czwartek, 8 kwietnia 2021

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 130 Ulica Gimnazjalna cz. 6

Święta, święta i po świętach! Wykrzykiwało wielu już od poniedziałkowego popołudnia. Dlaczego? Nieudane były, czy takie krótkie? Z racji tej, że bardzo lubię świąteczny nastrój, pięknie i smakowicie zastawiony stół, to jeszcze we wtorek trwałem w świątecznym uniesieniu. W środę odwiedziłem kogo trzeba, diagnozy nie otrzymałem, za to skierowanie do kogo trzeba i późnym popołudniem wyruszyłem w wirtualny spacer, by kontynuować przechadzkę po Strzelnie, spacerując ul. Gimnazjalną. Dzisiaj czwartek, trochę czasu minęło, zatem przypomnę, że podczas ostatniego spacerku zatrzymaliśmy się przy posesji nr 9 i wspólnie wysłuchaliśmy opowieści o pięknym domostwie - takim małym klasztorku sióstr elżbietanek. Mieliśmy również okazję poznać dzieje tego zakonu na terenie Strzelna. Po bytności sióstr w Strzelnie pozostały już tylko znikome ślady w postaci tej posesji oraz pomniczka nagrobnego na starej strzeleńskiej nekropolii przy ulicy kolejowej. Onegdaj było ich 9 solidnych i granitowych, pozostał jeden, niewielki z wypisanymi nań nazwiskami 12 zakonnic. Zjawisko zacierania śladów jest dla mnie niezrozumiałe, po prostu nie pojmuję tego. Zresztą nie jest to jedyny przykład zacierania śladów. Do tematu wrócę, gdyż przygotowuję obszerny artykuł o podobnych postępowaniach, jak chociażby z Pomnikiem… 

Ale, o tym to po tym, jak mawiali klasycy, zatem stańmy przy kolejnej posesji która oznaczona jest numerem 11. Dawniej ten niewielki dom parterowy, którego pierwotny wygląd został całkowicie zatarty, nosił numer policyjny 210. Został wybudowany pod koniec XIX w. przez niejakiego Volbrechta, o którym niestety nie udało mi się nic dowiedzieć. Poza właścicielem mieszkały tutaj jeszcze dwie rodziny. Już w czasach współczesnych całą nieruchomość nabyła rodzina Malewiczów. Pan Jerzy Malewicz prowadził Zakład Usług Remontowych - Remont w branży elektryczno-instalacyjnej i jest osobą znaną w naszym mieście.

Marian Wojciechowski

Z posesją tą związany był mieszkający tutaj w latach 1955-1990  zegarmistrz strzeleński Marian Wojciechowski. Był to człowiek niezwykły, o ciepłym usposobieniu, który swoich klientów, jak i napotkanych znajomych zawsze obdarzał garścią pociesznych humoresek. Tzw. kawały sypały się z jego rękawa, niczym kartki z przepastnych tomów opatrzonych tytułami, „Humor i satyra”. Dzięki uprzejmości członka TMMS Tomka Nowaka z Inowrocławia zamieszczę dzisiaj opracowany jego piórem ciekawy biogram, tej jakże niezwykłej i ciepłej osoby:

 

Marian Wojciechowski urodził się 28 marca 1907 roku w Strzelnie. Był najstarszym dzieckiem Bolesława Wojciechowskiego i Stanisławy z domu Janiak. Miał czworo rodzeństwa: Zofię (1909-1938), Helenę (1910-1993), Stefanię (1912-1974) oraz Wiktora (1914-1915). Rodzina mieszkała przy ul. Cegiełka. Ojciec Mariana był z zawodu zdunem, zajmował się też okresowo bednarstwem oraz pracował jako woźnica. Ojciec odbył zasadniczą służbę wojskową w 1899 roku w 42. Regimencie Piechoty (5. Pomorskim) stacjonującym w Stralsundzie. Zginął w pierwszej wojnie światowej, dnia 25 grudnia 1916 roku w trakcie walk o przełęcz Galbenn w Rumunii i tam został pochowany.

Stanisława z domu Janiak Wojciechowska
Bolesław Wojciechowski


Marian był faworyzowany przez matkę od momentu, kiedy po śmierci młodszego brata Wiktora został jej jedynym synem (Wiktor zmarł jako niemowlę na krwawą biegunkę wywołaną przez kozie mleko podane omyłkowo przez matkę). Po ukończeniu szkoły ludowej Marian jako jedyny z rodzeństwa otrzymał dalszą edukację. Uczęszczał do nieznanej nam dziś szkoły średniej (być może Koedukacyjna Szkoła Wydziałowa w Strzelnie), po czym matka wysłała go do nauki w zawodzie zegarmistrza i złotnika, który wówczas zapewniał szybki awans społeczny i stabilną przyszłość. Marian terminował u dwóch znanych zegarmistrzów strzeleńskich: Ignacego Latosińskiego oraz Władysława Lasockiego. W trakcie nauki zaprzyjaźnił się z Janem Strzeleckim, z którym po zdobyciu pełnych kwalifikacji przeniósł się do Torunia, by prowadzić wspólny zakład zegarmistrzowsko-jubilerski.

Pełną humoru przygodę handlową jaką obaj panowie przeżyli w Toruniu zawarłem w części 52. Spacerku po Strzelnie, przy okazji opisu w części 8. ulicy Świętego Ducha. Zapraszam do powrotu do tegoż artykułu:

https://strzelnomojemiasto.blogspot.com/2019/08/spacerkiem-po-strzelnie-cz-52-ulica.html

 

W 1937 roku Marian powrócił do Strzelna by założyć własny zakład zegarmistrzowsko-jubilerski przy ul. Świętego Ducha 12 (obecnie nr 11). W trackie okupacji miał zostać wysłany do obozu koncentracyjnego, ale uniknął zsyłki dzięki doskonałej znajomości języka niemieckiego i dalej pracował we własnym zakładzie. W lutym 1943 roku Marian został wysłany do przymusowej pracy przy produkcji zegarów do zapalników czasowych w zakładach zbrojeniowych w Poznaniu, gdzie pracował aż do momentu wyzwolenia. Po wojnie powrócił do Strzelna, gdzie nadal zajmował się zegarmistrzostwem. Był wieloletnim członkiem chóru „Harmonia”. Grał także na skrzypcach.

 

W 1955 roku poślubił Pelagię z domu Olszewską (pv. Malka) i zamieszkał z nią oraz dwójką jej dziećmi: Henryką i Kazimierzem przy ul. gen. Karola Świerczewskiego 11 (obecnie ul. Gimnazjalna). W 1990 roku przeprowadził się wraz z małżonką do bloku na Osiedlu Piastowskim. Zmarł 24 listopada 1999 roku w Strzelnie, w wieku 92 lat.

