niedziela, 27 stycznia 2019

Oddział konny TG "Sokół" w Strzelnie (1937-1939)



O strzeleńskiej organizacji Towarzystwo Gimnastyczne "Sokół" wiemy stosunkowo więcej niż o innych organizacjach działających w naszym mieście w czasach rozbiorów i w okresie międzywojennym. Zawdzięczamy to regionaliście i historykowi Henrykowi Ładzie, którego książka o tytule Towarzystwo Gimnastyczne "Sokół" w Strzelnie wydana sumptem TMMS-u ukazała się w 1988 r. W niej m.in. znajdujemy informację, że 3 maja 1937 r. w ramach TG "Sokół" utworzono oddział konny. Jego zorganizowanie zawdzięczano energicznym zabiegom wiceprezesa gniazda dra Alfreda Fiebiga, gorącego zwolennika sportu konnego i kawalerii. Ta końska pasja i kultywowanie przedwojennych manewrów kawaleryjskich towarzyszyło doktorowi niemalże do jego ostatnich dni. Na czele oddziału - hufca stanął por. rez. Aleksy Pankowski, kierownik Tartaku w Miradzu. Był on uczestnikiem I wojny światowej, podczas której dosłużył się stopnia podoficerskiego. Brał czynny udział w Powstaniu Wielkopolskim z bronią w ręku od grudnia 1918 r. Walczył w Poznaniu, a następnie od 11 stycznia 1919 r. wziął udział w walkach na odcinku pałuckim frontu północnego na linii: Łabiszyn, Jeżewo, Antoniewo, Szubin, Kołaczkowo i Rynarzewo. Służył pod dowództwem por. Poczekaja i Fabiana. Następnie w Wojsku Polskim w stopniu porucznika.


Na czele oddziału - hufca por. rez. Aleksy Pankowski.




By dopełnić wiedzy o tym konnym oddziale dopowiem, że ostatnio przypadkowo trafiłem na kilka przedwojennych sprawozdań - artykułów z działalności oddziału konnego oraz na unikatowe już dzisiaj zdjęcia zamieszczone w "Pobudce Sokolej. Organie Dzielnicy Wielkopolskiej Sokoła", którymi pragnę się podzielić, rozszerzając niejako wiedzę o tym oddziale. Artykuły i zdjęcia zostały zamieszczone na przestrzeni lat 1937-1939. Do tego zamieszczę inne zdjęcia oddziału konnego, które znajdują się w moich zasobach.

Hufiec konny Sokoła strzeleńskiego

Mimo trudności Sokół strzeleński stworzył sekcję konną, która dzięki pełnej poświęcenia pracy wiceprezesa Gniazda druha dra Alfreda Fiebiga, wykazuje niesłabnącą działalność sportową, wychowawczą i przysposobienia wojskowego. Sokół strzeleński dokonał nie lada wyczynu. Druhowie w sile 18 koni, wraz z wozem taborowym odbyli 90 km rajd konny do Powidza.



Latem 1937 r. ruszono rano pod komendą dh. por. rez. Aleksego Pankowskiego przez Cieńcisko, Ostrowo, Bielsko do Osówca, gdzie miał miejsce postój. Właściciel tej majętności p. Frezer urządził dla druhów piękne przyjęcie. Wszystkich ugoszczono obiadem, po czym nastąpiło zwiedzanie majątku. Stąd wyruszono w dalszą drogę, w czasie której odbyły się ćwiczenia polowe. Trudne ćwiczenia nie były jednak najcięższa próba jeźdźców; zgotował ja teren. Odcinek drogi polnej miedzy Smolnikami a Hutką, pokazał rzeczywiście warunki bojowej jazdy po naszych drogach. Dyscyplina panowała zawsze wzorowa. Wieczorem stanęli Sokoli w Powidzu, gdzie miejscowe Gniazdo dostarczyło kwater dla koni i jeźdźców. Następnego dnia po wysłuchaniu mszy św. druhowie zwiedzili miasto. Wieczorem o godz. 19:00 nastąpił powrót. Na trakcie napoleońskim Przybrodzin-Orchowo odbyły się jeszcze ćwiczenia lancami. Po krótkim postoju w Orchowie już w ciemnościach nocy odbywała się dalsza droga aż do Strzelna, gdzie rajd zakończono o godz. 24:00. Niezwykły ten wyczyn Sokoli niechybnie stanowił poza walorami sportowym i wyszkoleniowymi wartościową propagandę Sokolstwa.

Rajd konnego Sokoła


Dnia 3 maja 1938 r. połączone plutony konnego Sokoła Strzelno - Gębice. urządziły rajd do Inowrocławia. Szczególną uwagę zwracał pluton gębicki w sile 20 koni świetnie zorganizowany przez druha Józefa Chudzińskiego z Różanny, który już dnia poprzedniego przybył do Strzelna i tam zakwaterował. Po rannej pobudce o godz. 5:00 wyruszył oddział w sile 45 ludzi i koni pod komenda druha por. rez. artyl. Aleksego Pankowskiego. Po przybyciu do Inowrocławia oddział brał udział w defiladzie 3-cio majowej, żywo oklaskiwany przez publiczność. Dzielna postawa jeźdźców i doskonały dobór koni oraz ekwipunek znalazły uznanie u przedstawicieli władz wojskowych. W godzinach popołudniowych nastąpił odmarsz do Strzelna, dokąd dotarto o godz. 19:00. Mieszkańcy Strzelna licznie wylegli na ulice, by powitać dzietnych zuchów sokolich. Nadmienić wypada, że twórcą oddziału jest wielki szermierz idei sokolej i miłośnik koni druh dr Alfred Fiebig.

