiany znalazła się w dobrach klasztoru sióstr norbertanek ze Strzelna. W dokumencie z 1459 r. miejscowość została zapisana jako Syedluchna. W dawnych latach zapisywana była jako Siedluchno, później nazwa została ustalona w formie Siedluchna, co zostało potwierdzone rozporządzeniem Naczelnej Rady Ludowej w Poznaniu 14 lipca 1920 r. W czasie okupacji Niemcy zmienili nazwę folwarku na Birkenwalddorf - Brzozowa Wieś Leśna.

Siedluchna ok. 1795 r
 Około 1560 r. było tutaj dwóch zagrodników, 3 łany osiadłe i 3 łany sołtysie. Siedluchna po pierwszym rozbiorze Polski około 1780 r. została włączona do pruskiego Urzędu Domeny Królewskiej w Strzelnie (tzw. Rent-Amtu) i stała się folwarkiem wieczysto dzierżawnym. Co 3 lata obwieszczano możliwość dzierżawienia tych dóbr. Około 1830 r. znajdowały się tutaj 4 domy, w których mieszkało 34 ludzi, w tym 3 ewangelików i 31 katolików. Dominium było enklawą rolną otoczoną lasami pruskiego Królewskiego Nadleśnictwa Strzelno, przemianowanego później na Nadleśnictwo Miradz.



 Majątek ziemski Siedluchna
W połowie XIX w. nabyli majątek od rządu pruskiego Mliccy. Pochodzili oni z osówieckiej linii Kajetana Jarmułt-Mlickiego herbu Dołęga. Pierwszym z tego rodu znanym z imienia właścicielem Siedluchny był Jan (1808-1874), wymieniony w Księdze Adresowej w 1865 r. Mieszkał on w Ostrówku nad Gopłem, gdzie miał swoją siedzibę. Zmarł 21 czerwca 1874 r. i po nim majętność przejął syn Augustyn Gustaw (1850-1898). Po jego śmierci, która nastąpiła nagle podczas pobytu w Mogilnie 21 czerwca 1898 r., dobra te nabył Niemiec Gustaw Zempel. Majątek liczył wówczas 117,28 ha Zempel w 1895 r. wymieniany był wśród członków strzeleńskiego koła niemieckiego towarzystwa Hakata (KHT). Już w 1912 r. znajdujemy tutaj jako właścicieli rodzinę Molendów. W 1913 r. mieszkał tutaj Walenty Molenda i jego brat Franciszek, którzy byli członkami Kółka Rolniczego w Ostrowie. Walenty jako właściciel majętności posiadał wówczas 550 mórg. W latach międzywojennych Siedluchna była obszarem dworskim, liczyła 136 ha i należała do Walentego Molendy. Mieszkało tutaj 56 ludzi.

Były dwór w Siedluchnie, obecnie leśniczówka.
Leśnictwo Siedluchna
Po 1945 r. Siedluchna została przejęta na cele reformy rolnej. Znaczna część gruntów pomajątkowych po 1949 r. został zalesiona, a w zabudowaniach pofolwarcznych powstała siedziba leśnictwa Siedluchna. Leśnictwo liczyło w latach 80. minionego stulecia 1142,88 ha, a po reorganizacji w 1996 r. 821,38 ha. Pierwszym leśniczym był tutaj od 1 czerwca 1949 r. do 31 lipca 1968 r. Stanisław Lisek. Po nim leśniczym został Janusz Smółka, który ten urząd sprawował do 2002 r. Po likwidacji leśnictwa w 2002 r. Smółka został leśniczym leśnictwa Ostrowo. Lasy leśnictwa podzielono między leśnictwa: Ostrowo, Przedbórz i Kurzebiela. Obecnie po dworze i leśniczówce znajduje się tutaj osada leśna z mieszkaniem dla służby leśnej.

Leśniczówka w Siedluchnie.
Stare podanie z wątkiem Siedluchny
Stare podanie przenosi nas w okolice Cienciska - Siedluchny. Ze wszystkich stron, z wyjątkiem wąskiego pasa gruntów ornych na Jaworowie, poprzedzonych gruntami uprawnymi zwanymi Kamionka, wieś Ciencisko otaczają lasy - w części mieszane, w części sosnowe. Podobnie było z Siedluchną. Jak przystało na wieś z tradycjami wiele miejsc, pól i części lasów okolic Cienciska ma swoje, sięgające odległych czasów, nazwy znane tylko miejscowej ludności. I tak, część lasu na północy ze stawem śródleśnym zwie się Skopie, do lasu po stronie południowej za tzw. Babińcem przylgnęła nazwa Amerykan. Jak przekazują najstarsi mieszkańcy Cienciska nazwa tego miejsca wywodzi swój rodowód z sensacyjnego wydarzenia, jakie rozegrało się w tym lesie na początku XX w.

Jego przebieg był następujący: Do karczmy w Ciencisku trafił bogaty emigrant powracający z za oceanu – „Amerykan”. Wiedziony informacją, że właściciel sąsiadującej z wsią posiadłości Siedluchna, pragnie majętność sprzedać, zapragnął nabyć ją i tutaj osiedlić się. Fama o bogatym gościu lotem błyskawicy rozeszła się po Ciencisku, ściągając do gościńca wielu mieszkańców ciekawych przybysza. Wśród bywalców karczmy znalazło się dwoje przebiegłych przewodników, którzy za drobną odpłatnością zgodzili się zaprowadzić Amerykanina do wymarzonej przez niego posiadłości. Zapadał już zmrok, kiedy cała trójka dotarła do drogi leśnej, wiodącej od wsi do majętności. W połowie drogi leśnej przewodnikami zawładnęła chęć łatwego wzbogacenia się. Zaatakowali więc niedoszłego dziedzica Siedluchny, raniąc go śmiertelnie. Zagarnęli cały dorobek emigranta i uszli z miejsca zbrodni. Po roku znaleziono martwego gościa, a do lasu otaczającego miejsce zbrodni przylgnęła nazwa Amerykan.

W 1922 r. tak to wydarzenie opisywała prasa:
TAJEMNICZE ZNALEZIENIE ZWŁOK w LESIE MlRADZKIM
W dniu 19 czerwca r.b. (1922) zauważyły dzieci szkolne z Gębic, będące na wycieczce w lesie, w zagaju pomiędzy Cienciskiem a Siedluchną w oddziale 176 wystające z ziemi nogi człowieka zakopanego, które zostały prawdopodobnie przez dziki wyryte i nadgryzione. Powiadomiona o wypadku policja państwowa udała się na miejsce i stwierdziła przez odkopanie, że są to przypuszczalnie zwłoki, zaginionego przed rokiem w dotąd nie wyjaśniony sposób Polaka-Amerykanina Tomasza Borowskiego, zamieszkałego w Poznaniu przy ulicy Łąkowej, który przybył do powiatu naszego w celu nabycia gospodarstwa.

Ponieważ według zasięgniętych informacji, zamordowany miał przy sobie znaczną sumę pieniędzy na zakup gospodarstwa, a których przy trupie nie znaleziono, należy przypuszczać, że morderstwo nastąpiło w celu rabunkowym.

piątek, 4 października 2019

Wiktor Zbierski (1866-1923)

1907 r. Towarzystwo Robotników Katolickich w Strzelnie, skupiające w swych szeregach rzemieślników. Na tle rotundy św. Prokopa.

