wtorek, 9 lipca 2019

Nagroda



Przedwczoraj skończyłem biogramy strzelnian i mogilnian delegatów na Polski Sejm Dzielnicowy w Poznaniu. Pozostało mi jeszcze wypełnić ankiety i kolejny etap mojej pracy pisarskiej mogę uważać za zakończony. Zatem, mam trochę czasu i mogę powrócić do czerwcowego wydarzenia i związanym z nim pobytem w Warszawie. Wspominaliśmy na facebooku już z żoną, co mnie spotkało - czyli o wspaniałym wyróżnieniu - pisali o tym leśnicy z Miradza i Gołąbek, była relacja filmowa, informacje prasowe i na portalach branżowych, m.in. Generalnej Dyrekcji Lasów Państwowych.





Otóż 25 czerwca w siedzibie Dyrekcji Generalnej Lasów Państwowych w Warszawie, dyrektor generalny LP Andrzej Konieczny wręczył mi wyróżnienie w Nagrodzie Lasów Państwowych im. Adama Loreta Edycja 2018 za opracowanie trzech monografii promujących historię i prace leśników nadleśnictw Miradz, Gołąbki i Gniewkowo. Wyróżnienie to otrzymałem w Kategorii II - "najbardziej doniosła, z punktu widzenia wiedzy podstawowej lub/oraz przydatności praktycznej, praca naukowa dotycząca szeroko rozumianego leśnictwa". Już po części oficjalnej miałem przyjemność porozmawiać z dyrektorem Koniecznym, przewodniczącym kapituły prof. dr. hab. Arkadiuszem Bruchwaldem, Tadeuszem Chrzanowskim Z RDLP w Toruniu - również wyróżnionym oraz leśnikami z DGLP. W każdej z tych rozmów padało pytanie - jak pan to zrobił, trzy potężne monografie w tak krótkim czasie? oraz stwierdzenie - jest pan jedynym w kraju, co tak skrupulatnie opisał dzieje aż trzech nadleśnictw.
















Był to dla mnie dzień szczególny, wzbogacony towarzystwem mojej małżonki Lidii, dobrego ducha mojego pisarstwa. Oboje spędziliśmy w Warszawie cały tydzień i wspólnie cieszyliśmy się z kolejnego mojego wyróżnienia. Czas wolny poświęciliśmy na zwiedzanie naszej Stolicy: Stare Miasto z uroczymi zakątkami, Zamek Królewski, Ogród Saski i jego okolice, Łazienki Królewskie i wiele innych miejsc Śródmieścia. Podziwialiśmy również nowoczesne budownictwo, a to co rzucało się nam w oczy, to czystość i porządek miejsc odwiedzanych. Wynajęliśmy apartament w centrum Warszawy, zatem wszędzie mieliśmy blisko, nie tracąc czasu na dojazdy - oczywiście korzystaliśmy z bardzo dogodnego transportu publicznego. Nie kryję, że potrzeba byłoby miesiąca, by dotrzeć chociażby do części obiektów z przewodników po Stolicy. Pełni wrażeń wróciliśmy szóstego dnia wieczorem do Strzelna z nadzieją, że jeszcze kiedyś odwiedzimy Warszawę.











Warto podróżować i przypatrywać się innym miejscom. Tak co roku czynimy z małżonką. Z każdej podróży przywozimy zakodowane obrazy z nurtującym nas pytaniem - dlaczego u nich, a nie u nas, tak wiele zrobiono? Odpowiedź oczywiście znajdujemy, ale nie czas i miejsce, by o tym mówić. Uderzała nas zieleń miejska - skwery, parki i wszelkiego rodzaju przestrzenie między kamienicami, wypełnione zielenią.   
















Nazajutrz po przyjeździe, wczesnym rankiem przebudził mnie dziwny sen. Otóż śniło mi się, że zostaję po raz kolejny wyróżniony i to ze strony najmniej oczekiwanej, dodam, że nigdy, ale to nigdy mnie niedoceniającej na przestrzeni ostatnich 30. lat. Sen chyba należy uznać za koszmarny, gdyż postawił mnie na równe nogi. Było na tyle wcześnie, że zasiadając do kompa zdążyłem przed wyruszeniem strzelnian do kościoła napisać nowy temat na bloga.
Zgadnijcie kto chciał mnie wyróżnić? lub chociażby podajcie w jakim to mieście działa się akcja snu? Dla ułatwienia podaję, że dotychczas otrzymałem wyróżnienia w następujących miastach:
Bydgoszcz - Zasłużony dla Kultury Polskiej - 2014 r.,
Gniezno - Człowiek Roku 2016,
Mogilno - Zasłużony dla Gminy Mogilno - 2018 r.,
Poznań - Odznaka Krajoznawcza 100-Lecia Powstania Wielkopolskiego - 2018 r.,
Toruń - Kordelas Leśnika Polskiego - 2017 r.,
Toruń - Wyróżnienie za 2016 r. w kategorii Kultura,
Warszawa - Nagroda Fundacji Polcul im. Staszki Kuratczyk i Zochy Nawojowskiej za „działalność społeczną i publicystyczną na terenie Strzelna" - 2003 r.,  
Warszawa - Nagroda Lasów Państwowych im. Adama Loreta Edycja 2018 r.

