środa, 6 stycznia 2021

Tajemnica przydworskiego lochu w Górkach

Długo zastanawiałem się nad publikacją tego artykułu, który właściwie stanowi fragment większej opowieści, składającej się na książkę o dziejach wsi Górki. Napisałem ją kilkanaście lat temu i podobnie jak wiele innych opracowań o miejscowościach naszej gminy, leżakuje w dojrzewalni i nabiera mocy wydawniczej.

W pomajątkowej - a później popegeerowskiej - wsi Górki znajduje się najlepiej zachowany w powiecie mogileńskim zespół dworski. W jego skład wchodzą: zadbany dwór o cechach pałacyku, wzorowo utrzymany park dworski i schludne zabudowania pofolwarczne. Całość wraz z kilkuset hektarami stanowi obecnie własność prywatną i swój nienaganny stan zawdzięcza rozsądnemu podejściu właściciela do historii. Dba on nie tylko o stan budynków i budowli, ale także o zabytki ruchome, których ogromną kolekcję gromadzi od lat. Są tutaj: przepiękne historyczne karoce, powozy, powózki i sanie; ogromne żeliwne kieraty, dawne maszyny, narzędzia i urządzenia rolne. Całość stanowi elementy prywatnego muzeum-skansenu rolniczego. 

W nienagannie utrzymanym parku, pełnym alejek, krzewów ozdobnych i rosłych przeróżnych gatunków drzew jest fontanna ustawiona na osi dworu oraz godna uwagi ławeczka wykuta z piaskowca, ze stojącą obok tajemniczą rzeźbą. By ją rozszyfrować i dowiedzieć się, co ona kryje w swej symbolice trzeba się nie lada nagimnastykować. Przedstawia ona postać siedzącego, półnagiego, brodatego starca z wysuniętą, otwartą, pustą dłonią. Lewą nogą przygniata rybę, a spod jego lewego ramienia wygląda gołębica. Starzec wsparty jest na połowie koła i przygniata, widoczne od tyłu, dwie postaci o twarzach kobiety i mężczyzny. Najprawdopodobniej rzeźba ta jest symbolem fortuny, która kołem się tocząc osiągnęła swój kres. Może to być również symboliczne przedstawienie pustelnika - eremity, który z pobudek religijnych wycofał się z życia w społeczeństwie i zdecydował się na życie w izolacji i celibacie, utrzymując się z jałmużny - wyciągnięta w geście jałmużny dłoń.

W południowo-wschodniej części parku daje się zauważyć niewielką górkę. Jej wyniosłą powierzchnię gęsto pokrywa płożący się bluszcz. Od strony wschodniej oszkarpowana jest ona ceglaną ścianą, w której znajdują się drewniane wrota, prowadzące do wnętrza górki. Po ich otwarciu ukazuje się sklepione wnętrze, składające się z przedsionka i niżej położonej komory. Całość wymurowana jest z cegły. Przez wiele lat miejscowi obiekt ten nazywali lodownią. Jego położenie w znacznej odległości od dworu zdaje się sugerować inne przeznaczenie niż rzekomy skład na lód, przechowywany tutaj do celów kuchennych.

Zagłębiając się w dzieje majętności Górki trafiamy na ślady, które rozrzedzają gęsta mgłę tajemniczości i odkrywają przed nami pierwotne przeznaczenie owej lodowni. Otóż, kiedy majątek ziemski, a dokładniej dobra rycerskie Górki, 21 lipca 1880 roku nabyli małżonkowie Albert Wolff i Karolina z rodu Busche, zaczęły się dla tej miejscowości nowe czasy. W dziewięć lat później w 1889 roku sprowadza się tutaj syn Alberta i Karoliny, dr Eugen Wolff. Przybył on na Kujawy z Düsseldorfu, gdzie był posłem do sejmu i wysokiej rangi urzędnik w regencyjny. W tymże 1889 roku został on powołany na landrata (starostę) sąsiedniego powiatu mogileńskiego. Ówczesny prezes regencji bydgoskiej próbował przenieś go w 1890 roku na landrata powiatu strzeleńskiego, jednakże do zamiany tej nie dopuścił naczelny prezes prowincji. W tym też roku, Eugen obok matki został wpisany do księgi wieczystej, jako współwłaściciel i spadkobierca dóbr rycerskich Górki.

