niedziela, 12 stycznia 2020

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 68 Ulica Świętego Ducha - cz. 23




Pozostawiając kultową już dla strzelnian restaurację „Piastowską“ przechodzimy pod kolejną i ostatnią po prawej stronie ulicy Świętego Ducha, posesję oznaczoną numerem 36, dawniej numerem policyjnym nr 50. Oczom naszym rzuca się piękny, solidny dom parterowy nakryty dwuspadowym dachem, niegdyś ceramicznym, a obecnie eternitowym z dużą centralnie umieszczoną mansardą z dwoma oknami półkolistym zwieńczeniem. Dom ten został wystawiony pod koniec XIX w. w modnym wówczas eklektyzmie, z bocznymi silnie boniowanymi pilastrami i ozdobnymi obramowaniami okien na elewacji. W pierwotnym wyglądzie, na prawo od wejścia głównego znajdowały się drzwi bezpośrednio prowadzące do lokalu użytkowego. Obecnie w miejscu tym znajduje się okno. Od strony podwórza znajduje się niewielka parterowa oficyna. W przeszłości, do początku lat 60. część gospodarcza posesji była większa i sięgała ul. Michelsona. Przy tej ulicy stała stodoła z pecy, która była elementem prowadzonego w przeszłości przez właścicieli gospodarstwa rolnego. Część budynków inwentarskich, w tym i stodołę rozebrano i na ich miejsce ówczesna PSS „Społem“ wystawiła kawiarnię „Kolorowa“ - obecnie mieści się tutaj NZOZ Medica.


Obecnie okrojona posesja stanowi własność spadkobierców po Antonim i Joannie z Szwarców, państwa Bernadety i Jerzego Kuklińskich. Pani Bernadeta jest córką Antoniego Latosińskiego, którego przodkowie od lat zamieszkiwali tę posesję. W najstarszych zapiskach sięgających 1800 r. znajdujemy tutaj jako właściciela niejakiego Ostruszyńskiego (Kostrzuszyński?). Z zapisków metrykalnych parafii św. Trójcy w Strzelnie możemy wywnioskować, że posesja ta należała do Ostruszyńskich do połowy XIX w. W 1852 r. córkę Ignacego i Ksawery z Łoboziewiczów, 22-letnią Józefę Ostruszyńską (Kostrzuszyńską?) poślubił Ignacy Latosiński, syn Wojciecha i Franciszki. Zaś w 1889 r. znajdujemy tutaj kolejnego Latosińskiego, Antoniego. Tenże rok później poślubił Franciszkę Wietrzykowską córkę Walentego i Marii z Ruszkiewiczów, z którą miał m.in. synów Ignacego i Antoniego junior - powstańców wielkopolskich. Antoni żonaty był z Janiną Szwarc. Latosińscy należeli do zacnej rodziny strzeleńskiej, której głównym źródłem utrzymania było rolnictwo. W mej pamięci zapisał się obraz wizyt ciotki Pelagii Piweckiej u starszej pani Latosińskiej. Choć obraz ten jest nieco zamglony i sięga przełomu lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, to przed mymi oczami jawi się on pełen pączków i chruścików popijanych herbatą z delikatnych porcelanowych filiżanek. Były to tzw. spotkania przy herbatce, na które zabierała mnie ciocia Pela.


Bracia Latosińscy powstańcy wielkopolscy

Latosiński Ignacy, urodził się 8 kwietnia 1896 r. w Strzelnie jako syn Antoniego i Franciszki z domu Wietrzykowska. Był starszym bratem Antoniego, powstańca wielkopolskiego.
Uchwałą Rady Państwa nr: 12.19-0.2385 z dnia 19 grudnia 1974 r. został odznaczony Wielkopolskim Krzyżem Powstańczym 1918-1919 za czynny udział z bronią w ręku w Powstaniu Wielkopolskim.

Do Powstania Wielkopolskiego przystąpił 2 stycznia 1919 r. i pozostawał w jego szeregach 15 marca 1919 r. Ochotniczo wstąpił do młyńskiego oddziału powstańczego pod dowództwem sierż. Józefa Owczarskiego i wziął udział z bronią w ręku przy oswobodzeniu Strzelna, a następnie w wyprawie na Inowrocław. Przez Kruszwicę dotarł do Mątew i stamtąd w zgrupowaniu oddziałów powstańczych pod wspólnym dowództwem ppor. Pawła Cymsa uczestniczył w krwawych walkach o Inowrocław. Po oswobodzeniu miasta wstąpił ochotniczo w szeregi Pułku Grenadierów Kujawskich, przemianowanego później na 5. Pułk Strzelców Wielkopolskich w Inowrocławiu walczył na odcinku kujawskim frontu północnego.

15 kwietnia 1919 r. ponownie zmobilizowany został przydzielony do II Batalionu Telegraficznego w Poznaniu - Cytadela.  do 07.07.1921. Po zwolnieniu z wojska pracował w gospodarstwie rodziców. Był członkiem Koła Towarzystwa Powstańców i Wojaków w Strzelnie. Rozkazem Dowództwa Okręgu Korpusu VIII Nr 35/29 z dnia 5 listopada 1929 r. przyznane zostało mu prawo do "Medalu Pamiątkowego za Wojnę 1918-1921".

Od 1923 do lutego 1943 r. prowadził własny warsztat zegarmistrzowski przy ul. Świętego Ducha w Strzelnie. Po przejęciu firmy przez Niemców został wywieziony na przymusowe roboty do Niemiec. Tam przebywał do zakończenia wojny w 1945 r. Po kapitulacji Niemiec powrócił do swego miejsca zamieszkania i na nowo objął swój warsztat zegarmistrzowski.


Latosiński Antoni, urodził się 9 stycznia 1898 r. w Strzelnie jako syn Antoniego i Franciszki z domu Wietrzykowskiej. Mieszkał w Strzelnie i prowadził gospodarstwo rolne. Był młodszym bratem Ignacego, powstańca wielkopolskiego.
Uchwałą Rady Państwa nr: 11.10-0.909 z dnia 10 listopada 1958 r. został odznaczony Wielkopolskim Krzyżem Powstańczym 1918-1919 za czynny udział z bronią w ręku w Powstaniu Wielkopolskim.

Jako żołnierz armii niemieckiej wziął udział w I wojnie światowej. Walczył na froncie francuskim i był uczestnikiem bitwy pod Verdun. Po zakończeniu działań wojennych wrócił do rodzinnego miasta i włączył się w działalność niepodległościową. Do Powstania Wielkopolskiego przystąpił 2 stycznia 1919 r. Wstąpił ochotniczo do oddziału powstańczego pod dowództwem ppor. Pawła Cymsa. Brał udział w wyzwoleniu Strzelno, a następnie w wyprawie na Inowrocław. Przez Młyny, Witkowo, Włostowo i Kruszwicę dotarł do Mątew. Stamtąd w dniach 5-6 stycznia 1919 r. uczestniczył w ataku na miasto. Walczył również o wyzwolenie okolicznych miejscowości. Po zakończeniu działań powstańczych 8 października 1919 r. został zwolniony do cywila.

Jako ochotnik w 1920 r. wstąpił w szeregi Wojska Polskiego i wziął udział w wojnie polsko-bolszewickiej. Po niej wrócił do Strzelna i zajął się prowadzeniem gospodarstwa rolnego. W okresie międzywojennym był członkiem Koła Towarzystwa Powstańców i Wojaków oraz Kółka Rolniczego w Strzelnie i zasiadał w jego Sądzie Honorowym. Również był radnym Rady Miejskiej. Rozkazem Dowództwa Okręgu Korpusu VIII Nr 35/29 z dnia 5 listopada 1929 r. przyznane zostało mu prawo do "Medalu Pamiątkowego za Wojnę 1918-1921".
Zmarł 8 lutego 1970 r. w Strzelnie. Pochowany na starym cmentarzu w Strzelnie przy ul. Kolejowej


W domu tym mieszkał Antoni Marian Latosiński, syn Antoniego i Janiny z Szwarców. Był on geodetą i pracował w Prezydium Powiatowej Rady Narodowej w Mogilnie. Jego małżonka Bogumiła Kozłowska-Latosińska była nauczycielką w Technikum Ekonomicznym w Strzelnie, a po jego likwidacji w Mogilnie. Państwo Latosińscy w 1975 r. wyprowadzili się do Mogilna, gdzie oboje pracowali, a stamtąd do Poznania. Dla ciekawości dodam, że obecny właściciel posesji pan Jerzy Kukliński zafascynowany genealogią od lat odtwarza dzieje rodów Latosińskich i Kuklińskich. Zbudował drzewo genealogiczne, z wielką skrupulatnością umieszczając na jego konarach przodków swej małżonki i swoich - krewnych i powinowatych.

