środa, 16 października 2024

Strzelno. Papieskie ślady…

Dzisiaj obchodzimy 46. rocznicę wyboru kard. Karola Wojtyły na Stolicę Piotrową. 16 października 1978 roku, w ósmym głosowaniu, kard. Wojtyła został wybrany na 264. papieżem w historii Kościoła katolickiego i przyjął imię Jana Pawła II. Dzień ten był i jest szczególnym dla milionów Polaków, którzy wspominają św. Jana Pawła II Papieża, jak i tych, którzy z racji wieku pamięć tę kultywują wspomnieniami swoimi i swoich najbliższych. Wielokrotnie już o tym dniu pisałem, a dzisiaj, przybliżę dwa przysłowiowe ślady papieskie, jakie możemy podziwiać w Strzelnie i Bydgoszczy. 

Jest ich kilka, jak chociażby relikwia Świętego znajdująca się w ołtarzu głównym strzeleńskiej bazyliki, Dąb Papieski - Dąb Jana Pawła II na Wzgórzu Świętego Wojciecha, piękny obraz olejny we wnętrzu bazyliki strzeleńskiej, imię niestety nieistniejącej już Szkoły Podstawowej w Stodołach i sztandar z wizerunkiem Papieża Polaka ufundowany tej szkole. Niemalże w każdym z domostw strzelnian są przeróżne dewocjonalia przywiezione z pielgrzymek do Rzymu, czy innych miejsc. W setkach, jeżeli nie w tysiącach znajdują się w bibliotekach i naszych domach książki oraz albumy poświęcone Papieżowi Polakowi. Wielu posiada pamiątki osobiste - zdjęcia z Papieżem, a w Bydgoszczy, w kaplicy Pamięci w kręgu północnym kościoła Świętych Polskich Braci Męczenników znajdują się repliki kolumn strzeleńskich, które podczas pamiętnej wizyty Papieża Jana Pawła II zdobiły wielki ołtarz polowy na bydgoskim lotnisku.

 

Dziś skupię swoją i Waszą uwagę na śladach w postaci pozostałości bydgoskiego ołtarza oraz strzeleńskiego Dębu Papieskiego.

7 czerwca 1999 roku przybył do Bydgoszczy z wizytą apostolską Ojciec Święty. Po drodze z Lichenia papieski helikopter zahaczył również o Strzelno. Dokładnie o godz. 9:25 z południowo-wschodniego kierunku przeleciał nieopodal wzgórza św. Wojciecha, nad Strzelnem i ziemią strzeleńską. Kierował się na północ ku Bydgoszczy, gdzie na lotnisku wyczekiwały na jego przybycie rzesze pielgrzymów. Na tę okoliczność zgotowano papieżowi wielkie przyjęcie, w którym uczestniczyły również setki strzelnian, pośród, którymi był nasz honorowy obywatel, biskup pomocniczy Archidiecezji Gnieźnieńskiej Stanisław Gądecki. Dało się również zauważyć wśród komunikującymi księżmi strzelnianina, dziekana gniewkowskiego ks. Jerzego Nowaka, a w chórze panie ze Strzelna. U wielu strzeleńskich pielgrzymów zachowały się liczne zdjęcia - pamiątki z tamtego, pamiętnego dnia.

Model bydgoskiego ołtarza papieskiego w kaplicy Pamięci w kręgu północnym kościoła Świętych Polskich Braci Męczenników.

Tym, co szczególnie rzucało się w oczy wszystkich pielgrzymów przybywających na bydgoskie lotnisko, jeszcze przed przybyciem Jana Pawła II, był potężny ołtarz polowy z niezwykłymi elementami. Trzy z nich, były jakże bliskie nam - repliki kolumn romańskich ze strzeleńskiej bazyliki. O wielkości ołtarza, dziś po latach, mówią zdjęcia oraz zapisane wymiary. Była to dwupoziomowa budowla o wysokości 32,5 metra, szerokości ponad 70 metrów i powierzchni około 500 metrów kwadratowych. Pod główną płaszczyzną znajdowały się dwie zakrystie. Dolna przeznaczona była dla gości z Watykanu, a górna, do której dojechać można było windą po przebyciu 6 metrów, dla Ojca Świętego. Główna płaszczyzna o powierzchni około 400 m2 pomieściła blisko 200 biskupów i kapłanów uczestniczących w uroczystej liturgii pod przewodnictwem Jana Pawła II. Zaś po obu stronach ołtarza znajdowały się podwyższenia schodkowe dla kapituł oraz chórów i orkiestr.

Jak odnotowano w opisie do projektu tegoż monumentu, symbolika budowli nawiązywała do przesłania VII Wizyty Apostolskiej Ojca Świętego Jana Pawła II, które nawiązywało do wigilii 2000-lecia chrześcijaństwa. Zaś w samym wystroju ołtarza znalazły się akcenty tysiąclecia kanonizacji św. Wojciecha i tysiąclecia Metropolii Gnieźnieńskiej. Ołtarz u swego zwieńczenia miał pierwszą i ostatnią literę alfabetu greckiego: Alfę i Omegę, symbole Chrystusa, który jest początkiem i końcem wszystkiego. A ponieważ Chrystus pokonał śmierć, dlatego na tle tych liter  zawisła flaga wielkanocnego zwycięstwa Chrystusa nad wszelkim cierpieniem i śmiercią.

