piątek, 3 stycznia 2020

Strzeleńskie obchody 101. rocznicy Powstania Wielkopolskiego 1918-1919



To był piękny słoneczny dzień, 2 stycznia 2020 r., który zgromadził przy pomniku poległych powstańców wielkopolskich na starej strzeleńskiej nekropoli liczne poczty sztandarowe, delegacje instytucji, organizacji pozarządowych i partii politycznej, samorządowców, Orkiestrę Dętą OSP, Gromadę Zuchów i Harcerzy ze Szkoły Podstawowej Nr 1 oraz mieszkańców. Serca i dusze patriotów i regionalistów radowały się z tak licznej frekwencji, a szczególnie z uczestnictwa w uroczystości dzieci i młodzieży.





Chwała Bohaterom! - padło z ust harcerskich. To właśnie młodzież w pięknych mundurkach, na których widok niejednemu łezka w oku się kręci, zaciągnęła wartę honorową i przygotowali całą oprawę uroczystości, która podzielona była na dwie części: pod pomnikiem na cmentarzu i przy obelisku poległych powstańców wielkopolskich przy szpitalu. Młodzież przygotowana przez swoich opiekunów godnie i uroczyście zaprezentowała się w montażu słowno-poetyckim, w którym w sposób niekonwencjonalny przedstawiła rys historyczny wydarzeń sprzed 101-lat w Poznaniu i Strzelnie. Ta nowa forma - zamiast odczytywania referatów - na trwałe wpisała się niemal we wszystkie strzeleńskie uroczystości i jest zasługą nauczycieli z SP 1, a zarazem opiekunów Gromady pp.: Aldony Matuszak, Violetty Koniecznej i Jacka Łuczaka, Którym patronuje dyr. Tadeusz Twarużek.




Grupę strzeleńskich regionalistów ucieszyła obecność honorowego członka TMMS mogilnianina Przemysława Majcherkiewicza, którego stryj Stanisław był przedwojennym prezesem Sądu Grodzkiego w Strzelnie oraz prezesem TG "Sokół", Akcji Katolickiej i członkiem wielu organizacji społecznych w Strzelnie. Jego nazwisko, jako ofiary zbrodni sowieckiej wyryte zostało na strzeleńskim Pomniku Katyńskim.











Gospodarzami uroczystości byli, burmistrz Dariusz Chudziński oraz proboszcz i dziekan strzeleński ks. kan. ppor. Otton Szymków, honorowy obywatel naszego miasta. W tym wielkim święcie uczestniczył również poseł na Sejm RP Dariusz Kurzawa, honorowy obywatel miasta Strzelna Jan Harasimowicz, przewodniczący RM Piotr Dubicki z kilkoma radnymi miejskimi, wicestarosta Marian Mikołajczak z członkiem Zarządu Powiatu Pawłem Jankowskim, prezes PTTK Zbigniew Domański oraz delegacja z pełnomocnikiem PiS w Strzelnie Leszkiem Jackowskim.











Orkiestra Dęta OSP pod batutą Piotra Barczaka odegrała, gromko odśpiewany przez zebranych Hymn Polski, po czym głos zabrał burmistrz Dariusz Chudziński. W swej wypowiedzi nawiązał m.in. do chlubnych tradycji narodowo-wyzwoleńczych strzelnian. Po modlitwie zaintonowanej przez ks. kan. Ottona Szymków i pięknej prezentacji rysu historycznego, przy stuku werbla nastąpiło złożenie wiązanek kwiatów i zniczów na pomniku Bohaterów. Po tej części zebrani przeszli pod obelisk przy szpitalu i tutaj po prezentacji miejsca przez harcerkę i słowach burmistrza nastąpiło złożenie kwiatów i zniczy. Całą uroczystość zakończyło odegranie przez orkiestrę i gromkie odśpiewanie Roty.

Chwała Bohaterom!!!     

czwartek, 2 stycznia 2020

101. rocznica oswobodzenia Strzelna z jarzma pruskiej niewoli



Dzisiaj, 2 stycznia 2020 r. mija 101 rocznica wyzwolenia Strzelna z jarzma 146-letniej niewoli pruskiej. Ciemiężyciela pomogli nam przegnać powstańcy gnieźnieńscy, witkowscy i wrzesińscy dowodzeni przez sierż. Mieczysława Słabęckiego, do których dołączyli powstańcy z Gębic, Mogilna, Wylatowa, Kwieciszewa i Strzelec oraz nasi z Młynów dowodzeni przez sierż. Józefa Owczarskiego. Później dotarli do miasta powstańcy z Ostrowa i Wójcina oraz innych miejscowości powiatu strzeleńskiego. Po wielokroć już pisałem o Powstaniu Wielkopolskim odnosząc się do wydarzeń związanych z jego przebiegiem  w Strzelnie i okolicy. Ostatnio obszerny opis wydarzeń poprzedzających wybuch powstania, walki w Strzelnie oraz pierwsze dni wolności opisałem w książce Strzelnianie odznaczeni Wielkopolskim Krzyżem Powstańczym 1918-1919, w rozdziale Strzelno w Powstaniu Wielkopolski. Okazuje się jednak, że moje liczne kwerendy i poszukiwania, co rusz przynoszą nowe informacje, które poszerzają i ubogacają tradycje powstańcze strzelnian. Dzisiaj przywołam dwa nowe wątki. Pierwszy związany jest z harcerską pracą konspiracyjną w przededniu wybuchu powstania i udział skautów w walkach o Strzelno. Opisuje tamte dni w 1939 r. na łamach regionalnej prasy Tadeusz Kaliski. Drugi wątek z wydarzeniami z 2 stycznia 1919 r. opisany został przez Zygmunta Czaplę na podstawie zebranych przez niego relacji uczestników tamtego zrywu i opublikowany w 1929 r.



Zatem przejdźmy do wątku pierwszego, czyli do działalności na niwie niepodległościowej skautów strzeleńskich. Przypomnę, że pierwsza strzeleńska Drużyna Skautowa im. Naczelnika Tadeusza Kościuszki w Strzelnie powstała w 1916 r. Za rozkazem dowództwa Generalnej Komendy II Korpusu Armii w Szczecinie z dnia 13 maja 1918 r., a na mocy § 9b Prawa o stanie oblężenia z dnia 4 czerwca 1851 r., z dniem 14 maja 1918 r. zostały rozwiązane drużyny skautowe działające na obszarze zaboru pruskiego. Oficjalnie, po doręczeniu dh. Józefowi Gałęzewskiemu rozkazu podpisanego przez Zastępcę Dowodzącego Generała II Korpusu Armii gen. Vletinghofa (generała kawalerii) przestała działać również Drużyna Skautowa im. Naczelnika Tadeusza Kościuszki w Strzelnie. Wiadomość ta wywołała przejęcie do głębi serca i przygnębienie wśród skautów. Schowano mundury, odznaki, lecz duch, jak słup ognia pozostał, a Niemcy nie byli go wstanie wydrzeć Polakom. Nie zważając na groźne konsekwencje dh Józef Gałęzewski rozpoczął ściśle tajną pracę. Powołał do niej najbardziej zaufanych i przeszkolonych druhów. Wszyscy przybrali pseudonimy, pod którymi rozpoczęli działalność konspiracyjną.


