sobota, 13 lipca 2024

Z dziejów wsi Łąkie - opowieść czwarta [4]

Przedrozbiorowemu w miarę pomyślnemu rozwojowi dóbr klasztoru norbertańskiego towarzyszył niewolniczy wyzyska chłopa. Ignacy Krasicki - biskup, przewodniczący Trybunału Koronnego, poeta i prozaik - stwierdził w roku 1778, ustami bohatera powieści Pan Podstoli, że wprawdzie poddaństwo brzmi na pozór bardziej słodko, ale jednak mało się różni od rzeczywistego niewolnictwa. Dziś chłop to wyraz, jak każdy inny - nienacechowany emocjami, w pełni zrozumiały, uniwersalny. Ale dawniej to była obelga. Pierwotnie chłop (chołop) oznaczał w językach słowiańskich niewolnika. I tak było w Łąkiem, czy innych wsiach pogranicza kujawsko-wielkopolskiego. Chłop trzymał ziemię na zasadzie czynszu, uiszczanego swemu panu (szlachcicowi, klasztorowi itd.) w gotowiźnie, naturze i odrobku - w postaci niewolniczej pańszczyźnie.

W 1772 roku Łąkie, podobnie jak cały obszar współczesnej naszym czasom gminy Strzelno, znalazło się, w wyniku pierwszego rozbioru Polski w granicach monarchii pruskiej. Od stycznia 1773 roku zaborca zaczął zaprowadzać tutaj swoje porządki. W pierwszej kolejności zinwentaryzowano cały majątek w celach podatkowych. Policzono również wszystkich mieszkańców. Po roku 1775 rząd pruski włączył Łąkie z 330 ha do specjalnie utworzonej w tym celu tzw. Domeny Strzeleńskiej, która obejmowała w łącznie 29024 ha. W zamian dotychczasowe właścicielki otrzymywały od zaborcy połowę dochodu uzyskiwanego z przejętego majątku. Z otaczających Łąkie lasów oraz pozostałych lasów norbertańskich, benedyktyńskich, arcybiskupich i królewskich zaborca utworzył rewir leśny - czyli nadleśnictwo - Strzelno (Strzellno), w którego skład wchodziło 161 500 mórg, obejmujących również lasy mogileńskie i szczepanowskie. Kierował nim w randze leśniczego (Förstera) Geilenfeld.

Chłopi łąkiescy, jak i pozostali chłopi domen państwowych w granicach zaboru pruskiego, otrzymali od zaborcy, czyli króla tzw. lepsze prawa do ziemi, które jednakże nie czyniły z nich ich właścicielami. Wprowadzony w 1794 roku tzw. Landrecht pruski - „Pruskie prawo krajowe” wpłynął na jeszcze większą ochronę prawną chłopa. Zakazywał on przyłączania gruntów chłopskich do folwarków, rugowania chłopów z gruntów, za wyjątkiem sytuacji przewidzianych ustawą, dawania im nowizn za grunty uprawne, zamiany pańszczyzny sprzężajnej na pieszą, pogarszania sytuacji prawnej - chyba, że za zgodą władzy. W domenach zaprowadzono system wieczystych nadań ziemi. Takim też prawem poczęli cieszyć się chłopi w Łąkiem.

W tym czasie nie uległa zmianie organizacja wsi i pozostawała ona mniej więcej taką, jaka obowiązywała przed 1772 rokiem. Wprowadzono jedynie czynnik nadzoru państwa za pośrednictwem Urzędu Domenalnego z siedzibie w Strzelnie Waldau. Na czele wsi stał nadal sołtys, lecz już nie dziedziczny lecz obierany przez gminę i zatwierdzany przez Domenę. Do pomocy miał ławników i pisarza przydzielanego przez powyższy urząd. Sołtys był głową samorządu wiejskiego, zwoływał gromadę na obrady, a o ustaleniach powiadamiał kierownictwo urzędu. Stał się organem władzy państwowej, ogłaszał jej zarządzenia, przestrzegał, by je wypełniano, pilnował wykonywania robót publicznych, ściągał podatki, rozkładał na gminę dostawę furażu dla wojska, czuwał nad dostarczaniem podwód i koni, wykonywał policję miejscową itd. Za pracę miał pewne ulgi od ciężarów na rzecz Domeny. Podobne ulgi mieli również pomagający mu ławnicy.