sobota, 6 lipca 2019

Nieznani honorowi obywatele miasta Mogilna



Niewątpliwie jest to rewelacyjne odkrycie. Dodam, że dokonane przeze mnie, czyli, osobę zasłużoną dla Gminy Mogilno (taki tytuł noszę od ubiegłego roku). Tym bardziej mnie to satysfakcjonuje. Odkryć coś współcześnie to nie byle gratka, a dodam, że w ostatnich 40. latach sporo napisano o Mogilnie i o tych nazwiska, nie trafiając na to, iż byli oni pierwszymi w niepodległej Polsce honorowymi obywatelami miasta Mogilna. A wszystko to za sprawą moich, niegasnących i ciągle realizowanych pasji. Otóż pracując ostatnio nad "Słownikiem delegatów na Polski Sejm Dzielnicowy w Poznaniu" - moja działka w tej pracy zbiorowej to 24 osoby z powiatów, mogileńskiego i strzeleńskiego - wertuję całe roczniki gazet, by wyszukać choćby najdrobniejsze informacje o ówczesnych delegatach z naszego regionu. I nagle olśnienie w postaci artykułu zamieszczonego w „Lechu“, czyli gazecie gnieźnieńskiej. Mój wzrok przykuła informacja z Mogilna, która wszem i wobec podawała, iż poświęcono budynek magistracki i nadano tytuły obywateli honorowych miasta Mogilna. Dodam, że był to rok 1928, czyli 10 lat przed nadaniem obywatelstwa honorowego ks. Mieczysławem Brodowskim, dotychczas uważanym za pierwszego mogilnianina, któremu taki tytuł Rada Miejska nadała.

Ks. Mieczysław Brodowski, honorowy obywatel miasta Mogilna.
Jakież było moje zaskoczenie? Dwa znamienite nazwiska, z których jedno dotyczyło delegata na Polski Sejm Dzielnicowy, drugie zaś znakomitego obywatela. Tymi mogilnianami byli Sylwester Jankowski i Piotr Płoszyński. Chwila zastanowienia i zaświtało mi, że mam skan zdjęcia z poświęcenia ratusza w 1928 r. w Mogilnie (oryginał znajduje się w zbiorach Rafała Paczkowskiego). Szybko je odszukałem, patrzę, a w gronie dostojnych obywateli siedzi dwoje panów ze zwiniętymi w rulon i przepasanymi wstążkami dyplomami. Na szczęście zdjęcie zostało opisane i bez trudu rozpoznałem postać Piotra Płoszyńskiego, natomiast Sylwester Jankowski został opisany jako Chojnacki dyrektor Powiatowej Kasy Chorych. Dodam, że opisu zdjęć dokonał Witold Paczkowski (ojciec Rafała) w latach 60. XX w. i mógł pomylić Jankowskiego z Chojnackim. Po drodze odszukałem podobny w treści kolejny artykuł o tym wydarzeniu, który zamieszczony został w „Orędowniku Urzędowym Powiatu Mogileńskiego“. A oto jego treść:

Ośrodkiem, w którym skupia się tętno życia miejskiego jest niewątpliwie siedziba magistratu.
W przeciwieństwie do innych miast, Magistrat miasta Mogilna urzędował przez cały szereg lat w tak niewidocznym, małym budynku, że nie zasługiwał wcale na miano ratusza. Budynek ten okazał się za szczupły tak, że kasa miejska i część mieszkania p. burmistrza mieściły się w sąsiednim budynku, a sala posiedzeń Rady miejskiej w zupełnie odrębnym domu. Dopiero teraz, gdy ogień zniszczył częściowo ratusz mogileński powstał na tym miejscu okazały dom
kosztem ca 40 000 zł.