Dr. Eugen Wolff urząd landrata sprawował do 1899 roku, po czym zastąpił ojca w zarządzaniu dobrami górkoskimi. Dostając wolną rękę rozpoczął inwestować w majętność. W 1902 roku, w cyklu dwuletnim, wybudował nowoczesną gorzelnię. W maju tegoż roku zakupił w firmie Pauckscha z Landsbergu aparaturę do przerobu ziemniaków na spirytus. W okresie jego gospodarowania dominium zostało przeobrażone w nowoczesny majątek.

 

Wolffowie chcąc umocnić swoje korzenie w dobrach rycerskich Górki przygotowali część parku, w założeniu architektonicznym, jako przyszłą rodzinną nekropolię. W myśl panującej, wśród osadników i kolonistów niemieckich, zasady: tam mój kraj gdzie przodków kości spoczywają, pobudowali w jego części południowo-wschodniej mauzoleum-grobowiec rodzinny, w którym w 1902 r. złożyli doczesne szczątki seniora rodu, Alberta Wolffa. Późniejsze burzliwe czasy wojenne sprawiły, iż nie było im dane jednak zbyt długo tutaj spoczywać. W 1917 roku Eugen nabył w Berlinie nieruchomość przy ulicy Viktorii 10. Pod koniec I wojny światowej wyjechał wraz z rodziną z Górek do Berlina, pozostawiając majątek pod bacznym okiem rządcy, Niemca Helza. 

W obawie przed zbezczeszczeniem szczątków doczesnych swojego ojca przeniósł je na cmentarz ewangelicki do Strzelna i tam tymczasowo złożył. Wyjazd rodziny Wolffów związany był z przeczekaniem kończącej się zawieruchy wojennej w stolicy chylącego się ku upadkowi cesarstwa. Po unormowaniu się spraw politycznych miał tu zamiar powrócić, o czym świadczą wcześniej dokonane w majątku inwestycje. Mianowicie, zakupił on, w firmie Henschel i Sohn z Gaterslaben-Hausneidorf, dwie lokomobile z garniturem pługów, czyli tzw. zestaw pługa parowego oraz dla usprawnienia omłotów, młocarnię. Był to ogromny jak na owe czasy wydatek i zakup jego musiał być związany z wieloletnim planowaniem przyszłości tego majątku.   

Jednakże po odzyskaniu niepodległości po 1919 r. dr Eugen Wolff nie powrócił do Górek. Na przeszkodzie stanął mu ciążący na nim obowiązek przyjęcia obywatelstwa polskiego, który musieli spełnić ci Niemcy, pragnący tu pozostać. Prawdopodobnie nie chciał tego zrobić dr Wolff, były wysokiej rangi urzędnik administracji pruskiej. Majątek Górki znajdował się jednak nadal w jego rękach. Stan ten trwał do 10 stycznia 1922 r., to jest do czasu nabycia go przez Władysława Hoffmanna. Podstawą prawną przeprowadzenia takiej transakcji były ustalenia Traktatu Wersalskiego o likwidacji własności niemieckiej i uchwalonej na jego podstawie ustawy z 15 lipca 1920 r. o likwidacji niektórych majątków prywatnych.

Dr Wolff dokonał wyboru bycia obywatelem Niemiec, a nie obywatelem Polski. Jak informował 31 stycznia 1922 r. komisarz II obwodu strzeleńskiego, Lasocki, dr Eugen Wolff na stałe zamieszkiwał w Berlinie, przy ulicy Viktorii 10. Również oznajmił, że 10 stycznia Górki jako majątek podlegający likwidacji nabył Władysław Hofmann. Nowy właściciel byłych dóbr rycerskich był Polakiem żydowskiego pochodzenia. Przybył on na te tereny z obszaru byłej Rosji Carskiej i zamieszkał w Krąplewicach gmina Wierzchucin w powiecie bydgoskim. Poza Górkami, w okresie międzywojennym, posiadał również byłe dobra rycerskie w Rucewie - 574 ha i Krąplewicach - 476 ha.