W okresie Księstwa Warszawskiego sprawy chłopskie regulowała Konstytucja Księstwa, a właściwie to tylko jej jeden artykuł, który stanowił, iż znosi się niewolę. Tą nazwą określano stosunek poddańczy. Konstytucja chłopom zapewniała na równi z innymi obywatelami wolność osobistą oraz równość wobec prawa i sądu. Nie dotykała ona spraw stosunku chłopa do ziemi. Dlatego też tę regulację zawierał dekret królewski z 21 grudnia 1807 roku, który stwierdzał, iż każdy włościanin może swobodnie opuścić swoje gospodarstwo i udać się w dowolne miejsce, po uprzednim zwrocie gruntu, załogi i zasiewów. Jeżeli chłop nie posiadał ziemi wynikającej z układu z panem lub domeną - ekonomią, mógł być swobodnie usunięty z gruntu. Takie uregulowanie było dla chłopa niekorzystne, nie dotykało ono jednak chłopów w domenie - ekonomi strzeleńskiej, w tym w Łąkiem.

Po odwrocie Napoleona spod Moskwy, wypierające Wielką Armię, wojska rosyjskie założyły w Strzelnie wielkie zakłady kołodziejskie, na zaopatrzenie których - min. z lasów otaczających Łąkie - wycięto niemalże cały starodrzew dębowy. Część karczowisk przylegających do wsi przeznaczona została wówczas pod użytki rolne. Po podziale Księstwa Warszawskiego pomiędzy zaborców Łąkie znalazło się ponownie pod panowaniem pruskim, tym razem na ponad 100 lat.

Poprawę sytuacji chłopa przyniosła reforma uwłaszczeniowa. Obwieszczona została ona specjalnym edyktem królewskim w 1821 roku. Dla Poznańskiego specjalny edykt ogłoszony został w 1823 roku, na mocy którego przeprowadzono bardzo rozwlekłą w czasie reformę. W tym konkretnym przypadku zastosowane zostały przepisy ogólnopruskiego dekretu z czerwca 1821 roku o odkupie powinności. Wdrożenie w życie nowych uwarunkowań prawnych nastąpiło w 1824 roku za pośrednictwem urzędników Domeny Strzeleńskiej - Komisji Specjalnej, która działała pod nadzorem Królewskiej Komisji Generalnej Poznańskiej. Uwłaszczeniem tym nadano miejscowym chłopom dotychczas użytkowane przez nich gospodarstwa czynszowe, składające się z gruntów rolnych - ok. 20 ha oraz siedlisk - zabudowań mieszkalnych i gospodarczych. Opłatę odkupu ustalono w kwotach stałych ok. 35 talarów od gospodarstwa, płaconych w dwóch ratach rocznych (na okres do 24 lat) - na św. Marcina i św. Wojciecha. Wraz z przyjęciem warunków, każdy z uwłaszczonych chłopów zobowiązany był do płacenia rocznego podatku z gospodarstwa - tzw. podymnego. Łączne obciążenie roczne od jednego gospodarstwa zamykało się kwotą ok. 48 talarów. 