Wielu strzelnian, którzy w przeszłości poświęcili się dla dobra miasta i Ojczyzny pozostaje dla współczesnych postaciami bezimiennymi. Nieliczni, którzy sięgają po opracowania regionalne trafiają na te nazwiska, lecz niestety niewiele mogą powiedzieć o tych ludziach. Jedną z takich bezimiennych jak dotychczas postaci był Wiktor Zbierski, który dzięki temu artykułowi stanie się rozpoznawalnym dla strzelnian.

Urodził się w 1866 r. w Strzelnie. Był synem Antoniego i Wiktorii z domu Turajskiej. Rodzicie związek małżeński zawarli w 1866 r. w kościele parafialnym pw. św. Trójcy w Strzelnie. Ojciec z zawodu był garncarzem i prowadził własny warsztat w mieście przy ulicy Ślusarskiej 104 (nr policyjny). Tam też miał własny dom. Pierwsze nauki pobierał w miejscowej szkole ludowej. Po jej ukończeniu zaczął uczyć się zawodu garncarza, korzystając z wiedzy ojca, który już wówczas był mistrzem w tym fachu. W tym czasie ojciec był orędownikiem polskiej bankowości i w 1889 r. zasiadał w Radzie Nadzorczej Banku Ludowego w Strzelnie.

W 1893 r. Wiktor zawarł związek małżeński z strzelnianką Ludwiką Lewandowską ur. w 1872 r., córką Aleksandra i Marii z domu Mańkowska. Początkowo wspólnie z ojcem, a następnie samodzielnie prowadził w Strzelnie zakład garncarski. Podobnie jak rodzic angażował się w życiu społeczno-gospodarczym miasta Strzelna i należał do licznych miejscowych stowarzyszeń.    

Pod koniec 1918 r. włączył się w ruch patriotyczno-niepodległościowy. Był członkiem Miejskiej Rady Ludowej w Strzelnie i z jej ramienia 15 listopada 1918 r., po zawieszeniu w czynnościach burmistrza Samuela Bethkego, wszedł w skład miejscowego magistratu, na którego czele stanął nowy polski burmistrz Bolesław Pińkowski - senior. Bezpośrednio uczestniczył w przejmowaniu z rąk niemieckich władzy oraz agend podległych samorządowi strzeleńskiemu. W działalności niepodległościowej wspierały go żona Ludwika i córka Maria. Były one z ramienia strzeleńskiego dowództwa powstańczego członkiniami zespołu kucharek przygotowujących posiłki nowo zwerbowanym powstańcom wielkopolskim z 1 i 2 kompanii strzeleńskiej, wchodzących w skład Batalionu Nadgoplańskiego. Za szczególne oddanie się tej sprawie 7 sierpnia 1927 r. Maria Zbierska została udekorowana Odznaką Zasługi za czynny udział w Powstaniu Wielkopolskim.

  
Wiktor Zbierski zmarł w wieku 56 lat 18 lipca 1923 r. w Strzelnie. Nazajutrz po pogrzebie korespondent strzeleński „Dziennika Kujawskiego“ na łamach gazety napisał:
W ubiegłą sobotę odprowadziliśmy na wieczny spoczynek zwłoki znanego i poważanego obywatela naszego miasta, członka Magistratu śp. Wiktora Zbierskiego.
Pogrzeb poprzedziło przeprowadzenie zwłok z domu żałoby do kościoła parafialnego, w którym za spokój duszy zmarłego odprawił ks. kanonik [Stanisław Kostka] Kopernik żałobną mszę św. z wigiliami. Po nabożeństwie wyruszył kondukt żałobny na cmentarz parafialny. Nad grobem w krótkich lecz treściwych słowach podniósł ks. kanonik sumienne i gorliwe spełnianie przez zmarłego obowiązków, nałożonych nań przez sprawowanie urzędów w Magistracie i towarzystwach, do których należał, poczym koło śpiewu „Harmonia“ wykonało na 4 głosy: „W mogile ciemnej“.
W pogrzebie brały udział oprócz rodziny zmarłego, miejscowe towarzystwa z sztandarami, przedstawiciele Magistratu i Rady Miejskiej oraz liczne rzesze obywatelstwa.
Zmarły, którego znaliśmy jako dobrego Polaka, gorącego patriotę i zacnego obywatela, zapewnił sobie wśród obywatelstwa pamięć niezatartą. Niech Mu ziemia polska, którą tak gorąco ukochał i której dobra zawsze pragnął, lekką będzie.

Początek lat 50. XX stulecia. Młode Polki w Strzelnie - w środku od lewej siedzą: ks. proboszcz Józef Jabłoński, ks. wikariusz Benedykt Domek, Maria Zbierska...
 Pamiętam ze swoich dziecięcych i młodzieńczych lat córkę Wiktora, panią Marię (Manię) Zbierską. Była kobietą niezwykle dystyngowaną, miłującą Boga i Kościół - nas ludzi dobrej wiary. Pisał o niej Kazimierz Chudziński w naszej wspólnie napisanej książce Strzeleńska nekropolia, przybliżając jej działalność na niwie licznych organizacji katolickich. Warto pójść do Biblioteki Miejskiej, sięgnąć po tę książkę, poczytać o strzelniankach i strzelnianach - o znakomitym i zasłużonym obywatelstwie naszego miasta.  

środa, 2 października 2019

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 56 Ulica Świętego Ducha - cz. 12



Przechodzimy pod kolejną sąsiednią posesję oznaczoną numerem 14, dawniej numerem policyjnym nr 62. Na niej usytuowany jest również parterowy dom z mieszkalnym poddaszem. W części podwórzowej poddasze zostało przebudowane w formie piętra, którym także została w części nadbudowana, usytuowana od strony północnej, mieszkalna oficyna, do której przylegają parterowe zabudowania gospodarcze. Dom nakryty jest dachem w części frontowej jednospadowym pokrytym dachoblachówką z dwoma oknami dachowymi, w części podwórzowej dachem papowym. Znajdują się w jego części parterowej dwa pomieszczenia handlowe. Cała elewacja frontowa w całości jest boniowana w formie płytowej.

Mnie osobiście ta posesja kojarzy się ze znanym niegdyś znakomitym strzeleńskim rzemieślnikiem Janem Głowackim, kontynuatorem przedwojennej działalności Jana Szczepańskiego. Pan Jan był postacią znaną i zaliczaną do zacniejszych obywateli naszego miasta. Parał się on blacharstwem i dekarstwem. W swoim warsztacie zlokalizowanym w podwórzu, w oficynie gospodarczej, wykonywał wszelakiego rodzaju wyroby z blachy cynkowej, ocynkowanej i zwykłej. Specjalizował się w produkcji rynien, parapetów i wszelkiego rodzaju oblachowań budowlanych. Wykonywał i naprawiał wiadra, konewki, kanki do mleka i wszelakie blaszane sita, kominki wentylacyjne i różne opierzenia.