W czwartek, dnia 31 maja 1928 r. odbyła się właśnie uroczystość poświęcenia ratusza. O godz. 1 w południe zebrali się w pięknej, obszernej sali posiedzeń Rady miejskiej członkowie Magistratu, Rady Miejskiej i liczny zastęp obywatelstwa mogileńskiego, zaproszony specjalnie na tę uroczystość. Na miejscu honorowym zasiadł p. starosta [Władysław] Słaby. Po przywitaniu obecnych przez przewodniczącego Rady Miejskiej [Mieczysława Nowaka] i krótkim streszczeniu historii miasta, dokonał aktu poświęcenia ks. prob. [Mieczysław] Brodowski w asyście ks. [Piotra] Sobiecha.

W związku z pierwszą uroczystością nastąpiła druga uroczystość wręczenia dyplomów przez p. burmistrza [Kazimierza] Tyczewskiego pp. Płoszyńskiemu Piotrowi i Jankowskiemu Sylwestrowi na obywateli honorowych miasta Mogilna, po czym odbyła się wspólna fotografia. Następnie udali się wszyscy do lokali p. Klessy, na wspólny obiad. W czasie biesiady wygłaszano liczne toasty na cześć Najjaśniejszej Rzeczypospolitej, Duchowieństwa, p. Starosty, p. radcy [Józefa] Trzcińskiego, Jubilatów itd. itd. Biesiada przeciągła się do późnego wieczora.

A zatem, dotychczas głoszoną wiedzę w licznych publikacjach i opracowaniach, iż pierwszym honorowym obywatelem miasta Mogilna w latach międzywojennych był ks. Mieczysław Brodowski należy sprostować. Pierwszymi honorowymi obywatelami byli od 31 maja 1928 r., Sylwester Jankowski i Piotr Płoszyński. Trzecim z kolei honorowym obywatelem został w 1938 r. ks. Mieczysław Brodowski. A oto sylwetki tych mogileńskich znakomitości.

Mogilno, 31 maja 1928 r. Po uroczystości wręczenia dyplomów Obywatela Honorowego Miasta Mogilna. W środku z dyplomem na kolanach siedzi Sylwester Jankowski, po lewej wikariusz mogileński ks. Piotr Sobiech, po prawej burmistrz Mogilna Kazimierz Tyczewski.

W drugim rzędzie stoją od lewej: Radomski - gospodarz z Hubów, NN, Antoni Jasiński - skład bławatny, Franciszek Nowak - aptekarz, Janus - blacharstwo, Stanisław Krusiński - restaurator.

Jankowski Sylwester (1863-ok. 1942), kupiec-restaurator, delegat na Polski Sejm Dzielnicowy, organizator zrywu niepodległościowego, działacz społeczno-gospodarczy, wiceburmistrz Mogilna.

Ur. w 1863 r. w Mogilnie, był synem Józefa i Agnieszki z domu Michalska. Uczył się w szkole ludowej w Mogilnie, a następnie zawodu kupieckiego. W 1890 r. poślubił o osiem lat młodszą Kazimierę z domu Krobska, córkę Józefa i Rozalii z domu Wolicka.

Z zawodu był kupcem i restauratorem. Prowadził lokal przy dworcu kolejowym w Mogilnie. Już od młodych lat aktywnie działał w Towarzystwie Przemysłowym w Mogilnie, w którym od 1885 r. pełnił funkcję sekretarz. W jego ramach wspólnie z prezesem Stanisławem Bylskim organizował majówki w borze proboszczowskim na Babie oraz amatorskie przedstawienia teatralne jak: „Łobzowianie“ i „Szkoda wąsów“. Zysk z tych przedstawień przeznaczano na cele dobroczynne. Na Gwiazdkę 1885 r. rozdano biednym żywność za 30 marek. W wyniku reorganizacji Towarzystwa Czytelni Ludowych w powiecie mogileńskim na wiecu zorganizowanym 18 października 1908 r. w Mogilnie został komitetowym Biblioteki TCL w Mogilnie.

Aktywnie uczestniczył w życiu gospodarczym Mogilna i regionu, współpracując z ks. Piotrem Wawrzyniakiem. Zasiadał przez szereg lat m.in. w radzie nadzorczej Banku Ludowego w Mogilnie. Obok proboszcza mogileńskiego ks. Mieczysława Brodowskiego i kilku mogilnian był członkiem Towarzystwa Muzealnego w Poznaniu. Od 1914 r. zasiadał jako członek w Radzie Miejskiej w Mogilnie.