Miałem ogromną przyjemność odwiedzać go w pracowni zegarmistrzowskiej oraz spotykać na ulicach miasta, jak i pod blokiem, naprzeciwko którego i ja mieszkałem – byliśmy sąsiadami. Z wielu przeprowadzonych z nim ciekawych rozmów dowiedziałem się o przedwojennym życiu naszego miasta. Starszy Pan był żywą legendą tamtych lat i do dzisiaj przed moimi oczami stoi Jego sylwetka - postać ponadprzeciętnego strzelnianina.

Zdjęcie kolor.: Heliodor Ruciński; zdjęcia archiwalne ze zbiorów Tomasza Nowaka


sobota, 3 kwietnia 2021

Święcone - święconka

Już na wstępie spieszę z wyjaśnieniem tytułowych terminów. Otóż, święconym i święconką nazywamy pokarmy święcone w Wielką Sobotę w kościołach i domach, a w miejscach oddalonych - na wsiach: pod krzyżami, figurami i kapliczkami przydrożnymi. Współcześnie proboszczowie wyznaczają, jako miejsca święceń również świetlice, budynki szkolne lub inne, jak np. podwórza lub ogrody. Obecnie wiele pisze się i mówi o polskiej tradycji związanej z tym zwyczajem. Jednak musimy sobie uświadomić, że choć sięga on niepamiętnych czasów, to w granicach współczesnej Polski nie był tak powszechny. Nie praktykowano święcenia pokarmów onegdaj tak powszechnie na Śląsku i Kaszubach, a na terenach przyłączonych po II wojnie światowej zwyczaj ten przyszedł wraz z osadnikami.

Gdybyśmy cofnęli się 200-300 lat wstecz, to nie dalibyśmy wiary, że tak było. Dwór pański i owszem święcił i spożywał, ale pamiętajmy, że większość ówczesnego społeczeństwa traktowana była na równi z niewolnikami. Tak, tak, a mówię o chłopach pańszczyźnianych. Obraz tamtych czasów poznajemy dzięki angielskiemu podróżnikowi Williamowi Coxe'owi, który opisał obraz wsi polskiej końca XVIII wieku: Nieludzki i wprost niewyobrażalny wyzysk. Praca tak ciężka, że do podobnej nie zmuszano nawet zwierząt. Żałosne zarobki, brak jakiejkolwiek opieki i horrendalne warunki życia. Polscy chłopi pańszczyźniani nie byli wcale zdrowi, silni i zahartowani. W przededniu upadku Rzeczypospolitej przedstawiali obraz nędzy i rozpaczy. Ale, że mamy świąteczny nastrój oszczędzę czytelnikowi dalszych opisów, gdyż ich przytoczenie zepsułoby nasze apetyty na wielkanocne jadło.

Dodam jeszcze, że lepiej działo się chłopu - kmieciowi wcześniej w XVI wieku. W tym okresie na wsi panował dostatek i był to ostatni okres Pierwszej Rzeczpospolitej, jadano lepiej i chłopi żyli godnie. Pańszczyzna w owym czasie wynosiła od jednego do dwóch dni w tygodniu w zależności od folwarku. Ale już w XVII wieku prawo polskie nakazywało chłopom 10 dni nieodpłatnej pracy w tygodniu na rzecz właścicieli ziemskich. Chcąc temu sprostać kmiecie do pracy na pańskim folwarku zabierali członków swoich rodzin. W Europie zachodniej pańszczyznę zniesiono pod wpływem odrodzeniowych prądów myślowych już w XIV i XV wieku. Natomiast w Polsce, której bogactwo opierało się na nieodpłatnej pracy kmieci w wielkich gospodarstwach ziemskich, została ona zniesiona dopiero w XIX wieku. I to od tego czasu zaczęło się na wsi poprawiać. Ale w Złotym Wieku kmiecie (przyszli włościanie) mieli się jeszcze całkiem nieźle. Co prawda jedli mniej mięsa niż mieszkańcy dworów, ale niedostatki białka uzupełniali nabiałem, fasolą i grochem. Nie używali też zamorskich przypraw tylko rodzime zioła. Przygotowywali kiszonki, suszyli i wędzili ryby. Większość współczesnych zup takich jak żur, kapuśniak, barszcz i grochówka są spuścizną kuchni chłopskiej tamtego okresu, podobnie jak przepisy na kiszonki, racuchy, naleśniki, podpłomyki, kluski i pierogi.

 

Zatem, jeżeli dzisiaj mówimy o wielowiekowej tradycji musimy przymrużyć oczęta. Ta wielowiekowa tradycja w powszechnym kultywowaniu suto zastawionych stołów wielkanocnych to dopiero wiek XIX, choć i wówczas z tym bogactwem różnie bywało. Bieda człowiekowi zawsze towarzyszyła i towarzyszy. Ale przejdźmy do tego, co my pamiętamy i co nam rodzice i dziadkowie przekazali o wielkanocnych tradycjach. Tak więc, święcone pokarmy, mają nam zapewnić przez cały rok płodność, obfitość, zdrowie oraz dostatek. Dlatego też trzeba poświęcić je w Wielką Sobotę, a w tym roku również w Wielką Niedzielę. Co powinno znaleźć się w koszyku lub na stole, wyliczmy to. Na pierwszym miejscu chleb, jako podstawowy pokarm, który dla chrześcijan jest najważniejszym symbolem, przedstawiającym ciało Chrystusa. Gwarantuje on pomyślność i dobrobyt. Oczywiście nie niesiemy, czy nie kładziemy na stole całego bochna. Do święcenia odkrawamy kawałek z chleba, który będziemy jeść podczas wielkanocnego śniadania. Z kolei na chlebie pieprz i sól, które służą do przyprawienia jajek oraz innych potraw, które spożywamy przy wielkanocnym stole. Czarny zmielony pieprz w święconce symbolizuje gorzkie zioła oraz niewolniczą pracę. Natomiast sól dodaje potrawom smaku, chroni przed zepsuciem i ma właściwości oczyszczające. Kiedyś wierzono, że potrafi odstraszyć zło. Bez soli nie ma życia. Dla chrześcijan symbolizuje sedno życia i prawdy, stąd też mówimy o „soli ziemi“ - tak Jezus nazwał swoich uczniów, wybrańców. W koszyku i na stole nie może zabraknąć jajka, które zapewnia płodność. Symbolizuje życie i choć weszło do święconki najpóźniej, najbardziej kojarzy się ze Świętami Wielkanocnymi. Pamiętajmy, że do koszyczka wkładamy jajka ugotowane na twardo i pisanki, zaś na stół podajemy ugotowane na miękko, no i to, co z koszyka. Nieodłączną przyprawą wielkanocną jest - o czym powinniśmy pamiętać - chrzan, którego korzeń symbolizuje krzepę i siłę. Ma przynieść nam dobre zdrowie. Wzmacnia właściwości potraw - szczególnie tych tłuściejszych, które są w wielkanocnej święconce. 