Mimo zakazu dh Józef Gałęzewski zwołał lot drużyn do lasów miradzkich pod Strzelnem, na który zjawiły się drużyny z Mogilna, Trzemeszna i Gniezna, w liczbie około 100 skautów. Z rozwiniętymi sztandarami udali się zlotowicze na nabożeństwo do Strzelna. Za czyn ten dh Gałęzewski pociągnięty został do odpowiedzialności karno-sądowej i skazany na tydzień aresztu oraz pokrycie kosztów sądowych w wysokości 21 marek. Za ten sam czyn ukarany został również aresztem dh Lange, drużynowy Drużyny im. Lecha z Gniezna. Poza tym majątek drużyny strzeleńskiej władze skonfiskowały i przekazały Deutscher Pfadfinderbundowi - niemieckiemu stowarzyszeniu skautów. Po odebraniu Gałęzewskiemu rogatywki wręczono mu powołanie na 6 czerwca 1918 r. do służby wojskowej w Świnoujściu.

Nadeszła chwila porachunku z ciemiężcą. Od 2 stycznia 1919 r. skauci strzeleńscy wzięli czynny udział w powstaniu. Starsi druhowie jak: Józef i Władysław Gałęzewscy, Mieczysław Sulinowski, Alojzy Lasocki, Tadeusz Twardowski, Jan Streich, Wacław Kujawski, Michał Wojdyński, B. Gołąbek, Bolesław Oborski, Ludwik Brodowczyński, Borucki i inni walczyli z bronią w ręku. Młodsi druhowie jak: Franciszek Laskowski, Władysław Grześkowiak, Feliks Dejewski, Józef Rajski, Nowakowski, Leon Witkowski, Stefan Kledzik, Jan Prus, Zajączek i Kotecki pełnili funkcje w Komendzie Miasta jako gońcy, przy kuchni jako kuchciki, przewozili broń, obsługiwali telefony itp.


Wątek drugi skreślony piórem Zygmunta Czapli wzbogaca mało znanymi dotychczas epizodami przebieg powstania w Strzelnie:
Po zawiązaniu się w połowie listopada 1918 r. w Strzelnie, mieście powiatowym, a w trzech czwartych polskim, Powiatowej Rady Ludowej pracowali nad zbudzeniem ducha narodowego i wolnościowego: ks. Romuald Sołtysiński, proboszcz z Siedlimowa, ks. Kazimierz Stankowski, proboszcz z Ostrowa nad Gopłem, dr Juliusz Trzciński z Ostrowa nad Gopłem, dr Zygmunt Zakrzewski z Mirosławic, Józef Imański z Frydrychowa [po 1918 r. Rzepowo - M.P.], Mateusz Foterek z Jezior Wielkich, Franciszek i Kazimierz Kotasowie z Chełmiec oraz Bolesław Pińkowski, Antoni Paternoga, Ignacy Świątkiewicz i Włodzimierz Wojciechowski, obywatele miasta Strzelna.


Ku końcowi grudnia przybył do Strzelna oddział Heimatschutzu złożony z 70 żołnierzy pod dowództwem młodego podporucznika. Żołnierze włóczyli się gromadnie po ulicach, spychali ludzi z chodników i w ogóle szukali zaczepki. U kupca Rucińskiego urządzili gruntowną rewizję, szukając karabinów maszynowych. Okazało się, że maszynkę do napychania kiszek wzięli za karabin maszynowy. Przeciw temu najazdowi wniosła Powiatowa Rada Ludowa energiczny protest do Inowrocławia i Berlina. Wobec szykan ze strony żołdactwa niemieckiego uchwalono na jednym z ostatnich zebrań PRL w lokalu Pińkowskiego uderzyć w dniu 2 stycznia 1919 r. wieczorem o godz. 21:00 na oddział Heimatschutzu. Zastrzelenie konia dzierżawcy probostwa Waligóry przez żołnierza w dzień Nowego Roku nie wywołało żadnego odruchu zemsty, już tak czy tak podnieconej, strony polskiej.


Tymczasem maszerowały dnia 2 stycznia już od rana oddziały powstańcze od strony Mogilna i Gębic na Strzelno i zatrzymały się pod lasem w rowach przed leśniczówką Kopce. Tego samego dnia odbywało się w bliskim sąsiedztwie polowanie. Myśliwi, sami Niemcy, między nimi Luther, dzierżawca Strzelna Poklasztornego, spostrzegli wnet grupki powstańców i poznali Włodzimierza Wojciechowskiego i Stefana Różnowicza, którzy wyjechali na wywiady. Po powrocie swoim do miasta podzielił się Luther spostrzeżeniami swoimi z Heimatschutzem.


Tenże nie czekając ani jednej chwili wystawił jeden kulomiot przed starostwem, drugi na ulicy Młyńskiej wprost w ulicę Szeroką celem ich ostrzeliwania, trzeci na budynku Edmunda Grzeszkowiaka. Była godz. 14:15. Równocześnie zawiadomił Włodzimierz Wojciechowski swojego zaufanego Władysława Trzeckiego, że atak polski rozpocznie się o godzinie 16-tej. Gdy obydwaj przebiegli Rynek i udali się na ulicę Kościelną celem rozpoczęcia przygotowań, poczęto z wieży kościoła protestanckiego bić w dzwony na alarm, niby to na pożar, niby to na pogrzeb. Wtenczas objął Wojciechowski dowództwo powiatu, a Trzecki miasta. Jego oddział złożony z 16 ludzi uzbrojonych udał się w ul. Młyńską, drugi oddział powstańców ruszył w stronę Mogilna. Lecz już nadchodziły oddziały powstańcze pod dowództwem Mieczysława Słabęckiego i Józefa Owczarskiego przyspieszonym marszem z pomocą. Zawrzała walka czterogodzinna i zacięta. Padło dwóch Gnieźnian, Pachowiak i Plewiński. Niemcy w zamiarze pokrzyżowania planów polskich dali niemały postrach, jakby posuwali się z kulomiotami naprzód. Powstańcy zaczęli uciekać w ulicę Cegiełkę, przewracając się podczas ucieczki. Atoli Trzecki zdołał swoim energicznym wystąpieniem rozpierzchających się powstańców powstrzymać i poprowadzić do ataku na gniazdo, czyli ognisko Heimatschutzu w Domu Towarzystw Niemieckich. Jednocześni rzucił z dachu sąsiedniego granat ręczny Wacław Wieczorkiewicz na stojący na ulicy kulomiot, niszcząc go i raniąc ciężko obsługę. Drugi kulomiot zdobyto przed starostwem. W międzyczasie uciekło 65 żołnierzy niemieckich, a 19 wzięto do niewoli. Wieczorem o godzinie 19:15 było gniazdo wroga w rękach polskich.