Inną ciekawostką jest informacja, jak została odnotowana w „Nadgoplaninie“ w 1888 r. Jak donosiła gazeta, podczas burzy sierpniowej szalejąca wichura wywróciła przed domem pana Latosińskiego 2 topole. Ziemia wskutek ulewy tak zmiękła, że wicher z łatwością obalał drzewa przy drogach i w okolicznych lasach.

Tak dobiegliśmy końca prawej strony ulicy Świętego Ducha. Przechodząc na drugą stronę w następnej części Spacerku na chwilę zatrzymamy się w miejscu zwanym Placem Daszyńskiego. Miejsce to poprzez liczne przebudowy zatraciło swój pierwotny wygląd oraz charakter i stanowi dzisiaj zaledwie formę rozwidlenia ulic, w ciągu których przebiegają drogi krajowe nr 15 i 25.

piątek, 10 stycznia 2020

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 67 Ulica Świętego Ducha - cz. 22



Początki dziejów posesji oznaczonej dawniej numerem policyjnym 51, a obecnie 34, przybliżyłem opisując historię poprzedniej, gdyż stanowiła ona od 1800 r. własność tych samych mieszczan, czyli: szewca Poradzińskiego, następnie jego syna Walentego i wnuka Ignacego. Przed 1889 r. obie posesje nabyli Łowiccy i wystawili na nich dwie okazałe, piętrowe kamienice. Pierwszą wynajął pruskiemu urzędowi pocztowemu, a drugą, w której jeszcze przed dwudziestu laty mieściła się restauracja „Piastowska“, piętro sam zajmował, a parter wynajmował na cele gastronomiczno-hotelarskie. Pierwszym znanym dzierżawcą parteru był Niemiec Adalbert (Wojciech) Morawietz, późniejszy właściciel posesji przy Rynku 3. Prowadził on tu restaurację i hotel. Corocznie w lokalu odbywała się stawka poborowych młodego rocznika oraz przeglądy Landszturmu. Na początku lat 90. XIX w. znajdujemy tutaj kolejnego dzierżawcę, hotelarza, Niemca Adolf Schulz. Po nim interes trzymał syn Herman. Prowadzony przez niego interes nosił szumną i przyciągającą dzięki ogromnemu szyldowi nazwę: Hotel Stadt Posen - Hotel Miejski Poznań.


W okresie międzywojennym posesję nabył Edmund Boruszkiewicz i kontynuował w nim aż do początku lat 50. XX w. działalność restauracyjo-hotelarską. Pochodził on z Witkowa w powiecie gnieźnieńskim (wcześniejszym witkowskim), gdzie urodził się 16 listopada 1885 r. Był on powstańcem wielkopolskim i w Strzelnie należał do Koła Związku Weteranów Powstań Narodowych RP. 6 lutego 1934 r. został zweryfikowany w stopniu plutonowego, jako powstaniec przez Zarząd ZWPN RP w Poznaniu.  

W lokalu spotykało się okoliczne ziemiaństwo, przybywające do Strzelna w różnych interesach. Odbywające się posiedzenia rad nadzorczych instytucji gospodarczych, czy zebrania całej gamy stowarzyszeń, zawsze przeprowadzane były w godzinach wieczornych, co powodowało, iż zamiejscowi działacze pozostawali na noclegach w licznych, acz niewielkich hotelach miejskich, w tym i u Boruszkiewicza. Restauracja składała się z kilku pomieszczeń zlokalizowanych na parterze, a były to: sala ogólna z bufetem, sala narad, uroczystości i przyjęć, pokoje dla małych kilkuosobowych towarzystw i zaplecze kuchenne. Na piętrze znajdowało się mieszkanie właściciela oraz hotel. Z 28 grudnia 1938 r. zachowała się informacja, że w lokalu p. Boruszkiewicza odbyło się zebranie ,,Sokoła”, połączone z łamaniem się opłatkiem. Prezes Towarzystwa sędzia Stanisław Majcherkiewicz zagaił zebranie i wygłosił okolicznościowe przemówienie, po czym nastąpiło łamanie się opłatkiem. Kilka druhen i druhów zostało wyróżnionych okolicznościowymi upominkami, a na zakończenie odśpiewano kolędy.


W czasie okupacji restauracja została zabrana Boruszkiewiczowi - podobnie jak inne obiekty hotelarsko-gastronomiczne w mieście należące do Polaków - zaś on z rodziną zostali wysiedleni do Generalnej Guberni. Działalność hotelardko-gastronomiczną prowadził w jego obiektach Niemiec Kurt Philipp, a lokal nosił szumną nazwę: Hotel Deutsches Haus - Hotel Dom Niemiecki.


Z nastaniem pierwszych dni wolności, Boruszkiewicz powrócił i kontynuował przedwojenną profesję. Bufet w restauracji, na zasadach wspólnika prowadziła do czasu wyjścia za mąż moja mama. Z tego okresu, a konkretnie od 1945 do 1946 r. zapamiętałem wiele anegdot opowiedzianych przez mamę, a które tyczyły się tego miejsca.

Po wielokroć, w późnych godzinach wieczornych, pod osłoną nocy, restaurację odwiedzali żołnierze podziemia, w dzień ukrywający się w okolicznych lasach. Dziwnym zbiegiem okoliczności zawsze przybywali, kiedy w kuchni kotły były pełne jedzenia. Świadczyło to o tym, że właściciele byli uprzedzani o wizycie leśnych ludzi. Z opowieści mamy wynikało, że i ona wtajemniczana był w te odwiedziny. Generalnie nie znała mieszkańców Strzelna, kiedy do miasta przybyła w styczniu 1945 r. idąc na pieszo z Konina, tuż za Armią Czerwoną. Przed wojną mieszkała na Kawce, koło Goryszewa, gdzie dziadek był kierownikiem młyna. Natomiast, tuż po wojnie zamieszkała u swej siostry „na młynie" przy ulicy Inowrocławskiej. Tak więc, poznawała mieszkańców Strzelna i okolicy dopiero w trakcie ich odwiedzin w restauracji. Wspominając ten okres mówiła, że nocni goście byli jej znani z widzenia, ale nazwisk nie pamiętała. Dopiero później, kiedy ja byłem już dorosły, wspomniała, że przywódcą oddziału był Glasner ze Strzelna.

W pierwszym półroczu 1945 r. restaurację nawiedzało kilku okolicznych ziemian, którzy swe troski związane z reformą rolną topili w kieliszku. Wielu z nich, w czerwcu, otrzymało rozkazy z UB o natychmiastowym opuszczeniu swych dotychczasowych gniazd rodowych. Z bezprawnych przepisów również wynikało, iż zobowiązani byli oni do opuszczenia powiatu i zamieszkania za ich granicami. Podczas pożegnalnych spotkań, w których udział brała miejscowa inteligencja, kupcy zbożowi i młynarze, często gęsto pito znaczne ilości alkoholu. Towarzysząca temu aktowi celebra, która w fazie pożegnania toastami, kończyła się piciem z pantofelków pani bufetowej. W celu jego spełnienia mama miała przygotowane pod ladą bufetową, nie noszone obuwie. Kiedy padało hasło: Panno Irko pijemy panny zdrowie z najpiękniejszych kieliszków, nachylała się i niby zdejmując swoje czółenka, wyciągała buciki na ladę i napełniała je alkoholem. Jak się później okazało, zwyczaj ten przeszedł na co zamożniejszych obywateli Strzelna, którzy piciem z damskich pantofli próbowali dorównać ziemiaństwu. Ale gdzie im było do fantazji i szarmanckich zachowań panów ziemian.

Zdarzały się również chwile grozy, kiedy podchmieleni goście próbowali wyegzekwować swoje racje pięściami. Lekarstwem na awanturników był wilczy bilet wystawiany przez pana Boruszkiewicza. Odnotowany w ten sposób delikwent nie miał prawa wstępu do lokalu i być w jakikolwiek sposób obsłużonym. W niektóre wieczory w pobliżu restauracji dawało się słyszeć strzały i odgłosy potyczek pomiędzy tzw. „bandami" a oddziałami milicji. Kilka razy pociski wpadły do pomieszczeń bufetowo-restauracyjnych, na szczęście nie wyrządzając nikomu krzywdy.