Starzy mieszkańcy Górek opowiadali, że po przeniesieniu szczątek doczesnych Alberta Wolffa ma cmentarz strzeleński, w pogodne noce ukazywała się w parku postać starca spacerującego z wilkiem wokół pustej krypty. Wkrótce nowy właściciel Górek byłą kryptę grobową przebudował. Pokrył ją odpowiednią izolacją i usypał na niej kopiec ziemi - niewielką górkę. Wnętrze zaczął wykorzystywać jako lodownię, czyli przechowalnię lodu, wykorzystywanego w okresie letnim do celów kuchennych. Od tego też czasu duch parku i jego pies zniknęli i nikt już ich nie widział. Marzenia Wolffów o trwałym osadzeniu tutaj swoich korzeni rodowych - po 42 latach dzierżenia dóbr rycerskich - spaliły na panewce. Prysł mit rycerski, pozostały po nim ślady w postaci krypty - lodowni, parku, budynków i budowli.

I już na zakończenie dla zachowania poprawności, gdyż ciągle wielu popełnia, czy wręcz kopiuje błędy w opisie architektonicznym dworu - pałacyku górkowskiego, opiszę go właściwie.

Wiadomym jest z zapisków dokonanych w aktach katastralnych, że w roku 1863 w Górkach wybuchł pożar, który strawił stary, wspominany w 1829 r. dwór. W tym też czasie na zlecenie dziedzica Górek Fridricha Augusta Kurta von Bühlowa i jego małżonki Marii z rodu von Scheffer trwała budowa nowego parterowego z półpiętrem, podpiwniczonego, murowanego dworu. Ukończony on został w 1867 r. i stylowo nawiązuje, do modnych w owym czasie, tzw. kostiumów francuskiego i włoskiego, gdzie pierwszy reprezentuje stopniowe nawarstwianie się brył przy zachowaniu oszczędności w detalach, natomiast drugi zapożyczony z włoskiej willi odciśnięty został w postaci rozbudowanych tarasów przylegających do elewacji z licznymi zejściami, a szczególnie po stronie elewacji północnej ze zwierciadlanymi schodami do ogrodu-parku. Elewacja frontowa jest ośmioosiowa z centralną, piętrową, dwuosiową bryłą (ryzalitem) zwieńczoną trójkątnym frontonem z centralnie w nim umieszczonym oculusem. Natomiast elewacja ogrodowa, poza tym, że jest dziesięcioosiowa, swym wyglądem zbliżona jest do frontu. Od strony południowej znajduje się wystawka z wejściem do piwnicy. Całość miała charakter rezydencji, a dwór usytuowany został w tradycyjnym dla zabudowań majątkowych układzie pomiędzy dziedzińcem folwarcznym, a ogrodem i nieco oddalony oraz oddzielony żywopłotem od zabudowań gospodarskich. Wejście główne, reprezentacyjne usytuowane jest na osi elewacji zachodniej z szerokimi schodami i tarasem nakrytym drewnianym zadaszeniem - tzw. ganek. Zejścia ogrodowe poprzedzone tarasami znajdują się po stronie wschodniej i wspomniane już drugie zejście po stronie północnej - nakryte zadaszeniem.

Założony na ówczesną modę ogród-park obsadzony był wieloma gatunkami drzew i ozdobnych krzewów. Według akt katastralnych z lat 1865-1875 zabudowa majątku Górki składała się z dworu wraz z morgą ogrodu-parku, podwórza otoczonego: oborami, szopami i kurnikami, owczarnią i stodołą. Ta ostatnia spłonęła wraz z stajnią w 1873 r. Wzdłuż ulicy zlokalizowane były czworaki.