A teraz przejdźmy do tego przysłowiowego clou, czyli do szeroko pojętych wędlin. Najpopularniejsze, to oczywiście szynki i kiełbasy, czyli głównie wyroby z wieprzowiny, które mają przynosić zdrowie, płodność i dostatek. Na czoło wysuwa się szynka gotowana i kiełbasa biała parzona. Mile widziane są wszelakie wędzonki i pasztety - niekoniecznie w koszyku, ale na stole w towarzystwie popularnej zylcy. W tym miejscu przypominam również o baranku, choć on z masła. Koniecznie dodajcie również ser (choć może on być w formie ciasta - sernika), gdyż jest on oznaką przyjaźni, porozumienie między człowiekiem a przyrodą. Gwarantuje zdrowie i rozwój, szczególnie w gospodarstwach wiejskich stada domowych zwierząt: krów, kóz i owiec, od których pochodzi. Na stół wielkanocny trafia również żur, czyli nie postna, ale silnie kraszona kiełbasą i skwarkami z wędzonego boczku zupa, z dodatkiem jajka i plasterka gotowanego schabu - może być szynka. 

Święconka bez ciasta, to jak niedziela bez mszy. W dawnych latach stanowiło przewagę smakołyków świątecznych na stołach wielkanocnych. W moim domu rodzinnym był oddzielny stolik, który zastawiony był babami, mazurkami i plackami. Wyczytałem, że pojawiło się ono w koszyczkach dość niedawno - w każdym bądź razie pamiętam je zawsze. Jest ono ponoć znakiem umiejętności i doskonałości. Nie chodzi tu o gotowe wypieki i słodkości, ale ów kawał ciasta domowego wypieku, najlepiej w postaci baby lub mazurka, ze nie wspomnę o serniku. 

Do koszyczka ze święconką dodawane są także inne potrawy lub ozdoby, a przez dzieci wrzucane cukierki i jajka-niespodzianki). Jednak w myśl tradycji, w święconce najpierw musi się znaleźć siedem głównych pokarmów, które wyżej już wymieniłem. Co zaś tyczy dekoracji stołu to pamiętajmy o wiosennych kwiatach, zielonej rzeżusze, które pięknie uzupełnią świąteczny stół, przy którym podzielimy się z najbliższymi poświęconym jajkiem i innymi pokarmami. I znowu te słowo clou, czyli: puszyste bazie, gałązki brzozy z młodymi zielonymi listkami i bukszpan, a pomiędzy tym wszystkim baranek z czerwoną chorągiewką przyozdobioną krzyżykiem i napisem Alleluja…

Reprodukcje obrazów: 

Święcone, B. Rychter-Janowska; Święcone, Teodor Axentowicz,

 

piątek, 2 kwietnia 2021

Strzelno. Papieskie ślady…

Dzisiaj, 2 kwietnia 2021 roku mija 16 lat od śmierci Papieża Polaka Jana Pawła II. Dzień szczególny dla milionów Polaków, którzy wspominają św. Jana Pawła II Papieża, jak i tych, którzy z racji wieku pamięć tę kultywują wspomnieniami swoimi i swoich najbliższych. Wielokrotnie już o tym dniu pisałem, a dzisiaj, przybliżę dwa przysłowiowe ślady papieskie, jakie możemy podziwiać w Strzelnie i Bydgoszczy, łącząc je z naszym miastem. 

Jest ich kilka, jak chociażby relikwia Świętego znajdująca się w ołtarzu głównym strzeleńskiej bazyliki, Dąb Papieski - Dąb Jana Pawła II na Wzgórzu Świętego Wojciecha, piękny obraz olejny we wnętrzu bazyliki strzeleńskiej, imię niestety nieistniejącej już Szkoły Podstawowej w Stodołach i sztandar z wizerunkiem Papieża Polaka ufundowany tej szkole. Niemalże w każdym z domostw strzelnian są przeróżne dewocjonalia przywiezione z pielgrzymek do Rzymu, czy innych miejsc. W setkach, jeżeli nie w tysiącach znajdują się w bibliotekach i naszych domach książki oraz albumy poświęcone Papieżowi Polakowi. Wielu posiada pamiątki osobiste - zdjęcia z Papieżem, a w Bydgoszczy, w kaplicy Pamięci w kręgu północnym kościoła Świętych Polskich Braci Męczenników znajdują się repliki kolumn strzeleńskich, które podczas pamiętnej wizyty Papieża Jana Pawła II zdobiły wielki ołtarz polowy na bydgoskim lotnisku.

 

W ten Wielkopiątkowy dzień  skupię swoją i Waszą uwagę na śladach w postaci pozostałości bydgoskiego ołtarza oraz strzeleńskiego Dębu Papieskiego.

7 czerwca 1999 roku przybył do Bydgoszczy z wizytą apostolską Ojciec Święty. Po drodze z Lichenia papieski helikopter zahaczył również o Strzelno. Dokładnie o godz. 9:25 z południowo-wschodniego kierunku przeleciał nieopodal wzgórza św. Wojciecha, nad Strzelnem i ziemią strzeleńską. Kierował się na północ ku Bydgoszczy, gdzie na lotnisku wyczekiwały na jego przybycie rzesze pielgrzymów. Na tę okoliczność zgotowano papieżowi wielkie przyjęcie, w którym uczestniczyły również setki strzelnian, pośród, którymi był nasz honorowy obywatel, biskup pomocniczy Archidiecezji Gnieźnieńskiej Stanisław Gądecki. Dało się również zauważyć wśród komunikującymi księżmi strzelnianina, dziekana gniewkowskiego ks. Jerzego Nowaka, a w chórze panie ze Strzelna. U wielu strzeleńskich pielgrzymów zachowały się liczne zdjęcia - pamiątki z tamtego, pamiętnego dnia.

Model bydgoskiego ołtarza papieskiego w kaplicy Pamięci w kręgu północnym kościoła Świętych Polskich Braci Męczenników.

Tym, co szczególnie rzucało się w oczy wszystkich pielgrzymów przybywających na bydgoskie lotnisko, jeszcze przed przybyciem Jana Pawła II, był potężny ołtarz polowy z niezwykłymi elementami. Trzy z nich, były jakże bliskie nam - repliki kolumn romańskich ze strzeleńskiej bazyliki. O wielkości ołtarza, dziś po latach, mówią zdjęcia oraz zapisane wymiary. Była to dwupoziomowa budowla o wysokości 32,5 metra, szerokości ponad 70 metrów i powierzchni około 500 metrów kwadratowych. Pod główną płaszczyzną znajdowały się dwie zakrystie. Dolna przeznaczona była dla gości z Watykanu, a górna, do której dojechać można było windą po przebyciu 6 metrów, dla Ojca Świętego. Główna płaszczyzna o powierzchni około 400 m2 pomieściła blisko 200 biskupów i kapłanów uczestniczących w uroczystej liturgii pod przewodnictwem Jana Pawła II. Zaś po obu stronach ołtarza znajdowały się podwyższenia schodkowe dla kapituł oraz chórów i orkiestr.

