niedziela, 12 lutego 2023

Wystawa „Magistra“

Strzeleński farmaceuta i artysta Jan Harasimowicz - popularny Magister - miał swoją kolejną wystawę autorską prac rzeźbiarskich. Jej wernisaż odbył się w minioną sobotę w Ciechrzu gmina Strzelno, w budynku byłej szkoły podstawowej, w którym obecnie mieści się Izba Kujawska im. Jerzego Wojciecha Szulczewskiego, przeniesiona tutaj ze Strzelna, a znajdująca się pod opieką Urszuli i Jacka Sechów.   

Obok farmacji sztuka stała się jego drugą pasją. W Gdańsku zaczął tworzyć ikony, w Bydgoszczy zainteresował się rzeźbą, a dopiero w Strzelnie sztuką romańską - podczas nocnych dyżurów w aptece czas poświęcał swoim zainteresowaniom artystycznym. Na zapleczu zrobił sobie warsztacik i tam rzeźbił, a później również malował. Inspiracją dla jego twórczości stały się strzeleńskie kolumny romańskie z miejscowej bazyliki. Detale z nich zaczął rzeźbić w formie płaskorzeźb, które wykonywał w drzewie lipowym. Ponorbertański kościół Świętej Trójcy i Najświętszej Maryi Panny z romańskimi kolumnami oraz rotunda św. Prokopa wywarły ogromny wpływ na twórczość Jana Harasimowicza. Jego prace przeniknięte są duchem romańskim, choć nie gardzi wzorcami czerpanymi również z pięknych rycin zawartych w starodrukach farmaceutycznych i medycznych.

Pracownia rzeźbiarza na zapleczu Apteki Romańskiej to miejsce niezwykłe. Tutaj spotyka się z przyjaciółmi, spędza czas nad artystycznymi medytacjami, których plonem są płaskorzeźby Ostatniej Wieczerzy Pańskiej, wizje dawnych pracowni farmaceutycznych, gabinetów medycznych, przeplatające się z krzyżami i postaciami rzeźb Chrystusa Frasobliwego. Jedna z takich rzeźb stoi na murku, pod krzyżem przy aptece, a przy Placu św. Wojciecha, przy opłotowaniu strzegą zespołu poklasztornego monumentalne figury wojów piastowskich, którzy z okazji 750-lecia nadania Strzelnu praw miejskich również wyszły spod dłuta mistrza Jana. Dodać należy, że i z tej okazji na rogatkach miasta (poznańskiej i konińskiej) ustawiono zaprojektowane przez niego kapliczki przydrożne z jego płaskorzeźbami.

Prace artysty Jana Harasimowicza cenione są zarówno w Polsce, jak i poza jej granicami. Trafić na nie możemy między innymi w Muzeum Archidiecezji Gnieźnieńskiej i Muzeum Farmacji Wielkopolskiej Okręgowej Izby Aptekarskiej w Poznaniu, w kolekcjach prywatnych, a także w muzeach zagranicznych, na przykład w Watykanie, Japonii, RPA, Norwegii czy we Francji. Trzy płaskorzeźby Jana Harasimowicza zostały wręczone papieżowi Janowi Pawłowi II. Artysta jest również autorem projektu statuetki Galena, przyznawanej w województwie kujawsko-pomorskim laureatom tytułu Aptekarz Roku. Za wkład w rozwój kultury polskiej 18 grudnia 2008 r. został odznaczony medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”, nadawanym przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. 20 lutego 2014 r. podczas uroczystej sesji Rady Miejskiej w Strzelnie w murach Domu Kultury, strzeleńscy radni jednogłośnie podjęli uchwałę w sprawie nadania Janowi Harasimowiczowi Honorowego Obywatelstwa Miasta Strzelna.