Rajd konny Strzelno - "Polska Szwajcaria"

Dnia 25 czerwca 1938 r. o godz. 6:00 rano mały oddział Jeźdźców ukazał się na drodze do Lasów Miardzkich. Było to sześciu członków konnego oddziału Sokoła w Strzelnie, w tym trzy druhny, którzy wyruszali na tygodniowy rajd. Celem rajdu był Żerków - stolica
Polskiej Szwajcarii".


Po drodze zatrzymali się druhowie w Słupcy bardzo serdecznie witani przez prezesa i członków tamtejszego Sokola. W Żerkowie uczestnicy rajdu pozostali cztery dni, w czasie których zwiedzali konno przepiękna okolicę. Dzięki gościnności państwa Chełkowskich zwiedzili również majątek Śmiełów, przepiękny doskonale utrzymany park z pomnikiem naszego wieszcza Adama Mickiewicza, który tam długi czas gościł oraz hodowlę remontów (koni dla wojska).


Pan Chełkowski zapalony zwolennik sportu konnego, objął przewodnictwo nad małym oddziałem i prowadząc go na przełaj przez pola i liasy zatrzymywał się na najwyższych punktach, skąd roztaczały się najpiękniejsze widoki. Po czterodniowym pobycie w Żerkowie ruszyli druhowie w drogę Powrotną do Strzelna. Po drodze zatrzymali się we Wrześni (opis poniżej) owacyjnie witani przez członków wrzesińskiego Sokola. W godzinach popołudniowych, przemiłe druhny obwoziły gości po mieście. Punktem najważniejszym program u było zwiedzenie Sokołowa z mogiła powstańców z 1848 r. N a zakończenie odbyła się skromna herbatka w lokalach Hotelu Polskiego.

Na drugi dzień żegnani serdecznie ruszyli uczestnicy rajdu w dalsza drogę, aby po jednodniowymi pobycie w Powidzu, dokąd przybyło kilku członków Sokoła strzeleńskiego dnia 3 lipca o godz. 20:00 zakończono rajd.
Powyższy wyczyn kawaleryjski dowiódł, że również w Sokole żyją tradycje jazdy polskiej.

Rajd konny Sokoła ze Strzelna - ciąg dalszy opowieści


W piątek, 1 lipca 1938 r. gościły gniazda sokole we Wrześni drużynę propagandową 500 km rajdu konnego "Sokoła" strzelińskiego, która w drodze powrotnej z Żerkowa zatrzymała się na jeden dzień we Wrześni w liczbie 3 druhen i 4 druhów. Powitanie nastąpiło o godz. 15.30 przy dworcu Kolei Powiatowej na Zawodziu, skąd po dokonaniu fotografii odprowadzono gości do Hotelu Polskiego. Po spożyciu podwieczorku i chwilowym odpoczynku, mili goście udali się autobusem do Sokołowa pod Wrześnią w celu zwiedzenia pomnika poległych i innych zabytków Wrześni. Wieczorem w bardzo miłym nastroju odbyło się zebranie towarzyskie. Następnego dnia rano o godz. 6:00 pełni miłych wrażeń z pobytu we Wrześni, o której wyrażali się z pełnym uznaniem, Sokoli wyruszyli w dalszą podróż do Strzelna przez Powidz.

Ćwiczenia polowe Sokola" pod Gębicami


"Sokół" w Strzelnie i w Gębicach urządził w sierpniu 1938 r. pod Gębicami manewry sokole. Po zbiórce oddziałów pieszych i konnych Sokoła" strzelińskiego w Strzelnie a gębickiego w Gębicach, wymaszerowano na ćwiczenia polowe. Pierwszy oddział gębicki pod dowództwem naczelnika Wiessego obsadził wszystkie punkty strategiczne pod Zbytowem. Od Strzelna posuwał się 1 szwadron gębickiego i strzelińskiego konnego Sokoła". Starcie nastąpiło pod miastem. Oddziały konne szarżowały na pozycje piechoty, zmuszając ją do ustąpienia.



Ćwiczenia zakończono wkroczeniem oddziałów konnych do miasta. W pochodzie udano się do kościoła na nabożeństwo, które odprawił ks. prob. Wierzbicki. Po mszy św. przed pomnikiem poległych powstańców odbyła się defilada przed władzami sokolimi, A następnie obiad żołnierski. Po południu w sali p. Sobierajskiego odbyło się nadzwyczajne zebranie Sokoła, któremu przewodniczył prezes dh Łagiewski. Wygłosił on patriotyczne przemówienie, podnosząc zasługi Sokoła" wielkopolskiego w walce o niepodległość ojczyzny. Ten sam Sokół" gotowy jest dziś stanąć i piersią zastawić rubieże Rzeczypospolitej Polskiej.