Przybyłych powstańców - zwycięzców przyjmowało obywatelstwo strzeleńskie ze staropolską gościnnością. Na majątku Strzelno-Poklasztorne zabrano wielką ilość broni i amunicji i zarekwirowano wozy wszelkiego rodzaju na podwody dla powstańców na dalszą drogę do Kruszwicy.


W oddzielnym artykule przywołam jeszcze wspomnienia powstańcze ks. Wacława Morkowskiego o wydarzeniach w Ludzisku, Markowicach, okolicach Kościeszek oraz o udziale markowiczan w zrywie powstańczym.   

piątek, 27 grudnia 2019

Bożonarodzeniowa opowieść. Amrogowicze z Rzeszynka - cz. 3



I tak zbliżyliśmy się do końca opowieści o Amrogowiczach z Rzeszynka. Zaprezentowany materiał nie wyczerpuje wiedzy o tym rodzie, jak i o samym Rzeszynku. Szereg informacji, czy rozbudowanie zaledwie zasygnalizowanych treści z racji formy artykułu zostało ograniczone do minimum. Myślę jednak, że i tak sporo wiadomości ujrzało po raz pierwszy światło dzienne i sprawiło, że dotychczasowa wiedza o Rzeszynku została przeze mnie poszerzona i skorygowana. Zapraszam do lektury:
    
Czasy dra Bogdana Amrogowicza

Majętność Rzeszynek i Lubstówek po przejęciu jej w 1903 r. przez dopiero co „upieczonego“ doktora Bogdana Amrogowicza liczyła 981 ha. W latach międzywojennych na ten areał składało się 540 ha roli, 40 ha łąk, 40 ha pastwisk, 13 ha ogrodu i parku, 231 ha toni Jeziora Gopło oraz 80 ha lasów. 350 ha roli było zmeliorowanych, a 30 ha łąk odwodniane były kanałami otwartymi. W Lubstówku znajdowała się gorzelnia wybudowana w 1906 r. oraz płatkarnia, którą oddano do użytku w 1917 r. Na potrzeby tych zakładów obsadzano rocznie areał o powierzchni 90-112 ha ziemniakami. Nadto w majętności prowadzono intensywną uprawę buraka cukrowego, produkcję kwalifikowanego materiału siewnego i hodowlę konia remontowego od 16 klaczy oraz cieląt od 40 krów. Pod kontrolą znajdowało się 10 koni zarodowych. Na potrzeby wojska majętność przeciętnie sprzedawał 5 koni rocznie. Również prowadzony był tutaj chów bydła mlecznego, wołów i koni pociągowych, owiec oraz trzody chlewnej na zaopatrzenie rzeźni wielkomiejskich.


Gospodarstwo posiadało własną bocznicę kolejową na stacji Kościeszki. Skomunikowana ona była z gorzelnią i płatkarnią stałą linią kolejki polnej o długości 5,5 km. Dodatkowo linia ta poprzez rozjazdy skomunikowana była z leżącymi przy niej polami uprawnymi. Na wyposażeniu znajdowały się dwa garnitur pługów parowych Fowlera, zakupione w 1913 r.; garnitur omłotowy składający się z lokomobili, młocarni i podajnika taśmowego; piła parowa tartaczna do cięcia drewna - trak; ciągniki rolnicze.




Archiwum Państwowe w Poznaniu - akta majętności Rzeszynek (fragmenty dokumentów)
 Lasy majętności składały się z trzech oddzielnie leżących kompleksów. Dopiero od 1930 r. gospodarka leśna objęta została planem i programem gospodarstwa leśnego. Panującym gatunkiem były tutaj: olsza czarna i olsza szara, sosna pospolita oraz brzoza, która występuje grupowo i pojedynczo. Poszczególne kompleksy podzielone były na oddziały i pododdziały.  

Dwór

Stary dwór w Rzeszynku stał jeszcze w 1903 r. Przedstawiony on został na fotografii, która opublikowana została w majowym numerze „Wsi Ilustrowanej“ z 1911 r., miesięczniku wydawanym w Warszawie. Zapewne otrzymał ją od dra Bogdana Amrogowicza podróżujący po Kujawach prawnik i literat Ludwik Romocki, autor artykułu Nad Gopłem. W nim znajdujemy opisy tych terenów: Wokoło, przez szyby wagonu, ukazują nam się, w pędzie pociągu, niby w migawkowych wycinkach kinematografu, ziemie, jakich w całej Polsce chyba w Hrubieszowie lub na owej, mlekiem płynącej, Ukrainie najdziesz. (…) Wysiadamy na małej stacyjce, skąd najbliższy dojazd do jednego z obywatelskich domów polskich nad samym Gopłem, celu naszej podróży.
Droga wysadzona drzewami owocowymi: poszanowanie cudzej własności weszło tu już w krew i nie czeka tych drzewek los, który jest zbyt często spotykany w innych częściach naszej ojczyzny, wyrwanie, czy złamanie swawolną, karygodną ręką.
 Obok drogi kolejka polna, ułatwiająca dowóz produktów do stacji. (…)
Oryginalnym jest położenie wielu majątków, dotykających do Gopła. Mają one figurę podłużnego kwadratu, który jedną ze swych węższych stron dopiera do jeziora. Snać cennym był zawsze dostęp do wody i dzielono się nim na ,małe kawałki. Dawał on przecież też prawo do rybołówstwa. Obsiadły to centrum w koło, w bliższym lub dalszym dystansie, liczne dwory polskie…


Wypada zastanowić się, kiedy i przez kogo ów stary rzeszynecki dwór został wystawiony. Osobiście uważam, że początki tej modrzewiowej budowli sięgały II połowy XVIII w. Jego fundatorem mógł być pierwszy z rzeszyneckiej linii Wodzińskich, Ignacy, cześnik i sędzia kruszwicki, który dobra Rzeszynek nabył 8 lipca 1760 r. W dworze tym mieszkał Ignacy z żoną Anną z Dobrskich. Po ich bezpotomnej śmierci dobrami zarządzali kolejni spadkobiercy z linii Wodzińskich, jednakże sami tutaj nie zamieszkując. Dwór modrzewiowy stał się mieszkaniem dla często zmieniających się tutaj dzierżawców.

Proponuję zagłębić się w opis starego dworu i otoczenia, dokonany ręką Izabelli z Amrogowiczów zamężnej Drwęskiej. Pisała ona o nim z wielką nostalgią, co zostało później, już po jej śmierci opublikowane na łamach „Gazety Wyborczej“ w 2001 r. w cyklu artykułów Album Wielkopolski.
Dom był z drewna dębowego czy modrzewia, biały, tynkowany, podmurowany, z wysokim dachem krytym papą. Był długi i niski, trochę wrosły w ziemię. Przed wejściem do sieni znajdowała się weranda obrosła winem. Na tej werandzie, chłodnej i wygodnej, całe lato koncentrowało się życie nasze - zanotowała w pamiętniku Izabella Z Amrogowiczów Drwęska.