Przebieg procesów regulacyjnych wymaga pełnych badań, w oparciu o Recesy regulacyjne (uwłaszczeniowe) wsi Łąkie, które znajdują się w Archiwum Państwowym w Bydgoszczy. Pewne informacje o procesie uwłaszczeniowym zachowały się w przekazach zebranych w okresie międzywojennym, wśród najstarszych mieszkańców, przez miejscowego kierownika szkoły, Franciszka Kostkę. Z tych relacji wynika, że ziemia nadana została na własność miejscowym chłopom w 1848 roku. To znaczy, że w tym roku zakończył się proces spłaty odkupu (odszkodowania) i chłopi miejscowi stali się pełnoprawnymi właścicielami gospodarstw nadanych reformą uwłaszczeniową zapoczątkowaną w 1824 roku.

Reforma uwłaszczeniowa nie szła w parze z jednoczesnym rozwojem tutejszych gospodarstw chłopskich i podniesienia poziomu życia uwłaszczonych chłopów. Poważnym ograniczeniem była nieustabilizowana sytuacja wielu z nich i duże zobowiązania finansowe ciążące na uwłaszczonych gospodarstwach związane z wykupem ziemi. Chłopi, głównie właściciele małych gospodarstw, nie byli w stanie wywiązać się ze zobowiązań wobec Domeny. To zmuszało niektórych do sprzedaży gospodarstw, lub ich części.

 

Takim przykładem może być rodzina Tewsów, którzy w 1839 roku zmuszeni zostali do sprzedaży swojego gospodarstwa, by wywiązać się ze zobowiązań wobec Fiskusa i Domeny. Oto ogłoszenie które o tym mówi, a ukazało się w „Amtsblattcie” z 1839 roku, nr 45 - (…) Sprzedaż konieczna w Lonkie (Łąkiem) pod numerem 1 położone Stanisławowi małżonków Tews przynależąca się posiadłość, oszacowana na 433 Tal. 26 srebrnych gr. i 8 fen. wedle taksy mogącej być przejrzanej wraz z wykazem hipotecznym i warunkami w Registraturze, ma być dnia 6 lutego 1840 roku przed południem o godzinie 10:00 w miejscu zwykłych posiedzeń sądowych sprzedana. Wszystkich niewiadomych pretendentów realnych wzywa się, ażeby się pod uniknięciem prekluzji zgłosili najpóźniej w terminie oznaczonym. Inowrocław, dnia 8 września 1839 roku - Królewski Sąd Ziemsko-Miejski.

CDN


wtorek, 9 lipca 2024

O wiatrakach w Wójcinie

Dzisiaj opowiem Wam o wiatrakach ze wsi Wójcin w gminie Jeziora Wielkie. Będzie o tym, że przed wojną we wsi stały 3 wiatraki, że jeden spłonął około 1929 roku i niewiele wiedzy o nim do dzisiaj przetrwało, a trzeci odbył swoistą wędrówkę i do Wójcina trafił z Poznania przez Barcin. O dwóch wiatrakach zachowało się więcej informacji, a do tego wraz ze zdjęciami. Stojącego przy drodze do Mogilna dokładnie pamiętam, podobnie jak pobliski wiatrak w Woli Kożuszkowej, czy murowany typu holenderskiego w Jeziorach Wielkich i drewniane w Jeziorach Małych oraz w Rzeszynie. Niestety, wszystkie te obiekty na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat zniknęły z krajobrazu kulturowego gminy. Prezentowany poniżej materiał wymaga dopełnienia informacji o chociażby datach rocznych rozbiórki dwóch ostatnich wiatraków.   

