środa, 7 czerwca 2023

Boże Ciało - wczoraj i dzisiaj

Cudowny dzień, który od setek lat gromadzi strzelnian na wspólnej procesji wokół Rynku. Niezależnie od pogody, czy to deszcz, czy słońce, kilka tysięcy parafian od św. Trójcy towarzyszy Jezusowi Chrystusowi - skrytemu pod postacią chleba - w Jego peregrynacji po centralnym placu miasta. Wyjątek stanowił okres okupacji hitlerowskiej i lata wojen, szczególnie Potopu szwedzkiego, tej 13. letniej z progu XVIII wieku oraz z czasów napoleońskich. Nie stał na przeszkodzie okres PRL-u. Za wyjątkiem nielicznych ideowców, gremialnie uczestniczyliśmy w procesjach. Szczęśliwie, podobnie jak w ubiegłym roku, na okres Bożego Ciała przypadło złagodzenie pandemicznych obostrzeń.

Już od wczesnych godzin rannych cztery umówione grupy mieszczan stawiały ołtarze, po jednym, z każdej strony Rynku. W okresie zaborów pierwszy ołtarz stawiano w ul. Kościelnej, a właściwie przy placu nazwanym później imieniem Świętego Wojciecha, przy budynku Szkoły Katolickiej. Drugi ołtarz z pominięciem południowej pierzei Rynku stawiano po stronie zachodniej przy kamienicy Kowalskich (Nr 23 - obecnie własność Marka Kordylaka). Trzeci ołtarz po stronie pierzei północnej stawiano przy budynku apteki (Nr 2) oraz czwarty przy kamienicy Munków (Nr 12). Już w latach międzywojennych po nabyciu kamienicy w Rynku pod numerem 18 od Niemca Rittera przez Stanisława Kaczmarka (1933 r.), przy tym domu zaczęto budować pierwszy ołtarz w Rynku i ta tradycja trwa do dzisiaj. Od dziesiątek lat głównymi budowniczymi ołtarza była mieszkająca tutaj rodzina Lewickich i kolejne jej pokolenia zięcia Jamrożego i jego synów. Po wojnie budowę drugiego ołtarza przejęła od Kowalskich rodzina Glanców spod numeru 22 i kontynuowała ją w kolejnym pokoleniu zięcia Rafała Konieczki, a obecnie córki Rafała Aleksandra Łykowska. Trzeci ołtarz w latach powojennych, po upaństwowieniu apteki przejęła rodzina Brożków spod numeru 5. W latach 80. XX w. zwyczaj ubierania trzeciego ołtarza powrócił pod aptekę, a od końca lat 90. XX w. zwyczaj ten przejęła rodzina Rucińskich spod numeru pierwszego (Nr 1). Najdłuższą tradycją ubierania ołtarza cieszy się kamienica pod numerem 12, bo co najmniej od 1889 roku. Z chwilą kiedy właścicielami tej kamienicy stali się Rzekanowscy, czynili to oni, a po nich kolejne pokolenia, po dzisiejszych członków tej rodziny - Sarnowskich.

Na tle ołtarza przy Runku 1, który w trójkę zbudowaliśmy w 2008 r. - Krzysztof, Heliodor, Marian

Od 2010 roku ks. kan. Otton Szymków zafundował budowniczym ołtarzów nowe znacznych rozmiarów oleodruki z motywami eucharystycznymi i z cytatami z Pisma Świętego. Stałym elementem dekoracyjnym Placu św. Wojciecha, ulicy Kościelnej i Rynku od niepamiętnych czasów, obok kwiatów są drzewka brzozowe. Niegdyś dochodziły do tego girlandy ze świerku, liści klonowych i dębowych oraz z specjalnie ciętego, zielonego papieru. Niegdyś nad ołtarzami Glanców i Brożków, które budowano pod balkonami, stały na tych balkonach dzieci ubrane w stroje aniołów i sypały z wysokości płatki kwiatów. Robiły to w momencie podchodzenia procesji, błogosławieństwa Najświętszym Sakramentem i odejścia procesji spod ołtarza.

Strzelno - Boże Ciało ok. 1910 r.

Dla zobrazowania strzeleńskiej tradycji do współczesnych zdjęć dołączyłem również kilka zdjęć starych. Również cytuję apel, jaki ukazał się w „Nadgoplaninie“ 19 czerwca 1889 r.: W czwartek przypada, święto Bożego Ciała. Po sumie odbędzie się uroczysta procesya do czterech ołtarzy wybudowanych w rynku naszego miasta. Prosimy tedy naszych szacownych obywateli i obywatelki mieszkających przy ulicy Kościelnej lub Rynku, aby ku podniesieniu nabożeństwa domy przystroili o ile im to będzie możebnem [przypomnę, że wiele domów należało do Żydów i Niemców]. Jesteśmy przekonani, że wszyscy bez wyjątku do naszej prośby się zastosują i uświetnią tę drogę, którędy Pan Jezus postępować będzie.

W tejże samej gazecie z 2 czerwca 1888 r. znajdujemy opis procesji Bożego Ciała w Strzelnie. Również zacytuję tam treść w całości, byście mogli porównać sobie zwyczaje panujące przed 112-laty w naszym mieście:

Procesya Bożego Ciała odbyła się w czwartek wśród pięknej pogody w Rynku naszego miasta. Celebransem był nasz czcigodny ks. proboszcz [Korol] Wojczyński. Po dwunastej wyruszyła z kościoła procesya, w której liczba wiernych z każdego stanu, płci i wieku żywy udział brała: kilka tysięczny zastęp prawych dzieci Kościoła św. towarzyszyło Panu Jezusowi w obchodzie uroczystym po ulicach naszego miasta. Przed celebransem postępował długi szereg dziewcząt szkolnych w bieli, które Panu Jezusowi w drodze słały kwiaty. Pierwszą ewangelię odśpiewał Kapłan przy ołtarzu wystawionym w drzwiach starego gmachu tutejszej szkoły katolickiej przed pomieszkaniem nauczyciela p. P.[iotra] Palińskiego [nieistniejący budynek, na którego miejscu stoi szalet przy Placu Świętego Wojciecha]. Stąd wyruszyła procesja ulicą Kościelną w Rynek, gdzie drugą ewangelię przy ołtarzu wystawionym przed domem kupca p. Jana Kowalskiego [Rynek 23, obecnie posesja Rejniaków] celebrans odśpiewał; trzecia ewangelia została odśpiewana przy ołtarzu wystawionym przez tutejszą aptekę, będącą własnością p. Lepell'a [obecnie Rynek 2, budynek po „Aptece pod Orłem" Jerzego Skęczniewskiego], czwarta zaś przy ołtarzu wystawionym przed handlem p. Antoniego Psuji [obecnie Rynek 12, kamienica należała do Żyda Munka, u którego Psuja prowadził sklep].