Jak odnotowano w opisie do projektu tegoż monumentu, symbolika budowli nawiązywała do przesłania VII Wizyty Apostolskiej Ojca Świętego Jana Pawła II, które nawiązywało do wigilii 2000-lecia chrześcijaństwa. Zaś w samym wystroju ołtarza znalazły się akcenty tysiąclecia kanonizacji św. Wojciecha i tysiąclecia Metropolii Gnieźnieńskiej. Ołtarz u swego zwieńczenia miał pierwszą i ostatnią literę alfabetu greckiego: Alfę i Omegę, symbole Chrystusa, który jest początkiem i końcem wszystkiego. A ponieważ Chrystus pokonał śmierć, dlatego na tle tych liter  zawisła flaga wielkanocnego zwycięstwa Chrystusa nad wszelkim cierpieniem i śmiercią.

Poniżej greckich liter znajdowały się skrzydła ołtarza z napisami. Na lewym BŁOOGOSŁAWIENI KTÓRZY ZWYCIĘŻYLI i na prawym - DZIĘKI KRWI BARANKA. Słowa te oznaczają, że męczeństwo tych, którzy zaufali Chrystusowi, nie było daremne. Skrzydła ołtarza spoczywały na kolumnach spajających całą budowlę. Po lewej stronie umieszczono repliki trzech kolumn z synagogi w Kafarnaum, symbolizujących narodziny chrześcijaństwa przed dwoma tysiącami lat. Natomiast po prawej stronie umieszczone zostały repliki trzech kolumn romańskich z bazyliki p.w. Świętej Trójcy w Strzelnie. Te pyszne strzeleńskie kolumny z kończ XII wieku, ozdobione ornamentami symbolizującymi cnoty i przywary oraz motywem spiralnym, przypominać miały, swym pochodzeniem z jednej z najstarszych świątyń Archidiecezji Gnieźnieńskiej, o 1000-leciu chrześcijaństwa w Polsce.

Kolumny ze Strzelna w kaplicy Pamięci w kręgu północnym kościoła Świętych Polskich Braci Męczenników.

Jakież to było wielkie wyróżnienie dla Strzelna, że nie wspomnę o promocji miasta. Papież Polak odprawiając mszę św., jakoby symbolicznie, poprzez ten motyw, był z nami w Strzelnie, niewielkim miasteczku na pograniczu kujawsko-wielkopolskim. Swego rodzaju duma zaczęła mnie wówczas rozpierać. Wcześniej prasa informowała, że ołtarz papieski będzie zawierał elementy kolumn romańskich ze Strzelna, ale że to aż tak wspaniale wypadnie mogliśmy dopiero przekonać się tam na miejscu, na bydgoskim lotnisku. Kopie tych kolumn ufundował Budopol S.A. w Bydgoszczy. Pod tymi to kolumnami usadowiony został potężny chór, który z orkiestrą po drugiej stronie ołtarza liczył łącznie blisko 2000 muzyków i chórzystów. Ołtarz projektował dr Zygmunt Baranek, artysta malarz i zarazem pracownik naukowy Wydziału Pedagogiczno-Artystycznego Uniwersytetu Poznańskiego w Kaliszu. Po uroczystościach niektóre elementy z niego trafiły do kaplicy Pamięci w kręgu północnym kościoła Świętych Polskich Braci Męczenników w Bydgoszczy.

 

Drugim przysłowiowym śladem po Janie Pawle II jest Dąb Papieski, który rośnie na Wzgórzu Świętego Wojciecha i został posadzony przy obecności i we współudziale Metropolity Poznańskiego abpa Stanisława Gądeckiego w niedzielę wielkanocną 16 kwietnia 2006 roku Zatem, za kilkanaście dni minie 15 lat od tego wydarzenia. Inicjatorami posadzenia dębu byli, nadleśniczy Nadleśnictwa Miradz i jego pracownicy. Aktu tego dokonali abp Stanisław Gądecki, ks. kan. Otton Szymków, wicestarosta mogileński Przemysław Zowczak, burmistrz Strzelna Ewaryst Matczak, przewodniczący Rady Miejskiej w Strzelnie Tadeusz Majkut i nadleśniczy Andrzej Kaczmarek. Dąb strzeleński nosi numer 380. Oto krótka historia tej pięknej akcji sadzenia dębów na obszarze Ojczyzny Świętego Jana Pawła II Papieża. 

Dąb od najdawniejszych czasów uznawany był za drzewo święte, ze względu na swe rozmiary i długowieczność. Jesienią 2003 roku leśnicy z Dolnego Śląska zebrali żołędzie z najstarszego polskiego dębu – „Chrobry”. Z okazji swego jubileuszu, ponad 300 leśników ze wszystkich Regionalnych Dyrekcji Lasów Państwowych w Polsce (RDLP), pod duchowym przewodnictwem swojego duszpasterza bp. Edwarda Janiaka, wzięło udział w pielgrzymce do Watykanu. Pojechali, by prosić Ojca Świętego, człowieka, którego osobisty stosunek do spraw przyrody był powszechnie znany, o słowa otuchy, duchowe wsparcie i błogosławieństwo.

 

Żołędzie zostały poświęcone przez Jana Pawła II podczas prywatnej audiencji w dniu 28 kwietnia 2004 roku Ojciec Święty dotykał przywiezionych w koszu żołędzi, z uwagą słuchał informacji o dębie, o celu tego przedsięwzięcia i z serca pobłogosławił. W szkółce kontenerowej w Nędzy na terenie Nadleśnictwa Rudy Raciborskie wyhodowano z nich 500 sadzonek. Każda z tych sadzonek posiada stosowny certyfikat z nadanym kolejnym numerem. Z wyhodowanych drzewek, decyzją Dyrektora Generalnego Lasów Państwowych Andrzeja Matysiaka, po jednej sadzonce otrzymało 438 nadleśnictw, po 3 każde z 17 RDLP, pozostałe rozdysponował dyrektor generalny.

Część drzewek posadzono w pierwszym roku, pozostałe wiosną i jesienią 2006 roku Zamierzeniem leśników polskich było, aby dęby te rosły w całym kraju, w miejscach szczególnie związanych z działalnością Jana Pawła II i żeby były żywym i długowiecznym - jak dąb „Chrobry” - pomnikiem czasów, gdy po ziemi chodził Papież-Polak. Posadzone dęby, synonimy trwałości, siły, opierania się wszystkim dziejowym burzom, zarówno historycznym, jak i przyrodniczym, stanowią dla potomnych świadectwo Wielkiego Pontyfikatu Jana Pawła II oraz wierności Bogu i Ojczyźnie składanej przez polskich leśników. Papieskie Dęby nie tylko upamiętniają zmarłego Papieża. Mają znaczenie symboliczne - łączą dwa tysiąclecia dziejów Państwa Polskiego.