W gałęziach wina żyły tysiące wróbli, ku utrapieniu mej matki. O świcie już ta czereda wrzeszczała że nadszedł dzień, znosiła różne śmieci na swe byle jak ułożone gniazda, a wieczorem, jak przynoszono lampę, zrywała się i leciała na pobliski bez, by po chwili po kilka wracać na gałęzie. Matka walczyła z tym drobiazgiem, który bezczelnie zjadał wiktuały podwieczorkowe, brudził na stole, piszczał dzień cały w gniazdach ciągle wypełnionych pisklętami. Dla nas dzieci wróble to była część domu, jak to wino, co go obrastało.


Z werandy wchodziło się przez duże drzwi do sieni, wielkiej i dość mrocznej. Całe dwie ściany zajmowały duże szafy dębowe sięgające prawie do sufitu, bo dom był niski. (...) W kącie była szafa kryjąca dla mnie i Hali obrzydłą zawartość. Było tam wszystko, co się może przydać. Mej babki z Bukowskich Józefy Grossmanowej adamaszkowe i morowe suknie, stare balowe suknie matki, niemodna już odzież, płaszcze, peleryny i wyrośnięte ubrania starszego rodzeństwa, Maryni i Bogdana. Na jesieni i wiosną przyjeżdżała ze Strzelna krawcowa i z tego lamusa wybierano dla nas rzeczy do przerobienia. Ku wielkiemu naszemu zmartwieniu. Byłyśmy najmłodsze i po domu nosiłyśmy przedziwne szaty. Co prawda tylko na terenie parafii ubierano nas przedpotopowo. Na wyjazd do miasta i na przyjęcia były nowe suknie. Do kościoła w Kościeszkach musiałyśmy jednak jeździć w kreacjach strzelińskiej krawcowej.

Izabella wspominała, mając wówczas 72 lata. Pisała w szpitalu, ciężko chora, tylko dla najbliższych. Opisała dom, rodziców i swoje rodzeństwo, ukochaną służbę, gospodarstwo, wydarzenia dla dzieci tak niezwykłe, jak zimowe, pod lodem, połowy ryb na jeziorze, od których dwóch urodzonych rok po roku sióstr Izabelli i Haliny nie można było oderwać. Opisywała łąkę Sierotki Marysi, rów Sindbada Żeglarza, lipę Zagłoby.
- Nadawałyśmy nazwy wszystkim miejscom zabaw - wspominała Izabella.
Gdy ma 15 lat, nagle umarł jej ojciec, bardzo kochany przez Izę. Rzeszynek otrzymał w spadku Bogdan; córki i matka - wysokie pieniężne odprawy. Świat dzieciństwa się skończył.

Po roku spędzonym w szkole sióstr urszulanek w Krakowie dziewczynki ostatni raz wracają na wakacje do Rzeszynka.
- Zastałyśmy zmiany kolosalne. Inna służba, inni goście, pełno planów na budowę nowego domu, sterty cegieł i desek. Zamieszkałyśmy w małej oficynce. Stary dom jeszcze stał, ale jaki! Lipę i jesion przy domu ścięto. Bogdan spraszał gości, byśmy się bawiły: niczego nam nie brakowało, ani koni do wyjazdów, ani smakołyków. Było przyjemnie, ale w gościnie, nie w domu. A dom umierał. To było straszne. Stare mahonie, co nie zmieściły się w pokojach poznańskiego mieszkania matki, szły na opał, rąbano stare piękne ramy do kanap, stare szafy. Przyjaciele Bogdana, Mikuś Czapski i Stefan Waszyński, późniejszy narzeczony Maryni, powiedzieli mu: szalejesz jak smarkaty. Stary dom nie miał wodociągów i innych udogodnień, ale po co niszczyć taki obiekt pięknej, starej kultury? Tu ludzie żyli szczęśliwi. Po co ten gwałt nieprzemyślany?

Pewnego dnia przyszli robotnicy, weszli na dach i zaczęli rozrywać papę, zdzierać wino z werandy. Małe pisklęta rozbijały się o bruk. Matka płakała bezradnie, cicho. Uradziłyśmy z Halą, że wracamy do Poznania. Nie mogłyśmy słuchać walących się belek i patrzeć na matkę. Przy kolacji powiedziałyśmy, że prosimy o konie na ranny pociąg do Strzelna. Matka przytaknęła. Obudził nas rano stuk walących się belek, zwalanych murów. Dom stał na górce, daleko goniły nas te odgłosy. Miałam szesnaście lat, chowałam do trumny szczęśliwe lata dzieciństwa, wyjazdy w pole z ojcem, który tak nas kochał i wychowywał, i tyle, tyle jasnych dni, ile mieściło się w tych latach życia spędzonych w naszym starym, polskim, modrzewiowym domu
.

I jeszcze jeden fragment wspomnienia młodziutkiej wówczas Izabelli:
W maju, gdy trawa była wysoka i dzikie goździki, łzy Matki Boskiej, miodowce były w pełni rozkwitu, urządzałyśmy z Halą zabawę w umarłe. Kładłyśmy się na łące, a źdźbła trawy i wszelkie zioła nas zakrywały. A jak pachniały. Były tak wysokie jak las i dźwięczały brzękiem wszelkich owadów. Cała łąka była cudem. Tajemnicze obłoki płynęły spokojnie po niebie. Nad strumieniem szumiały wierzby.
- Tak powinno być w niebie - powiedziała kiedyś Hala - ale chodźmy już, mnie jest bardzo smutno.


W latach 1903-1904, na miejscu barokowego dworu, wzniesiony został dla młodego dziedzica Bogdana Amrogowicza i jego przyszłej żony pyszny dwór nawiązujący swymi cechami do willi włoskiej. Jego budowniczym był Maksymilian Wilczewski z Wronek. Nadał mu on eklektyczny wygląd, z przewagą cech klasycystycznych. Była to budowla piętrowa, na rzucie prostokąta z parterową przybudówką z jednej strony i trzykondygnacyjną wieżą z drugiej. Lekko zryzalitowana część środkowa fasady frontowej zwieńczona została trójkątnym frontonem i poprzedzona gankiem, nad którym znalazł się przestronny balkon. Dach korpusu jest niski, czterospadowy, w części środkowej dwuspadowy.

