piątek, 23 marca 2018

Zabijanie drzew



To co się stało z drzewami posadzonymi 23 lata temu na strzeleńskim Rynku, to ich zarżnięcie na oczach mieszkańców Strzelna, to wykonanie publicznej egzekucji na pięknie, jakie nam towarzyszyło przez minione lata, to czyn zabroniony i wykonany wbrew obowiązującemu prawu. Kto wydał takie polecenie? To pytanie zadają mi mieszkańcy od kilku dni i proszą o (spóźnioną, bo nikt już tym drzewom piękna nie przywróci) interwencję, chociażby taką, która pociągnie do odpowiedzialności karnej osobę, która takie bezmyślne i wbrew prawu polecenie wydała.





Na starych, ponad 100-letnich pocztówkach ze Strzelna widzimy na Rynku pięknie ukształtowane drzewa, których korony przybrały kształt kuli. Tak, piękne, ale już wówczas wiedziano, by tak ukształtować drzewo należy cięcia kształtujące wykonać na drzewach nie starszym jak 10 lat. Współcześni nie sprawdzając przepisów, nie sięgając po opinie fachowców zrobili, co zrobili - bestialsko okaleczyli śliczne, dające latem cień drzewa.


Drzewo towarzyszy człowiekowi od początku, a u źródeł biblijnej tradycji ludzkości jest ręką Boga ukształtowany raj - ogród stworzony w sposób zamierzony z znajdującym się pośrodku drzewem. Owe drzewo symbolizuje znajdującą się w centrum świętej przestrzeni oś świata. W naszej kulturze, podobnie jak i w innych drzewo posiada znaczenie symboliczne jako moc sprzyjająca człowiekowi - rajskie Drzewo Życia, biblijne Drzewo Wiadomości Dobra i Zła, stanowiące splot najważniejszych dylematów egzystencjalnych: wolności, wiary, ryzyka, cierpienia, przemiany. 





W układzie kulturowym śmierć drzewa jest czymś negatywnym. Współczesna egzystencja drzewa w środowisku kulturowym jest niezwykle ograniczona poprzez liczne uciążliwości cywilizacyjne, a zwłaszcza postępującą urbanizację. W porządku kulturowym drzewa muszą koegzystować z człowiekiem i jego wytworami niejednokrotnie będąc z nimi w konflikcie. Dlatego też, ochrona i pielęgnacja drzew istnieje w porządku kulturowym i regulowana jest odpowiednimi przepisami, a w naszym przypadku Ustawa z dnia 16 kwietnia 2004 r. o ochronie przyrody.




Mieszkańcy Osiedla Piastowskiego uratowali swoje drzewa przed bezmyślnym ich oszpeceniem. Ten czyn miał związek z montażem kamer i durnym pomysłem poszerzenia widoku. Ludzie, którzy drzewa te sadzili w porę zareagowali i przegnali urzędowych wandali. Czy aby, nie ci sami sprawcy oszpecili strzeleński Rynek? Zadaję to pytanie, gdyż doszły mnie takie słuchy, że drzewa z Rynku zasłaniały "Iksińskiemu" widok. Zatem, trzeba przeprowadzić śledztwo, by złapać i ukarać winnych złamania prawa.

A przecież można to było zrobić w sposób humanitarny i zgodny ze sztuką pielęgnacji drzew. W całym tym dewastacyjnym przedsięwzięciu zachowano tylko termin. Tak, drzewa przycina się w lutym i marcu, ale resztę wykonano wbrew wszelkim normom wynikającym z zasady prawidłowej pielęgnacji drzew.