Poniżej greckich liter znajdowały się skrzydła ołtarza z napisami. Na lewym BŁOOGOSŁAWIENI KTÓRZY ZWYCIĘŻYLI i na prawym - DZIĘKI KRWI BARANKA. Słowa te oznaczają, że męczeństwo tych, którzy zaufali Chrystusowi, nie było daremne. Skrzydła ołtarza spoczywały na kolumnach spajających całą budowlę. Po lewej stronie umieszczono repliki trzech kolumn z synagogi w Kafarnaum, symbolizujących narodziny chrześcijaństwa przed dwoma tysiącami lat. Natomiast po prawej stronie umieszczone zostały repliki trzech kolumn romańskich z bazyliki p.w. Świętej Trójcy w Strzelnie. Te pyszne strzeleńskie kolumny z kończ XII wieku, ozdobione ornamentami symbolizującymi cnoty i przywary oraz motywem spiralnym, przypominać miały, swym pochodzeniem z jednej z najstarszych świątyń Archidiecezji Gnieźnieńskiej, o 1000-leciu chrześcijaństwa w Polsce.

Kolumny ze Strzelna w kaplicy Pamięci w kręgu północnym kościoła Świętych Polskich Braci Męczenników w Bydgoszczy.

Jakież to było wielkie wyróżnienie dla Strzelna, że nie wspomnę o promocji miasta. Papież Polak odprawiając mszę św., jakoby symbolicznie, poprzez ten motyw, był z nami w Strzelnie, niewielkim miasteczku na pograniczu kujawsko-wielkopolskim. Swego rodzaju duma zaczęła mnie wówczas rozpierać. Wcześniej prasa informowała, że ołtarz papieski będzie zawierał elementy kolumn romańskich ze Strzelna, ale że to aż tak wspaniale wypadnie mogliśmy dopiero przekonać się tam na miejscu, na bydgoskim lotnisku. Kopie tych kolumn ufundował Budopol S.A. w Bydgoszczy. Pod tymi to kolumnami usadowiony został potężny chór, który z orkiestrą po drugiej stronie ołtarza liczył łącznie blisko 2000 muzyków i chórzystów. Ołtarz projektował dr Zygmunt Baranek, artysta malarz i zarazem pracownik naukowy Wydziału Pedagogiczno-Artystycznego Uniwersytetu Poznańskiego w Kaliszu. Po uroczystościach niektóre elementy z niego trafiły do kaplicy Pamięci w kręgu północnym kościoła Świętych Polskich Braci Męczenników w Bydgoszczy.

 

Drugim przysłowiowym śladem po Janie Pawle II jest Dąb Papieski, który rośnie na Wzgórzu Świętego Wojciecha i został posadzony przy obecności i we współudziale Metropolity Poznańskiego abpa Stanisława Gądeckiego w niedzielę wielkanocną 16 kwietnia 2006 roku Zatem, za kilkanaście dni minie 15 lat od tego wydarzenia. Inicjatorami posadzenia dębu byli, nadleśniczy Nadleśnictwa Miradz i jego pracownicy. Aktu tego dokonali abp Stanisław Gądecki, ks. kan. Otton Szymków, wicestarosta mogileński Przemysław Zowczak, burmistrz Strzelna Ewaryst Matczak, przewodniczący Rady Miejskiej w Strzelnie Tadeusz Majkut i nadleśniczy Andrzej Kaczmarek. Dąb strzeleński nosi numer 380. Oto krótka historia tej pięknej akcji sadzenia dębów na obszarze Ojczyzny Świętego Jana Pawła II Papieża. 

Dąb od najdawniejszych czasów uznawany był za drzewo święte, ze względu na swe rozmiary i długowieczność. Jesienią 2003 roku leśnicy z Dolnego Śląska zebrali żołędzie z najstarszego polskiego dębu – „Chrobry”. Z okazji swego jubileuszu, ponad 300 leśników ze wszystkich Regionalnych Dyrekcji Lasów Państwowych w Polsce (RDLP), pod duchowym przewodnictwem swojego duszpasterza bp. Edwarda Janiaka, wzięło udział w pielgrzymce do Watykanu. Pojechali, by prosić Ojca Świętego, człowieka, którego osobisty stosunek do spraw przyrody był powszechnie znany, o słowa otuchy, duchowe wsparcie i błogosławieństwo.