Bieg myśliwski „Sokola" w Strzelnie




Z inicjatywy kierownictwa konnego „Sokoła" w Strzelnie odbył się w dniu 11 listopada 1938 r. w 20 rocznicę odzyskania Niepodległości - bieg myśliwski, w którym udział wzięło 50 jeźdźców. Do Zbytowa, gdzie wyznaczono punkt zborny, przybyli sokoli pod dowództwem naczelnika dha Chudzińskiego, przyjmowani gościnnie przez wójta p. Kuchowicza. Następnie nad świetnie sformowanym i plutonami strzelińskim i gębickim komendę objął druh por. rez. Aleksy Pankowski. Trasa biegu prowadziła ze Zbytowa przez Łąkie i na przełaj przez pola do szosy mogileńskiej, gdzie na przyległych terenach odbył się na dystansie 300-metrowym wyścig myśliwski, zakończony schwytaniem królika. Po skończonym biegu odbył się na rynku w Strzelnie przegląd i defilada, którą przy dźwiękach marsza ,„Sokoła" konnego, przyjęli prezesi „Sokoła", druhowie sędzia Stanisław Majcherkiewicz i M. Łagiewski. Druhna Jaskólska udekorowała konia i wręczyła nagrodę zwycięzcy. Tradycyjnym bigosem myśliwskim zakończono świetnie udaną imprezę.

Wizyta gen. Józefa Hallera w Strzelnie - 1937





piątek, 25 stycznia 2019

Porocznicowe reminiscencje



Główne uroczystości obchodów 100. lecia Powstania Wielkopolskiego w Strzelnie i regionie dobiegły końca, a przede mną Heliodorem i Jankiem jeszcze jedna uroczystość, która zbiega się ze 100. rocznicą zakończenia tegoż powstania. Otóż, 16 lutego  w Poznańskim Ratuszu w Sali Renesansowej nastąpi uruchomienie Projektu: Uczestnicy Powstania Wielkopolskiego 1918-1919. Będziemy w nim uczestniczyć. W programie przewidziany jest mój występ, podczas którego będę przedstawiał biogram powstańca…

Wspominając uroczystości, jakie na przestrzeni roku odbywały się w Strzelnie i okolicy, zawsze wracam do największego dzieła upamiętniającego zryw z przełomu 1918-1919, do Pomnika Poległych Powstańców Wielkopolskich na strzeleńskiej nekropolii. Ostatnio analizując ofiarność strzelnian dowiedziałem się, że wśród darczyńców były całe rodziny, stąd i pokaźne kwoty jakie figurują na przelewach bankowych pod jednym nazwiskiem. Wśród tych rodzin pozwolę sobie wymienić jedną, a mianowicie potomków powstańca wielkopolskiego Wacława Bruka. Osobą, która zebrała pieniądze wśród członków rodziny był Zenon Bruk, a na przelaną sumę złożyli się:
- Elżbieta Pietrzycka z domu Bruk,
- Danuta Bartecka z domu Bruk,
- Jerzy Okoński,
- Maria Pieczyńska z domu Okońska,
- Urszula Wikaryczak z domu Bruk,
- Barbara Wałdoch z domu Bruk,
- Michał, Ewaryst, Krzysztof, Stanisław, Andrzej i Zenon Bruk.

Tą drogą po raz kolejny dziękuję wszystkim darczyńcom, którzy datkami do puszek podczas kwest cmentarnych zasilili dzieło renowacji pomnika i osobom, których nazwiska już wymieniałem, a zapisane zostały na rachunkach bankowych. Słowa dziękczynne kieruję również ku firmom i instytucjom, które nie szczędziły przysłowiowego grosza cel patriotyczny - utrwalenia pamięci naszych strzeleńskich bohaterów. 

Wyżej wymienioną trójką byliśmy również w Wojsku Polskim, by osobiście podziękować dowództwu i żołnierzom za piękną i jakże uroczystą oprawę wojskową.

Stosowny adres skierowaliśmy na ręce dowódcy: 




czwartek, 24 stycznia 2019

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 25 Rynek - cz. 22




Rynek 25

Wczorajsze wydarzenie - pożar kamienicy - sprawiło, iż przeskakuję jedenaście kamienic, by zatrzymać się przy posesji oznaczonej numerem 25. Jest to przedostatnie domostwo w pierzei zachodniej strzeleńskiego Rynku. W godzinach przedpołudniowych miejsce to dotknął pożar. Spłonęła cała więźba dachowa piętrowego, wielorodzinnego domu. Widok był straszny i przerażający. Byłem w domu i przygotowywałem się właśnie do wyjazdu, do Inowrocławia. Do moich uszu dotarły odgłosy wystrzałów. Dość gęsto padały, więc pomyślałem, że to jakieś polowanie. Przez okno wyjrzałem kierując wzrok ku zachodowi na pola i Osiedle Tysiąclecia - na domki jednorodzinne. I nic nie zauważyłem. Przeszedłem do sąsiedniego pokoju i wówczas usłyszałem głos syreny ppoż. Wyszedłem na balkon. Wzrok mój utkwił na wysokości Rynku. Z dachu jednej z kamienic wydobywały się jęzory ognia.



- Pali się! - krzyknąłem do żony - to chyba dom Roniego! - dodałem po krótkiej chwili.
Szybko zorientowałem się w położeniu źródła rozprzestrzeniającego się pożaru, który skumulował się w części północnej poddasza. Często patrzę w tamtym kierunku, a szczególnie od czasu kiedy zamieszkał tam nasz Marcin z rodziną (teraz mieszka w Bydgoszczy). Po chwili zadzwonił telefon małżonki…
- To Karolina - usłyszałem głos małżonki. Synowa relacjonowała pożar ze swojego balkonu, z Rynku…
Widok z naszego balkonu był coraz bardziej przerażający. Ogień silnie się rozprzestrzeniał, pożerając południową część dachu. Nagle płomienie zaczęła przyduszać lejąca się z wężów strażackich woda. Po chwili widać było tylko kłęby dymu i prześlizgujące się gdzieniegdzie pojedyncze jęzory ognia. Strażacy zadziałali błyskawicznie, ratując przed ogniem sąsiednie kamienice i oficyny. Udział w akcji gaśniczej wzięło 16 zastępów straży pożarnej. Po raz kolejny w stronę strażaków kierujemy słowa: - Dziękujemy Wam Druhowie…       