Z wiatrakami i młynami miałem do czynienia od dzieciństwa. Mama często opowiadała o dziadku Władysławie i jego przodkach, którzy mieli wiatraki w Kamieńcu koło Śmigla i w Grodzisku Wielkopolskim. Mamy najstarsza siostra Anna, była żoną młynarza Zygmunta Jaśkowiaka w Strzelnie. Pamiętam ich młyn na chodzie, ale wówczas był on już im zabrany przez Państwo. Jako chłopiec byłem w Grodzisku u wujostwa na wakacjach i z tamtych lat stoi przed moimi oczami stary wiatrak pradziadka Tomasza. W mojej rodzinie ze strony mamy - czyli po kądzieli - 6 pokoleń parało się młynarstwem. Pierwszym był Walenty Woźny, który ok. 1780 roku poślubił Annę. W 1783 r. urodził się ich następca młynarz syn Błażej, po którym pałeczkę w zawodzie przejął urodzony w 1825 roku młynarz syn Tomasz, a ów miał syna młynarz również Tomasza urodzonego w 1858 roku. Był to mój pradziad, którego synem był młynarz Władysław - mój dziadek urodzony w 1890 roku. Jego najstarsza córka Anna - siostra mojej mamy - wyszła za młynarza ze Strzelna Zygmunta Jaśkowiaka i to ona w szóstym pokoleniu zamykała tradycje młynarskie rodziny Woźnych.

Fragment mapy Wójcina i okolic z 1832 roku z naniesionym wiatrakiem.

Wiatrak Orlikowskich

O pierwszym wiatraku w Wójcinie dowiadujemy się z mapy pochodzącej z 1832 roku, na której oznaczono takową budowlę - młyn wietrzny. Stał on poza zwartą zabudową wsi, po prawej (wschodniej) stronie drogi wiodącej do Ostrowa - Gębic i najprawdopodobniej wystawiony został na długo przed 1832 rokiem. Miejsce jego budowy nie było przypadkowe, wybrano je w pasie ciągu przebiegających tędy wiatrów. W tradycji miejscowej zapisał się rok 1700 inicjujący wystawienie pierwszego młyna wiatrowego. Niestety nie został on oznaczony na mapach z przełomu XVIII i XIX w. zarówno przez kartografów: Gillyego, jak i Schroettera. W 1703 roku, kiedy wojska szwedzkie wkroczyły do Wielkopolski, generał Rehnskjóld kazał zrównać z ziemią wieś Wójcin, mszcząc się za zabicie żołnierza szwedzkiego. Zatem, gdyby taki wiatrak tutaj stał uległby on również zniszczeniu.

Wójcin - 1959 r., wiatrak przy drodze do Mogilna.

 

Kolejne mapy - po 1832 roku - powielały w tym samym miejscu ów wiatrak, który przetrwał tutaj - na końcu w bardzo złym stanie technicznym - do lat 90. XX w. Pewien mętlik w datowaniu wiatraków niosą katalogi i przewodniki, a to zapewne za przyczyną pomylenia wiatraków - przy drodze do Mogilna i przy drodze do Siedlimowa.

Wiatrak przy drodze do Mogilna był najstarszym i jego czas powstania możemy określić na I poł. XIX w., czyli ok. 1832 roku. Według przekazów ustnych, rzekomo miał on zostać zbudowany ok. 1865 roku, czemu zdaje się zaprzeczać owa mapa z 1832 roku. Był to typowy koźlak o konstrukcji na planie kwadratu - u podstaw o wymiarach 5,60 x 5,90 i wysokości 9,0 m - zwężającego się ku górze. Z przekazów właścicielki Józefy Połczyńskiej, po 1919 roku - bez sprecyzowania kierunku - został on  przestawiony o kilkanaście metrów. W dobrym stanie przetrwał okupację i w 1951 roku został przebudowany na mechaniczny - młyn elektryczny i na stałe ustawiony tyłem do drogi. Z opisu z 1959 roku dowiadujemy się, że w części tylnej znajdował się niski pomost do składania worków ze zbożem oraz - na wysokości II kondygnacji - wejście do wnętrza poprzedzone balkonem i schodami przy ścianie w formie drabiny. Całość zamykał dwuspadowy dach z naczółkiem pokryty dranicą. Ściany zewnętrzne (boczne) i dach w 1950 roku podbite zostały papą. Wewnątrz znajdowały się urządzenia elektryczne, a z dawnych mechanizmów zachowany został tylko wał skrzydłowy.

Wójcin - 1967 r., wiatrak przy drodze do Mogilna.