Do dworu często zjeżdżali goście z bliższych i dalszych stron. Bywało tutaj wielu przyjaciół Bogdana z czasów nauki szkolnej i studiów. Bogdan 14 stycznia 1906 r. poślubił w Konojadzie Izabelę Kościelską (ur. 29 lipca 1883 r. w Sępnie) c. Adama właściciela Sępna (435 ha) i Zofii Marii Nieżychowskiej. Świadkami ich ślubu byli Adam Kościelski i Antonina Krzyżańska. 3 września 1906 r. małżonkom urodził się w Rzeszynku syn Stefan Bogdan. W 1937 r. Stefan jest wymieniony jako dzierżawca ojcowskiego Lubstówka. Był podporucznikiem Wojska Polskiego. Zasiadał w gronie członków Wielkopolskiego Związku Ziemian. W 1939 r. podczas wojny obronnej służył jako dowódca 1. Plutonu w 2. Szwadronie 16. Pułku Ułanów Wielkopolskich im. Generała Dywizji Gustawa Orlicz-Dreszera z Bydgoszczy. Pułk walczył z jednostką pancerną Guderiana 3 września 1939 r. pod Bukowcem. Awansował na stopień porucznika. Dostał się do niewoli i był więźniem oflagu w Woldenbergu (Dobiegniew) o numerze 450/X.A.

Dr Bogdan Amrogowicz 

Bogdan Amrogowicz (1877-1951), doktor ekonomi społecznej, ziemianin, właściciel majętności Rzeszynek w powiecie strzeleńskim, działacz społeczno-gospodarczy i samorządowy, delegat na Polski Sejm Dzielnicowy w Poznaniu.
 
Ur. 27 lipca 1877 r. w Bągarciku w powiecie sztumskim w Prusach Zachodnich. Był synem Ferdynanda i Anny z domu Grossman. Pierwsze nauki pobierał w domu. Lekcje udzielał mu zatrudniony przez rodziców prywatny nauczyciel. Tak przygotowany został przyjęty do Królewskiego Gimnazjum w Inowrocławiu. Po zdaniu matury studiował agronomię. W 1900 r. znajdujemy go wśród studentów Wydziału Filozoficznego Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, a następnie na Wydziale Nauk Społecznych Uniwersytetu Ludwika i Maksymiliana w Monachium. W 1903 r. obronił pracę doktorską Die Zuckerindustrie in der Provinz Posen (Przemysł cukrowniczy w Prowincji Poznańskiej). Praca ta doczekała się wydania drukiem. Rok wcześniej zmarł ojciec, po którym w 1903 r. objął spadłą mu majętność Rzeszynek z przyległościami. W latach 1903-1904 wystawił nowy murowany dwór oraz rozpoczął inwestycje gospodarcze.

Przejawem patriotyzmu młodego duchem Bogdana było korzystanie z uroków polskich gór. Już jako student agronomi w 1900 r. przebywał na letnisku w Zakopanem. Od 1903 r. znajdujemy go w poczcie członków zwyczajnych Towarzystwa Tatrzańskiego. Po ojcu przejął pałeczkę i został członkiem Towarzystwa Rolniczego Inowrocławsko-Strzelińskiego. W ramach Towarzystwa prowadził wykłady z zakresu ekonomii rolnej i nowoczesnego rolnictwa. Był wielkim propagatorem produkcji buraka cukrowego i rozwoju cukrownictwa. Jako członek Towarzystwa Przyjaciół Nauk w ramach wydziału prawno-ekonomicznego poprzez swoje wykłady o przemyśle cukrowniczym zapoznawał członków z tą problematyką. W 1910 r. z grupą światłych Wielkopolan podpisał odezwę do Polaków w Wielkim Księstwie Poznańskim o jednoczenie się w organicznikowskich działaniach pod jednym wspólnym szyldem. Ostro przeciwstawiał się wywłaszczaniu polskich majątków ziemskich przez władze pruskie, dlatego też w 1912 r. podpisał odezwę przeciw takim działaniom, będąc wówczas członkiem rady nadzorczej Związku Ziemian w Poznaniu. W 1917 r. był członkiem Komitetu Jubileuszowego 100. rocznicy śmierci Tadeusza Kościuszki w Poznaniu.


Będąc członkiem Wielkopolskiej Izby Rolniczej, w jej ramach działał w sekcji ekonomii społecznej, polityki gospodarczej, przemysłu rolnego, handlu, kredytu, dochodowości. Współorganizował wystawy, m.in. w 1923 r. Wystawę Rolniczo-Przemysłową w Poznaniu. Aktywnie działał w komitecie powiatowym Towarzystwa Pomocy Naukowej im. Karola Marcinkowskiego, prezesował powiatowemu komitetowi Towarzystwa Czytelni Ludowych w Strzelnie oraz był członkiem i delegatem TCL z powiatu strzeleńskiego. Parał się również publicystyką. M.in. w 1909 r. na łamach „Ziemianina“ zamieścił artykuł O nowych paszach kupnych i w 1919 r. O stadninach rządowych w Gnieźnie i Sierakowie. Współpracę na niwie publicystycznej z „Ziemianinem: Miesięcznikiem Naukowo-Rolniczym“ kontynuował w latach międzywojennych. W latach 1911-1912 wchodził w skład polskiego komitetu wyborczego na powiat strzeleński, był również wiceprezesem Rady Nadzorczej Poznańskiego Banku Ziemian Spółki Akcyjnej w Poznaniu, a w latach 1928-1939 prezesem RN.

26 listopada 1918 r. podczas wiecu wyborczego w Strzelnie wybrany został z terenu powiatu strzeleńskiego delegatem na Polski Sejm Dzielnicowy, który odbył się w dniach 3-5 grudnia 1918 r. w Poznaniu. Uczestniczył z bronią w ręku w walkach powstańczych 1918-1919 na terenie powiatu strzeleńskiego, dostarczał żywność i finansował poczynania zbrojne. Był członkiem Koła Towarzystwa Powstańców i Wojaków w Strzelnie. 7 sierpnia 1927 r. z okazji 5-lecia Koła został udekorowany odznaką Powstańca Broni.


Osiemnastowieczny spichlerz w Rzeszynku
 W okresie międzywojennym piastował funkcje prezesa Kółka Rolniczego w Kościeszkach,
członka zarządu powiatowego Związku Obrony Kresów Zachodnich w Strzelnie oraz należał do Wielkopolskiego Związku Ziemian w Mogilnie. Przewodniczył komisjom wyborczym w obwodzie Rzeszyn w wyborach do Sejmu i Senatu RP. Wspierał finansowo działalność Powiatowego Komitetu Przysposobienia Wojskowego i Wychowania Fizycznego w Strzelnie. Politycznie udzielał się w Crześcijańsko-Narodowym Stronnictwie Rolniczym. Jako członek Sejmiku Powiatowego w Strzelnie reprezentował Powiat Strzeleński w Poznańskim Sejmiku Wojewódzkim, w którym był przewodniczącym Komisji Budowlano-Drogowej. Z pasją uprawiał myślistwo i był członkiem Zarządu Powiatowego Polskiego Związku łowieckiego w Mogilnie oraz jeździectwo, uczestnicząc m.in. w licznych zawodach konnych. Wchodził w skład Komitetu Obywatelskiego Pożyczki Narodowej na Powiat Mogileński.