  1. Zebranie członków PSS "Społem" w Strzelnie na świetlicy, na poddaszu kamienicy przy św. Ducha 34
 Ale i wówczas restauracja była miejscem zawierania wszelkiego rodzaju transakcji handlowych. Tutaj obracano towarem deficytowym kupowanym „z rączki do rączki", jak również można było zamówić potrzebne urządzenia, maszyny, wyposażenie gabinetów, a wszystko pochodzące z tzw. Ziem Odzyskanych, czyli z popularnie zwanego szabru. Co ciekawe, po dziś dzień możemy w strzeleńskich mieszkaniach napotkać wiele dzieł sztuki pochodzących z Wrocławia, czy Gdańska. Z braku sklepów antykwarycznych dokonywano transakcji kupna-sprzedaży biżuterii, bibelotów, cennej porcelany, złotych monet itp. Mamie udało się zawrzeć korzystną transakcję sprzedaży obrazu olejnego jednego z Kossaków, który przywiozła z Konina, a który otrzymała w zapłacie za wieloletnią pracę u rodziny Brunotte. Sumę, jaką otrzymała za obraz starczyła jej na wyprawienie wesela, zakup kompletu mebli sypialnych i całej wyprawy panieńskiej. Obraz nabył jeden z miejscowych kupców zbożowych.

W tym lokalu poznali się moi rodzice. Przychodzący po powrocie z obozu, z kolegami na przysłowiowego sznapsa, ojciec był pełen podziwu dla urody młodziutkiej bufetowej. Sam, starszy był od Mamy o 18 lat i dopiero co przeszedł rekonwalescencję poobozową. Dlatego też był szczupły - żeby nie powiedzieć chudy - do tego z maleńkim wąsikiem pod samym nosem, a do tego bardzo przystojny. Starał się wieczorami odprowadzać wybrankę swego serca do domu przy młynie, który prowadził jego przyszły szwagier Zygmunt Jaśkowiak. Nie bacząc na różnicę wieku, po rocznej znajomości oboje zawarli związek małżeński, którego efektem było urodzenie przez mamę siedmiorga potomków Ignacowych - sześciu synów i jedną córkę.

Restauracja "Piastowska" w latach 60. XX w.
Restauracja została w 1950 r. upaństwowiona. W pomieszczeniach działalność kontynuowała miejscowa PSS „Społem“. Lokal, choć został przejęty przez spółdzielnię i nadano mu nazwę „Restauracja Piastowska“, zachował klimat dawnego lokalu Boruszkiewicza. Jeszcze przez wiele lat bywalcy restauracji dla określenia tego miejsca nie mówili inaczej, jak „U Boruszkiewicza“. Stan ten zmienił się dopiero pod koniec lat sześćdziesiątych minionego stulecia. PSS wykupiła kamienicę z rąk Boroszkiewiczów i przeprowadziła w niej remont adaptacyjny pod biura oraz rozbudowę. Parter przebudowano. Zmianie uległa elewacja frontowa, do której na osi przybudowano niekomponujący z otoczeniem przedsionek - wejście główne do lokalu. W podwórzu dobudowano duże zaplecze kuchenno-magazynowe. Na piętrze uruchomiono przeniesione z Placu Daszyńskiego biura, czyniąc z tego miejsca siedzibę PSS. Na zaadaptowanym poddaszu uruchomiono świetlicę, która później przez pewien czas pełniła funkcję Miejskiego Domu Kultury. Lokal restauracji zwany „Piastowska“ stał się reprezentacyjny dla miasta i cieszył się dobrą opinią.

Wówczas, spółdzielnia przeżywała swój rozkwit. W Strzelnie posiadała własną piekarnię, ciastkarnię, rozlewnię wód gazowanych, ubojnię z zakładem masarskim, 2 kawiarnie („Danusia" i „Kolorowa"), 2 bary („Popularny" i „Bufet dworcowy"), restaurację, wypożyczalnię sprzętu AGD, 2 sklepy samoobsługowe, 4 pawilony spożywcze wolno stojące, 2 kioski, 2 sklepy nabiałowe, 3 sklepy wędliniarskie, 1 sklep z AGD, 1 sklep metalowo-narzędziowy, 1 sklep monopolowy oraz 4 sklepy spożywcze. Sieć sklepów odzieżowych i obuwniczych dotychczas posiadanych przez spółdzielnię przejęło wówczas WPHW, osłabiając nieco kondycję rozwijającej się spółdzielni.

Restauracja "Piastowska" po przebudowie - widok z lat jej świetności, kiedy kierownikiem był Józef Konieczny.
Warto dodać, że członkostwo w spółdzielni posiadał prawie każdy dorosły przedstawiciel rodziny mieszczańskiej. Jeszcze w 1990 r. spółdzielnia liczyła 1522 członków. Był okres, kiedy w wyniku gigantomanii wchłonięto strzeleńską spółdzielnię w struktury wojewódzkie tzw. WSS „Społem" - jednostkę, w której placówki terenowe stały się filiami giganta. Wówczas stanowiska prezesów spadły do rangi kierowników oddziałów. W 1976 r. zabrano spółdzielni najbardziej dochodowe sklepy przemysłowe i przyłączono je do WPHW. Z początkiem lat osiemdziesiątych „Społem" miało na terenie Strzelna 25 placówek handlowych i 4 usługowe, a WPHW 11. W jej dziejach kierownikami, czyli prezesami byli: Władysław Namieśnik, Mieczysław Zieliński, Aleksander Mizerek, Ryszard Pietrzak, Henryk Pieczyński, Stefan Płócienniczak, Jan Pietrzak oraz Tomasz Kasprowicz, po którym rządy nad spółdzielnią przejął likwidator. Dla dopełnienia opisu dodam, że pierwszym prezesem Rady Nadzorczej PSS „Społem" był Wiktor Piątkowski, a sekretarzem Filip Klemiński. Osobami wspierającymi prezesa Namieśnika w dziele założenia spółdzielni byli: Wiśniewski, Winkowski i Skornia. 

W dziejach PSS "Społem" zaistniał również mój ojciec Ignacy Przybylski, który po powrocie z obozu koncentracyjnego, od 1 września 1945 r. włączył się w nurt organizacyjny tworzącej się firmy i został wiceprezesem ds. księgowo-bilansowych, czyli głównym księgowym. Pracował tutaj do 31 stycznia 1954 r. W mych zbiorach, z których część zachowałem po ojcu, znajduje się kilka ciekawych dokumentów z pierwszych lat funkcjonowania spółdzielni. Wśród nich jest kilka mówiących o wypaczeniach w idei spółdzielczości dokonanych już w 1946 r.

Na początku obecnego stulecia spółdzielnia została zlikwidowana, a jej majątek w sposób nieprzemyślany sprzedany na pokrycie długów. Kamienica, wcześniej odremontowana w części elewacyjnej, dostała się w ręce prywatne, restauracja, którą w tym okresie prowadzili dzierżawcy, została zlikwidowana. Od kilkunastu lat budynek wraz z zapleczem ulega dekapitalizacji. Robiąc wrażenie opuszczonego i zaniedbanego, stał się ulubionym miejscem przesiadywania na nim setek gołębi. Cała elewacja frontowa pokryta jest gołębimi odchodami.

czwartek, 9 stycznia 2020

Przebieg Powstania Wielkopolskiego 1918-1919 w części północno-wschodniej powiatu strzeleńskiego

Markowice w dobie Powstania Wielkopolskiego

Obraz tamtych dni - zrywu powstańczego z lat 1918-1919 w okolicach Kościeszek i Markowic - możemy przywołać dzięki zachowanym wspomnieniom wikariusza ludziskiego, a zarazem rezydenta markowickiego ks. Wacława Morkowskiego. Jego obszerne fragmenty znalazły się na stronach napisanej przez niego przed śmiercią pracy o Powstaniu Wielkopolskim. Praca ta ukazała się w odcinkach w 1939 r. na łamach „Dziennika Kujawskiego“ i zatytułowana została Rycerskie przebudzenie na Kujawach z podtytułem Wspomnienia kapelana 3 pułku strzelców wielkopolskich. W niniejszym artykule przybliżę fragmenty pamiętnika ks. Morkowskiego tyczące okolic Kościeszek i Markowic. Pomijam Kruszwicę, gdyż temat powstańcy z tego miasta jest stosunkowo dobrze znany.

Markowice, dnia 2 stycznia 1919 r.

Z Poznania od dnia 27 grudnia 1918 r. nie docierają do wsi dzienniki, odczuwany jest brak pewnych wiadomości o przebiegu walk w Poznaniu i postępie powstania na prowincji.

Wówczas nic jeszcze od zwykłych zajęć codziennych nie odrywało mieszkańców Markowic. Zaproszony przez ks. Panieńskiego, proboszcza z Polanowic i administratora w Kościeszkach, ks. wikariusz Morkowski wyjechał przez Sławsk Wielki, aby razem z ks. dziekanem Schwartzem, drogą na Kruszwicę stanąć w Kościeszkach nad Gopłem, gdzie przy wielkim napływie wiernych pomoc w konfesjonałach tamtejszych świadczyli. Nazajutrz miało się odbyć w kościele uroczyste nabożeństwo z okazji powrotu żołnierzy tamtejszej parafii z wojny światowej.


