wtorek, 17 lipca 2018

Strelnopolis mityczne miasto

Wietrzychowicka rekonstrukcja - foto Internet

 Dla strzelnian informacja ta jest wręcz sensacyjna i odkrywa schowaną w leśnych wyniesieniach i górkach prahistorię naszej małej ojczyzny, a szczególnie tej z Lasów Miradzkich. To w nich przed 5 000 lat kwitło życie, na co znajdujemy dowody w postaci potężnych megalitów, grobowców bezkomorowych kultury pucharów lejkowatych z okresu neolitu oraz kurhanów kultury łużyckiej z epoki brązu. O istnieniu tych sensacyjnych znalezisk wie zaledwie niewielka grupa wtajemniczonych, czyli archeologów, regionalistów z Towarzystwa Miłośników Miasta Strzelna i leśników. Wiedzę tę chcieliśmy zachować w tajemnicy, aż do czasu wpisania obiektów do rejestru zabytków. Niestety pewne przecieki sprawiły, że temat ten nagłaśniamy, by obszar, na którym znajdują się "kopce kujawskie" zachować w nienaruszonym stanie.


A jak to wszystko się zaczęło? W 2016 r. Zarząd Towarzystwa Miłośników Miasta Strzelna został poproszony przez prezesa stowarzyszenia Eko-Przyjezierz Józefa Drzazgowskiego o wsparcie w ratowaniu cmentarzyska megalitycznego w miejscowości Góry - Marianowo w gminie Wilczyn. W prace te zaangażowali się dwaj członkowie naszego zarządu, Jan Szarek - wiceprezes TMMS i Heliodor Ruciński - skarbnik TMMS. W listopadzie 2017 r. włączyłem się również ja.

Stanowiska megalityczne w Lasach Miradzkich.
 Pierwsze informacje o megalitach miradzkich uzyskaliśmy od archeologów konińskich - od Krzysztofa Gorczycy, przy okazji prowadzenia postępowania administracyjnego w sprawie wpisania 13 megalitów z miejscowości Góry - Marianowo w gminie Wilczyn do rejestru zabytków. TMMS było stroną w tym postępowaniu, a staliśmy się nią na prośbę ekologów, by ratować teren zajmowany przez grobowce przed jego zniszczeniem, co stałoby się po uruchomieniu planowanej odkrywki węgla brunatnego "Ościsłowo". Postępowanie administracyjne zakończyło się sukcesem i megality z Gór - Marianowa zostały wpisane do rejestru zabytków.

Megality przy Pomianiance - Leśnictwo Młyny.
 To wówczas powiedziano nam, że w Nadleśnictwie Miradz, w Leśnictwie Młyny znajdują się megality. Osobiście sprawdziłem przy pomocy programu ISOK i za pośrednictwem lotniczych skanów laserowych - wizualizacji Numerycznego Modelu Terenu i trafiłem na pierwsze trzy megality, które zlokalizowane są w oddziałach 200 i 201. Usytuowane są wzdłuż tzw. "Pomianianki" - śródleśnej drogi, na północ od drogi Nowa Wieś - Proszyska. Pierwszy z megalitów oddalony jest od skrzyżowania o ok. 130 m, drugi o ok. 180 m i trzeci o ok. 625 m. Ten ostatni, najmniejszy, ok. 60 m długości przecina "Pomianiankę".

Megality w Miradzu.
 Kolejne miejsce to okolice miejscowości Gaj, Przyjezierze, Przedbórz i Miradz. Ale prawdziwa nekropolia megalityczno-kurhanowa znajduje się w ciągu oddziałów 48-50 Leśnictwa Młyny w obszarze lasu nazywanego "Szyszki", rozłozonego się na pograniczu wsi Młynice - Młyny, na północ od odcinka młyńskiego, kanału Ostrowo - Gopło. Znajdująca się tam liczba megalitów i kurhanów nazwana została przez archeologów konińskich Necropolis mityczne miasto umarłych przodków. Rozmiar tutejszego skupiska jest ogromny i świadczy, że w okolicach naszego współczesnego Strzelna już przed 5 000 lat funkcjonowało mityczne miasto Strelnopolis.


Mityczne miasto umarłych - Strelnopolis. Las Szyszki.
 Już prof. Józef Kostrzewski pisał o tzw. "grobach kujawskich" (nazwa wprowadzona w 1879 r.) pochodzących z późniejszych czasów neolitu. Stanowiły one odmianę północnych "grobów olbrzymów". Są to budowle w formie wielkich skrzyni, wznoszone z ogromnych, łupanych odpowiednio głazów narzutowych, wpuszczone prawie całkowicie w ziemię (aż do wieka), a otoczone ogrodzeniem kamiennym w formie długiego, równoramiennego trójkąta (piramidy).
Niepozorne wzniesienie kryjące jeden z megalitów.
 Ta kamienna ściana - obstawa grobowca nawiązuje do kształtu wielkich domostw pierwszych rolników, osiadłych na tych ziemiach w okresie ok. 4300–3000 lat p.n.e. Część pojedynczych głazów tworzących ścianę wschodnią może masą dochodzić do kilku ton. Ich wielkość od podstawy - czoła, czyli od najszerszego i najwyższego wschodniego fragmentu grobowca stopniowo w miarę zwężania się ku zachodowi maleje. Długość obiektów miradzkich dochodzi do ok. 120 m, a szerokość podstawy do ok. 13-20 m. W części szczytowej grobu, w wydzielonym prostokącie, i w specjalnej jamie obłożonej również kamieniami, znajduje się pochówek szkieletowy jednej bardzo ważnej, jeżeli nie najważniejszej osoby, przywódcy - patriarchy rodu. Całość przykrywał płaszcz kamienno-ziemny, który w obrębie podstawy - szczytowym dochodzi do ok. 4 m. Prawdopodobnie do budowy średniej wielkości grobowca tego typu, potrzebna była masa ziemi dochodząca do 600 ton oraz kamieni do ponad 200 ton.   