Pierwszym znanym z nazwiska właścicielem tej posesji był wymieniony w 1800 r. Polak wyznania katolickiego, nijaki Wiśniewski, który parał się szewstwem. W tym miejscu warto na chwilę zatrzymać się, gdyż zawód szewski był jednym z najbardziej rozwiniętych w Strzelnie. Szewcy mieli swój oddzielny cech, który prosperował całkiem znośnie już od kilku wieków. Na czele tej jednej z pierwszych organizacji rzemieślniczych stał cechmistrz, którym np. w 1841 r. był Kajetan Gilewski, a jego zastępcą Franciszek Janiszewski. Wiele nazwisk ówczesnych szewców strzeleńskich możemy dowiedzieć się z „Księgi wyzwoleń czeladniczych Cechu Szewskiego w Strzelnie" prowadzonej od 1841 r. do 1874 r. Kolejnym cechmistrzem był Walenty Paradziński, który pałeczkę cechmistrza przejął w 1843 r. W 1844 r. wśród starszych cechu pojawia się Kazimierz Wegner. Od 1845 znajdujemy w kierownictwie cechu Wincentego Usorowskiego i Wawrzyńca Jarłowskiego. Od 1847 r. Piotra Mikołajewskiego, Franciszka Balińskiego i Józefa Romiejewskiego.

Księga wyzwolenia zawiera wpis przyjęcia na naukę zawodu i po jej ukończeniu wpis wyzwolenia, czyli zdania egzaminu czeladniczego. A oto jeden z zapisów przyjęcia na naukę:
Działo się w Strzelnie, dnia 2 stycznia 1849 r. w uprawnionym cechu naszym szewskim przy otwartym skarbie stanął przed stół tutejszy majster Józef Jarłowski z Panem Wojciechem Kosińskim i jego synem.
Ja Wojciech Kosiński daję syna mego w naukę Józefowi Jarłowskiemu na lat pół piąte i zastrzegam syna mojego Ignacego, który ma lat 15, że będzie wiernym i posłusznym przez przeciąg swej nauki.
Ja Józef Jarłowski obowiązuję się tegoż ucznia wyuczyć dobrze i trzeźwo. Przyodziewek przez przeciąg nauki i do wyzwolenia surdut za talarów pięć, spodnie, westkę, caikowe buty, koszulę i pogłówne. Przytomni majstrowie naprzeciw temu nic nie mieli, zaś koszta zapisu i wyzwolenia obowiązuje się także majster uiścić. Dziś zapis płaci, z których przyjdzie talar jeden do lady.
Świadkami zapisu ucznia byli: Daniel Świtalski - cechmistrz, Stanisław Zawacki - jego zastępca oraz pisarz bracki Piotr Mikołajewski.



W 1889 r. właścicielem posesji był Józef Bartoszewski, oberżysta, który w latach 1889-1891 pełnił funkcję radnego miejskiego. Niewątpliwą ciekawostką jest przekaz, jaki został odnotowany na łamach miejscowego „Nadgoplanina" w 1888 r., a który dotyczy katastrofy ulicznej spowodowanej przez jednego z okolicznych włościan. Otóż, wydarzenie miało miejsce na początku stycznia. Przed jedną z oberż [być może, że był to lokal Bartoszewskiego] znajdujących się przy ulicy Świętego Ducha, gościnnie przebywający w Strzelnie mieszkaniec jednej z podmiejskich wsi, pozostawił wóz z końmi, zaś sam raczył się wewnątrz gościńca jadłem i zapewne jakimś rozgrzewającym trunkiem. W tym samym czasie ulicą mknął zaprzęgiem inny woźnica i nie zachowując bezpiecznej odległości walnął całym impetem w parkujący zaprzęg karczemnego biesiadnika. Jak czytamy w gazecie: ...w szalonym pędzie powlókł go spory kawałek za sobą dopóki się w kawałki nie rozleciał, konie spłoszone w różne strony się rozbiegły. Trochę więcej ostrożności ze strony jadących ulicami miasta byłoby koniecznie potrzebne, a zapobiegłoby się wielu nieszczęściom, skargom a nareszcie i procesom. A zatem baczność i ostrożność.

W domu tym prowadził również działalność gospodarczą Jan Kopeć. Oto jego reklama z 1910 r.


W latach zaborów i w okresie międzywojennym działalność gospodarczą prowadził w tym domu Jan Szczepański, którego reklamę zamieszczam i która wyczerpuje w swej ofercie zakres świadczonych tu usług. Dodam jedynie, że poza firmą świadczącą usługi, pan Jan prowadził również sklep detaliczny. Był on zięciem Bartoszewskiego. W 1896 r. zawarł związek małżeński z jego córką Leokadią. Obok znajdowała się „Drogeria Victoria" należąca do drugiego zięcia Albina Radomskiego, który w 1904 r. ożenił się z córką Bartoszewskich, Heleną. Więcej o tej rodzinie znajdziecie w cz. 43 Spacerku po Strzelnie, przy okazji Rynku cz. 40 - https://strzelnomojemiasto.blogspot.com/2019/06/spacerkiem-po-strzelnie-cz-43-rynek-cz.html


Pamiętam, że w budynku tym znajdował się drugi w Strzelnie - po „Samosi" z Rynku - spożywczy sklep samoobsługowy prowadzony przez PSS „Społem". Już po przemianach ustrojowych 1989 r. miejsce spożywczaka zajął sklep tej samej branży, który prowadził właściciela posesji Stanisław Skorupka. W kilka lat później jego miejsce zajął sklep elektryczny Irena Zienowicz. Obecnie powierzchnia jego została przyłączona do sklepu budowlanego prowadzonego w sąsiednim domu przez firmę GATO ST Sp. z o.o. Drugą część - po wojnie zamienioną na mieszkalną - zajmuje obecnie placówka handlowa sieci „Żabka". Wcześniej w miejscu tym funkcjonował bar prowadzony przez szwagrów, Marka Skorupkę i Tomasza Gajewskiego. W podwórzu do niedawna działał jeszcze kolejny sklep z używanymi meblami holenderskimi.

wtorek, 1 października 2019

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 55 Ulica Świętego Ducha - cz. 11


 

Kolejny dom w pierzei zachodniej ulicy Świętego Ducha to typowy dla zabudowy miejskiej dom parterowy oznaczone numerem 12, dawniej policyjny nr 63. Należy on do rodziny Gajewskich. Nakryty dwuspadowym dachem, pokryty jest blachodachówką, z dwoma mansardami (facjatkami) po jednej stronie i dwoma po drugiej stronie dachu. Pierwotnie na poddaszu znajdowała się jedna mansarda, zlokalizowana od frontu w części południowej dachu ceramicznego. W części podwórzowej znajdują się dwie oficyny, z których północna - piętrowa jest młodsza od domu i pochodzi z przełomu XIX i XX w. Sam dom liczy sobie ok. 150 lat.


Na przełomie XVIII/XIX w. posesja należała do protestanta Schindlera, który w podwórzu prowadził piekarnię. W 1813 r. wymieniany był wśród miejscowych piekarzy właściciel posesji Friedrich Schindler. Prawdopodobnie w II poł. XIX w. całość przeszła w ręce Polskie. Z informacji pochodzących z 1889 r. wiadomo jest, że nieruchomość była własnością rodziny Kolasińskich. Spośród jej członków znanego z pierwszej litery imienia S. Kolasińskiego znajdujemy w 1872 r. w składzie rady miejskiej, zaś w 1910 r., jako właściciel w spisie mieszkańców występuje P. Kolasiński. W tym czasie w domu i oficynie zamieszkiwało 6 rodzin, m.in. szewska rodzina Rajskich.



