czwartek, 18 lipca 2019

Czy strzeleńskie świątynie zbudowano z megalitów?



Niezwykle fascynująca jest przeszłość naszego regionu i mniemam, że niemal każdy, kto zakochał się w swojej małej ojczyźnie może to samo powiedzieć o otaczającym go obszarze. Zaangażowanie się regionalistów z TMMS w ratowane potężnej megalitycznej nekropoli w miejscowości Góra-Marianowo w gminie Wilczyn oraz odkrycie podobnych w obrębie lasów miradzkich sprawiło, że nasze wyobrażenie o tutejszych dziejach uległo daleko idącemu przeobrażeniu. Nasza wiedza zaczęła nabierać nowego wymiaru, a liczne analizy terenowe oparte o podobne i archeologicznie przebadane odkrycia sprawiły, że nasze mroczne dzieje zaczęły rozjaśniać się i zabarwiać.

Rozjaśnianiem i zabarwianiem przeszłości może być odpowiedź na zawarte w tytule pytanie oraz rozwinięcie tematu. Czy strzeleńskie świątynie zbudowano z megalitów? Uważam - oczywiście hipotetycznie - że strzeleńskie kamienne świątynie romańskie zostały zbudowane z potężnych głazów i drobniejszych kamieni, z których 4500 lat wcześniej zbudowane zostało kilkadziesiąt megalitów zlokalizowanych w pobliskich lasach i innych miejscach, być może i w samym Strzelnie.

Mało kto wie o tym, że Polskie ziemie skrywały i nadal skrywają tajemnice na miarę Stonehenge. Oczywiście, są nimi megalityczne grobowce rozsiane po Kujawach i po niektórych regionach Polski. Z racji nader częstego występowania na obszarze Kujaw nazwane zostały kopcami lub grobami kujawskimi. Działo się to tak dawno, że trudno nam pojąć, że my współcześnie żyjący jesteśmy ok. 275 pokoleniem od czasów budowniczych budowli uważanych za starsze od słynnych piramid egipskich.


Czas budowy megalitów to epoka neolitu i okres kultury pucharów lejkowatych występującej w Europie między 3700-1900 lat p.n.e. Na obszarze współczesnej Polski powstała na terenie Kujaw pod wpływem oddziaływania kultury lendziejskiej na lokalne podłoże mezolityczne. Nazwa pochodzi od charakterystycznego kształtu formy naczynia z brzuścem baniastym i szeroko rozchylonym kołnierzem. Ludność ówczesna zajmowała się głównie hodowlą, łowiectwem i rybołówstwem, ale także uprawiała zboże, znała radło i zaprzęgała do jego ciągnięcia bydło. Charakterystyczne dla tej kultury na ziemiach polskich były pochówki szkieletowe zwane grobami kujawskimi oraz inne grobowce megalityczne.

Największą tajemnicą tej kultury są widoczne po dziś w terenie megality osiągające nawet kilkadziesiąt metrów długości. Są to monumentalne budowle zbudowane z ziemi i kamienia o długości dochodzącej nawet do 150 metrów. Niestety, grobowce te w dużej części zostały pozbawione charakterystycznego elementu, potężnych głazów granitowych, które były tzw. murem zewnętrznym budowli. Ta kamienna obstawa grobu nawiązuje do kształtu wielkich domostw pierwszych rolników tych ziem z okresu ok. 4300-3000 lat p.n.e., których ślady odkryto blisko 25 lat temu podczas badań ratunkowych na linii budowy gazociągu jamalskiego w pobliżu Bożejewic-Żegotek-Ciechrza. Część pojedynczych głazów tworzących ścianę wschodnią posiada masę dochodzącą do kilku ton. Ich wielkość stopniowo maleje w miarę zwężania się grobu ku zachodowi. Długość całego obiektu może dochodzić nawet do 100, a nawet do 150 m, a szerokość podstawy (ściany wschodniej) 8-10 m. W części szczytowej grobu, w wydzielonym prostokącie, i w specjalnej jamie, znajdował się pochówek szkieletowy jednej osoby, którą prawdopodobnie był przywódca - patriarcha rodu, obłożony kamieniami w formie kopczyka. Całość przestrzeni w obrębie obstawy przykrywał płaszcz kamienno-ziemny o wysokości dochodzącej do 4 m. Oblicza się, że do budowy średniej wielkości obiektu tego typu, potrzebna była masa ziemi dochodząca do 600 ton oraz kamieni ponad 200 ton.


