piątek, 27 października 2023

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 202 ul. Magazynowa

Ostatnio ul. Magazynowa przykuwa naszą uwagę, a to w związku z budową sieci kanalizacji sanitarnej i deszczowej wraz z przyłączami oraz remontem jej nawierzchni - na odcinku od ul. Kościelnej do skrzyżowania z ul. Spichrzową. Prace te idą w parze z identycznymi robotami w ul. Gimnazjalnej i są objęte tym samym planem inwestycyjnym. Kolejnym etapem będzie przebudowa ulicy Kościelnej i Placu Świętego Wojciecha… W tym samym czasie trwają identyczne roboty w odcinku ul. Tadeusza Kościuszki wzdłuż Osiedla Piastowskiego do Placu Świętokrzyskiego. Zatem, dzieje się w naszym mieście, jak jeszcze nigdy, co nie umyka uwadze malkontentów, potykających się o drzewa i inne „przeszkody”. Ale przejdźmy do dziejów ul. Magazynowej.

 

Jej wytyczenie nastąpiło około przełomu XVII i XVIII w., wraz z rozwojem miasta i ustabilizowaniem się jego granic. Początkowo była to stricte ulica gospodarcza, stanowiąc zaplecze dostawcze do parceli zlokalizowanych przy wschodniej pierzei Rynku oraz ulic Ślusarskiej i Kościelnej. Pełniła również funkcję ulicy dojazdowej do pól zlokalizowanych u jej północnego odcinka. Wraz z wybudowaniem pod koniec XIX w. rzeźni miejskiej oraz spichrza zbożowego wzrosła jej ranga, co zaowocowało wybrukowaniem nawierzchni ulicy. Z początkiem XX w. położono w niej linię wodociągową, a wraz z nią wybudowano dwa domy dla rodzin zatrudnionych w majątku ziemskim Waldau (Strzelno Klasztorne).

 

Początkowo ulica nie posiadała nazwy własnej i dla określenia i numeracji parcel przy niej zlokalizowanych określano je, jako „Tereny miejskie” - Amtsgrund, nadając kolejne numery w porządku czasu powstawania na tych gruntach kolejnych domostw. System ten oparty był o obowiązującą od 1868 roku ewidencję tzw. katastru gruntowego. Nową organizację ulicy przyniósł początek lat 20. XX w. Wówczas nadano jej nazwę - Magazynowa - która obowiązuje do dzisiaj. Zachowano jednak starą numerację i dopiero w oparciu o rozporządzenie Ministra Spraw Wewnętrznych z dnia 6 października 1930 roku o meldunkach i księgach ludności oraz przepisy szczegółowe jakie wydał w styczniu 1931 roku Wojewoda Poznański, w 1932 roku wprowadzono nową numerację. System ten polegał na wprowadzeniu numeracji poszczególnych posesji oddzielnie dla każdej ulicy. Z tym, że numery parzyste znajdowały się po lewej stronie ulicy, a nieparzyste po prawej stronie - numeracja naprzemienna. Początki współczesnej numeracji, z parzystymi po prawej i nieparzystymi po lewej stronie ulicy, sięgają 1968 roku.

Obiektem, od którego wzięła swą nazwę ulica, jest stary magazyn zbożowy z 4. ćw. XIX w. Stoi on na parceli przypisanej do Rynku nr 9. Jest on charakterystyczny, gdyż zbudowany został z cegły o odcieniu żółtym. Taką cegłę produkował cegielnia na Starczewie, która istniała tam w II połowie XIX w. Z podobnej cegły został zbudowany w tym samym czasie spichrz w podwórzu majętności Strzelno Klasztorne (Waldau), a także obora w części południowo zachodniej. Spichrz przy ul. Magazynowej posiada trzy kondygnacje z wewnętrznym przejazdem komunikacyjnym, łączącym ulicę z podwórzem wewnętrznym. Łączna powierzchnia podług magazynowych z użytkowym poddaszem to ok. 440 m2, a kubatura całego obiektu to 1100 m3. Trzecia kondygnacja zbudowana została w elewacjach głównej i podwórzowej w typie muru pruskiego. Całość nakrywał dwuspadowy dach ceramiczny z dwoma, po obu stronach dachu wykuszami doświetlającymi strych - pełniły one również funkcję wentylacyjną. Współcześnie dach pokryty został płytami włókienno-cementowymi i podczas tej przebudowy zlikwidowane owe charakterystyczne wykusze.

Magazyn - spichrz wystawił strzeleński Żyd David Jacobsohn i w nim prowadził skup płodów rolnych, w tym zboża. Po nim interes przejął zięć Leopold Eilenberg, który do Strzelna przybył z Pleszewa i w 1885 roku poślubił Adelinę Jacobsohn. Małżonkowie niestety nie mieli potomka w linii męskiej, dlatego też po śmierci Leopolda przed 1927 rokiem zięć Teodor Segel całość sprzedał Niemcowi Albertowi Georgowi Morawietzaowi. W marcu 1927 roku znajdujemy anons prasowy, w którym donoszono, że kamienicę i magazyn nabył Józef Grabias, który przeniósł tutaj z ul. Kościelnej swój interes zbożowy. Po wojnie magazyn użytkowała Gminna Spółdzielnia „Samopomoc Chłopska” w Strzelnie. Później „Herbapol” skupował zioła, a po nim w latach 80. XX w. PSS „Społem” miała tutaj magazyn meblowy. Po śmierci ostatniej córki Grabiasa, w połowie lat 90. XX w. całość nabył Tadeusz Więzowski, emerytowany rolnik ze Strzelna Klasztornego. W ostatnich latach prowadzony był tutaj tzw. lumpeks, czyli handel zachodnią odzieżą używaną. 

W latach 20. XX w. w ulicy działalność gospodarczą prowadził również jeden rzemieślnik, którym był szewc M. Lewandowski. W tym czasie w końcowym północnym fragmencie ulicy piętrową kamieniczkę czynszową z oficynami wystawił Stanisław Łagocki. Zabudowa ulicy ulegała zmianie począwszy od końca lat 40. XX w. Jako pierwszy wystawiony został w końcowej części północnej ulicy, po stronie wschodniej dom jednorodzinny przez rodzinę Florczyków. Z kolei na początku lat 60. wystawiony został przez rodzinę Wróblewskich dom mieszkalny wraz z zabudowaniami gospodarczymi (gospodarstwa rolnego). Również w latach 60. dom wraz z zapleczem produkcyjno usługowym stolarni pobudował Władysław Reinholz. Do dzisiaj w tym miejscu działa stolarnia, którą w tym miejscu, w trzecim już pokoleniu prowadzi Adam Reinholz, wspierany przez ojca Bronisława. 