 

Żołędzie zostały poświęcone przez Jana Pawła II podczas prywatnej audiencji w dniu 28 kwietnia 2004 roku Ojciec Święty dotykał przywiezionych w koszu żołędzi, z uwagą słuchał informacji o dębie, o celu tego przedsięwzięcia i z serca pobłogosławił. W szkółce kontenerowej w Nędzy na terenie Nadleśnictwa Rudy Raciborskie wyhodowano z nich 500 sadzonek. Każda z tych sadzonek posiada stosowny certyfikat z nadanym kolejnym numerem. Z wyhodowanych drzewek, decyzją Dyrektora Generalnego Lasów Państwowych Andrzeja Matysiaka, po jednej sadzonce otrzymało 438 nadleśnictw, po 3 każde z 17 RDLP, pozostałe rozdysponował dyrektor generalny.

Część drzewek posadzono w pierwszym roku, pozostałe wiosną i jesienią 2006 roku Zamierzeniem leśników polskich było, aby dęby te rosły w całym kraju, w miejscach szczególnie związanych z działalnością Jana Pawła II i żeby były żywym i długowiecznym - jak dąb „Chrobry” - pomnikiem czasów, gdy po ziemi chodził Papież-Polak. Posadzone dęby, synonimy trwałości, siły, opierania się wszystkim dziejowym burzom, zarówno historycznym, jak i przyrodniczym, stanowią dla potomnych świadectwo Wielkiego Pontyfikatu Jana Pawła II oraz wierności Bogu i Ojczyźnie składanej przez polskich leśników. Papieskie Dęby nie tylko upamiętniają zmarłego Papieża. Mają znaczenie symboliczne - łączą dwa tysiąclecia dziejów Państwa Polskiego.

Dąb „Chrobry” - najstarszy dąb szypułkowy w Polsce. Rósł do ubiegłego roku w Piotrowicach. To właśnie w 2020 roku po raz pierwszy nie wypuścił liści i uznany został za martwy. Pomnikiem przyrody został uznany 24 marca 1967 roku. Jego wiek oceniało się na ok. 750 lat (szacunkowy „rok narodzin” – 1265). Było to najstarsze drzewo rosnące w Polsce, choć nie tak sławne jak dąb „Bartek”. Od czasów Polski Piastowskiej w dobrej kondycji dotrwał do ubiegłego roku. Imię „nadało” mu niegdyś dziecko, które patrząc na potęgę drzewa powiedziało, że jest wielki jak Chrobry.

Zdjęcia pochodzą ze stron internetowych: Parafii pw. Świętych Polskich Braci Męczenników w Bydgoszczy, Nadleśnictwa Miradz - fot. Paweł Kaczorowski oraz fot. Heliodor Ruciński i archiwum bloga.


Zamierające miasto - Strzelno. „Pałuczanin” wśród swoich Czytelników


Zamierające miasto - Strzelno

„Pałuczanin” wśród swoich Czytelników

Coś o przeszłości, budowle i szara beznadzieja teraźniejszości

Początkowo, gdy artykuł ten przeczytałem byłem niemiłosiernie zniesmaczony. Po prostu, jasna ognista i wielu barw fala wzburzenia mną pomiatała. Wyszedłem z Tosią na popołudniowy spacerek. Świeże powietrze i piesek merdający ogonkiem rozładowały napięcie. Przypomniało mi się, w trakcie przemierzania ulic, co wujek Marian - rocznik 1912 - opowiadał mi o przedwojennym Strzelnie: o miejscowej chuliganerii - strasząc nas Patulszczokami, o dziesiątkach wystających w Rynku bezrobotnych wspierających się o metalowe poręcze poprzedzające witryn sklepowych i o wielu dziadowskich zachowaniach, wybrykach, a nawet o rozruchach ulicznych.

Dzisiaj zapraszam do zapoznania się z obrazem pokryzysowego Strzelna, jaki przedstawił dziennikarz „Pałuczanina” - przedwojennej gazety wydawanej w Żninie. Nie do końca zgadzam się ze wszystkim, mógł reporter chociażby z historii się lepiej przygotować, odwiedzając nasz miasto. Mniemam, że więcej chodziło mu o wywołanie sensacji wśród czytelników niż przedstawienia obiektywnego obrazu codzienności - chociażby owe dane o bezrobotnych, ilości sklepów i lokali oraz przedsiębiorstw funkcjonujących w Strzelnie i okolicy - chyba celowo pominął m.in.: Tartak Miradz, Krochmalnię Bronisław, TRI - Towarzystwo Remontowo-Inżynieryjne, 3 cegielnie, dwa tartaki itd. Zapewne ów podpisany pod artykułem reporter trafił do Strzelna w dniu targowym i informacje o mieście zebrał od przekupniów, a nie od władz miejskich…choć o skutkach likwidacji Powiatu Strzeleńskiego (Strzelińskiego) napisał samą prawdę.  




 

Strzelno, w lutym 1936 roku.

Pośród lasów nadgoplańskich zajmujących zachodnią część Kujaw, na trakcie z Inowrocławia do Gniezna, w oddaleniu kilkunastu kilometrów od Kruszwicy leży miasteczko Strzelno, którego nazwa i pochodzenie ginie w pomrokach wieków. W lasach, które otaczały Strzelno, gnieździły się groźne niegdyś bandy opryszków, niepokojąc okolicznych mieszkańców, czy też przyjezdnych. 