Kiedy w drugiej połowie XII w. do Strzelna przybyły Norbertanki dowiedziały się od miejscowej ludności, że w pobliżu osady znajdują się ogromne budowle ziemne, których elementem konstrukcyjnym są ogromne i do tego występujące w ogromnej ilości kamienie. Ta bliskość i ilość potencjalnego budulca przyszłych świątyń strzeleńskich sprawiła, że świątobliwe siostry pozostały tutaj i postanowiły właśnie z nich zbudować i to jednocześnie dwa kościoły.


Wcześniej, bo około 3500-4000 lat przed norbertankami tutejsza ludność przez kilkadziesiąt, a nawet kilkaset lat gromadziła potężne polodowcowe głazy, zwożąc je z pól i lasów i budowała swoim przywódcom swoiste leżące piramidy - grobowce megalityczne. Budowle te przetrwały kilka tysięcy lat i nowa cywilizacja - kultura chrześcijańska spożytkowała je, wtórnie wykorzystując do budowy strzeleńskich świątyń romańskich. Dzisiaj te kamienne mury, podobnie jak kamienne kręgi z południowej Anglii, ze Stonehenge, przyciągają turystów z kraju, Europy i niemalże z całego świata. W Polsce o megalitach wie zaledwie garstka ludzi z kręgu nauki i regionalistów. A przecież polskie megality zasługują na to, żeby przywoływać ich historię i udostępniać je turystom na sposób jaki działa w niedalekich kujawskich Wietrzychowicach, gdzie funkcjonuje skansen archeologiczny potężnych kujawskich grobowców. Niezwykle dogodne położenie miejsca przy drodze krajowej i stosowne jego zagospodarowanie może stać się kolejną słynną wizytówką naszej małej ojczyzny. Czy uda się uruchomić projekt Strelnopolis mityczne miasto przodków?

Proszę powyższy artykuł potraktować jako moją hipotezę, a żądnych pogłębienia wiedzy o zaprezentowanym temacie zapraszam do zapoznania się lub przypomnienia wcześniejszego artykułu Strelnopolis mityczne miasto:


wtorek, 16 lipca 2019

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 48 Ulica Świętego Ducha - cz. 4



Świętego Ducha 4 - cz. 1
Dzisiejsza propozycja poznania fragmentu naszej miejskiej opowieści to posesja przy ul. Świętego Ducha i dom oznaczony numerem 4. Niegdyś nosił on porządkowy numer policyjny 67. Na starych pocztówkach z początku XX w. widoczny jeszcze jest dom parterowy, który dopiero w latach trzydziestych XX w. zmienił swój wygląd, gdyż został nadbudowany piętrem. Niewielki dom dzięki oficynom w podwórzu zamieszkiwało 5 rodzin. W 1800 r. posesja należała do mieszczanina p. Konkiewicza. Zapewne spokrewniony on był z Konkiewiczami wymienionymi w katastrze podatkowym z maja 1773 r. Po jakimś czasie dom przeszedł w ręce skórnika, Żyda Baera. Antenata tego rodu niestety z imienia nie poznajemy. Wiadomo jedynie jest, że jego synem był Julius Baer, mąż Susanny Kaliskiej. Małżonkowie mieli syna Josepha ur. w 1855 r. To on był kolejnym właścicielem posesji. Józef w 1878 r. zawarł związek małżeński z Johanną Krisch ur. w 1855 r., córką Michaela i Blume Abusch.