Kolejne budynki, które zostały wystawione przy tej ulicy - tuż za rzeźnia - pochodzą z lat 80. i 90. minionego stulecia. Pierwszy, to typowy parterowy budynek rotacyjny wystawiony przez Zarząd Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej. Drugi, piętrowy w formie bloku zbudował w 1998 roku ten sam inwestor, jako budynek komunalny. Zapewne więcej byłoby można napisać o tej ulicy, jak chociażby o - do końca niewyjaśnionej - śmierci młodego mieszkańca  Strzelna, którego znaleziono martwego w wykopie remontowanej sieci wodociągowej, co miało miejsce na początku lat 60. Zginął on w nieznanych okolicznościach w noc Sylwestrową…

Kolejny odcinek rozpoczniemy już niebawem spacerkiem wzdłuż ulicy Tadeusza Kościuszki.

Foto.: Heliodor Ruciński, archiwum bloga oraz 


niedziela, 22 października 2023

Jak zbudowano kościół w Stodołach - cz. 1

Ponad dwa tygodnie odcięty byłem od komputera, którego jeden z elementów odmówił posłuszeństwa - po prostu uległ awarii. Gorący czas wyborów obserwowałem tylko za pośrednictwem telefonu, zatem nie włączyłem się w kampanię i wyszło mi to na zdrowie. W tym samym czasie licznik bloga przekroczył pół miliona wejść i w związku z tym wydarzeniem DZIĘKUJĘ! wszystkim czytelnikom i osobom odwiedzającym „Strzelno moje miasto“.

Dzisiaj zapraszam do Stodół! Poznacie bardzo ciekawą historię budowlaną kościoła parafialnego pw. św. Wojciecha. Pełna opowieść nie powstałaby, gdyby nie proboszcz ks. Robert Różański, który udostępnił mi „Kroniki parafialne” oraz regionalista Michał Matyjasik, od którego otrzymałem zdjęcie starego drewnianego kościoła - serdecznie dziękuję!

W tym roku mija 680 lat od wystawienia pierwszej drewnianej świątyni parafialnej w Stodołach oraz 30 lat od przesuniętej w czasie konsekracji kolejnego trzeciego już murowanego kościoła, wystawionego w tej wsi, w 1897 roku, a rozbudowanego w latach 1957-1958. W czasie budowy nowej świątyni parafia liczyła zaledwie 200-225 dusz, otoczonych żywiołem niemieckim - ewangelickim i była najmniejszą w archidiecezji gnieźnieńskiej. Koszt budowy sięgał 30 tys. marek, a sama parafia musiała zebrać 1/3 tej kwoty, tj. 10 tys. marek, by pozostałą kwotę otrzymać od rządu berlińskiego.

W Szematyzmie ustrojów parafialnych Archidiecezji Gnieźnieńskiej pióra ks. kan. Stanisława Kozierowskiego znajdujemy stwierdzenie, że pierwszy kościół parafialny we wsi Stodoły - założyli i uposażyli Kanonicy trzemeszeńscy - z sugestią, iż nastąpiło to - prawdopodobnie przy lokacji wsi na prawie średzkim, więc około roku 1343. Czy tak było? - Pozostaje tylko wierzyć znakomitemu badaczowi i historykowi. Dziś z pozycji tak odległego czasu i braku dokumentów źródłowych, z poświęcenia i konsekracji pierwszej świątyni przyjmujemy tę tezę za prawdopodobną. Z cytowanego powyżej dokumentu wynika, że wieś Stodoły funkcjonowała długo wcześniej i to na prawie polskim, a w tymże roku została przeniesiona z tegoż prawa na prawo niemieckie, zwane u nas prawem średzkim. Pierwsza wzmianka o wsi pochodzi z 1293 roku i jest to przywilej księcia kujawskiego Władysława Łokietka, który aktem tym, wyjął spod jurysdykcji kasztelana kruszwickiego trzy wsie kujawskie będące własnością klasztoru trzemeszeńskiego: Kwieciszewo, Stodoły i Włostowo.

Drewniany kościół pw. św. Wojciecha w Stodołach -pochylił na bok swą starą głowę, jak gdyby na dobre zbierał się do spoczynku. Zdjęcie wykonano przed 1895 r.

Ów pierwszy kościół nosił wezwanie Inventionis S. Crucis - Znalezienia Świętego Krzyża. W drugiej połowie XVI w. drewniana świątynia zaczęła chylić się ku upadkowi. Z wizytacji notariusza biskupa kujawsko-pomorskiego Stanisława Karnkowskiego, Piotra Goiskiego dowiadujemy się o sytuacji jaka panowała w Stodołach w 1577 roku. Notariusz Goiski odnotował wówczas, że pomimo złego stanu świątyni, cyborium i baptysterium znajdowały się w dobrym stanie i roztoczona była nad nimi troskliwa opieka. Na wyposażeniu znajdowały się szaty kościelne i paramenta. Pośród nich wymienił srebra i księgi - m.in.: mały krzyż srebrny, jeden kielich z tego samego kruszcu, monstrancję ze stopu miedziowego, mały pacyfikał (relikwiarz) o prostej budowie bez wskazania, jakie zawierał on relikwie. Być może, znajdowała się w nim partykuła (cząstka) Drzewa Krzyża Świętego, ofiarowana przy konsekracji świątyni. Z ksiąg liturgicznych, znajdowały się tutaj: dwa mszały gnieźnieński i poznański, porozdzierana antyfona - śpiewnik pieśni liturgicznych, również porozdzierany graduał - księga chorału gregoriańskiego oraz śpiewnik mniej przydatny. Nadto w świątyni był jeden duży ornat przywdziewany na szczególnie uroczyste święta, dwie kapy, kropielnica i mały korporał. W końcowej części protokołu wizytacyjnego stwierdzono, że czynione są starania wokół budowy nowego kościoła. Stary od siedmiu lat znajduje się w bardzo złym stanie, dlatego też gromadzone jest drewno na budowę nowej świątyni.