Tyle moich wrażeń i spostrzeżeń. A teraz przywołam dość syntetyczne dzieje tej posesji, byście je poznali, gdyż warto - poza sensacją - wiedzieć coś więcej o przeszłości tego miejsca. Jest to kolejny z grupy najstarszych domów - kamienic zlokalizowanych w Rynku. Jego fundamenty sięgają połowy XIX w. W pewnym sensie z miejscem tym związany jestem sentymentalnie, a to przez mieszkających tutaj onegdaj państwo Grzybowskich oraz kierownika dużego sklepu odzieżowego, pana Wacława Wieczykowskiego i jego małżonkę, panią Lutkę - ciotkę mojej bratowej Anny. Nadto wiele miłych chwil spędziłem w mieszkaniu tejże posesji, krótko zajmowanym przez mojego pasierba Marcina i jego rodzinę.  

A początki tego miejsca były takie. Kamienica została wybudowana przez żydowską rodzinę Gersonów. Na przełomie XIX i XX stulecia dom ten należał do Ernsta Gersona, wpływowego i zamożnego kupca żydowskiego, członka Rady Miejskiej. W 1910 r. mieszkali w domu tym również: Marcin Lewandowski z małżonką i August Kaduk z rodziną. Gerson specjalizował się w branży odzieżowej, która utrzymała się w tym sklepie - pomimo zmiany właścicieli - przez ponad 100 lat i z małą przerwą nadal jest kontynuowana.

Stare księgi adresowe odnotowały jeszcze dwóch strzelnian o tym nazwisku. Jednym z nich był szklarz Herman Gerson, a drugim fotograf A. Gerson. Po nim zachowało się zdjęcie przedstawiające mężczyznę - prawdopodobnie Żyda. Czy był nim sam autor zdjęcia? Ernst Gerson pod koniec życia był prawdopodobnie osobą samotną, gdyż takim został zapisany w wykazie mieszkańców Strzelna z 1910 r. Miał syna, który ożenił się z Martą Lippmann ur. 27 lutego 1879 r. w Strzelnie. Małżonkowie mieszkali w Berlinie-Tiergarten, Thomasiusstrasse 7. 16 sierpnia 1942 r. Marta została deportowana do Rygi do tamtejszego getta. I tak oto ślad po strzeleńskich Gersonach zaginął.




Rynek 25 - fragment kamienicy w lewej części zdjęcia.
W okresie międzywojennym dom należał do Władysława Cieślewicza [nie spokrewnionego z doktorem Jakubem Cieślewiczem]. Wcześniej prowadził on sklep w Rynku 17, w posesji Barczaka. Po nabyciu domy od Gersona, kontynuował w pomieszczeniach parterowych branżę odzieżową ze specjalnością konfekcja męska. Sklep nosił nazwy: "Polski Dom Towarowy", następnie "Krawaty - Konfekcja - Towary Krótkie" oraz na powrót „Polski Dom Towarowy". Na czas okupacji zmienił szyld na "Wł. Cieślewicz".


Lata okupacji.
 Po wojnie sklep został upaństwowiony i prowadziła go PSS „Społem". Kierownikiem placówki był pan Wacław Wieczykowski, kolega mego ojca Ignacego. Z żoną pana Wacława, Ludwiką, przyjaźniła się z kolei moja mama, Irena. Pamiętam, jako młody chłopaczek, ciągany byłem przez mamę na herbatkę do pani Lutki i wspólne oglądanie, w jednym z pierwszych w mieście odbiorników telewizyjnych, teatrów poniedziałkowych oraz jazdy figurowej na lodzie.

Równie zaprzyjaźnieni z mymi rodzicami byli państwo Grzybowscy, mieszkający na piętrze tegoż domu. Głowa rodziny, pan Zbigniew był osobą niezwykłą. Bardzo grzeczny, uprzejmy okazywał niezwykłą troskę o rodzinę. Szczególnie elegancko odnosił się do kobiet, a swoją małżonkę Sabinę pieszczotliwie nazywał „Żabcią". Pan Zbigniew pochodził z Kruszwicy i w Strzelnie zamieszkał w 1937 r. Pracował przez całe swoje życie (zm. w 1963 r.) na stanowisku intendenta strzeleńskiego szpitala. Natomiast pani Sabina z domu Bagińska była córką Stefana i Julianny z Bielickich, emigrantów amerykańskich. Urodziła się w 1915 r. w USA. Pamiętam jej przebogatą kolekcję bibelotów, które wypełniał półeczki i duży przeszklony bufet. Państwo Grzybowscy mieli czwórkę dzieci: Janusza, Elżbietę, Zbigniewa i Urszulę. Pamiątką po przyjaźni, jaką cieszyłem się osobiście u pani Sabiny, było wybranie mnie ojcem chrzestnym dla jej wnuczki Ireny. Obowiązku tego oczywiście dopełniłem.



Rynek 25 - wnętrze sklepu pod koniec lat 60. XX w.