Wszystkie ołtarze celowały pięknością i ozdobnym ustrojem, szczególniej zaś ołtarz przed apteką, który p. Lepell na ten cel bardzo gustownie dał zbudować. Cześć zacnym tym panom, którzy nie szczędzili ani zabiegów, ani fatygi, ani kosztów, aby chwilowy przybytek dla Pana Zastępów jak najpiękniej ozdobić i miłym uczynić! Katoliccy mieszkańcy w ulicy Kościelnej jako i w Rynku pięknie udekorowali okna mieszkań swoich. Przytaczam tu pp. Leszczyńskiego rymarza, Jeskiego rzeźnika i Norka dekarza, którzy bardzo gustownie okna mieszkań swoich w obrazy, kwiaty i światło jarzące przystroili; p. Sępowska przystroiła w kwiaty i obrazy swoje okno wystawne; p. Dzierożyńska przyozdobiła okna mieszkania swego w dywany, kwiaty i światło jarzące.

Cześć wam za to zacni obywatele i zacne obywatelki! Co jednak bardzo raziło to było to, że niektóre żydowskie kramy w ulicy Kościelnej niebyły zamknięte, chociaż ci panowie na pewno o tem wiedzą, że to Boże Ciało (Fronleichnam) święto nakazane i że kramy powinny były być zamknięte. Jeżeli ci panowie umieją szanować pieniądz, który mu przynosi katolik-Polak, to też powinni umieć uszanować uczucia religijne tego Polaka-katolika. Albo czyż ten Polak-katolik w każdym względzie ma dla tych panów pozostać głupim gojem? Jeżeli tak, to nie będzie to nic dziwnego, że Polak-katolik tych panów stanowczo pomijać będzie, jako tych  którzy nie umieją albo też nie chcą uszanować najświętszych uczuć każdego katolika-Polaka. Przecież sama forma nakazuje każdej religii oddać przynależny szacunek, a tylko człowiek bez wychowania i wykształcenia może jakiejkolwiek religii ubliżyć, za co go naturalnie w danym razie owo beczące stworzonko czeka! Tyle tym panom w upominku!

Nie chcemy przy tej okazji pominąć jednej rzeczy, która na powszechne uznanie zasługuje to jest to, że procesja Bożego Ciała obecnie - tak jak ongi -w Rynku (nie jak to przez pewien czas się działo na dziedzińcu) się odbywa. Starania celem odświeżenia zaniechanego przywileju dołożył tutejszy dozór kościelny, a szczególnie przewodniczący tegoż p. Antoni Psuja, za co jemu na tem miejscu publiczne podziękowanie.

Piszący tę relację nie wspomniał nic o Żydzie Munku, który wyrażał zgodę na budowanie ołtarzy pod swoją kamienicą. Ten zwyczaj - jak już wspominałem - przejęli później polscy właściciele Rzekanowscy i kontynują po dziś dzień, państwo Sarnowscy.  

Boże Ciało w Strzelnie l. 30. XX w.

Uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Pańskiej, zwana również w formie nadzwyczajnej rytu rzymskiego: Święto Najświętszego Ciała Chrystusa (Festum Sanctissimi Corporis Christi), potocznie także Świętem Ciała i Krwi Pańskiej, a w tradycji ludowej: Boże Ciało, jest jednym z najważniejszych świąt w liturgii kościoła katolickiego. Procesja Bożego Ciała jest i była jedną z barwniejszych procesji, jakie w ciągu roku mają miejsca w Strzelnie.

Prowadzona jest przez księdza proboszcza i wikariuszy i odbywa się do miejsc najważniejszych w przestrzeni sakralnej miasta, czyli Rynku. W parafiach okolicznych - wiejskich przede wszystkich do krzyży, kapliczek i figur. Procesja zatrzymuje się przy czterech ołtarzach polowych, przy których czytane są fragmenty Ewangelii. Dla celebracji kultu trasa procesji jest przyozdabiana przez ścięte drzewa (brzozy) ustawiane przy trasie przemarszu. W naszej tradycji zawsze bogato dekorowano okna mieszkań i witryny sklepów, a kwiatem szczególnym w tym okresie były piwonie (bijony) oraz kwiaty bzu. W trakcie procesji ludzie śpiewają pieśni i litanie na przemian z orkiestrą dętą OSP, zaś śpiew liturgiczny przy ołtarzach wykonuje chór Harmonia.

Wierni szczególnie wspominają Ostatnią Wieczerzę Pańską i Przeistoczenie chleba i wina w Ciało i Krew Pańską - Jezusa Chrystusa. Pamiątkę tego wydarzenia Kościół obchodzi także w Wielki Czwartek, wtedy jednak rozpamiętuje się także Mękę Jezusa Chrystusa, natomiast uroczystość Bożego Ciała ma charakter dziękczynny i radosny. W Polsce obchodzi się ją w czwartek po Uroczystości Trójcy Świętej, a więc jest to święto ruchome, wypadające zawsze 60 dni po Wielkanocy. Najwcześniej może przypaść 21 maja, najpóźniej 24 czerwca. W niektórych krajach przenoszone jest na kolejną niedzielę.

Uroczystość ta została ustanowiona na skutek widzeń św. Julianny z Cornillon. Pod ich wpływem bp. Robert ustanowił w 1246 r. taką uroczystość dla diecezji Liège. W 1252 r. została ona rozszerzona na Germanię. W 1264 r. papież Urban IV ustanowił tę uroczystość dla całego Kościoła. Uzasadniając przyczyny jej wprowadzenia wskazał: zadośćuczynienie za znieważanie Chrystusa w Najświętszym Sakramencie, błędy heretyków oraz uczczenie pamiątki ustanowienia Najświętszego Sakramentu, która w Wielki Czwartek nie może być uroczyście obchodzona ze względu na powagę Wielkiego Tygodnia. Jednakże ze względu na śmierć Urbana IV bulla ta nie została ogłoszona, a tym samym uroczystość nie została ustanowiona. Uczynił to dopiero papież Jan XXII, który umieścił powyższą bullę w Klementynach w 1317 r.

W Polsce po raz pierwszy wprowadził tę uroczystość biskup Nankier (Jan Kołda herbu Oksza) w 1320 r. w diecezji krakowskiej. W 1420 r. na synodzie gnieźnieńskim uznano uroczystość za powszechną, obchodzoną we wszystkich polskich kościołach. W późnym średniowieczu i w renesansie największym sanktuarium kultu Bożego Ciała w Polsce był kościół Bożego Ciała w Poznaniu. Z Bożym Ciałem związana jest także uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa, która jest obchodzona zaraz po oktawie Bożego Ciała, czyli w piątek osiem dni po Bożym Ciele.

Zdjęcia współczesne Heliodor Ruciński; archiwalne ze zbiorów Mariana Przybylskiego i rodziny Glanców - Konieczków - Aleksandry Łykowskiej

 

poniedziałek, 5 czerwca 2023

Restauracja Park Miejski - Zofijówka w Mogilnie

Przypadek sprawił, że wszedłem w posiadanie karty pocztowej z 1902 roku z widokiem budynków kompleksu gastronomiczno-kulturalnego i przyległym doń ogrodem - parkiem. Pocztówka opatrzona została opisem Gruss aus dem Stadtpark-Restaurant Mogilno - Pozdrawiamy z Parku Miejskiego i Restauracji w Mogilnie. I oto zrodził się we mnie dylemat - gdzie ów Park Miejski się znajdował. W tym czasie wzdłuż wschodniego brzegu Jeziora Mogileńskiego funkcjonowała promenada spacerowa, a miejsce, gdzie dzisiaj  znajduje się miejska oaza zieleni to było wówczas jedno wielkie bagno - zatem, gdzie? Poszukiwania w anonsach prasowych naprowadziły mnie na Zofijówkę, o czym będzie niżej, ale nadal nic, bo nie wiedziałem gdzie ona leży - w mieście, na jego obrzeżach, czy gdzieś dalej? Dopiero telefon do Przemysława Majcherkiewicza - rozmowa, sugestie, przypuszczenia naprowadziły nas na rozwiązanie tej zagadki. Przypomniało się Przyjacielowi, że przy ul. 900-Lecia jest budynek, na który mówią miejscowi „Park“. Szybko porównałem to miejsce z pocztówką i krzyknąłem - eureka! Gdy wieczorem wróciła z Bydgoszczy moja małżonka - mogilnianka, potwierdziła, że w budynku tym, nazywanym „Parkiem“, mieszkała nasza Ciocia.

