Lato 1945 r. - rotunda św. Prokopa w ruinie |
Wracając do opowieści, które
napisałem przed laty „trawię“ je od nowa, wzbogacając o
informacje, na które trafiłem w międzyczasie. Pozwoliłem sobie w pierwszej
części artykułu na wstęp, który niejako wprowadził czytelnika w przedstawianą
problematykę. Przypomnę, że głównym impulsem do napisania tegoż
kilkuczęściowego artykułu jest posługiwanie się błędnymi danymi o strzeleńskich
dzwonach. Przypomnę pytanie zadanego w części pierwszej niniejszego artykułu: -
skąd w dość licznych artykułach i opracowaniach znajdujemy tak wiele nieścisłości
tyczących dziejów naszej małej ojczyzny, w odniesieniu do dat, nazwisk i
konkretnych zdarzeń?
Większość z nich wynika z raz
popełnionego błędu i jego późniejszego powielania. Gro piszących, podobnie jak
ja sam, nie jest z wykształcenia historykami i może źle interpretować dane
zawarte w dokumencie źródłowym. Osobiście staram się takich błędów unikać i
postępować zgodnie ze sztuką warsztatu pisarskiego. Wielu opisując zdarzenie,
czy jak kto woli historię, nie podchodzi do wcześniejszych opisów w sposób
krytyczny, czyli nie poddaje ich ocenie krytycznej. Podstawą dobrego artykułu
historycznego jest docieranie do źródeł, które zawierają jakiekolwiek
informacje w interesującej nas tematyce. Posiadając dobrą wiedzę stanowiącą tło
opisywanego zdarzenia, należy to zdarzenie przeanalizować – poddać ocenie, czy
w tym czasie i miejscu mogło dane wydarzenie mieś miejsce?
W przypadku zabytkowych dzwonów
strzeleńskich popełniono kilka takich błędów. Uważam, że pierwszą osobą, która
przekazała błędną pisownię nazwiska ludwisarza był sam ks. prałat Ignacy
Czechowski. Śmiem twierdzić, że on sam ich nie dotykał i z bliska nie widział.
Zapewne kazał komuś odczytać inskrypcje na dzwonach i tak błędnie odczytane
nazwisko ludwisarza przeniósł do swojej publikacji Historia dzwonów strzelińskich.
Mało tego, z niewiadomych powodów nie odczytano inskrypcji znajdujących
się na dzwonach, średnim i małym. Błąd z pisownią nazwiska wykonawcy dzwonów
powtórzony został kilkakrotnie, w tym w przywołanym tygodniku („Pałuki”). Nadto
dwuznacznie podano miejsce odlania dzwonów. Całkowicie niezrozumiałe jest
podanie przez autorkę artykułu żeliwa jako surowca, z którego dzwony odlano. I
najważniejsze, nie pokuszono się jak dotychczas o to, by przywołać dzieje
wojenne dzwonów, które niewątpliwie pozwoliłyby uniknąć błędnej interpretacji
pęknięcia najmniejszego z dzwonów.
Zastanawiającym jest tłumaczenie
przyczyn współczesnego zamontowania głośników w 2000 roku, przez które
puszczana jest elektroniczna wersja imitująca bicie dzwonów. Mój pogląd w tym
względzie jest odmiennym od podanego uzasadnienia, iż uczynione to zostało ze
względów bezpieczeństwa budowli (?). Zatem, czas na przedstawienie dziejów
strzeleńskich dzwonów w oparciu o źródła, z którymi zetknąłem się i które
niewątpliwie prostują wiedzę zawartą w przywołanym w pierwszej części artykule.
Dzieje strzeleńskich dzwonów
znajdujących się w wieży rotundy św. Prokopa w Strzelnie sięgają początków
XVIII wieku, a dokładniej roku 1716. Wówczas to w toruńskim warsztacie
ludwisarskim Henryk Wreden (a nie jak błędnie podano Werden) odlał dla Strzelna
z brązu (a nie jak podano, żeliwa) trzy dzwony. W tym miejscu należy zadać
pytanie: czy wcześniej Strzelno posiadało dzwony? Oczywiście, że tak i były one
rozsiane po miejscowych kaplicach-kościołach: drewnianym św. Krzyża znajdującym
się na rogatkach inowrocławskich, gotyckim murowanym św. Ducha na tzw.
przedmieściu gnieźnieńskim oraz w kościołach klasztornych na wzgórzu św.