Kopce kujawskie budowano w późnych stadiach młodszej epoki kamienia ok. 5 tysięcy lat temu (ok. 3000–2200 lat p.n.e.). Świadczą one o dość wysokim poziomie wiedzy zamieszkujących nasze ziemie plemion z tzw. okresu kultury pucharów lejkowatych, szczególnie architektonicznej oraz już wówczas umiejętności stosowania prostych urządzeń typu dźwignia oraz znakomitej organizacji pracy ich budowniczych. Lud ten znał się również na astronomii i potrafił wyznaczyć strony świata o czym świadczy zorientowanie grobowców w kierunku wschód-zachód. Mniej więcej w tym samym czasie zbudowano słynne piramidy w Gizie w Egipcie - największa z nich piramida Cheopsa pochodzi z ok. 2560 r. p.n.e.


W Polsce, poza Kujawami Wschodnimi i Kujawami Zachodnimi (w części południowa z gminami Jeziora Wielkie i Strzelno), kopce kujawskie występują na pograniczu Kujaw i Wielkopolski (Góry - Marianowo gmina Wilczyn) i na Pomorzu Zachodnim. Są to obiekty w formie wydłużonego trapezu, rzadziej okrągłe. Najbardziej znane to te w okolicach Izbicy Kujawskiej. Znajdują się tam dwa skupiska grobowców - obecnie rezerwaty archeologiczne w Wietrzychowicach i Sarnowie. Wiadomo jest za Oskarem Kolbergiem, że jeszcze w XIX w. grobowce na Kujawach występowały bardzo licznie.

My regionaliści uważamy, podobnie jak archeolodzy i leśnicy, że megality miradzkie powinny zostać zachowane w stanie nienaruszalnym i w jakim zostały odkryte. Pozostawmy je potomnym, którzy będą zapewne dysponować technikami doskonalszymi niż współczesna łopata, by sprawdzić bez rozkopywania, co wewnątrz grobowców się znajduje. Przestrzegam domorosłych archeologów, nawet jak rozkopiecie te starożytne grobowce, to i tak nic nie znajdziecie ze złota, czy srebra. Megality powstały w okresie neolitu, czyli epoki nowego kamienia i tylko kamienie i ewentualnie krzemienne narzędzia oraz kości i drobne koraliki mogą się wewnątrz znajdować.
Foto: Paweł Kaczorowski LP Nadleśnictwo Miradz, Krzysztof Gorczyca - archeolog, Internet domena publiczna.


piątek, 13 lipca 2018

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 19 Rynek - cz. 16



I tak oto w letnich upałach nastąpiła przerwa. Oczekiwany deszcz poprawił kondycję upraw polowych, zazieleniły się ponownie trawniki. Temperatura pozwala na dłuższe spacery i rowerowe wypady. Wczoraj byłem w Kruszwicy. Na jazdę bocznymi drogami przez: Starczewo - Młynice - Rechtę - Sukowy - Łagiewniki, krótki relaks na Rynku i nad Jeziorem Gopło oraz powrót, poświęciłem 4 godziny. Wiele wrażeń estetycznych, a szczególnie pięknie prezentujący się plac centralny miasta, że nie wspomnę Półwyspu Rzępowskiego, wywołują obrazy kruszwickie.


Ale przenieśmy się na Rynek w Strzelnie, gdyż dzisiaj przy tym siąpiącym deszczyku jest nieco czasu na kolejny spacerek. A zatrzymujemy się przy ostatnim po stronie pierzei północnej od jej strony wschodniej budynku oznaczonym numerem 7. W wydanych w 1974 r. przez Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków Zabytkach architektury województwa bydgoskiego pod hasłem Strzelno czytamy, że dom ten jest prawdopodobnie najstarszym z miejskich. Jego rodowód sięga końca XVIII w. Charakterystycznym elementem architektonicznym tego piętrowego domu jest potężny czterospadowy dach. Niegdyś pokryty dachówką ceramiczną prezentował się okazalej. Przed laty, w dobie mody na eternit, ów zastąpił dostojną karpiówkę.


Jeszcze przed kilkudziesięcioma laty elewacja frontowa prezentowała się nieco inaczej niż obecnie. Otóż, po stronie zachodniej parteru znajdowało się pomieszczenie handlowo usługowe z witryną i drzwiami wejściowymi., co możecie zobaczyć na starych zdjęciach. Dom ów należał już w pierwszej połowie  XIX w. do rodziny Vollertów. Odnotowani oni zostali w ewangelickich księgach metrykalnych i byli Niemcami, choć śmiem przypuszczać, iż pierwsi strzeleńscy Vollertowie byli małżeństwem mieszanym. Otóż antenat tego rodu Eduardus Vollert w 1838 r. poślubił katoliczkę Nepomucenę Pawłowską. Ceremonia zaślubin odbyła się w kościele św. Trójcy w Strzelnie. On miał wówczas 28 lat i był synem Ernesta i Christiny Ellert, zaś wybranka 22 lata i córką Michała i Apolonii z Bilickich. Małżonkowie mieli trzech synów Antona ur. w 1845 r., Josepha Johana ur. w 1849 r. i Gustawa Rudolfa ur. w 1855 r. Dzieci wychowane zostały w wierze ojca i czuli się Niemcami.