W niedzielę 24 listopada 1918 r. podczas wiecu wyborczego zorganizowanego w Mogilnie została wybrana delegatem do Polskiego Sejmu Dzielnicowego, który obradował w dniach od 3 do 5 grudnia 1918 r. w Poznaniu. W jego lokalu restauracyjnym zlokalizowanym przy dworcu kolejowym spotykali się działacze niepodległościowi z Mogilna i okolicy. Tutaj docierały najwcześniej relacje z działań powstańczych z Poznania i Gniezna. Wieczorem 30 grudnia pod pozorem obchodzenia imienin współorganizował z bratem swojej małżonki, Teodorem Krobskim (1869-1935), spotkanie podczas którego działacze niepodległościowi opowiedzieli się za czynem zbrojnym.

W 1925 r. wszedł w skład Komitetu Honorowego Zjazdu Kół Śpiewaczych Okręgu XVIII w Mogilnie, który odbył się 12 lipca w ogrodach Domu Katolickiego im. ks. Piotra Wawrzyniak z udziałem 200 chórzystów. W 1928 r. jako wiceburmistrz Mogilna przewodniczył Obwodowej Komisji Wyborczej Mogilno Miasto IV w wyborach do Sejmu i Senatu. 31 maja 1928 r. Rada Miejska w dowód uznania za działalność niepodległościową i na rzecz miasta przyznała jemu oraz Sylwestrowi Jankowskiemu tytuł Obywatela Honorowego Miasta Mogilna. Uroczystość wręczenia stosownego dyplomu miała miejsce podczas poświęcenia oddawanego do użytku po rozbudowie gmachu ratusza.

W latach międzywojennych pracował również w Powiatowej Kasie Chorych w Mogilnie. 11 listopada 1930 r. został udekorowany odznaczeniem pamiątkowym Zasłużonym w Dziedzinie Ubezpieczeń Społecznych. W 1934 r. był ofiarodawcą Komitetu Lokalnego Pomocy Ofiarom Powodzi w Małopolsce z siedzibą w Mogilnie.

Wysiedlony wraz z małżonką w 1939 r. do Generalnej Guberni, zmarł w Lublinie i tam został pochowany.

Mogilno, 31 maja 1928 r. Po uroczystości wręczenia dyplomów Obywatela Honorowego Miasta Mogilna. W środku z dyplomem na kolanach siedzi Piotr Płoszyński, po lewej dziedzic Świerkówca Józef Trzciński, po prawej adwokat-notariusz Stefan Rsada.

W drugim rzędzie stoją od lewej: Kazimierz Pierzyński - tartak, Wojciechowski - spedytor, Stranc - skład drewna, Joachimiak - dyżurny ruchu, Ramisch - dekarz, Jerzykiewicz - adwokat, Czesław Gniewkowski - skład bławatów.

Piotr Płoszyński (1860-1931), kupiec, działacz niepodległościowy, członek tajnego Komitetu Obywatelskiego, Powiatowej Rady Ludowej, zastępca komendanta Straży Ludowej, członek Rady Robotniczo-Żołnierskiej, aktywny działacz korporacji miejskich i powiatowych, pierwszy przewodniczący Rady Miejskiej Mogilna po odzyskaniu niepodległości, honorowy obywatel miasta Mogilna.

Urodził się w 1860 r. jako syn Błażeja i jego drugiej żony Antoniny z domu Chybił.
W 1882 r. zawarł w Mogilnie związek małżeński z Katarzyną Bauza (ur. 1859 r.), córką Łukasza i Agnieszki z domu Jankowska. Mieszkał w Mogilnie przy ul. Plac Wolności 9 w kamienicy, której był właścicielem. Z zawodu był rzeźnikiem, członkiem zwyczajnym i honorowym Cechu Rzeźników w Mogilnie. Później zajął się kupiectwem.

Na niwie gospodarczej współpracował z ks. Piotrem Wawrzyniakiem - królem czynu. Członek i wiceprezes rad nadzorczych Spółki Ziemskiej oraz Banku Ludowego w Mogilnie. Był członkiem powiatowego oddziału Centralnego Towarzystwa Gospodarczego w Mogilnie. Posiadał 28 mórg ziemi i był członkiem Kółka Rolniczego oraz miejscowej Ochotniczej Straży Pożarnej.

W lipcu 1918 r. znalazł się w grupie Polaków, którzy utworzyli w Mogilnie tajny Komitet Obywatelski. 13 listopada 1918 r. wszedł w skład Powiatowej Rady Ludowej w Mogilnie, a od 24 listopada w skład prezydium Rady jako zastępca komendanta Straży Ludowej. Kiedy 14 listopada 1918 r. przybył do Mogilna sierż. Stanisław Roloff, Płoszyński jako reprezentant polskiego mieszczaństwa w Mogilnie wszedł w skład utworzonej przez Roloffa mogileńskiej Rady Robotniczo-Żołnierskiej, w której działał z niezwykłą aktywnością. W trakcie narad reprezentował poglądy zbrojnego przejęcia władzy w mieście, dlatego też wystąpił z inicjatywą i bezpośrednio uczestniczył w rozbrajaniu Grenzschutzu w Mogilnie.