Wielka oficyna południowa składa się z części piętrowej i parterowego marketu budowlanego. Stanowi powierzchnię handlową Grupy PSB Mrówka prowadzonego przez firmę GATO ST Sp. z o.o. Jest to firma z ponad dwudziestoletnim doświadczeniem w branży budowlanej. Od 1996 r. występowała pod szyldem „Centrobud”. Market oferuje kilkadziesiąt tysięcy pozycji asortymentowych niezbędnych w budownictwie i do remontu, wyposażenia, utrzymania domu, mieszkania i ogrodu. Firma posiada plac składowy i magazyny z szerokim asortymentem materiałów budowlanych oraz zapewnia kompleksowe zaopatrzenie inwestycji, wsparcie w zakresie doboru odpowiednich materiałów, doradztwo techniczne, transport wraz z rozładunkiem HDS.

  
Pieczołowicie odnowiony dom w części poddasza jest zamieszkały, zaś parter spełnia funkcje handlowe - Mrówka i niewielki sklepik w branży odzieżowej. W latach mej młodości znajdowały się na parterze dwa sklepy, obuwniczy po lewej stronie i „stara lada" po prawej - tzw. komis, w którym można było sprzedać za pośrednictwem placówki uspołecznionej towar otrzymywany w paczkach z Zachodu. Już w latach przemian ustrojowo-gospodarczych prowadzony był tutaj prywatny sklep obuwniczy państwa Pieczaków.

niedziela, 29 września 2019

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 54 Ulica Świętego Ducha - cz. 10



Każde miasto, miasteczko, czy większa wieś ma swoją ulicę główną, nazywaną również reprezentacyjną. Każde z nich ten przywilej zawdzięcza zabudowie zlokalizowanej wzdłuż ulicznych pierzei oraz funkcjonujących we wnętrzach domów i kamienic placówkom handlowym, usługowym i gastronomicznym. Ulica taka wyróżnia się od pozostałych szerokością jezdni, chodników i mnogością kolorowych witryn, a szczególnie dużą ilością spacerujących po niej tubylców i przyjezdnych, potencjalnych klientów poszczególnych placówek. Taką strzeleńską arterią jest ulica Świętego Ducha - bardziej święta od wszystkich świętych, gdyż nosi nazwę jednej z postaci stanowiących Trójcę Świętą. Można również zaliczyć do tej kategorii ulic Rynek, który z kolei jest najbardziej reprezentacyjnym placem miejskim i to od dawien dawna, gdyż od początków jego wytyczenia, czyli od średniowiecza.



Przy każdej z takich ulic stoją na miarę wielkości miasta piękne kamienice, jak również mniej przykuwające oko bezstylowe domostwa oraz i takie, które swym wyglądem zakłócają charakter reprezentacyjności. Pamiętam, że jeszcze przed kilkunastu laty nasze ulice były szare z licznie przebijającymi się przez przemalowania przedwojennymi szyldami. Ta kolorystyka miała swój specyficzny urok oraz klimat międzywojnia i czasów peerelowskich. Wiele kamienic miało onegdaj piękne korytarze, z przeszklonymi drzwiami i zdobnymi podświetlonymi sufitami, w których wisiały lustra i sielankowe obrazy. Ale były również obskurne, a nawet w przysłowiowy chlew zamienione, komunalne…  


Żyjemy w XXI w. i tak jak miastu przystało mamy piękną architekturę miejską, z klasycznym rozplanowaniem, z miejscami zielonymi. Wszystko to czeka na mądre posunięcia decydentów, na rewitalizację, która w większości powinna zachować istniejącą substancję, przy jednoczesnej zmianie funkcji wielu tych miejsc. A to wszystko po to, by już nigdy nie wrócił widok zapuszczonych kamienic i korytarzy.

    

Świętego Ducha 10

Kolejne trzy parcele przy ul. Świętego Ducha nr 10, 12, 14 od frontu zajmuje zabudowa parterowa. Budynki te w ostatnich dwóch dekadach zmieniły swoje funkcje, stając się w części parterów zapleczem dla placówek handlowych i usługowych. Koleje dziejowe posesji nr 10 - stary policyjny nr 64 - podobnie jak wszystkich parceli znajdujących się przy tej ulicy sięgają średniowiecza. Do dziś zachowały się najstarsze dane zapisane na pożółkłych kartach papieru, które przenoszą nas w czasy późniejsze, czyli w II połowę XVIII w., a konkretnie do roku 1773. Pod tą datą w imiennym wykazie mieszczan strzeleńskich, sporządzonym przez urzędników pruskich znajdujemy niejakiego Loboszewicza, Polaka wyznania katolickiego. W rubrykach dotyczących stanu rodziny i służby nic nie zostało odnotowane, a z tego wynika, że był on osobą samotną, być może jeszcze kawalerem. W 1800 r. ponownie został on odnotowany, ze zmienioną pisownią nazwiska - Łoboszewicz. Kolejnymi właścicielami posesji byli Żydzi, a konkretnie rodzina Fabiszów. Antenat tegoż rodu nabył całą zabudowaną parcelę właśnie od Łoboszewicza. W 1889 r. wymieniany jest w spisach potomek Fabiszów, który prowadził tutaj piekarnię. Znając zwyczaje żydowskie wynikające z ich tradycji i wiary możemy dzisiaj jedynie domniemywać, że była to piekarnia specjalizująca się w produkcji pieczywa „koszernego". Zapewne tutaj wypiekano dla izraelitów strzeleńskich świąteczną, czyli szabasową macę, jak również chałki i inne pieczywo. Obecny dom został wystawiony w IV ćw. XIX w. Jest to budowla bezstylowa, nakryta dwuspadowym dachem krytym poszyciem blaszanym - blachodachówką, w którym znajduje się od strony ulicy 5 okien dachowych. Od piekarza Fabisza posesję nabył wymieniany w 1910 r. Wojciech Dobrzyński, który również prowadził tutaj piekarnię. Po jego śmierci interes kontynuowała małżonka Teresa Dobrzyńska. Poza Dobrzyńskimi mieszkały tutaj jeszcze trzy inne rodziny, m.in. koszykarz Jan Białecki, który poległ na froncie I wojny światowej.


Po II wojnie światowej posesja ta należała do małżonków Walerii i Feliksa Skoniecznych i po dziś znajduje się w rękach ich potomków - Mohylowskich. W podwórzu do budynku właściwego została przypięta piętrowa oficyna, za którą znajduje się ogród, od zachodu sąsiadujący z ul. Michelsona. Przez długie lata PRL-u w budynku frontowym znajdował się sklep Gminnej Spółdzielni „Samopomoc Chłopska", który prowadziła właścicielka posesji Waleria Skonieczna. Budynek ten przeszedł przeobrażenie po wyprowadzeniu lokatorów. W ostatnich latach został gruntownie przebudowany i zamienił swą funkcję z mieszkalno-handlowej w handlowo-usługową. Jedynie oficyna  zachowała funkcję mieszkalną. Tutaj funkcjonował sklep drogeryjny i agedowski sieci „Awans" oraz placówka kredytowa. Obecnie swoją działalność w budynku prowadzi inowrocławska firma „Piekuś“, która uruchomiła tutaj cieszący się ogromnym wzięciem sklep piekarniczo-cukierniczy. W pewnym stopni jest on kontynuatorem tradycji tego miejsca, w którym do lat 30. XX w. prowadzona była przez ok. 100 lat piekarnia. W tym budynku ma również swoją agendę - punkt kasowy strzeleński Bank Spółdzielczy.

piątek, 20 września 2019

Kurkowe Bractwo Strzeleckie w Strzelnie



Hasło przewodnie Towarzystwa brzmiało:
„Ćwicz oko i dłonie
w Ojczyzny obronie.”