Najstarszy z braci Anton przejął po ojcu interes zegarmistrzowski, który kontynuował w rodzinnej posesji przy Rynku 7. W 1874 r. zawarł związek małżeński z 20-letnią Niemką Huldą Zinser, córką Emanuela. Po ojcu również był aktywistą miejskim i zasiadał w radzie miejskiej. Tyle, co udało mi się ustalić o właścicielach tej kamieniczki. Już po wojnie w domu tym zamieszkała rodzina Urbaniaków. Bardzo dobrze znałem Andrzeja, późniejszego męża Zofii i ojca ks. Krzysztofa. W latach młodości byliśmy razem ministrantami. Oczywiście Andrzej z racji wieku był w tej grupie starszych kiedy ja zaczynałem posługę. Z jego żoną - a wtedy mieszkali już przy ul. Inowrocławskiej - pracowałem w geesie. Była ona kierownikiem działu transportowego. Bardzo dużo czasu zajmowało nam sprawne operowanie środkami transportowymi - rozładunki wagonów, akcja żniwna itd., itp. Również przez pewien czas - zanim wyprowadził się do Jastrowia - mieszkał tutaj ze swoją rodziną mój młodszy brat śp. Tadziu. Przypominam sobie niejedną u niego nasiadówkę i niedzielne odwiedziny... Ale to już było i nie wróci więcej...

Jeszcze dziś z nieco innej beczki. Od kilku lat uprawiam również poezję, którą tak po prawdzie rozpocząłem 50 lat temu będąc jeszcze uczniem technikum. Napisałem kilkadziesiąt wierszy okolicznościowych z okazji, urodzin, imienin, rocznic, odwiedzin przyjaciół, wierszy z podtekstem politycznym, a także wierszy o moim mieście. Dziś prezentuję pierwszy z cyklu miejskiego, Strzeleńskie szyldy. 


Strzeleńskie szyldy 
Proste ulice z piękną historią
Przemierzam co dzień z wielką radością.
Spod starej farby szyld się przebija,
Nikt go nie czyta, z dala omija. 
     Ja zaś znajduję w literach starych,
     Że tu sprzedawał Skowroński Marych.
     Dalej w narożnym dużym budynku
     Był sklep z ciuchami, tuż obok szynku. 
Szukając w murach starych kamienic,
Znajduję wszystko, co da się wymienić.
Rzeźnika, co stawał rano przed sklepem,
Kusząc przechodniów kiszką, kotletem. 
     Piekarza, co nocą chleby wypiekał,
     Krawca, co z rana klienta już czekał.
     W butikach wielu ubrań dostatek,
     Zaś w kolonialkach co przywiózł statek.
Śledzie, kapustę, Masło i sery twarde
Sprzedawał Żyd, dodając musztardę.
Cynamon, kawę, cukier i żółte cytryny,
Kupiłeś w sklepie u ryżej Maryny.
     Tak to uważny przechodniu drogi,
     Idąc ulicą nie patrz pod nogi.
     Rzuć swoim okiem na stare napisy,
     Poznasz historię prosto z ulicy.

środa, 11 lipca 2018

Relikty popeerelowskie - cz. 1



Długie rowerowe spacery sprawiają, że co rusz trafiam na ciekawe i pełne tajemnic obiekty, budowle i miejsca, które w przeszłości wiele znaczyły dla miejscowych środowisk. Przykładem mogą być obeliski, budowle "pomnikowe", czy wręcz pomniki. Współcześni na tyle do nich przywykli, że przestali zwracać na nie uwagę. Starsi, z małymi wyjątkami, zapomnieli, a młodsi nie wczytując się w treść inskrypcji wyrytych na nich nie wiedzą, dlaczego te obiekty w tych miejscach stoją i co upamiętniają? Są i takie, które zostały okradzione z metalowych tablic, z których mogliśmy dowiedzieć się na jaką cześć obeliski te zostały wystawione. Dla mnie są one znane z lat młodości, gdyż po wielokroć na nie napotykałem, z pasją objeżdżając w tamtych czasach motocyklem pogranicze Kujaw i Wielkopolski.



Przez ostatnie kilka tygodni objeżdżam ponownie, tym razem rowerem, drogi gminne i powiatowe gęstą siecią łączące miejscowości na terenie gminy i powiatu, trafiając ponownie na te miejsca. Pierwszym napotkanym obiektem, który pragnę dzisiaj przywołać jest wymurowany z kostki granitowej pomniczek u początku drogi z Górek w gminie Strzelno do Ołdrzychowa w gminie Janikowo. W wykazie inwestycji drogowych z lat 1954-1974 znajdujemy tę drogę jako Górki-Góry o długości 1,9 km, którą wybudowano w latach 1967-1968. Z tablicy pamiątkowej dowiadujemy się, że droga została wybudowana czynem społecznym mieszkańców wsi PGR Górki dla uczczenia V Zjazdu PZPR (młodemu czytelnikowi wyjaśniam ten skrót - Polska Zjednoczona Partia Robotnicza) i 25-Lecia PRL (Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej). Jak odnotowano na tablicy, wartość czynu społecznego i nakładów inwestycyjnych wyniosła 1 200 000 zł.