Poddając ten czyn wszelkiej krytyce przytoczę normy prawne, które zostały złamane, i które są karalne!
USTAWA z dnia 16 kwietnia 2004 r. o ochronie przyrody (po zmianach i według tekstu jednolitego z 2018 r.) mówi:
Art. 87a.
1. Prace ziemne oraz inne prace wykonywane ręcznie, z wykorzystaniem sprzętu mechanicznego lub urządzeń technicznych, wykonywane w obrębie korzeni, pnia lub korony drzewa lub w obrębie korzeni lub pędów krzewu, przeprowadza się w sposób najmniej szkodzący drzewom lub krzewom.
2. Prace w obrębie korony drzewa nie mogą prowadzić do usunięcia gałęzi w wymiarze przekraczającym 30% korony, która rozwinęła się w całym okresie rozwoju drzewa, chyba że mają na celu:
      1) usunięcie gałęzi obumarłych lub nadłamanych;
      2) utrzymywanie uformowanego kształtu korony drzewa;
      3) wykonanie specjalistycznego zabiegu w celu przywróceniu statyki drzewa.
3. Zabieg, o którym mowa w ust. 2 pkt 3, wykonuje się na podstawie dokumentacji, w tym dokumentacji fotograficznej, wskazującej na konieczność przeprowadzenia takiego zabiegu. Dokumentację przechowuje się przez okres 5 lat od końca roku, w którym wykonano zabieg. 
4. Usunięcie gałęzi w wymiarze przekraczającym 30% korony, która rozwinęła się w całym okresie rozwoju drzewa, w celu innym niż określony w ust. 2, stanowi uszkodzenie drzewa.
5. Usunięcie gałęzi w wymiarze przekraczającym 50% korony, która rozwinęła się w całym okresie rozwoju drzewa, w celu innym niż określony w ust. 2, stanowi zniszczenie drzewa.



Przycinka drzew od góry, czyli ogłowienie (obniżenie) korony drzewa, które okazało się zbyt wysokie jest nieuzasadniona z fizjologicznego punktu widzenia. Ogławianie drzew jest szkodliwe i zostało całkowicie zakazane. Paradoksalnie takie obniżenie drzewa nie rozwiązuje problemu, a tylko go pogarsza. Przy ogłowieniu w miejscu cięcia powstaje ogromna rana, której drzewo nigdy nie zabliźni. W odsłonięte tkanki drewna łatwo wnika woda opadowa z zarodnikami grzybów chorobotwórczych i w ciągu następnych lat zaczyna rozwijać się próchnica- powstaje pusty w środku „komin” wypełniony zmurszałym drewnem. Jednocześnie poniżej miejsca cięcia drzewo wytwarza liczne odrosty konkurujące o przejęcie funkcji przewodnika. Pozorne zagęszczenie korony jest reakcją obronną drzewa a wzmożone wybijanie pędów z pączków śpiących z pnia to akt rozpaczy, by wytworzyć odpowiednią ilość liści, które odżywią korzenie. Odrosty te nie są silnie umocowane w tkankach pnia i mogą łatwo ulec wyłamaniu się.

czwartek, 22 marca 2018

O Strzelnie, Rynku i łyżce do butów



Przed kilkoma dniami napisał do mnie Gerard Paczkowski z Ostrowa, załączając w e-mailu kilka zdjęć. Na nich utrwalił przedmiot metalowy w kształcie łyżki do butów i nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie wygrawerowane na niej napisy i obrazki różnych kształtów obuwia. To właśnie te różne buciki zapaliły w mej świadomości światełko: - ja już gdzieś podobne obrazki widziałem i to niedawno. Głębsze zastanowienie sprawiło, iż wróciłem do również ostatnie przesłanego zdjęcia, tym razem przez Heliodora Rucińskiego. A zdjęcie to stare, bo z 1898 r., na którym została utrwalona wielka uroczystości jaka miała miejsce na strzeleńskim Rynku. Było to odsłonięcie pomnika, symbolu jarzma pruskiego, cesarza niemieckiego Wilhelma I.



O zdjęcie to poprosiłem Heliodora, gdyż aktualnie skupiłem się na naszym strzeleńskim Rynku, a na nim utrwalono w obrazie stare otaczające ten miejski plac domy i kamienice. Odkodowałem swą pamięć, iż podobny szyld widziałem na tym zdjęciu, a konkretnie na jednym z domostw. Kiedy powiększyłem obraz: - jest, to ten narożnikowy dom parterowy, na którego miejscu obecnie stoi piękny budynek Miejskiej Biblioteki Publicznej.