Kolejnym właścicielem posesji został miejscowy rzemieślnik Kazimierz Silski. Urodził się on w 1850 r., a w 1870 r.  zawarł związek małżeński z Magdaleną Zarębską. Kazimierz z zawodu był szewcem i zapewne przed 1895 r. kiedy wymieniony został w księdze adresowej Selbständige des Kreises Strelno 1895, nabył posesję przy ul. Świętego Ducha 2 od Żyda Baera. Silscy mieli syna Józefa ur. w 1874 r., który w 1897 r. poślubił w Markowicach 27-letnią Michalinę Zemborską, córkę Mateusza i Marii z Głowackich. W domu tym mieszkała również rodzina Gilewskich, której przedstawicielem był Franciszek, miejscowy, drukarz, wydawca i redaktor. Prowadził on od 1925 r. własną drukarnię przy ul. Kościelnej 17 (nr policyjny), w której wydawane były m.in.: „Orędownik Urzędowy na powiat strzeliński“, dziennik „Nadgoplanin“ i dziennik „Gazeta Mogileńska“. Ojcem Franciszka był Józef  ur. w 1863 r., a matką Teofila Flenz ur. w 1871 r., wdowa po Florianie Słowińskim. Tutaj mieszkał i prowadził swoją działalność Jan Kandulski. O jego profesji dowiadujemy się z reklamy zamieszczonej w Kalendarzu Strzelińskim na rok 1910. Prowadził on jedyną w Strzelnie polską księgarnię i specjalny skład papieru. Był osobą samotną.  


Po Silskich właścicielem posesji (po 1919 r.) został Wincenty Płócienniczak. Jak podaje w reklamie montowanych w jego firmie i sprzedawanych w sklepie rowerów, tę działalność prowadził od 1912 r. (wówczas w posesji przy ul. św. Ducha nr 19, policyjny 35, dom narożnikowy z ul. Cegiełka, własność piekarza P. Mrówczyńskiego) Zajmował się kilkoma branżami, m.in.: handlem sprzętem radiowym (Fabric d'apparelis et d'accessoires pour la TSF oraz Firmy TELEFUNKEN), montażem i sprzedażą rowerów z części sprowadzanych od producentów. Poza tym świadczył usługi transportowe, reklamowane wówczas, jako własna komunikacja samochodowa. Początkowo swą działalność gospodarczą prowadził pod szyldem „Dom Handlowy w Strzelnie“, a od 1929 r. pod szyldem „Feston Dom Handlowy w Strzelnie“. To wówczas przylgnął do niego pseudonim Feston.


Wincenty Płócienniczak do Strzelna sprowadził się z powiatu bydgoskiego. Urodził się 8 lipca 1885 r. W 1914 r. poślubił w Wierzchucinie Kościelnym Teofilę z Chrapkowskich (1887-1962). Małżonkowie mieli pięcioro dzieci: Irenę (1916-1916) - zmarłą jako noworodek, Melanię Monikę (1918-2008), Barbarę (1920-1981), Emilię (1921-2009) oraz Stanisława (1923-1998). Po wybuchu I wojny światowej Wincenty został wcielony do armii pruskiej. Po powrocie z frontu włączył się w działalność niepodległościową. Uczestniczył w Powstaniu Wielkopolskim. 6 października 1935 r. został wybrany w skład komitetu przy Związku Powstańców i Wojaków w Strzelnie do zebrania materiałów wspomnieniowych o czynach dokonanych w czasie Powstania Wielkopolskiego [Pałuczanin 1935.10.13 nr 121]. Zbieraniem materiałów do dziejów Powstania Wielkopolskiego zajmował się już wcześniej.


Znany był ze swej aktywności w Akcji Katolickiej, której był członkiem, a także przewodniczył stowarzyszeniu Mężów Katolickich. Pomagał Ojcom Pallotynom i Franciszkanom w kolportażu czasopism katolickich. Był członkiem strzeleńskiego „Sokoła", w 1932 r. członkiem Komisji Rewizyjnej a od 1934 r. członkiem zarządu. Wśród strzeleńskiego kupiectwa wyróżniał się wielce patriotyczną i narodową postawą. Prasa przedwojenna odnotowała, że w grudniu 1937 r. do firmy Feston przez okno włamali się nieznani sprawcy i Skradli ze składu 3 nowe rowery męskie, większą ilość opon, rozmaite części rowerowe oraz z kasy 100 zł gotówki. Ogólna strata wyniosła 700 zł.