Dąb „Chrobry” - najstarszy dąb szypułkowy w Polsce. Rósł do ubiegłego roku w Piotrowicach. To właśnie w 2020 roku po raz pierwszy nie wypuścił liści i uznany został za martwy. Pomnikiem przyrody został uznany 24 marca 1967 roku. Jego wiek oceniało się na ok. 750 lat (szacunkowy „rok narodzin” – 1265). Było to najstarsze drzewo rosnące w Polsce, choć nie tak sławne jak dąb „Bartek”. Od czasów Polski Piastowskiej w dobrej kondycji dotrwał do ubiegłego roku. Imię „nadało” mu niegdyś dziecko, które patrząc na potęgę drzewa powiedziało, że jest wielki jak Chrobry.

Zdjęcia pochodzą ze stron internetowych: Parafii pw. Świętych Polskich Braci Męczenników w Bydgoszczy, Nadleśnictwa Miradz - fot. Paweł Kaczorowski oraz fot. Heliodor Ruciński i archiwum bloga.


wtorek, 30 marca 2021

Wojenny personel szpitala strzeleńskiego

Dr Romuald Edward Matuszewski

Wiele zdarzeń, to czysty przypadek, o czym chyba każdy z nas się przekonał. Ale są sytuacje, w których ów niekiedy drobny przypadek naprowadza nas na właściwe obranie drogi do celu. Przez wiele lat starałem się rozwikłać tajemnicę funkcjonowania szpitala wojennego w Strzelnie, czyli instytucji, która funkcjonowała zaledwie kilkanaście dni, a uczyniła tak wiele dobrego dla rannych, wycieńczonych ucieczką, chorym, a szczególnie dla kobiet rodzących. Przypadkiem było, że do Strzelna w pierwszych dniach września 1939 roku trafił zespół poznańskich lekarzy, którzy ewakuowali się z zagrożonej strefy wojennej. Nie mieli w planach zatrzymywać się tutaj, a jednak pozostali i włączyli się w prawidłowe funkcjonowanie Szpitala Powiatowego, który pozbawiony lekarzy, zmobilizowanych już w sierpniu, borykał się z ogromnymi trudnościami personalnymi.

We wrześniu 1939 roku przez Strzelno przelewały się setki kolumn uciekinierów z Pomorza, Bydgoszczy i z pogranicza zachodniego. Wiele ludzi starych, wycieńczonych porzucano pod szpitalem, podobnie działo się z dziećmi, również z noworodkami urodzonymi gdzieś po drodze. Kobiety z powikłaniami oczekiwały w szpitalu i na kwaterach prywatnych. Całkowicie wstrzymano wszelkie planowane operacje i zabiegi. Jedyny w dużym powiecie szpital z braku lekarzy stał się niewydolny, a jedyny personel medyczny stanowiły siostry elżbietanki, które dwoiły i troiły się, by ulżyć rannym i chorym. Przewodzący przejeżdżającej przez Strzelno grupie lekarzy znany poznański lekarz dr Romuald Matuszewski widząc gehennę sióstr namówił ich, by ci pozostali w Strzelnie, w nowoczesnym szpitalu i wypełnili przysięgę Hipokratesa.

I tak też się stało na czele Szpitala Powiatowego w Strzelnie stanął dr Romuald Edward Matuszewski - ginekolog i położnik, rodowity Kujawiak pochodzący z Włocławka, a ostatnie lata zamieszkały w Poznaniu. Asystowali mu dwaj lekarze, dr Witold Łażewski i dr Jerzy Wesołowski oraz dwoje lekarzy stażystów, Barbara Słonka i Janusz Piskorski. Zespół ten przejął opiekę nad szpitalem pozbawionym lekarzy, gdyż dr Antoni Gościński i dr Aleksander Ast zostali zmobilizowani i brali udział w wojnie obronnej. Podobnie było z lekarzami rodzinnymi. Dr Matuszewski zastrzegł sobie osobiste przyjmowanie rannych pacjentów. Pouczał ich, szczególnie z terenu walk z okolic Trzemeszna i Mogilna, ż muszą być przyjmowani pod innymi nazwiskami. Gdy wkroczą tu Niemcy, muszą posługiwać się wyłącznie nowymi nazwiskami i oświadczać, ze zostali ranni na skutek bombardowania. W procedury te wtajemniczone zostały dwie osoby, siostra Cezaria z chirurgii i wolontariuszka-pielęgniarka Pola Wieczorkiewicz. Tej ostatniej dr Matuszewski polecił zbierać wśród mieszkańców Strzelna odzież cywilną, w którą zaopatrzono rannych wojskowych. 

Wśród pacjentów i personelu z wielkim oddaniem, niosąc posługę duszpasterską uwijali się dwaj wikariusze strzeleńscy pełniący jednocześnie funkcje kapelanów szpitalnych ks. Sylwester Kinecki i ks. Florian Alfons Kałdoński. Od 6 września nasilił się w mieście ruch uciekinierów z tzw. ściany zachodniej. Od 8 września wzmogło się zagęszczenie w szpitalu, spowodowane hospitalizacją uciekinierów: ludzi w podeszłym wieku, dzieci i kobiet ciężarnych. Kilkoro z nich zmarło. Pomiędzy 8 a 13 września odnotowano kilkanaście urodzeń dzieci, których matki pochodziły z powiatów: wyrzyskiego, obornickiego, kostrzyńskiego, inowrocławskiego, bydgoskiego, szubińskiego oraz z Kcynii, Szubina i Żnina. Dr Matuszewski wraz z lekarzami i personelem pomocniczym, w tym z siostrami elżbietankami, troili się, by podołać wzmożonej pracy. Pośród chorymi znaleźli się również ranni żołnierze i cywile - obrońcy ziemi mogileńskiej. Dr Matuszewski donosił 8 września burmistrzowi Stanisławowi Radomskiemu, że po przejściu w dniu 7 września fali uciekinierów, personel medyczny znalazł pod szpitalem podrzucone zwłoki dwojga dzieci, niemowląt płci męskiej w wieku 2 i 7 miesięcy. Wskazywał jednocześnie, iż są to dzieci uciekinierów z pogranicza polsko-niemieckiego.

Wojenny personel Szpitala Powiatowego w Strzelnie we wrześniu 1939 r. tuż przed wkroczeniem wojsk niemieckich. Siedzą od lewej: lekarz stażystka Barbara Słonka, siostra Nemezja - przełożona, lekarz prowadzący dr Romuald Edward Matuszewski z Poznania - ginekolog i położnik, ks. kapelan Sylwester Kinecki. Stoją od lewej: lekarz stażysta Janusz Piskorski (wkrótce po zakończeniu wojny zmarł), siostry Fabiana, Katarzyna, Stefania, Bolesława, dr Witold Łażewski, siostra Cezaria. W trzecim rzędzie od lewej dr Jerzy Wesołowski, Zbigniew Grzybowski - intendent.