Do szczegółowego opisu zdjęcia z 1898 r. jeszcze wrócę, zaś dzisiaj o łyżce, szewcu i szyldzie. Otóż, w Runku miał swój interes skórzano-szewski niejaki Walenty Nawrocki. To po nim zachowała się w zbiorach Gerarda owa łyżka ze zdjęcia z wygrawerowanym, m.in. napisem: :W. Nawrocki Schuh & Stidfellager Lederhandlung Strelno" - co w wolnym tłumaczeni z języka niemieckiego znaczy, iż szewc W. Nawrocki wykonuje buty na miarę i prowadzi wszelki handel skórzany. Na szyldach reklamowych zawieszonych na budynku możemy rozczytać pełne imię i nazwisko Walentego Nawrockiego i odnaleźć owe rysunki obuwia z łyżki, a także fragment treści z reklamowej łyżki do butów.


Zapewne właściciel owego interesu, odświętnie ubrany wygląda z okna na poddaszu, przyglądając się uroczystościom związanym z odsłonięciem pomnika. Jego domostwo zdobią rozwieszone na szczycie girlandy, zieleń wyciętych w lesie brzózek i pruskie flagi (biała z czarnymi na górze i dole pasami). Onegdaj w miejscu biblioteki stały dwa domostwa, szczytami zwrócone ku Rynkowi. Pierwszy dom narożnikowy od strony ulicy Świętego Ducha jest niewidoczny. Dopiero drugi, to dom Nawrockiego, zaś trzeci i część i część piętrowego czwartego domu należały do Carla Rittera, który posiadał również kamienicę po drugiej stronie Rynku (obecną kamienicę rodziny Rucińskich).

To byłoby na tyle w kwestii owej łyżki do butów i jej historii. Dodam, że łyżka może liczyć ponad 120 lat i jeżeli ktoś z czytelników bloga posiada jakieś strzeleńskie, lub z okolicy pamiątki proszę przesłać, a ja opiszę historię przedmiotu, zdjęcia i utrwalonego na nim wydarzenia.   

środa, 21 marca 2018

SSB - cz. 3. Ppłk dr Ludwik Tobolewicz - cz. 3



Skrót SSB to Strzeleński Słownik Biograficzny. Nim sygnował będę opowieści biograficzne o nietuzinkowych strzelnianach.

W poprzednik dwóch częściach poznaliśmy wstęp do biogramu naszego bohatera, tajemnicze popowstaniowe dzieje jego przodków oraz początek jego kariery oficerskiej. Zachowując jednak chronologię pierwszego biogramu opublikowanego na nieistniejącym już blogu, rozwiązanie zagadki pochodzenia antenata rodu Tobolewiczów znajdziecie dopiero w piątej części tej niezwykłej i jakże ciekawej opowieści. Zaś dziś będzie o ślubie, rodzinie małżonki i dalszych losach Ludwika i ich córki.

Helena z Berskich Tobolewicz.
W niepodległej już Polsce Ludwik zawarł związek małżeński z Heleną Berską, która wywodziła się z galicyjskiej szlachty. Ród ten zamieszkiwał w Tylmanowej, niedaleko Krościenka i Szczawnicy. Tam po dziś dzień stoi piękny dwór, którego koleje losu podobne są tym ziemiańskim po 1944 r. Żona Helena z Berskich była córką Leona Berskiego i Celiny z Jasińskich, właścicieli Tylmanowej na pograniczu Gorców i Beskidu Sądeckiego. Berscy znani byli od XVII w. Swoje korzenie wywodzili spod Królewca, a pierwszym przedstawicielem tego rodu w Tylmanowej był Antoni Tytus (zm. w 1836 r.). Jego syn Wiktor w 1843 r. wystawił piękny klasycystyczny dwór z gankiem wspartym na czterech kolumnach. Był on twórcą huty żelaza w Tylmanowej, za której przyczyną rodzina popadła w tarapaty finansowe. Borykał się z nimi również jego syn Leon, a wyprowadził z długów dobra rodowe brat Heleny, Włodzimierz Berski, ostatni przedwojenny dziedzic dóbr Tylmanowa. Leon Berski poślubił Celinę z Jasińskich, z którą miał dwójkę dzieci, wspomnianego Włodzimierza i Helenę żonę ppłka Ludwika Tobolewicza.

Dwór Berskich w Tylmanowej.

Leon Berski właściciel Tylmanowej.

