Przy ulicy Michelsona nasi przodkowie nie stawiali okazałych kamienic, siedzib urzędów ani budynków użyteczności publicznej. Jak wspomniałem w pierwszej części opowieści, spełniała ona funkcję gospodarczą z ukierunkowaniem na charakter rolniczy. Nawet okres bumu rozwojowego miasta z przełom XIX i XX stulecia nie zmienił tego stanu. Co prawda powstało wówczas kilka piętrowych, wielorodzinnych domów, ale nie przyczyniły się one do zapoczątkowania zwartej, ulicznej zabudowy. Do dzisiaj ten stan zachował się, a na jego utrwalenie wpływ ma niewątpliwie spotęgowany tranzytowy ruch uliczny i choć jednokierunkowy, to nadal bardzo duży (droga krajowa nr 25).
Tuż przy wcześniej opisanym domu spod numeru 25 stoi doń przyklejona niemalże bliźniacza kamieniczka pani Sobczakowej. Jest to budowla czteroosiowa, jednopiętrowa, nakryta dachem papowym i oznaczona numerem 27. Pozbawiona jakichkolwiek detali i elementów stylowych nie skupia na sobie uwagi potencjalnego poszukiwacza małomiasteczkowych perełek architektonicznych. Obecna właścicielka przez wiele lat, do czasu przejścia na emeryturę kierowała finansami szkół gminnych. Tutaj też mieszkał wraz z rodziną mój kolega Zygmunt Czubachowski, zastępca dyrektora SKR Strzelno i wieloletni pracownik strzeleńskiej Chłodni, wielki miłośnik historii II wojny światowej.
Po drugiej stronie ulicy widzimy dwa charakterystyczne budynki. Pierwszy z nich oznaczony numerem 12/1 to piętrowy dom w stylu willi ogrodowej z dużym, od strony południowej, wygrodzonym betonowymi tralkami tarasem i balkonem. Od frontu znajdują się dwutraktowe, również przyozdobione tralkami schody prowadzące do wejścia głównego. Ich charakterystycznymi, elementami są betonowe odlewy lwów, ustawione przy wejściu na nie. Dom wraz z dużym ogrodem stanowi własność państwa Janików. Tuż za tą parcelą trafiamy na piętrowy dom zbudowany w formie oficyny, na fundamentach starego garażu - warsztatu należącego przed laty do mechanika samochodowego Czekały. Przed nim prowadził w tym miejscu swój zakład mistrz kowalski Albert Siupka, dzieląc niegdyś tę dużą posesję, bo sięgającą ul. Ścianki ze swoim szwagrem Leonem Gądeckim, ojcem abpa Stanisława. Po Czekale warsztat prowadził jego uczeń, a po nim wybudowany został od strony ulicy Świętej Anny, do dzisiaj stojący niewielki pawilon, w którym mieścił się zakład fryzjerski pani Janiszewskiej. Obecny budynek mieszkalny wraz z parcelą stanowi własność rodziny Rybczyńskich. Z seniorką panią Kazimierą przed laty byłem sąsiadem, mieszkając przy ulicy Inowrocławskiej 1, a Rybczyńscy pod 2.
Wracając ponownie na zachodnią stronę ulicy stajemy przed posesją oznaczoną numerem 29. Jest ona nietypowa gdyż dopiero w jej głębi znajdujemy w cieniu dwóch starych kasztanowców stary parterowy dom. Jego cechą charakterystyczną jest niewielka facjata w połaci dachowej strychu. Znajduje się ona na osi głównej, nad wejściem do budynku. W jej ścianie frontowej widzimy półokrągło wykończone niewielkie okno. Budowla jest pięcioosiowa z czterema niewielkimi okienkami w linii poddasza i nakryta jest dwuspadowym dachem papowym. Od niepamiętnych lat dom ten stanowił własność rodziny Zielińskich i nadal znajduje się w rękach przedstawicielki rodu Zdzisławy Zielińskiej. Na placu przed domem stała dawniej lokomobila - maszyna o napędzie parowym i jakiś sprzęt rolniczy. Były to lata 60. XX w. W okresie zaborów oraz w latach międzywojennych ta, jak i sąsiednia posesja należały do rodziny Mantheyów. Głowa rodziny Gottlieb był mistrzem kowalskim. Wraz z synem Gustavem specjalizował się w produkcji bryczek oraz wozów transportowych. Jego dodatkowym zajęciem było świadczenie usług agregatem omłotowym wśród okolicznych rolników oraz prowadzenie olejarni.
