czwartek, 4 czerwca 2020

Antoni Lubik (1896-1938)



Od wielu lat poszukiwałem danych do biogramu Antoniego Lubika, nauczyciela w Szkole Katolickiej w Sławsku Małym. Głównym powodem moich dociekań było poznanie autora Geografii powiatu strzelińskiego, broszury napisanej przez niego i wydanej w 1927 r. w Strzelnie nakładem Księgarni Józefa Musiałkiewicza. Z tym rokiem wszelka wiedza o nauczycielu urywała się, gdyż opuścił on nasz teren, przenosząc się do Boruszyna w okolice Obornik. Fascynowała mnie ta postać, gdyż ta jego książeczka była moim pierwszym kompendium wiedzy o powiecie strzeleńskim i bardzo często z niej korzystałem. Pisząc przedmowę do Geografii… Lubik zaznaczył, że książeczka ma być w pierwszym rzędzie jako podręcznik dla nauczycieli. Dalej pisał, iż człowiek wrósł jak dąb w tę ziemię i dlatego kocha ją całą swą duszą. Pielęgnowanie tego uczucia jest prawdziwym i najszczytniejszym celem tej książeczki. Zachętą dla młodego czytelnika, by sięgnął po tę pozycję, stała się swoista inwokacja, fragment Pieśni o naszej ziemi Wincentego Pola umieszczonej na wstępie opisu: „A czy znasz ty bracie młody twoje ziemie, twoje wody“. Słowa te świadczą, że już wówczas wielką wagę przykładano do uczenia dzieci o małych ojczyznach. I tak, od nitki do kłębka, czyli podczas licznych moich kwerend, zacząłem odkrywać to nazwisko, aż w końcu udało mi się dopełnić wiedzę na tyle, by o nim napisać.

Antoni Lubik urodził się w 1896 r. w Berlinie jako syn Andrzeja, którego korzenie wywodzą się z parafii Kamionna w powiecie międzychodzkim. W miejscowości tej na świat przyszedł również jego kuzyn ks. Tadeusz Lubik (1908-1990). Antoni nauki pobierał na preparandzie w berlińskiej dzielnicy Neukölln. Była to szkoła przygotowująca do seminarium nauczycielskiego, czyli do zdobycia zawodu nauczyciela. Po jej pomyślnym ukończeniu kontynuował naukę w Królewskim Seminarium Nauczycielskim w Paradyżu - współczesna nazwa miejscowości Gościkowo w powiecie świebodzińskim.


Po ukończeniu seminarium odbył służbę wojskową w armii niemieckiej. Po niej został nauczycielem wiejskim w Neupetershain w powiecie Calau w Brandenburgii. W 1919 r. przybył do Poznania i oddał się do dyspozycji władz. 15 kwietnia 1920 r. przybył do Sławska Małego i z nominacją wsteczną od 1 kwietnia objął stanowisko stałego nauczyciela. Zaraz też doprowadził do zmiany dozoru szkolnego, wprowadzając obok dwóch miejscowych Niemców, trzech Polaków. Poza nauką w Sławsku, prowadził również zastępstwa w ewangelickich szkołach w Ciechrzu i Stodolnie. W trakcie pobytu na tym terenie uzupełniał swoje kwalifikacje, uczestnicząc w kursach i szkoleniach. Przez cały czas skrupulatnie prowadził kronikę szkolną, która stała się również kroniką wydarzeń wiejskich jak i wydarzeń ze Strzelna i okolicy. Poznając co raz lepiej swoją nową małą ojczyznę, zaczął zbierać materiały do dziejów regionu. W ten sposób w lipcu 1927 r. sfinalizował pisanie broszury Geografia powiatu strzelińskiego. Swoje doświadczenia pedagogiczne również przelewał na papier, czego przykładem może być opublikowanie w dwutygodniku nauczycielstwa polskiego „Przyjaciel Szkoły“ artykułu: Zadania żartobliwe i zagadki matematyczne.

W części wstępnej liczącego cztery strony artykułu, napisał jakże ważne i pierwszorzędne słowa: Cała sztuka nauczania powinna jednak polegać na tym, aby nuda nie panowała w izbie szkolnej, aby nauczyciel umiał uczynić przedmiot interesującym. W wypadkach, gdzie
z powodu utrwalenia pewnego działania ćwiczenia mniej interesują i uwaga dzieci słabnie,
może nauczyciel wywołać sytuacje wesołe. Dziecko jest za to bardzo wdzięczne, gdyż lubi się śmiać. Śmiech jest zresztą właściwością człowieka. Śmiech to czynnik metodyczny pierwszej wagi.

Po upływie siedmiu lat pobytu w Sławski, Lubik odnotował w Kronice…, z dniem 1 października 1927 r. opuszczam tutejszą posadę i obejmuję kierownictwo czteroklasowej szkoły w Boruszynie powiat obornicki. Memu następcy życzę z całego serca Błogosławieństwa Bożego. W roku następnym (1928), od 1 września objął posadę nauczyciela stałego w Szkole Powszechnej w Rogowie w powiecie żnińskim. Już w 1930 r. został kierownikiem tejże szkoły, a zarazem kierownikiem Szkoły Dokształcającej w tej miejscowości, z jednoczesnym powierzeniem mu przez kuratorium funkcji stałego delegata w komisjach egzaminów czeladniczych.

Budynek byłej szkoły w Sławsku Dolnym, części wsi zwanej Sławsko Małe.
Poza pracą dydaktyczną włączył się w życie społeczne Rogowa i powiatu Żnińskiego. Piastował najrozmaitsze stanowiska społeczne i samorządowe oraz brał żywy udział w życiu publicznym. Był prezesem Akcji Katolickiej, wiceprezesem miejscowego Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół“, aktywnym członkowie Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży. Od 1931 r. piastował funkcję prezesa Towarzystwa Bartników na Rogowo i okolice, a w Zarządzie Koła Śpiewackiego pełnił obowiązki radnego. W 1936 r. wspólnie z Kołem PCK uruchomił w szkole kuchnię dla ubogich dzieci. Nie było w Rogowie uroczystości, rocznicy, czy akademii, by kierownik Lubik nie wystąpił z okolicznościowym referatem, czy prelekcją. Jeszcze w styczniowej 1938 r. w trakcie uroczystość opłatka Koła Weteranów Powstań Narodowych RP w Rogowie wygłosił obszerny referat o historii Powstania Wielkopolskiego. Swoją uczynnością i chętną poradą zaskarbił sobie między tutejszym społeczeństwem jak największy szacunek i zaufanie.

Wkrótce po tym spotkaniu ciężko zachorował. Jak grom z nieba spadła na rogowian informacja o zgonie wielkiego społecznika. Antoni Lubik zmarł 13 września 1938 r. w szpitalu miejskim w Poznaniu, w 43 roku życia po długiej i ciężkiej chorobie. Pogrzeb, odbył się dnia 16 września i zgromadził bardzo licznie obywatelstwo miejscowe i okoliczne oraz organizacje społeczne ze sztandarami, jak również Radę Gminną i Gromadzką z zarządami na czele. Przybyli oddać ostatnią przysługę pp.: Starosta żniński, Powiatowy Komendant PWiWF oraz Inspektor Szkolny ze Żnina, który w serdecznych słowach pożegnał zmarłego przed szkołą. Trumnę z domu żałoby nieśli na swych barkach kolejno: koledzy, Sokoli w mundurach, oraz członkowie KSM. Kondukt prowadził kuzyn zmarłego ks. Tadeusz Lubik z Lwówka. Chór śpiewał: W mogile ciemnej.

Społeczeństwo straciło jednego z najaktywniejszych mieszkańców, wartościowego i szlachetnego obywatela. Zmarły pozostawił żonę i czworo drobnych dzieci.

wtorek, 2 czerwca 2020

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 88 Ulica Kościelna - cz. 4



W Strzelnie jest kilka okazałych kamienic, które swą kubaturą i wystrojem architektonicznym przyciągają oko. Jedną z nich jest kamienica Łagockich przy ul. Kościelnej 5. Dawniej gdy obowiązywała numeracja okrężna był to nr 10, od 1932 r. nr 8, następnie nr 7 i ostatecznie nr 5.  Obiekt został wzniesiony pod koniec XIX w., w modnym wówczas stylu eklektycznym i stanowił własność Józefa, a następnie Wojciecha Łagockich. Została wystawiona na planie litery 'L'. Swoimi zewnętrznymi elewacjami wypełnia narożnik ulic Kościelnej i Magazynowej. Kamienica wypełnia niemalże całą parcelę i złożona jest z trzykondygnacyjnej bryły. Obiekt nakryty jest dachem papowym jednospadowym. Elewacja budynku od strony frontowej jest ceglano-tynkowa, zaś boczna od ul. Magazynowej w całości tynkowana.