W czynie społecznym powstały dzisiejsze Aleje Morawskiego.
 Dla ciekawości dodam, że to w gminie Strzelno Południe, która obejmowała część obecnej gminy Strzelno i gminę Jeziora Wielkie, w 1953 r. zapoczątkowano akcję budowy dróg lokalnych w czynie społecznym w powiecie mogileńskim. Wówczas to 312 osób w dniach 3-6 lipca 1953 r. wybudowało drogę łączącą Rzeszyn z Krzywym-Kolanem. Robotami przy tej budowie kierowali wówczas Antoni Wesołowski, sekretarz PPRN i kierownik Rejonu Dróg w Mogilnie Felicjan Goliński.

Przy drogach wybudowanych w powiecie w czynie społecznym pozostało do dzisiaj wiele pomników, pod którymi byłem i o których niebawem napiszę. Nie podchodzę do nich z jakimś wielkim sentymentem, nie mniej jednak są one dla współczesnych swoistą ciekawostką z lat minionych i niejako "dokumentem" przywołującym coś, o czym dzisiaj trudno pomyśleć - czyn społeczny. W dziesiątkach czynów społecznych wybudowano wiele dróg, mających dziś rangę dróg powiatowych, czy gminnych. Wiele z nich zostało zapomnianych, a były też takie, które zostały później włączone w sieć dróg krajowych, jak chociażby dzisiejsze Aleje Morawskiego - od Placu Świętokrzyskiego do ronda przy stacji paliw w ciągu drogi Nr 25.


poniedziałek, 9 lipca 2018

Strzelno w latach 30. XX w. i współcześnie


To niezwykłe zdjęcie z kolekcji miłośnika naszego miasta Tomka Nowaka z Inowrocławia jest swoistym rarytasem. Ukazuje ono urok międzywojennego Strzelna oraz liczne budynki i budowle, które bezpowrotnie zniknęły z krajobrazu miejskiego. Zrobione zostało w połowie lat 30. minionego wieku. Czy z dachu kamienicy? Osobiście uważam, że wykonano je kilkanaście metrów wyżej niż poziom najwyższego dachu po tej stronie Rynku - być może z balonu lub  samolotu.

Nieistniejący zbór ewangelicki - czerwonymi sześciokątami oznaczyłem budynki już nieistniejące.
Przez kilkadziesiąt lat poszukiwałem zdjęcia, na którym widoczna byłaby synagoga. Dopiero w tym roku trafiłem na to oto zdjęcie z widoczną synagogą i wieloma nieistniejącymi już budynkami i budowlami. Wystawione ono zostało na "ebayu", a nabył je wspomniany Tomek, strzelnianin mieszkający w Inowrocławiu. O prezentowanej rozdzielczości trafiło do mnie za pośrednictwem Heliodora Rucińskiego, który kopię zrobił z oryginału.

Z białymi ścianami i dużymi oknami nieistniejąca już synagoga.
Zdjęcie to przedstawia zaledwie część naszego miasta. Nieistniejące budynki i budowle oznaczyłem czerwonym sześciokątem. Widać na nim i na jego fragmentach dbałość ówczesnych władz o strefę komunalną czyli o place i ulice. Jak się wpatrzycie w dachy najwyższych kamienic po zachodniej pierzei Rynku i ul Inowrocławskiej to zauważycie na nich konstrukcje metalowe z rzędami białych porcelanowych kielichów. Co to takiego? Otóż były to telegraficzne, telefoniczne i radiowe linie napowietrzne. Później zastąpiły je słupy, które nagminnie zaczęto stawiać po II wojnie światowej wzdłuż ulic niemalże całego miasta. Dzisiaj tzw. przewody telekomunikacyjne idą w ziemi pod chodnikami i co najgorsze to niektóre studzienki z dostępem do nich są w fatalnym stanie, a jedna z nich przy ul. Świętego Ducha od kilkunastu dni jest zarwana. Oznaczono to miejsce taśmą ostrzegawczą i tak to szpecąc nasze miasto dziwo stoi i czeka na jakieś nieszczęście. Oczywiście, przy opieszałości właściwych służb, czyli Firmy Orange Polska - dawnej Telekomunikacji Polskiej SA.


Przy okazji warto ponarzekać na inne kłujące w oczy elementy miejskie, a są nimi ulice. Otóż za obecnej władzy, którą od 16 lat sprawuje ten sam burmistrz stan ulic śródmieścia przedstawia się fatalnie. W centrum miasta, niektóre z nich zamieniły się w polne, a mianowicie ul. Ścianki i Świętej Anny, dołączając do ul. Świętego Andrzeja. W ubiegłym roku rozpoczęto w ich ciągu budowę kanalizacji, zakończoną wiosną tego roku. I co dalej? Otóż nic, roboty wykończeniowe przerwano, a ulice po prostu stały się polnymi. Osobiście uważam, że gdyby włodarz naszego miasta choć raz w tygodniu przespacerował się ulicami tego czym zarządza, to wyłuskałby braki i niedociągnięcia, porozmawiał z ludźmi, wysłuchał ich bolączek, zobaczył sypiący się balkon komunalnej posesji przy Rynku 3, elewacje komunalne wołające o pomstę do nieba i ulicę Piekarską, którą nożna byłoby naprawić - kładąc od nowa kostkę kamienną lub tzw. polbruk - gdyby się chciało coś mieszkańcom dobrego zrobić, tak jeszcze przed "wyborami". Urągający estetyce miejskiej Rynek z tablicą reklamującą coś czego już niema i z błędną historią Strzelna miał być zrewitalizowany. I co? I kolejne nic... Tak mógłbym wymieniać, wymieniać i wymieniać, chyba, że...