W okolicznościowym wydawnictwie z 1937 r. znajdujemy informację, że Bractwo Kurkowe powstało w Strzelnie w 1848 r. Wynika z tego zapisu, że działające w II RP Kurkowe Bractwo Strzeleckie było kontynuatorem tego pierwszego powstałego jeszcze w okresie zaboru pruskiego. Dowodem na tę tezę jest skład członkowski bractwa z 1929 r., z którego wynika, że pośród 50 członkami znajdowali się również strzelnianie niemieckiego pochodzenia, którzy po 1919 r. przyjęli obywatelstwo polskie. Byli nimi: Adalbert Morawietz, bogaty kupiec, właściciel eklektycznej kamienicy w Rynku 3 i udziałowiec spółki „Morawietz & Eilenberg”, który był katolikiem i z racji stażu, jeszcze w bractwie z okresu rozbiorowego, nosił tytuł członka honorowego; Karol Ritter, bogaty kupiec, właściciel kamienicy w Rynku, na której znajduje się posąg rozbójnika Dąbka oraz Otton Greger, właściciel młyna parowego w Strzelnie. Do bractwa nie należeli miejscowi Żydzi.

Przynależność Morawietza do bractwa miała swoje odniesienie do działalności jego na szeroko pojętej niwie społecznej. Kiedy zmarł 12 września 1929 r. w prasie ukazała się informacja mówiąca o tym, ż 15. odbył się pogrzeb Alberta Morawietza, który był członkiem Kurkowego Bractwa Strzeleckiego, byłym radnym miejskim od 1904 r. i członkiem Magistratu od 1911 r., a nade wszystko Radcą Ubogich. Pracował z oddaniem dla dobra miasta, szczególną opieką otaczając właśnie ubogich. Był założycielem i członkiem honorowym Ochotniczej Straży Pożarnej. Bractwo i Straż wyróżniali się w kondukcie licznie uczestnicząc w ostatniej drodze zmarłego, podobnie jak radni miejscy i członkowie Magistratu. W ostatniej drodze zmarłego uczestniczył ks. radca Ignacy Czechowski i wikariusz ks. Franciszek Wasiela, członek bractwa. Morawietz cieszył się ogromną estymą wśród strzelnian. Pochowany został na cmentarzu katolickim przy ul. Kolejowej.

Tarcza strzelnicza z 1922 r. upamiętniająca Powstanie Wielkopolskie.
 W 1929 r. wprowadzono do statutu bractwa zmiany, z których najważniejszą była zmiana nazwy. Dotychczasowe Bractwo Strzeleckie przyjęło nazwę Kurkowego Bractwa Strzeleckiego, a po zapisaniu do Rejestru Towarzystw w Sądzie Powiatowym w Strzelnie posiadało przypisek przy nazwie Tow. Zap. (Towarzystwo Zapisane). Celem działania bractwa było ćwiczenie członków w używaniu broni palnej oraz pielęgnowanie między nimi świadomości i poczucia obowiązków obywatelskich i państwowych względem Rzeczypospolitej Polskiej, aby w razie potrzeby każdy członek był zdolny do stanąć do obrony Ojczyzny i do utrzymania bezpieczeństwa publicznego.

Bractwo strzeleńskie miało nadto statut zatwierdzony przez Wojewodę, a poprzez ten akt, członkowie mogli nosić broń w pochodach paradnych i podczas zebrań. Zatwierdzenie rozciągało się na udzielenie praw korporacyjnych jednoznacznych z uznaniem bractwa jako instytucji służącej dobru ogólnemu. Wojewoda miał również prawo rewizji statutu i posiadał władzę nadzorczą nad bractwem. Spełniając te kryteria bractwo było członkiem Zjednoczenia Kurkowych Bractw Strzeleckich Rzeczypospolitej Polskiej, jak również organizacji PW i WF. W strukturze organizacyjnej Zjednoczenia w sierpniu 1934 Kurkowe Bractwo Strzeleckie w Strzelnie należało do Okręgu Bydgoskiego Zjednoczonych Bractw Kurkowych Rzeczypospolitej Polski. W skład zarządu Okręgu, jako ławnik wchodził Franciszek Müller ze Strzelna.

Pamiątkowa tarcza królewska
 Najwyższym dostojnikiem, który zasilał szeregi strzeleńskiego bractwa był hrabia Adolf Bniński, członek honorowy, były wojewoda poznański, prezes Polskiej Akcji Katolickiej, ziemianin z Gułtów. Do hrabiego należały pobliskie Bożejewice, w związku z czym często przebywał w tych stronach. Dzierżył je po swojej babce Helenie z Kościelskich Potworowskiej, z którą tutaj zamieszkiwał w trakcie pobierania nauk w inowrocławskim gimnazjum. Zaś wieloletnim prezesem bractwa był Stanisław Muszyński, miejscowy kupiec i restaurator. Jego najwyższym trofeum zdobytym w bractwie było piastowanie tytułu Króla Żniwnego.

Bractwo było ze wszech miar elitarnym towarzystwem o czym świadczy jego skład członkowski. Zasiadała w nim ówczesna inteligencja miejska z wysokimi urzędnikami państwowymi, a mianowicie: Stanisławem Radomskim – burmistrzem, Edmundem Boesche - asesor w Starostwie Strzeleńskim, Józefem Przybylskim - dyrektorem Powiatowej Kasy Chorych w Strzelnie, Franciszkiem Müllerem - budowniczym powiatowym w Strzelnie, Wincentym Szklarskim - naczelnikiem Urzędu Skarbowego w Strzelnie, dr. Kazimierzem Truszczyńskim - lekarzem powiatowy w Strzelnie, Zygmuntem Koehlerem - notariuszem w Strzelnie oraz Janem Meierem - naczelnym sekretarzem Wydziału Powiatowego w Strzelnie. Drugą grupę inteligencką stanowili: Michał Stęczniewski - aptekarz w Strzelnie, Czesław Palluth - dyrektor Towarzystwa Robót Inżynieryjnych w Strzelnie, Kazimierz George - kierownik Banku Ludowego w Strzelnie oraz Walenty Gąsiorowski - dzierżawca probostwa w Strzelnie i Andrzej Kuchowicz - ziemianin ze Zbytowa.

Pieczę duchową nad bractwem sprawowali kapelani, a byli nimi wikariusze strzeleńscy delegowani przez proboszcza ks. Ignacego Czechowskiego. Jednym z nich był m.in. ks. Franciszek Wasiela. Ogromną część członków stanowili miejscowi właściciele przedsiębiorstw, młynów, rzemieślnicy i kupcy. Było również kilku znaczniejszych włościan. W szeregach nie znajdowali się robotnicy, ani bezrobotni. Tę granicę majątkową, wyznaczało kosztowne umundurowanie, wysokie składki wynoszące od 24 do 30 zł rocznie, obowiązek wystawienia przyjęcia z okazji zdobycia tytułu królewskiego oraz dobrowolne opodatkowanie na utrzymanie strzelnicy.