Z racji nietuzinkowej architektury szerzej opiszę wygląd zewnętrzny kamienicy. Elewacja frontowa jest sześcioosiowa. Na czwartej osi usytuowane jest wejście główne do kamienicy z oryginalnymi drzwiami z czasów powstania obiektu. W parterze zlokalizowane są lokale użytkowe posiadające witryny okienne - plastikowe i drzwiowe - drewniane, oryginalne z czasów powstania kamienicy. Parter zdobiony jest boniowaniem. Cała elewacja posiada bogaty wystrój podkreślający jej kompozycję złożoną z narożnikowych pilastrów, dwóch balkonów z metalowymi, kutymi balustradami, zdobnymi frontonami nadokiennymi i frontonem głównym. Między oknami, pięknie przyozdobionymi tynkowanymi obramieniami ścianę wypełnia czerwona cegła klinkierowa. Podziały poziome wyznaczone są gzymsami oddzielającymi poszczególne kondygnacje. Otwory okienne II kondygnacji poza tynkowanymi obramieniami przyozdobione są płycinami podokiennymi oraz nadokiennymi zwieńczeniami na wzór frontonów na wzór surbaissé. Środkowa para okien (oś 3 i 4) posiada boczne obramienia w kształcie pilastrów w wielkim porządku oraz przedziela je półkolumna. Jeszcze bardziej ozdobna jest para okien środkowych III kondygnacji. Ich otwory zakończone są półokrągło - łukowo z trzema bocznymi filarami podtrzymującymi okazały fronton nadokienny w kształcie zbliżonym do entrecoupé. W części poddasza tynkowany gładki fryz z okrągłymi otworami okiennymi. Środek elewacji wieńczy duży półokrągły fryz z przerwą wypełnioną formą wieżyczki i dwustronny profilowany drewniany gzyms okapowym, nad którym w narożnikach dwa murowane półucha.


Elewacja boczna od strony ul. Magazynowej jest siedmioosiowa z widocznymi ślepymi otworami okiennymi - blendami na całej wysokości osi 1. i 2. oraz na II i III kondygnacji osi 5. Jej podziały poziome wyznaczają gzymsy. W części parterowej na osi 7. w północnym narożniku znajduje się metalowa brama wjazdowa z zatartym pierwotnym obramowaniem. Okna II kondygnacji wieńczą frontony na wzór surbaissé, natomiast III kondygnacji frontony proste - listwowe. Fryz na linii poddasza wypełnia siedem okrągłych otworów okiennych. Niegdyś wieńczył całość profilowany drewniany gzyms okapowy. Niestety, z racji złego stanu technicznego został usunięty. Narożniki wieńczą dwa murowane półucha, między którymi znajdują się symetrycznie rozmieszczone murowane ucha. Elewacje budynku są w stanie niezadowalającym, a w części nawet w stanie złym. Wielka to szkoda, bo kamienica jest jedną z piękniejszych w naszym mieście. Zastanawiam się, jak byłoby można pomóc właścicielowi w przywróceniu dawnej świetności obiektowi? Udźwignięcie ciężaru remontu tak dużej kamienicy wymaga niewątpliwie wsparcia zewnętrznego.  

A teraz przejdźmy do ludzi, czyli właścicieli i mieszkańców tej pięknej kamienicy. Jej pierwszy właściciel Józef Łagocki nie był rodowitym strzelnianinem, dlatego trudno ustalić jego korzenie. Jego następca, Wojciech podobnie jak ojciec był stolarzem. O Józefie dowiadujemy się z Księgi adresowej, wydanej w Inowrocławiu w 1903 r., w której został on odnotowany jako stolarz. Natomiast Wojciech w siedem lat później dał ogłoszenie w Kalendarzu informacyjnym miasta Strzelna na rok 1910, reklamujące bogatą ofertę jego wyrobów. Otóż prowadził on sklep meblowy wraz z własną stolarnią. Specjalizował się w produkcji mebli i trumien dębowych i orzechowych, których na składzie miał pełny wybór. Znaczny jego dochód stanowił wynajem mieszkań. W 1910 r. w domu tym, jako lokatorzy, mieszkali m.in. nauczyciele Józef Makowski i Karl Holly oraz krawiec Jan Majewski.


Po Łagockich kolejnymi właścicielami kamienicy byli, Kierczyński, a następnie Edward Rajewski, którego potomek po dzisiaj dzierży tę nieruchomość. Ciekawostką z tłem tej kamienicy jest antysemicki nalot na właściciela, jaki przeprowadził międzywojenny „Dziennik Kujawski“ zamieszczając 3 grudnia 1926 r. następującą informację:
Szabesgoj (prześmiewcze określenie Polaka współpracującego z Żydami - to także katolik usługujący Żydom w dzień szabasu, kiedy oni sami nie mogli pracować - MP.). Edward Rajewski, kupiec ze Strzelna, właściciel nieruchomości przy ulicy Kościelnej wydzierżawił skład i mieszkanie żydkowi Samuelowi z Wilczyna. Pejsaty „obywatel“ już do Strzelna się przeprowadził i wydzierżawione ubikacje najął. Wstyd, wstyd, wstyd!
Z pozycji odległego czasu, dzisiaj jedynie możemy się śmiać, ale niestety, antysemityzm z czasów zaborów i lat międzywojennych towarzyszył strzelnianom na każdym kroku. Dotykał on wszystkich, którzy w jakikolwiek sposób nawiązywali współpracę z miejscowymi Żydami. Te uderzenia nie pochodziły od samych strzelnian, ale od jednostek i narodowych organizacji zewnętrznych.

Po wojnie i po założeniu rodziny w kamienicy na I piętrze, od strony ul. Magazynowej zamieszkał Marian Lipiński, osoba wielce zasłużona dla strzeleńskiej kultury, a szczególnie tej powojennej. Później przeniósł się do jednej z kamienic w Rynku, która w części gospodarczej sąsiadowała z dużym ogrodem, będący rodzinną własnością. Marian Lipiński to serdeczny przyjaciel mojego ojca Ignacego. Oboje byli więźniami niemieckiego obozu zagłady KL Mauthausen-Gusen. Po wojnie utrzymywali niezwykle przyjacielskie kontakty.

Marian Lipiński
Strzelnianin z krwi i kości. Urodził się w 1911 r. w Strzelnie, w rodzinie Mieczysława i Franciszki z domu Lewandowska. Uczęszczał do Szkoły Wydziałowej w Strzelnie i po jej ukończeniu praktykował jako fryzjer, a następnie pracował jako urzędnik miejski. Już w okresie międzywojennym zaangażował się w życie kulturalne Strzelna. Był członkiem Chóru „Harmonia“ oraz Kółka Muzycznego. W 1938 r. za aktywność na niwie muzycznej oraz z okazji 15-lecia Kółka Muzycznego otrzymał okolicznościowy dyplom. W 1939 r. został wybrany wiceprezesem Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży. Był jednym z nielicznych mieszkańców posiadających własny motocykl, co na ówczesne czasy było, ho, ho, ho… Z tym pojazdem p. Marian miał taką przygodę, iż jej przebieg znalazł się na łamach „Dziennika Bydgoskiego“, który donosił:
W czwartek 13 lipca 1939 r. najechany został przez samochód ciężarowy Marian Lipiński jadący motocyklem. Nieszczęśliwy doznał złamania nogi. Umieszczono go w szpitalu powiatowym w Strzelnie.

Marian Lipiński w gronie członków Zarządu SKS - trzeci od lewej w okularach
Aresztowany przez Gestapo w 1940 r. za nielegalne słuchanie radia, był przetrzymywany w więzieniach w Inowrocławiu i Rawiczu, a w połowie grudnia 1942 r. osadzony w KL Mauthausen-Gusen - nr obozowy 47408. Poddany okrutnym prześladowaniom, w tym eksperymentom pseudomedycznym, jako królik doświadczalny, dzięki opiece i pomocy ze strony dra Antoniego Gościńskiego, przetrwał lata niewoli i w lipcu 1945 r. powrócił do rodzinnego Strzelna.

Po okresie rekonwalescencji podjął pracę w PSS „Społem“, jako kierownik sklepu z art. gospodarstwa domowego. Jednocześnie rozpoczął aktywną działalność na niwie kulturalnej. Współtworzył Kółko Teatralne przy Chórze „Harmonia“ oraz przy OSP, które prezentowały mieszkańcom miasta przeróżne sztuki teatralne. Marian Lipiński w tych przedsięwzięciach był aktorem, reżyserem, scenarzystą, dekoratorem i muzykiem - grał na skrzypcach. W pamięci strzelnian zapisała się sztuka „Piękny Rigo“ - wodewil w 4 aktach ze śpiewami i tańcami z cygańskiego życia. Sztuka ta zrobiła furorę i to również w okolicznych miastach, gdzie ją strzelnianie także wystawiali. Innym polem jego działalności było piastowanie w zarządzie Strzeleńskiego Klubu Sportowego, w sekcji piłkarskiej funkcji gospodarza.