Wojciecha: św. Prokopa i św. Trójcy. Przypomnę, że św. Trójca w średniowieczu
posiadała aż 5 wież: dwie po stronie zachodniej – westwerk, dwie okrągłe od
wschodu przypięte do ramion transeptu i prezbiterium oraz środkową piątą wieżę
na skrzyżowaniu transeptu z nawą główną i prezbiterium.
Oczywiście nie były to pierwsze
dzwony, gdyż kilkaset lat wcześniej, z chwilą wybudowania wymienionych wyżej
świątyń, każda z nich - zgodnie z panującymi wymogami - posiadała po jednym
dzwonie. Zatem, już pierwszy dzwon zawisnął w wieży rotundy zapewne pod koniec
XII wieku, a na wieży kościoła św. Trójcy na początku XIII wieku. W XV wieku
niewielkie dzwony otrzymały wystawione wówczas kaplice-kościoły św. Krzyża i
św. Ducha. Jaka była ich żywotność, niestety nie wiemy, ale powszechną praktyką
było przelewanie dzwonów, czyli z chwilą pęknięcia lub innego uszkodzenia, stary dzwon topiono, odlewając zeń całkowicie
nowy. Choć niedotycząca Strzelna, a pobliskiego Mogilna, zachowała się
informacja o przelaniu dzwonu w tamtejszej farze, czyli kościele św. Jakuba i
dotyczy ona dzwonu ponownie odlanego w 1580 roku i wiszącego po dzień
dzisiejszy na przykościelnej XVIII-wiecznej dzwonnicy.
Pierwsze informacje o dzwonach
strzeleńskich na jakie natrafiamy, są stosunkowo późne i sięgają, jak już
wspomniałem, początków XVIII wieku. Ich odlanie, a mowa jest o trzech dzwonach,
miało związek z podjęciem szeroko zakrojonych prac budowlano-remontowych około
norbertańskiego zespołu klasztornego, zapoczątkowanych przez prepozyta Pawła
Wolskiego. Co stało się ze starymi dzwonami? Z braku źródeł nie sposób ustalić.
Mogły one zostać uszkodzone i przelana na nowe, lub skonfiskowane podczas
działań wojennych, tzw. wojny północnej, po której klasztor znalazł się w opłakanym
stanie. Do dziś nie zachowały się niestety protokóły powizytacyjne biskupów
włocławskich, z których moglibyśmy dowiedzieć się o wyposażeniu strzeleńskich
świątyń w dzwony.
By rozwiać mgłę tajemnej wiedzy o
naszych dzwonach postanowiliśmy z Heliodorem wybrać się na wieżę rotundy i na
własne oczy przekonać się, czy aby jeszcze one tam wiszą. Przekonaliśmy się, że
wiszą, a przy okazji Heliodor uwiecznił je w obiektywie swojego aparatu.
Zdjęcia te po powiększeniu zaczęły odkrywać przed nami ciekawe i dotychczas nie
ujawnione informacje, a przecież zapisanych treściami epitafiów, które dzwony
skrywają, po stronie niedostępnej dla oka. Dotarcie do nich sprawiło nam nieco
trudności. Zawieszone są one w wieży rotundy i na pierwsze jej piętro weszliśmy
po stromych schodach, gdzie zwisają końcówki lin od każdego z dzwonów. Na
kolejną kondygnację - drugie piętro dotarliśmy po drabinie. Po drodze widać, że
nikt tam nie chodzi, mnóstwo kurzu zebranego przez lata. Po ekwilibrystycznym
pokonaniu poszczególnych szczebli docieramy pod największy z dzwonów - św.
Pawła. Jego rozmiar robi wrażenie. Pokryty pajęczyną i kurzem zwisa niemy,
oczekując chwili, kiedy znowu zostanie rozbujany, by głosić Strzelnu dobrą lub
złą nowinę. Na trzecią kondygnację docieramy po kombinowanych schodach i tam
znajdujemy dwa kolejne, wiszące obok siebie, dzwony o wiele mniejsze choć
ornamentyką regencyjną podobne do największego. Są to: św. Norbert - średni i
św. Andrzej – mały. Bliżej przyglądając się, znajdujemy pęknięcie na
najmniejszym dzwonie. Musiało ono nastąpić w wyniku nieprawidłowej eksploatacji
- zbyt silne uderzania?