Po zajęciu Strzelna przez Niemców, otrzymał 26 września 1939 r. polecenie na piśmie od burmistrza Willy'ego Schmiedeskampa, przekazania bez odszkodowania swego samochodu Niemcowi H. Plagensowi. 25 listopada 1939 r. Wincenty Płócienniczak został aresztowany i wraz z innymi mieszkańcami Strzelna rozstrzelany w lesie „Babiniec" pod Cienciskiem. Rodzina została w czasie wojny wyrzucona z domu i poprzez obóz w Szczeglinie wywieziona do Generalnej Guberni, do wsi Piastów w powiecie garwolińskim. Po powrocie zamieszkali na powrót we własnym domu przy Świętego Ducha 4. Razem z matką zamieszkała tutaj córka Barbara z mężem Alfonsem.


Po śmierci w 1962 r. Teofilii, posesja przeszła w ręce spadkobierców, a zarządzali nią w ich imieniu Barbara i Alfons Wesołowscy. Kamieniczka ta szczególnie zapisała się w mojej pamięci, gdyż jako dziecko chodziłem tam z mamą i ciocią Pelą do magla. Znajdował się on w podwórzu, tam gdzie obecnie w części mieści się firma Ryszarda Jaroszewskiego. Magiel był ręczny, więc i sporo się nakręciłem zanim cały kosz wypranych pościeli, obrusów, ręczników, zasłon, bielizny itp. rzeczy wyprasowało się tym urządzeniem. A sam magiel to był duży stół z dwoma drewnianymi wałkami, na które nawijało się w specjalnym płótnie wysuszone pranie, po czym umieszczało się je pomiędzy blatem stołu, a wielką skrzynią wypełnioną kamieniami i na tychże wałkach spoczywającą. Pusty wałek wyciągało się po podniesieniu skrzyni przy pomocy przekładni, a w jego miejsce umieszczało się nawinięty bielizną. Do poruszania skrzyni i prasowania rzeczy służyła zębatka napędzana kolbą ręczną, która przesuwała listwę zębatą wraz ze skrzynią po wałkach. Te z kolei z jednej strony rozwijały się, a z drugiej strony stołu nawijały się i tak na przemian. Za usługę tę płaciło się parę złotych, chyba 2-5 zł.

Uczniowie i nauczyciele Szkoły Rolniczej w Sławsku Dolnym. Siedzi w kapeluszu kier. Hilary Sulski, obok nauczycielka Barbara Płócienniczak-Wesołowska, NN i Alfons Wesołowski - 1948 r.
 Barbara i Alfons Wesołowscy byli nauczycielami Szkoły Rolniczej w Sławsku Dolnym. Później Alfons wykładał ekonomikę rolnictwa w Państwowym Technikum Rolniczym w Bielicach. Początkowo mieszkał w Strzelnie i tutaj na miejscu w podwórzu i ogrodzie prowadził hodowlę róż. Pamiętam, że róże rosły nawet w miejscach po rozebranych budynkach gospodarczych, było ich mnóstwo. Przepiękne o cudnych kolorach i niezapomnianym zapachu, który z wieczora był najintensywniejszym, były do nabycia na każdą okazję od lata do późnej jesieni. U pana profesora Wesołowskiego pisałem pracę dyplomową z zakresu ekonomi gospodarstw rolnych, a temat brzmiał: Reorganizacja gospodarstwa rolnego w Zakładzie Rolnym Karczyn PGR Kobylniki. Pracę obroniłem na czwórkę! Od tego też czasu mogłem posługiwać się tytułem, „technika rolnika".
CDN

piątek, 12 lipca 2019

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 47 Ulica Świętego Ducha - cz. 3