Ewakuując się ze Strzelna, burmistrz Radomski przekazał rządy nad miastem komisarycznemu burmistrzowi Józefowi Rutkowskiemu i jego zastępcy Karolowi Teresińskiemu. Rutkowski był oficerem w stanie spoczynku i znał świetnie realia wojny. Wiedział, że Straż Obywatelska - „Błękitny Ochotniczy Oddział Obrony Kraju“, nie jest w stanie stawić czoła dobrze uzbrojonemu Wehrmachtowi. Namówił, wszystkich o zachowanie spokoju i nie atakowanie wkraczających do miasta Niemców. Wielu uciekinierów z dalszych stron, jak i funkcyjni pracownicy oraz zaangażowani społecznicy opuścili miasto, wiedząc o tym, że w razie odwetu, to oni pierwsi zostaną ukarani. Jak wspominali mieszkańcy, po naradzie z miejscowymi Niemcami burmistrz komisaryczny Rutkowski wraz z Teresińskim wyjechali naprzeciw wojskom niemieckim, by upewnić ich, że nic im nie grozi ze strony strzelnian i bezpiecznie mogą zająć miasto. Tak, więc Niemcy bez wystrzału wkroczyli do Strzelna i zostali oficjalnie przywitani, przez swoich ziomków mieszkających tutaj od kilku pokoleń.

Po wkroczeniu Wehrmachtu do miasta natychmiast wyznaczeni wojskowi przystąpili do sprawdzania ksiąg przyjęć do szpitala. Wyszukiwali oni z dostarczonych im przez Niemców listy nazwisk podejrzanych o udział w walkach przeciw Wehrmachtowi. Nie znaleźli takowych, dzięki wcześniejszej zapobiegliwości poznańskiego lekarza. Wśród rannych był również żołnierz niemiecki z amputowaną ręką, który potwierdził dobre traktowanie jakie go spotkało ze strony lekarzy i personelu medycznego - sióstr elżbietanek. Po bezowocnych przeszukiwaniach Niemcy oświadczyli dr. Matuszewskiemu, że może w szpitalu pozostać i nim kierować.

Jak długo pozostawał w Strzelnie tego nie udało mi się ustalić. Po dwóch miesiącach pracy w niemieckim szpitalu wojskowym, pod koniec listopada powrócił do Strzelna dr Antoni Gosciński, a od grudnia 1939 r. szpitalowi szefował już lekarz niemiecki, chirurg Georg Bergmann, który przybył tutaj z Łotwy. Najprawdopodobniej listopad był ostatnim miesiącem pobytu dra Matuszewskiego i jego ekipy. Po aresztowaniu w 1940 roku dra Antoniego Gościńskiego w Strzelnie pozostał jeszcze Polak dr Tadeusz Łyczyński, o którym przedwojenna prasa pisała, iż był jako lekarz Kasy Chorych „usłużnym lekarzem“ dla miejscowych Niemców. Oto, co w 1934 roku o nim napisano: - W Strzelnie wykonuje swą praktykę i gra rolę wielkiego działacza oraz społecznika lekarz dr Łyczyński. Pan ten dał się ostatnio poznać społeczeństwu kujawskiemu z innej strony. Stwierdzono mianowicie, że dla przypodobania się Niemcom, zaczął dr Łyczyński pisać recepty w języku niemieckim, jak np. …, auf Rechnung der Herrschaft Markiwitz-Strzelno, Markt - ze względu na regułę Markiwitza. Dr Łyczyński, chociaż jest „zasłużonym“ działaczem B.B., został podobno przez starostę ukarany grzywną. Jak było naprawdę chyba nie sposób już dzisiaj ustalić.

 

Z niemałym trudem udało mi się po mozolnej kwerendzie opracować biogram dra Romualda Edwarda Matuszewskiego, który zamyka temat szpitala wojennego w Strzelnie.

Romuald Edward Matuszewski, urodził się 5 lutego 1877 roku we Włocławku. Dyplom doktora nauk medycznych otrzymał w 1904 roku. Jako specjalista ginekolog i położnik pracował w Szpitalu Kolejowym w Poznaniu. Wówczas mieszkał przy ul. Wielkie Garbary 40, później w Alejach Marszałka Piłsudskiego 3. Był również lekarzem Oddziału Poznańskiego PKO.

W Korporacji Akademickiej Aesculapia był filistrem honorowym oraz drugim prezesem Koła Filistrów 1938-39. Był członkiem poznańskiego zespołu redakcyjnego ogólnopolskiego czasopisma „Nowiny Społeczno-Lekarskie“, członkiem Poznańsko-Pomorskiej Rady Izby Lekarskiej, członkiem Towarzystwa Przyjaciół Nauk w Poznaniu. W 1933 roku został prezesem Komisji Naukowo-Wystawowej wystawy „Przyroda, Zdrowie i Opieka Społeczna“ otwartej na terenie Targów poznańskich. Tam też witał z prezydentem Poznania Cyrylem Ratajskim Prezydenta RP prof. Ignacego Mościckiego. W grudniu 1938 roku został odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Polonia Restituta.

Z początkiem września 1939 roku przybył do Strzelna z żoną i towarzyszącym mu zespołem medyczno-pomocniczym. Tutaj dał się poznać jako znakomity organizator wojennego szpitala, działającego na bazie Szpitala Powiatowego. Po zajęciu miasta przez Wehrmacht, pozwolono dr Matuszewskiemu pozostać w szpitalu i sprawować w nim funkcję kierowniczą. Później lekarz wyjechał ze Strzelna Generalnej Guberni. Zamieszkał w Warszawie przy ul. Brackiej 18. Zginął pod gruzami kamienicy przy ul. Malczewskiego 3 w czasie Powstania Warszawskiego. Jego śmierć miała miejsce na przełomie sierpnia i września 1944 roku. Po ekshumacji spoczął na Cmentarzu Powązkowskim.

 

piątek, 26 marca 2021

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 129 Ulica Gimnazjalna cz. 5



Przedszkole sióstr Elżbietanek w Strzelnie - druga połowa lat 40. XX w.

Spacerując ulicami naszego coraz piękniejszego miasta, przy okazji ul. Gimnazjalnej i posesji nr 9, pokusiłem się, by przybliżyć czytelnikom historię budynku Domu Zakonnego Zgromadzenia Sióstr Elżbietanek pw. św. Józefa w Strzelnie. Ale jak wszem i wobec wiadomo dom to nie tylko budowla, to również, a może szczególnie ludzie ją zamieszkujący. Dlatego też w ogromnej części moja opowieść to życie codzienne mieszkanek i ich wielkie dzieło służenia naszym mieszkańcom w sferze niesienia pomocy medycznej i wychowawczej dzieci w przedszkolu-ochronce i młodzieży w szkołach. Praca z dziećmi to nie tylko nauka katechizmu oraz historii staro i nowotestamentowych, to również działalność na niwie animacji kulturalnej. Dzieci brały żywy udział w inscenizacjach i przedstawieniach małych form teatralnych oraz w nauce śpiewu.