Okiem Heliodora Rucińskiego





















sobota, 11 lutego 2023

Wizyta gen. Józefa Dowbor-Muśnickiego w Mogilnie

Gen. Józef Dowbor-Muśnicki w 1919 roku podczas przeglądu 7. Pułku Strzelców Wielkopolskich

W mogileńskim Kalendarium Wydarzeń pod datą 19 września 1926 roku odnotowano, że miasto odwiedził gen. Józef Dowbor-Muśnicki. Jest to błędne stwierdzenie, gdyż w tym czasie Generał był w stanie spoczynku i tutaj go nie było. W mieście w tym dniu odbywała się wielka uroczystość: Święto przysposobienia wojskowego w Mogilnie i poświęcenie sztandaru Powstańców i Wojaków, której szczegółowy opis zawdzięczamy specjalnemu wysłannikowi „Dziennika Kujawskiego“, delegowanemu w tym dniu do Mogilna. Pisze on o wszystkim, co się w tym dniu działo, nic nie wspomina o Generale, który i owszem do miasta trafił ale o 7 lat wcześniej…  

Gen. Józef Dowbor-Muśnicki

Była to pierwsza po odzyskaniu niepodległości tak ważna wizyta dygnitarza polskiego - głównodowodzącego Armią Wielkopolską - gen. Józefa Dowbor-Muśnickiego w powiatowym Mogilnie. Miała ona miejsce w niedzielę 6 kwietnia 1919 roku w niespełna trzy miesiące po oficjalnym przejęcia przez niego (16 stycznia 1919 r.) stanowiska dowódcy Powstania Wielkopolskiego. Dzień wcześniej Generał bawił w Inowrocławiu gdzie przeprowadził inspekcję z przeglądem wojsk w miejscowych koszarach oraz wizytował odcinek inowrocławski frontu północnego. Pod wieczór udał się na zaproszenie państwa Bernadety i Bolesława Brodnickich do Kołudy Wielkiej. Tam gościnnie przyjęty, noc spędził we dworze. Nazajutrz pospieszył do Mogilna, gdzie miało odbyć się zaprzysiężenie tamtejszej Straży Ludowej oraz poświęcenie i wręczenie jej sztandaru.

Fragment relacji z wizyty gen. Józefa Dowbor-Muśnickiego w Mogilnie

Na miejsce przybył o godz. 13,00 i towarzyszyli mu: członek Komisariatu Naczelnej Rady Ludowej w Poznaniu Adam Poszwiński, liczni wyżsi oficerowie oraz komendant Straży Ludowej z Poznania Julian Bolesław Lange. Uroczystość odbywała się na Placu Lipowym (późniejszym Placu Wolności). Tam gen. Dowbor-Muśnicki odebrał raporty od komendantów poszczególnych Straży Ludowych (z Mogilna, Trzemeszna, Pakości, Gębic…) i przedefilował przed kompanią honorową SL. Po zajęciu miejsca stojącego przed ołtarzem polowym, proboszcz mogileński ks. radca Sylwester Szudziński w koncelebrze kapłanów rozpoczął mszę św. polową. 

Już na jej początku proboszcz dokonał poświęcenia sztandaru Powiatowej Rady Ludowej. Podczas tej ceremonii sztandar trzymał poczet składający się z fundatorów, czyli członkiń miejscowego Czerwonego Krzyża. Po tej ceremonii proboszcz trzemeszeński ks. Marceli Kowalski wygłosił nader podniosłe i patriotyczne kazanie. Po mszy św. odbyło się zaprzysiężenie komendanta Powiatowej Straży Ludowej Przyjemskiego, a następnie członków poszczególnych Straży Ludowych. Sprawozdawca opisujący tę uroczystość podał iż Straże Ludowe w powiecie mogileńskim liczyły łącznie 3000 członków, co zdaje się być mocno przesadzone.