Dom Hanaszów - obecnie Dudków. Autor zdjęcia Heliodor Ruciński.
Przez ostatnie 150 lat kilkakrotnie zmieniano nazwę ulicy Świętego Ducha. W 1876 r. na obszarze zaboru pruskiego język niemiecki stał się językiem urzędowym. Wówczas germanizacja objęła nazwy miast, ulic i miejscowości. Miasto Strzelno zmieniono na Strelno i wiele ulic przybrało nazwy niemieckie. Tak się też stało z ulicą Świętego Ducha, którą nazwano Hailigengeistrassse. W 1919 r. powrócono do starej nazwy, którą ponownie zmieniono podczas okupacji niemieckiej w 1939 r. nadając jej nazwę na cześć marszałka III Rzeszy - Hermann Göering Strasse. Po wojnie na krótko przywrócono starą nazwę, by zmienić ją po 15 grudnia 1948 r. To wówczas odbył się Kongres Zjednoczeniowy w Warszawie (15-21 grudnia), który powołał do życia Polską Zjednoczoną Partię Robotniczą, na czele, której stanął osławiony przyjaciel sarenek i dzieci, „ojciec narodu“, Bolesław Bierut. I poszły wytyczne w kraj, by datę 15 grudnia przenieść na główne ulice i place miast, by data na trwałe wpisała się w nowo zrodzoną tradycję. Na pozjazdowym wiecu w Strzelnie w sali kina „Kujawianka“, wówczas ustalono, by wykształcone i wykwalifikowane pod względem medycznym siostry Elżbietanki przegnać ze szpitala, a ulicę Świętego Ducha przemianować na nic nie mówiącą przeciętnemu obywatelowi nazwę 15 Grudnia. Faktycznie, po latach, kiedy pytałem się, jako młody chłopak skąd ta nazwa, niewielu ją kojarzyło, a dzisiaj niemalże już nikt.

Dopiero przemiany ustrojowe i w parze idące postawa ówczesnych radnych, jak chociażby Zbyszka Noska, doprowadziły do tego, że 17 grudnia 1990 r. przywrócono tejże ulicy jej historyczną nazwę, Świętego Ducha. Ale i wówczas byli tacy, którym było to w niesmak. Przypomnę, że 27 grudnia 1989 r. podczas sesji RN radny Zbyszek Nosek wniósł interpelację o zmianę nazw ulic: 15 Grudnia, Marcelego Nowotki i Gen. Karola Świerczewskiego, przywracając im odpowiednio stare nazwy: Św. Ducha, Kolejowa, Szeroka. Wówczas to, radny Eugeniusz Wegner zaproponował, by wstrzymać się ze zmianą nazw ulic, gdyż rodzi ona koszty. Wywołało to ostry protest ze strony solidarnościowej. Kilkakrotne przypominanie tej kwestii przez Zbyszka Noska po roku dało owoc.


Mój przewodnik, czyli wujek Maryś, zawsze chodził prawą stroną ulicy, dlatego też i ja ruszę prawą stroną. Współcześnie każda ulica ma swoją numerację zaczynającą się na lewej stronie, to numery nieparzyste, a prawa parzyste. W starej numeracji tzw. policyjnej, niezależnie od nazw ulic przebiegała numeracja ciągła. Zaczynała się ona na Rynku od posesji przy pierzei wschodniej, gdzie nr 1 to kamieniczka narożna z ul. Piekarską. Następnie numeracja wchodziła w lewą stronę ul. Kościelnej, wracała prawą, z kolei pierzeja południowa Rynku, przebiegała do ul. Świętego Ducha i lewą jej stroną biegła do wlotu w ul. Cegiełkę. Następnie jej lewą stroną wracała po prawej do ul. Świętego Duch i lewą stroną do Placu Daszyńskiego. Stąd wracała prawą stroną do Rynku, biegnąc jego pierzeją zachodnią wchodziła w ul Szkolną, powrót do Inowrocławskiej, jej lewa strona do budynku magistratu i wracała prawą do Rynku i jego pierzei północnej. Pozostała numeracja kontynuowana była w dalszych bocznych ulicach. Do czasu ostatecznego uregulowania numeracji wspomnę, że do lat osiemdziesiątych po prawej stronie ulicy nieruchomości posiadały numerację nieparzystą, czyli odwrotną, do obecnej.