Ówczesna ul. Bydgoska - Brombergstrasse - 1902 rok
2023 rok - ul. 900-Lecia 26 budynek „Park“

A teraz trochę o historii tego miejsca. Mniej więcej w tym samym czasie w granicach gruntów miejskich Strzelna i Mogilna zaczęły funkcjonować obszary nazwane przez ich właścicieli Zofijówkami (Zofijówka). Ich początek sięga II połowy XIX w. Nasza strzeleńska odnosiła i odnosi się do folwarku - majętności ziemskiej, a mogileńska do posiadłości miejskiej, zabudowanej piękną willą i ponad jednohektarowym ogrodem - parkiem. Mogileńska nazwa miejscowa Zofijówka z początkiem XX w. wypadła z obiegu i dzisiaj o jej istnieniu, a nadto położeniu wiedzą zaledwie dwie osoby, z których jedną jest mogilnianin Przemysław Majcherkiewicz, a drugą autor. Za to, wielu mogilnian wie o nazwie miejscowej „Park“, którą określa się piętrową kamienicę z dwoma oficynami przy ul. 900-Lecia 26. To właśnie to miejsce i stojącą niegdyś obok salę widowiskową, w miejscu której wybudowano blok nr 24 oraz ponad jednohektarowy ogród - park nazywano przez długie lata Restauracją Parkiem Miejskim w Mogilnie (Stadtpark-Restaurant Mogilno).

Przed 12. laty pisząc książkę o ziemiańskich rodach Bielickich i Jaczyńskich odnotowałem w niej, że w1867 roku Marianna (Marcyanna) z Paruszewskich Bielicka kupiła od Niemca Stefenhagena piękną willę wraz z dużą parcelą w Mogilnie. Na przyległej parceli założyła piękny ogród nadając mu charakter parku angielskiego. Cały ten ponad jednohektarowy obszar leżący pomiędzy współczesnymi ulicami 900-Lecia a Adama Mickiewicza Marianna Bielicka nazwała na cześć swojej wnuczki Zofii Jaczyńskiej (później zamężnej Chłapowskiej) Zofijówką.        

Bliżej Mariannę poznajemy ze wspomnienia pośmiertnego, opublikowanego w „Dzienniku Poznańskim“ (1890/178):

Z Mogilnickiego. Dnia 28 lipca odprowadziliśmy na miejsce wiecznego spoczynku śp. Marcyannę z Paruszewskich Bielicką, a liczny zastęp otaczający trumnę i łzy jego świadczyły najlepiej, jakiem było życie zmarłej.

Śp. Marcyanna urodziła się w 1830 roku w Kobylnikach na Kujawach z rodziców Sylwestra i Maryi z Jaczyńskich Paruszewskich; wychowanie otrzymała bardzo staranne, to też poszedłszy za mąż  za śp. Ludwika Bielickiego, dziedzica wsi Gozdanina i Marcinkowa, od razu podjęła stanowisko, jakie jej w społeczeństwie przypadło. Zmarła była wzorową żoną i matką, idealną panią dla służących, którzy do końca swego zwykle u niej pozostawali. Ale Bóg nie oszczędzał  śp. Bielickiej, zabrawszy ukochanych rodziców, męża, wszystkie z kolei dzieci powołał do siebie, przecież mężna ta i na wskroś religijna kobieta nie ugięła się pod brzemieniem cierpień - odtąd pozbawiona najbliższych przygarnęła do siebie całą rodzinę, zastępując sierotom matkę. Zofijówka, którą po śmierci męża zamieszkała, stała się prawdziwym ogniskiem ciepła rodzinnego i pomocy dla wszystkich potrzebujących - z najdalszych stron biedni zwracali się o wsparcie, a tego zmarła nikomu nie odmawiała. Ofiarność jej była bez granic, ręka jej bowiem była otwarta zawsze, czy to chodziło o cele wyższe, czy też o prosty datek, pomimo tego umiała utrzymać  majątek, choć długie jej były lata wdowieństwa. Strata tej zmarłej jest niepowetowana nie tylko dla całej rodziny, ale dla całego społeczeństwa, które w śp. Bielickiej traci znów jeden typ prawdziwej matrony polskiej. (…)

Sala widowiskowo-bankietowa ze sceną. W jej miejscu obecnie stoi blok nr 24

Po śmierci zacnej pani Marianny rodzina sprzedała nieruchomość, o czym dowiadujemy się z powiadomienia opublikowanego na łamach prasy poznańskiej, w którym ogłoszono 5 października 1892 roku, iż: Walne Zebranie Kółek Włościańskich odbędzie się tego roku u nas w niedzielę 9 października o godzinie 4 po południu na Zofijówce, dawniejszej posiadłości śp. Marcjanny Bielickiej, którą nabył pewien pan narodowości niemieckiej i założył tamże tak zwany ogród ludowy z restauracją. Dogodniejszego miejsca nie mogliśmy znaleźć.

Już w następnym roku właścicielem Zofijówki został p. Szymański, o czym dowiadujemy się z „Kuriera Poznańskiego“, w którym ukazał się anons donoszący, że: Walne Zebranie Wyborcze powiatu mogileńskiego odbędzie się w Mogilnie na Zofijówce u pana Szymańskiego w niedzielę dnia 8 października 1893 roku o godz. 3 po południu. Na porządku obrad pomiędzy innymi nauka o wyborach i sprawozdanie poselskie p. Stanisława Różańskiego (dziedzica z Padniewa).

W maju 1895 roku „Goniec Wielkopolski“ donosił, że: W Mogilnie urządza dnia 19 maja 1895 roku w niedzielę, Towarzystwo Gimnastyczne „Sokół“ u druha Szymańskiego w restauracji „Parku Miejskim“ koncert, w celu przyjęcia sąsiednich gniazd sokolskich. Ponieważ takowy będzie nadzwyczaj urozmaicony, spodziewać się godzi, że liczna publiczność Mogilna i okolicy zechce przez swe przybycie złożyć dowód swej życzliwości dla mogileńskiego „Sokoła“. Kolejną organizacją, która korzystała z uroków Zofijówki było Towarzystwo Czeladzi Katolickiej w Mogilnie, które w niedzielę 21 czerwca 1896 roku urządziło zabawę letnią w tamtejszym Parku Miejskim.