Kiedy po ukończonej posłudze w kościele zajechali księża do Golejewa i zasiedli do stołu, aby w gościnnym dworze Józefa Zabłockiego przed drogą powrotną wieczorem przyjąć posiłek, do jadalni wpadł wzburzony i podniecony dr Bogdan Amrogowicz, obywatel ziemski z Rzeszynka z wiadomościami, które momentalnie wszystkich postawiły na nogi, również tych, co nie zdążyli jeszcze zaspokoić głodu.
- Pod Strzelnem - mówił pełen zapału p. Amrogowicz - strzelanina! Ludność miasta wraz z powstańcami idącymi od Gniezna dzisiejszej nocy zaatakuje Grenzschutz w Strzelnie. Wzywa się wsie, aby przybyły z posiłkami.
Takie rzuciwszy wezwanie i niespodziewaną nowinę poprosił ks. dziekana Schwartza na stronę. Wyspowiadał się, wymienił z kapłanem pożegnalny uścisk dłoni. Z karabinem na ramieniu dosiadł konia i jak strzała poleciał po swoich ludzi, i pod Strzelno. Tymczasem księża postanowili, że każdy z nich w swojej parafii natychmiast zorganizuje oddziały ochotników, kto zdąży wyprawi je jeszcze tej nocy na Strzelno, reszta będzie je miała od jutra w pogotowiu.

Ks. Morkowski wsiadł do powozu dziekana Schwartza, aby na jego zaproszenie dotrzymać mu towarzystwa do Sławska Wielkiego, a tam czekały już na niego konie z Markowic.
Po drodze kapłani rozważali szanse walki o Strzelno.
- Ludzi i żołnierzy - mówi dziekan zamyślony - z rzemiosłem wojennym znakomicie obeznanych mamy aż nadto, ale skąd wezmą strzelnianie - skąd my weźmiemy broń do naszych?
- Broni nie mamy, to prawda - odpowiedział wikary - ale przecież Niemcy są strachem podszyci i po klęsce na Zachodzie coraz niewyraźnie czują się wśród nas.

Wśród cichej, pogodnej i mroźnej nocy zimowej niepokojące zaczęły udzielać się podróżnym  obawy. Tu i tam mijali żołnierzy niemieckich z obładowanymi tornistrami na plecach, ale bez karabinów, wymykających się cichaczem w pojedynkę, po dwóch lub trzech w stronę Inowrocławia. Na torze kolejowym zauważyli nieoświetloną motorówkę [drezynę - M.P.], ostrożnie posuwającą się w stronę Kruszwicy.

Centrum Markowic w dobie Powstania Wielkopolskiego
Załogi niemieckie w Inowrocławiu i Strzelnie wystrzeliwały rakiety świetlne, które na niebie usianym gwiazdami, jasnymi błyskami na chwilę rozjaśniały kontury zabudowań miejskich. W tych momentach, jakże dalekie dają oku ludzkiemu perspektywy równin kujawskich, na których ani wzniesienia, ani pagórka, tylko osady bogate i ludne wsie, wzrok hamują. Z wieży kościoła markowickiego doskonale były widziane: Inowrocław, Strzelno, Kruszwica. Iluminacja ta bawiła, a przecież to sygnały wojenne, kto wie, może groźne dla naszych.

- Inowrocław - powiedział do dziekana ks. Morkowski - mając silną załogę, mógłby pod Strzelno wysłać posiłki, wtedy klęska powstańców pod miastem byłaby nieunikniona.
- Dowódca niemiecki - snuje swą myśl ks. dziekan - zdaje sobie chyba sprawę z tego, że sam na wulkanie siedzi, że osłabienie własnej załogi przyspieszyłoby powstanie ludności w Inowrocławiu.
- Tak jest - przyznaje wikariusz - wyjść z Inowrocławia nie mogą, chyba na swoją zgubę. Łatwo mogliby bowiem zostać w drodze przez ludność wiejską otoczeni i przy niewielkim nawet udziale uzbrojonych powstańców, rozbrojeni.

W liście swoim z 16 grudnia 1935 r. ks. dziekan Schwartz pisał do ks. Morkowskiego, że przypomina sobie, kiedy późnym wieczorem wracali z Kościeszek zauważyli również jadący do Kruszwicy wagon motorowy. W nocy na 3 stycznia palił się stóg słomy w Kobylnikach. Stróż nocny zapukał do okna sypialni proboszcza, donosząc o tym wypadku. Był to znak, że Polacy mają rozbrajać Niemców po wioskach i rano już maszerował przez Sławsk uzbrojony oddział powstańców ze sztandarem narodowym - Widząc to, ze łzami radości w oczach uklęknąłem przy oknie i dziękowałem Panu Bogu, żem się doczekał tej chwili - pisał ks. dziekan Schwartz.

Było już dobrze po północy, kiedy młody wikariusz stanął w Markowicach. Tam w starych, grubych murach poklasztornych Ojców Karmelitów do kościoła przylegających, znajdowało się jego mieszkanie.
- Mija prawie 100 lat - pomyślał - kiedy was Prusacy stąd wygnali, ale teraz nastąpi odwet.

Przechodząc zaś obok sklepień, gdzie pod kościołem wraz z zakonnikami rycerze dawni, kasztelani i inni godni Polacy po robocie dni swoich w długim i nieprzerwanym śnie odpoczywali, prosił ich kapłan - od czasu do czasu bowiem odwiedzał ich, zaglądał do trumien otwartych i był w dobrych z nimi stosunkach - aby instancją swoją i protekcją wsparli powstańców, by Sprawiedliwość Najwyższa krzywdę wyrządzoną Polsce naprawiła, a wierni i wolni Polacy im za to wspaniałe to mieszkanie przez Prusaków ograbione, w Polsce wolnej uświetnią.

Ks. Morkowski postanowił zbudzić kościelnego markowickiego, Jana Kowalskiego, w przekonaniu, że będzie on miał wiadomości o sytuacji pod Strzelnem i ewentualnie polecenie dla niego. Nie mylił się.
- Wieczorem - powiedział Kowalski - zjawił się w Markowicach administrator majątku Ludzisko, Czesław Benedykciński. Gdy księdza nie zastał w domu uradziliśmy, by wysłać pod Strzelno wywiadowców na rowerach.

Markowice w dobie Powstania Wielkopolskiego - mleczarnia Winiarskiego i dom urzędniczy
 Wywiad rowerowy prowadził Władysław Sobociński i przyniósł z niego dobre wiadomości: - Strzelno było otoczone przez powstańców i robotników z pobliskich wiosek. Posiłki nie były potrzebne. Wobec tego, zaleciwszy nam milczenie przed Niemcami, Benedykciński odjechał do Ludziska.
- Wasza akcja - rzekł ksiądz do kościelnego - zacznie się jutro od rana.
- Czyżby uderzyć we dzwony - pyta się Kowalski - i zaalarmować parafię?
- Dzwonieniem - odpowiedział kapłan - postawilibyśmy również Niemców na nogi, a choć tutaj jest ich niewielu, są to grube ryby. Dzwonami głosić będziemy zwycięstwo! Chorągiew też trzeba zawczasu przygotować i to narodową. Wywiesimy ją na wieży kościoła, a tym czasem zabrać musimy się do roboty i to ostrożnie.
Uzgodnili jeszcze z Kowalskim nazwiska ludzi pewnych, odważnych i zaufanych, a syn jego Zygmunt otrzymała polecenie zwołać ich o brzasku, tj. zaraz po mszy św. do klasztoru. Po tym zarządzeniu ks. Morkowski ułożył się do snu.

Markowice, 3 stycznia 1919 r.

Kiedy przebudzony ciężkimi krokami w sypialni ks. Morkowski otworzył oczy, przy łóżku jego stał żołnierz w mundurze pruskim. Zatknięte za pasem granaty nadawały tej postaci, przy panującym w pokoju mroku, grozy.
- Strzelno padło! - błysnęło przez myśl przebudzonego. Kapłana nie odzywał się, starając się odzyskać przytomność. - Jak on tu się dostał? Jak reagować na tę nieproszoną, niezwykłą wizytę? I już chciał się odezwać, gdy w tym usłyszał:
- Niech będzie pochwalony! - Słuch go nie mylił, był to swój
- Wzięliśmy Strzelno tej nocy, oto rozkaz dla księdza - powiedział ranny przybysz i wręczył księdzu papier od Straży Ludowej w Strzelnie z poleceniem wystawienia oddziału ochotników z parafii i przeprowadzenia rekwizycji broni u Niemców. Żołnierzem, który stał przed kapłanem był kapral Bruk z oswobodzonego Strzelna.