Świętego Ducha 2 

Zatem, zaczynamy wirtualny spacer od pierwszego po prawej stronie ulicy Świętego Ducha, domu opatrzonego nr 2, dawniej numer policyjny 68. To stary pamiętający połowę XIX w. dom Hanaszów. Tak zwykliśmy go nazywać, choć dziś stanowi własność państwa Dudków. Według najstarszych danych sprzed 210 laty, wówczas drewniane domostwo należało do kuśnierza Zmudowicza, Polaka wyznania katolickiego. Po nim posesję dziedziczył Jan Nepomucen Żmudowicz, który ok. 1830 r. poślubił Franciszkę Wąsowską. Z małżeństwa tego urodził się w 1830 r. kolejny spadkobierca, którym został Wincenty Zmudowicz. Z zawodu był stolarzem i w 1855 r. poślubił Marcjannę Balińską, córkę Wincentego i Katarzyny z Kłodawskich. Zapewne jemu, lub jego ojcu możemy przypisać wystawienie nowego piętrowego i krytego ceramiczną dachówką domu, który do dziś stoi w tym miejscu. Jest to budowla szkieletowa wypełniona po części pecą, po części cegłą. Małżonkowie Wincenty i Marcjanna mieli ur. w 1858 r. syna Franciszka, który po przyuczeniu się u ojca zawodu stolarskiego, podjął się później handlu meblami. W 1880 i 1883 r. wymieniony został na łamach „Gońca Wielkopolskiego“ wśród aktorów amatorów, dających przedstawienia sztuk teatralnych w Strzelnie w ramach działalności miejscowego Kółka Muzycznego i Komitetu Uroczystości Sobieskiego - 200-lecia Odsieczy Wiedeńskiej. Reżyserem tych sztuk był Ignacy Gronkowski, organista i dyrygent chóru. W 1884 r. Franciszek poślubił Apolonię Antoninę Białęcką, córkę Rajmunda i Emilii z Kalinowskich. W 5 lat później, będąc wdowcem 59-letni ojciec Wincenty ożenił się po raz drugi. Jego wybranką była wdowa Józefina Pyszkowska z domu Salmońska.


Z zachowanych informacji wiemy, że pierwszym bibliotekarzem powstałego w Strzelnie po 1880 r. Towarzystwa Czytelni Ludowych (TCL) był Franciszek Zmudowicz i biblioteka znajdowała się w jego domu. 28 maja 1889 r. została ona przeniesiona do domu Franciszka Żurawskiego przy ul. Cestryjewskiej 145a (obecnie nr 5). Niestety nieudało się ustalić kiedy Zmudowicze pozbyli się posesji. Wiadomo, że jej właścicielami stali się trzej bracia Gębiccy, miejscowi Żydzi, od których w 1893 r. całość nabył obuwnik - mistrz szewski Wojciech Hanasz.    


Długo wcześniej, bo po przybyciu po 1874 r. do Strzelna Wojciech Hanasz ( syn Józefa i Józefy z Kolczyńskich ur. w 1858 r. w Sokolnikach) zamieszkał u swego nauczyciela i pracodawcy mistrza szewskiego Płacheckiego przy ul. Cestryjewskiej. Po zdaniu egzaminu czeladniczego i ożenieniu się w 1880 r. z Franciszką Śmiełowską rodem z Rzadkwina założył własny interes pod nazwą Skład i warsztat obuwia męskiego, damskiego i dla dzieci. Z reklamy z 1890 r. wiemy, że był to dom znajdujący się niemalże po drugiej stronie jego późniejszej własności (ul. Św. Ducha 28 - u Franciszka Lewandowskiego).


Wojciech po zakupie nieruchomości przeniósł się tutaj i na parterze uruchomił skład i warsztat obuwniczy, natomiast zamieszkał z tyłu w oficynie doń przyległej. Obok swój handel prowadził Michała Skowroński - sklepikarz. Rodzina Wojciecha była wielodzietną: Waleria (ur. 1882 r.), Roman (ur. 1884 r.), Bronisław (ur. 1887 r. żył zaledwie kilka dni), Angela (ur. 1889 r. zmarła po ośmiu miesiącach), Bolesław (ur. 1890 r.), Józef (ur. 1892 r.), Wacław ur. 1896 r., Maria Magdalena (ur. 1898 r.) i Stanisław (ur. 1898 r.).