 Po przejęciu władzy przez powstańców mogileńskich i wkroczeniu do miasta oddziałów ppor. Pawła Cymsa wszedł w skład nowopowstałego wydziału wykonawczego Powiatowej Rady Ludowej. Po wyborach do pierwszej polskiej Rady Miejskiej w Mogilnie (1919-1923) wszedł w jej skład, jednocześnie przewodnicząc temu gremium. Z nominacji Ministra Sprawiedliwości mianowany był sędzią pokoju w Sądzie Powiatowym w Mogilnie.

Od 1926 r. z grona członków nowo wybranej Rady Miejskiej wszedł w skład Sejmiku Powiatowego. W 1929 r. jako członek Sejmiku i Wydziału Powiatowego w Mogilnie był członkiem Powiatowej Komisji Wyborczej w wyborach uzupełniających do Sejmiku Powiatowego. W 1929 i 1930 r. pełnił funkcję członka Magistratu.

31 maja 1928 r. Rada Miejska w dowód uznania za działalność niepodległościową i na rzecz miasta przyznała jemu oraz Sylwestrowi Jankowskiemu tytuł Obywatela Honorowego Miasta Mogilna. Uroczystość wręczenia stosownego dyplomu miała miejsce podczas poświęcenia oddawanego do użytku po rozbudowie gmachu ratusza.

Honorowy obywatel miasta Mogilna zmarł 13 lipca 1931 r. w Mogilnie. Pochowany został na cmentarzu parafialnym w Mogilnie.

Powyższy tekst artykułu objęty jest prawami autorskimi 
© Copyright by Marian Przybylski, Strzelno 2019 


czwartek, 4 lipca 2019

Ciekawostki z przeszłości Strzelna - ul. Dmowskiego



Artykuły z cyklu Ciekawostki... mają większe wzięcie niż Spacerki po Strzelnie. Być może, sam tytuł przyciąga, bo czy ktokolwiek z nas nie jest ciekawy? Oglądamy programy informacyjne - ciekawi co dzieje się w kraju, czy w świecie. Kupujemy gazety - by parafrazując Wańkowicza przeczytać o tym i owędym. Siedzimy na facebooku - by dowiedzieć się co robią znajomi i czy aby sobie radzą. Wszystko to z ciekawości. W dawnych czasach ciekawość naszych przodków zaspokajały: spotkania i plotkowanie - zastępujące współczesne programy informacyjne; odwiedzanie licznych strzeleńskich lokali gastronomicznych - które oferowały również prasówka; wielogodzinne wyglądanie przez okna - niczym dzisiejsze siedzenie na facebooku. Zatem radzono sobie i dzisiaj nie ma co się dziwić, że wchodząc do tramwaju, autobusu, czy pociągu widzimy jeden obraz, wszyscy pasażerowie wpatrzeni są w swoje smartfony - po prostu, ciekawość nasza nigdy nie zaginie.

Roman Dmowski.
 Hołd miasta Strzelna dla Twórcy Niepodległej Polski
Jednomyślne uchwalenie nazwy ulicy Romana Dmowskiego
Takim oto tytułem został opatrzony na początku stycznia 1939 r. artykuł w „Dzienniku Kujawskim“. Z jego treści wynika, że przedwojenna Rada Miejska w Strzelnie jako jedna z pierwszych w ówczesnej Polsce uczciła pamięć Wielkiego Syna Narodu Romana Dmowskiego, nadając w dniu pogrzebu zmarłego jego imię jednej z miejskich ulic. W kilka dni później podobnie postąpiły inne miasta w regionie. Dodajmy, że nowy patron był głównym ideologiem polskiego ruchu narodowego, liderem Narodowej Demokracji, zmarł 2 stycznia 1939 r. w Drozdowie na Podlasiu. Polityk przeszedł udar mózgu i zapalenie płuc. Na ulicach pojawiły się klepsydry: „Roman Dmowski duszy polskiej Budziciel; Idei narodowej Twórca i Bojownik nieugięty, nieustraszony; Pokoleń Wychowawca i Przewodnik; Polski Narodowej Syn ukochany“. Przedwojenne Strzelno było silną ostoją narodowych idei. Swoje organizacje miały kobiety - Narodowa Organizacja Kobiet; mężczyźni - Stronnictwo Narodowe oraz młodzież, której przewodziło hasło - Służba Ojczyźnie. Zatem przejdźmy do zapowiedzianego artykułu:


W dniu pogrzebu Wielkiego Polaka wieczorem o godz. 19:00 w salce posiedzeń [która nomen omen mieściła się w byłym starostwie, a obecnie budynku LO] odbyło się nagle posiedzenie Rady Miejskiej w Strzelnie, mające na celu uczczenie pamięci Romana Dmowskiego i oddanie Mu hołdu. Zagaił zebranie przewodniczący Rady Miejskiej p. burmistrz Stanisław Radomski, poddając porządek obrad , który obejmował sprawy przemianowania ulicy Szerokiej [dzisiejsza Gimnazjalna] na ulicę imienia Romana Dmowskiego.
Przed przystąpieniem do porządku obrad p. burmistrz poświęcił Twórcy Niepodległej Polski kilka serdecznych słów, po czym uczczono pamięć zmarłego chwilą ciszy. Przemawiali jeszcze, radny p. Stefan Płócienniczak, prezes Stronnictwa Narodowego i radny p. Ludwik Wesołowski, oddając hołd postaci zmarłego Wielkiego Polaka.
Jednomyślnie z kolei zapadła uchwała przemianowania ulicy Szerokiej na ulicę imienia Romana Dmowskiego.
Pod koniec posiedzenia radny p. Antoni Latosiński wysunął projekt zawieszenia w salce obrad portretu śp. Romana Dmowskiego, zaś radny p. Ludwik Wesołowski projekt urządzenia ku czci zmarłego kwesty publicznej prze cały tydzień, dochód z tej kwesty przeznaczony zostałby dla biednych dzieci tutejszego miasta i byłby niejako uczczeniem pamięci zmarłego, któremu nie były obojętne losy ludu. Projekt ostatni został dokładnie omówiony i pp. radni zgodzili się kwestę taką przeprowadzić w niedzielę na ulicy, zaś następne dni po domach na listę składkową. Po wyczerpaniu porządku obrad i odczytaniu protokółu zebranie p. burmistrz salwował. Pierwsza kwesta do puszek odbyła się w niedzielę w ulicy Kościelnej, kwestowali pp. radni.
Radzie Miejskiej miasta Strzelna należy wyrazić uznanie za podjęcie tak doniosłej uchwały. Odtąd ulica Szeroka, sąsiadująca z z kościołem katolickim i bezpośrednio przylegająca do ulicy Powstania Wielkopolskiego nosić będzie na zawsze miano Romana Dmowskiego.
Podobną uchwałę powzięła Rada Miejska w Piaskach, gdzie jednomyślnie przemianowano ul. Gostyńską na ulicę Romana Dmowskiego.

Lata 30. XX w.
Zima 1939/1940.


No niestety, dzisiaj już o tej nazwie nikt nie pamięta, gdyż nie zdążyła się ona zapisać w pamięci strzelnian, ani na kartach miejskich kronik. Już po ośmiu miesiącach, we wrześniu 1939 r. okupant niemiecki zmienił nazwę ulicy na Breitestrasse, a po wojnie zapomniano o nowej nazwie i powrócono do starej, ulica Szeroka. Ale i ona długo się nie utrzymała i po śmierci bohatera tamtych czasów gen. Karola Świerczewskiego oficjalnie przezwana została jego imieniem. W komunikacie z dnia 21 września 1947 roku czytamy, iż z okazji 800-lecia Strzelna została zmieniona nazwa ulicy Szerokiej na gen. Karola Świerczewskiego...

I to by było na tyle, więcej o zmianach nazwy tej ulicy przy okazji spacerku po niej.

poniedziałek, 1 lipca 2019

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 46 Ulica Świętego Ducha - cz. 2



Po krótkiej wakacyjnej przerwie wracamy do spacerków po naszym Strzelnie. Dzisiaj druga część opowieści o dziejach ulicy Świętego Ducha. Przypomnę, że znajdujemy się w obrębie średniowiecznego przedmieścia gnieźnieńskiego i placu, na którym zbudowany był kościół i szpital św. Ducha, który mieścił także cmentarz ogrodzony płotem drewnianym. Na nim stała również kostnica murowana gontami pokryta. Jak stwierdził wizytator biskupi, na cmentarzu dziady i grzesznicy egzekwowani chować się zwykli. Opis szpitala z pierwszych lat zaborów 1779-1780 zachował się i dzięki niemu, przy odrobinie wyobraźni, możemy zapoznać się z jego wyglądem. Otóż brzmi on tak: 
Szpital, nie wiedzieć którego roku, z drzewa, pod gontami, wystawiony, w którym po prawej ręce izba wielka o dwóch oknach. Piec z kaflów zielony. Kominki dwa murowane. Z niej drzwi czworo do komórek. Izbej tej bab sześć i dziadów trzech starych. Po lewej zaś ręce dwoje drzwi od dwóch izbów. W każdej kominek i z każdej drzwi do dwóch komórek. Piec jeden zielony obydwie grzeje izby. W każdej izbie okno. W jednej komornik mieszka a w drugiej dwie panny szlacheckie ubogie. Domostwo to choć stare, też jeszcze w całości.