Wikariusz zerwał się z łóżka jak oparzony, a kiedy po mszy św. wyszedł przed kościół, cała wieś przebudzona niezwykłą nowiną, wśród wrzawy i gwaru wypełniła obszerny plac przykościelny. Po kilku radosnych słowach apelu wygłoszonego do zebranych na wieść o zdobyciu Strzelna, ks. Morkowski wezwał byłych żołnierzy, by na ochotnika przystąpili do przejęcia władzy w Markowicach, wstąpili do organizacji powstańczej i Straży Ludowej oraz bezzwłocznie przeprowadzili rekwirowanie broni u Niemców z obszaru parafii.

Zgłosili się wszyscy byli żołnierze i dojrzała młodzież. Nikt z nich nie miał karabinu, więc uzbroili się w to, co kto miał. Przemysław Winiarski, właściciel mleczarni miał najlepszą broń, bo sztucer dalekosiężny i rewolwer żandarmerii pruskiej. Żandarm mieszkał w jego domu i zapewne to jemu tę broń zabrał. Nade wszystko imponował trąbką przybraną kokardą narodową i grą na niej porywał zebranych do działań. Władysław Sobociński w szpadę i rewolwer się uzbroił, Andrzej Bandoch z bagnetem się stawił, który z okopów wojennych przywiózł sobie do sprawiania wieprzów. Widząc to inni zawrócili na piętach i wkrótce stawili się: Władysław Steinborn z ojcowską dubeltówką na plecach i z kieszeniami wypchanymi nabojami, to samo Antoni Szydłowski i Aleksander Stiller - późniejszy wachmistrz Pułku Ułanów w Bydgoszczy. Franciszek Świtalski, Józef Szczepaniak i Franciszek Pawlak browningów próbowali, a Wojciech i Marcin Zgodzińscy, Pawłowski i Zygmunt Kowalski staroświeckie mając rewolwery rej wodzili wśród tych, co tylko z pałkami i kijami stanęli w szeregu. Nie upłynęło pół godziny i partia była gotowa.

Podział oddziału na cztery grupy z przydziałem stosownych instrukcji był dziełem jednej chwili. Pierwsza partia ruszyła na Niemojewko i Kruszę Zamkową, druga przeciw kolonistom do Kruszy Duchownej (Lindenthal), i do Tupadeł (Sagenfeld), trzecia do Żernik oraz czwarty, najsilniejszy, do dworu markowickiego z Winiarskim na czele.

Pałac Wilamowitzów-Moellendorffów i Clausa von Heydebrecka w dobie Powstania Wielkopolskiego
Ks. Morkowski zalecił powstańcom, by ci podczas rekwirowania broni kierowali się rozwagą i rycerskością. Dla samego kapłana sytuacja była wielce kłopotliwa. Znał osobiście dziedziców Markowic i Kruszy Zamkowej - pułkownika Clausa von Heydebrecka i Carla Cordsa, u których często bywał goszczony. Cords należał do ludzi spokojnych, za to Heydebreck łatwo wpadał w gniew i bywał wybuchowy. Ksiądz wysłał wprawdzie do dworu łącznika, gdy jednak ten nie wracał, wyczekiwanie zwiększyło u niego niepokój i rad nie rad sam puścił się w stronę dworu.

Tymczasem powstańcy przerażonej dziedziczce Hildegardzie von Heydebreck i jej córkom zapowiedzieli, że przy najmniejszej próbie oporu puszczą z dymem dwór i ich cały dobytek. Po tej przestrodze bezzwłocznie przeszukali mieszkanie, zabierając zgromadzoną broń, przeważnie myśliwską i do tego bardzo cenną. W międzyczasie nie obyło się bez scen spięcia. Pułkownik szybko zorientował się, że ma do czynienia z markowiczanami, w których rozpoznał również swoich pracowników folwarcznych, a także wyczuł, iż byli oni inspirowani do działań przez ks. wikarego. Wówczas też posypały się w ich kierunku gromy, nie oszczędzające również kapłana. Heydebreck w powstanie narodowe nie wierzył i dlatego działań markowiczan w tym względzie nie rozumiał. Widział w nich rewolucję socjalistyczną, która patriotom polskim miała wyrosnąć ponad głowę. Samego ks. Morkowskiego ostrzegał, że za zamiar użycia broni myśliwskiej do walki z ludźmi grożą wielkie sankcje wynikające z prawa międzynarodowego i przyszłość powstańców malował w czarnych kolorach. Wywiązała się między nimi ostra rozmowa i po krótkiej wymianie zdań pułkownik, po zezwoleniu na zatrzymanie jednego browninga do obrony osobistej, uspokoił się. Sprawami zbrojnej walki pomiędzy Niemcami i Polakami więcej się nie zajmował.

Do zbrojowni urządzonej w dawnym refektarzu klasztornym zaczęła napływać broń zarekwirowana Niemcom. Zakrystian, który z zawodu był krawcem zamienił igłę na bagnet, stając się pierwszym rusznikarzem i stróżem składnicy broni.

Zarząd Okręgu Pomorskiego Związku Weteranów Powstań Narodowych RP 1914-1919. Pierwszy od lewej w dolnym szeregu Przemysław Winiarski.
 Szczególnie obfity łup powstańcy zdobyli w Kruszy Zamkowej. Odbywało się tam dzień wcześniej, 2 stycznia polowanie. Z Polaków brał w nim udział proboszcz parafii ludziskiej ks. Narcyz Putz. Według jego relacji - myśliwi pod wieczór zamykali ostatni kocioł i kończyli polowanie, gdy od Strzelna przygalopował na spienionym koniu tamtejszy żandarm z raportem o powstańcach zbliżających się od strony Mogilna. Niemców ogarnęła konsternacja, szczególnie landrata i nadleśniczego. Pytając się proboszcza, co robić? - usłyszeli odpowiedz, że kto wobec Polaków sumienie ma czyste niech spokojnie pozostanie na miejscu. Pospiesznie porozjeżdżali się wszyscy. Do stołu przygotowanego we dworze na kilkanaście osób zasiadł gospodarz domy z jednym tylko biesiadnikiem ks. Putzem. Cała broń, którą przerażeni myśliwi pozostawili we dworze w Kruszy Zamkowej stała się łupem powstańców z Markowic.

U kolonistów w Kruszy Duchownej również znaleziono wiele broni. Sam Stiller znalazł ukryte w studni 4 karabiny. Oba oddziały dostarczyły do zbrojowni markowickiej pełen wóz przeróżnej broni. Rekwizycja broni odniosła podwójny skutek, powstańców zaopatrzyła w broń, a Niemcom do reszty odebrała ducha. Ks. Morkowski rozdzielił broń pomiędzy 70 powstańców i w ten sposób uformowany został oddział markowicki, nad którym komendę objął Przemysław Winiarski, późniejszy sierżant, a następnie podporucznik Wojska Polskiego. Nowo upieczony dowódca nie posiadał doświadczenia wojskowego. Z racji prowadzenia własnej mleczarni i zaopatrywania w masło wojska i mieszkańców Inowrocławia był odraczany od służby wojskowej. Był organizatorem służby bezpieczeństwa - Straży Ludowej w Markowicach, wywiadowcą i po przejęciu miejscowej poczty jej zawiadowcą. Ks. Morkowski przywołując sylwetkę Winiarskiego tak go opisał: - najchętniej przecież stawał na środku wsi i na zbiórkę trąbił, ruch wtedy i życie wrzało w naszej wsi, przedtem tak spokojnej.

3 stycznia 1919 r. na pocztę w Markowicach przyszedł telegram od inowrocławskiej Rady Żołniersko-Ludowej, donoszący o rozejmie, zawartym tegoż dnia o godz.1:30 pomiędzy emisariuszami Naczelnej rady Ludowej w Poznaniu a majorem Grollmanem, dowódcą załogi niemieckiej w Inowrocławiu.

Markowice, 4 stycznia 1919 r.

W tym dniu ks. Wacław Morkowski dopinał organizację służby bezpieczeństwa - Straży Ludowej i łączności. Markowice wróciły znowu do normalnego życia i funkcjonowania. Około południa przybył z Inowrocławia do klasztoru, do mieszkania ks. Morkowskiego mecenas Koszutski, delegat Naczelnej Rady Ludowej w Poznaniu. Celem jego wizyty było przekonanie kapłana, by ten hamująco wpłynął na zapędy miejscowych powstańców marszu na Inowrocław. Przy kieliszku wina, wysłuchał gościa i przedstawił mu swój punkt widzenia na działania zbrojne powstańców oraz na decyzje NRL. Ks. Morkowski był rad, że markowiczanie zdążyli przejąć władzę we wsi, przed podpisaniem rozejmu w Inowrocławiu…

Markowice, 5 stycznia 1919 r.