W artykule opublikowanym w jednym z
tygodników regionalnych w 2013 roku znajdujemy kilka nieścisłości i błędnie
zinterpretowanych wydarzeń. Otóż, autorka pisze, że niegdyś wieża rotundy była
w kształcie kwadratowym - nieprawda, miała tylko nadbudowaną ceglaną ostatnią
kondygnację w kształcie kwadratu. Dalej pisze, że w wieży pojawiły się prawdopodobnie
w 1716 roku żeliwne dzwony odlane w Toruniu - nieprawda, gdyż są to dzwony
spiżowe. Dzwony strzeleńskie powstały w warsztacie ludwisarskim Henryka Wredena
w Toruniu w 1716 roku. Wykonane zostały metodą ręczną, ze stopu materiału
zwanego spiżem, czyli takiego, który zawiera 78% miedzi i 22% cyny. Odlewom artysta
nadał interesującą ornamentykę regencyjną oraz wyposażył je w wieszaki i serca
wypełniające dzwony spiżowym brzmieniem. Dzwony wykonane zostały wg tradycji ludwisarskiego
rzemiosła, znanego w świecie od XII wieku.
Henryk Wreden był znanym toruńskim
ludwisarzem. Obok takich ludwisarzy jak: Marcin Schmidt, Łukasz Krieger, Tomasz
Litkensee, Dionizy Blandner, Augustyn Koesche, Fryderyk Beck, Fryderyk Rekman,
Franciszek Krieger, Jerzy Fryderyk Henig, Mikołaj Petersilge - Henryk Wreden
zaliczany był do najlepszych w skali kraju. Do czasów współczesnych - obok
trzech strzeleńskich dzwonów - przetrwały jeszcze odlane w jego warsztacie: w
1711 roku dzwon dla kościoła św. Marii Magdaleny w Kwieciszewie, a także odlany
w 1713 roku dzwon dla kościoła św. Mikołaja w Inowrocławiu. Zlecenie na odlanie
dzwonów dla Strzelna otrzymał od samego prepozyta Pawła Wolskiego. Norbertanin
Wolski był również autorem inskrypcji umieszczonych na dzwonach oraz to on nadał
im imiona.
Największy ze spiżowych dzwonów
nosi imię św. Pawła, czyli patrona prepozyta Pawła Wolskiego. Wskazuje na to
widoczny wizerunek świętego ze stosowną inskrypcją. Po drugiej stronie dzwonu
widzimy w odlewie również wizerunek Trójcy Świętej z bogatą w treść inskrypcją
łacińską. Pod wizerunkiem św. Pawła czytamy: „S – PAULUS – FACTUS – SUM – VELUT
– AES - SONANS – CON”. W wolnym tłumaczeniu: „Nazywam się św. Paweł i mój głos
wybrzmiewa ze spiżu”. Bogatszą w treści jest inskrypcja po drugiej stronie
dzwonu, umieszczona pod wizerunkiem Trójcy Świętej, która w treści podobna jest
do tej ze średniego dzwonu. Wszystkie dzwony mają poniżej krawędzi górnej
hełmów w otoku inskrypcję łacińską o tej samej treści: Gloria in excelsis Deo et in terra pax
hominibus bonae voluntatis Hinrich Wreden me facit Strzelnensis anno
1716 – Chwała Bogu na wysokości a na ziemi pokój ludziom dobrej woli,
Henryk Wreden zbudował mnie dla Strzelna w roku 1716.
Wbrew sugestiom przekazanym przez
ks. prałata Ignacego Czechowskiego i powielonych we wspominanym artykule dzwon
św. Norberta - średni - poza cytowanym powyżej napisem nie posiada drugiego
napisu o treści: Sit nomen Domini
benedictum ex hoc nunc et usque in saeculum – Niech będzie błogosławione
imię Pańskie teraz i na wieki, wieków.
Dzwon średni nosi imię św.
Norberta, który przedstawiony jest pod krucyfiksem, a pod nim znajduje się
inskrypcja o treści łacińskiej, z której dowiadujemy się, że: (wolne
tłumaczenie) - Działo się to za
pontyfikatu papieża Klemensa XI i panowania Karola VI Świętego Cesarza Rzymskiego,
Augusta II króla polskiego, Konstantego Szaniawskiego biskupa kujawskiego,
Pawła Józefa Wolskiego kanclerza inowrocławskiego i prepozyta strzeleńskiego na
cześć i chwałę tryumfującego Pana i Zbawiciela w pokłonach św. Norberta
ufundowały kanoniczki strzeleńskie w 1716 roku. Po drugiej stronie dzwonu
znajduje się wizerunek św. Józefa z Dzieciątkiem.