Spośród strzeleńskich Hanaszów godnymi zapamiętania są: Bolesław - dr medycyny, uczestnik Powstania Wielkopolskiego i Warszawskiego; Stanisław - uczestnik Powstania Wielkopolskiego, w okresie międzywojennym prowadził z bratem Wacławem i szwagrem Feliksem Wysockim w Strzelnie firmę zbożową „Hanasz & Wysocki“; Józef - uczestnik Powstania Wielkopolskiego, komendant miasta w styczniu 1919 r., prawnik. Wszyscy po śmierci powrócili na Kujawy i pochowani są w rodzinnym grobowcu na Starym Cmentarzu przy ul. Kolejowej. Pośród współczesnymi Hanaszami godnymi przywołania są szczególnie dwaj z potomków Wojciecha: Marian i Jan, synowie Bronisława i Heleny Hanaszów.


Marian Hanasz jest autorem szkiców i opowieści rodzinnych Rodzina ze Strzeln, która została wydana w 2017 r. W niej możecie doczytać wiele interesujących opowieści o Hanaszach ze Strzelna.  Jan Hanasz jest naukowcem, astronomem związanym z UMK w Toruniu. Od 2007 r. profesorem. Od 1980 r. działaczem "Solidarności" w Toruniu. Po 13 grudnia 1981 r. uczestnik akcji ukrywania sprzętu poligraficznego, współzałożyciel podziemnego pisma „Toruński Informator Solidarności”. Organizator podziemnego Radia i TV „S” w Toruniu. Od 1994 r. pracownik Centrum Badań Kosmicznych PAN w Toruniu. Członek Kapituły Fundacji Polcul. Odznaczony Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski (2009 r.). Tyle w skrócie o Hanaszach.

To, co ja pamiętam, to dwa sklepy, które dzierżawiła miejscowa PSS „Społem". Znajdował się tam sklep z art. rowerowo-motoryzacyjnymi, w którym w 1971 r. kupiłem sobie motocykl MZ Trophy 250. Był to na owe czasy niezwykle paradny i luksusowy motocykl produkcji NRD. Wartość jego równała się spółdzielczemu wkładowi mieszkaniowemu. Później, gdy branżę przeniesiono na Rynek, można tu było nabyć porcelanę i kryształy. Do pomieszczeń tych przeniesiona został Księgarnia „Piastowska“ państwa Wiatrowskich, a obok swój sklep papierniczo-zabawkarski otworzyli państwo Dudkowie. Do dzisiaj ten sklep funkcjonuje pod szyldem „Świat Dziecka“, a po księgarni prowadzony jest sklep sieci obuwniczej Viola.

wtorek, 9 lipca 2019

Nagroda



Przedwczoraj skończyłem biogramy strzelnian i mogilnian delegatów na Polski Sejm Dzielnicowy w Poznaniu. Pozostało mi jeszcze wypełnić ankiety i kolejny etap mojej pracy pisarskiej mogę uważać za zakończony. Zatem, mam trochę czasu i mogę powrócić do czerwcowego wydarzenia i związanym z nim pobytem w Warszawie. Wspominaliśmy na facebooku już z żoną, co mnie spotkało - czyli o wspaniałym wyróżnieniu - pisali o tym leśnicy z Miradza i Gołąbek, była relacja filmowa, informacje prasowe i na portalach branżowych, m.in. Generalnej Dyrekcji Lasów Państwowych.