Przed brzaskiem, w szarym mroku tonęła jeszcze wieś, kiedy Przemysław Winiarski krocząc środkiem ulicy obwieszczał swoją sygnałówką zbiórkę wszystkich mężczyzn. Po chwili wszyscy pośpieszyli na plac przed kościołem, miejsce spotkań i wieców od czasu wybuchu powstania. Głos zabrał ks. Morkowski, który zapoznał wszystkich z postępami powstańców, którzy pod komendą ppor. Pawła Cymsa przygotowywali szturm na Inowrocław.
- Wszyscy pójdziemy! - odezwał się ktoś z tłumu. Poparli go inni dodając - śpieszmy się, na wozach pojedziemy!
- Ale ksiądz z nami! - wołał jeden ze starszych gospodarzy, co całą wojnę w domu przesiedział, bo nie było w magazynach niemieckich munduru na jego wzrost i tuszę.
- Bez księdza nie pojedziemy! - przyklasnęli wszyscy!
- Szabla mi się nie należy - odparł ksiądz słowami  ks. Marka, kapelana konfederatów barskich, dodając - nie przez nią Pan Bóg uderzy.

Z braku szabli kapłan wybrał browning myśliwski. Po odprawionej w kościele służbie Bożej i modłach polecających powstańców Boskiej opiece, gdy wozy stały już gotowe, wszyscy jak jeden mąż ruszyli z wesołą gwarą i pośpiechem…



Z Markowic, podczas niemieckiej ofensywy nadnoteckiej, pod Kcynią poległo dwóch powstańców, Stanisław (Józef) Bandoch - 7 lutego 1919 r. i Wojciech Zgodziński - 20 lutego 1919 r. Jak zanotował w swoich wspomnieniach ks. Morkowski: - Zgodzińskiego tylko można było do Markowic sprowadzić i uroczystym na cmentarzu przy kościele uczcić pogrzebem.  

środa, 8 stycznia 2020

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 66 Ulica Świętego Ducha - cz. 21


Zbierając przez lata materiał do projektu „Spacerkiem po Strzelnie" nie przypuszczałem, że temat urośnie do rangi kilkutomowego dzieła. Co rusz, to trafiam na nowe niezwykle ciekawe informacje. Dotarcie do nich to efekt wieloletnich przeszukiwań różnych archiwaliów, XIX i XX-wiecznej prasy i to zarówno tej urzędowej jak np. pruskie Amtsblatty, strzeleński i mogileńskie Powiatowe Dzienniki Urzędowe, jak również ogólnodostępnych, dzienników, tygodników, miesięczników oraz przeróżnych periodyków. Dużo informacji zdobyłem i dalej zdobywam od obecnych i byłych mieszkańców Strzelna, nawet tych, których potomkowie mieszkają za oceanem.


Kontynuując spacerki po mieście, przejdźmy pod dalsze posesje, by je opisać i przy okazji podać kilka faktów i anegdot z historii odwiedzanych miejsc. Zatrzymujemy się przed budynkiem Poczty Polskiej, oznaczonym numerem 32, dawniej policyjnym nr 52. W 2007 r. obiekt ten został poddany rewitalizacji, tak, że dziś z pyszna się prezentuje. Wizerunek odnowionej kamienica uwieczniony został również na znaczku pocztowym. Podobnie jak następna kamienica (dawna restauracja Piastowska) oba budynki zostały wybudowane przez Maksymiliana Łowickiego budowniczego, który był wykonawcą wielu inwestycji miejskich w Strzelnie. Budynki wybudowane zostały na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XIX w. Inwestycje stanowiły lokatę kapitału prężnego właściciela firmy budowlanej, który przed 1889 r. zakupił parcele by na nich wystawić jedne z okazalszych kamienice w mieście. Budynki, choć w swej konstrukcji są typowymi, posiadają niezwykle efektowne elewacje frontowe. Bogata eklektyczna dekoracja nawiązuje do minionych epok, baroku i klasycyzmu, czyli zawiera elementy historyzmu - neobarokowe i neoklasycyzmu. Na budynku poczty, w części parterowej znajdujemy silne boniowanie, a nad oknami pierwszego piętra wkomponowane zostały, w tympanonach nadokiennych, głowy ludzkie, elementy palet malarskich z pędzlami symbolizujące sztukę, i wyobrażenie kół zębatych nawiązujących do ówczesnego bumu przemysłowego. Część piwniczna pierwszej kamienicy do lat sześćdziesiątych skomunikowana była poprzez centralnie umieszczone w elewacji frontowej zejście piwniczne. Takie umieszczenie schodów miało związek z użytkowym przeznaczeniem piwnicy, np. na cele warsztatów usługowych, a nawet lokali mieszkalnych.


Nieruchomość ta stanowiła w 1800 r. parcelę zabudowaną budynkami mieszkalnymi i gospodarczymi z niewielkim ogrodem. Należała ona do szewca Poradzińskiego, Polaka wyznania katolickiego. Kolejnym jej właścicielem był syn Walenty, który mając 27 lat, w 1827 r. poślubił 22 letnią Weronikę Markowską, sąsiadkę z tejże samej ulicy. Z kolei ich syn ur. w 1830 r. zawarł w 1855 r. związek małżeński z 21 letnią Józefą Sikorą i stał się spadkobiercą tejże parceli. Od niego przed 1889 r. nieruchomość nabyli małżonkowie Łowiccy.


Maksymilian Łowicki do Strzelna sprowadził się ok. 1875 r. z Graboszewa. Wówczas to, poślubił 21 letnią Wiktorię Laskowską, córkę Antoniego Laskowskiego, znakomitego obywatela miasta Strzelna. Po raz pierwszy Antoniego poznajemy w czasie rozruchów miejskich związanych z Wiosną Ludów w 1848 r. Między innymi z jego inicjatywy 23 marca 1848 r. usunięto pruskie orły, oznaki władzy z urzędów miejskich. Wchodził on w skład strzeleńskiego Komitetu Narodowego Polskiego. Prowadził gospodarstwo rolne, a do tego posiadał kilka nieruchomości miejskich. W 1854 r. był członkiem magistratu. Od 1867 r. był sekretarzem Kasy Pożyczkowej dla Miasta Strzelna i okolicy i jednym ze współzałożycieli tej pierwszej polskiej instytucji bankowej w Strzelnie.

Wracając do naszego budowniczego Maksymiliana Łowickiego, z zawodu był budowlańcem i prowadził w Strzelnie dużą firmę budowlaną. Jego dziełem jest kilkanaście kamienic i domów mieszkalnych w mieście. Był członkiem Rady Miejskiej, a od 1 listopada 1887 r. członek kolegium magistrackiego. Należał do I klasy podatkowej mieszczan, czyli tych najbogatszych. W 1891 r. wymieniony został jako jedyny Polak w składzie magistratu obok dwóch Niemców i dwóch Żydów. W tymże roku restaurację dzierżawioną Morawitzowi, zlokalizowaną w budynku sąsiedniej posesji (współczesna, do niedawna Restauracja Piastowska), prowadził na własny rachunek.

Wincenty Siarczyński - naczelnik Urzędu Pocztowego w Strzelnie
Kamienicę przy Świętego Ducha 32 Łowicki wystawił z przeznaczeniem na wynajem. Nadarzyła się ku temu wielka okazja, gdyż ówczesny Urząd Pocztowy borykał się z ogromnymi trudnościami lokalowymi. Wraz z postępem i rozwojem telefonii potrzeba było nowych pomieszczeń, by w nich umieścić stosowne urządzenia. Tak więc, w części parterowej nowej kamienicy znalazły miejsce pomieszczenia telekomunikacji (telegraf, telefon i akumulatorownia) oraz poczty, którą przeniesiono z ulicy Pocztowej (obecnej Inowrocławskiej). Tutaj znajdowała się centrala telefoniczna dla obsługi miasta i okolicy. Na starych pocztówkach z początku XX w. na budynku tym widoczna jest potężny stelaż z napowietrznymi łączami telefonicznymi.

Nie pamiętam dyliżansów pocztowych, bo i skąd przy moim wieku…, ale pamiętam konny wóz pocztowy kursujący na trasie Dworzec Kolejowy - Urząd Pocztowy. Pojazdem tym dostarczano również większe przesyłki bezpośrednio do adresatów. Woźnicą był pan Zakrzewski i pod koniec towarzyszyła mu, jako konwojent, Maria Plebańczyk, rodowita Lwowianka i późniejsza doręczycielka przesyłek pocztowych. Mniejsze przesyłki odbierano z dworca dwukołowym wózkiem. Tym samym wózkiem dostarczano paczki do adresatów. Drobne przesyłki odbierano bezpośrednio z specjalnego wagonu pocztowego, zaś większe z rampy magazynu spedycji towarowej.