Marian Lipiński w 1948 r. poślubił Barbarę Stempowską, z którą miał piątkę dzieci: Mieczysława, Marię, Małgorzatę, Andrzeja i Różę. Niestety, Mieczysław zmarł zaraz po urodzeniu. Z Andrzejem jesteśmy bardzo zaprzyjaźnieni, a nawet zostaliśmy szwagrami, mamy za żony siostry Andrzejewskie z Mogilna - On Zdzisławę, ja Lidię. Spotykamy się w rodzinnym ogrodzie Andrzeja przy ul. Ścianki i wówczas często i dużo wspominamy naszych rodziców, bardzo ze sobą zaprzyjaźnionych.
Marian zmarł w półtora roku po moim ojcu, 30 stycznia 1968 r. i został pochowany na starej strzeleńskiej nekropoli.

*
W domu tym mieszkał wraz z rodziną, legendarny już dzisiaj nauczyciel matematyki w Liceum Ogólnokształcącym w Strzelnie, Kazimierz Zdeb. Nauczanie rozpoczął w 1949 r. Przez krótki okres, bo w roku szkolnym 1957-1958 piastował stanowisko dyrektora szkoły. Wiele ciekawych anegdot o profesorze Zdebie opowiedziała mi swego czasu moja pierwsza małżonka Maria, która była jego uczennicą. Podczas spotkań z kolegami, którzy kończyli LO: Janem Szarkiem, Piotrem Płócienniczakiem i Heliodorem Rucińskim przysłuchuję się ich niekończącym się opowieściom o tej szkole i profesorze Zdebie.

W okresie PRL-u mieścił się na parterze tej kamienicy Zakład Fotograficzny Floriana Kupki - więźnia KL Mauthausen-Gusen, którego „uczniem“ był nasz bloogowy fotoreporter Heliodor Ruciński. Korzystałem również i ja z usług studia pana Floriana, robiąc sobie kilka zdjęć. Pan Florian udokumentował w obrazie wiele wydarzeń z dziejów naszego miasta. Zdjęcia te mamy w swoich kolekcjach. Były to pochody pierwszomajowe, mecze piłkarskie, a szczególnie manewry grupy rekonstrukcyjnej dra Alfreda Fiebiga.


Zdjęcie górne - Członkowie grupy rekonstrukcyjnej przed zakładem fotograficznym Floriana Kubki. Od lewej Antoni Kacperski na Cytacie, Alfred Fiebig na Kubicu i Władysław Staśkowiak na Nytku. Zdjęcie dolne - Florian Kupka lato 1964 r.
 I już na zakończenie dodam, że na parterze kamienicy mieścił się również Posterunek Energetyczny. Już po przemianach ustrojowych w lokalach użytkowych prowadzono sklepy z przeróżnymi branżami. W tym największym, po zakładzie fotograficznym, przez wiele lat po 2000-roku  działalność prowadził mój chrześniak Mariusz Kulse, który obecnie posiada duży i piękny sklep w Runku 20. Jest to słynny już dzisiaj na okolicę sklep „American Dream“, w którym można ubrać się od przysłowiowych stóp do głowy.

Zdjęcia współczesne kamienicy: Heliodor Ruciński

sobota, 30 maja 2020

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 87 Ulica Kościelna - cz. 3



O naszym mieście jest tak wiele informacji, że nie sposób wszystkich ująć w cyklu opowiadań Spacerkiem po Strzelnie. Ale są takie, które wplecione w opisy poszczególnych ulic dają swoisty werniks, utrwalający omawiane obrazy miasta. Jednym z takich dotychczas nie poruszanych wątków jest funkcjonowanie w przedwojennym strzelnie Towarzystwa Upiększania Miasta Strzelna. Otóż, takowe powstało w listopadzie 1928 r. Jak donosiła „Gazeta Bydgoska“, odbyło się w sali Rady Miejskiej zebranie konstytucyjne TUMS-u. Zebranie zagaił burmistrz Stanisław Radomski, w prowadzając zebranych w tematykę. Następnie uchwalono by utworzyć w mieście takowe Towarzystwo (TUMS), po czym wybrano zarząd: prezes - burmistrz Stanisław Radomski; zastępca prezesa - Władysław Trzecki; sekretarz - Jan Łyskawa; skarbnik - Albin Radomski; ławnikami - Wojciech Daszyński, Franciszek Wegner i Stefan Płócienniczak. Do komisji rewizyjnej weszli: Ignacy Szczepański i Maksymilian Gruhn.

Fragment ul. Kościelnej. Po lewej dwie piętrowe posesje 8 - 9 podczas okupacji - zima 1940 r.
Ale na tym nie koniec. Wczoraj przeglądając „Dzienniki Kujawskie“ z lipca 1932 r. znalazłem informację o mieszkańcach ul. Kościelnej skarżących się na fetor wydobywający się z ulicznej kanalizacji miejskiej. Przy tej okazji skierowano apel do Komisji Sanitarnej przy Radzie Miejskiej, by ta zainteresowała się tym problemem. Co było przyczyną smrodów? Już się nie dowiemy, zatem tematu nie drążąc przechodzimy pod kolejne posesje. Dzisiaj będą to dwa domy dawniej oznaczone numerami 8 i 9, usytuowane po lewej stronie - północnej. Ósemka już nie istnieje, gdyż dokonała swego żywota na początku lat 80. minionego stulecia. Wówczas dom został rozebrany i w jego miejscu powstał niewielki plac targowy, który dzisiaj stanowi część posesji należącej do nieruchomości spod numeru Kościelna 1.

Na przełomie XIX i XX w. posesja ta należała do mistrza rzeźnickiego Leona Zielińskiego. Był to dom parterowy, nakryty dwuspadowym, ceramicznym dachem, szczytem ustawiony do ulicy. Ściana frontowa tego domu pobudowana została w formie piętrowej elewacji z dwoma oknami pośrodku i dwiema bocznymi blendami, czyli ślepymi oknami. Całość zdobiona fryzami i nadokiennymi frontonami w formie prostej i circulaire. W części parterowej znajdował się jeden lokal użytkowy, z przeznaczeniem na handel - sklep rzeźnicki właściciela posesji. W maleńkie podwórze posesji wiodła wysoka drewniana brama, za którą znajdowało się zadaszenie. W 1928 r. mistrz rzeźnicki Leon Zieliński nabył dodatkowo dom przy ul. Szerokiej, od Józefa Norwid-Kudło. W latach 30. XX w. dom przy Kościelnej przeszedł remont. Wówczas cała elewacja frontowa została oskubana z wszelkich zdobień i na gładko otynkowana. Pamiętam czasy powojenne, kiedy w domu tym mieszkali jeszcze Zielińscy. Po sprzedaży domu wyprowadzili się ze Strzelna.  


Kolejna kamieniczka współcześnie oznaczona numerem Kościelna 3, dawniej numerem policyjnym 9, a od 1932 r. numerem 6, później - 5. należała do rodziny Wrzesińskich i w połowie należy do dziś do ich potomka. W 1910 r. mieszkały tutaj cztery rodziny. Poza właścicielem rodziny: Józefa Flenza, Augusta Brandta i Otto Schulza. Jest to dom piętrowy z widoczną trzecią kondygnacją strychową, którą wypełnia pięć niewielkich okienek. Każdą z kondygnacji na elewacji frontowej rozdziela ozdobny fryz. Nad oknami pierwszego piętra widoczne są proste frontony, a elewację parteru wypełnia zdobne boniowanie.


Na przełomie XIX i XX w. jej właścicielem był Józef Wrzesiński. Prowadził on tutaj sklep z zegarami i zegarkami, obrazami, instrumentami muzycznymi, towarami dewocjonalnymi, towarami krótkimi i wełnianymi oraz kołowcami, czyli rowerami, a także z maszynami do szycia. Jego syn Mieczysław kontynuował zapoczątkowaną przez ojca działalność gospodarczą, uczestniczył w powstaniu wielkopolskim, a następnie brał czynny udział w pracach zarządu Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół". Drugi syn, Franciszek Wrzesiński był mechanikiem i prowadził warsztat naprawy rowerów i maszyn do szycia. Z kolei jego syn Henryk był przewodniczącym Prezydium Miejskiej Rady Narodowej w Strzelnie, następnie kierownikiem wydziału handlu i usług PPRN w Mogilnie i od 1975 r. naczelnikiem Gminy Jeziora Wielkie.