Wieki całe minęły od tej chwili.

Wszystko poszło gdzieś w zapomnienie. Z czasem bowiem owe lasy wycięto, a po zbójnikach pozostały tylko opowiadania, którymi matki straszą wieczorami niegrzeczne dzieci.

Oprócz wspomnień po rozbójnikach i bandyckich napaściach zostało jeszcze coś więcej, to figura jednego z najgroźniejszych z bandytów Małachowskiego, na froncie domu zbożowca Kaczmarka. Groźna jego postać w świetle promieni słonecznych, z olbrzymią maczugą, przypomina na pierwszy rzut oka cyklopa, który zawędrował aż do Polski.

Historii Strzelna towarzyszyło panowanie przed laty band złodziejskich, to też nic dziwnego, że i po dziś dzień zachowała się wśród szumowin ulicznych, których tutaj nadzwyczaj dużo spostrzegamy, opryskliwość i charakter zaczepny, który w miarę wzrastania bezrobocia,

wzrasta coraz bardziej. Przyjezdny, który zapyta się o coś, mierzony jest podejrzliwym okiem i odpowiedz często jest nie do powtórzenia.

Na czworokątnym rynku, otoczonym wokół szeregiem kamienic stoi kościół ewangelicki. Rynek zawsze jest pełen - albo przyjezdnych na targ, albo kręcących się bez celu lub bez zajęcia licznych bezrobotnych. Stoi ich nie dziesięć, nie pięćdziesiąt, ale przeszło setka.

Z wszystkich czterech rogów Rynku wychodzą ulice. Jedna na szosę do Poznania, druga do Inowrocławia, a następne w głąb miasta. Kierujemy się na ulicę Kościelną i widzimy dziedziniec kościoła farnego, oraz postarzałą wieżycę kościółka św. Rocha.

Wnętrze tego kościoła obszerne, pełno różnych kaplic i krypta w prezbiterium, spostrzegamy, że kościół przeszedł różne koleje; przednia jego część została przed kilkudziesięciu laty odnowioną. 

Kościółek nie zostawia żadnych większych wrażeń. Nie ma tam żadnych artystycznych pomników, nie ma tam żadnych arcydzieł czy pamiątek. Znajdujący się obok kościół św. Prokopa, którego historia wiąże się ściśle z historią miasta, nie ma rzeczy godnych większej wagi. Tylko mury świadczą o minionych wiekach i one mogłyby dużo powiedzieć, gdyby było to możliwe. Kościół zbudowany w stylu normandzko-gotyckim i grube mury świadczą, że wieki całe opierał się wszystkim przeciwnościom.

 

Cisza i spokój cechują każdą chwilę pobytu w tym mieście. Miasto jest mało uprzemysłowione. Dwa tartaki, dwa młyny i kilka składów, przedsiębiorstw oto wszystko z tego, co czerpie byt kilkaset rodzin.

Legendarna wręcz metalowa poręcz poprzedzająca witrynę sklepową, o którą opierali się bezrobotni... 
 

Poza tym miasto to jest strasznie ubogie.

Nigdzie zapewnie nie ma tyle bezrobotnych, co w Strzelnie. Czy to nie strasznie przemawiające cyfry 76 proc. mieszkańców - to bezrobotni, to ludzie którzy czekają lepszej koniunktury, to ofiary kryzysu. Przyczyna, która miasto to doprowadziła do takiego stanu, która zniszczyła tyle bytów, to nie we wszystkim wina kryzysu, a ofiara jednej z plag, grasujących jeszcze stale w Polsce - przenoszenie urzędów z miasta do miasta. Faktem jest, że miasto Strzelno jest tworem sztucznym, który byt swój zawdzięcza tylko urzędom - było przecież miasto to siedzibą powiatu. Urzędnicy licznych urzędów i ich rodziny zapewniali byt mieszkańcom - kupcom, rzemieślnikom i innym. 

Przyszła decyzja likwidacji powiatu.

Miasto, które się rozwijało stanęło nad przepaścią. Dziś olbrzymi gmach starostwa stoi pustkami, lub częściowo zamieszkały jest przez lokatorów. Gmach dawniejszej kasy chorych - dziś własność ubezpieczalni świeci pustką, wybudowany z pieniędzy publicznych szpital o wielkich rozmiarach jest tylko wspomnieniem dawnych świetnych czasów, w których powrót mieszkańcy już zwątpili.

Strzelno w dniach uroczystych...

Wizyta gen. Józefa Hallera 1937 r.

Zjazd Powiatowy OSP - 1938 r.

Kosztem Strzelna rozwinęło się Mogilno.

Przeniesienie starostwa i dodamy do tego kryzys, to dopiero właściwa przyczyna upadku miasta. Z nastającym zmrokiem Strzelno zapada w ciemności, które tylko tu i ówdzie usiłują rozproszyć na rogach ulic umieszczone latarnie gazowe o zabrudzonych szybach. 