Nowy, również drewniany, kościół parafialny stanął dopiero w 1582 roku, a jego budowa trwała dwa lata (podawana jest również data budowy 1589). W 1590 roku został konsekrowany przez biskupa kujawsko-pomorskiego Hieronima Rozdrażewskiego. Wówczas świątyni nadano nowe wezwanie - św. Wojciecha. Według wizytacji z 1779 roku w tymże kościele znajdowały się relikwie i przywilej odpustowy. W świątyni były 4 ołtarze i obrazy oraz dekret reformacyjny wystawiony w Stodołach 4 listopada 1779 roku, podpisany przez wizytatora Ignacego Lnińskiego - kanonika włocławskiego i archidiakona kruszwickiego.

Kolejny opis kościoła znajdujemy dopiero pod rokiem 1891. Świątynia liczyła wówczas ok. 300 lat i znajdowała się w fatalnym i opłakanym stanie. A oto korespondencja Znad Gopła do „Kuriera Poznański”, skreślona 14 kwietnia 1891 roku, opisująca stodolską świątynię:

Stary przed 1895 r. i nowy po 1897 r. kościół w Stodołach.

Z dala widnieje w okolicy Strzelna kościół w Stodołach. Mizernie on dziś przedstawia się oczom wędrowca: - pochylił na bok swą starą głowę, jak gdyby na dobre zbierał się do spoczynku, policzki mu wpadły głęboko, kołnierz i kapota na plecach wytarte i podarte. Słowem wygląda jak smutne dziejów widowisko! 

Gdy szanowny ksiądz proboszcz [Leon] Kittel wśród deszczu i słoty ma w nim odprawiać nabożeństwo, to musi przykryć się deszczochronem - i zdarzało się nieraz, że kiedy prawi z ambony i wymownymi słowy skarży się na oschłość serc swych parafian - nagle z dziurawego dachu deszcz rzęsisty lać zaczyna jak przez rzeszoto. Zamilkły tam już od dawna głosy rozklekotanych organów i stary chór kościelny poważną sterczy próżnią - a w czasie śpiewanej mszy świętej rozlega się tylko tubalny głos organisty, szukając sobie drogi wyjścia przez ścian szczeliny. Posadzka ceglana wykazuje straszne luki i dziury - ławki ogromnie zdefektowane, ozdoby pańskich ołtarzy - pożal się Boże, a z płomieniem świec i wieczystej lampki swobodnie igrają sobie zimnych (jak na dzisiaj) wiatrów powiewy - sycząc i poświstując złowrogo. Smutne (powtarzam) dziejów widowisko. 

A jednak ten pochylony, zgarbiony, odarty kościółek w Stodołach pamiętał lepsze czasy! Nie oglądał on wprawdzie już świetności panowania Jagiellonów - ale widział panowanie Batorego i Anny Jagiellonki, podsłuchiwał nadbiegających ze wschodu wieści o pogromie Moskali, o mądrych reformach siedmiogrodzkiego księcia, który osiadłszy na tronie polskim chciał Polaków utrzymać na wysokości dawnego znaczenia. Ten nasz kościółek stodolski słyszał dźwięki pieśni Jana Kochanowskiego - słyszał Flisa i Worek Judaszów naszego sulmierzyckiego mieszczanina [Sebastiana Fabiana] Klonowica - podziwiał mądrość Jana Zamoyskiego - bił w dzwony z radości po ustąpieniu Szwedów z Polski, po zwycięstwie Sobieskiego pod Wiedniem i po tylu innych i wielkich czynach...

I w naszym Strzelnie widział on wiele ciekawych rzeczy i ludzi. Widział infułatów Sierakowskiego, Wolskiego, Łuczyckiego, widział bogactwo i świetność naszego klasztoru strzelińskiego, patrzał na pobożne córy św. Norberta, na pracowite i zacne mieszczaństwo strzeleńskie, jak pracowało, bogaciło się i mimo to - jak znów upadało pod klęskami morowego powietrza lub wrażych najazdów, jak gorliwi Infułaci strzelińskiego kościoła sprowadzali pracowitych osadników polskich, dawali im pola, pomagali się budować i porastać w pierze. Nareszcie patrzeć musi na klęski kraju i Ojczyzny, na powtarzające się ciągle rozbiory, na wstyd i hańbę niegodnych synów ojczyzny, na panoszenie się obcych, na zagrabienie dóbr klasztornych - i posmutniał biedaczysko, zaniedbał się, głowę zwiesił, gdy patrzeć musiał jak się w około szerzyć zaczął protestantyzm - jak liczba wiernych parafian, która do niego chodziła na nabożeństwo coraz bardziej topnieć i wśród ewangelików niknąć zaczęła.

Podupadł mianowicie od czasów nieboszczyka księdza proboszcza swego i dziekana Józefa Karasia, który spoczywa w obrębie kościoła - a ostatnia walka kulturalna jeszcze bardziej go pochyliła i zgryzła. Obecny ksiądz proboszcz Kittel, mąż znany z energii, postanowił temu starcowi drewnianemu, który na trzy z górą wieki spoglądał - sprawić uczciwy pogrzeb - a na miejsce jego postawić Panu Bogu nową świątynię. W przyszły czwartek dnia 23 kwietnia 1891 roku odbędzie się w Stodołach, w tym zgrzybiałym starcu kościele ostatni odpust - poczym niezadługo nastąpi rozebranie starego kościoła.

Spodziewać się należy, że Strzelno i okolica licznie się zbiorą na pożegnanie starego kościoła w Stodołach, hojnie sypną ofiarnym grosiwem na wzmocnienie kasy budowlanej i prosić będą św. Wojciecha, patrona naszej Archidiecezji i patrona kościółka w Stodołach, aby czcigodnemu proboszczowi ks. Kittlowi wyprosił u Pana Boga dość siły i mocy do przeprowadzenia w jak najkrótszym czasie budowy nowego kościoła pod wezwaniem tegoż świętego Patrona. My okoliczni sąsiedzi życzymy tego księdzu proboszczowi z całego serca, pragniemy jak najprędzej doczekać nowego kościoła w Stodołach.