Henryk Wrzesiński
Pozwólcie, że w tym miejscu przybliżę sylwetkę Henryka Wrzesińskiego, jako jednego z włodarzy miasta „burmistrza“ Strzelna. Dlatego słowo to ująłem w cudzysłowie, gdyż jak on sprawował ten urząd, nazywano wówczas tę funkcję: Przewodniczący Prezydium Miejskiej Rady Narodowej. W administracji terenowej rozpoczął pracę 1 grudnia 1950 r. w Prezydium Miejskiej Rady Narodowej w Strzelnie, obejmując stanowisko kierownika referatu wojskowego. Po blisko czterech latach, po reorganizacji i utworzeniu nowych jednostek podziału administracyjno-terytorialnego, z dniem 6 października 1954 r. przeszedł do pracy w nowo powołanej jednostce administracji terenowej, Prezydium Gromadzkiej Rady Narodowej Strzelno Klasztorne. W niej objął funkcję sekretarza. Następnie powrócił do Prezydium Miejskiej Rady Narodowej w Strzelnie, na stanowisko przewodniczącego, czyli współczesnego burmistrza. Na nim pozostał do 1 marca 1971 r.

Henryk Wrzesiński przemawia podczas uroczystości oddania do użytku Domu Strażaka w Jeziorach Wielkich
 W czasie sprawowania tej funkcji przez Henryk Wrzesińskiego udało się w Strzelnie pobudować w 1961 r. budynek szkoły podstawowej w ramach tzw. szkół tysiąclatek. W 1965 r. piętrowy pawilon technikum ekonomicznego, natomiast w 1966 r. nową siedzibę Państwowego Ośrodka Maszynowego, który powstał w 1950 r., jako pierwszy w powiecie mogileńskim. Od roku 1968 rozpoczęto budowę zakładu produkcyjnego Spółdzielni „Synteza" z Bydgoszczy, a w roku następnym pobudowano filię Fabryki Automatów Tokarskich „Ponar" w Bydgoszczy. Obie firmy znalazły siedziby w zaadaptowanych pomieszczeniach po byłych zakładach POM, przy ulicach, Świętego Ducha i Powstania Wielkopolskiego. Wrzesiński prowadził również rozmowy w sprawie uruchomienia nowych zakładów produkcyjnych jako filii bydgoskich „Prebudu" i „Spomaszu". W roku 1969 uruchomiony został nowoczesny elewator PZZ o pojemności 20 tys. ton. W zakresie budownictwa mieszkaniowego, w ramach tzw. budownictwa komunalnego wybudowano dwa bloki mieszkalne przy ulicach, Inowrocławskiej i Lipowej.

Ale i w tym czasie rozebrano zabytkowy kościół ewangelicki w Rynku i w sposób budzący zastrzeżenia przeprowadzono przebudowę i remont domu na tzw. „Strzelnicy“ przy ul. Sportowej. Budynkowi temu nadano cechy willowe.

Pożegnanie odchodzącego na emeryturę naczelnika Gminy Jeziora Wielkie Henryka Wrzesińskiego
W 1971 r. Henryk Wrzesiński został przeniesiony do pracy w Prezydium Powiatowej Rady Narodowej w Mogilnie, gdzie objął stanowisko kierownika wydziału handlu przemysłu i usług. Funkcję tą sprawował od 1 marca 1971 r. do 30 maja 1975 r. Kolejna reorganizacja systemu podziału administracyjnego spowodowała likwidację szczebla powiatowego. Henryk Wrzesiński z dniem 1 czerwca 1975 r. został naczelnikiem Gminy Jeziora Wielkie i na tym stanowisku pozostał do czasu przejścia na emeryturę, tj. do 1 lipca 1982 r. Zmarł i został pochowany na starej strzeleńskiej nekropoli w Strzelnie przy ul. Kolejowej.

* 
Ogromne wrażenie na mieszkańcach Strzelna w latach sześćdziesiątych i na początku lat siedemdziesiątych XX w., szczególnie tych młodszych, wywoływał wypchany, spreparowany niedźwiedź stojący tuż przy oknie, w mieszkaniu państwa Wrzesińskich na pierwszym piętrze. Wracający z wieczornych nabożeństw i mszy, gapiliśmy się z rozdziawionymi gębami w oświetlone okna kamienicy Wrzesińskich, by dojrzeć bestię stojącą na tylnych łapach, z wysuniętymi do przodu pazurami i rozwartą mordą. Ale ta bestia robiła na nas wrażenie! Jak mi później sam pan Henryk opowiedział, a było to w 1982 r., w jego gabinecie naczelnikowskim w Jeziorach Wielkich, niedźwiedzia otrzymał od teścia, Czecha z pochodzenia Jerzego Hajka leśniczego na Przdborzu koło Ostrowa-Jaworowa w Lasach Miradzkich. Niedźwiedzia tego, ponoć  upolował przed wojną w Tatrach. Do dziś wypchany niedźwiedź znajduje się w Strzelnie, pod zmienionym adresem, u syna p. Henryka. A ja w międzyczasie dowiedziałem się, że podobny niedźwiedź stał we dworze w Kożuszkowie u dziedzica Pętkowskiego, wielkiego miłośnika polowań i afrykańskiego safari.  

**
Obecnie kamieniczka ma dwóch właścicieli. Tutaj przez kilka lat miało swoją siedzibę wielce zasłużone dla miasta i okolic Polskie Towarzystwo Turystyczno Krajoznawcze Oddział Strzelno. Później w dwóch lokalach użytkowych na parterze prowadzone były różne działalności usługowo-handlowe. Tutaj mieści się jeden z zakładów pogrzebowych, a w drugim lokalu był jeszcze do niedawna sklep antykwaryczny z meblami i wyposażeniem mieszkań. Cały budynek przed około 10 laty przeszedł remont zewnętrzny z wiernym zachowaniem swojego pierwotnego wyglądu. Obecnie pięknie prezentuje się przybrany pastelowymi odcieniami seledynów.

piątek, 29 maja 2020

Tabaczyńscy z Ciechrza



Podczas styczniowej kwerendy bibliotecznej, przeglądając rocznik „Dziennika Kujawskiego“ z 1930 r. trafiłem na krótką informację o Piotrze i Mariannie Tabaczyńskich z Ciechrza. Przykuła ona moją uwagę, gdyż opatrzona była zdjęciem i opisem mówiącym o tym, że małżonkowie Piotr i Marianna z Lewandowskich Tabaczyńscy z Ciechrza, powiatu strzelińskiego, świętują złote gody małżeńskie - obchodzili je 6 września 1930 r. Przy tej okazji przypomniałem sobie, że przed laty wpadła w moje ręce inna wiadomość, mówiąca o wysokiej rangi oficerze Wojska Polskiego noszącym to samo nazwisko i pochodzącym właśnie z Ciechrza. I tak od nitki do kłębka zacząłem gromadzić anonse i informacje, by ostatecznie usiąść i napisać kolejną kartkę z dziejów wsi Ciechrz.


Tabaczyńscy pochodzili ze Słońska pod Inowrocławiem. Senior rodu Piotr urodził się w 1856 r. jako syn Mikołaja i Marii z domu Kujawa. W wieku 24 lat w 1880 r. zawarł związek małżeński z pochodzącą spod Gniewkowa Marią Lewandowską, córką Jakuba i Marii z Wojciechowskich. Po ślubie oboje gospodarzyli w Słońsku, a kiedy nadarzyła się okazja, pod koniec lat 90. XIX w., po 1897 r. nabyli duże gospodarstwo rolne w Ciechrzu i tutaj zamieszkali. W 1903 r. Piotr wymieniony został w Księdze adresowej, jako gospodarz zamieszkały w Ciechrzu. Małżonkowie wychowali sześcioro dzieci. Najstarszy, Stanisław ur. 22 października 1881 r. w Słońsku, ciężko ranny na froncie I wojny światowej zmarł w lazarecie w Lublińcu na Śląsku 6 grudnia 1914 r. Spośród pozostałych dzieci chlubę szczególną przyniósł rodzinie syn Franciszek, późniejszy major Wojska Polskiego, a syn Wacław, został sołtysem Ciechrza. O obu braciach dzisiaj kreślę zdań kilka.   