Mógłby ktoś zapytać dlaczego w sprawy nie zagląda Zarząd Miejski? Ma on dość kłopotów i jak twierdzi jeden z mieszkańców Strzelna, istnieje tylko dla olbrzymiej masy bezrobotnych i starców, utrzymujących się z zebranych przez miasto pieniędzy. Ludzie w Strzelnie mówią, że jeśli miastu nie starczy funduszy, to zostanie ono przemianowane na gminę. Czy to nastąpi - to niewiadomo. Jednak pamiętny dawnej przeszłości, świetności i znaczenia Strzelna widzę, że oprócz gmachów nic nie zostało z dawnej świetności, dziś jest to miasto zamierające.

1936 rok (-) Zygfryd Kowalkowski.

 

wtorek, 1 października 2024

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 212 ul. Raj - cz. 3

Na ciekawą informację o ul. Raj trafiamy w „Dzienniku Bydgoskim” z czerwca 1939 roku. W numerze 135, w relacji z posiedzenia strzeleńskiej Rady Miejskiej korespondent ze Strzelna poinformował czytelników, iż uchwalono zlikwidować ulicę Raj i przerobić ją na ogród miejski („Dziennik Bydgoski”, 1939 nr 135). Na czym miała polegać ta likwidacja? Otóż planowano wyłączyć ulicę z ruchu kołowego, zamykając od strony ul. Miradzkiej, a konkretnie od strony przejazdu kolejowego i obsadzić drzewami i krzewami ozdobnymi, pozostawiając jednak dojazdy do poszczególnych posesji. Niestety owe założenia nigdy nie zostały zrealizowane, w czym przeszkodził wybuch II wojny światowej.

Przechodząc spod marketu na wschodnią stronę ulicy zatrzymujemy się na chwilę przed piętrowym domem jednorodzinnym oznaczonym numerem porządkowym 3. Jego rodowód sięga lat 70. XX w. i wystawił go miejscowy dekarz p. Wrona. W swym wyglądzie choć jest podobny do wielu piętrówek wystawianych w tamtych latach to różni się od typowej „kostki” dwoma logiami, z których parterowa jest zarazem gankiem głównego wejścia do wnętrza domu. Nadto po stronie północnej na poziomie piwnicy znajduje się garaż a nad nim wtórnie przystawiona nadbudówka mieszkalna.

Obok pod numerem 5 znajduje się parterowy dom szczytem ustawiony do ulicy z północnym wejściem poprzedzonym altaną. Zbudowany on został z elementów drewnianych na murowanej - z użyciem piaskowca i kamienia - piwnicy. Nakryty jest dwuspadowym dachem pokrytym blachą. Ściany zewnętrzne wtórnie zostały obłożone panelami elewacyjnymi przypominającymi boazerię (lamele dekoracyjne). Dom ten został pobudowany w 1941 roku przez Niemców, jako mieszkanie służbowe komendanta - Lagerführera rocznego obozu szkoleniowego męskiej młodzieży niemieckiej - Jugendjahrelager. Zabudowania obozowe mieściły się przy ul. Powstania Wielkopolskiego, przy południowej ścianie parku majątku ziemskiego Strzelno Klasztorne. W podobnej technologii jak dom komendanta pobudowano baraki szkolno-obozowe. W ich fundamentach znalazł się gruz ze zlikwidowanego cmentarza żydowskiego - również macewy.   

Trzeci od prawej siedzi Jan Mochylowski senior

W latach 50. XX w. dom przy ul Raj 5 został nabyty przez rodzinę Mohylowskich, która znana była i w kolejnym pokoleniu znana jest z produkcji miodu i produktów pszczelich. Senior rodu Jan Mohylowski - pracownik Zakładów Ziemniaczanych w Bronisławiu - bakcyla pszczelarskiego zaszczepił swoim córkom i synowi. Był on współzałożycielem i prezesem Koła Pszczelarzy w Strzelnie. Obecny właściciel tej posesji syn Jana, również Jan Mohylowski jest prezesem Koła Pszczelarzy w Strzelnie, będącego w strukturach Pomorsko-Kujawskiego Związku Pszczelarzy w Bydgoszczy.       

Kolejny budynek składa się z bliźniaczych, parterowych segmentów. Pokryte są one dachami ceramicznymi dwuspadowym ze szczytowymi naczółkami i oznaczone są numerami porządkowymi 7 i 9. Nieruchomość została wybudowana w 1926 roku ramach ustawy o rozbudowie miast z 14 kwietnia 1924 roku z przeznaczeniem na mieszkania dla urzędników. Rada miejska 9 maja 1930 roku uchwaliła sprzedać ten dom, nazwany domem miejskim przy ul. Raj. W uzasadnieniu decyzji znalazła się informacja, iż pobudowany on został przed kilku laty i przynosi miastu 720 zł dochodu rocznie („Dziennik Bydgoski”, 1930 nr 116). Widocznie była to zbyt niska kwota w stosunku do kosztów jego utrzymania i w ten sposób przeszedł on w ręce prywatne. Pod numerem 5 mieszkała rodzina Kamińskich. Po nich zamieszkała tutaj przybyła z Ożarowa Mazowieckiego krewna, dawna mieszkanka Strzelna Maria Skornia-Roszij z małżonkiem Januszem. Pani Maria była nauczycielką i radną RM w Ożarowie, a pan Janusz w latach 1997-1999 prezesem Polskiego Komitetu Normalizacyjnego. Oboje już nie żyją (Maria - +2012, Janusz - +2020) i spoczęli na starej strzeleńskiej nekropoli. Natomiast pod numerem 7 mieszkała rodzina Marcinkowskich, której kolejne pokolenie tutaj zamieszkuje.