Pożegnanie naczelnika Stanisława Jaźwiec - 1935 r.
Z chwilą kiedy Strzelno otrzymało w 1892 r. połączenie kolejowe z Mogilnem dyliżanse zostały zastąpione przewozami kolejowymi. Wszystkie przesyłki pocztowe zaczęto dostarczać koleją, która przejęła również transport osobowy. Dwa razy dziennie przychodziły przesyłki z Mogilna, a od 1908 r. z kierunku inowrocławskiego. Kiedy kolej została zlikwidowana w połowie lat 90. XX w., dostarczanie przesyłek przejął transport samochodowy i po dzień dzisiejszy dostarcza pocztę do Strzelna i stąd odbiera ją do sortowni regionalnej. Niemalże wszyscy korzystamy z usług pocztowych, dlatego też warto poznać, chociażby w zarysie, dzieje tej instytucji. Spotykając doręczycieli, pamiętajmy, iż są to reprezentanci jednej z najstarszych instytucji działających w Strzelnie na rzecz miejscowego obywatelstwa.   

Poza organami administracji miejskiej, która utrwaliła się w Strzelnie w połowie XIV w., najstarszą instytucją przetrwałą do dziś jest poczta. Początkowo funkcjonowała poczta prywatna zorganizowana najpierw przez klasztor norbertanek, a później przez miasto. O jej istnieniu zdaje się świadczyć liczna korespondencja prowadzona przez prepozytów strzeleńskich ze zwierzchnikami kościelnymi oraz z innymi klasztorami, dla których miejscowi przełożeni byli wizytatorami. Nie zachowały się dokumenty, z których wynikałoby, że Strzelno znajdowało się w sieci poczty królewskiej. Jej zorganizowane początki związane są z wydaną przez króla Władysława IV w 1647 r. ordynacją pocztową. Stała się ona fundamentem działania poczty na naszym terenie, aż do I rozbioru, czyli do 1772 r. Krótko przed tym wydarzeniem w 1764 r. król Stanisław August wydał specjalną Instrukcję... regulującą działanie Dyrekcji Generalnej Poczt J. K. M. Koronnych i Litewskich. Według niej przewozem poczty zajmowali się posłańcy piesi i konni. Nazywano ich kursorami lub pocztylionem. Ale najprawdopodobniej przez cały okres staropolski w Strzelnie funkcjonowała jedynie wspominana poczta prywatna.

Wycieczka do Kruszwicy lato 1931 r. z konkursem strzeleckim na strzelnicy Bractwa Kurkowego w Kruszwicy.
Wraz z rozbiorami poczta dostała się w ręce pruskie i poczęła pełnić funkcję administracyjno-policyjną. Miasto utraciło swój status miasta prywatnego (kościelnego) i stało się własnością króla pruskiego. Położenie Strzelna przy granicy z Królestwem Polskim oraz przy ważnych traktach regionalnych, miało zasadniczy wpływ na wczesne zorganizowanie samodzielnej placówki pocztowej. Tutejsza placówka pocztowa obsługiwała linie Inowrocław-Strzelno-Powidz; Strzelno-Kruszwica; Gniezno-Trzemeszno-Strzelno. Po zajęciu miasta przez zaborcę punkt obsługi pocztowej zorganizowano na rogatkach północno-wschodnich, u zbiegu współczesnych ulic Lipowej i Inowrocławskiej, nazwanej od tego czasu ulicą Pocztową. Nazwa tej ulicy w formie Posterstrasse została powtórzona w Statucie królewsko-pruskiego miasta Strzelna z 23 października 1844 r. Siedziba urzędu pocztowego mieściła się pod współczesnym numerem 23. Zaś na przeciwległym zbiegu tych ulic, po stronie południowej znalazły siedzibę władze miejskie z kolejnymi burmistrzami na czele.

W okresie Księstwa Warszawskiego 1807-1815 strzeleńska placówka została włączona w sieć Poczty Polskiej. Po upadku księstwa, na powrót podporządkowana została zaborcy pruskiemu, przyjmując nazwę Departamentu Pocztowego w Królestwie Pruskim, jako instancji naczelnej, której przewodził dyrektor Generalny (General-Postmeister). Pod zwierzchnictwem tego dyrektora znajdował się Główny Pocztamt (Oberpost-Amt) w Poznaniu dla Księstwa Poznańskiego. Pod niego podlegały Pocztamty, których było 11 z najbliższymi Strzelnu, w Inowrocławiu i Gnieźnie. Z kolei podlegały im Poczthalterye, tj. poczty konne i ekspedycje listowe. Taki urząd pocztowy znajdował się w Strzelnie. Tutaj też znajdowała się stacja jednej z dziesięciu poczt osobowych, inaczej zwanych dyliżansowymi. Obsługiwała ona codziennie wychodzącą z Poznania do Torunia tzw. linię toruńską, której trasa przebiegała przez Pobiedziska, Gniezno, Trzemeszno, Mogilno, Kwieciszewo, Strzelno, Inowrocław, Gniewkowo do Torunia i z powrotem. W Strzelnie znajdowała się również stacja poczty karyolkowej obsługującej lokalne linie powiatowe, ze Strzelna do Inowrocławia, do Kwieciszewa i do Mogilna.

Urzędnicy pocztowi w Strzelnie
9 lipca 1845 r. Królewski Pruski Urząd Pocztowy wydał obwieszczenie, które regulowało funkcjonowanie poczty karyolkowej. Jak czytamy w nim: „Końcem nadania lepszego popędu poczcie karyolkowej pomiędzy Strzelnem i Inowrocławiem a bydgosko-Inowrocławską pocztą dla osób, ekspediowaną będzie za wyższym przyzwoleniem, od dnia 15 miesiąca bieżącego wymieniona wyżej poczta karyolkowa: w dotychczasowych dniach z Strzelna o 3 i pół godzinie rano, w dotychczasowych dniach z Inowrocławia o 7 godz. wieczór; codzienna poczta dla osób pomiędzy Inowrocławiem a Bydgoszczą: z Inowrocławia o 7 godzinie rano, z Bydgoszczy o 1:30 godz. po południu, o czym korespondującą i podróżującą Publiczność niniejszym zawiadamiamy“.

Niewiele danych o strzeleńskiej poczcie z okresu pruskiego panowania zachowało się do dzisiaj. Mamy przekazy z okresu Wiosny Ludów 1848 r. i powstania styczniowego 1863-64 r., które bezpośrednio wskazują na funkcjonowanie w tych okresach poczty. Pierwszy z nich nawiązuje do nocy z 21 na 22 marca 1848 r. Wówczas zerwano pruskie orły z przejeżdżającego przez Strzelno wozu pocztowego. Drugi zaś, z lat 1863-64 mówił o odmowie przyjmowania korespondencji urzędowej pisanej li tylko w języku niemieckim.

Sekcja wioślarska pocztowców strzeleńskich - na zapleczu w ogrodzie
Przeprowadzona reforma administracyjna w 1836 r. podzieliła teren wiejski na obwody. Obwód (Distrikt) strzeleński obejmował współczesne tereny gmin Strzelno i Jeziora Wielkie oraz części gmin Orchowo, Mogilno, Janikowo, Inowrocław i Kruszwica. Późniejsza kolejna reforma (1886 r.) podzieliła ten wielki obwód na dwa mniejsze, tzw. Strzelno-Południe (Polizei-Distrikt Strelno I) i Strzelno-Północ (Polizei-Distrikt Strelno II). Ich teren pokryła sieć placówek pocztowych, które obsługiwali agenci pocztowi. Takie placówki pocztowe powstały w Markowicach, Włostowie, Krzywym Kolanie i Wójcinie.

Dla ciekawości podam, że 15 listopada 1850 r. Poczta Królestwa Prus ustanowiła znaczki pocztowe, które obowiązywały również w Wielkim Księstwie Poznańskim, a zatem i w Strzelnie. Z dniem 1 stycznia 1870 r. na ziemiach polskich zaboru pruskiego weszły do obiegu znaczki Rzeszy Niemieckiej. Stan ten trwał do wybuchu powstania wielkopolskiego. Wówczas w ramach Komisariatu Naczelnej Rady Ludowej sprawami poczty i cenzury zajmował się Decernat Pocztowy. W listopadzie 1919 r. Ministerstwo Byłej Dzielnicy Pruskiej przejęło Zarząd Pocztowy, a 17 stycznia 1920 r. na dobre i w oparciu o międzynarodowy legalizm zagościła w Poznańskiem Poczta Polska.

Łuczniczki z Urzędu Pocztowego w Strzelnie na strzelnicy Bractwa Kurkowego w Strzelnie - 1938 r.