Pierwszy z braci, Franciszek Tabaczyński był ofiarą zbrodni katyńskiej. Został rozstrzelany wiosną 1940 r. w Charkowie. Mianowany pośmiertnie 5 października 2007 r. przez Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego na stopień podpułkownika.
Urodził się 11 września 1897 r. w Słońsku pod Inowrocławiem. Wkrótce po przyjściu na świat rodzice przenieśli się do Ciechrza, gdzie zaczęli gospodarować na dużym gospodarstwie rolnym. Tutaj Franciszek rozpoczął naukę w miejscowej szkoły ludowej. W nauce przewyższał swoich kolegów i rodzice postanowili oddać go na dalsze kształcenie do gimnazjum humanistycznego w Gnieźnie. Tam włączył się w działalność konspiracyjną, zostając członkiem Towarzystwa im. Tomasza Zana i Tajnej Organizacji Niepodległościowej.

Naukę przerwało mu powołanie do armii niemieckiej. Walczył na froncie francuskim, przebywając tam dwa lata. Po zakończeniu działań wojennych, 11 listopada 1918 r. wstąpił do Wojska Polskiego. Wcielony został do III batalionu 2. Pułku Piechoty Legionów, w którego szeregach walczył na wojnie polsko-bolszewickiej. W jej trakcie został dwukrotnie ranny. W latach 1919–1920 awansował z kaprala na podporucznika, dowódcę kompanii karabinów maszynowych.

Po zakończeniu działań wojennych został przeniesiony do 8. Pułku Piechoty Legionów. Następnie od 1923 r. służył w 57. Pułku Piechoty, w randze porucznika jako dowódca kompanii. W 1924 r. został awansowany na stopień kapitana i objął stanowisko dowódcy łączności 57. Pułku Piechoty. 17 grudnia 1931 roku został awansowany na majora ze starszeństwem z dniem 1 stycznia 1932 roku i 53. lokatą w korpusie oficerów piechoty. 23 marca 1932 roku został wyznaczony na stanowisko dowódcy batalionu. 31 sierpnia 1935 r. został przesunięty na stanowisko kwatermistrza pułku. W roku następnym został awansowany na stopień majora.

Z chwilą wybuchu II wojny światowej służył w Ośrodku Zapasowym 26. Dywizji Piechoty jako dowódca batalionu marszowego 10 pp. w Łowiczu. Ośrodek Zapasowy ewakuował się przez Warszawę - Lubaczów - Niemirów - Żółkiew. Wzięty do niewoli przez sowietów został osadzony w Starobielsku. Dopełnił losu polskich oficerów. Wiosną 1940 r. został bestialsko zamordowany w Charkowie. Figuruje na liście straceń, poz. 3348.

Major Franciszek Tabaczyński w swojej karierze wojskowej był wielokrotnie odznaczany. Wsławił się w bojach z bolszewikami za co został odznaczony: Krzyżem Srebrnym Orderu Virtuti Militari nr 684, trzykrotnie Krzyżem Walecznych oraz Medalem Pamiątkowy za Wojnę 1918-1921 „Polska Swemu Obrońcy“. Nadto na jego piersi zawisły: Medal Dziesięciolecia Odzyskania Niepodległości, Medal za Ratowanie Ginących (1934), Odznaka za Rany i Kontuzje oraz Państwowa Odznaka Sportowa.


Drugi z braci Wacław Tabaczyński, wyróżnił się na niwie działalności społeczno-gospodarczej w powiatach strzeleńskim i mogileńskim. Był światłym i dobrym rolnikiem. Gospodarzył po rodzicach w Ciechrzu. W 1928 r. piastował funkcję wiceprzewodniczącego Obwodowej Komisji Wyborczej w Ciechrzu i był członkiem Okręgowej Komisji Wyborczej Okręgu IV Strzelno-Północ. Od 1930 r. piastował funkcję sołtysa wsi Ciechrz oraz przewodniczącego Komitetu Gminnego WFiPW w Ciechrzu. Po dziś we wsi znajduje się widoma pamiątka jego działalności, a jest nią strzelnica sportowa, obecnie użytkowana przez Koło Łowieckie „Szarak“ w Strzelnie. Strzelnica została wybudowana na gruncie gminnym w pobliżu stawu. Długość obiektu, według ówczesnej informacji, miała wynosić 200 m. Przy budowie szczególnie zaangażowany był sołtys i prezes PWiWF Wacław Tabaczyński.

Uroczyste poświęcenie i oddanie do użytkowania strzelnicy nastąpiło 1 czerwca 1930 r. Było to niezapomniane i latami przez mieszkańców przypominane święto. Uczestniczyło w nim 300 członków PWiWF, a nadto Straż Pożarna, Bractwo Kurkowe ze Strzelna oraz zastępy Towarzystw Powstańców i Wojaków z Bronisławia i Strzelna. Oprawę całości dawała orkiestra 59. Pułku Piechoty Wielkopolskiej z Inowrocławia. W karnym szyku, w pochodzie wszyscy zebrani udali się na mszę św. do Rzadkwina. Po mszy odbyła się defilada, którą odebrał starosta strzeleński Włodzimierz Baranowski. Przed samym poświęceniem ks. prob. Sołtysiński przemówił do zebranych, a po czynnościach liturgicznych starosta Baranowski przeciął wstęgę, otwierając tym samym strzelnicę. Po tej części chór miejscowy odśpiewał pieśń „Nad Wartą, hej nad Wartą niezłomna czuwa straż“. W uroczystości wziął również udział mjr Stanisław Tworzydło, jako przedstawiciel Dowództwa VIII Okręgu Korpusu. Po strzelaniu honorowym odbyły się zawody lekkoatletyczne i strzelanie konkursowe.

Kierowana przez Tabaczyńskiego PWiWF wyróżniona została pochwałą Gminnego Komitetu PWiWF. Przy tej okazji podkreślono szczególne zasługi przewodniczącego Wacława Tabaczyńskiego z Ciechrza pośród wszystkimi Gminnymi Komitetami PWiWF powiatu strzeleńskiego i postawiono go jako wzór działalności dla wszystkich Gminnych Komitetów. Sołtys Tabaczyński od 1933 r. był sekretarzem Kółka Rolniczego w Strzelnie, zasiadając w jego zarządzie pośród okolicznymi ziemianami. W tym też roku został członkiem Komitetu Obywatelskiego Pożyczki Narodowej na Powiat mogileński.

niedziela, 24 maja 2020

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 86 Ulica Kościelna - cz. 2



Dzisiejszą opowieść rozpocznę od wyjaśnienia systemu numeracji posesji. Dotychczas opisując poszczególne kamienice i domy, do aktualnie obowiązującej numeracji przywoływałem stary tzw. numer policyjny, czyli porządkowy. Jak już wspominałem w Strzelnie i wszystkich miastach zaboru pruskiego obowiązywał system okrężny nadawania numerów porządkowych poszczególnym posesjom. Na czym on polegał? Otóż, numerem 1 rozpoczynała się ona w Rynku od pierzei wschodniej i jej narożnika północnego (róg z ul. Piekarską). Następnie w kierunku południowym dochodziła (do nr 6) do ul. Kościelnej i lewą stroną wchodziła w nią, a wracając do Rynku prawą stroną ciągła się pierzeją południową do ul. Świętego Ducha - wpadała w tę ulicę lewą strona, dochodziła do ul. Cegiełka i nią kontynuowana była okrężnie, dalej lewą stroną do Placu Daszyńskiego po czym wracała prawą - wpadała w ul. Styczniową i dalej do Rynku, gdzie kontynuowana był pierzeją zachodnią ku ul. Pocztowej (Inowrocławskiej). Zanim do tej ulicy dotarła obejmowała jeszcze okrężnie ul. Szkolną, a dopiero po niej lewą stroną ulicy Pocztowej dochodziła do ul. Lipowej i pozostawiając dalsze posesje (w kierunku Inowrocławia), prawą stroną wracała do Rynku. Kolejne numery kontynuowane były pierzeją północną, wpadały okrężnie w ul. Ślusarską, obejmując również swą numeracją współczesną ul. Spichrzową i wracała do Rynku. Kolejne numery nadane były innym istniejącym na początku XIX w. budynkom przy ulicach: Szerokiej (Gimnazjalnej), Młyńskiej (Powstania Wielkopolskiego), późniejszej Kolejowej, Cestryjewskiej z przyległościami, Lipowej z dalszym ciągiem Pocztowej (Inowrocławskiej), Stodolnej itd.