W głębi zdjęcia budynek z zamurowanymi otworami na wrota to dawna olejarnia i odlewnia żeliwa |
W latach powojennych usługi kowalsko-omłotowe świadczył po Mantheyu Zieliński i to po nim były stojące przed domem maszyny. W latach 70. XX w. na kilka lat starą kuźnię wydzierżawił mój familiant, wuj Stanisław Nowak, który wcześniej swój zakład prowadził przy ul. Lipowej u kołodzieja Olejnika. Pamiętam, będąc chłopcem biegałem do kuźni wuja, ale tej przy Lipowej. Co to była za frajda ciągnąć łańcuch zakończony drewnianą rączkę od wora powietrznego i dmuchać w palenisko. Przy tej okazji poznałem pracę w kuźni; podkuwanie koni, ostrzenie lemieszy, napraw maszyn rolniczych i nakładanie obręczy na drewniane koła do wozów i bryczek, które wcześniej wykonał kołodziej Olejnik. Ale stary Gottlieb Manthey przed wojną na sąsiedniej posesji nr 31 posiadał jeszcze Olejarnię, czyli fabryczkę do wyciskania i przerabiania oleju roślinnego. Już później, po wojnie olejarnię przerobiono na odlewnię żeliwa, w której powstawało wiele przeróżnych kształtek, pokryw, fajerwerków - krążków do kuchni węglowych, kolan i rur żeliwnych itd. Firma ta była zakładem podległym miejscowej Komunalce, czyli Zarządowi ZGKiM. Olejarnię, a później odlewnię poprzedzał wąski, piętrowy budynek mieszkalny na kształt oficyny podwórzowej. Dawno temu mieszkał tutaj mój kolega Waldek Krzewina, późniejszy wieloletni dyrektor i prezes Banku Spółdzielczego w Kruszwicy. Od jego ojca Franciszka dowiedziałem się mnóstwo ciekawych opowieści o naszym mieście.
Wśród członków Zarządu OSP Strzelno siedzi trzeci od lewej komendant dh Franciszek Krzewina |
O panu Franciszku można powiedzieć bardzo dużo dobrego, zatem pozwólcie, że przytoczę jego biogram. Był on żołnierzem września 1938 roku, z zawodu blacharzem, a ze społecznego obowiązku oddanym i ofiarnym strażakiem - działaczem OSP Strzelno.
W latach 1930-1932 odbył służbę wojskową w 2. kompani balonów obserwacyjnych Baonu Balonowego w Toruniu, w specjalności strzelca obsługi km. W sierpniu 1939 roku został zmobilizowany, trafiając do jednostki macierzystej w Toruniu. Wziął udział w wojnie obronnej walcząc m.in. w bitwie pod Kutnem i w obronie Warszawy. Do niewoli dostał się 29 września 1939 roku, a 6 października w trakcie transportu jeńców do stalagu zbiegł i powrócił do Strzelna. Z początkiem okupacji został wyznaczony przez Niemców za zakładnika - na wypadek rozruchów i wystąpień mieszkańców. Przez cały ten czas pracował w firmie budowlanej Otto Schultza, która mieściła się przy ulicy Powstania Wielkopolskiego 42, w obiektach po byłej firmie Edmunda Grzeszkowiaka. U Niemca wykonywał prace blacharsko-dekarskie.
Po wojnie pracował w PGR, MPGKiM, a następnie we własnym zakładzie blacharskim. Przez cały ten czas aktywnie działał w straży pożarnej, do której wstąpił już w 1926 roku, jako 16-letni chłopiec. Przeszedł wszystkie szczeble kariery strażackiej od szeregowca do naczelnika strzeleńskiej OSP. Zawsze był ofiarnym i czynnym strażakiem, brał udział w licznych akcjach gaśniczych ratujących mienie strzelnian oraz szkolił miejscową młodzież. Doceniony za swoje oddanie służbie odznaczony został licznymi medalami resortowymi począwszy od wzorowego strażaka, poprzez brązowy, srebrny i złoty medal za zasługi dla pożarnictwa, a w 1994 roku przez Prezydenta RP Brązowym Krzyżem Zasługi. Poza tymi odznaczeniami wyróżniony był: Medalem Za udział w wojnie obronnej 1939, Medalem Zwycięstwa i Wolności 1945, Medalem za Warszawę Obrońcom Bojownikom Oswobodzicielom.
Franciszek Krzewina zmarł w wieku 87 lat, 20 października 1997 roku i został pochowany na starej strzeleńskiej nekropoli.
Foto.: Heliodor Ruciński, Google Maps, archiwum bloga.