Na przełomie XIX i XX w. w Strzelnie funkcjonował Cesarski Urząd Pocztowy na czele którego stał Postmeister - Naczelnik Poczty Paul Braecker. Zajmował on mieszkanie służbowe na piętrze nowego budynku pocztowego przy ulicy Świętego Ducha 52 (obecnie nr 32). W tym też czasie Urząd Pocztowy zatrudniał - poza naczelnikiem - między innymi listowych-doręczycieli (Briesträger): Augusta Drägera, Henricha Erdmanna, Franciszka Jędrzejewskiego, Edwarda Lenza, Emila Otto, Michała Plucińskiego, Hermana Schellberga, Wilhelma Schnabla, Alberta Trepela, Jakuba Wojtrzaka, urzędnika (Posthalter) Franza Nehringa, Józefa Przybylskiego: asystentów pocztowych: Carla Massa, Alwina Lisste, Martina Poggendorfa, Augusta Rothgängera, Hermana Wagnera. Później w 1915 r. odnotowano wśród poległych żołnierzy na frontach I wojny światowej dwóch pracowników poczty strzeleńskiej: Wilhelma Dietricha - asystenta pocztowego oraz Willego Krause - pomocnika pocztowego.

Z zapisów kronikarskich możemy się dowiedzieć, że 2 stycznia 1919 r. o godz. 18:00 został zajęty przez powstańców wielkopolskich Urząd Pocztowy w Strzelnie. Wówczas też został ustanowiony nad nim Zarząd Tymczasowy w osobach: Edward Budzyński, Jan Majewski i Włodzimierz Wojciechowski. Wkrótce, bo w maju 1919 r. Decernat Pocztowy przy NRL w Poznaniu mianował pierwszym polskim naczelnikiem doświadczonego pocztowca Wincentego Sierczyńskiego. Kolejnymi naczelnikami mianowanymi już przez Dyrekcję Okręgową Poczt i Telekomunikacji w Poznaniu byli: od grudnia 1929 r. Stanisław Jaźwiec, od 1935 r. Maksymilian Pietras i od 1938 r. Teodor Strzelecki.

Teatr amatorski pocztowców. Marzec 1937-jednoaktówka "Jeszcze nie zginęła"
W 1929 r. władze Strzelna w planie budżetowym na 1929/1930 ujęły budowę nowego gmachu pocztowego. Ówczesna prasa donosiła, iż: Ostatnio Korporacje Miejskie uchwaliły pobudować w Strzelnie gmach Urzędu Pocztowego. Wysunięto dwa projekty pobudowania tegoż gmachu przez miasto z pomocą pożyczki, lub oddanie przez miasto gruntu pod budowę i pobudowanie tegoż przez Rząd. Nowy budynek Urzędu Pocztowego ma stanąć na gruncie miejskim koło Szkoły Wydziałowej [obecnego starego przedszkola, dawniej Nr 1 - M.P.] na narożniku ulicy Kolejowej i Rolnej [obecnie ul. Tadeusza Kościuszki - M.P.]. Dotychczasowy budynek Urzędu Pocztowego dzierżawiony prywatnie z powodu szerzącego się grzyba jest szkodliwy dla zdrowia personelu. Szkodliwość tę uznały miarodajne czynniki. Wielki kryzys ekonomiczny, który miał miejsce w latach 1929-1933 sprawił, że projekt nie został zrealizowany i skwer przy wieży ciśnień, na którym stanąć miała nowa poczta został „uratowany“.  

Od góry od lewej: Nikodem Trojanowski, Leon Robacki, Bernard Pauka, Amalia Kozłowska, Stefan Popielewski, Świątek. Siedzą od lewej: Henryk Mularczyk, Kazimierz Basiński, Teodor Strzelecki.
W okresie międzywojennym bycie pocztowcem nobilitowało pracownika do grupy uprzywilejowanych. Zatrudnieni otoczeni byli opieką socjalną, posiadali deputaty, szczególnie mundurowe, podlegali szkoleniom, których poszczególne etapy miały bezpośredni wpływ na awanse. Cała załoga czuła się niezwykle zintegrowaną. Przy Urzędzie Pocztowym w Strzelnie działała grupa teatralna, która np. w 1937 r. wystawiła jednoaktówkę „Jeszcze nie zginęła". Uroczyście obchodzono Gwiazdki z dziećmi pracowników, na które zapraszano przedstawicieli władz miejskich z burmistrzem na czele. Wśród kobiet działała sekcja „Łuczniczek" z zacięciem uprawiająca tę dyscyplinę sportu. Mężczyźni, szczególnie doręczyciele, monterzy i konserwatorzy telefoniczni uprawiali turystykę rowerową. Jedną z wycieczek rowerowych zorganizowano w 1938 r. do Marcinkowa k. Gąsawy, gdzie w parku przydworskim znajdował się piękny pomnik Leszka Białego. Dokumentuje powyższą działalności szereg zdjęć, które w tym materiale prezentuję.

Budynek Urzędu Pocztowego - 1945 r.
II wojna światowa odbiła się piętnem na pocztowcach. Naczelnik Strzelecki został zmobilizowany 24 czerwca 1939 r. i opuścił Strzelno. Po zajęciu miasta przez okupanta hitlerowskiego pocztę przejęli Niemcy. Spośród pracowników dwoje zostało zgładzonych w obozach koncentracyjnych. Byli to: asystent pocztowy Leon Jaskuła, który zginął w K. L. w Oświęcimiu i ekspedytor Szymon Linettej, zgładzony w K. L. Gusen II. Wielu pracowników zostało wysiedlonych do GG. Jeden z przedwojennej załogi, Ludwik Gałęzewski został zmobilizowany i w wyniku działań wojennych dostał się do niewoli sowieckiej. Przebywał m.in. w Smoleńsku. W wyniku porozumienia między okupantami dostał się do Wiednia, a stamtąd powrócił do Strzelna w połowie stycznia 1940 r. Według relacji jego syna Bogusława, przez całą okupację był brygadzistą w Obozie Jeńców Angielskich w Strzelnie. Obóz ten mieścił się w zabudowaniach państwa Latosińskich przy ulicy Powstania Wielkopolskiego 2, vis a vis Kasy Chorych, byłego Ośrodka Zdrowia. Jeńcy - lotnicy-mechanicy angielscy - byli zatrudnieni przy pracach remontu silników samolotowych. Warsztat taki znajdował się na strzelnicy Bractwa Kurkowego, w adoptowanym do tego celu betonowym basenie zamienionym poprzez nakrycie dachem maskującym na halę warsztatową.

Budynek Urzędu Pocztowego w dniach 800. lecia Strzelna - 1947 r.
Już 22 stycznia 1945 r., wraz z wyzwoleniem Strzelna z okupacji hitlerowskiej przez Armię Czerwoną, kierownictwo na Urzędem Pocztowym przejął Stanisław Droszcz. Wkrótce do Strzelna powrócił przedwojenny naczelnik Teodor Strzelecki i jemu, na powrót 1 marca 1945 r., zostało powierzone to stanowisko. Jego prawą ręką na stanowisku kontrolera był Kazimierz Basiński. Poczta w tym czasie zatrudniała 21 pracowników. Podobnie, jak w okresie międzywojennym załoga poczty była niezwykle skonsolidowaną. Objęta opieką socjalną, korzystała z wielu dobrodziejstw „karty pocztowca". Nadal uczestniczono w życiu kulturalnym Strzelna, angażując się w zespołach teatralnych, chórze „Harmonia" i innych formach. Organizowano liczne wycieczki dla załogi, jak i jej rodzin. Podobnie wczasy w różnych zakątkach kraju. Nadal powodzeniem cieszyły się szkolenia.

Ma tle budynku Urzędu Pocztowego. Trybuna Honorowa podczas obchodów w 1947 r. 800 lecie Strzelna
Po przejściu na emeryturę kolejnym naczelnikiem UP-T został Szczepan Cierpisz. Za jego rządów, 15 lipca 1967 r. uruchomiono w Strzelnie automatyczną centralę telefoniczną na 400 numerów, zaś w roku następnym, 12 lipca przekazano całkowicie zmodernizowane i unowocześnione pomieszczenia obsługi klienta i zaplecza pocztowego. Kolejne reorganizacje spowodowały odłączenie telekomunikacji od usług pocztowych, a z biegiem lat i poprawę warunków pracy i obsługi klienta. Ostatnia gruntowna modernizacja i przebudowa wnętrz poczty z rewitalizacją obiektu miała miejsce w 2007 r. Dopełnieniem listy naczelników strzeleńskiej placówki są następujący urzędnicy: od stycznia 1975 r. Jadwiga Dopierała, od 1 sierpnia 1976 r. Lucjan Zebel, od 20 stycznia 1977 r. Czesława Sulińska, od 5 stycznia 1978 r. Maria Cerkaska, od 1994 Bożena Gabryszak (p. o.), od 1995 r. Gertruda Oborska, od 2003 r. Małgorzata Grajek. Od 2006 r. pieczę nad placówką sprawuje naczelnik Wiesława Kopińska.