Gen. Józef Dowbor-Muśnicki

Przez cały czas uroczystości sztandar PSL dzierżyły fundatorki - delegatki Czerwonego Krzyża. Po złożeniu przysięgi, członek Komisariatu Naczelnej Rady Ludowej Poszwiński przejął sztandar z rąk delegatek i po jego prezentacji wygłosił dłuższe przemówienie, w którym przedstawił obowiązki spoczywające na Straży Ludowej. Następnie podszedł ze sztandarem do gen. Dowbor-Muśnickiego, który uklęknął przed pięknym symbolem i go ucałował. Po przejęciu sztandaru, Generał z kolei przekazał go naczelnemu komendantowi Straży Ludowej Langemu z Poznania. Z tym samym ceremoniałem przeszedł sztandar do rąk  komendanta Straży Ludowej na powiat mogileński Przyjemskiego. Tenże przekazał sztandar chorążemu, który wraz z pocztem przedefilował z nim przed oddziałami Straży. Na zakończenie uroczystości przemówił gen. Józef Dowbor-Muśnicki i po swojej gorącej mowie, w otoczeniu sztabu, Czerwonego Krzyża i gości odbył przegląd oddziałów Straży Ludowej.

Po rozwiązaniu manifestacji wszystkich członków Straży Ludowej, delegacje i zaproszonych gości mogilnianie ugościli żołnierskim obiadem w kwaterach żołnierskich i Domu Katolickim.

 

środa, 8 lutego 2023

Rabini strzeleńscy - Jolowicz

    Rabin Heimann Jolowicz

Z czasów Księstwa Warszawskiego pochodzą relacje o stanie społeczności żydowskiej w Strzelnie, które przekazała nam osoba wywodząca się z tego środowiska. Była nią postać nietuzinkowa, bo ojciec przyszłego brytyjskiego lorda kanclerza Farrera barona Herschella, urodzony w naszym mieście w 1807 roku Ridley Haim Herschell. Haim, bo takie imię nosił zanim przybrał angielskie Ridley, pisząc biografię posiłkował się wspomnieniami matki Ghetal. Była ona córką Rabbiego Hillela i żoną Judah Herschella, tutejszego browarnika i destylatora. W jego opisie trafiamy na pierwszego strzeleńskiego rabina - jego dziadka, którego miejscowi nazywali słynnym rabinem Hillelem. W 1814 roku zięć rabina, Judah Herschell był trzecim co do zasobności portfela Żydem strzeleńskim, który znajdował się w III grupie podatkowej i płacił fiskusowi rocznie 40 talarów. W tym czasie żydowska wspólnota wyznaniowa podlegała Kahałowi w Inowrocławiu i trwało to do około 1830 roku, czyli do czasu powstania samoistnego Kahału - żydowskiej gminy wyznaniowej w Strzelnie. Wcześniej strzeleńska wspólnota posiadała dom modlitw, o którego funkcjonowaniu dowiadujemy się również z opowieści Haima Herschella. W niej to czytamy, iż był on wychowywany najstaranniej i pobożnie we wszystkich świętych obrzędach synagogi i był przyzwyczajony do przebywania z żydowskimi uczniami i innymi gośćmi, których w każdy szabat hojnie przyjmowano przy stole jego ojca.

Artur Markowicz, Adoracja Tory, obraz 1923

Haim w wieku 11 lat, czyli w 1818 roku opuścił dom ojcowski i udał się do odległej szkoły rabinackiej z postanowieniem zostania w przyszłości rabinem. Na naukach spędził dwa lata, ucząc się m.in. języków: hebrajskiego, niemieckiego i polskiego, po czym wrócił do domu ojca do Strzelna. Z kolei w wieku czternastu lat podjął dalsze nauki w mieście swego dziadka Hillela. Tam zamieszkał pod dachem rabina Aarona i przez kolejne dwa lata pogłębiał studia, które skończyły się ciężką chorobą. Ta ponownie sprowadziła go do domu rodziców. Po wyzdrowieniu podjął studia na uniwersytecie berlińskim, a następnie około 1825 roku udał się do Hamburga. 