      

poniedziałek, 4 stycznia 2021

Od cegielni do marketu

Przez ostatnich kilka miesięcy mogliśmy przyglądać się rozbudowie pawilonu wielkopowierzchniowego sieci Mila znajdującego się przy ul. Raj 2. Na naszych oczach dotychczasowa placówka przeobraziła się w mini galerię, swoiste centrum handlowe Strzelna, zmieniając po raz kolejny szyld na Delikatesy Centrum. Przebudowie uległa bryła budynku, a w jej wnętrzu - do już funkcjonujących - przybyły nowe powierzchnie handlowe i usługowe, a zarazem podmioty gospodarcze, a mianowicie Jawa, Pepco i inne. Po rynku miejskim jest to drugie miejsce w naszym mieście, które w tym roku przybrało nowego wymiaru. W trakcie - sumptem miejskim - realizowane jest trzecie przedsięwzięcie, a mianowicie rewitalizacja parku im. Tadeusza Kościuszki przy ulicach, Kolejowej i Kościuszki oraz budowa przez dewelopera przy ul. Gen. Henryka Dąbrowskiego, tuż za Osiedlem Piastowskim wielorodzinnego bloku mieszkalnego.

 

Ale dzisiaj nie o współczesności, a opowiem Wam o dziejach tego miejsca. Zatem cofnijmy się ok. 250 lat wstecz, do roku 1761. Wówczas to 22 maja wielki pożar strawił niemalże całe śródmieście. Odbudowując poszczególne domostwa coraz częściej zaczęto stawiać je z murów ceglanych i z tzw. pecy, czyli wysuszonej na słońcu, a nie wypalonej cegły. Szybko skończyły się zapasy gliny przy cegielni zlokalizowanej w miejscu zwanym Cegiełka (w obszarze współczesnej ulicy Cegiełka). W związku z tym Miasto otrzymało grunt w obrębie Przedmieścia Gnieźnieńskiego, vis a vis folwarku Naskrętne, w miejscu, w którym współcześnie wybudowano Polomarket, w trójkącie ulic Kolejowa, Dra Jakuba Cieślewicza i Raj. Tam postawiono cegielnię i w pierwszej kolejności glinę pozyskiwano z tego obszaru, a później z parceli przy ul. Sportowej - obszar tzw. Targowiska (Glinica) i Strzelnicy Bractwa Kurkowego.

 

Pod koniec XIX w., po zakończeniu eksploatacji, przez wiele lat doły - tzw. glinianki zaczęto zasypywać śmieciami miejskimi - komunalnymi. W najgłębszym wyrobisku utworzył się duży staw, widoczny jeszcze na zdjęciu - pocztówce z początku XX w. Około 1910 r. firma budowlana Wawrzyńca Szudy postawiła na skraju tego obszaru, tuż przy ul. Raj duży, czterokondygnacyjny magazyn zbożowy, który następnie dzierżawiła Spółdzielnia „Rolnik“, a następnie kupiec zbożowy Julian Schulze z Goryszewa-Kawki. Wówczas też przyspieszono rekultywację tego terenu. Po wojnie cały obszar przejęła Gminna Spółdzielnia „Samopomoc Chłopska“ i zaczęła tu prowadzić szeroką działalność skupową i zaopatrzeniową. W 1948 r. kosztem 1 205 tys. zł. pobudowano prowadzącą na plac bocznicę kolejową i utworzono tutaj duże składowisko węgla, tzw. plac węglowy. Na przełomie lat 1958/1959 pobudowano wagę wozową, a od strony ul. Kolejowej postawiono budynek z pomieszczeniami biurowo-magazynowymi będącymi zapleczem dla skupu żywca, drobiu, jaj, pierza i skór. GS swoją działalność prowadził tutaj do czasu likwidacji spółdzielni. W międzyczasie, bo w latach 90. XX w. wygrodzono z części placu targowisko, od strony ul. kolejowej targowisko, na którym handlowano niemalże wszystkim. Szczególnym powodzeniem cieszyli się tutaj handlarze z Ukrainy. Pod koniec XX w. magazyn zbożowy rozebrano i na początku XXI w. całość sprzedano.