Członkiem bractwa mógł być każdy obywatel polski, nieskazitelnego imienia, posiadający szacunek i zaufanie swych współobywateli. Musiał mieć ukończone 21 lat i poparcie dwóch członków wprowadzających. P zatwierdzeniu kandydatury przez zarząd, składał on ślubowanie. Treść roty odczytywał I starszy, poczym podawał kandydatowi rękę. Akt ten odnotowywano w protokole. Początek ślubowania miał następującą treść: Ślubuję, iż wedle najlepszej woli i chęci służył będę Ojczyźnie w każdej potrzebie... Członkowie dzielili się na czynnych i nieczynnych oraz honorowych. Członek czynny zobowiązany był to noszenia munduru. Płacił składkę w wysokości 24 zł, zaś nieczynny 30 zł, honorowy był zwolniony z opłat, choć mógł wnosić dobrowolne datki. Nadto członek honorowy nie mógł uzyskać godności króla kurkowego.

Tarcza honorowa z kurem.
 Najwyższą władzą bractwa było Walne Zebranie. W prasie międzywojennej znajdujemy informacje tyczące się takich posiedzeń. Wśród nich znajdujemy relację z 31 stycznia 1928 r., która informowała, że: ...w lokalu Piątkowskiego odbyło się walne zebranie Bractwa Strzeleckiego, które zagaił prezes Edmund Boesche. Po odczytaniu protokołu z ostatniego walnego zebrania wybrano prezydium zebrania w następującym składzie: przewodniczący Stęczniewski, sekretarz George, ławnicy Szklarski i Jezierski. Następnie ustępujący zarząd zdał sprawozdanie, które przyjęto. Udzielono ustępującemu zarządowi pokwitowania. Przystąpiono do wyboru nowego zarządu, w skład, którego weszli: prezes Edmund Boesche, zastępca prezesa Budzyński, sekretarz Muszyński, zastępca sekretarza Bamber, skarbnik Szydzik. Na rewizorów kasy wybrano pp. Przybylskiego, Kubskiego, George. Radę zawiadowczą stanowią pp. Bamber, Grześkowiak, Jezierski, Rydlewski, i Wesołowski. Jako członków sądu honorowego wybrano dra Kohlera, dra Truszczyńskiego, Skęczniewskiego, Pallutha, Benedykcińskiego, Szklarskiego, Piatkowskiego i Puchalskiego. Do komendy wybrano: majorem: Müllera, kapitanem Bambera, porucznikiem Wróblewskiego, chorążym Jezierskiego, podchorążym Kaczmarka i Ed. Boesche. Delegatami obrano Benedykcińskiego i Müllera. Następnie Palluth wygłosił referat, „Komu należy nadać tytuł członka honorowego”. W dyskusji i odniesieniu do powyższego referatu wybrano członkami honorowymi pp. Müllera, Boesche i T. Huberta.

Józef Wróblewski - porucznik KBS.
 Organem wykonawczym bractwa był Zarząd, który składał się z 9 członków: I starszego, II starszego, sekretarza, skarbnika i 5 radnych, z których jeden był zastępcą sekretarza. Ich zakres kompetencyjny ściśle określał Statut. Kolejnymi organami władzy Kurkowego Bractwa Strzeleckiego były: Sąd Honorowy, Komisje podczas urzędowania i Komenda Bractwa. Swoistą władzę stanowiła Komenda, która cechowała się odpowiednimi mundurami, tytułami, stopniami i szarżami. Komendantem bractwa był członek w randze nie niższej niż major. Podlegał on bezpośrednio prezydium Zarządu i uczestniczył w jego posiedzeniu. Następnie wykonywał uchwały władzy zwierzchniej na zewnątrz, wśród i z członkami. Składał raporty i proponował awanse. Następnie występowali dowódcy kompanii w randze kapitanów, poruczników lub podporuczników. Komenda stanowiła szyk i porządek organizacyjny.

Czapka mundurowa - kapelusz z pióropuszem.
 Oddzielnym działem regulaminu było umundurowanie. Mundur strzelecki składał się z ciemnozielonej marynarki dwurzędowej z jasnozielonym kołnierzem, przybranym żołędziami srebrnymi i guzikami zielonymi oraz naramiennikami okolonymi srebrnym galonem. Spodnie czarne i kapelusz z piórkiem oraz metalowym białym orłem na przedzie kapelusza. Pod kołnierzem na biało-amarantowej wstążce nosiło się oznakę członkowską Kurkowego Bractwa Strzeleckiego. Nadto białe rękawiczki i czarne obuwie. Wszyscy oficerowie nosili długie szpady i szarfy złote przeplatane zielonym.

Odznaki bractwa.
 Członkowie honorowi nosili mundury i odznaki służbowe swego stopnia względnie szarży, szpady oficerskie i naramienniki okolone złotym galonem. I starszy bractwa nosił szpadę oficerską, naramiennik okolony złotym galonem, z łamanym złotym galonem wzdłuż wnętrza i dwie złote gwiazdki. II starszy bractwa podobnie jak I, lecz z jedną gwiazdką na naramienniku

Bractwo w całej swej działalności kierowało się zapisami statutowymi oraz regulaminem do statutu. Te akty prawne wyczerpywały zakres funkcjonowania bractwa i określały jego najważniejsze cele. Pośród nimi znajdowały się treningi i zawody strzeleckie. Główne zawody strzeleckie rozgrywano dwa razy do roku i miału one swoją szczególną oprawę i celebrę wyznaczoną regulaminem.


III nagroda Bractwa Strzeleckiego w Strzelnie z 19 września 1926 r. - awers i rewers.
 Na Zielone Świątki Kurkowe Bractwo Strzeleckie urządzało pierwsze doroczne strzelanie. Trwało ono 3 dni. Zaczynało się w drugie święto i kontynuowane było w następną sobotę i niedzielę do godz. 18:00. Uroczystość rozpoczynała się nabożeństwem w kościele, po czym paradnie udawano się na strzelnicę. Każdorazowo strzelanie otwierał król kurkowy, który honory swe piastował od chwili zdobycia tytułu do zakończenia następnego rocznego strzelania. Procedura oddawania kolejnych strzałów była następująca. Wyznaczeni przez zarząd członkowie oddawali tzw. strzały honorowe na cześć Rzeczypospolitej Polskiej, Prezydenta i innych dostojników. Strzały oddawane były do tzw. tarczy królewskiej, z oparcia, każdy strzelec po 5 strzałów. Pierwsze trzy strzały oddawano pierwszego lub drugiego dnia zawodów, pozostałe trzeciego dnia, najpóźniej do godz. 18:00. Osoba, która zdobyła najwięcej punktów (pierścieni) otrzymywała tytuł „króla kurkowego” i z tą godnością połączone nagrody i prawa. Kolejne tytuły względem zdobytych punktów otrzymywali I i II rycerz.