Habit sióstr elżbietanek obowiązujący do 1924 r.
15 lipca 1915 r. Uroczystość poświęcenia salki i kuchni przedszkola prowadzonego przez Siostry Elżbietanki. W środku z lewej proboszcz ks. Stanisław Kopernik i wikariusz ks. Bolesław Jaśkowski

Po wyzwoleniu miasta i powrocie z tułaczki wojennej, elżbietanki przybyły ponownie do Strzelna w styczniu 1945 roku. Od razu też podjęły pracę w szpitalu, zorganizowały na nowo w swoim domu przedszkole oraz kuchnię Caritas dla ubogich. Podobnie jak przed wojną, były również katechetkami. Pośród siostrami, które powróciły do Strzelna i kontynuowały pracę w przedszkolu była niezapomniana przez wielu, dzisiaj już ludzi w podeszłym wieku, siostra Celina. Niestety, spokój panował krótko. Spektakularnym wyczynem komunistów w powojennej służbie zdrowia było usunięcie ze szpitala niezwykle fachowego średniego personelu medycznego, jakim były siostry elżbietanki. Ale nie tylko szpital był kołkiem w ich oku, również przedszkole katolickie nie szło w parze z ich ideologią, dlatego władze zaczęły przygotowania do uruchomienia przedszkola państwowego.

Szpital Rejonowy w Strzelnie. Od lewej siostra Marcelina, Ignacy Przybylski (mój ojciec), Zbigmiew Grzybowski

 Sprowadzone z wielkim wysiłkiem i zaangażowaniem do Strzelna za pruskiego zaborcę, zmuszone zostały w komunistycznej Polsce do opuszczenia Szpitala. Ich usunięcie poprzedzone zostało wiecami, jakie organizowała partia i Liga Kobiet. Odbywały się one w sali kina „Kujawianka”, a towarzyszyły im manifestacyjne okrzyki: Stalin!!! Rokossowski!!! Stalin!!! Roko...!!! To na nich żądano pracy dla strzeleńskich kobiet, wskazując, że zakonnice blokują etaty w szpitalu. I stało się, że elżbietanki zastąpił personel cywilny o kwalifikacjach dalekich od posiadanych przez siostry zakonne. Nagonka na zakonnice rozpoczęła się od 5 lutego 1951 r. Wówczas w szpitalu pracowała siostra przełożona, którą była Bolesława Warchlewska. Prowadziła ona nadzór nad bielizną, magazyn mydła i lekarstw oraz podczas operacji była anestezjologiem (narkotyzerką). Podczas urlopów pielęgniarek zastępowała je, jako siostra oddziałowa. Dietetyczką była siostra Konrada Krzewina, która prowadziła kuchnię. Poza wymienionymi, w 1951 r. zatrudniona była jeszcze w biurze siostra Marcelina oraz 3 siostry dyplomowane, które prowadziły - każda oddzielnie - salę operacyjną i rentgen, oddział zakaźny, oddział kobiecy oraz oddział męski. Siostra oddziałowa z męskiego prowadziła również fizykoterapię. Nadto siostry dyplomowane wykonywały wszystkie prace fachowe zlecone przez lekarzy, którzy z racji nawału pracy nie mogli sami tych zabiegów wykonywać.

Poza elżbietankami, czyli pielęgniarkami dyplomowanymi w szpitalu zatrudniona była absolwentka 6-miesięcznego kursu pielęgniarskiego, którą przydzielił Wydział Zdrowia Urzędu Wojewódzkiego w Bydgoszczy. Nadto było tutaj 17 salowych bez żadnych kwalifikacji, z których 7 pracowało od 3 lat i posiadało minimum wiedzy sanitarnej. Swoistą nagonką na siostry elżbietanki było poszukiwanie na nie „haka”, który pozwoliłby usunąć je ze szpitala. Rozpytywano personel o ewentualne kradzieże szeroko pojętych medykamentów. Ówczesny intendent szpitala Zbigniew Grzybowski - zapewne z narażeniem swego stanowiska - twardo opowiedział się za zakonnicami, jako fachowym i nieskazitelnym personelem. Pan Grzybowski był wówczas przełożonym personelu z racji prowadzenia wszystkich spraw gospodarczo-administracyjnych szpitala.

Fragment protokółu dot. obsady szpitala strzeleńskiego w 1951 r.

Na taką postawę zareagował kierownik Wydziału Zdrowia PPRN w Mogilnie Jan Ostrowski, który wydał zalecenia pisemne Zbigniewowi Grzybowskiemu pisząc, by ten ...na dobro działalności szpitala, a szczególnie świata pracy od dnia najpóźniej 15 lutego 1951 r. zaangażował względnie przydzielił administrację gospodarczą, jak wydawanie lekarstw osobom wykwalifikowanym, wyłączając siostry zakonne. W wypadku niemożności przydzielenia wyżej wymienionych zadań obecnemu personelowi zatrudnionemu w szpitalu, wskazane jest zaangażowanie odpowiedzialnego magazyniera, który poza zajęciami służbowymi będzie pomagał intendentowi szpitala w prowadzeniu prac buchalteryjnych. Natomiast wydawanie leków z apteczki podręcznej powierzyć jako czynność dodatkową laborantce ob. Goderskiej, względnie osobie upoważnionej przez dyrektora szpitala (jednakże nie siostrze zakonnej). Mimo odważnego oporu intendenta szpitala Grzybowskiego, elżbietanki stopniowo zostały pozbawione swoich stanowisk, a zastąpił je personel świecki o niższych kwalifikacjach. Ich kres pobytu w strzeleńskim szpitalu przyniósł rok 1953. 

Ochronka - lata 50. XX w.

W trakcie trwającej kilka lat nagonki siostry kontynuowały opiekę domową nad osobami chorymi i starszymi oraz poświęciły się prowadzeniu przedszkola. Lecz kres dotknął również i tę instytucję. W 1952 roku władze oświatowe zamknęły przedszkole elżbietańskie. Siostry nienawykłe do bezczynności podjęły się różnych zajęć. Otworzyły punkt katechetyczny dla dzieci przedszkolnych przy parafii, czyli Ochronkę, do której uczęszczałem z wielką ochotą, jako dziecko. Podjęły pracę w biurze parafialnym, katechizację, pracę z młodzieżą. Prowadziły scholę i grupy modlitewne oraz zdobiły kwiatami ołtarze w kościele i roztoczyły opiekę nad utrzymaniem w czystości i porządku tzw. bielizny kościelnej - kielichowej i ołtarzowej. Pamiętam jedną ze sióstr, utalentowaną muzycznie, która wykonywała funkcje organisty kościelnego. Wierni jej muzyką i głosem byli zachwyceni , po wielokroć pozostając po mszach na krótkich koncertach organowych. Siostry przygotowywały dzieci do I Komunii św. i to zarówno tej tzw. wczesnej jak i normalnej po dwóch latach katechizacji (obecnie na zakończenie trzeciej klasie szkoły podstawowej). 