Park Miejski - 1902 rok

Po kilku latach działalności prowadzonej przez Szymańskiego, interes przejął p. Bieliński. Dowiadujemy się o tym z kolejnego anonsu, donoszącego w 1898 roku o zebraniu przedwyborczym w sali u pana Bielińskiego na Zofijówce. Z kolei 27 lutego 1899 roku informowano, że: odbędzie się walne zebranie Towarzystwa Rolniczego Powiatu Mogileńskiego w Mogilnie w lokalu p. Bielińskiego (Zofijówka) o godzinie 4 po południu, na które z powodu bardzo ważnych spraw, uprzejmie zapraszam… Tutaj spotykali się także członkowie Towarzystwa Pomocy Naukowej im. Karola Marcinkowskiego na powiat mogileński, którzy odbywali tutaj swoje posiedzenia. Jedno z ogłoszeń informowało, że: Walne Zebranie TPN odbędzie się w niedzielę, dnia 10 grudnia 1899 roku o godz. 5 po południu w Mogilnie na sali pana Bielińskiego (Zofijówka), na które zaprasza Komitet.

Prawdopodobnie Bielińskiemu nie wyszła inwestycja w postaci wybudowania przy restauracji sali widowiskowej ze sceną. 3 czerwca 1900 roku w poznańskim „Postępie“ biuro handlu nieruchomościami Józefa Starka podało do wiadomości, że posiada do zbycia restaurację „Park Miejski“, w skład której wchodzi restauracja z ogrodem o powierzchni ponad 1 ha, dobre budynki i nowo pobudowana wielka sala. Sprzedaż miała nastąpić w Mogilnie w obiekcie restauracji w poniedziałek 11 czerwca o godz. 9 przed południem. Do transakcji doszło dopiero w roku następnym o czym dowiadujemy się z „Gońca Wielkopolskiego“, który w maju 1901 roku donosił, że: w Mogilnie sprzedano drogą subhasty (licytacji wynikłej z upadku firmy) znane miejsce zabaw, posiadłość Zofijówkę, której właścicielem dotychczasowym był p. Bieliński. Nowo nabywcą jest Niemiec Schramke. Szkoda!

Ostatnią informacją na jaką trafiłem o restauracji i sali widowiskowej „Park Miejski“ w Mogilnie było doniesienie prasowe mówiące, iż 21 maja 1903 roku odbywało się tutaj zebranie przedwyborcze. Wynika z niego, że mogilnianie nadal korzystali z tego miejsca, a przecież w ofercie mieli jeszcze tzw. Ogród Ludowy u Józefa Starka juniora, Łazienki z Restauracją nad brzegiem Jeziora Mogileńskiego u Niemca Friedricha Krügera, plenerowy Lasek Proboszczowski na Babie, a później jeszcze przybyły - lokal z salą Vereinhausu i Dom Katolicki im. ks. Piotra Wawrzyniaka oraz wiele innych pomniejszych lokali. W latach II Rzeczypospolitej nazwa Park Miejski wypadła z obiegu, pozostała jedynie jednoczłonowa nazwa budynku - „Park“… 

Foto. kolor „Parku“ Przemysław Majcherkiewicz 

 

 

wtorek, 30 maja 2023

Badeanstalt - czyli „Łazienki Łąkiewskie“

Badeanstalt - czyli „Łazienki Łąkiewskie“ nad Jeziorem Łąkie Małe przed 1907 rokiem.

Spotkałem się ze znajomym i ucięliśmy sobie pogawędkę.

- Czy wiesz, że w Łąkiem jest miejsce, które jeszcze przed wojną nazywano Łazienkami? - zapytałem go podstępnie.

- Łazienki w Łąkiem? To chyba jakiś żart? - pytająco odparł i szybko dodał - Łazienki w Warszawie to ja słyszałem, ale w Łąkiem?

Długo nie czekając zacząłem opowiadać, by chłopinę przekonać do mojej tezy, a to, co on usłyszał również Wam przekazuję, byście wiedzieli, że na przełomie stuleci XIX i XX do Łąkiego w letnie niedziele zjeżdżali strzelnianie, by zażywać kąpieli słonecznych i wodnych i to wcale nie nad Jezioro Łąkie (Głębokie), a nad Jezioro Łąkie Małe.

Łąkie w 1832 roku

 

Wieś Łąkie swoje urokliwe położenie zawdzięcza dwóm jeziorom i otulającym wieś lasom. Dzisiejsza miejscowość jedynie w kilku fragmentach przypomina tą dawną i aby przywołać ją po prostu należy przenieść się w tamte czasy. Jest wiele wsi w naszej gminie, które z racji swego położenia możemy opisać jako wyjątkowe, czy piękne. O tych przymiotach w ogromnej mierze decyduje wkomponowanie całej zabudowy w otaczający ją krajobraz. To nasi przodkowie wybierając miejsce na założenie tego pierwszego siedliska, czy osady, obierali zawsze miejsca im sprzyjające, szczególnie urokliwe, a do tego obdarzone niewidzialną mocą. To dzięki owemu urokowi i dziwnej mocy, po wyjeździe stąd, tak bardzo tęsknimy, by powrócić choć na chwilę i podładować swoje moce witalne.

Gościniec w Łąkiem - przde 1907 rokiem.

 

Korespondując ze mną ludzie piszą, że tęsknią i wyliczają dziesiątki przymiotów, które w nich tę nostalgię wywołują - tak chciałabym wrócić, poczuć raz jeszcze, dotknąć, upoić się zapachem i widokiem… Zapewne każdy z nas ma to jedno, jedyne miejsce, które po wyjeździe z niego chciałby jeszcze raz odwiedzić, czy wręcz do niego powrócić. Wyjątkiem są ci, którzy nie znają pojęcia tęsknoty, lub do niej się nie przyznają - uważam, że są oni nieszczęśliwi. Miłość tkwi w każdym z nas i aby być szczęśliwym, trzeba ją okazywać, dzielić się nią i uczyć jej innych. Tęsknota i miłość w jednej chodzą parze, dlatego też wszyscy, którzy przymioty owe posiadają są ludźmi dobrymi.

 

1911 rok. Badeanstalt - czyli „Łazienki Łąkiewskie“

Łąkie z racji swojego położenia - wtulenia się w ramiona leśne oraz otoczenia się dwoma jeziorami - od dawna przyciągało strzelnian. Do tej miejscowości turyści weekendowi zaczęli zjeżdżać już pod koniec XIX w., a to za sprawą jednego z tutejszych mieszkańców. Był nim Niemiec, Emil Robert Schleusener, którego ojciec Martin Schleusener przybył tutaj wraz ze swoją młodą, dopiero poślubioną małżonką Berthą Quilitz z Pomorza Zachodniego. Tutaj w tym samym 1849 roku przyszedł na świat Emil Robert. Rodzina otrzymała jedno z największych gospodarstw, po zmarłej w wyniku cholery polskiej rodzinie. Położone ono było po zachodniej stronie jeziora Małego, u północnego krańca wsi. Prawdopodobnie było to gospodarstwo po byłym folwarku klasztornym i poza budynkami i ziemią uprawną należało do niego również jezioro Małe. Martin Schleusener był dobrym gospodarzem i w krótkim czasie powiększył areał swojego gospodarstwa. Wieś powierzyła mu funkcję sołtysa, którą sprawował aż do śmierci, a pałeczkę po nim przejął syn Emil Robert, którego w 1903 roku w Księdze adresowej wymieniono Gemeindevorsteher - naczelnikiem gminy, czyli sołtysem. W 1884 roku - mając 35 - lat Emil Robert poślubił młodszą od siebie o 15 lat Wilhelminę Pechtold ze Stodół, córkę zamożnych rolników Jacoba Pechtolda Evy Zofii Zinser. Wilhelmina jak i jej rodzice byli potomkami kolonistów pruskich, którzy przybyli na Kujawy już w pierwszej fali osadniczej, tzw. fryderycjańskiej, w 1781 roku z Baden-Durlach z Wirtembergii.