Trzeci, najmniejszy z dzwonów nosi
imię św. Andrzeja. Na nim plakietka z wizerunkiem świętego i podpisem: „S. Andreas”,
a po drugiej stronie plakietka z wizerunkiem św. Jana Chrzciciela i inskrypcją,
tym razem w języku polskim głoszącą: Jednego
Jana szczento (ścięto), mie na miecz
dano dla głosu nas obu dwóch Janów pokarano. Przy tym dzwonie zatrzymajmy
się na chwilę, gdyż jego żywot skończył się w latach osiemdziesiątych, kiedy to
w bliżej nieznanych okolicznościach pękł i stracił na zawsze swój piękny,
delikatny głos. W wspomnianym już po kilkakroć artykule błędnie określono
przyczynę jego uszkodzenia, które rzekomo miało nastąpić w 1945 roku podczas
próby wysadzenia rotundy, a w konsekwencji jej spalenia. Nic bardziej błędnego.
Otóż w roku 1941 okupant niemiecki zrabował dzwony strzeleńskie, jak i około
1000 innych dzwonów z kościołów wielkopolskich. Zostały one wywiezione w głąb
Niemiec, a konkretnie na specjalne cmentarzysko dzwonów w Hamburgu. Miały być przetopione do celów zbrojeniowych.
Hamburg, cmentarzysko dzwonów 1947 rok |
W 1945 r. w okolicach Hamburga
odkryte zostały składnice dzwonów zrabowanych z kościołów całej okupowanej
Europy. Brytyjskie władze wojskowe zwróciły się do władz polskich z prośbą o
przedstawienie listy strat. Biuro Rewindykacji i Odszkodowań wysłało do
Hamburga dra Tadeusza Gostyńskiego, który w latach 1947-1948 r., we współpracy
z Polską Misją Wojskową w Berlinie, zidentyfikował i wyekspediował do Wrocławia
kilka transportów odzyskanych dzwonów. Podstawą rewindykacji, oprócz
zachowanych niemieckich list wywozowych, były zestawienia strat dzwonów
kościelnych, zebrane i opracowane przez ks. Nowackiego, dyrektora Archiwum
Archidiecezjalnego w Poznaniu, któremu kardynał August Hlond zlecił koordynację
ewidencji dzwonów utraconych we wszystkich polskich diecezjach. We Wrocławiu
rozdziałem dzwonów zajmowała się Komisja Likwidacyjna powołana przy tamtejszym
Urzędzie Wojewódzkim. Wielkopolskie dzwony zostały przekazane do składnicy
kolejowej w Poznaniu, skąd przez tamtejszą Komisję Likwidacyjną trafiły do
parafii. W wyniku akcji rewindykacyjnej do macierzystych kościołów w
Wielkopolsce powróciło ponad 380 dzwonów. Tak zostały odnalezione na „cmentarzysku dzwonów“ - Gleckenfriedhof
w Hamburgu również strzeleńskie dzwony: „św. Paweł”, „św. Norbert” i
„św. Andrzej”.
W kronice Szkoły Podstawowej nr 1 w
Strzelnie odnotowano, że w dniu 3
października 1948 roku w rotundzie św. Prokopa zawieszono i poświecono dzwony.
Były to stare zabytkowe dzwony, które zostały zrabowane przez Niemców podczas
okupacji. Jak odnotowano, znaleziono
je w głębi Niemiec w 1948 roku i sprowadzono do Strzelna, zawieszając je
ponownie w kościele św. Prokopa.
Będąc ministrantem po wielokroć
biegałem do Prokopa, by wspólnie z innymi ministrantami rozbujać strzeleńskie
dzwony. Gry na nich uczył nas ówczesny kościelny Szczepan Kowalski. Największy,
„św. Paweł” swe majestatyczne i doniosłe dźwięki wydawał na powitanie
dostojników kościelnych i na wielkie uroczystości i święta kościelne. Średni i
mały, „św. Norbert” i „św. Andrzej” dzwoniły na pół godziny przed mszami
niedzielnymi i podczas pogrzebów, zaś sam „św. Andrzej wygrywał swoje brzmienia
w dni powszednie, przed porannymi i wieczornymi mszami i nabożeństwami.
Wszystkie razem, wygrywały żałobne Mozartowskie „Requiem” obwieszczając zgon
papieży, lub radosne Handelowskie „Hallelujah” kiedy obierano na Tron Piotrowy
kolejnego ojca świętego. Dziś zstępują tę naturalną barwę elektroniczne dźwięki
płynące z głośników.
Koniec
Foto: Heliodor Ruciński