Foto.: „Kronika parafii pw. św. Wojciecha w Stodołach”, archiwum Michała Matyjasika

CDN


środa, 4 października 2023

Strzelnianie na Dniu Genealoga 2023

 

Działające od 2006 roku Wielkopolskie Towarzystwo Genealogiczne „Gniazdo”
wespół z Archiwum Archidiecezjalnym w Poznaniu zorganizowało 30 września 2023 roku po raz XIV Dzień Genealoga. W tym roku był to dzień uroczysty, a zarazem świąteczny - Dzień Archiwisty (we wspomnienie liturgiczne św. Hieronima - Doktora Kościoła oraz Patrona Archiwistów). Do Poznania udałem się w towarzystwie Marzeny i Zbigniewa Jasińskich oraz Heliodora Rucińskiego. Miejsce docelowe, a zarazem miejsce naszego spotkania to sala w budynku Archiwum Archidiecezjalnego na Ostrowie Tumskim przy ul. Ks. Ignacego Posadzego 2, która o godz. 11:00 wypełniła się po brzegi.

Jak co roku - z wyjątkiem dwuletniego okresu pandemii - było niezwykle ciekawie, poznawczo, a do tego naukowo. Otwarcia konferencji dokonali: ks. Roman Dworacki, dyrektor Archiwum Archidiecezjalnego w Poznaniu oraz Wojciech Jędraszewski, prezes Wielkopolskiego Towarzystwa Genealogicznego „Gniazdo”. W sesja pierwszej, której przewodniczył ks. dr Jan Maria Musielak z AA w Poznaniu, Jacek Nawrocik - Kustosz Muzeum Martyrologicznego w Żabikowie przedstawił żmudną pracę przy odkrywaniu losów więźniów niemieckiego nazistowskiego obozu karno-śledczego w Żabikowie. Z kolei dr Przemysław Wojciechowski, kierownik Oddziału Zabezpieczania Zasobu Archiwalnego Archiwum Państwowego w Poznaniu opowiedział zebranym sposoby na zabezpieczenie i zatroszczenie się o rodzinne Archiwum. Niezwykle pouczająca tematyka ochrony własnych rodzinnych pamiątek, wysłuchana z wielką uwagą i zaciekawieniem szczególnie przez początkujących genealogów. 















Po pełnej dyskusji i genealogicznych pogaduch przerwie kawowej - z pysznymi i słodkimi dodatkami - przystąpiliśmy do drugiej części sesji, której przewodniczyła nasza koleżanka  
Joanna Lubierska, członek Zarządu WTG Gniazdo. W tym panelu prezes Wojciech Jędraszewski zaprezentował pierwszy tom wieloczęściowego najnowszego wydawnictwa WTG „Gniazdo” - Złotą Księgę uczestników Powstania Wielkopolskiego. Mówił o niezwykle mrówczej pracy całego zespołu redakcyjnego, pracującego nad udokumentowaniem naszego wielkopolskiego, zwycięskiego zrywu powstańczego 1918-1919 roku. Z kolei przewodniczącą panelu Joannę Lubierską wysłuchaliśmy z przysłowiowymi „rozdziawionymi gębami”. Nasza koleżanka parająca się na co dzień genealogią, jako uniwersytecki pracownik naukowy (UAM), udowodniła w swym wykładzie - Casus czarownic z Doruchowa czyli wykorzystanie źródeł kościelnych przy ustalaniu wiarygodności przekazów wspomnieniowych, że ów dotychczas domniemywany osiemnastowieczny proces o czary, zakończony stosem, miał miejsce. W ostatniej prelekcji przedstawiłem 25-letnią pracę dokumentacyjną przygotowującą powstanie najnowszego albumu autorstwa mojego i Heliodora Rucińskiego - Przydrożne Sacrum. Opowiedziałem zebranym o naszym kujawskim dziedzictwie kulturowym, o krzyżach, figurach i kapliczkach przydrożnych na trwałe wpisanych w krajobraz ziemi strzeleńskiej. Niespodzianką było zaprezentowanie albumu - Łowiectwo elementem strzeleńskiego dziedzictwa kulturowego...

Po zakończeniu spotkania udaliśmy się na posiłek ufundowany przez Archiwum Archidiecezjalne, a po nim na nasze tradycyjne, w nieco węższym gronie pogaduchy w kawiarence przy bramie prowadzącej do ICHOT-u (Interaktywnego Centrum Historii Ostrowa Tumskiego). Po pierwsze - było w przyjacielskim gronie, po drugie - wesoło i po trzecie - pysznie i aromatycznie… Do zobaczenia!

Foto.: Heliodor Ruciński i koleżeństwo


sobota, 30 września 2023

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 201 ul. Spichrzowa cz. 2

Cofamy się spod rzeźni i zatrzymujemy się pod numerem 11. Dzisiaj posesja w niczym nie przypomina tej z mojego dzieciństwa i lat młodzieńczych. Już współcześnie w miejscu starego parterowego domu wybudowano nowy, bezstylowy z użytkową piwnicą. Dawniej znajdowały się tutaj zabudowania niewielkiego gospodarstwa rolnego należącego do rodziny Wróblewskich. Antenat rodu Józef Wróblewski był znanym działaczem strzeleńskiego Sokoła oraz Kurkowego Bractwa Strzeleckiego, w komendzie którego sprawował funkcję porucznika. Zawodowo zajmował się handlem (był handlarzem) końmi. W 1925 roku ogłaszał się w „Dzienniku Kujawskim”, że czyści wieprze i buhaje, czyli wykonywał kastracje dorosłych sztuk żywca przed ich planowanym ubojem. Jeden z synów, Stanisław prowadził w podwórzu piekarnię o czym dowiadujemy się z Księgi adresowej z 1928 roku.

Józef Wróblewski w stroju galowym Kurkowego Bractwa Strzeleckiego w Strzelnie 

Córką Józefa była przyjaciółka mojej matki chrzestnej, siostry mojego ojca, cioci Stefanii z Przybylskich zamężnej Strzeleckiej. Pamiętam, że miała imię Dora (myśmy jako dzieci wymawiali to imię: - Dola) i było ono zdrobnieniem od imienia Teodora. Obie będąc młodymi dziewczynami zaprzyjaźniły się, chodząc do Szkoły Wydziałowej w Strzelnie i przyjaźń ta trwała do przysłowiowej „grobowej deski”. Z racji tych relacji - kiedy ciocia Stefcia przyjeżdżała do nas i odwiedzały się przyjaciółki wzajemnie - myśmy, przy aprobacie rodziców wołali na panią Wróblewską ciocia i tak stała się dla nas „ciocią Dolą”. Z opowieści mamy wiem, że obie przyjaciółki, po zastrzeleniu 21 listopada 1945 roku przez UB żołnierza podziemia powojennego Leona Wesołowskiego ps. „Wichura”, chodziły w to miejsce i potajemnie składały kwiaty. Więcej o tym wydarzeniu dowiecie się pod linkiem: - 

https://strzelnomojemiasto.blogspot.com/2019/03/zonierz-wyklety-leon-wesoowski-1924-1945.html

Widok ze Spichrzowej w kierunku Rynku.