 

Pod koniec XIX w. Schleusener dorobił się znacznego majątku. Jego gospodarstwo przybrało formę folwarku o areale 300 mórg. Obszerny murowany dwór posiadał 5 pokoi oraz dwie kuchnie i znajdował się przy nim piękny, duży ogród. W podwórzu znajdowała się duża murowana obora i stajnia ze spichrzem, drewniana stodoła oraz murowany budynek chlewni. Przy folwarku znajdował się nowo wybudowany dom komorniczy dla trzech rodzin. W jego granicach znajdowało się jezioro Małe, które gospodarz postanowił zagospodarować na cele rekreacyjne dla mieszkańców Strzelna, tzw. Łazienki. W tym celu wybudował gościniec przy drodze Strzelno - Gębice, z dużym ogrodem i budynkami gospodarczymi. Całość stanęła tuż przy grobli rozdzielającej jeziora - Małe od Głębokiego. Na samym Jeziorze Łąkie Małym pobudował łazienki. Była to budowla drewniana, którą łączył z brzegiem pomost. Posiadała ona 3 kabiny po stronie południowej i 3 po stronie północnej, które służyły do przebierania się w stosowne stroje kąpielowe. Miejsce to stało się popularnym i poza kąpieliskiem, mieszkańcy mieli do dyspozycji również łódki, którymi pływali po jeziorze.

Jezioro Łąkie Małe - 2020 rok.

 

Łazienki oraz gościniec, który poza częścią gastronomiczną dysponował również pokojami gościnnymi, Schleusener wydzierżawił restauratorowi - Niemcowi Franzowi Bittnerowi. Z bliżej nieznanych przyczyn w 1907 roku folwark z gościńcem i łazienkami zmieniły właściciela. W maju tegoż roku w „Gazecie Grudziądzkiej“ Spółka Rolniczo-Parcelacyjna z Poznania, podała ogłoszenie, że ma na sprzedaż folwark będący jej własnością w Łąkiem (Lonke) w powiecie strzeleńskim, niegdyś należący do Roberta Schleusenera. Leży on 3 kilometry od miasta Strzelna i zajmuje obszar 300 mórg (w tym jezioro) z inwentarzem żywym i martwym, oraz zapasami w zbożu i paszy. Ziemia buraczana w wysokiej kulturze, dobrze obsiana. Wyliczając liczne nieruchomości podano, że w skład majętności wchodzi nowy obszerny gościniec z budynkami gospodarczymi, z ogrodem i Łazienką (kąpieliskiem). Gościniec jest w znakomitym biegu. Roczna dzierżawa z niego wynosi 900 mk. Folwark sprzedamy tylko w całości. Bliższych szczegółów udzieli biuro nasze, jak też administrator nasz L. Kaczmarkiewicz na miejscu w Łąkiem. Ogłoszenie powtórzono w październiku i listopadzie, tym razem w „Kurierze Poznańskim“. 

Ostatecznie właścicielem folwarku w Łąkiem został Niemiec Carl Kottler i według danych z 1928 roku posiadał on 75 ha gruntów rolnych i specjalizował się w hodowli bydła mlecznego. W gospodarstwie trzymał licencjonowanego stadnika rasy nizinno czarno-białej i pobierał opłaty za krycie w wysokości 5 zł. W tym samym czasie gościniec wraz z łazienkami nad Jeziorem Łąkie Małe prowadził Niemiec J. Zobel - restaurator. Z opowieści rodzinnych dowiedziałem się, że w latach międzywojennych strzelnianie gremialnie korzystali z „Łazienek Łąkiewskich“, które czynne były od maja do połowy września. Również wielu strzelnian i samych mieszkańców wsi udawało się na tzw. dzikie kąpielisko, które zlokalizowane było w części południowo-zachodniej Jeziora Łąkie (Głębokiego). W miejscu tym - na skraju z lasem - wpływający do jeziora strumyk naniósł piasek i powstała samoistnie niewielka plaża. Generalnie jezioro było niedostępne z braku plaży, gdyż brzegi jego były strome, głębokie i muliste. Nie było również dostępu do jeziora od strony Hub - tam dopiero w latach powojennych powstała duża plaża z kąpieliskiem. Grupa strzelnian, którzy mieli możliwości transportowe, udawali się również do Przyjezierza, na piękną piaszczystą plażę.

Jezioro Łąkie - 2020 rok

 

W 1929 roku strzeleńskie władze powiatowe postanowiły zbudować nad Jeziorem Łąkie (Głębokie) piękne łazienki - kąpielisko wraz z pływalnią. O przedsięwzięciu tym donosił „Orędownik Urzędowy na Powiat Strzeleński“ w kwietniu tegoż roku. Opublikowane zostały wówczas na jego łamach zamierzenia Powiatowego Komitetu Wychowania Fizycznego i Przysposobienia Wojskowego w Strzelnie, z których wynikało, że w Łąkiem powstanie

pływalnia wraz z kąpieliskiem. Zatwierdzono już wówczas przez Powiatowy Komitet WFiPW plan pływalni i kąpieliska, wskazując że zostaną one zrealizowane w miejscowości Łąkie, na tamtejszym jeziorze przez Gminny Komitet WFiPW miasta Strzelna. Uzasadnieniem do realizacji tych zamierzeń było stwierdzenie, że nad tym jeziorem mieszkańcy miasta Strzelna spędzają wszystkie pogodne dni lata.

 

Strzelnianie w 1929 r. na tzw. dzikim kąpielisku, które zlokalizowane było w części południowo-zachodniej Jeziora Łąkie (Głębokiego). W miejscu tym - na skraju z lasem - wpływający do jeziora strumyk naniósł piasek i powstała samoistnie niewielka plaża.

Dalej czytamy, że Powiatowy Komitet WFiPW polecił wybudowanie pływalni i kąpieliska w Łąkiem, rozkładając prace budowlane kąpieliska na 2 lata. W roku bieżącym miano ustalić teren, postawić oparkanienie, wybudować szatnie łazienek dla mężczyzn i kobiet oraz pobudować jedną pływalnię z podłogą. W kolejnym zaś roku zrealizować resztę planu. Niestety, wykonano tylko plan pływalni i kąpieliska, a reszta z ambitnych założeń spaliła na panewce. Stało się to za przyczyną wielkiego kryzysu ekonomicznego jaki dotknął świat i cały nasz kraj.