Emblemat kura, łańcuchy królewskie i berła.
 Król kurkowy zielonoświątkowy miał prawo noszenia w rocznej kadencji łańcuch królewski, a w miejsce naramienników epolety z frędzlami ozdobione koroną królewską, szpadę oficerską  i szarfę oficerską. I Rycerz: łańcuch rycerski, naramienniki okolone srebrnym galonem z jedną przepaską łamaną wzdłuż naramiennika i dwie srebrne gwiazdki. II Rycerz identycznie, tylko z jedną gwiazdką na naramienniku.

Drugim z kolei strzelaniem corocznym było strzelanie żniwne i winno ono odbyć się we wrześniu. Odbywało się ono w tym samym porządku co strzelanie zielonoświątkowe. Każdemu członkowi przysługiwało oddanie 3 strzałów po sobie następujących z oparcia do tarczy królewskiej pierścieniowej. Najlepszy strzelec otrzymywał tytuł „króla żniwnego”. Król kurkowy żniwny, przez roczną kadencję nosił mundur swego stopnia względnie szarży, oznakę królewską a na naramienniku srebrną koronę. Natomiast I i II Rycerz, mundur swego stopnia i medal.

Łuczniczki z Urzędy Pocztowo-Telekomunikacyjnego na strzelnicy Bractwa Kurkowego w Strzelnie - 1938 r.
 Proklamacja króla kurkowego, rycerzy i króla żniwnego odbywała się po odbytym strzelaniu o godz. 18:00. Każdorazowo króla kurkowego odprowadzało Bractwo Strzeleckie we wspólnym pochodzie z orkiestrą do jego domu, lub do pierwszorzędnego lokalu – w wypadku naszego miasta była to restauracja Piątkowskiego, tzw. Park Miejski. Zobowiązany tytułem, król wydawał przyjęcie. O tym kto zostanie królem wiedziano po oddaniu pierwszych strzałów. Tym samym miał on czas na powiadomienie domu o szykującym się przyjęciu. O takiej imprezie dowiedziałem się z opowieści mojej cioci, Anny Jaśkowiak, której teść, młynarz Zygmunt senior Jaśkowiak, kilkakrotnie piastował godność króla kurkowego i żniwnego. Skoro sygnał dotarł do Młyna o godności gospodarza, pani domu wydawała polecenia celem szybkiego zarobienia ciasta na pączki oraz przygotowania sutej kolacji: kapusta kiszona zasmażana, kaszanka na gorąco, kiełbasa biała, gęsina pieczona i świeżutki chrupiący chleb żytni. Do tego duże ilości piwa i wszelakich gorzałek z górnej półki.

Strzelnica Bractwa Kurkowego w Strzelnie 1936 r.
 Pani na Młynie słynęła ze znakomitych pączków, których smak podkreślony słodkością nadzienia w postaci marmolady z dzikiej róży oraz ich sposób pieczenia na gęsim smalcu, był niepowtarzalnym. Pączki stanowiły danie powitalne, zaś kurkowy bal królewski w dużym ogrodzie przymłyńskim opisywanym był z podziwem przez uczestników, do czasu kolejnego balu żniwnego, lub po balu żniwnym do kurkowego zielonoświątkowego.

Kurkowe Bractwo Strzeleckie w Strzelnie od 1925 r. posiadało swój własny obiekt składający się ze strzelnicy i stopniowo zagospodarowywanego parku. Znajdował się on na gruntach miejskich tuż za torami kolejowymi z dojściem od Remizy OSP, za ogrodnictwem Aleksandra Piątkowskiego. Na miejsce strzelnicy wykorzystano tereny po gliniance cegielnianej. Poświęcenie nastąpiło 16 sierpnia tegoż roku. Uroczystość ta połączona była z konkursem strzelania o tytuł króla żniwnego i o inne nagrody. Na strzelnicy znajdował się budynek administracyjno-mieszkalny, którym zawiadywał Strzelczy, czyli gospodarz. Miał on nadzór nad strzelnicą i całym otoczeniem – parkiem. Prowadził spis inwentarza i dbał o przygotowanie tarcz, które po każdym strzelaniu należało zalepić. Był on do stałej dyspozycji zarządu.

Przemarsz Bractw Kurkowych ulicami Poznania 1929 r.
 W marcu 1936 r. Bractwo Kurkowe otrzymało od Miasta pożyczkę z funduszu leśnego w wysokości 5000zł. Środki te przeznaczono na kompleksowe zagospodarowanie parku przylegającego do strzelnicy. Zakupiono wiele gatunków drzew i krzewów ozdobnych. Park przedstawiał się uroczo. W planach bractwa znajdowało się zagospodarowanie drogi na Laskowo, wzdłuż gruntów proboszczowskich. Miała to być aleja spacerowa do lasu miradzkiego, którą zamierzano obsadzić drzewami i krzewami. Co kilkaset metrów miały znajdować się zatoczki – polanki, z ławkami i stolikami. Miały one stanowić miejsca relaksu i chwilowego wypoczynku w drodze do leśnych ostępów. Dziś teren ten w niczym nie przypomina uroczego przedwojennego zakątka, czy nawet tego z lat 70. minionego stulecia. Kompletnie zapuszczony stanowi obraz nędzy i rozpaczy, a szkoda, mógłby przecież nadal służyć strzelnianom.

W 1936 r. prezesem bractwa był Stanisław Muszyński z ul. Świętego Ducha 5, sekretarzem Kazimierz Borsz z ul. Miradzkiej, skarbnikiem bractwa był Józef Musiałkiewicz z ul. Świętego Ducha, komendantem Franciszek Müller z ul. Stodolnej, który jednocześnie piastował funkcję strzelmistrza bractwa.  

Poznańscy przedstawiciele bractwa na defiladzie w Warszawie 1939 r.
 Z zachowanych informacji wiemy, że 9-11 września 1927 r. Bractwo Strzeleckie w Strzelnie urządziło strzelanie o króla żniwnego, promocje i ordery. Królem Żniwnym został brat Edmund Boesche, I Rycerzem brat Szydzik, II Rycerzem brat Kowalewicz. W Strzelaniu o ordery I m. Kowalewicz, II m. Müller, III m. Kaczmarek, IV m. Muszyński, V m. Ogiński. W strzelaniu o premie zdobyli bracia: I m. Kowalewicz, II m. Szklarski, III m. Benedykciński. Z tej notatki wiemy, że członkowie bractwa byli braćmi i tak oficjalnie podczas zebrań nazywali się.

O kolejnym strzelaniu żniwnym pisała prasa: 27, 28 i 29 wrześni1929 r. Kurkowe Bractwo Strzeleckie w Strzelnie przeprowadziło trzydniowe strzelanie, tj. w piątek po południu, sobotę i niedzielę. Strzelanie rozpoczęło się o godz. 13:00. Kolejno nastąpiło strzelanie o żetony i nagrody. Zaś specjalnie dla zaproszonych gości odbyło się strzelanie z wiatrówki o wartościowe nagrody. Z kolei, z opowieści rodzinnych wiem, że Kurkowe Bractwo Strzeleckie było niezwykle prężną organizacją, regularnie organizującą swoje zawody sportowe. O sile tej organizacji świadczy majątek bractwa, tj. posiadanie własnego obiektu w postaci strzelnicy, budynku mieszkalno-administracyjnego oraz rozległego, pięknie urządzonego parku z fontanną, alejkami spacerowymi i miejscami piknikowymi. Do dziś te obiekty istnieją, lecz są zaniedbane i wymagają rewitalizacji. Park kurkowy jest łącznikiem ul. Sportowej ze stadionem KS „Kujawianka”.