W tym czasie na 1601 mieszkańców w Strzelnie zamieszkiwało 119 Żydów (1831 r.), czyli około 20 rodzin. Czy żył w tym czasie jeszcze słynny rabin Hillel? Niestety na to pytanie nie jesteśmy w stanie odpowiedzieć. Niemniej jednak tutejszą społeczność żydowską było już wówczas stać na pobudowanie i utrzymanie domu modlitwy - pierwszej synagogi. W połowie lat 20. XIX stulecia zaczęto tworzyć podstawowe elementy infrastruktury gminnej. W 1826 roku wybudowano lub adaptowano istniejący budynek na synagogę, a od 1830 roku zorganizowano gminę wyznaniową z zarządem i stojącym na jej czele przewodniczącym. Prawdopodobnie w tym czasie Gminy nie było stać na utrzymanie rabina i miejscowi Żydzi zapraszali rabina z Inowrocławia, którym (od 1830 roku) był rabin Josef Joske Spiro (ur. 1777, zm. 29 września 1853), zwany Hazaddik - Pobożny. 

 Rabin Josef Joske Spiro, zwany Hazaddik - Pobożny. 

Ale oto trafiamy na niezwykle istotną informację, która została odnotowana w biogramie rabina Heimanna Jolowicza. To ona dopełnia nam lukę w dziejach żydowskiej gminy wyznaniowej w Strzelnie i daje światło na istnienie i funkcjonowanie synagogi w naszym mieście na długo przed 1844 rokiem.

W krótkim, bo zaledwie rocznym okresie pobytu w 1837 roku w Strzelnie, Heimann Jolowicz odbywał w tutejszej synagodze praktykę, będąc kandydatem na rabina. Jak dotychczas wiedzieliśmy o Rabbim Hilelu, który został wymieniony w biografii jego wnuka w 1807 roku. Po tym okresie w obsadzie rabinów strzeleńskich była luka i choć nadal nie znamy następcy Hilela, to wiemy, że taki musiał w Strzelnie być, skoro to u niego - nieznanego z imienia - odbywał praktykę w 1837 roku Heimann Jolowicz. Być może, że był nim wspomniany wyżej i opiekujący się synagogą strzeleńską rabin inowrocławski. Jolowicz miał wówczas 21 lat i sposobił się do objęcia w przyszłości funkcji rabina. W rok później znajdujemy go wśród berlińskich studentów. 

Ale to nie wszystko, co zostało odnotowane o pobycie Jolowicza w Strzelnie. Otóż cytując  „Allgemeine Zeitung des Judenthums“, Nr 74 z 23 września 1837 roku w korespondencji ze Strzelna dowiadujemy się, że:

W naszym mieście do tej pory brakowało izraelskiej szkoły podstawowej. Od roku pracuje jednak dwóch prywatnych nauczycieli z dobrym wykształceniem. Jeden, przyszły teolog żydowski o nazwisku Heymann Jolowicz, drugi, dobrze wykształcony kleryk Isaac Bach. Oboje, przepojeni prawdziwie religijnym zmysłem, podjęli się 4 miesiące temu, aby codziennie udzielać bezpłatnych lekcji religii lokalnej, biednej izraelskiej młodzieży. Chociaż korporacja (gmina wyznaniowa - MP) nie chciała dać młodym nauczycielom pomieszczenia do prowadzenia lekcji, nie dali się odwieść od swojej szlachetnej pracy, lecz wynajęli pokój z własnych środków, w którym rozpoczęli lekcje i kontynuują do dziś z niestrudzoną pracowitością. Błogosławieństwa płynące z tej nauki stają się z dnia na dzień coraz bardziej widoczne. W tym krótkim czasie dzieci zdobyły już specjalną wiedzę z Pięcioksięgu, Księgach Jozuego i Sędziów, a także zdobyły wiedzę o Bogu i Jego atrybutach. Dzieci z wielką ochotą uczestniczą w lekcjach prowadzonych przez Jolowicza i Bacha. Również chwalebne działania tych dwóch nauczycieli nie pozostały bez wdzięczności płynącej z głębi serc wszystkich członków gminy wyznaniowej. Efektem tych postępów jest powszechne pragnienie jak najszybszego zorganizowanie szkoły podstawowej.

A oto krótki biogram Jolowicza:

 

Rabin Heimann Jolowicz (1816-1875)

Heimann Jolowicz urodził się 23 sierpnia 1816 roku w Zaniemyślu w Prowincji Poznańskiej.