 

W kwietniu 2005 r. przystąpiono do budowy wielkopowierzchniowego sklepu firmy Polomarket. Inwestycję ukończono w czerwcu 2005 r. Po dziesięciu latach w wyniku rozdzielenia się spółki zmienił się szyld na sklepie i Polomarket zastąpiła Mila. W 2020 r. sklep został rozbudowany.

Poszczególne etapy przemian urbanistycznych tego miejsca prezentuję na zdjęciach wykonanych przez Heliodora. 

 

niedziela, 3 stycznia 2021

Pierwszy dzień wolności - 2/3 stycznia 1919 r.

Wczoraj z grupą samorządowców uczciliśmy 102. rocznicę walk o Strzelno i oswobodzenia miasta - po 146 latach - z kajdan niewoli pruskiej. Pod Pomnikiem Poległych Powstańców Wielkopolskich na starej strzeleńskiej nekropoli spotkał się burmistrz Strzelna Dariusz Chudziński z proboszczem i dziekanem strzeleńskim Ottonem Szymków - honorowym obywatelem miasta, wicestarostą Marianem Mikołajczakiem, wiceburmistrzem Ewą Szadkowską, przewodniczącym rady miejskiej w Strzelnie Piotrem Dubickim, przedstawicielami TMMS z prezesem Marianem Przybylskim, Heliodorem Rucińskim, Krzysztofem Rymaszewskim i jego wnukiem Franciszkiem oraz radnymi powiatowymi Pawłem Jankowskim, Tomaszem Krzesińskim i Mateuszem Lisieckim. Obecni też byli przedstawiciele Portalu Strzelno Online: Piotr Posłuszny i Michał Ostrowski. Punktualnie o godz. 12:00 zawyły syreny, a następnie odśpiewano Hymn Polski. Było wystąpienie burmistrza i modlitwa ks. kanonika, po czym złożono wiązanki i zapalono znicze…















Dzisiaj świętujemy pierwszy dzień wolności, który dla strzelnian był dniem bardzo pracowitym. Poniżej kilka fragmentów opisujących tamte chwile - 2/3 stycznia 1919 r.

Wraz z ustaniem walk do Strzelna wkroczył na czele nowo sformowanego w Mogilnie oddziału powstańczego ppor. Paweł Cyms, dowódca oddziałów, które od Gniezna szły z misją wyzwolenia Kujaw Zachodnich. Z wielkim entuzjazmem witała dowódcę i maszerujących z nim powstańców miejscowa ludność. Na domach powiewały flagi o barwach narodowych, a na domu Wandy Siemianowskiej przy ulicy Kościelnej, który stoi na wprost wylotu ul. Szerokiej (Gimnazjalnej) dumnie powiewał wielki biały orzeł wyhaftowany przez nią na czerwonym aksamicie. Orzeł ten towarzyszył później strzelnianom w różnych uroczystościach państwowych i kościelnych. Siostrzeniec Wandy, Marian Strzelecki we wspomnieniach o ciotce pisał, że dom jej dotkliwie ucierpiał, a szczególnie w części parterowej okno wystawowe i inne okna, a nawet wnętrze sklepu, gdyż był on ostrzelany z gniazda karabinów maszynowych, które znajdowało się po przeciwległej stronie ul. Szerokiej, u wlotu w ulicę Młyńską.

Rozentuzjazmowany tłum zgromadził się na Rynku w Strzelnie w pobliżu pomnika cesarza Wilhelma I. Sprowadzono konie i smyk (niskie sanie). Cesarzowi założono na szyję łańcuch i zaprzęgnięte doń konie obaliły odlanego z brązu monument. Następnie, wciągnięty na smyk był ciągniony ulicami miasta. Na zakończenie pochodu tryumfalnego zaciągnięto cesarza do ogrodów magistrackich pomiędzy ulicami Lipową i Andrzeja i tam w głębokim dole, gdzieś pod płotem od strony ul. Andrzeja złożono i później zakopano w ziemi. (…)