Antonina Celina z Jasińskich Berska.

Włodzimierz Berski brat Heleny.
 W czasie kiedy ppłk dr Ludwik Tobolewicz był zastępcą dowódcy 6. Pułku Artylerii Polowej Generalnym Inspektorem Artylerii był gen. broni Józef Haller. Wówczas znajomość pomiędzy obu panami gruntownie zacieśniła się. Jej owocem były późniejsze prywatne spotkania obu wojskowych.

Pałac w Biedrusku, w którym mieszkał ppłk dr Ludwik Tobolewicz z rodziną
W 1924 r. ppłk dr Ludwik Tobolewicz pozostając w kadrze oficerów artylerii i macierzystego 6. p.a.p. został w marcu przydzielony do Komendantury Ośrodka Ćwiczebnego w Biedrusku pod Poznaniem. W tym czasie komendantem ośrodka był ppłk Frudzik, który tę funkcję sprawował do 1925 r. Prawdopodobnie ppłk Tobolewicz początkowo piastował funkcję zastępcy, a komendantem został w roku następnym. W 1926 r. ppłk Tobolewicz wymieniony został jako komendant Obozu Ćwiczebnego w Biedrusku, który obok gen. Jasińskiego dowódcy dywizji piechoty z Kalisza, gen. Taczaka dowódcy 17. dywizji z Gniezna, płka Nowaczyńskiego dowódcy 68. pułku piechoty, płka Więckowskiego dowódcy 17 p. a. p. oraz płka Jacobsena z armii estońskiej znalazł się wśród gości weselnych u jednego z miejscowych oficerów. Do Biedruska przeniosła się również małżonka i zamieszkała w komendanturze ośrodka, w pięknym pałacu po pruskich koszarach. [Celina Imielińska: - Moja babcia Helena zamieszkała z dziadkiem Ludwikiem w Biedrusku przed urodzeniem mojej Mamy. Mama urodziła się w pobliskim Poznaniu – ale od urodzenia mieszkala w Biedrusku – dlatego, do pałacu w Biedrusku, którego później nigdy nie mogła odwiedzić, miała wielki sentyment]. Z tego okresu pochodzi kilka informacji prasowych, w których była mowa o komendancie O.Ć. Biedrusko.

Dowództwo Wyższej Szkoły Wojskowej na ćwiczeniach w Biedrusku. W trzecim rzędzie trzeci od lewej
ppłk dr Ludwik Tobolewicz.
 
W pierwszym roku obecności płka Tobolewicza w Biedrusku miały miejsce wielkie manewry Wyższej Szkoły Wojennej. Odbyły się one w dniach 11 i 12 lipca z udziałem profesury składającej się z wyższych oficerów francuskich: płka Trousson dyrektora wyszkolenia Misji Wojskowej Francuskiej w Polsce, płka Faury, płka Barbè, płka Roussean, ppłka Charpy, mjra Jovigny, mjra Fervore i mjra Dordore. Z wyższych dowódców byli gen. broni Żeligowski, gen. Raszewski oraz generałowie: Pożarski, Dreszer, Fara, Galica, Bukchart, Bukacki i Thome. Z tych ćwiczeń zachowało się w zbiorach rodzinnych dr Celiny Imielińskiej zdjęcie ppłka Tobolewicza w otoczeniu generalicji i wyższych oficerów polskich oraz francuskich na schodach i tarasie kasyna oficerskiego w Biedrusku. Ośrodek Ćwiczebny w Biedrusku, przy okazji ćwiczeń, odwiedzała niemalże cała czynna generalicja oraz wyżsi oficerowie WP. Pamiętną wizytą był przyjazd w dniach 21-23 lipca 1928 r. prezydenta RP Ignacego Mościckiego, który przyglądał się letnim manewrom z udziałem tureckiej misji wojskowej. W oficjalnych i mniej oficjalnych spotkaniach z tej okazji uczestniczył również nasz bohater. 