Na tym pięknym zdjęciu, wykonanym w maju 1928 r. w strzeleńskiej Pracowni Fotograficznej – Atelier Euzebiusza Nowida-Kudło przy ul Kościelnej 12, przedstawieni są znakomici członkowie Strzeleckiego Bractwa Kurkowego w Strzelnie. W środku Franciszek Müller w stopniu majora, król kurkowy w latach 1928-1929 i 1929-1930, budowniczy powiatowy w Strzelnie; Po prawej Franciszek Szydzik w stopniu porucznika, skarbnik bractwa, król żniwny w latach 1926-1927 i 1928-1929, kupiec, właściciel Wytwórni Elementów Betonowych w Strzelnie; od lewej Józef Rydlewski, członek zarządu bractwa, właściciel Fabryki Maszyn Rolniczych w Strzelnie przy ul. Szerokiej 13. Panowie Szydzik i Rydlewski w maju 1928 r. zostali wicekrólami kurkowymi. Wszystkie odznaczenia na mundurze są dowodem zdobytych nagród i tytułów strzeleckich.
Członkami w 1929 r. byli:
  1. Hrabia Adolf Bniński, członek honorowy, były wojewoda poznański, ziemianin z Gułtów, właściciel Bożejewic pod Strzelnem.
  2. Edmund Boesche, członek honorowy, asesor w Starostwie Strzeleńskim.
  3. Stanisław Muszyński, prezes Bractwa Strzeleckiego w Strzelnie, król żniwny, kupiec-restaurator w Strzelnie.
  4. Józef Przybylski, dyrektor Powiatowej Kasy Chorych w Strzelnie.
  5. Edward Budzyński, wiceprezes Bractwa Strzeleckiego w Strzelnie, kupiec w Strzelnie.
  6. Adalbert Morawietz, Niemiec z pochodzenia, członek honorowy, kupiec w Strzelnie.
  7. Karol Ritter, Niemiec z pochodzenia, kupiec w Strzelnie.
  8. Józef Rydlewski, członek Zarządu, właściciel fabryki maszyn rolniczych przy ul Szerokiej 13 w Strzelnie.
  9. Stanisław Jezierski, król kurkowy w latach 1924-1925, kupiec w Strzelnie.
  10. Franciszek Barczak, kupiec-restaurator w Strzelnie.
  11. Edward Boesche junior, II Rycerz w latach 1929-1930, mistrz fryzjerski ze Strzelna.
  12. Ignacy Cieślewicz, kupiec w Strzelnie.
  13. Edmund Grzeszkowiak, budowniczy w Strzelnie.
  14. Tomasz Hubert, kupiec w Strzelnie.
  15. Stanisław Hanasz, członek Zarządu Bractwa Strzeleckiego w Strzelnie, kupiec zbożowy w Strzelnie.
  16. Ks. Franciszek Wasiela, wikariusz strzeleński.
  17. Franciszek Kaźmierczak, kupiec w Strzelnie.
  18. Andrzej Kuchowicz, ziemianin ze Zbytowa.
  19. Józef Musiałkiewicz, kupiec w Strzelnie.
  20. Franciszek Müller, król kurkowy w latach 1928-1929 i 1929-1930, budowniczy powiatowy w Strzelnie.
  21. Franciszek Michalak, król kurkowy w latach 1923-1924, kupiec w Strzelnie.
  22. Hieronim Gniewkowski, zastępca komendanta Bractwa Strzeleckiego w Strzelnie, mistrz piekarski w Strzelnie.
  23. Józef Pankowski, budowniczy w Strzelnie, właściciel firmy.
  24. Wiktor Piątkowski, kupiec-restaurator w Strzelnie.
  25. Wojciech Ruciński, kupiec w Strzelnie.
  26. Michał Stęczniewski, król kurkowy w latach 1927-1928, aptekarz w Strzelnie.
  27. Wincenty Szklarski, naczelnik Urzędu Skarbowego w Strzelnie.
  28. Dr Kazimierz Truszczyński, lekarz powiatowy w Strzelnie.
  29. Franciszek Wesołowski, członek Zarządu Bractwa Strzeleckiego w Strzelnie, mistrz obuwniczy w Strzelnie.
  30. Józef Wróblewski, handlarz w Strzelnie.
  31. Franciszek Szydzik, skarbnik Bractwa Strzeleckiego w Strzelnie, król żniwny w latach 1926-1927 i 1928-1929, kupiec, właściciel wytwórni elementów betonowych w Strzelnie.
  32. Stanisław Kajewski, mistrz malarski w Strzelnie.
  33. Walenty Gąsiorowski, dzierżawca probostwa w Strzelnie.
  34. Czesław Palluth, członek Zarządu Towarzystwa Strzeleckiego w Strzelnie, dyrektor Towarzystwa Robót Inżynieryjnych w Strzelnie – słynnego TRI.
  35. Józef Ogiński, właściciel domu w Strzelnie.
  36. Władysław Benedykciński, I Rycerz w latach 1928-1929, rolnik z Kwieciszewa.
  37. Ignacy Puchalski, mistrz kominiarski ze Strzelna
  38. Franciszek Gilewski, właściciel drukarni w Strzelnie.
  39. Marcin Dopierała, rolnik ze wsi Młyny.
  40. Henryk Kaczmarek, zegarmistrz w Strzelnie.
  41. Jan Ogiński, kupiec w Strzelnie.
  42. Tabaczyński, rolnik ze wsi Ciechrz.
  43. Kazimierz George, kierownik Banku Ludowego w Strzelnie.
  44. Zygmunt Jaśkowiak senior, I rycerz, król żniwny w latach 1928-1929, właściciel młyna parowego w Strzelnie.
  45. Zygmunt Koehler, notariusz w Strzelnie.
  46. Sawicki, mistrz krawiecki w Strzelnie.
  47. Olejnik, mistrz siodlarski w Strzelnie.
  48. Jan Meier naczelny sekretarz Wydziału Powiatowego w Strzelnie.
  49. Stanisław Radomski, burmistrz Strzelna.
  50. Otton Greger, Niemiec z pochodzenia, właściciel młyna parowego w Strzelnie.
  51. Roman Kowalewicz, członek honorowy, fundator insygnii królewskich, król kurkowy w latch 1926-1927, zegarmistrz ze Strzelna.

W gronie członków nadal znajdowali się nie mieszkający w Strzelnie, a wielce zasłużeni dla Bractwa: Tadeusz Busza, były gorliwy członek Zarządu Bractwa Strzeleckiego w Strzelnie, kilkuletni wiceprezes i król kurkowy w latach 1922-1923, były burmistrz Strzelna, pełniący od 1928 r. funkcję Wojewódzkiego Inspektora Pożarnictwa w Poznaniu; Ignacy Kramarczyk, były gorliwy kilkuletni członek Zarządu Bractwa Strzeleckiego w Strzelnie, król kurkowy w latach 1925-1926, król żniwny w latach 1925-1926, wielokrotnie odznaczany żetonami i pierwszymi nagrodami, założyciel Bractwa Strzeleckiego w Pucku na Pomorzu i tamtejszy komendant, dentysta w Strzelnie i Pucku.