Rynek 25 - 1982 r. obchody 750-lecia Miasta Strzelna - dekoracja witryny sklepowej.
Po wojnie domem zarządzał zięć Cieślewiczów, pan Piotrowski. Z kupca przebranżowił się w krawca. To u niego uszyłem sobie na miarę kilka garniturów. Pamiętam, że pierwszy, brązowy, to pan Piotrowski wykonał w ramach przeróbki po pięknym ubraniu mego ojca Ignacego, zmarłego w 1966 r. Państwo Piotrowscy byli bezdzietni i mieszkała z nimi jeszcze starsza pani. On sam był bardzo oszczędny. Palił papierosy "Sporty" w tzw. szklanej lufce i zawsze przecinał żyletką paczkę w połowie. W ten sposób z dwudziestu papierosów robiło się czterdzieści.    


Już w latach przemian ustrojowych późniejszy kierownik sklepu, przejętego w ramach reorganizacji handlu przez WPHW od PSS, pan Władysław Woźniak, otworzył wraz z żoną własny sklep odzieżowy, który później prowadziła jego córka Irena. Później wnukowie uruchomili w nim dyskont spożywczy, a od kilku lat prowadzony jest tutaj sklep odzieżowy sieci "Textil Market". Właścicielami posesji po Piotrowskich byli państwo Woźniakowie. Dziś kamienica jest współwłasnością ich córki i syna.

Apel Burmistrza Strzelna Dariusza Chudzińskiego
Dziękuję strażom i służbom za profesjonalną akcję ratowniczo-gaśniczą i pomocową. Proszę Wszystkich Państwa o włączenie się do apelu Miejsko-Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej udzielenia pomocy materialnej dwóm rodzinom bezpośrednio poszkodowanym w pożarze. Pokażmy potrzebującym kolejny raz wielkie, otwarte serce Strzelna.
Kontakt: M-GOPS Strzelno ul. Sportowa 6 (tel. 52 569 14 47).

wtorek, 22 stycznia 2019

Bohaterowie z tablicy, cz. 1 - Wacław Wieczorkiewicz



Gwidon Trzecki podczas odsłaniania tablicy pamiątkowej poświęconej strzeleńskim bohaterom.
2 stycznia 2019 r. na budynku Domu Kultury (dawny budynek Vereinhausu - domu stowarzyszeń niemieckich) przy ulicy Gimnazjalnej 26 w Strzelnie odsłonięto tablicę pamiątkową poświęconą Józefowi Hanaszowi i Wacławowi Wieczorkiewiczowi. Oboje byli powstańcami wielkopolskimi i walnie przyczynili się do zakończenia krwawych walk o miasto. Okazją ku temu były obchody 100. rocznicy Powstania Wielkopolskiego i wyzwolenia Strzelna ze 146. letniej niewoli pruskiej.

Mieszkańcom Strzelna wiadomym było, że bohaterskiego czynu rzutu granatem dokonał Wacław Wieczorkiewicz. Współcześnie nic nie mówiono, ani nie pisano o towarzyszącym mu w akcji Józefie Hanaszu, a przecież po zakończeniu powstania dr Zygmunt Zakrzewski, komendant Powiatowej Straży Ludowej w Strzelnie i Włodzimierz Wojciechowski, szef sztabu i zastępca komendanta tak oto napisali w sprawozdaniu z przygotowań do powstania i walk o Strzelno (Karol Rzepecki, Powstanie grudniowe w Wielkopolsce, Poznań 1919, s. 133-134):
Równocześnie późniejsi ppor. pp. Józef Hanasz i Wacław Wieczorkiewicz rzucali z dachu ręczne granaty na karabiny maszynowe Grenzschutzu ustawione na ulicy; jeden z nich rozbito…

Moment przełomowy w walkach przyniosła właśnie ta brawurowa akcja dwóch powstańców strzeleńskich Wacława Wieczorkiewicza i Józefa Hanasza. Posiadając znakomite rozeznanie w terenie, obaj, pod osłoną wieczornych ciemności, podeszli podwórzami i ogrodami od strony ul. Cegiełka w pobliże Vereinhausu. Wdrapali się na dach pobliskiej nieistniejącej już dzisiaj kręgielni i stamtąd, obrzucili granatami gniazdo karabinów maszynowych, przerzucając je przez dach domu stowarzyszeń. Eksplozja i towarzyszący jej huk wywołały w szeregach żołnierzy Grenzschutzu popłoch i panikę. Było około 19:30, kiedy  Niemcy złożyli broń i się poddali. 16 jeńców wzięto do niewoli a reszta uciekła. Wśród Niemców było dwóch rannych, których polscy lekarze Cieślewicz i Konkiewicz opatrzyli i odesłali do powiatowej lecznicy.

Dom stowarzyszeń niemieckich (Vereinshaus). Miejsce oporu Grenzschutzu.
 Uczczenie tego bohaterskiego czynu nastąpiło w 100 lat po jego dokonaniu, a inicjatorem ufundowania tablicy pamiątkowej jest Krzysztof Rymaszewski, sekretarz TMMS, który wziął na swoje barki cały ciężar organizacyjny przedsięwzięcia. Zabiegał o to od kilka lat, zbierając informacje i prowadząc rozmowy z krewnym śp. Wacława Wieczorkiewicza, Gwidonem Trzeckim dopełniał wiedzy o bohaterskim czynie. Analiza tekstów źródłowych dała efekt końcowy, rozwinięty o sylwetkę towarzysza bohaterskiej akcji, Józefa Hanasza. By dopełnić wiedzy o naszych strzeleńskich bohaterach poznajmy ich biogramy.