Tuż za numerem 9 znajduje się łącznik - forma alejki dla pieszych biegnącej od ul. Raj do ul. Sportowej. Powstał on z wydzielenia dawnych gruntów miejskich po wybudowaniu kamienicy nr 11 (dawnie dom przypisany był do ul. Miradzkiej). Przez kilkadziesiąt lat jej uroku nadawał szpaler akacji, rosnących na jej całej długości - szczególnie w czasie kwitnięcia drzew. Niestety, z początkiem nowego stulecia drzewa wycięto, a nowe nasadzenia nie przyjęły się, gdyż były łamane przez miejscowych wandali. Pamiętam, że mieszkający w pobliżu Stanisław Lewicki w latach 90. XX w. wnioskował, by alejkę nazwać Aleją Szlaku Piastowskiego. Niestety pomysł ten nie trafił na podatny grunt, ówczesnych radnych miejskich.

A teraz przejdźmy pod ostatni budynek przy ul. Raj - kamienicę pod numerem 11. Została ona wystawiona w połowie lat 20. XX w. przez dyrekcję PKP z przeznaczeniem na mieszkania służbowe dla funkcyjnych kolejarzy. Przed kilku laty mieszkania w budynku zostały sprzedane dotychczasowym ich użytkownikom i znajdują się w rękach prywatnych. Jeszcze w latach przedwojennych na parterze zamieszkała w trzyizbowym mieszkaniu kolejarska rodzina Stempowskich Zofia i Czesław. Obok na parterze rodzina Haryńskich i Jaroszów, na piętrze rodzina Nowińskich i Krawczyków a na poddaszu rodzina Bączkowskich. Po ślubie z Klarą Stempowską zamieszkał tutaj Stanisław Lewicki, założycie i wieloletni prezes Towarzystwa Szlaku Piastowskiego, aktywny działacz społeczno-Kulturalny. Małżonkowie mieli piątkę dzieci: Waldemara, Elżbietę, Darię, Pawła i Aldonę. Tutaj skupiało się życie rodzinne Państwa Lewickich i ich dzieci. Biogram Stanisława przedstawiłem przy okazji spacerku ulicą Świętego Ducha przy okazji posesji, w której prowadził działalność gospodarczą. Zapraszam zatem do przypomnienia sobie sylwetki Stanisława klikając na poniższy link:

https://strzelnomojemiasto.blogspot.com/2020/03/spacerkiem-po-strzelnie-cz-77-ulica.html   

Klara i Stanisław Lewiccy

Osobą, która spędziła w mieszkaniu na parterze całe swoje dzieciństwo i lata młodzieńcze był syn Klary i Stanisława, piłkarz, trener, wychowawca młodzież, działacz społeczny Waldemar Lewicki (1953-1994) i to jego sylwetkę w tym miejscu przybliżę.

1978 r. Strzelno Nawiedza Kopia Cudownej Ikony Jasnogórskiej. Przed domem rodzinnym Lewickich w dniu Nawiedzenia - Od lewej Lidia Lewicka z synem Tomkiem i Aldona Lewicka z Agnieszką córką Waldemara i Lidii
Od lewej - Klara Lewicka, Lidia Lewicka z synem Tomkiem i Agnieszka Lewicka

Wertując karty Kroniki Międzyzakładowego Ludowego Klubu Sportowego „Kujawianka” Strzelno trafiamy na znane przed laty postaci, których już dzisiaj nie ujrzymy na płycie boiska pośród zawodnikami, szkoleniowcami, działaczami, czy kibicami. Niestety, wielu z nich nagła śmierć wyrwała z rozgrywek i procesów szkoleniowych, zabierając do innej drużyny, tej grającej na błękitnych murawach Domu Pana. Nasza pamięć nabiera barw jasnych, kiedy trafiamy na nazwiska zawodników i działaczy, których podziwialiśmy podczas rozgrywek ligowych i których osobiście znaliśmy.

 

Jednym spośród takich zawodników, szkoleniowców i działaczy klubowych był Waldemar Lewicki. Nie był to rosły młodzieniec, czy później mężczyzna. Dobrze zbudowany, miał zaledwie 170cm wzrostu, a do tego wykazywał się niezwykłymi umiejętnościami piłkarskimi, szczególnie zawadiacką żonglerką i zmysłową kiwką. Jego przygoda ze sportem, a szczególnie piłką nożną, zaczęła się we wczesnych latach młodzieńczych. Przyczyn tego zainteresowania można znaleźć wiele. Jedną z nich było zamieszkiwanie w pobliżu stadionu sportowego, który wybudowany został na jego oczach. Fanem futbolu był jego ojciec Stanisław, który prowadzał syna na mecze i treningi od najwcześniejszych lat.