Ściana boczna kamienicy narożnikowej Rynek-Kościelna - w ul. Kościelnej
Od kiedy obowiązuje ten pierwszy, stary okrężny system numerowania posesji? Otóż, na długo przed 1838 r., czyli przed wprowadzeniem w Strzelnie nowego ustroju miejskiego. O tym, że przed 1838 r. funkcjonowała już numeracja dowiadujemy się z Amtsblattu z tegoż roku, w którym ogłoszono patent subhastacyjny na sprzedaż nieruchomości w Strzelnie oznaczonej numerem 92. Była to nieruchomość położona przy obecnej ulicy Inowrocławskiej, róg z ulicą Spichrzową. Należała ona dawniej do Jana Nepomucena Palińskiego i została przejęta przez Fiskusa, a następnie sprzedana miejscowej Gminie Żydowskiej. W 1844 r. wyznawcy judaizmu wystawili w tym miejscu synagogę. Od tego czasu w wykazach nieruchomości mieszkalnych numer 92 przestał występować. Zatem, wracając do sedna sprawy, stara numeracja tzw. policyjna zaprowadzona została w czasach Księstwa Warszawskiego, a konkretnie w 1809 r. dekret Fryderyka Augusta o tymczasowej organizacji dla gmin miejskich i wiejskich. Nową, do dziś obowiązującą numerację wprowadzono w oparciu o rozporządzenie Ministra Spraw Wewnętrznych z dnia 6 października 1930 r. o meldunkach i księgach ludności. Przepisy szczegółowe wydał Wojewoda Poznański w styczniu 1931 r. zaś ich wdrożenie w Strzelnie nastąpiło w 1932 r. Ten nowy system polegał na wprowadzeniu numeracji poszczególnych posesji oddzielnie dla każdej ulicy. Z tym, że numery parzyste znajdowały się po lewej stronie ulicy, a nieparzyste po prawej stronie - numeracja naprzemienna. Do czasów współczesnych numeracja posesji przy poszczególnych ulicach ulegała zmianom i dopiero w 1968 r. została znormalizowana. Wówczas numery nieparzyste znalazły się po stronie lewej a parzyste po stronie prawej. Ten system obowiązuje w mieście do dziś.


Tyle wyjaśnień, które chcąc przedstawić bardziej szczegółowo musiałbym zapisać na kilkunastu stronach. Ale rozpocznijmy dzisiejszy, niedzielny spacerek ul Kościelną od numeru 1 (dawniej policyjny nr 7). Niegdyś niewielki parterowy dom, a dzisiaj piętrowa kamieniczka, której piętro zostało nadbudowane na solidnych murach dziewiętnastowiecznego budynku usługowo-mieszkalnego. Po oddaniu do użytku „nowego“ domu na parterze mieściła się Pizzeria Laguna, a obok - niestety nie pamiętam. W każdym bądź razie, obecnie handluje się tutaj warzywami i świeżymi jajkami: małymi, średnimi i dużymi. Jednym słowem warzywniak.

Pierwotny wygląd domu poznajemy ze starych zdjęć i pocztówek. Był on nakryty dwuspadowym dachem ceramicznym z charakterystyczną silnie boniowaną elewacją frontową. Na osi głównej znajdowało się wejście główne do domostwa, a za nim korytarz przejściowy, wychodzący na ślepe podwórze. Po obu stronach wejścia głównego znajdowały się dwa lokale handlowo usługowe. W przeszłości dom należał do żydowskiej rodziny Twardygroszów, piszących się również z niemiecka - Twardigrosch. Pierwszym znanym przedstawicielem tej rodziny był Mateusz Marek Twardygrosz, żonaty z Karoliną Jochnas. Małżonkowie mieli syna Jonasza Juliusza ur. w 1855 r. Ów Juliusz w 1880 r. poślubił o 4 lata starszą od siebie Bertę Schlamm, z którą miał czterech synów. Zajmował się on handlem i tak został odnotowany w Księdze adresowej z 1903 r. W domu przy ul. Kościelnej prowadził sklep odzieżowy. Po nim interes trzymał syn Jehuda.

Rodzina Twardychgroszów na trwałe zapisała się w annałach dziedzictwa kulturowego Strzelna i okolicy. Zawdzięcza to Jerzemu Wojciechowi Szulczewskiemu, który uwiecznił to nazwisko w jednej ze swoich anegdot. A oto opowieść o tym:
    
Jak Jeitel Twardygrosz upolował wilka
Jeitel Twardygrosz według wszelkich oznak był kupcem i mieszkał w Strzelnie. Był on najbardziej znanym mężczyzną wśród młodych i starych w okolicy...
Jeitel nigdy nie pokazywał się sam. Zawsze miał przy sobie worek, a dla wielu ów worek był o wiele ważniejszy od niego, gdyż w nim znajdował się cały skład towarów. Jednobarwne wstążki i wełniane chustki, żelazne noże i mosiężne szpilki, korale i sznurowadła, jedwabne i lniane nici - białe, czerwone, różowe i jeszcze wiele innych rzeczy.
Jednak Jeitel umiał robić nie tylko interesy. Pośredniczył przy zakupach między chłopami, sprowadzał chłopców i dziewczęta do świętego związku małżeńskiego i łagodził spory między zwaśnionymi, a wszystko to za niewielką opłatą.
Najbardziej jednak lubiano go, ponieważ jak nikt inny potrafił pięknie opowiadać. A o czym on nie wiedział, o czym nie opowiadał: o pożarach, śmiertelnych wypadkach, strasznych zachorowaniach, nieszczęśliwych urodzeniach, o okropnych znakach na niebie, summa summarum - wszystkie wydarzenia w okolicy były mu znane i chętnie o nich ludziom opowiadał. I tak zaspakajał ciekawość swoich klientów, toteż w owym czasie zastępował „Strelnoer Kreisblatt” i „Kujawischen Boten”, „Kujawiaka”, „Gazetę Grudziądzką” i inne gazety, które dzisiaj w tej okolicy są czytane, najczęściej za darmo. Gdyby ktoś sam chciałby coś na temat Jeitla powiedzieć, powiedziałby: Jeitel jest kuty na cztery nogi”. Znaczy to tyle, co: „Jeitel wie wszystko”. I to się zgadzało. U starych Drewsów ze wsi Łąkie uwolnił bydło od złego spojrzenia, młodych Skowronów ze Sławska od „przedźwignięcia się”, a kiedyś w Młynach zastąpił położną, gdy bieda była już wielka.
Niewielu jednak dowiedziało się o tym, jak kiedyś z wilkiem sobie poradził, gdyż niechętnie o tym opowiadał, a było to tak:
Pewnego pięknego dnia Jeitel szedł z workiem na plecach do odległego Cienciska. Był wczesny ranek, toteż na drodze był zupełnie sam. Tego jednak sobie życzył. W samotności można przecież sobie tak ładnie rozmyślać. Jaki interesik mógłby zrobić z Kunklem, co i jaka nowość mógłby opowiedzieć staremu Körthowi, jaką dać radę Popiołkowi, który zachorował na klatter [kołtun - W. Ł.] i o wielu jeszcze innych rzeczach. I tak, pogrążony w myślach, dotarł do „wilczego bagna”, które jeszcze dzisiaj w lesie przy drodze do Cienciska można zobaczyć. Gdy podniósł oczy, zobaczył pośrodku drogi wielkiego wilka, który wyglądał jakby na niego czekał.
„Biada mi!” - wykrzyknął wystraszony i jak przykuty zatrzymał się. W tym samym momencie zapomniał o Kunklu, Körcie i Popiołku, i o wszystkich interesach, jakie chciał dzisiaj zrobić, a przypomniały mu się wszystkie historie o ludziach, którzy zostali pożarci przez wilki, a z pewnością nie mieli ochoty dostać się do wilczego brzucha. Jego myśli natychmiast zajęły się ratunkiem, a ponieważ dotychczas uważał, że taki znajdzie się zawsze, to spróbował i tym razem.
„Ty, wilku - powiedział - chciałbym ci doradzić, ażebyś poszedł”. Ale wilk nie pojmował, dlaczego ma posłuchać Jeitela. Siedział dalej i jeszcze dokładniej mu się przyglądał. „To nie idzie właściwa droga” - pomyślał Jeitel, zaczekał chwileczkę, a potem zawołał jeszcze raz: „Ty, wilku, czy nie słyszałeś mojej rady, że masz sobie iść!” Wtedy wilk wstał i ruszył ku niemu. Tego Jeitel nie przewidział. Opanował go strach, zadrżał na całym ciele jak liście osiki i obiema rękoma chwycił miarę łokciową, swego wiernego towarzysza od czterdziestu dwóch lat. Przyłożył łokieć jakby była to flinta i zawołał głosem podobnym do grzmotu: „Na Boga, radzę ci wilku ostatni raz byś poszedł, albo ja strzelam!” W tym samym momencie myśliwy, który stał za pobliskim drzewem z bronią gotową do strzału, widziawszy biedę Jeitela, strzelił. Rozległ się huk i Jeitel nie wiedział, co się stało. Czerwone i zielone kółka tańczyły przed jego oczyma. Zobaczył jeszcze jak wilk upadł na drodze, a potem do przydrożnego rowu wpadł nieprzytomny Jeitel. Po jakimś czasie przyszedł do siebie. Wstał, a gdy zobaczył leżącego przed nim w bezruchu wilka, podniósł z ziemi swój łokieć, który w momencie strzału daleko od siebie odrzucił i z wielką starannością obejrzał oba końce, a gdy niczego podejrzanego w nim nie zobaczył, z ulgą powiedział: „Czterdzieści dwa lata ciebie nosiłem, a nie wiedziałem, że byłeś naładowany”.