Okres okupacji hitlerowskiej Amrogowicz spędził w okolicach Brześcia Kujawskiego. Majątek przywłaszczony został przez Powiernictwo III Rzeszy, a po zakończeniu wojny, w ramach reformy rolnej rozparcelowany. Dominium stało się wsią gminną. W dworze po Amrogowiczach zorganizowano Szkołę Podstawową. Już współcześnie nadano jej imię płk. Stanisława Wyskoty-Zakrzewskiego. Dzisiaj jest filią Publicznej Szkoły Podstawowej w Jeziorach Wielkich.
Po II wojnie światowej dr Bogdan Amrogowicz pracował w przemyśle cukrowniczym we Wrzeszczu. Zmarł 12 listopada 1951 r. w Sopocie.

Koniec

środa, 25 grudnia 2019

Bożonarodzeniowa opowieść. Amrogowicze z Rzeszynka - cz. 2




Wigilia Świąt Bożego Narodzenia, trzeci dzień zimy, a tu ani widu, ani słychu o śniegu, ani mrozie. 90 lat temu „Dziennik Kujawski“ donosił, że zima od Bożego Narodzenia nie ustępuje, a mrozy w Inowrocławiu dochodzą do -32° Celsjusza. Już wówczas pisano, że zachodzą stopniowe zmiany w klimacie, co szczególnie uwidacznia się w niewidocznym gołym okiem, ale ciągłym opadaniu lustra wodnego Gopła: Ubywa go co roku, jak obliczono - pisał w relacji z podróży nad Gopło Ludwik Romacki w 1911 r. Obok naszych osobistych rozważań: - co nam przyszłość gotuje? proponuję dziś drugą część Bożonarodzeniowej opowieści i wraz z nią przenieść się do Rzeszynka, by bliżej poznać dziedzica Ferdynanda Amrogowicza jego czasy i najbliższych. Zatem:

Czasy Ferdynanda Amrogowicza

Nasz bohater urodził się 25 września 1844 r. na Pomorzu Zachodnim. Rodzicami jego byli Leonard i Katarzyna z domu Goszczyńska Amrogowicze. Jako niemowlę na chrzcie otrzymał imiona Kleofas Ferdynand. Przez całe swoje życie używał tylko imienia Ferdynand. Gdy miał 9 lat zmarli jego rodzice. W bliżej nieznanych okolicznościach, ale zapewne wynikłych z jakiś powiązań rodzinnych, względnie majątkowych, przygarnął chłopca i zajął się jego edukacją Konstanty Koschembahr-Łyskowski (1816-1889), s. Konstantego i Anny Rutkowskiej. Był on dziedzicem Lekart, później Krzemieniewic k/ Lubawy oraz Bągarcika. Opiekun nie żałował grosza i dobrze wyedukował Ferdynanda na poziomie podstawowym, a następnie średnim. Tak oto wspominano ten okres po jego śmierci ...Wychowany pod troskliwem okiem i czułą ręką Konstantego Łyskowskiego, wykształcił się w zawodzie swym w ówczesnej Akademii Rolniczej w Prószkowie.

Ferdynand Amrogowicz
 Rozwijając wątek edukacyjny dopowiem, po zdaniu egzaminów studiował Rolnictwo w założonej w 1847 r. Królewskiej Akademii Rolniczej w Prószkowie koło Opola. Tutaj nauki pobierało ok. 20% młodzieży polskiej z Wielkiego Księstwa Poznańskiego, Królestwa Polskiego, Prus Zachodnich i innych prowincji. Akademia Rolnicza w Prószkowie należała do I ligi uczelni rolniczych w Europie. Wykładali tu znakomici uczeni agraryści i profesorowie weterynarii. Swoją renomą uczelnia zapisała się złotymi zgłoskami w dziejach europejskiego szkolnictwa wyższego. W 1881 r. władze pruskie zdecydowały, aby przenieść ją do Berlina i włączyć jako jeden z wydziałów do Uniwersytetu im. Wilhelma Humboldta.

Po skończonych studiach Ferdynand zawarł ze swoim dobroczyńcą układ, wedle którego Łyskowski puścił mu w dzierżawę swój folwark Bągarcik w powiecie sztumskim w Prusach Zachodnich. W krótkim czasie zaowocowała wiedza jaką wyniósł z Akademii Prószkowskiej. Dzięki wprowadzeniu nowoczesnych metod upraw i hodowli zwierząt majętność w krótkim czasie zaczęła przynosić wysokie dochody. Wzorowe prowadzenie majętności przysporzyło mu zwolenników postępu, dlatego też by ich edukować w postępie rolniczym w 1870 r. założył Towarzystwo Rolnicze w pobliskich Pierzchowicach i kierował nim z powodzeniem przez kilka lat aż do swego wyprowadzenia się na Kujawy. W tym czasie ściśle współpracował na niwie gospodarczej z członkami Zarządu Centralnego Towarzystwa Gospodarczego dla Prus Zachodnich: Leonem Czarlińskim, majorem Stanisławem Radkiewiczem, Michałem Sczanieckim, Władysławem Radkiewiczem oraz Ignacym  Łyskowskim.

Działalność na niwie społecznej zaowocowała wyborem w 1870 r. Amrogowicza z Bągarciku na członka Komitetu Wyborczego w Starym Targu oraz zastępcą delegata na powiat sztumski w ramach tegoż komitetu. Uczestniczył jako delegat w Sejmikach Gospodarczych w Toruniu.

Mając 32 lata i dobrą pozycję w środowisku polskiego ziemiaństwa w Prusach Zachodnich Ferdynand Amrogowicz poślubił Annę Grossmann. Ślub odbył się 10 października 1876 r. w Poznaniu, w kościele pod wezwaniem św. Marcina. Małżonkowie zamieszkali w dzierżawionej majętności Bągarcik. W następnym 1877 roku, 27 lipca urodził się im syn Bogdan, późniejszy następca na dobrach rzeszyneckich. Prawdopodobnie za wniesione przez małżonkę Annę wiano i własne oszczędności Ferdynand nabył majątek Studa ok. 286 ha w powiecie lubawskim, który wykupił z rąk niemieckich.


Wkrótce po urodzeniu się syna nadarzyła się okazja zakupu dużej, blisko tysiąchektarowej posiadłości ziemskiej na Kujawach, nad Gopłem w ówczesnym powiecie inowrocławskim. Długo nie zastanawiał się i za sprzedaż Study, którą ponownie kupił Niemiec oraz z korzystnego kredytu wykupił z rąk niemieckiej rodziny Lauterbachów majętność Rzeszynek z leśnictwem Lubstówek. Transakcja zawarta została w 1878 r. o czym donosił poznański „Goniec Wielkopolski“. Trzeba pamiętać, że Lauterbachowie mieszkali na Śląsku, a w Rzeszynku mieli dzierżawcę, któremu należało wypowiedzieć z rocznym wyprzedzeniem dzierżawę. Tu na Kujawach Ferdynand szybko zasymilował się z miejscowym środowiskiem ziemiańskim i postępową większością włościaństwa.