W jego biogramie odnotowano, że w 1837 roku był kandydatem na rabina w Strzelnie. W 1838 roku rozpoczął studia judaistyczne z teologii i filozofii na Uniwersytecie w Berlinie, gdzie uzyskał tytuł doktora filozofii i teologii. W 1843 roku został kaznodzieją i nauczycielem młodzieży w Marienwerder (Kwidzyn), a rok później rabinem w Kulm (Chełmno). Z kolei w latach 1846-1849 pełnił obowiązki rabina w Koszalinie, skąd udał się na roczne studia do Anglii - pobyt naukowy w Londynie. Po powrocie od 1850 roku podjął pracę w Królewcu jako Priwatgelehter - prywatny naukowiec. W latach 1863-1866 był w królewieckim środowisku Żydów zreformowanych kaznodzieją. Od 1866 roku był nauczycielem języka angielskiego w Wyższej Szkole Handlowej w Królewcu. Członek Towarzystwa Orientalnego w Londynie, był pisarzem, autorem licznych tekstów teologicznych i historycznych, a także krytykiem literackim. Wielki wielbiciel Mosesa Mendlssona, a także Salomona Holdheima. Był zwolennikiem ultra reformacji, należał jako kaznodzieja do radykalnego skrzydła Partii Reformatorskiej - nabożeństwa w synagodze w języku niemieckim, walczył o zniesienie tzw. przysięgi żydowskiej.

Heimann Jolowicz zmarł 31 stycznia 1875 roku w Królewcu.

Rabin Heimann Jolowicz w starszym wieku

Po Jolowiczu - jak możemy domniemywać - opiekę duchową nad strzeleńską gminą wyznaniową nadal sprawował rabin inowrocławski Josef Joske Spiro, zwany Hazaddik - Pobożny. Jednakże nie był on w stanie poświęcić tutejszym Żydom więcej czasu niż owe przysłowiowe minimum. W owym czasie gmina inowrocławska liczyła 1917 Żydów, co stanowiło 40,3% ogółu mieszkańców miasta, natomiast gmina strzeleńska ok. 190 Żydów i było to zaledwie 7,4% ogółu strzelnian. Tak niewielkiej gminy nie było stać na utrzymanie na jej garnuszku samodzielnego rabina, a nawet pełnoetatowego kantora. Zatem, częściej bywali tutaj wędrowni kaznodzieje i kantorzy niż rabin Spiro, któremu trzeba było również płacić za posługi. Wiemy, że w wielkie żydowskie święta specjalnie sprowadzani byli do Strzelna kantorzy, czyli tzw. chazani oraz wędrowni żydowscy kaznodzieje. W religii żydowskiej kantor to wokalista oratoryjny, który zwykle towarzyszy rabinowi w praktykach religijnych i bierze udział w uroczystościach pogrzebowych.

Z braku rabina na przestrzeni lat 1838-1851 to właśnie kantorzy wypełniali tę lukę. A warto wiedzieć, że do ich obowiązków należało: wykonywanie czynności duchownych oraz zaspokajanie religijnych potrzeb wiernych przez m.in.: odprawianie nabożeństw, wypełnianie posług religijnych, nadawanie imion, udzielanie ślubów, grzebanie zmarłych. Generalnie funkcję kantorów pełnili nauczyciele, a świadczyć o tym może ogłoszenie strzeleńskiej gminy wyznaniowej z 1846 roku. Otóż gmina poszukiwała wykwalifikowanego muzycznie Izraelity, który może również pełnić obowiązki nauczyciela pomocniczego w tutejszej szkole o poziomie podstawowym, uczyć śpiewu i kierować chórem. W ofercie zatrudnieniowej podano uposażenie roczne ok. 220 talarów, wolne mieszkanie i darmowe ogrzewanie, dopisując, że: Ci, którzy się nad tym zastanawiają, powinni zatem bardzo szybko przesłać nam swoje certyfikaty Qualifications - kwalifikacyjny i Fuhrungs - kierowniczy. Strzelno w Poznańskie 14 Czerwca 1846 - Gminny Urząd Administracyjny.