Jak możemy wywnioskować z opisu, warunki bytowe pensjonariuszy przedstawiały się całkiem znośnie. Mało tego, nadwyżkę lokalową wynajęto komornikowi, który w zamian uiszczał opłaty na utrzymanie budynku. Co do szlachcianek ubogich tu przebywających, możemy się jeno domyśleć, że ich ubóstwo zapewne brało się z braku własnego lokum, i że za tę izbę musiały świadczyć jakieś opłaty. Tenże sam wizytator nakazał prepozytowi, by ten połączył fundusze i uposażenie kościoła i szpitala św. Ducha z funduszami kaplicy od św. Krzyża i kościoła konwentualnego. Zapewne ten zabieg doprowadził do zaniedbania świątyni i ostatecznej jej rozbiórki po 1815 r. z polecenia ostatniego prepozyta Fryderyka Bieleckiego. W miejscu kościoła prepozyt wystawił okazały krzyż. Od tego też czasu władze zakazały chowania na przyległym cmentarzu zmarłych, wytyczając do tego celu cmentarz przy drodze do Kwieciszewa, tuż za cmentarzem ewangelickim (współczesny Stary Cmentarz).

W latach 1809-1829 szpital zarządzany był przez prepozyta Bieleckiego. Nadal dochodami były te ustanowione w XV i XVI w. Wydatki obejmowały utrzymanie 5 ubogich etatowych i 13 ubogich nadetatowych. Największą pozycję dochodów stanowiły wpływy ze sprzedaży zboża. Dochody na ogół bilansowały się, a w niektórych latach były wyższe od wydatków. Po kasacie klasztoru, po 1837 r., pieczę nad szpitalem trzymali miejscowi proboszczowie. Od 1844 r. zarządzała nim Deputacja dla Spraw Ubogich (Die Armendeputation). Działała ona w oparciu o obowiązujący od tegoż roku statut miasta. W jej skład wchodzili przedstawiciele magistratu, jeden radny miejski, dwaj naczelnicy obwodów miejskich i dwaj mieszczanie, spośród których jeden miał być wyznania mojżeszowego. Nadto, administracją szpitala zajmował się każdorazowo katolicki proboszcz, który z racji swego urzędu również wchodził w skład Deputacji.


Po raz pierwszy z nazwą ulicy zapisaną w formie 'Świętoduski' spotykamy się w przywileju miasta Strzelna z dnia 10 listopada 1764 r. Została ona wymieniona jak ulica uprzywilejowana w produkcji piwa. Tak oto brzmi ten fragment dokumentu, który takowe prawo nadaje: ...Więc w imię Boskie ustanowiliśmy w tutejszym mieście kolej na robienie piwa i do tej kolejny naznaczamy tylko obywatelów w Rynku, w ulicy Świętoduski i w ulicy Kruszwickiej domostwa swoje mających.
           