Wacław Wieczorkiewicz - komisarz

Syn naszego miasta, żołnierz, podoficer frontowy I wojny światowej, powstaniec wielkopolski, szef sztabu kompani strzeleńskiej Batalionu Nadgoplańskiego, podporucznik w dowództwie 5. Pułku Strzelców Wielkopolskich, porucznik Wojska Polskiego, komisarz Straży Granicznej w Tczewie.

Wacław Wieczorkiewicz urodził się 4 marca 1891 r. w Strzelnie jako syn Antoniego i Pelagii z domu Trzecka (USC Strzelno-miasto Nr 38/1891). Rodzice Wacława, Antoni (ur. 1859 r.) syn Antoniego i Anny z domu Wrzesińska i Pelagia Trzecka (ur. 1867) córka Łukasza i Józefy z domu Konkiewicz zawarli związek małżeński w Strzelnie w 1889 r. Rodzina Wieczorkiewiczów była przepojona duchem patriotyzmu. W ich domu rodzinnym mieściła się Biblioteka TCL, którą prowadziła siostra Wacława, a jego młodszy brat Henryk przewodził Stowarzyszeniu Młodzieży Katolickiej.

Wacław do dwunastego roku życia uczęszczał do miejscowej szkoły ludowej, a następnie do Królewskiego Gimnazjum w Gnieźnie, o profilu humanistycznym. W 1908 r. opuścił progi gimnazjum kończąc naukę na klasie szóstej, jak napisał w życiorysie, …ze względu na lekcje języka ojczystego. Dalszą naukę kontynuował w Verbereitung Anstalt dr J. Wolf in Breslau (Zakład Przygotowawczy dra J. Wolfa w Wrocławiu), gdzie nauki pobierał z Włodzimierzem Watta-Skrzydlewskim z Wójcina. Niestety, nie zdał egzaminu prymy niższej.

W 1909 r. po porażce edukacyjnej podjął pracę jako wolontariusz w Spółce "Rolnik" w Poznaniu. Po dwuletniej praktyce podjął pracę w Dreźnie. W 1911 r. ochotniczo wstąpił w szeregi armii niemieckiej, musztrując się w Batalionie Strzelców Nr 5 w Jeleniej Górze. Służbę wojskową pełnił do 1913 r., po czym podjął pracę w sektorze bankowym w Berlinie.

Z wybuchem I wojny światowej, 2 sierpnia 1914 r. został zmobilizowany z przydziałem do 36. Dywizji Piechoty (36. Infanterie Division) stacjonującej w Gdańsku. Skierowany na front wschodni na granicę Królestwa Polskiego jako podoficer był wywiadowcą w 2. Batalionie Zapasowym Strzelców, a następnie w kompanii karabinów maszynowych. Walczył na Litwie i w Kurlandii. W styczniu 1915 r. zachorował i wysłany został do szpitala w Malborku. Po powrocie z leczenia otrzymał propozycję odbycia kursu aspiranta oficerskiego w Döberitz pod Berlinem, jednakże na szkolenie nie został wysłany - jak pisze: …zostałem z listy skreślony dlatego, iż okazało się, że nie byłem Prusakom dość przychylny.

Skierowany do batalionu zapasowego w Chełmnie n/Wisłą pełnił tam służbę instruktora rekrutów. W grudniu 1916 r. z oddziałem ciężkich karabinów maszynowych, jako dowódca plutonu został skierowany na front francusko-belgijski. Uczestniczył w walkach na froncie zachodnim do końca sierpnia 1917 r. Dla poratowania zdrowia ponownie został skierowany do szpitala i w październiku 1917 r. wrócił do Chełmna n/Wisłą. 6 grudnia 1917 r. jako instruktor został wysłany do szkoły chorążych do podberlińskiego Döberitz. Po jej ukończeniu, tam też do końca października 1918 r. pełnił służbę instruktora karabinów maszynowych w randze aspiranta oficerskiego i kierownika grupy szkoleniowej. Za odwagę i waleczność został odznaczony Krzyżem Żelaznym II klasy.

Po wybuchu rewolucji listopadowej i rozruchach w wojsku powrócił do oddziału zapasowego do Grudziądza i 18 grudnia 1918 r. zwolniony. Po powrocie do rodzinnego Strzelna natychmiast włączył się w ruch niepodległościowy, wstępując w szeregi miejscowej Straży Ludowej. 2 stycznia 1919 r. z chwilą wybuchu walk o Strzelno przyłączył się do oddziału powstańczego dowodzonego przez sierżanta Mieczysława Słabęckiego (z grupy gnieźnieńsko-witkowsko-wrzesińskich oddziałów ppor. Pawła Cymsa). Znając znakomicie miasto, a szczególnie okolice Vereinhausu, gdzie stacjonował oddział Grenzschutzu (mieszkał trzy domy przed gmachem, przy ul. Młyńskiej - dom rozebrany w 1997 r.) w brawurowej akcji wraz z Józefem Hanaszem zniszczył gniazdo karabinów maszynowych, co doprowadziło do poddania się Niemców.

Nazajutrz, od 3 stycznia 1919 r. włączył się w organizację kompani strzeleńskich późniejszego Batalionu Nadgoplańskiego. Jako doświadczony szkoleniowiec został szefem oddziałów strzeleńskich i szkolił rekrutów. Oddziały skoszarowane były w budynku szkoły ewangelickiej (obecna SP Nr 1), a ćwiczenia prowadzono na przyległym doń boisku. Po reorganizacji batalionu został przydzielony w stopniu sierżanta wraz z kompaniami strzeleńskimi do 5. Pułku Strzelców Wielkopolskich w Inowrocławiu.