 

I już na zakończenie opowieści o „Łazienkach Łąkiewskich“, wspomnę, że uległy one likwidacji w związku z obniżeniem się lustra wodnego Jeziora Łąkie Małe. Kąpiele przeniosły się nad niebezpieczne Jezioro Łąkie (Głębokie). To lekkomyślne kąpiele w niebezpiecznym jeziorze pochłonęła wiele istnień ludzkich i to zarówno dzieci, jak i dorosłych. A oto jedno z takich zdarzeń odnotowanych na łamach gnieźnieńskiego „Lecha“, który donosił:

Ofiara kąpieli. Dnia 10 lipca 1932 roku bawiący w Łąkiem u ciotki swej 20-1etni Jan Łaszkiewicz ze Strzelna, wspólnie z kuzynem swym udał się nad brzeg jeziora łąkiewskiego z zamiarem wykąpania się. Łaszkiewicz, nie umiejąc pływać, wszedł mniej więcej 4 metry od brzegu i w pewnej chwili wpadł w głębię i zaczął tonąć. Na krzyki tonącego przybyło dużo ludzi, ale żaden nie odważył się przyjść tonącemu z pomocą. Zanim przyniesiono drągi ze wsi było już za późno. Przybyły łodzią rybak zaciągnął na jeziorze sieć i wyłowił topielca. Zastosowano natychmiast sztuczne oddychanie i inne zabiegi, lecz daremnie. Na miejsce

wypadku przybył również dr Alfred Fibig ze Strzelna, który stwierdził tylko śmierć. zwłoki topielca odstawiono do kostnicy szpitala powiatowego w Strzelnie. Śp. zmarły był jedynym synem i śmierć jego dotknęła bardzo boleśnie matkę.

Odrębną historię stanowią dzieje powojennego kąpieliska nad Jeziorem Łąkie (Głębokim), o którym pisałem już wcześniej. Zachęcam do powrotu do tegoż artykułu - https://strzelnomojemiasto.blogspot.com/2018/06/jezioro-akie-zwane-rowniez-gebokim.html


piątek, 26 maja 2023

Dzień Matki

Bez korekty - nasza Mama

Dzisiaj obchodzimy Międzynarodowy Dzień Matki. Każdy z nas wraca myślami do swojej Matki. W dniu tym ślemy życzenia, dajemy kwiaty, prezenty oraz siadamy ze swoimi Matkami przy stole, wspominając lata dzieciństwa i trud naszego wychowania. Szczególnie dziękujemy za ten wielki dar, dar życia i za opiekę nad nami, za chrzest, naukę bycia dobrym i kochającym, za wszystko, co nazywa się dobrym życiem.

Tak nachylona,
jakby szczęście niosła
w ramionach ciepłych i czułości pełnych.
Tak zapatrzona, jakby w oczach dziecka
odczytać chciała całą jego przyszłość.
I tak uśmiechem pragnąca zażegnać łzę jego każdą,
że wiesz:
to jest miłość -
siadła przy stole z synem na kolanach.
Taką ją widzę w czasu wielkich ramach

Żarliwość jej miłości.
Z nią najszczęśliwsze chwile,
które najwięksi poeci wielbili wspominając:
łagodne uciszenie wszelkich dziecięcych trosk
i najjaśniejsze światło
utraconego raju.

W lusterku się przegląda: żal jej, że lata lecą.
Że oczy coraz słabsze,
Choć blaskiem ciepłym świecą.
Że wkrótce minąć musi: zdrowie i uroda...
Chciałaby dla swych bliskich pozostać zawsze młoda.
"Życie rodzisz kwitnąc" (fragmenty), J. Brzozowska

Wielu spośród nas idzie również na cmentarze i staje przy grobach swoich Matek, czy z braku takiej możliwości w myślach modli się do Boga Ojca dziękując za wspaniałą tę jedyną Rodzicielkę. Po wielokroć wspominam Ją, przywołując z pamięci matczyny uśmiech i wspaniałe, wspólnie przeżyte lata.

Mama w środku z rodzeństwem: Pawłem, Ulką i Anią
Gdy rano wstałem, a było to bardzo wcześnie, podczas pacierza przypomniała mi się moja Mama. Gdyby żyła miałaby 97 lat. Czy mogłaby żyć? Gdyby nie choroba, zapewne tak. Przecież Jej starsza siostra Anna dożyła 98 lat. 
Moja Mama wychowała nas siedmioro, sześciu chłopaków i siostrę, która z naszego grona jest najmłodsza. Swoje życie dziecięce i młodzieńcze przeżyła radośnie, a było ono pełne miłości i sielanki. Dziadek, a ojciec Mamy był młynarzem i zawód ten kultywował od pięciu pokoleń - pierwsza wzmianka pisana o jego przodkach i zawodzie młynarskim pochodzi z przełomu XVII i XVIII w. Radość jej życia rodzinnego z dwiema siostrami - Anią, Ulką i bratem Pawłem przerwała wojna. Mama została wywieziona na roboty przymusowe. Jak sama wspominała trafiła na dobrych Niemców. Po powrocie zamieszkała w Strzelnie u swojej siostry Anny na młynie przy ul. Inowrocławskiej. Wkrótce wyszła za mąż, za starszego od siebie o 20 lat naszego Ojca Ignacego, który całą wojnę przesiedział w katorżni - obozie koncentracyjnym…

Mama po prawej, z koleżanką na Kawce przy młynie.
Od dzieciństwa pamiętam Mamę, jako osobę bardzo zapracowaną. Miała, co uwijać się przy powiększającej się, co dwa lata rodzinie. Po latach zastanawiam się, czy miała aby czas dla siebie? Kiedy zasypialiśmy, Ona przy włączonej lampce nocnej czytała książki, a było tego, co niemiara. Po prostu, połykała przepastne tomiska. Rano wstawała bardzo wcześnie, gotowała muskę - mleczną zalewajkę i budziła nas. Pacierz, mycie w zimnej wodzie, ubieranie, śniadanie, starsi do szkoły, drobiazg w domu. Tyle czynności, a tu dopiero początek dnia. Pierwszy wychodził ojciec - do pracy w szpitalu, gdzie był głównym księgowym. Mama pozostawała z najmłodszymi, szybkie zakupy, szykowanie obiadu, przepierka, sprzątanie, a po naszym powrocie dopilnowanie nas byśmy lekcje - pracę domową odrobili.

W narzeczeństwie z Ignacym
W niedzielę msza św. My starsi byliśmy ministrantami i z wypranymi oraz wyprasowanymi przez Mamę komżami biegliśmy już od rana służyć do mszy. Niedzielny obiad, a po nim obowiązkowy spacer rodzinny - wyjście za miasto, na Bławaty, Jeziorki, do Łąkiego, do lasu na Laskowo, Młyny… Przy tej okazji odwiedzaliśmy rodzinę: Jagodzińskich, Łojewskich, Kwiecińskich… Mama starała się utrzymywać bardzo serdeczne kontakty z familiantami.