Z kolejnej relacji, tym razem Aleksandra Lasockiego dowiadujemy się o organizacji pierwszego formalnego strzeleńskiego oddziału powstańczego tzw. 1. kompanii strzeleńskiej, który dał początek późniejszemu, zawiązanemu po zdobyciu Inowrocławia Batalionowi Nadgoplańskiemu: - W dniu 3 stycznia 1919 r. zgłosiłem się jako ochotnik do tzw. "pierwszej kompanii" strzelińskiej, późniejszej 11 kompanii 5. Pułku Strzelców Wielkopolskich, a w końcu przemianowanego na 59. Pułk Piechoty Wielkopolskiej. Pamiętam, że razem ze mną zgłosił się do powstańców Teodor Foks [Fox - M.P.] syn miejscowego policjanta niemieckiego lecz czującego się Polakiem. Warto dodać, ze biuro wojsk powstańczych zostało zlokalizowane w domu stowarzyszeń niemieckich "Vereinhausie" i tam mieściły się również wszystkie potrzebne lokale funkcyjne jak magazyny odzieży, broni, kuchnia itp. Sierżantem sztabowym czyli szefem biura był Stefan Trzecki, a lekarzem wojskowym Dr Maksymilian Nickelmann. Komendantem miasta i powiatu był Józef Hanasz. Szkolenie wojskowe z powstańcami prowadził jeden z braci Jeske. Po kilku dniach zorganizowano "żandarmerię wojskową" do której należeli m.in.:  Socha, Drygalski, Żak, Jezierski, Borys i kilku innych. (…)

Pierwszą zorganizowaną nazajutrz po wyzwoleniu formacją powstańczą o charakterze wojskowym był stuosobowy oddział strzelnian pod dowództwem Stefana Różnowicza. W jego skład weszli członkowie "Sokoła" oraz byli żołnierze armii niemieckiej, którzy szczęśliwie powrócili w rodzinne strony z frontów Wielkiej Wojny. Sam dowódca był wyszkolonym podoficerem, który z wojny wrócił w stopniu starszego sierżanta i spośród strzelnian wyróżniał się najstarszy stopniem podoficerskim. W jego szeregach było 70 powstańców uzbrojonych, w tym na wyposażeniu mieli jeden lekki karabin maszynowy oraz 30 powstańców bez broni.

Wkrótce też miejscowe kobiety zorganizowały pod szyldem "Czerwonym Krzyżem" szwalnię, w której przygotowały opaski powstańcze, rozetki do rogatywek, naprawiały mundury zdobyte na Niemcach, odzież itp. Bardzo ważną komórką była kuchnia, która miała stałe dyżury i przygotowywała posiłki dla wojska powstańczego. Jej furierem czyli zaopatrzeniowcem był Jan Kobus, a głównym kucharzem Czesław Orłowski. Spośród kobiet pracowały w kuchni: Emilia Orłowska, Maria Hanasz, Ludwika Zbierska, Maria Zbierska, Izabela Zbierska, Maria Rydlewska, Ludomiła Kazowska i inne. (…)


środa, 30 grudnia 2020

Przygotowania do powstania w Strzelnie - 30 grudnia 1918 r.

Dopełnieniem wczorajszego artykułu, są mniej precyzyjne wspomnienia spisane na przełomie lat 50. i 60. XX w.: Władysława Driesena, Jana Głowackiego, Aleksandra Lasockiego, Antoniego Paternogi, Bolesława Sarnowskiego ps. "Bolek" i Józefa Rutkowskiego. 

Następnego dnia po wielkim wiecu, 30 grudnia 1918 r. na wieść o rozprzestrzeniającym się po Wielkopolsce zrywie powstańczym działacze Powiatowej Straży Ludowej postanowili zwołać w Strzelnie w lokalu Stanisława Smoniewskiego przy ul. Szerokiej zebranie z udziałem kilkunastu osób. Omówiono na nim, plan wypędzenia Grenzschutzu z powiatu i co w tym względzie należy zrobić. Stwierdzono w trakcie dyskusji, że Rada dysponuje zbyt małą ilością broni - około 12 karabinów - co uniemożliwia prowadzenie otwartej walki. Należy czekać na nadarzającą się sposobność i wykorzystując rozluźnienie oraz nieuwagę w szeregach Grenzschutzu i wówczas zaatakować.