Waldemar Lewicki urodził się 22 listopada 1953 roku w Strzelnie. Rodzicami jego byli Klara ze Stempowskich i Stanisław Lewiccy. Pierwsze nauki pobierał w Szkole Podstawowej nr 1 i 2 w Strzelnie, a następnie w Technikum Ekonomicznym w Strzelnie, które ukończył w 1974 roku. Swoje życie zawodowe związał z Mogileńskimi Fabrykami Mebli Filia w Strzelnie, gdzie pracował na stanowisku magazyniera. W 1974 roku zawarł związek małżeński z Lidią Andrzejewską, z którą miał trójkę dzieci: Agnieszkę (ur. 1975 r.), Tomasz (ur. 1976 r.), Marcina (ur. 1981 r.). Obaj synowie poszli w ślady ojca, stając się czołowymi zawodnikami drużyn piłkarskich MLKS „Kujawianka” Strzelno, „Sokół” Strzelno i „Tarant” Wójcin.

Trzeci od prawej stoi Waldemar Lewicki „Diabeł”

Pierwsze profesjonalne treningi w drużynie młodzików pokazały, że Waldek nieźle radził sobie z piłką. Po kilku spotkaniach szkoleniowych trener wyznaczył mu rolę zawodnika pierwszoliniowego a następnie pomocnika. Obie pozycje opanował do perfekcji. Już podczas pierwszych meczy, występując w barwach klubowych „Kujawianki”, dał się poznać jako ponadprzeciętny zawodnik. Jego umiejętności z pogranicza magii stały się przyczynkiem do nadanie mu przez kolegów pseudonimu „Diabeł”. 

Kiedy już okrzepł w drużynach juniorskich, przeszedł do seniorów. Początkowo był zawodnikiem rezerwowym i wpuszczany był na boisko wówczas, kiedy „oldbojowcom” tchu brakowało. Kilka jego wejść pokazało, że podoła każdemu ligowemu przeciwnikowi i tak został zawodnikiem pierwszoplanowym. Miał niespełna 18 lat, kiedy został wytypowany do jednego z najlepszych składów drużyny w dziejach „Kujawianki”, na której barkach spoczął awans do wymarzonej przez działaczy, zawodników i kibiców ligi okręgowej.

Pierwszy od lewej stoi Waldemar lewicki - 1980 r. stadion MLKS Kujawianka, mesz z „Dynamo” Schwerin - DDR

W sezonie piłkarskim 1970/1971 w II grupie „A” klasy zagrało 14 zespołów piłkarskich. Rozgrywki o wyłonienie mistrza trwały 27 tygodni. Tak emocjonujących meczy chyba nigdy nie przeżywano w Strzelnie. Po każdym meczu nie miały końca opowieści o wyczynach zawodników. Całe miasto i okoliczne wsie przeżywały pełne napięcia spotkania, a stadion wypełniał się kibicami po brzegi. W rozgrywkach przodowały dwie drużyny, które ostatecznie zdobyły tę samą liczbę punktów – po 39. Była to drużyna „Kujawianki” Strzelno i „Pałuczanki” Żnin. Decydujący o awansie mecz wyznaczono na 4 lipca 1971 r. i miał zostać on rozegrany na neutralnym boisku. Los padł na stadion „Goplanii” przy ul. Orłowskiej w Inowrocławiu. W tym samym dniu w Markowicach odbywał się odpust ku czci Matki Boskiej Markowickiej Królowej Miłości i Pokoju Pani Kujaw.

Od wczesnych godzin rannych tłumy strzelnian zmierzały do Markowic na odpust, a stamtąd prosto na mecz do Inowrocławia. Z braku dostatecznej liczby pojazdów 80 procent kibiców odcinki trasy pokonała na pieszo. I stało się, że mecz wygrała „Kujawianka” pokonując „Pałuczankę” 3:1. Bramki dla „Kujawianki” zdobyli: Lech Budny – 2 i Jan Bociański – 1. Mistrzowski skład drużyny stanowili: Jerzy Adamczyk, Stanisław Andrzejewski, Jerzy Antkowiak, bracia Antoni i Zdzisław Białęccy, J. Bociański - kapitan, L. Budny, Zdzisław Graczyk, Andrzej Gręzicki, Waldemar Lewicki, Stefan Łuczak, Andrzej Smółka, Jan Smółka, Zdzisław Sobiński i Henryk Walczak. Ówczesnym kierownikiem drużyny był Ludwik Woźnica. Był to pierwszy historyczny awans drużyny „Kujawianka” Strzelno do ligi okręgowej i mecz ten wspomina się po dzień dzisiejszy.