Powiem, więcej - przez ostatnie 16 lat nie spotkałem go nigdy, lustrującego ulice naszego, a przez niego zarządzanego miasta. Wielu się z tego nabija, mówiąc, przecież on zawsze stoi przy palących się kamienicach. To prawda, stoi, ale z tego nic nie wynika, zgliszcza pozostają zgliszczami, albo są rozbierane. Przy tej okazji kieruję pytanie, co z ruiną-zgliszczami kamienicy przy ul. Inowrocławskiej? Wiem, że jest ona prywatna, ale jak to mówią, dobry gospodarz by dawno sobie poradził z tą miejską szpetotą.

Po pożarze w 2011 r. czyli siedem lat temu tak o tej ruinie napisano w "Gazecie Pomorskiej": Władze Strzelna od dawna chciały, żeby właściciel dokonał rozbiórki budynku. Spraw trafiła nawet do sądu, który poparł stanowisko ratusza. Właściciel odwołał się. Dziś natomiast zapadła doraźna decyzja o rozbiórce spalonego piętra budynku. Była obawa, że może zawalić się ona wprost na przechodniów i przejeżdżające auta. Ulica Inowrocławska, przy której stoi spalony dom, jest główną arterią komunikacyjną Strzelna...
I kto tu kogo wpuszcza w maliny?

Żal, że przy okazji tak pięknych zdjęć poruszam takie tematy...

czwartek, 5 lipca 2018

Opowiedziane w Prokopie - cz. 2



Po raz pierwszy opowiedziane 18 lipca 2010 r.
Przed ponad 40 laty mój młodszy brat śp. Tadziu przyniósł z Biblioteki Miejskiej książkę, której tytuł „Klasztor i kobieta" pióra Stanisława Wasylewskiego bardzo mnie zainteresował. "Podpożyczyłem" ją od brata i z wielką pilnością przeczytałem. Zawarta w niej treść wywarła na mnie ogromne wrażenie, pozwoliła mi wyobraźnią autora, podpartą faktami historycznymi, poznać początki Strzelna norbertańskiego. Za każdym razem, kiedy siadałem w Prokopie, a zdarzało mi się to dość często (ostatnio w ubiegłym tygodniu w środę), przed oczyma mymi przesuwały się obrazy historyczne z początków tego miejsca. Zawsze były one wzmocnione opisami, jakie zapamiętałem z książki Wasylewskiego, w fragmentach mówiące o średniowiecznej kobiecie i Strzelnie.

By opowiedzieć wam o tajemniczych dla wielu początkach Strzelna i legendach z tym miejsce związanych sięgnijmy do skarbca regionalnego, którym to są zbiory dokumentów, opracowań historycznych i wydawnictw związanych z pograniczem kujawsko-wielkopolskim. Gro cymeliów znajduje się w moich zbiorach, jak chociażby Księga Zakonna Ordynarium z przełomu XVII i XVIII stulecia, wyłuszczająca nam reguły i statuty norbertańskie tyczące się każdej Sanctimonialis - zakonnicy tutaj osiadłej, jak i wiele opracowań już onegdaj przeze mnie przygotowanych.

Zacznijmy od opisania obszaru - granicami współczesnymi wyznaczonego - Strzelna i Strzelna Klasztornego, jak kształtował się przed tysiącem lat, czyli na długo przed osadzeniem w Strzelnie panien przestrzegających regułę Norberta z Xanten. Było to w okresie wczesnego średniowiecza. Jeziora Gopło nazywane wówczas Mare Polonorum, miało lustro wodne o ok. 6m wyższe niż obecnie. Znaczna część wschodnia obszaru otaczającego wzgórze nazwane później Wzgórzem św. Wojciecha stanowiła teren podmokły i bagienny z licznymi stawami i jeziorkami. Przy granicy z gruntami wsi Sławsko Małe początek swój brała rzeczka Rechta, która w połowie przecinała obszar zwany Struga i kierowała się, oblewając osadę Rechta, na nieistniejące już dzisiaj Rucewo, następnie: Mirosławice, Chrosno i Sierakowo uchodząc pod Włostowem i Siemionkami do Gopła. Do dzisiaj można zaobserwować, co kilka lat, zalewanie pradoliny Rechty, tzw. Strugi, podczas silnych wiosennych roztopów ogromnymi ilościami wody, która przez kilka tygodni tworzy jedno wielkie jezioro. Stan ten trwa od niepamiętnych lat i pojawia się cyklicznie, z większym lub mniejszym nasileniem. W owym czasie w silnie zalesionym terenie rzeźbiło koryta kilka strumieni wypływających ze źródeł w okolicach wzgórza Jedno z takich źródeł jeszcze do niedawna wypływało na południe, około 200m od Wojciechowego wyniesienia.