Władysław Trzecki (1873-1939)
Tyle o Twardychgroszach. Przejdźmy do kolejnej osoby, która tutaj mieszkała i prowadziła swój interes, a mianowicie do Władysława Trzeckiego (1873-1939). Pan Władysław z zawodu był szewcem i nauki brał u swego ojca obuwnika. Jako mistrz szewski prowadził tutaj warsztat obuwniczy. Później, bo w latach międzywojennych przeniósł swój interes w Rynek. Urodził się 19 maja 1873 r. jako syn Łukasza i Józefy z domu Konkiewicz. Ożenił się z Katarzyną Gertrudą Boesche, z którą miał czwórkę dzieci. Już w okresie zaborów był zastępcą naczelnika, naczelnikiem i prezesem strzeleńskiego TG „Sokół“ do 12 grudnia 1918 r. To on pod koniec 1918 r. włączył się w nurt przygotowań do Powstania Wielkopolskiego. We wspomnieniach z powstania Aleksander Lasocki wymienia braci Władysława, Stefana i Stanisława Trzeckich jako bardzo zaangażowanych w przygotowaniach do zrywu zbrojnego. Władysław brał udział 2 stycznia 1919 r. w walkach o Strzelno, a następnie - jak odnotował Zygmunt Czapla - wraz z braćmi, Tomaszem i Stanisław, czynnie uczestniczyli z bronią w ręku w walkach ulicznych o Inowrocław. Ba! Pan Władysław jest odnotowany w strzeleńskich annałach jako dowódca pododdziału powstańczego, walczącego o miasto.

Sztab Straży Ludowej na powiat strzeleński. Od l. Włodzimierz Wojciechowski, dr Zygmunt Zakrzewski, Stanisław Smoniewski i Władysław Trzecki.
Nazajutrz po wyzwoleniu miasta, 3 stycznia 1919 r. wszedł w skład sztabu Straży Ludowej na powiat strzeleński, piastując w nim funkcję naczelnika miasta Strzelna. 19 marca 1919 r. został zatwierdzony przez Naczelną Komendę Straży Ludowej w Poznaniu kwatermistrzem administracyjnym Straży Ludowej.


W latach międzywojennych był starszym Cechu Szewskiego, działaczem TG „Sokół“, a nade wszystko współzałożycielem i wiceprezesem, a następnie wieloletnim prezesem Koła Towarzystwa Powstańców i Byłych Wojaków w Strzelnie. Dzięki jego zabiegom i permanentnym działaniom w 1929 r. został wystawiony na starym cmentarzu w Strzelnie Pomnik Wdzięczności na mogiłach poległych powstańców wielkopolskich. Przez cały okres międzywojenny osobiście sprawował nad nim opiekę, organizując w tym miejscu uroczystości rocznicowe oraz różne jubileusze i święta patriotyczne. Regionalna prasa przedwojenna pełna jest informacji o prężnej pracy Władysława Trzeckiego, niezwykle aktywnego na niwie kombatanckiej i społeczno-oświatowej.

W kapeluszu przy Pomniku Wdzięczności stoi Władysław Trzecki
Za całokształt działalności został odznaczony: Brązowym Krzyżem Zasługi, Medalem Niepodległości, Medalem „Polska Swemu Obrońcy“ i Srebrnym Krzyżem Zasługi. Dnia 1 października 1939 r. został aresztowany przez Gestapo i osadzony w strzeleńskim więzieniu. Dziesięć dni później wywieziony do lasu na Kopcach i tam w zbiorowej egzekucji potajemnie rozstrzelany. Pod koniec wojny w 1944 r. Niemcy rozkopali mogiły i szczątki doczesne zamordowanych Polaków, w tym i Władysława Trzeckiego przewieźli do lasu pod Cienciskiem i tam spalono, chcąc tym samym zatrzeć ślady po zbrodniach wojennych.

Ciencisko, obelisk w miejscu straceń z wyrytym nazwiskiem Władysława Trzeckiego

czwartek, 21 maja 2020

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 85 Ulica Kościelna - cz. 1



11 lat temu zacząłem pisać o ulicy Kościelnej po raz pierwszy. Dzisiaj do niej wracam z uczuciem jakbym miał po raz drugi przy niej zamieszkać. Tak, tak, gdyż po raz pierwszy zamieszkałem przy niej przed 45 latami. Było to tuż po ślubie z moją pierwszą małżonką śp. Marią z Gabryszaków. Sentyment do tej ulicy czuję ogromny, gdyż przy niej spędziłem prawie 12 lat swego żywota. Nie znaczy, że tym uczuciem nie obdarzam więcej miejsc w Strzelnie i okolicy. Po tylu latach…, jest ich wiele, ale nie będę ich wyliczał, niech będą one moją słodką tajemnicą. No może to jedno, miejsce mojego urodzenia i lat dzieciństwa, dorastania i lat młodzieńczych - ulica Inowrocławska 1.
 
Rok 1996 - Przygotowania do nawiedzenia relikwii św. Wojciecha
Zanim przejdę do rysu historycznego, na początek powrót sentymentalny do miejsca szczególnego. Marysia mieszkała z matką i bratem śp. Andrzejem w ostatniej kamienicy po lewej stronie, tuż przy placu św. Wojciecha - Nr 9. Dom ten od pokoleń należy do rodziny Konkiewiczów, którzy w tym miejscu wymienieni zostali już w 1773 r. Ja zamieszkałem u żony, tuż po ślubie, który miał miejsce 16 sierpnia 1975 r. Pamiętam ten dzień dokładnie. Była piękna słoneczna pogoda. Do kościoła mieliśmy 100 m, więc poszliśmy na pieszo. Chyba był to jeden z nielicznych ślubów, podczas którego orszak weselny przybył do świątyni na pieszo. Było uroczo, a samo wesele trwało do białego rana. Przyjęcie weselne odbywało się w mieszkaniu teściowej, na piętrze, jak większość ówczesnych wesel. Po prostu, taki wówczas panował zwyczaj. My młodzi mieliśmy przygotowany pokój na poddaszu, w którym dawniej mieszkali Wiśniewscy. W dużym pokoju była uczta weselna, natomiast w mniejszym tańce, oczywiście przy magnetofonie. Zapobiegliwa teściowa przygotowała jadła weselnego tak dużą ilość, że po wszystkim wędziliśmy kiełbasy, a mięsiwo zaprawione zostało w weckach. Jadła starczyło jeszcze na miesiąc. W tym domu część swego dzieciństwa spędziły nasze dzieci: syn Marcin rocznik 1976 i córka Joasia rocznik 1982.


Współwłaściciel kamienicy i całej posesji, pan Edmund Konkiewicz - rzeźnik od pokoleń, często opowiadał mi stare dzieje tegoż domu, szczególnie, jak wyglądał według przekazów jego dziadka. Opisując obecny dom, mówił, że pobudowany on został jeszcze w XIX w., w miejscu gdzie stała obszerna karczma z podcieniami. Lubiłem go słuchać, gdyż wiele ciekawych historii i anegdot przekazał mi z przeszłości Strzelna i okolicy. Jak sam mówił do ich nazwiska przyklejono pseudonim „Lebera“, a to w związku z tym, że już jego pradziad słynął z wytwarzania znakomitych podrobów, z których „leberka„ cieszyła się największym wzięciem - czyli dzisiejsza pasztetowa i wątrobianka. Przodkowie wyrabiali jej kilka gatunków i ponoć zajadali się nią Francuzi, podczas koszarowania w Strzelnie, w okresie Księstwa Warszawskiego.


Początki ulicy Kościelnej sięgają pierwszych dziesięcioleci XIV w. Wówczas wytyczono regularny układ przestrzeni miasta lokacyjnego, porządkując dotychczasowy układ zabudowy, stawiając nowe domostwa przy regularnie wytyczonym placu centralnym i wychodzących z niego ulicach. Jedną z nich była współczesna naszym czasom ul. Kościelna, będąca wówczas głównym traktem komunikującym osadę przyklasztorną rozłożoną po stronie północnej i zachodniej wzgórza klasztornego, z centrum miasta i jego przedmieściami. Była, obok ulic Świętego Ducha, Inowrocławskiej oraz Rynku, jedną z głównych ulic miasta, tzw. handlowych, przy której na przełomie XIX i XX wieku znajdowało się aż 16 lokali sklepowych, dwie masarnie, hurtownia spożywcza oraz kilku rzemieślników. Później również atelier fotograficzne.