Naprzeciwko domu Wróblewskich, w posesji przypisanej do ulicy Ślusarskiej 10, w czasach zaborów i latach międzywojennych mieściła się mleczarnia. W 1894 roku znany w okolicy mleczarz Józef Ruoss nabył tę posesję i uruchomił w niej zakład przetwarzający mleko, czyli mleczarnię. Po jego śmierci 18 lutego 1902 roku mleczarnię objął syn Leon. Niezbyt radził sobie on z produkcją, dlatego w 1909 roku przedsiębiorstwo odkupił od niego szwagier Walenty Gąsiorowski z Wójcina i powierzył prowadzenie mleczarni w Strzelnie szwagierce Marcie Ruoss oraz zatrudnionemu w niej fachowcowi, niejakiemu panu Bachorze.  Już po odzyskaniu niepodległości oraz nabyciu poniemieckiej mleczarni, jakiś czas Walenty prowadzi oba zakłady. W krótkim czasie tę mleczarnię po teściu Józefie Ruoss odsprzedał. Nowym właścicielem został Franciszek Wiśniewski, który dość szybko zaprzestał w niej produkcji, jednakże po pewnym czasie na powrót ją uruchomił. Od zakończenia wojny znajdowały się w tym domu mieszkania czynszowe, a on sam znalazł się w zarządzie MPGKiM. Dzisiaj po zabudowaniach i mleczarni nic nie pozostało. Pod koniec lat 80. XX w. Stanisław Klause nabył od Miasta nieruchomość i w miejscu starego, wybudował nowy dom.

Za posesją Wróblewskich, w kierunku zachodnim pod współczesnym numerem 9 znajdował się dom należący do rodziny Flenzów. Pamiętam Michała i jego siostrę Wandę, obecnie mieszkającą w Inowrocławiu i będącą lekarzem medycyny (Flenz-Drzewiecka). Z kolei w domu z tyłu za Flenzami pod numerem 7 mieszkała rodzina Graczyków, synowie: Józef i Maciej oraz córki Ewa i Irena. Ich ojciec z zawodu był szewcem. Przechodząc dalej zatrzymajmy się pod numerem 3. W latach 1900-1945 mieścił się w tym budynku magazyn towarowy będący zapleczem dla sklepu żelaza spółki Morawietz-Eilenberg oraz dla działających w podwórzu warsztatów - fabryki maszyn rolniczych oraz innych narzędzi i urządzeń produkowanych ze stali. Firma zatrudniała kilku ślusarzy, w tym późniejszego burmistrza i działacza miejskiego Feliksa Michalaka.

Feliks Michalak jako prezes Strzeleńskiego Klubu Sportowego - 1947 r.

Ów urodził się on 11 listopada 1904 roku w Heaven (Niemcy), jako syn Tomasza i Anny Michalaków. Rodzice na początku XX w. wyjechali w głąb cesarstwa niemieckiego za chlebem. Po powrocie do wolnej już Polski Feliks Michalak osiadł w Strzelnie. Z zawodu był kowalem i jako mistrz kowalski pracował w warsztatach spółki „Morawietz-Eilenberg”. W pracy społecznej oddał się działalności w Ochotniczej Straży Pożarnej, służąc w niej od 5 czerwca 1928 roku. Był mechanikiem w strażnicy, a w 1933 roku został mianowany dowódcą drużyny ratowniczej. Już po wojnie w latach 1947-1955 pełnił funkcję prezesa OSP w Strzelnie. Do końca swego życia pozostał wiernym mundurowi strażackiemu. Feliks Michalak ożeniony był z Zofią z Głodków, córką Jakuba i Franciszki ur. 5 maja 1901 roku w Strzelnie.

Stoi 6. od lewej przewodniczący PMRN w Strzelnie Feliks Michalak - 1950 r.

Stoi za biurkiem przewodniczący PMRN Feliks Michalak - 1950 r.

Referuje burmistrz Józef Skrzypczak, za biurkiem Feliks Michalak - 1950 r.

Tuż po zakończeniu działań wojennych na ziemi mogileńskiej, od 22 stycznia 1945 roku przewodniczył Miejskiemu Komitetowi Ludowemu w Strzelnie, a następnie od 29 marca do 17 (19) kwietnia 1945 roku był pierwszym, po okupacji niemieckiej, burmistrzem Strzelna. MKL, którym kierował, był zaczątkiem polskiej władzy w mieście i przekształcił się w Miejską Radę Narodową. Podzielony był na trzy działy: wewnętrzny organizacyjny - kierowany przez Bernarda Adamczyka; administracyjny, organizujący - zabezpieczający sieć handlową, na czele którego stał Rajmund Posłuszny oraz dział rekwizycyjny - kierowany przez Mariana Adamczyka, z którym współpracowali Edmund Borucki, Paweł Jankowski i Wacław Fredyk. Ten ostatni dział miał za zadanie zabezpieczyć mienie poniemieckie i przekazać jego część ruchomą do dyspozycji Mogileńskiemu Urzędowi Likwidacyjnemu. Zastępcami Michalaka, jako burmistrza byli: dr Edmund Paluszkiewicz - lekarz weterynarii i Leon Ornatek. W latach 1949-1950 oraz 1954-1958 piastował funkcję przewodniczącego Miejskiej Rady Narodowej w Strzelnie. 

Feliks Michalak był również członkiem zarządu mogileńskiego cechu kowalskiego pełniąc w nim w latach 1945-1946 funkcję ławnika. Znany był jako działacz KS „Kujawianka” Strzelno, pełniąc w nim w latach 1946-1947 i 1962-1964 funkcje prezesa. Był zatrudniony na etacie pracownika umysłowego w PSS „Społem”. Zmarł 6 stycznia 1986 r. Został pochowany na cmentarzu katolickim w Strzelnie przy ul. Kolejowej.