Mama z Tatą
Mama większość swojego życia, w tygodniu niemalże sto procent dnia i duży odsetek nocy, poświęcała nam; byśmy nie byli głodni, oprani, zadbani i pełni wiedzy, zarówno tej szkolnej, jak i świata nas otaczającego. To na Nią spadł cały ciężar wprowadzania nas w dorosłość. Kiedy miałem 14 lat, Wojtek chodził do technikum, Antek zdał egzaminy na studia, Michał zaczął pracować, a młodsi: Tadziu, Grzesiu i Hania chodzili do podstawówki, po ciężkiej chorobie zmarł Ojciec…

Nocami słyszeliśmy, jak Mama płacze, szepcząc, - czy ja aby dam sobie radę? Dużo, czy wręcz bardzo dużo się modliła. Wpoiła w nas pamięć o Ojcu… Przez wiele lat, podczas Wigilii, kiedy łamaliśmy się opłatkiem, mamie łzy leciały - to na wspomnienie Ojca, a później z radości, że podołała, że udało się. Wszystkich nas wychowała na ludzi, jak mawiali najbliżsi, sąsiedzi, znajomi. Kiedy pozakładaliśmy rodziny, pozostała z najmłodszą latoroślą - siostrą Hanią i jej rodziną. Miała dobrze, przyszła choroba…

W odwiedzinach u koleżanki Sabinki - mama po prawej
Pamiętam, jak zgubiłem złotówkę, to mama mawiała: - Maryś, idź szukać, może znajdziesz, bo ja za złotówkę goniłabym psa do Markowic.
Kiedy sama coś zgubiła, zawsze modliła się do św. Antoniego - patrona rzeczy zagubionych. I co? Ano to, że zawsze znajdowała.

Mamo, dziękuję!       

środa, 24 maja 2023

O wiatraku i cmentarzu ewangelickim w Łąkiem

Obraz olejny, widok wiatraka Walterów w Łąkiem.

W mojej pamięci zapisał się obraz wiatraka, który stał przy drodze z Łąkiego, przez Wybudowanie do Strzelna. Jeszcze przed kilkunastu laty była to droga polna (odcinek Szlaku J. W. Szulczewskiego), a od lutego 2015 roku - asfaltowa. Jeszcze wcześniej, bo w połowie XIX w. był to główny trakt z Gębic przez Zbytowo, Łąkie do naszego miasta. Niestety wiatraka przy tej drodze i gospodarstwie rolnym Częszaków już nie ma, został rozebrany w 1973 roku. Mimo to, piszę dzisiaj o nim, gdyż stanowi on element dziedzictwa kulturowego wsi Łąkie i choć fizycznie nie istnieje, to jego obraz został utrwalony na dwóch fotografiach oraz na obrazie olejnym. Owe zdjęcia znajdują się w zasobach Ośrodka Dokumentacji Zabytków i stanowią załącznik do kartoteki tegoż obiektu - zostały wykonane w 1967 roku. Natomiast obraz, w zbiorach rodziny Walterów, którego skan wraz z dwoma rodzinnymi zdjęciami otrzymałem w 2010 roku od Krzysztofa Mruka, zięcia Wacława Waltera.

Łąkie, 1967 rok. Widok wiatraka od strony północno-wschodniej.

A teraz przejdźmy do bohatera dzisiejszej opowieści, czyli wiatraka typu paltrak z Łąkiego. Wiatraki, młyny wodne, parowe i elektryczne z racji moich rodzinnych tradycji młynarskich zawsze budziły w dzieciństwie i latach młodzieńczych moją ciekawość. Dużo czasu spędzałem na młynie wujostwa Jaśkowiaków w Strzelnie, ale najbardziej lubiłem opowieści o moim dziadku Władysławie Woźnym, który był młynarzem, a którego przodkowie parali się nieprzerwanie tym zawodem, co najmniej od połowy XVIII w., we wsi Kamieniec koło Grodziska Wielkopolskiego.

Łąkie, 1967 rok. Widok wiatraka od strony zachodniej - już wówczas pozbawiony był śmigieł.
Łąkie, 1967 rok..Rysunek inwentaryzacyjny przyziemia wiatraka z łożyskiem obrotowym.

O pierwszym młynie - wiatraku jaki stanął w Łąkiem dowiadujemy się dopiero w II połowie XIX w. Konkretnie, informacja ta została wycięta w postaci daty rocznej 1886 na wale skrzydłowym wiatraka typu paltrak i ma odniesienie do roku jego budowy. Kiedy w 1973 roku rozebrano chylący się ku upadkowi obiekt, odkryto, że pod jego konstrukcją znajdują się ślady po pożarze oraz relikty poprzedniego wiatraka, z których wywnioskowano, że przed 1886 rokiem stała w tym samym miejscu wcześniejsza budowla - wiatrak koźlak. Zatem, opierając się o relacje i stwierdzenia ówczesnego właściciela obiektu Bernarda Częszaka, możemy wyciągnąć tezę, że pierwszym młynem wietrznym, jaki staną na wyniesieniu - pagórku przy drodze z Łąkiego do Strzelna - był ów spalony koźlak.

Położenie wiatraka w Łąkiem - 1889 rok.

Położenie cmentarza ewangelickiego w Łąkiem - 1889 rok.

W tym miejscu zostawiamy wiatrak i przechodzimy do czasów przemian jakie nastąpiły w połowie XIX w. we wsi Łąkie, nazywanej wówczas Łonki, a z niemieckiego Lonk lub Lonke. Z mapy, z roku 1832 poznajemy wieś, jako typową, niewielką ulicówkę, ciągnącą się wzdłuż części północnej zachodniego brzegu jeziora. We wsi, według danych z 1833 roku, było 13 gospodarstw oraz mieszkało tutaj 132 mieszkańców. W 1848 roku grasowała tutaj epidemia cholery, dziesiątkując mieszkańców Łąkiego. Wtedy to, większość gospodarstw została osierocona i strzeleński Urząd Domenalny sprowadził do wsi pruskich ewangelików z Pomorza. Początkowo były to 4 rodziny i szybko ich liczba zwiększyła się do 8 rodzin. W 1860 roku w Łąkiem były już 22 domy, które zamieszkiwały 224 osoby, z których większość stanowili ewangelicy pruscy - 130 osób. Z roku na rok przybywało ewangelików i w 1884 roku było ich tutaj 181 na 265 mieszkańców - wszyscy mieszkali w 28 domach. Nowi mieszkańcy - koloniści dialektem, strojem i sposobem życia codziennego różnili się od, Niemców z czasów osadnictwa fryderycjańskiego (1781 r.). Wśród nich spotykać można było mieszkańców Pomorza Środkowego, mówiących plattdeutsch, których błędnie nazywano Kaszubami. Z sąsiadami Polakami koloniści zawsze żyli w zgodzie i pokoju, a podczas różnych uroczystości w izbach zasiadała obok siebie - polska i pruska młodzież.

Cmentarz ewangelicki w Łąkiem - 1988 rok

Osadnicy już w 1852 roku założyli we wsi szkołę ewangelicką, a po niej swój cmentarz, którego widome ślady pozostały do dnia dzisiejszego. Pierwszym nauczycielem we wsi został Juliusz Wolcke z Mokrego. Z przekazów najstarszych mieszkańców Łąkiego, zebranych w 1947 roku przez ówczesnego kierownika szkoły Franciszka Kostkę, dowiadujemy się, że budynek szkolny - w postaci zwykłej chaty wiejskiej, pokrytej strzechą - stanął przy drodze prowadzącej na cmentarz ewangelicki, szczytem do niej. Do szkoły należało ok. 10 mórg ziemi, które stanowiły część uposażeni9a nauczyciela. O ile o pierwszym nauczycielu dowiadujemy się z Amtsblattu z 1852 roku, to o cmentarzu dowiadujemy się z przekazów, że rzekomo tutejsi Niemcy zorganizowali go na początku II połowy XIX w. Niestety, stopień jego destrukcji uniemożliwia dokładne datowanie - nie zachowała się żadna tablica inskrypcyjna, opatrzona datami zgonów. Pierwsza z dokładnych map, na której zaznaczono cmentarz pochodzi z 1889 roku. Na niej widoczna jest droga dojazdowa do niego, niewielkie oczko wodne - mały staw położony po stronie północnej tuż przy granicy cmentarza oraz kilka drzew po stronie północnej, pomiędzy szkołą a stawem. Zatem, możemy umownie przyjąć, że cmentarz ewangelicki został założony po 1852 roku. 