Styczeń 1919 r. powstańcy wielkopolscy - Szwadron Nadgoplański, przemarsz ulicą Kościelną
Nazwa tej ulicy zaczęła się ucierać już u zarania jej początków, a określano ją, jako ulica Do Klasztoru, ulica Do Kościoła, by ostatecznie w XVIII w. nazywać już ją ulicą Kościelną. Jeszcze do 1919 r. kończyła się ona na wysokości ul. Gimnazjalnej, wówczas Szerokiej (Breitestrasse) po prawej jej stronie i do ul. Magazynowej, wówczas nazywanej tzw. Gruntami Urzędowymi (Amtsgrund), z domem Wandy Siemianowskiej włącznie, po lewej stronie. Po wybudowaniu, przyległej do domu Siemianowskiej, kamienicy, przez Antoniego Konkiewicza, syna Jana, prowadzącego oberżę ze sklepem, i którego parcela znajdowała się w granicach Amstgrundu, ten odcinek zaczęto również nazywać ulicą Kościelną. Dopiero po 1919 r. cała długość, od Rynku do Placu Świętego Wojciecha, przyjęła nazwę urzędową - ulica Kościelna.



Jej urzędową nazwę poznajemy po raz pierwszy dopiero w 1814 r. Nazwę, ulica Kościelna znajdujemy w „Dzienniku Tygodniowym Departamentu Bydgoskiego“ z 16 sierpnia tegoż roku. Z lektury obwieszczenia zawartego w numerze 33 tejże urzędowej gazety dowiadujemy się o sprzedaży w drodze licytacji domu położonego przy ...ulicy Kościelnej pod No. 20... należącego do małżonków Jana i Anny Krystyny z Jaimanów, Merklów. Co ciekawe, w pierwszej licytacji przeprowadzonej 25 sierpnia 1812 r. najwyższą kwotę za ową nieruchomość, 400 złp. zaoferował Żyd Raabe z Bydgoszczy. Występował on jako plenipotent Jaśnie Panny Wilhelminy Polaskiej, przed laty w Strzelnie zamieszkałej, a obecnie w pobliskim Inowrocławiu. Otóż, do drugiej licytacji wyznaczonej na dzień 5 lutego 1813 r. nie doszło, gdyż, jak podaje obwieszczenie: ...dla wojny w tych stronach toczonej, rejterady [ucieczki] wojska francuskiego i wkroczenia wojska rosyjskiego członkowie Trybunału powyjeżdżali. Data ta uściśla nam dzień, w którym resztki Wielkiej Armii Napoleońskiej cofając się spod Moskwy opuściły Strzelno, ustępując miejsca napierającym wojskom rosyjskim.


Co najciekawsze w tej notatce urzędowej, to opis nieruchomości, będącej przedmiotem transakcji, który zdaje się dawać światło na ówczesną zabudowę miasta. I tak, leżała ona od północy na południe, czyli po prawej stronie ulicy, idąc do kościoła, i graniczyła z budynkami panów Kalinowskiego i Gintera, obywateli strzeleńskich. Roczny podatek za nią wynosił 9 złp. Parcela zabudowana była domem ...w ryglówkę budowanym, dachówką pokrytym (...) składający się z piętra jednego, w którym znajdują się 2 izby, 2 komory, a nadto podwórze, stajnia dla koni, chlew, gorzelnia do garnca jednego, lecz bez porządków do palenia potrzebnych, wraz z ogrodami i rolą zagonów 156 zwyczajnych wynoszącą z stodołą, zgoła wszystkiemi do tegoż domu należącemi przyległościami. I jeszcze jedna, jakże ważna informacja, mówiąca o tym, kto wówczas był burmistrzem Strzelna, a mianowicie tą osobą był niejaki Romiejewski, o którym dotychczasowe opracowania milczą. Zapewne był on dziadkiem lub ojcem Wilhelma Romiejewskiego, czeladnika szewskiego, który za udział, w dniu 6 maja 1847 r., w rozruchach głodowych w Strzelnie, został skazany na 14 dni więzienia.

Przejazd gen. Józefa Hallera ul. Kościelną 6 czerwca 1937 r.
Pogrzeb ks. prałata Ignacego Czechowskiego - przemarsz konduktu żałobnego ul. Kościelną 1 marca 1941 r.

Poszukując wymienionych z nazwiska sąsiadów Merklów, Kalinowskich i Ginterów trafiłem w metrykaliach strzeleńskich na dwie linie Kalinowskich. Jedna z nich była wyznania ewangelickiego, zaś druga katolickiego. Antenatem tegoż rodu był Andrzej Kalinowski, mąż Margarity Musiałkiewicz. W spisach mieszkańców Strzelna z 1773 r. wymienieni są trzej Musiałkiewicze, Kazimierz, Wincenty i bezimienny kowal. Którego z nich córką była Margarita? Niestety, nie udało się ustalić. Co zaś tyczy się Ginterów, być może pisanych jako Gunther, to znajdujemy ich wielu w XIX w. i wszyscy byli ewangelikami, czyli Niemcami. Co zaś tyczy się Merklów, właścicieli posesji, to jeszcze w I połowie XIX w. występowali tu jeszcze Carl Wilhelm i Carl Merklowie - ewangelicy, później zamieszkali w Inowrocławiu.  

Zima 1939/1940
Kościelna, podobnie jak przyległy do niej Rynek, była ulicą reprezentacyjną. Przy niej znajdowały się karczmy, choć tutejsi mieszczanie nie mieli przywileju ważenia piwa. Był okres, że wieczorami i nocami było na niej gwarnie, czy wręcz hucznie. W latach 1684-1713 ulica była świadkiem ekscesów prepozyta klasztoru sióstr norbertanek Jana Teofila (trzeciego imienia Bogumiła) Grzembskiego (piszącego się również - Grzębski). Zasłynął on z hulaszczego trybu życia. Skargi na jego poczynania płynęły do biskupa włocławskiego oraz do opata wrocławskiego Andreasa Gebela. Pisano o nim, że włóczy się po ulicach z muzykantami, wygrywającymi na trąbach, prowadzi skandaliczną gospodarkę, je, pije, a zakonnice karmi zgniłymi ryba… Opat przybył do Strzelna i zlustrowawszy klasztor, w protokóle powizytacyjnym jeno odnotował, że zakonnice żyją niegodziwie i panuje wśród nich donosicielstwo.




Poczynania i zwyczaje prepozyta wskazywały na kultywowanie przez niego obyczajów świeckiego wielmoży. Umiał zabiegać o popularność i uznanie przełożonych i decydentów. Jednocześnie wywoływał wrażenia pilnego starania wokół umocnienia i rozbudowania majątku i pomyślności powierzonej sobie placówki. Rządy Grzembskiego w Strzelnie przypadały też na bardzo skomplikowany czas, w którym najbardziej widoczne było zaniechanie dyscypliny klasztornej i rozmijanie się konwentu z regułą zakonną. Poniekąd to mu sprzyjało, jednakże w końcu to zachowanie sprawiło, że w styczniu 1713 r. przeniesiony został do norbertan w Płocku. W strzelnie nastała era znakomitych prepozytów i gospodarzy miasta.



Od początku XIX w., kiedy to bazylika przejęła funkcje kościoła św. Ducha i kaplicy św. Krzyża, ulicę zaczęły przemierzać procesje kościelne, jak chociażby związane z Bożym Ciałem, manifestacje patriotyczne i wszystkie pogrzeby znaczniejszych obywateli Strzelna. O jej mieszkańcach zachowało się wiele informacji, z których kilka przybliżę w poszczególnych częściach opowieści o tejże ulicy. Na przełomie XIX i XX w. po obu stronach ulicy - od Rynku do Placu Świętego Wojciecha znajdowało się 13 zabudowanych posesji, natomiast dziś pozostało ich 12, gdyż pod koniec lat siedemdziesiątych rozebrano dom na posesji Leona Zielińskiego i połączono ją z sąsiednią Nr 1. W nomenklaturze miejskiej był to stary numer policyjny 8 i wciśnięty był w ciasną zabudową północnej pierzei pomiędzy domem Żyda Juliusa Twardigroscha, a kamieniczką Józefa Wrzesińskiego.

Foto.: Heliodor Ruciński