Po zakończeniu działań wojennych magazyn przebudowano na mieszkanie, w którym zamieszkał Feliks Michalak wraz ze swoją rodziną. W podwórzy po warsztatach uruchomiony został Zakład Remontowo-Budowlany MPGKiM, w którym kierownikami byli m.in.: Edmund Kozłowski i Tadeusz Nowak. W latach przemian ustrojowo-gospodarczych po remontówce działalność gospodarczą uruchomił Bolesław Janik, prowadząc tutaj mieszalnię farb suchych oraz ich paczkowanie oraz handel małogabarytowymi materiałami budowlanymi. W domu po Michalakach zamieszkał Augustyn Dziura, wieloletni pracownik MPGKiM.

 

W ostatnim z omawianych domów pod numerem 1. w latach międzywojennych zamieszkała rodzina Dobrzyńskich z ul. Cestryjewskiej - potomków Jana ze Sławska Małego i Książa. Była to trójka rodzeństwa: bracia Sylwester, Jan oraz ich siostra Leokadia. Według Księgi adresowej z 1928 roku ojciec tej trójki, Jakub Dobrzyński prowadził przy ulicy Cestryjewskiej (w domu Raczkowskiego) firmę studniarską. Po nim działalność prowadził, ale już przy ul. Spichrzowej 1 syn Sylwester wraz z bratem Janem. Zachowało się (załączone do art.) zdjęcie opisane jako: - S. [Sylwester] Dobrzyński - Strzelno. Studnia artezyjska o wydajności 18 000 litrów na godzinę, wykonana dla Wodociągów miasta Kruszwicy. Siostra Leokadia wyszła za mąż za Jana Kwiatkowskiego, żołnierza Armii Andersa. Walczył on w Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie. Po zakończeniu działań wojennych pozostał w Anglii i dopiero w latach 60. XX w. powrócił do Strzelna. Przywiózł ze sobą piękny samochód marki Ford Perfekt, który budził podziw wśród mieszkańców miasta i okolic.

Na początku lat 80. dom nabyła rodzina Wojtyniaków i po gruntownym remoncie całej posesji mieszka w nim do dziś. Tuż za tą nieruchomością do 1940 roku stała synagoga, a pod koniec lat 50. XX w. po synagodze wybudowany został blok komunalny, który oddano do zamieszkania w 1959 roku. Jest on przypisany do ul. Inowrocławskiej, a jego południowe skrzydło leży przy ul. Spichrzowej.

Foto.: kolor - Heliodor Ruciński, czarno-białe - archiwum bloga

          

poniedziałek, 25 września 2023

„R S M” - Szpital w Strzelnie

Przy okazji przebudowy przypominam mój pomysł z 2014 roku - ponowiony w 2020 roku - by przywrócić przedwojenną sentencję, umieszczoną onegdaj na frontonie budynku strzeleńskiej lecznicy. Przed wojną, a także po jej zakończeniu, na elewacji frontowej nowoczesnego - jak na owe czasy - Szpitala Powiatowego w Strzelnie, nad wejściem głównym, pod oknami sali operacyjnej widniał przepiękny i pełny ludzkiej mądrości napis - „Res Sacra Miser”. Ową sentencję poprzedzała stojąca na osi szpitala, u niemalże granicy z chodnikiem „Miłosierna” figura Serca Jezusowego. Stała ona na solidnym wysokim cokole. Autor rzeźby przedstawił Jezusa wskazującego lewą ręką swoje miłosierne serce i prawą uniesioną w geście do błogosławieństwa. Jakże wymowna w swojej symbolice była ta postać Jezusa, który przechodniom i przejezdnym błogosławił, a chorym wskazywał drogę do swego serca. Figura przed szpitalem strzeleńskim oraz owa piękna sentencja, to znak miłości Boga ku ludziom.

Kto był autorem tej sentencji? Otóż, to fragment epigramu Seneki juniora, który w oryginale brzmiał nieco inaczej - „Res est sacra miser”, co w wolnym tłumaczeniu znaczy - „Jest to święty nieszczęśliwy”. Współcześnie zmodyfikowane do formy „Res Sacra Miser” możemy tłumaczyć na wiele sposobów, a mianowicie:  żałosna rzecz święta, święty nieszczęśliwy, ubogi rzeczą świętą, nieszczęśliwy rzeczą świętą, biedny świętością, bieda rzeczą świętą, etc. Sentencja ta jest odzwierciedleniem doktryny katolickiej, w wąskim zaś kontekście odzwierciedla troskę o ludzi znajdujących się w potrzebie - chorych będących rzeczą świętą. Najsłynniejszą polską budowlą, którą opatrzono w 1820 r. identyczną sentencją jest budynek XVI-wiecznego Pałacu Kaznowskich w Warszawie przy Krakowskim Przedmieściu. Obecnie swą siedzibę ma tu Centrum Charytatywne Caritas Archidiecezji Warszawskiej.

Onegdaj znalazłem w jednej z przedwojennych gazet kombatanckich artykuł poświęcony wzajemnej pomocy, z fragmentem: Res sacra miser – mówią napisy wypłowiałe na starych gmachach, powstałych jako szpitale, jako domy ubogich itp. Zatem wiem już, że dawniej sentencja ta była powszechnie stosowaną na tego typy budowlach. Przedwojenny uniwersalizm tej starej sentencji autorstwa Seneki - nauczyciela obłąkanego Nerona – stał się przyczyną powszechności w jego stosowaniu. Przyświecał on walce z bezrobociem, ubóstwem i biedą, niesieniem pomocy poprzez ochronkę, schronisko, czy kuchnię dla biednych, a nade wszystko był drogowskazem, czy wręcz informacją, że tu znajdziesz pomoc. W odniesieniu do Szpitala Powiatowego w Strzelnie przypominał on wszystkim o świętym obowiązku wspierania ludzi chorych, ludzi ubogich chorobą dotkniętych. 

Sentencja ta nie przeszkadzała Niemcom w czasie okupacji. Jej treść zawarta w niepisanym kodeksie była należycie przestrzegana. Tutejszy okupacyjny chirurg Georg Bergmann traktował wszystkich równo. Również pielęgniarki - w pełnym tego słowa znaczeniu – a były nimi siostry elżbietanki, opiekowały się z pełnym miłosierdziem podopiecznymi. Za murami wojna, w wewnątrz pokój – sacrum.