W tym samym czasie kruszwiczanie porozumieli się z prezesem "Sokoła" w Strzelnie Bolesławem Pińkowskim i wstępnie ustalono równoczesny czas powstania w obu miastach. Miało ono nastąpić 2 stycznia 1919 r. w godzinach wieczornych, a to dlatego, że miejscowi powstańcy mieli lepsze rozeznanie orientację w terenie miejskim, niż załogi niemieckie - Grenzschutzu. Widomym hasłem początku powstania miały być podpalone pod Kruszwicą i Strzelnem duże stogi słomy. Działać miano z zaskoczenia, aby nie dopuścić do otwartej walki.

 

Tymczasem wypadki pokrzyżowały plany strzelnian i kruszwiczan i losy powstania w Strzelnie i Kruszwicy potoczyły się zgoła odmiennie. Według relacji strzelnianina Aleksandra Lasockiego: ...w noc sylwestrową I918 r. zebrało się kilku młodych Polaków, a m.in.: późniejszy mój szwagier Mieczysław Zbierski, bracia Lechowscy, Edmund Janiszewski i kilku innych na Rynku, gdzie przed zborem ewangelickim stał pomnik brązowy cesarza niemieckiego Wilhelma I. Grupa wymienionych młodych Polaków przyniosła gruby żelazny łańcuch, który zarzucili na głowę i popiersie "cesarza". Następnie do łańcucha zaprzęgnięto konia i próbowano ściągnąć pomnik z cokołu  na ziemię. Akcja ta jednak niestety się nie udała, gdyż nadszedł patrol "Grenzschutzu" i spłoszył sprawców nieudanego "zamachu". Na tym się jednak nie skończyło. Tejże nocy ktoś nieznany zawiesił na plecach stojącego na wspomnianym pomniku "kajzera” worek z pustymi pudełkami, a na szyi zawiesił tablicę z napisem: "IV klasą do Brandenburga"..., co miało oznaczać, że razem z kolonistami Niemcami wynosić się ma do swojego Vaterlandu i to w wagonie o najniższym - z czterech klas kategorii - standardzie. Dekoracja pomnika utrzymywała się przez kilka porannych godzin, aż policjant niemiecki zdjął "ciężar" z pleców swojego cesarza. W międzyczasie przechodnie, a zwłaszcza Polacy, zdążający przez Rynek do kościoła na mszę św. noworoczną, mogli upajać się widokiem nocnej dekoracji pomnika.

wtorek, 29 grudnia 2020

W przeddzień walk o Strzelno - 29 grudnia 1918 r.

 

Rynek strzeleński w czasie wiecu 29 grudnia 1918 r. (Fotografia wykonana przez Ignacego Maciejewskiego)

Przyjazd 26 grudnia 1918 r. do Poznania Ignacego Paderewskiego spowodował masowe manifestacje i wystąpienie ludności polskiej. Przywiózł on z Paryża niezmiernie ważną i cenną wiadomość, o przychylnym stosunku rządu francuskiego do prowadzonej na obszarze zaboru pruskiego akcji zmierzającej do odzyskania przez Polaków niepodległości. 27 grudnia 1918 r. w okolicach Bazaru, gdzie zamieszkał Paderewski doszło do wymiany ognia, rozpoczęła się zacięta walka, która rozprzestrzeniła się na liczne ogniska zapalne w mieście. Padli pierwsi zabici, wielu zostało rannych. Powstanie Wielkopolskie stało się faktem dokonanym. Wybuch walk zbrojnych w Poznaniu stał się sygnałem i rozniecił zryw niepodległościowy na całą Wielkopolskę. 