4 kwietnia 1919 r. dekretem Nr 27 Naczelnej Rady Ludowej został mianowany podporucznikiem i Rozkazem dziennym Nr 91 z 5 kwietnia 1919 r. (§ 10) został przydzielony do oddziału zapasowego ciężkich karabinów maszynowych przy Dowództwie Okręgu Generalnego w Poznaniu. Tam pełnił funkcję dowódcy kompanii. 9 marca 1920 r. został przeniesiony do sztabu 14. Dywizji Piechoty, a od 9 września 1920 r. do Ekspozytury II Wydziału Naczelnego Dowództwa Wojska Polskiego w Poznaniu. 11 lipca 1921 r. został awansowany na stopień porucznika i przeniesiony do 23 Dywizji Piechoty ze służbą w 73. Pułku Piechoty w Katowicach. 8 lutego 1922 r. został przeniesiony do rezerwy i na krótko zamieszkał w Pakości. 1 maja 1922 r. na powrót został wcielony do 73. Pułku Piechoty, w którym pozostawał do 3 stycznia 1923 r.

Po przejściu do cywila został zatrudniony w Dyrekcji Ceł w Poznaniu, na stanowisku kierownika w randze komisarza Komisariatu Straży Celnej Wysoka (na północny-wschód od Piły). Komisariatowi podlegało siedem placówek terenowych rozciągających się wzdłuż zachodniej granicy z Niemcami. Po reorganizacji i utworzeniu Straży Granicznej został kierownikiem Placówki Straży Granicznej II Linii "Tczew". Odznaczony został Medalem Niepodległości nadanym 20 lipca 1932 r. przez Prezydenta Rzeczypospolitej Ignacego Mościckiego. Pod koniec lat 30. został komendantem Komisariatu Straży Granicznej "Czarnków".

Tuż przed wybuchem II wojny światowej mieszkał w Poznaniu przy ul. Ferdynanda Focha (dzisiejsza ul. Głogowska) pod numerem 3a. 13 marca 1940 r. został osadzony w obozie przesiedleńczym na Głównej, a następnie wysiedlony do Generalnej Guberni (lista transportowa 28 s. 10). W 1944 r. wraz z przesuwającym się frontem wstąpił w szeregi LWP. Po zakończeniu działań wojennych został skierowany do pełnienia służby w Straży Granicznej. Tam dosłużył się stopnia podpułkownika (relacja Gwidona Trzeckiego - 14 września 2017 r.). Mieszkał w Świnoujściu i tam zmarł 14 lutego 1950 r.


CDN

niedziela, 20 stycznia 2019

Tydzień jakiego nie chciałbym już przeżywać



Miniony tydzień przyniósł nam taki ogrom przeżyć, emocji i znaków zapytań, że nie sposób było normalnie funkcjonować. Sporadycznie zaglądałem na facebooka, nie publikowałem na blogu i "milczałem", a w zamian za to chłonąłem ogrom informacji i wypowiedzi przesuwających się niczym sekundnik zegarka, informacji wirujących około wydarzenia z godziny 20:00 ubiegłej niedzieli, jakie rozegrało się podczas światełka do nieba podczas 27 finału WOŚP, 13 stycznia 2019 r. Ciężko raniony od ciosów nożownika prezydent Gdańska Paweł Adamowicz następnego dnia zmarł. Wiadomość ta dotarła do nas błyskawicznie za pośrednictwem obrazu, telewizyjnego, który z kolorowego nagle zamienił się w czarno-biały…
- O Boże! Adamowicz nie żyje! - wyrwało się z mojej piersi w kierunku Lidziuni, zanim głos z telewizora obwieścił wszem i wobec tę tragiczną wiadomość.

Serca na chwilę nam stanęły, po czym zaczęły gwałtownie łomotać. W kącikach oczu zgromadziły się łzy. To takie dziwne uczucie, uczucie, które nie daje się opisać… Po dłuższym czasie - tak się nam wydawało - zaczęliśmy ze sobą rozmawiać, wypowiadać zdania, które niestety nie sposób dzisiaj powtórzyć. Początkowo nie przełączałem kanałów telewizyjnych, ale ciekawy, co inni mówią przerzuciłem ich kilka, tych z wiadomościami 24h i wróciłem do tego, który zawsze oglądamy. Nie wypowiadam się w tej chwili, co inni mówili, bo dla mnie i mojej małżonki jest to mało ważne. Cały tydzień milczałem, uznając, że tak trzeba. Modliliśmy się z potrzeby serca… Słuchaliśmy wiadomości, obserwowaliśmy różne zachowania ludzi, czuliśmy się fatalnie, bo to tak bolało i boli…


We wtorkowy wieczór, piętnastego zaopatrzony w dwa znicze z wypalonymi nań czerwonymi serduszkami udałem się o 20:00 na strzeleński Rynek. Lidziunia była w tym czasie w Bydgoszczy u najmłodszego wnuczka - wiedziała, że jestem na Rynku. W jej i swoim imieniu zapaliłem te dwa światełka i wstawiłem do wielkiego serca budowanego przez dziesiątki i setki zniczy ustawianych przez mieszkańców Strzelna, z gminy Strzelno i z gminy Jeziora Wielkie. Była to reakcja na apel miejscowego sztabu WOŚP. Tak uczciliśmy pamięć…

Środa, czwartek, piątek - początek żałoby narodowej, na naszym balkonie zawisła biało-czerwona z kirem. Sobota - pogrzeb zamordowanego prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza… Uczestniczyliśmy w nim wirtualnie…