Klara i Stanisław Lewiccy z dziećmi. Stoją od lewej: Waldemar, Elżbieta, Aldona, Daria, Paweł.

Dla Waldka Lewickiego rozpoczęło się pasmo sukcesów. Jego grze poczęło przyglądać się wielu trenerów i działaczy sportowych, szczególnie z klubów Inowrocławia i Bydgoszczy. Był najmłodszym zawodnikiem w drużynie i od pierwszych meczów w lidze okręgowej, coraz bardziej zadziwiał. Będąc pomocnikiem grał z numerem „9”, zaś w ataku z numerem „11”. Po strzeleniu bramki w meczu z „Goplanią” Inowrocław w 1972 roku, Waldkiem zaczęli interesować się działacze tegoż klubu, pilnie obserwując jego poczynania na boisku. Kolejne sezony to coraz lepsza gra Waldka. Z jego podań i gry w duecie z Lechem Budnym pada wiele bramek. Głośno mówiono o transferze Waldemara Lewickiego do „Pogoni” Mogilno, „Goplanii” Inowrocław i „Eleny” Toruń, jednakże on mimo tych propozycji pozostał w „Kujawiance”. 

Predyspozycje szkoleniowe, ogromny zasób wiedzy, doświadczenie i łatwość nawiązywania kontaktów z młodzieżą spowodowały, że zaczął łączyć grę w drużynie z doradztwem szkoleniowym, które zaowocowało jego przejściem do grupy szkoleniowców. Z Janem Bociańskim i Wacławem Grobelnym zdobył kwalifikacje trenerskie i od stycznia 1979 roku rozpoczął samodzielną pracę z juniorami starszymi. Został trenerem, sędzią i działaczem sportowym. W 1980 roku z okazji 60-lecia „Polonii” Bydgoszcz od 15 do 19 lipca sędziował, jako sędzia liniowy, słynne mecze „Kujawianki” z „Kragujewac” Jugosławia, drugoligowym „Dynamo” Schwerin i trzecioligową „Polonią” Bydgoszcz.

Rodzinne spotkanie "na Raja" - u Babulki

W międzyczasie wybuchła „Solidarność”. Waldek został przewodniczącym Komisji Zakładowej NSZZ „Solidarność” przy Filii MFM w Strzelnie. Włączył się w prace struktur miejskich Międzyzakładowej Komisji NSZZ „Solidarność” w Strzelnie, piastując w niej funkcję wiceprzewodniczącego. Twardo stał na stanowisku obrony interesów ludzi pracy, bronił koleżeństwo przed zwolnieniami, walczył o podwyżki oraz godziwe warunki pracy i życia. Spektakularnym i niezwykle odważnym wydarzeniem było ostentacyjne przecięcie na pile tarczowej portretu Breżniewa. Stało się to w chwili, kiedy do zakładu dotarła wiadomość o śmierci przywódcy sowietów, a było to przecież w czasie stanu wojennego. Wówczas też, wespół z małżonką Lidią, rozwoził bibułę po zaprzyjaźnionych domach, a w godzinach nocnych kolportował ją w Strzelnie i okolicznych wioskach. Dzięki takim ludziom jak Waldek i jego małżonka społeczeństwo strzeleńskie mogło wczytywać się w „gorącą” prasę podziemną i poznać treści wydawnictw drugiego obiegu.

Ojciec Stanisław Lewicki z Lechem Wałęsą

W 1989 roku Waldek podjął się przygotowania pierwszej drużyny piłkarskiej do rundy wiosennej, intensywnie z nią pracując. Zespół rozegrał kilka meczów sparingowych z: „Viktorią” Witkowo, „Pogonią” Mogilno, „Sokołem” Kleczew i „Jagiellonią” Nieszawa. Zaś w rozgrywkach ligowych drużynę poprowadził Wacław Grobelny. W kolejnym sezonie pierwszą drużynę „Kujawianki” poprowadził Waldemar Lewicki. Na stanowisku trenera pierwszej drużyny pozostał do 1992 roku. W tym czasie w drużynie juniorskiej grał syn Waldemara, dobrze zapowiadający się, a później czołowy zawodnik „Kujawianki”, Tomek Lewicki.

 

4 listopada 1994 roku śmierć wyrwała z objęć najbliższych Waldka Lewickiego. Oto, co odnotowano w Kronice MLKS „Kujawianka” Strzelno: …zmarł Waldemar Lewicki, długoletni zawodnik „Kujawianki” począwszy od młodzika do seniora włącznie. Pełnił funkcję trenera drużyn młodzieżowych oraz prowadził drużynę seniorów w klasie A i lidze okręgowej. Był ponadto dobrym kolegą i przyjacielem, dobrym wychowawcą i opiekunem, a przede wszystkim bardzo dobrym piłkarzem. Wielka szkoda, że zmarł w tak młodym wieku, mając zaledwie 41 lat.

Wspomnienie powyższe powstało z opowiadań żony Lidii, córki Agnieszki oraz synów Tomasza i Marcina Lewickich.