Małżonkowie Amrogowicze mieli piątkę dzieci. Wspomnianego już syna Bogdana, o którym będzie niżej i cztery córki, które na świat przyszły w starym modrzewiowym dworze w Rzeszynku. Najstarsza z córek Janinka zmarła jako dziecko 16 czerwca 1882 r. i została pochowana na cmentarzu przykościelnym w Kościeszkach. Drugą z kolei córką była Karolina Maria (ur. 1880-) zamężna za Antoniego Dembińskiego (1851-1920) z Węgierc. Niestety, nie miała z nim dzieci, a on zmarł w 1920 r. i Karolina Maria została wdową. Trzecią córką była Izabella Bogumiła (ur. 9 czerwca1886 - zm. 31 grudnia 1964) zamężną za Jarogniewa Drwęskiego (1875-1921), prawnika, polskiego działacza narodowego i społecznego w Wielkopolsce, pierwszego prezydenta miasta Poznania. Czwartą córką była Halina (ur. 20 stycznia 1888-) zamężną za Jana Zygmunta Artwińskiego właściciela Kliszowa koło Mielca. Ślub z nim zawarła 16 kwietnia 1907 r. w Poznaniu. 


Izabella należała do najlepiej wykształconych kobiet swoich czasów. Jej nauczycielką była sama Urszula Ledóchowska, późniejsza święta. Ukończyła szkołę pensjonatową sióstr urszulanek czarnych w Krakowie, a następnie jako jedna z trzech uczennic złożyła maturę w tamtejszym Gimnazjum św. Jacka. Zdała tak dobrze, że uhonorowano ją specjalną wstęgą, po czym ruszyła na studia do Fryburga, gdzie podjęła studia przyrodnicze na tamtejszym Uniwersytecie. Naukę jednak przerwała i poślubiła Jarogniewa. Ślub ich odbył się 20 kwietnia 1907 r. w Poznaniu. Na studia już nie powróciła. Małżonkowie mieli trzech synów.

Izabella z Amrogowiczów Drwęska
 Jej wielkie dni nastają jesienią 1918 r., kiedy kończy się wojna. Działała w Służbie Kobiet. Izabella z gronem poznańskich pań założyła na Dworcu Głównym w Poznaniu Ognisko - świetlicę i kuchnię polową służące wracającym z frontów żołnierzom - Polakom. Podczas powstania wielkopolskiego ciepła strawa, chleb i papierosy już nie wystarczają - panie organizują więc pomoc sanitarną. Tak powstał zalążek późniejszego oddziału PCK w wolnym Poznaniu. Izabella z Amrogowiczów Drwęska zostaje jego pierwszą prezeską. Aktywnie działa. I nagle... wszystko się wali. W 1921 roku umiera Jarogniew. Izabella rodzi jeszcze ich trzeciego syna, Jarogniewa Aleksandra, pogrobowca - i przenosi się na wieś, do Karnówka, gdzie wydzierżawia od Skarbu Państwa majątek. Musi wychować dzieci.
 
Jarogniew Drwęski
Jarogniew Drwęski z synami

Z małżeństwa z Jarogniewem miała trzech synów Antoniego Józefa, Jerzego i Jarogniewa Aleksandra - zmarłego w wieku szesnastu lat. Po śmierci męża odrzuca propozycję małżeństwa ze strony pułkownika Władysława Andersa.
Wraz z mężem uczczona została przez Poznaniaków Parkiem Izabeli i Jarogniewa Drwęskich, który zlokalizowany jest na Północnej Wildzie w Poznaniu, w bezpośrednim sąsiedztwie Pomnika Powstańców Wielkopolskich.

W korespondencji z 4 stycznia 1881 r. ze Strzelna do "Gońca Wielkopolskiego" ks. Dionizy Strybel, wikariusz strzeleński pisał w odpowiedzi na fałszywe informacje podsumowujące działalność Kółka Rolniczego w Strzelnie za 1880 r., a zamieszczone w 8. numerze gazety:
Nie mogąc milczeniem pominąć kilka punktów, jakich dotknął korespondent z ujmą dla tych, którzy i tego roku niemało się zasłużyli około dobra kółka, przesyłam niniejsze sprostowanie tyczące się tych panów. (...) Również i p. Amrogowicz nie opuścił kółka, a nawet czynny brał udział w posiedzeniach miesięcznych. Kółko bardzo wiele zawdzięcza p. Amrogowiczowi, i jeśli dzisiaj już u gospodarzy widzimy lepsze gatunki inwentarza żywego, zasługa to szczególniej p. Amrogowicza. Nadto przemawiał p. Amrogowicz na 6 posiedzeniach, o czym korespondent zdaje się wcale nie wiedzieć. Ważne tylko sprawy osobiste były mu przeszkodą, iż nie mógł na wszystkich posiedzeniach być obecnym. Wszakże zawiadomiony przeze mnie listownie, że na posiedzeniu dnia 21-go grudnia dwie ważne kwestie będą rozbierane, tj. o majoratach włościańskich i kwestia wekslowa, przy czym zdanie jego byłoby nam
bardzo pożądane, przybył p. Amrogowicz mimo niepogody i bardzo złej drogi, mając przeszło dwie mile do Strzelna, i wielce przyczynił się do ożywienia rozpraw. Z wdzięcznością też wielką ocenia kółko trudy, jakie p. Amrogowicz dla dobra jego podejmuje i publicznie składa mu podziękowanie.

Jedną z wielu jego pasji było szkółkarstwo i promowanie sadownictwa, poprzez zakładanie sadów przydomowych, czy obsadzanie dróg drzewkami owocowymi. W tym celu założył towarzystwo sadownicze w Kruszwicy ze szkółką drzew, którego zadaniem było niesienie oświaty i kultury rolnej w najdalsze zakamarki powiatu.

W 1887 r. w nowo utworzonym powiecie strzeleńskim Ferdynand Amrogowicz, jako właściciel dóbr rycerskich - z niem. Rittergut, i w związku z tym posiadając stały mandat w sejmiku krajowym, wszedł w skład Sejmiku Powiatowego w Strzelnie. Od 13 grudnia wybrany został w skład sejmikowych komisji: Normowania Podatku Budowlanego, Wyboru Ławników i Sędziów Przysięgłych, Taksowania Padłych na Zarazę i Zabitych na Rozkaz Policji Zwierząt oraz Stanowienia Klaczy. Również został wybrany pierwszym prezesem polskiego powiatowego komitetu wyborczego. Funkcje te, z racji swojej politycznej i społecznej nieskazitelności i ogromnemu doświadczeniu piastował aż do swojej śmierci w 1902 r. W tym też czasie blisko współpracował z Bolesławem Pińkowskim ze Strzelna, ks. prob. Leonem Kittlem ze Stodół, a także z całym ziemiaństwem powiatu strzeleńskiego.