Ppłk dr Ludwik Tobolewicz z córeczką Irenką. 
W marcu 1929 r. ppłk Ludwik Tobolewicz został przeniesiony na stanowisko pełniącego obowiązki komendanta Powiatowej Komisji Uzupełnień w Szamotułach. W tymże roku otrzymał zezwolenie Ministra Spraw Wojskowych na przyjęcie i noszenie Łotewskiego „Medalu Pamiątkowego 1918-1928”. W styczniu 1930 r. został zwolniony z zajmowanego stanowiska, a z dniem 31 maja przeniesiony w stan spoczynku pozostając w rezerwie korpusu oficerów artylerii w dyspozycji dowódcy Okręgu Korpusu VII. Wówczas też nadarzyła się okazja i zakupił resztówkę pomajątkową w Bławatach pod Strzelnem na Kujawach. Składała się ona z ok. 20 ha, z parkiem i przestronnym dworem z boczną oficyną. Nadto były tutaj budynki: drewniana stodoła oraz wielofunkcyjny budynek inwentarski ze stajnią. Droga do dworu ze strony wschodniej od Strzelna i Ciechrza wysadzona była piękną aleją lipowo-kasztanową. Sam park Tobolewicze poddali konserwacji, nasadzając kilka gatunków drzew, w tym srebrne świerki. Po stronie zachodniej parku nowi właściciele zasadzili piękny sad owocowy.

Jerzy Berski syn Włodzimierza.

Helena Berska - przyszła Tobolewiczowa.
Ppłk dr Ludwik Tobolewicz oddał się pracy społecznej, aktywnie uczestnicząc w życiu społecznym miasta Strzelna i powiatów: strzeleńskiego, mogileńskiego i inowrocławskiego. Jako wyższy oficer, przeniesiony w stan spoczynku, podlegał dowództwu korpusu w Toruniu i Powiatowej Komendzie Uzupełnień w Inowrocławiu. W tym czasie utrzymywał kontakty z gen. Józefem Hallerem, który mieszkał w majątku Gorzuchowo koło Chełmna oraz okolicznym ziemiaństwem. Wielu osobom służył poradą prawną w załatwianiu różnych spraw urzędowych. W rodzinnej tradycji utrzymuje się, że dla realizacji tego celu założył kancelarię prawną w Strzelnie. Podjął się próby wyłączenia wsi Bławaty z granic miasta Strzelna i w tym względzie uzyskał zgodę burmistrza Stanisława Radomskiego i Rady Miasta Strzelna. W 1933 r. na październikowej sesji Rady Powiatu w Mogilnie wystąpił z propozycją, przedstawiając wniosek Rady Miejskiej w Strzelnie o wyłączenie terenu wsi Bławaty z miasta Strzelna i utworzenie zeń samodzielnej gminy wiejskiej. Jednakże wniosek ten wskutek niepomyślnego głosowania upadł i realizacji doczekał się dopiero po wojnie. Ppłk dr Ludwik Tobolewicz piastował również funkcję przewodniczącego Komisji Rewizyjnej przy Komunalnej Kasie Oszczędnościowej w Strzelnie. Aktywnie wspierał liczne organizacje społeczne.

Sanna z mamą.
Wręcz sielankowy żywot rodziny Tobolewiczów w Bławatach przerwał - jak donosił "Orędownik Ostrowski" (1931, Nr 49) - przykry incydent. Otóż z 17 na 18 czerwca 1931 r. pomiędzy godz. 22:00 a 24:00 skradziono na szkodę dra Ludwika Tobolewicza: futro karakułowe długie na brązowej podszewce, futro brązowe z szalowym kołnierzem, wierzch sukienny podszyty tchórzami, futro astrachanowe półdługie na niebieskiej podszewce, kołnierz z białego lisa, szal boa, dwa szale żółte w tym 1 krótki, 4 obrusy na 12 osób w tym 1 ręcznie tkany, suknię balową żółtą, suknię niebieską i kurtkę wojskową futrzaną na piżmowcach. Ogólna wartość skradzionych rzeczy osiągnęła kwotę niebagatelną, bo 10.000 zł.

Pierwsza Komunia Irki Tobolewicz.