 

Wiatrak należał do młynarskiej rodziny Orlikowskich. Pierwszego, którego poznajemy z tej rodziny był Marcin urodzony w 1820 roku. Z kolei jego synem z żony Konstancji z domu Biała był Antoni urodzony w 1851 roku, który został wymieniony młynarzem w Wójcinie w Księdze adresowej z 1903 roku. Antoni żonaty był z Marią Bogucką urodzoną w 1865 roku, córką Stefana i Michaliny z domu Puchała. Młodzi związek małżeński zawarli w USC Włostowo w 1881 roku. Poza Antonim małżonkowie Marcin i Konstancja mieli jeszcze dwie córki: Stanisławę urodzoną w 1856 roku, zamężną Wojciechowską i Aleksandrę urodzoną w 1866 roku, zamężną Staniecką. Senior Marcin owdowiał i w 1885 roku ożenił się z wdową Franciszką Katarzyną Chojnacką z domu Nowakowską (ur. w 1838 r.). W latach międzywojennych wiatrak trzymał następca Antoniego, syn Władysław Orlikowski urodzony 17 kwietnia 1884 roku w Wójcinie - zweryfikowany 1 lipca 1934 roku jako powstaniec wielkopolski. W latach powojennych wiatrak stanowił własność Józefy Połczyńskiej.

Wiatrak Mojeckich   

Około 1870 roku przybył prawdopodobnie z Wylatowa do Wójcina Józef Mojecki. Zakupił on za wsią po stronie zachodniej, przy drodze wiodącej do Jeziora Wójcińskiego parcelę rolną. Leżała ona po lewej stronie traktu polnego i na niej postawił drewniany wiatrak, dom i zabudowania gospodarskie. Józef urodził się w 1838 roku i był synem Kazimierza i Katarzyny Bernard. Osiedlając się w Wójcinie był żonaty z Katarzyną Weberówną, córką Teodora Webera i Elżbiety z domu Nowaczewskiej. Małżonkom Mojeckim, 31 stycznia 1874 roku zmarł w Wójcinie 3-letni syn Kazimierz.

Fragment mapy Wójcina i okolic z 1902 r. z wiatrakami Orlikowskich i Mojeckich.

W 4 lata później 21 września 1878 roku zmarła Katarzyna, żona młynarza Józefa Mojeckiego. W następnym 1879 roku młynarz Józef poślubił 24 listopada w Wójcinie pochodzącą z Nowej Wsi Teofilę Sikorską urodzoną w 1858 roku, córkę Józefa i Józefy z Kopińskich. Małżonkom w 1881 roku urodził się syn Stanisław. Z przekazów rodzinnych wiadomo jest, że Mojeccy mieli jeszcze córki, z których jedna w 1893 roku zginęła, uderzona skrzydłem wiatraka. Następca Józefa, Stanisław Mojecki 27 listopada 1905 roku poślubił w Wójcinie, pochodzącą z tej samej wsi 21-letnią Pelagię Piotrowską, córkę Jana i Marianny z domu Adamczyk. Stanisław został wymieniony w Księdze adresowej z 1928 roku jako właściciel wiatraka. W kolejnej Księdze adresowej z 1930 roku jego nazwisko już nie figurowało. Prawdopodobnie w 1929 roku jego wiatrak spłonął i na zawsze zniknął z krajobrazu wsi.