W 1888 r. został członkiem biura Wieców w Strzelnie i Kruszwicy w sprawie obrony języka polskiego i nauki religii w szkołach ludowych oraz członkiem zarządu sądu polubownego dla rolniczych stowarzyszeń zawodowych w Strzelnie. Przewodniczył niemal wszystkim odbywającym się w powiecie wiecom polsko-katolickim. Przez szereg lat piastował funkcję deputowanego Towarzystwa Ziemstwa Zachodnio-Pruskiego na obwód inowrocławski. Od chwili osiedlenia się na Kujawach był członkiem Towarzystwa Rolniczego Inowrocławskiego, a następnie Inowrocławsko-Strzeleńskiego.

W kwietniu 1890 r. Ferdynand Amrogowicz został powołany w skład Wydziału Powiatowego oraz wybrany do Poznańskiego Rolniczego Stowarzyszenia Zawodowego. W lipcu tegoż roku złożył urząd wicepatrona Kółek Rolniczych powiatu inowrocławskiego i strzeleńskiego. Trzeba zaznaczyć, że od chwili przybycia na Kujawy zaczął ciągłą i niestrudzoną, a do tego bogatą w plony pracę na niwie patriotycznej, narodowej i gospodarczej. Można o nim bez przesady powiedzieć, że nie było na Kujawach dobrego dzieła, którego on radą, czynem lub wsparciem finansowym by nie poparł. Nie było prawie w Księstwie instytucji społecznej, do której by nie należał. Szczególnie oddanie działał na niwie Towarzystwa Pomocy Naukowej, prezesował Kółku Rolniczemu w Kościeszkach. Będąc gorącym patriotą z werwą swojego młodzieńczego serca umiał zjednać i nakierować na właściwy tor najgorętsze dążenia młodzieży i co dobrego w nich pozytywnie oceniać. Jako spokojny i rozważny obywatel potrafił zaprząż się do żmudnej pracy w nowoutworzonym powiecie strzeleńskim i w Wydziale Powiatowym wraz z Niemcami dla dobra ogółu efektywnie pracować.


Ferdynand Amrogowicz zmarł 6 sierpnia 1902 r. Pochowany został na cmentarzu przykościelnym w Kościeszkach. Na łamach „Dziennika Poznańskiego“ w relacji z pogrzebu napisano:
Z chwilą przybycia na Kujawy zaczyna się ta ciągła i niestrudzona a bogata w plony praca jego w tym zakresie, jaki sobie zaznaczył. Można o nim bez przesady powiedzieć, że nie było na Kujawach dobrego dzieła, którego on radą, czynem lub mieniem nie był poparł, nie ma prawie w Księstwie naszym instytucji społecznej, do której by on nie należał. Straciło go i to najrozleglej na Księstwo działające Towarzystwo Pomocy Naukowej, straciło w nim prezesa swego najbliższe jemu Kółko Rolnicze w Kościeszkach, w jego parafii. Gorący Polak każdym tętnem zawsze młodzieńczego serca swego umiał on uznać i najgorętsze dążenia dzisiejszej młodzieży naszej i co dobrego w nich jest ocenić; jako spokojny a rozważny obywatel umiał się przecież i zaprząż do żmudnej pracy w powiecie i tam we wydziale powiatowym wraz z Niemcami dla dobra powiatu swego pracować. Niech sobie Kujawy całe, niech sobie powiat strzeleński w szczególności sam dopowie, ile my tutaj, ile społeczeństwo nasze w nim straciło.

- I płakał po nim naród przez dni wiele płaczem wielkim - powiedział o nim mówca pogrzebowy. I dziwna rzecz, kiedy jechałem na pogrzeb, Żyd-handlarz, który po drodze się nadarzył, rzekł do mnie: - Das ist ein ausgezeichneter Mann gefallen, um ihn weinen viele Menschen - [To doskonały człowiek, wielu ludzi płacze z jego powodu - tłumaczenie M.P.]. Te same niemal słowa z ust tak różnych, jakże dobrze streszczają powszechny żal i smutek, jaki zgasły mąż po sobie zostawił. Zjechało się na pogrzeb jego rozliczne obywatelstwo Księstwa, Prus Zachodnich, Kujaw z tej i tamtej strony granicy [z zaboru rosyjskiego - M.P], zjechało się i wielu przedstawicieli inteligencji z miast bliższych i dalszych, by się pożegnać z tym, który już nigdy nie wróci, a po którym żal i wspomnienie i wyłom na długo zostanie.

W tak ciężkich jak dzisiejsze czasach, w których najboleśniejsze na swoich robimy doświadczenia, patrząc, jak ziemię i mienie zaprzepaszczają i wydają we wrogie ręce, - przywykliśmy już za zasługę rzecz najprostszą poczytywać: za zasługę, jeżeli kto odziedziczone po ojcach mienie utrzyma. O ile zasługa rzeczywistszą i większą jest, jeżeli kto, jak nieboszczyk, kawał ziemi z rąk niemieckich nabył, a przez dwadzieścia pięć lat ustawicznej nad ukochanym łanem pracy do wysokiej kultury go doprowadził, i bogate z wdzięcznej ziemi i pracy swej zbierając plony, fortuny dużej się dorobił po to, by ją za część mienia nie osobistego, lecz społecznego używać. Prawdziwy wzór obywatela-ziemianina!
Potykaniem dobrem potykałeś się, wiaryś dochował, zawoduś dopełnił - niechże ci zgotowany będzie wieniec sprawiedliwości.


Z tym życzeniem zegnaliśmy świeżą mogiłę, a mimo woli gdzieś na dnie serca dołączyło się do niego jeszcze i drugie. Oby syn ś. p. Ferdynanda, który do najwyższych uprawnia nas nadziei, brzemię pracy z ojca teraz na młode jego barki spadłe, ochoczo dźwigał, a ten łan ziemi pracą ojca uświęcony, potem jego zroszony nie tylko sam utrzymał, ale i kiedyś dzieciom dzieci swych w najdalsze pokolenia przekazał i tym trwalszy pomnik ś. p. ojcu swemu i zbożnej jego pracy wystawił!

Na eksportacji i pogrzebie przemawiali: sąsiad i współobywatel p. [dr Tadeusz] Trzciński z Popowa, od Kółek Rolniczych p. Szmuda z Chrosna, a duchowne mowy wypowiedzieli proboszcz parafialny ks. [Adam] Józewicz i ks. prałat [Roman] Goebel z Kruszwicy.
 Sto powozów naliczono w orszaku żałobnym

CDN