Pierwotna osada zwana Strzelno w swych opisanych początkach sięga pierwszej ćwierci XII w., a ta legendarna wieków jeszcze wcześniejszych. Rozlokowana była zaledwie o kilkadziesiąt metrów na północny wschód od wzgórza, współcześnie zwanego Wzgórzem św. Wojciecha. Precyzyjniej określając, mógł to być obszar późniejszego podwórza gospodarczego folwarku klasztornego, a następnie majątku Waldau (Strzelno Klasztorne). Odnosząc się do najwcześniejszych dziejów Strzelna znajdujemy w nich informacje mówiące o osadzie Strzelno będącej miejscem, z którego wywodzą się korzenie miasta Strzelna i wsi Strzelno Klasztorne. Pierwsze informacje o Strzelnie znajdujemy w zapiskach zawartych w „Rocznikach" Jana Długosza, z których pierwsza, zamieszczona pod rokiem 1124, fantastyczna, opowiada m.in. o przeniesieniu, przez komesa Piotra Duńczyka ze Skrzynna (palatyna Piotra Włostowica), ze wsi Chalino do miejsca zwanego Strzelno, klasztoru premonstrateńskiego (norbertańskiego). Już z zapiski tej wynika, że jakaś wieś Strzelno musiała istnieć przed 1124 r., której właścicielem musiał być sam inicjator przenosin eremu, Piotr Włostowic, lub jego przodkowie. Gdyby hipotetycznie przyjąć jeszcze wcześniejszy rodowód dla Strzelna, to właściciela tejże wsi należałoby upatrywać w osobie ojca Piotra - we Włoście. O fantastyczności tej zapiski utwierdza nas fakt, że w 1124 r. reguła Premonstratensów i ich zakon jeszcze nie istniały, powstały dopiero w 1127 r.

Druga zapiska Jana Długosza, opatrzona datą dzienną 16 marca, jest bardziej zasobna w informacje i bliższa prawdzie aniżeli ta pierwsza oraz umożliwia precyzyjniejsze ustalenie początków Strzelna. Autor umieścił ją pośród innymi zapiskami podanymi pod rokiem 1133, informując, że palatyn Piotr Włostowic (komes Piotr Duńczyk ze Skrzynna) ufundował we wsi Strzelno kościół pod wezwaniem Św. Krzyża i Najświętszej Marii Panny. Poświęcenia świątyni dokonał biskup kruszwicki Świdger, do diecezji którego Strzelno należało, a uczynił to w obecności biskupa lubuskiego Bernarda. Akt poświęcenia nowo powstałego kościoła był w liturgii ściśle związany z określeniem jego uposażenia. Dlatego też fakt jakichś nadań na rzecz pierwotnego kościoła strzeleńskiego zdaje się nie ulegać wątpliwości.

Próbując odtworzyć owe nieznane bliżej uposażenie można określić jedynie jego komponenty i domniemanych benefaktorów. Jeśli już dokonano pewnych darowizn w ziemi, to była to raczej tylko część Strzelna z nadania Piotra Włostowica. O ile uposażenie w postaci ziemi leżało w gestii osób świeckich dysponentem drugiej kategorii nadań - dziesięcin, był biskup. Dziesięciny te kościół św. Krzyża i Najświętszej Marii Panny mógł otrzymać z daru biskupa Świdgera. Uposażenie pierwotne parafialnego kościoła we wsi Strzelno, zostało wchłonięte przez późniejszą fundację klasztorną. Nastąpiło to w wyniku przejęcia tamtejszego kościoła i parafii przez norbertanki.


Dotychczasowe badania archeologiczne nie potwierdziły istnienia w obrębie wzgórza klasztornego wcześniejszych budowli niż obecne romańskie, datowane na przełom XII i XIII w. Fakt ten utwierdza nas, że pierwotny kościół p.w. św. Krzyża i Najświętszej Marii Panny ufundowany przez Piotra Włostowica mógł znajdować się jedynie we wsi Strzelno, o której położeniu wspominałem wyżej. Najstarszy z opisów najdawniejszego Strzelna zawarty jest w bulli protekcyjnej papieża Celestyna III, wystawionej na Lateranie 9 kwietnia 1193 r. na prośbę przeoryszy strzeleńskiej Beatryczy. W dokumencie tym znajdujemy m.in. wiadomość, że norbertanki zostały obdarowane placem, na którym był zbudowany klasztor, oraz wsią Strzelno z karczmą. Przybyłe przed 1193 r. (pomiędzy 1150 r., a 1180 r.)  norbertanki zamieszkały najprawdopodobniej we wsi Strzelno przy kościele ufundowanym w 1133 r., przejmując go jednocześnie do pełnienia funkcji zakonnych. W tym czasie trwały prace budowlane na pobliskim wzgórzu, a sama wieś z karczmą i kościołem parafialnym pełniła w tej części Kujaw bardzo ważną rolę w strukturach organizacyjnych Kościoła. Po zbudowaniu rotundy na leżącym nieopodal wzgórzu, przeniesiono kościół parafialny wraz z tytułem św. Krzyża do nowej świątyni.