Wieści o przyjeździe Paderewskiego do Poznania i wybuchu powstania zbrojnego lotem błyskawicy obiegł całą Prowincję Poznańską. Dotarły one również do Strzelna. Miejscowi Sokoli i skauci zintensyfikowali przygotowania do zbrojnego czynu. W dniach 28-29 grudnia 1918 r. powstańcy oswobodzili Gniezno. W tym samym czasie w Strzelnie miały miejsce dwa ważne i historyczne wydarzenia, o czym donosił "Dziennik Kujawski". 29 grudnia 1918 r. odbył się w Strzelnie wiec pod przewodnictwem ks. dziekana Kopernika skierowany do stanu robotniczego i w celu zorganizowania się tej warstwy społecznej w szeregach Zjednoczenia Zawodowego Polskiego. W jego trakcie przemawiał dr Roman Konkiewicz, który przybliżył los robotnika polskiego oraz Wojciech Kowalski z gorącym apelem w imię Boże o wstępowanie w szeregi Zjednoczenia. Głos zabrali również Szuda i Pińkowski. Dokonano wyboru Zarządu ZZP, w skład którego weszli: Antoni Paternoga, Wincenty Lewandowski, Wojciech Kowalski, Jan Wiśniewski, Jan Świątkowski, Walenty Kędzierski i Wawrzyn Jeske. W tym dniu zapisało się 150 członków.

Rynek strzeleński w czasie wiecu 29 grudnia 1918 r.

Tuż po tym wiecu miała miejsce wielka manifestacja, która została zorganizowana przez miejscowe przed kilkunastoma dniami odrodzone Towarzystwo Gimnastyczne "Sokół". Miała ona na celi oddanie czci wielkiemu synowi Ojczyzny Ignacemu Paderewskiemu. Całą uroczystość poprzedziło świąteczne przygotowanie miasta. Już od rana przybrało ono barwy narodowe. Biało-czerwone sztandary powiewały radośnie na domach Polaków. Jak odnotowano: I zda się, że niebo brało udział w ogólnym nastroju - darzyło nas bowiem przepiękną pogodą. Miejscem zbiórki Sokołów i Sokolic była sala Hotelu "Park Miejski" Wiktora Piątkowskiego. O godz. 13:00 wyruszył stąd pochód, do którego dołączyło kilka tysięcy mieszkańców. Całość udała się we wzorowym porządku z orkiestrą na czele na Rynek. Na trybunie przybranej w zieleń oraz proporce narodowe i sztandar "Sokoła" ukazał się prezes Bolesław Pińkowski - junior. W krótkich, lecz treściwych słowach wskazał na świetny wynik misji genialnego artysty w Ameryce.

Następnie pochód ruszył ulicą Kościelną ku świątyni parafialnej, gdzie u wrót kościoła przemówił do manifestantów ks. dziekan Kopernik. Zakończył on swoje wystąpienie okrzykiem: Niech żyje wolna, zjednoczona, niepodległa Polska Ludowa. Pochód wrócił na Rynek, gdzie kontynuowano wiec. Jako pierwsza głos zabrała prezeska Sokolic Zofia Zakrzewska z Mirosławic. Po niej stanął na trybunie dr Roman Konkiewicz. Słowa jego żywy znalazły oddźwięk w sercach słuchaczy, gdy roztoczywszy przed nimi obraz minionej bolesnej przeszłości wspomniał jednego z najlepszych synów naszej ziemi, Ignacego Paderewskiego i jego pracę dla Polski na obczyźnie. Mówca na zakończenie wzniósł okrzyk: Wielki syn Ojczyzny, gorący patriota i genialny artysta, Ignacy Paderewski, niech żyje!     

Przy dźwiękach Mazurka Dąbrowskiego, uformowany na nowo pochód wrócił pod hotel "Park Miejski". Po wzniesieniu okrzyków na cześć Polski, Wilsona i Paderewskiego, odśpiewano pieśń Wszystkie nasze dzienne sprawy i na tym zakończono manifestację, która na długo zapadła w pamięci uczestników.