Najstarszy opis ulicy Świętego Ducha pochodzi z 1800 r. Jest on na tyle szczegółowy, że po dzień dzisiejszy możemy się w nim rozeznać odnosząc go do poszczególnych parceli miejskich. Było ich tyleż samo, co współcześnie, może, dlatego i ta łatwość większa. Czytając artykuł zamieszczony, w „Nadgoplaninie“ z 6 lipca 1889 r., zatytułowany Strzelno przed 89 laty, dowiadujemy się, że naprzeciwko pana Latosińskiego (obecny numer 36 - Kuklińscy) znajduje się dziś szpital w obszernym, płotem sztachetowym otoczonym ogrodzie, w którym tuż przy płocie znajduje się piękny krzyż, dar naszego obywatela pana Bartoszewskiego ofiarowany w 1888 r. W tym miejscu gdzie szpital stał kościółek św. Ducha, stąd też nazwa ulicy, który na końcu zeszłego stulecia, jak się zdaje, już do nabożeństwa używany nie był. Kiedy Francuzi w swym pierwszym pochodzie do Prus w roku 1806 w Strzelnie byli, używali oni go za rodzaj koszar. Na cmentarzu otaczającym kościółek (dziś ogród szpitalny) stała kostnica, ale bez dachu, tylko same mury. Kościółek św. Ducha słynął z wielkich odpustów, na które przychodzili pobożni aż od Kalisza... Szpital ten był to dom drewniany, jak w owym czasie nieomal wszystkie mają od ulicy wystawkę opartą na trzech drewnianych filarach. Przy środkowym filarze znajdowały się dwie żelazne obręcze, które ludziom złym na szyję zakładano. Był to, więc rodzaj pręgierza (Schandpfahl). Żelazne te obręcze nosiły nazwę „kuny“ i zakładano je tędy owędy za karę jednemu z dziadów szpitalnych nazwiskiem Giemza, za pijaństwo. W szpitalu mieszkała nijaka Frąsia (Franciszka, nazwisko jej nie jest znane) utrzymywana przez PP Norbertanki z tutejszego klasztoru. Była to nieszczęśliwa kobieta, bo nie miała nóg. Ta Frąsia - pod tą nazwą miasto i okolica ją znała - uczyła za małym wynagrodzeniem dzieci obywatelskie czytać na owym staroświeckim elementarzu, na którego pierwszej stronie stały owe pamiętne słowa „Różczką Duch Święty dziateczki bić radzi“.
Z tegoż tekstu możemy dowiedzieć się, że w obrębie miasta niemalże wszystkie domy były drewniane i wystawione szczytem do ulicy. Każdy z nich posiadał rzeczone wystawki, czyli krużganki wsparte na trzech filarach. Przy zwartej zabudowie, w dni niepogodne można było pod nim przejść suchą stopą.

W miejsce drewnianego przed 1828 r. wystawiono nowy murowany budynek szpitala, który przetrwał do czasów II wojny światowej. Niemcy rozebrali go, zakładając w tym miejscu skwer zieleni, wystawili również kiosk drewniany, który stał tam do lat siedemdziesiątych XX w. Wcześniej, bo w II RP pobudowano na miejscu kościoła, tuż przy szpitalu katolickim nowoczesny budynek Powiatowej Kasy Chorych.

Ulica Świętego Ducha tuż po procesji Bożego Ciała. Fot. Heliodor Ruciński.
Zatem przejdźmy do spaceru ulicą Świętego Ducha, rozpoczynając rekreację od Rynku. Pamiętam bardzo dobrze, kiedy w letnie wakacje przyjeżdżał do Strzelna wujek Maryś Strzelecki, zawsze brał mnie na długi spacer. Kiedy przymknę oczy widzę go, niezwykle szarmanckiego, przy tym niskiego wzrostu, z lekką tuszą, z rękoma założonymi do tyłu, jak przemierza ulice swego miasta. Tuż przy nim kroczę ja, młody smark zasłuchany w nieustającą opowieść o Strzelnie, jego mieszkańcach i przeróżnych wydarzeniach. Do tego uczący się, jak kłaniać się paniom, osobom starszym i odpowiadać na powitanie koleżanek i kolegów. W owym czasie, gdybym pisał tę opowieść na pewno z większą łatwością by ona mi przychodziła. Otóż, wszystkie elewacje na wysokości parteru pokrywały stare, pamiętające przedwojnie i jeszcze starsze z okresu zaborów, szyldy reklamowe. Swoisty opis miasta i jego ulic. Solidną farbą musiały być wymalowane, gdyż mimo upływu półwiecza i więcej lat, były tak czytelne, jakby przed kilkoma zaledwie miesiącami były wymalowane. Dzięki Bogu zachowałem w swych zbiorach kilkadziesiąt wizerunków szyldów reklamowych, które dziś przypominają mi ulice miasta sprzed blisko pięćdziesięciu lat. Obecnie mam blisko 67 lat, a jako ośmio-dziesięcioletni berbeć chodziłem po mieście przyczepiony do wujowego boku i kodowałem w swej pamięci wywody starszego. Sam się dziwię, że aż tyle zapamiętałem.

Wuj opowiadał, która to z panien oparta na poduszce, ciągle wyglądając z mamusią przez okno, nigdy za mąż nie wyszła. Dlaczego doktor z ulicy Cegiełka pił na umór, do tego stopnia, że nie mógł swego zawodu wykonywać. O tym, jak ciotka Wanda Siemianowska w czasie okupacji odwiedziła z okazji imienin swoją znajomą, która nomen omen stała się Volksdeutschem i wyrecytowała jej na głos, z życzeniami, inwokację z „Pana Tadeusza", ostentacyjnie opuściła spotkanie.