Po przeniesieniu konwentu na nowe miejsce nastąpiła zmiana funkcji pierwotnej osady strzeleńskiej, a miało to miejsce najprawdopodobniej w drugiej dekadzie XIII w. Historyk inowrocławski Czesław Sikorski upatrywał lokalizację przednorbertańskiego Strzelna na terenie współcześnie istniejącej osady zwanej obecnie Strzelno Klasztorne. Jak twierdzi Dariusz Karczewski hipoteza ta może zyskać znamiona dowodu naukowego lub zostać odrzuconą po uprzednio przeprowadzonych badaniach archeologicznych.
(...)
CDN

poniedziałek, 2 lipca 2018

Odpust w Markowicach



W minioną niedzielę pod przewodnictwem Metropolity Poznańskiego abpa Stanisława Gądeckiego odprawiona została suma odpustowa ku czci Matki Boskiej Markowickiej Królowej Miłości i Pokoju Pani Kujaw. Nasz rodak został niezwykle ciepło powitany u stóp ołtarza polowego. W słowach  wypowiedzianych przez Marzenę Bykowską wielokrotnie przywoływany był związek Arcybiskupa z Sanktuarium, który zainicjowany przez rodziców trwa do dzisiaj. W homilii wysłuchanej przez rzesze wiernych Metropolita Poznański nawiązał do tegorocznej 100 rocznicy odzyskania niepodległości oraz do 100 rocznicy Powstania Wielkopolskiego. Przeprowadził pątników przez dzieje państwa i narodu począwszy od I rozbioru Polski, przez zrywy powstańcze aż po czasy współczesne. Tegoroczny odpust po raz piąty zostały przygotowany przez księży diecezjalnych pod przewodnictwem kustosza markowickiego ks. prałata Jacka Dziela, który od 2013 r. godnie zastępują Ojców Oblatów. Akcentem końcowym uroczystości z udziałem Przewodniczącego Episkopatu Polski abpa Stanisława Gądeckiego było posadzenia "dębu niepodległości"





Tegoroczne uroczystości odpustowe podobnie jak minionymi latami były pełne modlitewnego skupienia. Kilka konfesjonałów pod przysłowiową chmurką było niezwykle obleganych. Kilka tysięcy pielgrzymów spełniło akt pokuty i przyjęło do swego serca Jezusa Chrystusa. Nie przeszkodził niewielki deszczyk, który podczas sumy odpustowej obmył pątników. Tysiące stały u stóp ołtarza polowego oraz setki u konfesjonałów. Zarówno spowiednicy, jak i wierni zgodni byli co do przenośni zawartej w nowotestamentowym obmyciu ciał w wodach Jordanu, a padającym z nieba deszczem. Pomimo pochmurnego nieba i niższej niż to bywało przed kilkoma dniami temperatury wszyscy trwali przy Królowej Miłości i Pokoju Pani Kujaw.

Wśród pielgrzymów można było zauważyć wielkich dobrodziei Sanktuarium w Markowicach wraz z rodzinami; nadto burmistrza Strzelna Ewarysta Matczaka z małżonką, starostę Tomasza Barczaka, wicestarostę Krzysztofa Szarzyńskiego, wicemarszałka Dariusza Kurzawę oraz pełnomocnika wojewody Jacka Tarczewskiego. Byli radni gminni i powiatowi oraz niezliczone rzesze pielgrzymów, którzy od soboty nawiedzali Kujawską Częstochowę – Markowice. Nie zabrakło folkloru odpustowego z dziesiątkami straganów handlowych i gastronomicznych. 


    
Każdego roku, w pierwszą niedzielę lipca Markowice nawiedzają tysiące pielgrzymów. Przybywają oni tutaj niemalże z całego pogranicza kujawsko-wielkopolskiego, jak i również z różnych zakątków kraju, by pokłonić się Pani Kujaw Królowej Miłości i Pokoju. Jest to niedziela odpustowa, której kontynuację znajdujemy w tydzień później, kiedy do Markowic przybywają ludzie chorzy i starsi, by prosić Piękną Madonnę o łaskę zdrowia. Od lat dla wielbicieli kultu Maryi te dwie niedziele są dniami szczególnie radosnymi, dniami bezpośredniej rozmowy z Tą, która wyjednuje wiele łask u Syna swego Jezusa Chrystusa. W te dni niebo nad Sanktuarium Matki Boskiej Markowickiej przybiera kształt baldachimu, osłaniającego rzesze pątników gromadzących się u stóp pięknego ołtarza polowego. Ojciec Kazimierz Łabiński OMI wieloletni kustosz sanktuarium, miejsce to nazwał Bezcennym Skarbem Ziemi Kujawskiej. 



Do miejsca tego, za sprawą pierwszego oblackiego proboszcza parafii markowickiej ojca Jana Nawrata OMI, przylgnęła nazwa, Kujawska Częstochowa. Jak zapisano onegdaj: Markowice od wieków związane z obyczajem wsi kujawskiej, są jednocześnie ze swoim zespołem klasztornym malowniczym akcentem tutejszego krajobrazu. Takie są też w wierszach urodzonego niedaleko stąd Jana Kasprowicza. Z rodzinnego Szymborza do Markowic chadzał wysadzoną jarzębinami drogą, której wizja żyje w jego poezji.