Jak dzisiaj postrzegamy ów skuty przez totalitaryzm komunistyczny przepiękny napis Res sacra miser – Chory rzeczą świętą. Jak dalece pęd za pieniądzem - dobrami materialnymi - wypaczył współczesnym ową rzecz świętą, przysięgę Hipokratesa. Przecież to ona zawiera podstawy współczesnej etyki lekarskiej. Szpitale onegdaj traktowane jak świątynie, a ów chory jako świętość, dziś zamieniły się w mennice. Pieniądz - oczywiście, że ważna rzecz - zepchnął chorego na dalszy plan, do grupy kolejkowiczów oczekujących na reglamentowany towar, leczenie. Nasza strzeleńska lecznica oskubana z Res sacra miser zdaje się krzyczeć z rozpaczy: - Przywróćcie mi godność, sprawcie, by na elewację frontową powróciła sentencja, zaś do wnętrza Chory, jako rzecz święta.

Przy tej okazji rzucam kolejny pomysł - tym razem dotyczący szpitala mogileńskiego - a mianowicie przywrócenie mu przedwojennego imienia. Otóż, 18 stycznia 1930 r. uchwałą nr L.dz.533/30.II. Sejmiku Powiatowego w Mogilnie szpitalowi powiatowemu w Mogilnie nadana została nazwa: „Publiczny Szpital Powiatowy imienia I starosty powiatowego Mieczysława Dąmbskiego“. Uchwałę tę podpisał 27 stycznia 1930 r. Przewodniczący Wydziału Powiatowego Wacław Stępiński - Starosta Powiatowy. Została ona opublikowana w „Orędownik Powiatu Mogileńskiego“, Nr 10/1930.

Foto.: Archiwum bloga, kolor - StrzelnoOnline

 

wtorek, 19 września 2023

Budowniczy kościoła w Rzadkwinie ks. Apolinary Malak (1832-1916)

Neogotycki kościół pw. św. Rocha z lat 1878-1882 w Rzadkwinie.

Wieloletni administrator i proboszcz parafii pw. św. Rocha w Rzadkwinie, sprawujący jednocześnie patronaty kapłańskie nad parafiami Ludzisko wraz z kościołem pokarmelickim w Markowicach oraz proboszczowski w sąsiednich Strzelcach (1894-1896). Nazywany był przez współczesnych złotoustym kaznodzieją. Jako działacz społeczny oddany był również sprawom narodowym i gospodarczym. Budowniczy nowego kościoła w Rzadkwinie i założyciel nowego cmentarza parafialnego. 

Apolinary Malak urodził się w 1832 roku w Jarząbkowie, jako syn Pawła Malaka nauczyciela i Franciszki Teresy Kotkowskiej. Rodzice związek małżeński zawarli w 1829 roku w Jarząbkowie. Po ukończeniu nauki na poziomie gimnazjalnym i zdaniu matury wstąpił do Seminarium Duchownego w Poznaniu, gdzie odbył studia teoretyczne, a następnie w Seminarium Duchownym w Gnieźnie roczne przygotowania praktyczne. Święcenia kapłańskie odebrał 19 grudnia 1857 roku w Katedrze w Gnieźnie z rąk bp. Anzelma Brodziszewskiego.

Plebania w Rzadkwinie 1845-1847.

Tuż po święceniach objął wikariat w Dusznie, gdzie posługę kapłańską sprawował przez blisko 4 lata. W 1861 roku przeniesiony został do Rzadkwina, gdzie powierzono mu w administrację parafią Najświętszego Imienia Jezusa. Przy nim zamieszkała matka i młodsza siostra Jadwiga, która w wieku 25 lat, w 1872 roku poślubiła w tutejszym kościele parafialnym Jana Powałowskiego z Jaksic, syna Kacpra i Franciszki Nowak.

 

Stan ówczesnego drewnianego kościoła znajdował się w opłakanym stanie. Świątynia niestety nie nadawała się do remontu, dlatego też młody kapłan zaczął czynić starania o budowę nowego kościoła. Patronat nad parafią sprawował rząd pruski, który zabierając dobra norbertanek strzeleńskich przejął wraz z konfiskatą patronat nad poszczególnymi parafiami należącymi wcześniej do norbertanek. Tak też było z Rzadkwinem, dlatego ks. Malak wystąpił do regencji w Bydgoszczy o sfinansowanie budowy nowej świątyni. Starania o budowę trwały dość długo i spychane były przez urzędników na dalszy plan. Przyczynę tego stanu rzeczy możemy postrzegać w bardzo patriotycznej i oddanej Kościołowi postawie ks. Malaka. A oto przykład:

Z Kujaw piszą nam, że wskutek zajścia w szkoło w Ciechrzu, opisanego w Nr 277 Kuriera (zobacz Aneks nr 4), duchowieństwo katolickie w Kujawach zrobiło krok stanowczy, aby zadokumentować, że p. inspektor szkolny obraził uczucia katolickie w dzieciach i ich rodzicach i ubliżył godności kapłanów. Dotychczas piastowali urzędy inspektorów lokalnych w dekanacie kruszwickim z kapłanów katolickich: ks. dziekan Marten z Strzelna, ks. kanonik Kozłowski z Sławska, ks. Kittel z Stodół, ks. Malak z Rzadkwina. Dnia 10 grudnia wszyscy ci kapłani doniośli królewskiej rejencji w Bydgoszczy, że pod przewodnictwom takiego inspektora, który publicznie na konferencji nauczycielskiej w Ciechrzu dnia 20 listopada zohydził religią kat. i zawód kapłański, jako inspektorowie lokalni pracować nie mogą i złożyli swe urzędy. Nie jest to objaw obrażonej dumy, ale hołd powinny złożony sumieniu katolickiemu, powadze kapłańskiej a nawet prawdzie pedagogicznej.