 

Od chwili zatrudnienia, w założonej przez gminę szkole, pierwszego nauczyciela I. Kuttnera, zlecono mu również sprawowanie funkcji kantora w synagodze. To jemu należy przypisać założenie chóru, o którym pisano w 1847 roku: Nabożeństwo jest gloryfikowane przez wprowadzenie śpiewu chóralnego i współczesnych reform. (…) Nawet jeśli hymny pozostawiają jeszcze wiele do życzenia, to można mieć nadzieję, że z czasem niedociągnięcia wokalne zostaną wyeliminowane, a także poczynione zostaną pożyteczne nauki dla zachowania spokoju podczas nabożeństwa.

Rabin Salomon Plessner

Latem 1851 roku synagogę w Strzelnie odwiedził, zaproszony przez przewodniczącego gminy, rabin Salomon Plessner. Jak odnotowano w komunikacie prasowym, wzbogacił on duchowo swoimi kazaniami tutejszych wiernych. Plessner w 1841 roku był nauczycielem religii w Berlinie, w 1843 roku osiadł w Poznaniu, gdzie działał jako prywatny nauczyciel i maggid - religijny kaznodzieja. Ten pobyt kaznodziei zmobilizował członków strzeleńskiej gminy wyznaniowej do starań o zatrudnienie u siebie stałego rabina, co nastąpiło 1 stycznia 1852 roku. Został nim rabin Joachim Stern…


poniedziałek, 6 lutego 2023

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 193 Cestryjewo - cz. 5

"Wieści ze Strzelna" - rysunki Jerzego Kwiatkowskiego

Życie powojenne tej posesji nie odbiegało od ówczesnej normy. Zniknęli jej właściciele, jakby ktoś z bicza strzelił. Ówczesne władze miejskie przejęły pod swoje skrzydełka - jakby nigdy nic - pozostawione mienie. Szło nowe, nieznane, które pod hasłami socjalu zaczęło dysponować nie swoim, w tym mieszkaniami i wszelkiego rodzaju obiektami. Piękna willa zamieniona została w kamienicę czynszową, w której zamieszkało kilka rodzin, a spichrz zbożowy został przydzielony tutejszej Spółdzielni „Rolnik Kujawski“, a od 1 stycznia 1948 roku Gminnej Spółdzielni „Samopomoc Chłopska“ w Strzelnie. Początkowo prowadzono w nim skup zboża i innych nasion. W krótkim czasie zgłosił się pełnomocnik rodziny Lippmannów - Maxa i Berty - prawnik z Słupska, z którym GS zawarł umowę na dzierżawę magazynu. Pod koniec lat 80. XX w. spółdzielnia magazyn zdała i przeszedł on w zarząd ZGKiM, czyli Gminy Strzelno. Dalszą historię znacie z 3. części spacerku Cestryjewem. 

W mojej pamięci zapisały się nazwiska rodzin, które mieszkały w budynku przy Szkolnej 2, a byli to: Słowińscy, Bąkiewiczowie, Kwiatkowscy, Lewandowscy, Budni… Nie znam nazwisk innych, a szczególnie, tych rodzin, które zamieszkały tutaj już współcześnie. Bardzo dobrze znałem rodziny wyżej wymienione i mógłbym z imienia powyliczać poszczególnych ich członków: Kaziu i Rysiu Słowińscy, Bodziu Bąkiewicz, Jurek i Danka Kwiatkowscy, Jadwiga i Piotr Lewandowski, Stefan i Elżbieta Budni, itd. Co więcej, pracowałem: z Jurkiem społecznie, a ze Stefanem, Elżbietą i Piotrem zawodowo. Ale dzisiaj skupię się na jednym z wieloletnich mieszkańców - na śp. Jerzym Kwiatkowskim. 