Otóż 25 czerwca w siedzibie Dyrekcji Generalnej Lasów Państwowych w Warszawie, dyrektor generalny LP Andrzej Konieczny wręczył mi wyróżnienie w Nagrodzie Lasów Państwowych im. Adama Loreta Edycja 2018 za opracowanie trzech monografii promujących historię i prace leśników nadleśnictw Miradz, Gołąbki i Gniewkowo. Wyróżnienie to otrzymałem w Kategorii II - "najbardziej doniosła, z punktu widzenia wiedzy podstawowej lub/oraz przydatności praktycznej, praca naukowa dotycząca szeroko rozumianego leśnictwa". Już po części oficjalnej miałem przyjemność porozmawiać z dyrektorem Koniecznym, przewodniczącym kapituły prof. dr. hab. Arkadiuszem Bruchwaldem, Tadeuszem Chrzanowskim Z RDLP w Toruniu - również wyróżnionym oraz leśnikami z DGLP. W każdej z tych rozmów padało pytanie - jak pan to zrobił, trzy potężne monografie w tak krótkim czasie? oraz stwierdzenie - jest pan jedynym w kraju, co tak skrupulatnie opisał dzieje aż trzech nadleśnictw.
















Był to dla mnie dzień szczególny, wzbogacony towarzystwem mojej małżonki Lidii, dobrego ducha mojego pisarstwa. Oboje spędziliśmy w Warszawie cały tydzień i wspólnie cieszyliśmy się z kolejnego mojego wyróżnienia. Czas wolny poświęciliśmy na zwiedzanie naszej Stolicy: Stare Miasto z uroczymi zakątkami, Zamek Królewski, Ogród Saski i jego okolice, Łazienki Królewskie i wiele innych miejsc Śródmieścia. Podziwialiśmy również nowoczesne budownictwo, a to co rzucało się nam w oczy, to czystość i porządek miejsc odwiedzanych. Wynajęliśmy apartament w centrum Warszawy, zatem wszędzie mieliśmy blisko, nie tracąc czasu na dojazdy - oczywiście korzystaliśmy z bardzo dogodnego transportu publicznego. Nie kryję, że potrzeba byłoby miesiąca, by dotrzeć chociażby do części obiektów z przewodników po Stolicy. Pełni wrażeń wróciliśmy szóstego dnia wieczorem do Strzelna z nadzieją, że jeszcze kiedyś odwiedzimy Warszawę.











Warto podróżować i przypatrywać się innym miejscom. Tak co roku czynimy z małżonką. Z każdej podróży przywozimy zakodowane obrazy z nurtującym nas pytaniem - dlaczego u nich, a nie u nas, tak wiele zrobiono? Odpowiedź oczywiście znajdujemy, ale nie czas i miejsce, by o tym mówić. Uderzała nas zieleń miejska - skwery, parki i wszelkiego rodzaju przestrzenie między kamienicami, wypełnione zielenią.   
















Nazajutrz po przyjeździe, wczesnym rankiem przebudził mnie dziwny sen. Otóż śniło mi się, że zostaję po raz kolejny wyróżniony i to ze strony najmniej oczekiwanej, dodam, że nigdy, ale to nigdy mnie niedoceniającej na przestrzeni ostatnich 30. lat. Sen chyba należy uznać za koszmarny, gdyż postawił mnie na równe nogi. Było na tyle wcześnie, że zasiadając do kompa zdążyłem przed wyruszeniem strzelnian do kościoła napisać nowy temat na bloga.
Zgadnijcie kto chciał mnie wyróżnić? lub chociażby podajcie w jakim to mieście działa się akcja snu? Dla ułatwienia podaję, że dotychczas otrzymałem wyróżnienia w następujących miastach:
Bydgoszcz - Zasłużony dla Kultury Polskiej - 2014 r.,
Gniezno - Człowiek Roku 2016,
Mogilno - Zasłużony dla Gminy Mogilno - 2018 r.,
Poznań - Odznaka Krajoznawcza 100-Lecia Powstania Wielkopolskiego - 2018 r.,
Toruń - Kordelas Leśnika Polskiego - 2017 r.,
Toruń - Wyróżnienie za 2016 r. w kategorii Kultura,
Warszawa - Nagroda Fundacji Polcul im. Staszki Kuratczyk i Zochy Nawojowskiej za „działalność społeczną i publicystyczną na terenie Strzelna" - 2003 r.,  
Warszawa - Nagroda Lasów Państwowych im. Adama Loreta Edycja 2018 r.