Był to czas wielkiego kryzysu ekonomicznego (1929-1935), a w związku z tym okres bardzo niesprzyjający gospodarce i rolnictwu. Wówczas często wybuchały pożary, z reguły wzniecane przez właścicieli, po to, by wyłudzić odszkodowanie. Paliły się stodoły i budynki inwentarskie, stogi ze zbiorami i zakłady produkcyjne. Czy tak było też z wiatrakiem Mojeckiego? Pogłoski jakie wówczas rozsiewano, wskazywały na to, że konkurencja podkładała ogień…  

Wiatrak Michalskich

Trzeci wiatrak o dość ciekawej historii stanął w Wójcinie dopiero w 1921 roku i przetrwał do końca lat 70. XX w. Jego pierwszym właścicielem był Stanisław Michalski, który został odnotowany w Księgach adresowych w 1928 i 1930 roku. Po wojnie obiekt dzierżył Władysław Michalski z Wójcina. Dzieje tego wiatraka są niezwykłe, gdyż do Wójcina trafił jako wtórna budowla. Pobudowany on został ok. 1700 roku, na zlecenie jednego z poznańskich młynarzy. Niestety nie znamy jego nazwiska, ani nieznana jest dzielnica, w której wiatrak stał. Z czasem budowla stała się przeszkodą na drodze postępującej rozbudowie miasta. Właściciel rozebrał wiatrak i sprzedał go młynarzowi z Barcina. Była to wówczas powszechnie stosowana praktyka, min. w ten sposób ze Strzelna trafił wiatrak do Ostrowa.

Wójcin - 1959 r., wiatrak przy drodze do Siedlimowa elewacja wschodnia.
Fragment mapy Wójcina i okolic z 1935 r. z wiatrakami Orlikowskich i Michalskich.

W 1921 roku wiatrak z Barcina w elementach głównej konstrukcji trafił do Wójcina. Jego nabywca Stanisław Michalski wystawił go na południe od wsi w polu po prawej stronie drogi do Siedlimowa i ok. 200 m od drogi do Wilczyna. Na jego szczycie umocowano metalową chorągiewkę z wyciętą datą 1921 - rok złożenia (zbudowania) w tym miejscu wiatraka. W datowaniu faz remontowych wiatraka ważną była wycięta na mącznicy - poziomej grubej belce nośnej podpierającej ściany i strop wiatraka - data 1896 oraz bliżej nieznana sentencja. Prawdopodobnie data ta odnosiła się do czasu remontu, lub przeniesienia wiatraka z Poznania do Barcina. 

Wójcin - 1967 r., wiatrak przy drodze do Siedlimowa

Z opisu pochodzącego z 1959 roku dowiadujemy się, że wiatrak typu koźlak zbudowany został na planie kwadratu o wymiarach 6 x 6 m oraz wysokości 8,5 m (trzy kondygnacje) i wsparty został na masywnym drewnianym krzyżu (koźle). Belki konstrukcyjne były profilowane. Budowla zwężała się stopniowo od podstawy ku górze i nakryta była dwuspadowym dachem z naczółkiem, krytym poprzecznie dranicami o lekko wybrzuszonych połaciach z odgiętymi okapami. Szczyt szalowany był w jodełkę i ujęty u dołu ząbkowaną listwą. Wówczas też skrzydła (4), jak i mechanizm zachowane były w dobrym stanie. Wejście do wnętrza znajdowało się od tyłu na wysokości II kondygnacji - poprzedzał je balkon wsparty na ozdobnie profilowanych belkach - do którego prowadziły schody - w formie drabiny - przylegające do ściany. Od tyłu również znajdował się wsparty o ziemię drąg, służący do obracania wiatraka skrzydłami pod wiatr.

 

Z zachowanych informacji wynika, że w 1957 roku właściciel przeprowadził remont polegający na uszczelnieniu ścian wiatraka. W 1959 roku obiekt był w dobrym stanie i świadczył usługi przemiałowe, natomiast z inspekcji przeprowadzonej w 1967 roku wynikało, że obiekt był zaniedbany i nieczynny. Rozebrany został prawdopodobnie w latach 70. XX w.


Foto.: Archiwum Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków w Bydgoszczy oraz Archiwum bloga.


piątek, 5 lipca 2024

A w niedzielę do Markowic...