Irena Tobolewicz.
W 1937 r. Ludwik Tobolewicz zachorował. Został hospitalizowany w Szpitalu Powiatowym w Inowrocławiu i tam poddany operacji. Niestety 23 maja 1937 r. zmarł [CI: - Babcia Helena nam mówiła, to były powikłania po zwykłej operacji ślepej kiszki (wyrostka robaczkowego), ale mogło być też coś poważniejszego – w tamtych czasach to nie wiadomo]. Płk dr Ludwik Tobolewicz pochowany został z honorami wojskowymi na inowrocławskim cmentarzu. Z wybuchem wojny i początkiem okupacji hitlerowskiej, wdowa Helena wraz z córką Ireną i mieszkającą wówczas z nimi babcią Antoniną Celiną z Jasińskich Berską, zostały wysiedlone przez Niemców do GG.
CDN


poniedziałek, 19 marca 2018

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 12 Rynek - cz. 9



Niekończąca się opowieść
O każdej miejskiej posesji możemy powiedzieć, że ich dzieje to niekończące się opowieści o budowlach na nich postawionych i mieszkających tu ludziach. Dowodem na tę tezę jest chociażby kamienica przy Rynku 1, której historia pierwotnie zawrzeć się miała w dwóch częściach, a tu rodzi się trzecia, a nawet kolejne.



Po zamieszczeniu ósmej opowieści o Rynku, napisał do mnie Heliodor i przesłał kila zdjęć oraz stare plany budynku. Przypomniał mi, że już kiedyś dyskutowaliśmy o dziejach tego domostwa i dodał, że architektura i wygląd piwnic pod kamienicą jest na tyle różny, że można na ich podstawie dopatrzeć różnych wcześniej tu stojących budowli. Czyli wcześniej, przed wybudowaniem obecnej kamienicy i oficyny musiały tutaj stać inne dwa budynki, i to o randze budowli elitarnych, być może użyteczności publicznej o funkcjach miejskich - może waga miejska? Mało tego, cegły wykorzystane do budowy piwnic są większe od tych w ścianach nośnych budynku. Ich wygląd świadczy o tym, że piwnice mogą pochodzić z różnych okresów XVIII w. Niespotykanym gdzieindziej w Strzelnie elementem konstrukcyjnym piwnicy znajdującej się pod częścią oficyny od strony ul. Inowrocławskiej jest okrągła, ceglana kolumna na jej środku, podtrzymująca strop o konstrukcji krzyżowej. Oddzielne do niej wejście od podwórza świadczy, iż znajdował się ona pod oddzielnym budynkiem stojącym oddzielnie od domu właściwego, usytuowanego przy Rynku 1.







Piwnice pod częścią tego domu posiadają konstrukcję stropów beczkową. Zamurowane od strony wschodniej okna piwniczne świadczą o tym, że jak budowano dom pod "jedynką", to nie istniała jeszcze sąsiednia kamienica, w której zlokalizowana była apteka. Prawdopodobnie w miejscu pomiędzy "jedynką" a "dwójką" znajdował się wjazd na jedną z tych posesji. Mało tego, na poddaszu, w szczycie od strony wschodniej "jedynki" znajdują się zamurowane otwory okienne potwierdzające tezę, iż sąsiednie domostwo zostało później wybudowane, lub, że pierwotnie było parterowe.





Zamurowane wejścia do piwnicy od strony Runku.
Zamurowane okna na poddaszu od strony apteki.

I z innego podwórza, choć z tej samej kamienicy. 
Elementem wyposażenia każdego miejskiego domostwa były piece kaflowe. W zbiorach Heliodora Rucińskiego, właściciela "jedynki" zachowało się zdjęcie przedstawiające majstersztyk zduńskiego kunsztu i wielofunkcyjność przedstawionego pieca. Otóż, poza funkcją ogrzania pomieszczenia piec miał rozgrzać zziębniętych mieszkańców, którzy po przyjściu z miasta mogli przysiąść i rozgrzać sobie tylne części ciała. Piec ten posiadał dość skomplikowaną sieć kanałów przez którą przepływało gorące powietrze z pieca właściwego znajdującego się w sąsiednim pokoju.


Niestety tego pięknego pieca już niema. Został rozebrany w latach 60. minionego stulecia, gdyż żaden z ówczesnych zdunów nie potrafił go "przestawić", czyli odbudować jego przepalone wnętrze. Zastąpił go piec zwykły, popularny "kaflok" (prostokątny piec kaflowy).
CDN