Cmentarz ewangelicki w Łąkiem - kwiecień 2019 rok

Położony on jest na niewielkim wzniesieniu, za budynkiem byłej szkoły, a obecnie kaplicy. Kształtem zbliżony jest do kwadratu i zajmuje 0,14 ha. Pokrywa go kępa drzew - jesiony i krzewów. Większość to samosiejki, a w poszycie można znaleźć: przebiśniegi, konwalie, cebulice syberyjskie, powojniki i fiołki, które niegdyś były posadzone na grobach zmarłych i w drodze sukcesji przetrwały do dziś. Duże połacie powierzchni pokrywa wszędobylski bluszcz cmentarny, z którego wyłaniają się destrukty nagrobków oraz ich całe kształty. Z inwentaryzacji przeprowadzonej w 1988 roku wynika, że całych i częściowo uszkodzonych form nagrobkowych zachowało się 8 i to zarówno pojedynczych, jak i podwójnych. Jest dużo pojedynczych elementów sztuki sepulkralnej. Nie zachował się żaden metalowy element ogrodzenia grobów, ani żeliwne krzyże, których tu było - według relacji - kilkanaście. Nadto leży tutaj porozrzucanych kilka zaplecków, bez tablic inskrypcyjnych. Generalnie formy nagrobkowe wykonane zostały ze sztucznego kamienia i lastrika. Przed kilku laty opiekę nad cmentarzem przejął młody mieszkaniec Łąkiego Mikołaj Kulpa, który w części uporządkował go własnym sumptem.

Wracamy do wiatraka. Z racji bliskości Strzelna i monopolu, jaki trzymały norbertanki na szeroko pojętym młynarstwie, we wsi nie było przed połową XIX w. żadnego młyna ani wiatraka. Zboże wożono do Strzelna i u miejscowych młynarzy dokonywano przemiału. Wyżej wspomniałem, że przed 1886 rokiem w miejscu paltraka stał w Łąkiem - o czym świadczyły ślady pożaru - wcześniejszy obiekt o nieco słabszej konstrukcji niż jego następca, a mianowicie koźlak. Kiedy on został wystawiony, tego niestety nikt nie wie. Domniemywać jedynie mogę, iż wystawił go kolonista pruski, który przybył tu po 1848 roku. Był to okres kiedy we wsi dobiegał końca proces uwłaszczania tutejszych chłopów. Blisko połowa z nich padła ofiarami cholery i jedynie przybyli tutaj koloniści mieli tyle gotówki, że mogli taki wiatrak wystawić.

Pierwszym znanym z nazwiska i imienia młynarzem we wsi był Wilhelm Hirth. Poznajemy go z Księgi adresowej dopiero w 1903 roku, ale zapewne to on, lub jego ojciec wystawił pierwszy wiatrak w Łąkiem. W czerwcu 1914 roku Wilhelm Hirth właściciel wiatraka w Lonke (Łąkiego) sprzedał swój majątek młynarski wraz z 27 morgami ziemi rolnikowi z Rzadkwina Piotrowi Paluchowi. Cena zakupu - o czym poinformowała toruńska prasa niemieckojęzyczna „Die Presse“ - to 21100 marek. W październiku tegoż roku oddano do użytku nową drogę łączącą Strzelno z Bielskiem z odgałęzieniem do wsi Łąkie. Natychmiast miejscowi Niemcy skorzystali z nowego, dogodnego połączenia ze Strzelnem i zaczęli omijać wiatrak Palucha, wożąc ziarno na przemiał do Niemca Gregera, który miał nowy młyn w mieście. W trzy lata później gazeta „Die Presse“  poinformowała, że w kwietniu 1917 roku wiatrak Palucha w Lonke (Łąkiem) zostały zamknięte z powodu - jak to określono - nieodpowiedzialności ich właściciela. Jednakże główną przyczyną zamknięcia wiatraka był brak zainteresowania ze strony tutejszych Niemców świadczonymi przez Polaka usługami przemiałowymi.

Nowa Wieś, 1943 rok. Rodzina Walterów na wygnaniu.

Z przekazów rodziny kolejnego właściciela - a konkretnie z wiadomości przekazanych przez Krzysztofa Mruka - ok. 1918 roku wiatrak wraz z gospodarstwem nabył Polak Bolesław Walter, żonaty z Wiktorią z domu Kloskowską. Po wyremontowaniu paltraka podjął w nim przemiał zbóż na mąkę i śrutę, świadcząc usługi okolicznym rolnikom przez cały okres międzywojenny. Z początkiem okupacji, w grudniu 1939 roku wyrzucono stąd - jako pierwszą z Łąkiego - rodzinę Walterów, którym powiedziano, że mają się wyprowadzić dokąd chcą (Kronika szkolna). Młynarz zamieszkał niedaleko stąd, bo w Nowej Wsi u rodziny Nawrockich. Udało mu się wraz z rodziną przetrwać w tym miejscu aż do wyzwolenia. W międzyczasie władze okupacyjne na ich miejsce osiedlili rodzinę niemiecką, przesiedloną tutaj znad Morza Bałtyckiego, z Łotwy, tzw. Baltendeutschów.

Nowa Wieś, 1943 rok. Rodzina Walterów

Po zakończeniu działań wojennych, w styczniu 1945 roku rodzina Walterów wróciła na swoje. Zaraz też usługi przemiałowe zaczęli świadczyć w wiatraku. Początkowo był to zakres ten sam co przed wojną, ale wkrótce władze ograniczyły przemiał na mąkę i w paltraku dokonywano tylko tzw. wymiany zbóż za śrutę dla okolicznych gospodarstw rolnych. Bolesław Walter zmarł w 1954 roku i po jego śmierci w tymże samym roku władze zakazały spadkobiercom dalszego świadczenia usług przemiałowych. Nowym właścicielem całości został zięć Bolesława, Bernard Częszak. W 1967 roku władze konserwatorskie przeprowadziły inwentaryzację paltraka i dzięki niej zachowało się kilka danych oraz zdjęcia, które dzisiaj prezentuję. Niestety ząb czasu tak nagryzł całą konstrukcję, że w 1973 roku właściciele, by zapobiegnąć katastrofie budowlanej, wiatrak rozebrali. Obecnie gospodarzą tutaj na roli, której w międzyczasie przybyło, Teresa i Piotr Częszakowie. Na tym kończę opowieść o małym fragmencie z dziejów wsi Łąkie - o wiatraku i cmentarzu ewangelickim.