Każdego roku, w pierwszą niedzielę lipca Markowice nawiedzają tysiące pielgrzymów. Przybywają oni tutaj niemalże z całego pogranicza kujawsko-wielkopolskiego, jak i również z różnych zakątków kraju, by pokłonić się Pani Kujaw Królowej Miłości i Pokoju. Jest to niedziela odpustowa, której kontynuację znajdujemy w tydzień później, kiedy do Markowic przybywają ludzie chorzy i starsi, by prosić Piękną Madonnę o łaskę zdrowia. Od lat dla wielbicieli kultu Maryi te dwie niedziele są dniami szczególnie radosnymi, dniami bezpośredniej rozmowy z Tą, która wyjednuje wiele łask u Syna swego Jezusa Chrystusa. W te dni niebo nad Sanktuarium Matki Boskiej Markowickiej przybiera kształt baldachimu, osłaniającego rzesze pątników gromadzących się u stóp pięknego ołtarza polowego. Ojciec Kazimierz Łabiński OMI wieloletni kustosz sanktuarium, miejsce to nazwał Bezcennym Skarbem Ziemi Kujawskiej.

 

Do miejsca tego, za sprawą pierwszego oblackiego proboszcza parafii markowickiej ojca Jana Nawrata OMI, przylgnęła nazwa, Kujawska Częstochowa. Jak zapisano onegdaj: Markowice od wieków związane z obyczajem wsi kujawskiej, są jednocześnie ze swoim zespołem klasztornym malowniczym akcentem tutejszego krajobrazu. Takie są też w wierszach urodzonego niedaleko stąd Jana Kasprowicza. Z rodzinnego Szymborza do Markowic chadzał wysadzoną jarzębinami drogą, której wizja żyje w jego poezji.           

Łaskami słynąca figura Matki Boskiej Markowickiej stanowi centrum kultowe tegoż sanktuarium, będącym zarazem miejscem gorącej modlitwy mieszkańców Kujaw i pogranicza kujawsko-wielkopolskiego. Wokół niego ogniskują różne formy nabożeństw, zwyczajowo śpiewanych pieśni, procesji, pielgrzymek i odpustów. Dzieje Markowickiego Sanktuarium to liczne wota składane w dowód wdzięczności Matce Najświętszej, to wpisy do księgi cudów i łask dokumentujące nadprzyrodzone wydarzenia, to wreszcie odrębnie prowadzona kronika, będąca żywą historią miejscowego Kościoła i dziejów tutejszego ludu. Kult Maryi związany jest nierozdzielnie z dziejami i kulturą tych ziem i jej mieszkańcami. Szczególną cześć Markowickiej Pani oddawano w chwilach ciężkich dla narodu. Pod Jej opiekę uciekał się lud w chwilach klęsk żywiołowych i zawirowań politycznych, ufając, że sprawi Ona, iż nadejdą czasy lepsze, wolne od wszelkich katastrof. Dzięki zawierzeniu Maryi przetrwaliśmy lata niewoli pruskiej i zniewolenia totalitarnego. To z Nią przeżywaliśmy długie radosne lata pontyfikatu Papieża Polaka, Jana Pawła II – dziś Świętego. Rozproszeni po Polsce i Świecie pielgrzymujemy do niej z najodleglejszych zakątków by osobiście oddać Umiłowanej Pani pokłon i cześć.







16 sierpnia 1964 r. w jednym z najsłynniejszych polskich sanktuariów maryjnych w Kalwarii Zebrzydowskiej Prymas Polski ks. Kardynał Stefan Wyszyński wypowiedział słowa, w orbicie, których znalazło się również Sanktuarium Markowickie, a mianowicie: Jakże jesteśmy szczęśliwi, że właśnie Polska ma tyle ośrodków głębokiej, rzetelnej czci Maryi. Patrzę na sanktuaria maryjne, jak gdyby na wielkie Betlejem, jak na olbrzymie kołyski, rozstawione po całym kraju, gdzie rodzi się Chrystus dla Polski drugiego tysiąclecia. Widzę rzesze zmierzające w pielgrzymim szlaku do sanktuariów maryjnych. Jestem spokojny i powtarzam po laicku: Jeszcze Polska nie zginęła. I powtarzam po Bożemu: Jest Bóg w narodzie, jest Jego Matka..           