Łaskami słynąca figura Matki Boskiej Markowickiej stanowi centrum kultowe tegoż sanktuarium, będącym zarazem miejscem gorącej modlitwy mieszkańców Kujaw i pogranicza kujawsko-wielkopolskiego. Wokół niego ogniskują różne formy nabożeństw, zwyczajowo śpiewanych pieśni, procesji, pielgrzymek i odpustów. Dzieje Markowickiego Sanktuarium to liczne wota składane w dowód wdzięczności Matce Najświętszej, to wpisy do księgi cudów i łask dokumentujące nadprzyrodzone wydarzenia, to wreszcie odrębnie prowadzona kronika, będąca żywą historią miejscowego Kościoła i dziejów tutejszego ludu. Kult Maryi związany jest nierozdzielnie z dziejami i kulturą tych ziem i jej mieszkańcami. Szczególną cześć Markowickiej Pani oddawano w chwilach ciężkich dla narodu. Pod Jej opiekę uciekał się lud w chwilach klęsk żywiołowych i zawirowań politycznych, ufając, że sprawi Ona, iż nadejdą czasy lepsze, wolne od wszelkich katastrof. Dzięki zawierzeniu Maryi przetrwaliśmy lata niewoli pruskiej i zniewolenia totalitarnego. To z Nią przeżywaliśmy długie radosne lata pontyfikatu Papieża Polaka, Jana Pawła II – dziś Świętego. Rozproszeni po Polsce i Świecie pielgrzymujemy do niej z najodleglejszych zakątków by osobiście oddać Umiłowanej Pani pokłon i cześć.




16 sierpnia 1964 r. w jednym z najsłynniejszych polskich sanktuariów maryjnych w Kalwarii Zebrzydowskiej Prymas Polski ks. Kardynał Stefan Wyszyński wypowiedział słowa, w orbicie, których znalazło się również Sanktuarium Markowickie, a mianowicie: Jakże jesteśmy szczęśliwi, że właśnie Polska ma tyle ośrodków głębokiej, rzetelnej czci Maryi. Patrzę na sanktuaria maryjne, jak gdyby na wielkie Betlejem, jak na olbrzymie kołyski, rozstawione po całym kraju, gdzie rodzi się Chrystus dla Polski drugiego tysiąclecia. Widzę rzesze zmierzające w pielgrzymim szlaku do sanktuariów maryjnych. Jestem spokojny i powtarzam po laicku: Jeszcze Polska nie zginęła. I powtarzam po Bożemu: Jest Bóg w narodzie, jest Jego Matka.





Pielgrzymi przybywający do tego świętego miejsca, szczególnie w dni odpustowe, ale nie tylko, wyrażali swoją pobożność w postaci konkretnych ofiar, próśb, dziękczynień i adoracji. Prośby stanowiły liczne intencje, szczególnie mszalne. Objawami dziękczynienia były rozmaite wota w postaci plakietek, ryngrafów czy cennych obrazów. Natomiast adoracja uzewnętrzniała się w kontemplacji tego miejsca świętego, figury Pięknej Madonny i w żarliwej modlitwie. Pielgrzymi powracając do domów byli i są napełnieni dobrym słowem i „dotykiem” Maryi Panny, niosąc cudowny i korzystny wpływ tego świętego miejsca do swych rodzin, miejsc pracy oraz między ludzi.





Pierwsze kroniki markowickie podały, że 132 chorych uprosiło sobie łaskę powrotu do zdrowia. Z polecenia biskupa Macieja Łubieńskiego przyjechała do Markowic w 1635 r. Komisja Biskupia celem zbadania na miejscu uzdrowień. 32 wypadki uznała „za cudowne”, inne za znaki wielkiej łaski Bożej. 21 maja 1649 r. w warszawskiej nuncjaturze apostolskiej nuncjusz papieski arcybiskup adrianopolitański Jan de Jorres wydając stosowny dekret, zezwolił na publiczny kult Matki Boskiej Markowickiej. Świadectwa 14 cudów z lat 1728-1793 świadczą o ciągłości łask, jakimi obdarzała Markowicka Pani swych wielbicieli. Również grom łask znajdujemy we współczesnych księgach.






Wśród rzesz pielgrzymów przybywali tutaj przedstawiciele tak znamienitych rodów kujawskich, wielkopolskich i pomorskich, że wystarczy wymienić: Bnińskich, Czarnkowskich, Działyńskich, Kołudzkich, Kossowskich, Kościelskich, Leszczyńskich, Opalińskich, Rozdrażewskich, Sapiehów, Sędziwojów, Szamarzewskich, Trzebickich, Tymińskich, Tuczyńskich, Weiherów... Już jako młodzieniec pielgrzymował wraz ze swoją babcią Heleną z Kościelskich Potworowską dziedziczką Bożejewic późniejszy wojewoda poznański i prezes ogólnopolskiej Akcji Katolickiej Adolf hrabia Bniński. Wielokrotnie pielgrzymowali tutaj: Stanisław Przybyszewski i wspomniany Jan Kasprowicz. Szczególną czcią darzyło Sanktuarium okoliczne ziemiaństwo. Wreszcie wszyscy bezimienni włościanie, mieszczanie i robotnicy, którzy najliczniej nawiedzali swoją Dobrodziejkę w dniach odpustu i święta Matki Boskiej Szkaplerznej.


Również współcześnie przybywają tutaj biskupi, Prymasi Polski, włodarze okolicznych miast i gmin. Szczególną estymą miejsce to darzyli prymasi Stefan Wyszyński, Józef Glemp i Józef Muszyński, arcybiskup Stanisław Gądecki. Po wielekroć przebywał do Markowic prymas Wojciech Polak oraz wielu innych dostojników Kościoła. Wdzięczna Królowa Miłości i Pokoju Pani Kujaw po matczynemu tuli do serca wszystkich swoich wielbicieli.