 

Ostateczne decyzje o budowie nowego kościoła w Rzadkwinie zapadły w 1878 roku i już 28 maja położono kamień węgielny pod nową świątynię. Prace budowlane trwały 4 lata i zakończono je jesienią 1882 roku. Nowo zbudowany kościół katolicki w Rzadkwinie miał być poświęcony dnia 26 listopada 1882 roku. Niestety, jak podano w informacji prasowej: - Dla zasadniczo ważnych przeszkód, których, po ludzku sądząc, przewidzieć nie było można, a które w ostatnich dniach zaszły, poświęcenie kościoła dnia 26 listopada odbyć się nie może. Aby nie narazić nikogo na nadaremną podróż, czuję się zobowiązanym w imieniu całego dozoru kościelnego w Rzadkwinie podać to do publicznej wiadomości. Dopiero po usunięciu wszystkich przeszkód, 17 grudnia 1882 roku ks. Józef Simon dziekan kruszwicki poświęcił kościół i nadał mu tytuł św. Rocha (dopiero podczas wizytacji pasterskiej konsekracji świątyni dokonał 22 maja 1933 roku ks. bp Antoni Laubitz sufragan gnieźnieński, nadając jej tradycyjny tytuł pw. Najświętszego Imienia Jezusa. Od 1975 roku przywrócono wezwanie św. Rocha). Akta gnieźnieńskie mówią o sprzedaniu starego kościoła drewnianego przez rząd pruski, który zobowiązał się do budowy nowej świątyni oraz w miejsce starych ołtarzy wystawienie nowych. Ostatecznie zbudowano trzy mensy ołtarzowe, na których to parafianie, a nie rząd, w 1883 roku wystawili trzy ołtarze z obrazami mistrzów praskich. W sprawie niedotrzymania umów o wyposażenie kościoła, przez wiele lat toczyły się sprawy sądowe w Berlinie i Lipsku. W 1901 roku sąd w Lipsku orzekła by Pruski Skarb Państwa - który sprzedał piękne, stare ołtarze i odniósł korzyść, nowe boczne ołtarze zobowiązany został postawić. Jednakże w 1904 roku - jako, że ołtarze już stały - rząd pruski odnowił i odmalował wnętrze z pominięciem ołtarzy, ambony i konfesjonałów.

W 1882 roku podczas jubileuszu 25-lecia kapłaństwa był komendarzem w Rzadkwinie - zarządzającym parafią bez instalacji kanonicznej. W tym samym roku na południowo-wschodnim skraju wsi założył i poświęcił nowy cmentarz grzebalny, na którym stanął pierwszy krzyż św. 9 grudnia 1894 roku został proboszczem rzadkwińskim, a kanoniczną instytucję otrzymał dopiero w 1902 roku. W międzyczasie administrował również sąsiednimi parafiami. Od 9 grudnia 1892 roku kuria powierza mu administrowanie parafią Ludzisko wraz z kościołem pokarmelickim w Markowicach, w którym znajdowała się cudowna figura Matki Boskiej Markowickiej.

Ks. Malak był dobrym kaznodzieją, dlatego często zapraszano go do głoszenia kazań w parafiach dekanatu kruszwickiego. Podczas 25-lecia kapłaństwa ks. dziekana Józefa Simona w Kruszwicy wygłosił jedno z piękniejszych kazań, w którym Jubilata i zebrane duchowieństwo, obywateli i parafian niejednokrotnie rozczulił. Podobnie uczynił podczas jubileuszu 50-lecia kapłaństwa ks. Wojciecha Kozłowskiego, byłego proboszcza ze Strzelec, a w tym czasie, tj. 1881 roku. Proboszcza w Sławsku Wielkim. Ks. Malak przedstawił wówczas w wygłoszonym kazaniu „Kapłaństwo jako godność królewską”. Podobnie nawiązał do stanu kapłańskiego 7 listopada 1886 r., kiedy to w Ostrowie n. Gopłem instytuowany był na urząd proboszcza ks. Kasper Pasztalski. W kazaniu, które wówczas wygłosił mówiąc z głębi serca o godności stanu kapłańskiego z jednej, a poszanowaniu stanu kapłańskiego z drugiej strony. Dla powstrzymania zakradającej się na Kujawach obojętności religijnej przeprowadził w dniach 16-19 sierpnia 1884 roku misje święte. Zainaugurowane zostały one 16 sierpnia w dzień patrona parafii św. Rocha. 

Brama cmentarza w Rzadkwinie, założonego w 1882 r.

Na niwie społecznej współpracował z ks. Leonem Kittlem ze Stodół i ks. dziekanem Ignacym Martenem ze Strzelna. Był zapraszany na różne uroczystości świeckie, m.in. jubileusze okolicznego nauczycielstwa - w 1871 roku uczestniczył w uroczystości 50. lecia pracy nauczyciela Kościańskiego w Chrośnie pod Kruszwicą. Ks. Apolinary Malak był członkiem i działaczem Kółka Rolniczego w Strzelnie. Podsumowując rok 1880 odnotowano: …był wprawdzie 5 razy tego roku na kółku, ale za to nie przybył nigdy z próżnymi rękami. Wykłady ks. Malaka treści moralnej, jak np. o oszczędności, sumiennej pracy, o wychowaniu młodzieży włościańskiej, nadto zdrowe jego zdania i uwagi, co do praktycznego gospodarstwa domowego, były zawsze mile przez członków kółka przyjmowane, za co mu niniejszym w imieniu kółka staropolskie „Bóg zapłać”.

Cmentarze w Rzadkwinie 1888 r. - stary przy kościele, nowy na południowo-wschodnim skraju wsi.

28 kwietnia 1878 roku uczestniczył w patriotycznym Wiecu w obronie języka polskiego w Ludzisku. Tam wygłosił wykład O szkole, a ks. Kittel O Matkach Chrześcijankach, natomiast dr Leon Mieczkowski z Kołudy Wielkiej O języku polskim. W 1891 roku ks. Malak wstąpił, a następnie został wybrany członkiem zwyczajnym Wydziału Historyczno-Literackiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk w Poznaniu. 

Po przejściu proboszcza parafii Narodzenia NMP w Strzelce ks. Aleksandra Sobiesińskiego do parafii Świętych Apostołów Piotra i Pawła w Wylatowie, Strzelce dostały się od 9 grudnia 1894 roku pod kuratelę proboszcza rzadkwińskiego ks. Apolinarego Malaka. W Strzelcach posługę sprawował w latach 1894-1896.

W związku na podeszły wiek ok. 1907 roku ks. Malak został umieszczony w Zakładzie Księży Emerytów w Obrze. Tam też zmarł 4 stycznia 1916 roku. „Gazeta Toruńska” poinformowała, że w Obrze, w tutejszym zakładzie dla księży emerytów, umarł były proboszcz w Rzadkwinie na Kujawach ks. Apolinary Malak.

Foto.:Ośrodek Dokumentacji Zabytków w Warszawie - NID, archiwum bloga