Pielgrzymi przybywający do tego świętego miejsca, szczególnie w dni odpustowe, ale nie tylko, wyrażali swoją pobożność w postaci konkretnych ofiar, próśb, dziękczynień i adoracji. Prośby stanowiły liczne intencje, szczególnie mszalne. Objawami dziękczynienia były rozmaite wota w postaci plakietek, ryngrafów czy cennych obrazów. Natomiast adoracja uzewnętrzniała się w kontemplacji tego miejsca świętego, figury Pięknej Madonny i w żarliwej modlitwie. Pielgrzymi powracając do domów byli i są napełnieni dobrym słowem i „dotykiem” Maryi Panny, niosąc cudowny i korzystny wpływ tego świętego miejsca do swych rodzin, miejsc pracy oraz między ludzi.





Pierwsze kroniki markowickie podały, że 132 chorych uprosiło sobie łaskę powrotu do zdrowia. Z polecenia biskupa Macieja Łubieńskiego przyjechała do Markowic w 1635 r. Komisja Biskupia celem zbadania na miejscu uzdrowień. 32 wypadki uznała „za cudowne”, inne za znaki wielkiej łaski Bożej. 21 maja 1649 r. w warszawskiej nuncjaturze apostolskiej nuncjusz papieski arcybiskup adrianopolitański Jan de Jorres wydając stosowny dekret, zezwolił na publiczny kult Matki Boskiej Markowickiej. Świadectwa 14 cudów z lat 1728-1793 świadczą o ciągłości łask, jakimi obdarzała Markowicka Pani swych wielbicieli. Również grom łask znajdujemy we współczesnych księgach.











Wśród rzesz pielgrzymów przybywali tutaj przedstawiciele tak znamienitych rodów kujawskich, wielkopolskich i pomorskich, że wystarczy wymienić: Bnińskich, Czarnkowskich, Działyńskich, Kołudzkich, Kossowskich, Kościelskich, Leszczyńskich, Opalińskich, Rozdrażewskich, Sapiehów, Sędziwojów, Szamarzewskich, Trzebickich, Tymińskich, Tuczyńskich, Weiherów... Już jako młodzieniec pielgrzymował wraz ze swoją babcią Heleną z Kościelskich Potworowską dziedziczką Bożejewic późniejszy wojewoda poznański i prezes ogólnopolskiej Akcji Katolickiej Adolf hrabia Bniński. Wielokrotnie pielgrzymowali tutaj: Stanisław Przybyszewski i wspomniany Jan Kasprowicz. Szczególną czcią darzyło Sanktuarium okoliczne ziemiaństwo. Wreszcie wszyscy bezimienni włościanie, mieszczanie i robotnicy, którzy najliczniej nawiedzali swoją Dobrodziejkę w dniach odpustu i święta Matki Boskiej Szkaplerznej.








Również współcześnie przybywają tutaj biskupi, Prymasi Polski, włodarze okolicznych miast i gmin. Szczególną estymą Markowice darzyli prymasi Stefan Wyszyński, Józef Glemp i darzą prymas senior, arcybiskup Józef Muszyński, arcybiskup Stanisław Gądecki. Po wielekroć przebywał i przybywa do Markowic prymas Wojciech Polak oraz wielu innych dostojników Kościoła. Pamiętam jak jeszcze do niedawna na odpusty przybywali: posłowie, wojewodowie, starostowie, prezydenci, burmistrzowie oraz wójtowie z okolicznych miast i wsi. Wdzięczna Królowa Miłości i Pokoju Pani Kujaw po matczynemu tuliła i tuli do serca wszystkich swoich wielbicieli.

Foto.: Archiwum bloga