A przecież po drodze i przed niedzielą, w trakcie i po niej działo się tyle innych rzeczy. Czy wrócę jeszcze kiedyś do nich? Nie wiem, coś pękło w wielu z nas… Czy to coś zaczyna nas zmieniać?   

niedziela, 13 stycznia 2019

Odsłonięcie Pomnika Powstańca Wielkopolskiego w Mogilnie




Ulice Mogilna przed kilkunastoma dniami przybrało odświętną szatę. Na wietrze łopotało kilkaset biało-czerwonych i powstańczych flag. Te narodowe i patriotyczne barwy przypominały o wybuchu przed 100-laty 27 grudnia Powstania Wielkopolskiego, 1 stycznia o wyzwoleniu Mogilna i o wielkich uroczystościach. W piątek 11 stycznia punktualnie w samo południe z wieży mogileńskiego ratusza rozległ się hejnał Mogilna. W mieście rozpoczęła się wielka patriotyczna uroczystość odsłonięcia Pomnika Powstańca Wielkopolskiego. U stóp pięknego monumentu dłuta nieżyjącego już wielkopolskiego artysty rzeźbiarza i medaliera Krzysztofa Jakubika zebrało się społeczeństwo miasta i gminy, uczniowie szkół, zaproszeni goście, liczne poczty sztandarowe oraz wojskowa asysta honorowa z orkiestrą Wojska Polskiego.










Przy pomniku wartę zaciągnęli żołnierz, harcerze, uczniowie klasy wojskowej z ZS w Bielicach i członkowie grupy rekonstrukcyjnej. Na trybunie honorowej miejsce zajęli przedstawiciele władz wojewódzkich z Bydgoszczy, Poznania, Torunia z wicemarszałkiem Dariuszem Kurzawą, władz powiatowych ze starostą Bartoszem Nowackim i przewodniczącym rady Robertem Musidłowskim, gospodarze miasta i gminy, burmistrz Leszek Duszyński i przewodniczący rady Paweł Molenda, przewodniczący Komitetu Obchodów 100. Rocznicy Powstania Wielkopolskiego w Mogilnie Andrzej Jakubowski, duchowieństwo oraz hm. Stanisław Jasiński komendant KSH i zarazem przewodniczący Komisji Historycznej Hufca ZHP w Mogilnie - inicjator budowy Pomnika Powstańca Wielkopolskiego.






Uroczystość odbywała się w ramach trwających obchodów 100. rocznicy Powstania Wielkopolskiego. Była niezwykle doniosła, uroczysta i przepojona duchem patriotycznym. Po odegraniu i wspólnym odśpiewaniu hymnu państwowego, głos zabrał burmistrz Leszek Duszyński, przypominając w swym wystąpieniu bohaterstwo mogilnian, którzy sami oswobodzili miasto i w walkach o Kujawy Zachodnie złożyli ofiarę najwyższą na ołtarzu Ojczyzny. Streścił czteroletnią pracę Komitetu oraz przypomniał sylwetkę zmarłego artysty Krzysztofa Jakubika, spod którego dłuta wyszedł przepiękny monument. Wspomniał również o wydaniu z tej okazji książki Mogilnianie odznaczeni Wielkopolskim Krzyżem Powstańczym 1918-1919, autorstwa Mariana Przybylskiego. Po włodarzu miasta i gminy głos zabrali: Dariusz Kurzawa, Bartosz Nowacki, Paweł Molenda i przedstawiciel Wojewody Wielkopolskiego Wawrzyniec Wierzejewski.




























Punktem kulminacyjnym uroczystości było odsłonięcie Pomnika Powstańca Wielkopolskiego, którego dokonali: wnuk powstańca wielkopolskiego, burmistrz Leszek Duszyński; prawnuk powstańca wielkopolskiego; przewodniczący KO Andrzej Jakubowski oraz hm Stanisław Jasiński. Modlitwę odmówił i pomnik poświęcił ojciec Krzysztof Lewandowski, gwardian Klasztoru Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów w Mogilnie. Prowadzący całą uroczystość mjr Krzysztof Kugiel z Garnizonu Inowrocław odczytał uroczyście w asyście wojska apel pamięci, a następnie Kompania Honorowa z tegoż garnizonu oddała salwę honorową. Głośne wystrzały sprawiły, iż po wielu zgromadzonych przeszedł zimny dreszcz. Przybyłe delegacje złożyły liczne wiązanki kwiatów i zapaliły znicze. Podniosłego charakteru wydarzeniu nadała orkiestry Wojska Polskiego z Garnizonu Poznań.







































Młodzież z Zespołu Szkół w Mogilnie i Zespołu Szkół w Bielicach dała piękny i pełen patriotyzmu występ połączony z mini koncertem. Pomimo dokuczliwego zimna przedstawienie wypadło pięknie i wręcz zawodowo - brawo młodzież! Była również pyszna grochówka wojskowa, namioty promocyjne Wojska Polskiego, stoiska promocyjnego z okolicznościową wystawą Rodziny powstańcze i ich losy oraz z książką Mogilnianie odznaczeni Wielkopolskim Krzyżem Powstańczym 1918-1919 - w dniu tym rozszedł się cały nakład książki 1000 egz. i wydawca zastanawia się nad dodrukiem.

Organizatorem uroczystości był Komitet Obchodów 100. rocznicy Powstania Wielkopolskiego, Mogileński Dom Kultury oraz Urząd Miejski w Mogilnie.

Wszystkie zdjęcia: Heliodor Ruciński