Pod koniec lat 60. XX w. siostry przejęły prowadzenie biura parafialnego. Po wybudowaniu w Strzelnie w 1975 roku drugiego budynku przedszkola państwowego, stopniowo zaczęto wygaszać funkcjonowanie ochronki, szczególnie ze względu na zły stan lokalowy. W Domu Zakonnym zaczęła spadać liczba sióstr i z czasem stał się on w dużej części domem emeryckim. Wcześniej w budynku byłego przedszkola, przejętego bezprawnie przez komunistów urządzona została sala gimnastyczna dla uczniów Liceum Ogólnokształcącego. Później działała tutaj stołówka internatu LO. Po przemianach ustrojowych i powrocie obiektu w ręce sióstr, w 1997 roku gimnazjum miejscowe wynajęło obiekt i uruchomiło w nim stołówkę dla swoich uczniów. Stołówka funkcjonowała do 2014 roku i przez te wszystkie lata kierowana była przez moją małżonkę Lidię Przybylską - intendentka. Kuchnię prowadziły Józefa Bandoch i Małgorzata Wróblewska, które wspierały panie w ramach prac interwencyjnych (Krysia, Beata, Genia, Basia, Aldona). Tutaj praktyki odbywali również uczniowie kierunku gastronomicznego OSW.

Dzieci wczesnokomunijne. Siedzi druga od lewej Marysia Gabryszak; pierwszy na prawo od siostry Tadziu Przybylski. 
Boże Ciało. Sypiąca kwiatki pierwsz od prawej Marysia Gabryszak


W roku 1950 zmarły w Strzelnie i zostały pochowane na miejscowej starej nekropoli, siostra Maria Ludgarda - Wanda Papkowska, ur. 26 sierpnia 1907 roku, zm. 27 lipca 1950 roku oraz siostra Maria Amalia - Marta Józefek ur. 22 lutego 1901 roku, zmarła 29 sierpnia 1950 roku. W latach 1962-1990 przebywała w Strzelnie siostra Anna (imiona cywilne nadane na chrzcie) Wyczkowska, 1964-2003 Pelagia Walendowska, 1977-2007 M. Bożysława - Irena Ginter, 1998-1999 Gertruda Natanek, 1995-2009 Marianna Orzymkowska, 1984-1997 Krystyna Biegańska, 1999-2013 M. Katarzyna - Klementyna Moskwa, 1982-1998 Maria Przykucka, 1989-2000 Zofia Płudowska, 2000-2004 Katarzyna Łybek, 2004-2013 M. Dominika - Dorota Kościelna. Łybek wystąpiła ze Zgromadzenia Sióstr Elżbietanek w 2004 roku. Ostatnią przełożoną Domu Elżbietanek w Strzelnie była siostra Maria Dominika - Dorota Kościelna, której do końca towarzyszyła siostra Maria Katarzyna - Klementyna Moskwa. Obie do Strzelna przybyły z Domu Zakonnego z Osiecznej. Siostra Maria Katarzyna była córką ofiary zbrodni katyńskiej, st. post. Maksymiliana Moskwy, więzionego w Twerze, a spoczywającego w Miednoje.

Siostra Maria Katarzyna - Klementyna Moskwa w Warszawie pod Pomnikiem Poległym i Pomordowanym na Wschodzie

Trzeba podkreślić, że od samego początku swojego pobytu w Strzelnie elżbietanki zaskarbiły sobie ogromną życzliwość i sympatię mieszkańców miasta i okolicy za ich dobroć, ofiarność i poświęcenie. Przez ponad wiek były związane z naszym miastem na dobre i złe. Kilkanaście z sióstr pozostało tutaj, spoczywając na tutejszym cmentarzu. W 2013 roku siostry elżbietanki po 121 latach niesienia posługi opuściły nasze miasto. Ceremonia pożegnania miała miejsce 18 sierpnia i zaczęła się od wyniesienia z kaplicy Domu Zgromadzenia św. Sakramentu oraz relikwiarza z relikwiami błogosławionej Marii Luizy Merkert z założycielki Zgromadzenia Sióstr Elżbietanek. Uroczystej procesji z Domu do bazyliki pw. św. Trójcy towarzyszyli licznie zgromadzeni mieszkańcy, poczty sztandarowe i miejscowa orkiestra. W koncelebrze kapłanów strzeleńskich i z parafii wywodzących się uroczystej mszy św. przewodził abp Stanisława Gądeckiego Metropolita Poznański i Przewodniczący KEP. W uroczystości uczestniczyła Siostra Prowincjonalna Maria Kamila Paszkowiak.

Pożegnanie sióstr 18 sierpnia 2013 rok

Elżbietanki - relikwie Bł. Marii Luizy Merkert, założycielki zgromadzenia

Ostatnia przełożona Domu Elżbietanek w Strzelnie siostra Maria Dominika - Dorota Kościelna

Z rąk sióstr dom z przyległościami odkupiła rodzina Pieszaków i Zielińskich. Tutaj zamieszkała m.in. bardzo znana pośród mieszkańcami lekarz med. specjalista pediatrii Agata Kościelak-Pieszak, która ze wszech miar kontynuuje tradycje tego domu, czyli niesienia pomocy medycznej naszym najmłodszym mieszkańcom. Małżonek Piotr Pieszak to równie znana postać. W latach 2000 - 2002 był burmistrzem Strzelna. Wieloletni radny Rady Miejskiej w kadencji 1988-2002 oraz w kadencjach 2006-2010; 2010-2014; 2014-2018, wówczas też pełnił funkcję przewodniczącego RM; 2018-2022. W międzyczasie, w kadencji 2002-2006 był radnym Rady Powiatu Mogileńskiego. Dwukrotnie, w 2002 i 2006 roku, kandydował na fotel burmistrza Strzelna. Posiada ogromne doświadczenie jako samorządowiec. Przez wszystkie te lata współpracował na zasadzie wolontariatu z TMMS, corocznie kwestując na renowacje zniszczonych zębem czasu pomników nagrobnych zasłużonych strzelnian. Na niwie zawodowej był dyrektorem Ośrodka Szkolno-Wychowawczego dla Chłopców w Strzelnie, a obecnie pracuje w nim, jako wychowawca młodzieży.

Tutaj też mieszka ojciec p. Agaty Kościelak-Pieszak, który przez wiele lat piastował fotel dyrektora Zakładu Przemysłu Ziemniaczanego w Bronisławiu Marian Kościelak.

Przez lata strzeleńskie siostry elżbietanki służyły tutejszym wielu pokoleniom mieszkańców. Niosły pomoc w chorobie, opiekując się potrzebującymi w szpitalu i domach, wychowywały i uczyły dzieci w przedszkolu i ochronce, a także jako katechetki w szkołach. Ostatnio na cmentarzu strzeleńskim przy ul. Kolejowej zniknęły pomniki nagrobne sióstr elżbietanek. Pozostał jeden, symboliczny przy drugiej wschodniej alejce prowadzącej do słupowej kapliczki cmentarnej, stojącej na pograniczu cmentarzy katolickiego z ewangelickim. Przed laty udało mi się telefonem komórkowym utrwalić ówczesne pomniki, których obrazy załączam poniżej…

  

Koniec

Fotografie ze zbiorów: Kazimierza Kowalskiego - Września, Mariana Przybylskiego, Heliodora Rucińskiego i Ireny Rymaszewskiej