Jerzy Kazimierz Kwiatkowski 1942-2017  

 

Początek roku 2017 przyniósł kulturze strzeleńskiej niepowetowaną stratę. 21 stycznia zmarł w szpitalu mogileńskim Jerzy Kazimierz Kwiatkowski - rysownik, plastyk i malarz, były dyrektor Domu Kultury w Strzelnie. Jego liczne prace malarskie zdobią zbiory prywatne w kraju i poza granicami, a także świątynie i plebanie. 

Artysta urodził się 25 października 1942 roku w Gnieźnie w rodzinie inteligenckiej jako syn Stanisława i Kazimiery Hybza. Po zakończeniu działań wojennych rodzina zamieszkała w Ciencisku, a od 1949 roku w Strzelnie przy ul. Szkolnej. Po ukończeniu Szkoły Podstawowej w Strzelnie kontynuował naukę w tutejszym Liceum Ogólnokształcącym, którą ukończył egzaminem dojrzałości w 1961 roku. W latach nauki wykształcił się u Jerzego talent plastyczny. Jako uczeń pięknie rysował i malował. Z łatwością prowadził ołówek i dobierał kolory. Jak wspomina Heliodor Ruciński, - W połowie lat 50. z Jurkiem byłem na kolonii w Golubiu-Dobrzyniu. Nocleg mieliśmy w baraku, którego okna wychodziły na zamek golubski. Jurek z pasją szkicował ówczesne ruiny zamku. Każdą wolną chwilę spędzał na szkicowaniu i rysowaniu. Wszyscy podziwialiśmy jego kunszt artystyczny. Już wówczas wśród młodych strzelnian był jednym z najlepszych rysowników, jak się później okazało również dobrym malarzem.

Rynek 21 - Dekoracja witryny Księgarni w Strzelnie z okazji 750-lat miasta Strzelna w/g Jerzego Kwiatkowskiego 

Swój talent rozwijał w szkole średniej. Jego prace po wielokroć były nagradzane w różnych konkursach szkolnych. W tym też czasie korzystano z jego pomocy podczas dekoracji plastycznych wykonywanych z okazji uroczystości i rocznic. Na świadectwie maturalnym z przedmiotu rysunek znajdujemy najwyższą ocenę - bardzo dobry. Niestety, jego marzenia o studiach artystycznych nie ziściły się. Pracę zawodową rozpoczął w lipcu 1961 roku w Sądzie Powiatowym w Mogilnie, gdzie do października 1965 roku zatrudniony był na stanowisku sekretarza sądowego. W latach 1966-1969 pracował w Spółdzielni Inwalidów w Mogilnie na stanowisku asystenta socjalnego i ds. rehabilitacji zawodowej. Od 1970 roku podjął pracę na stanowisku kierownika działu spraw pracowniczych w PSS „Społem” w Mogilnie, gdzie pracował do końca lutego 1975 roku, po czym na krótko powrócił do pracy w Spółdzielni Inwalidów. Od grudnia 1975 roku rozpoczął pracę w Przedsiębiorstwie Budownictwa Komunalnego w Mogilnie na stanowisku specjalisty ds. kontroli gospodarczej. 

Przez cały ten okres z pasją uprawiał rysunek i malarstwo. Jego ulubionym tematem malarskim były konie, a wzorem do naśladowania rodzina Kossaków i ich twórczość. Jerzy był moim sąsiadem przez podwórze. Był starszy ode mnie o 10 lat i w mojej pamięci zapisał się już jako młody mężczyzna, przemierzający ulicę Szkolną w nienagannym ubiorze: dobrze skrojonym bordowym garniturze, czarnych lakierkach, białej koszuli, zawsze pod krawatem, w kapeluszu na głowie oraz z teczką i nierozłącznym parasolem. Wiosną i jesienią jesionka, a zimą zawsze płaszcz. Ubiór ten różnił go od rówieśników, a związany był z anegdotą, jaką usłyszałem onegdaj z jego ust: - Do pierwszej pracy w Sądzie Powiatowym przyszedłem 1 lipca 1961 r. Było bardzo ciepło, zatem ubrałem się na sportowo. Kiedy zgłosiłem się do prezesa Sądu, ten mnie zlustrował i ostro zareagował, określając, w jakim ubiorze winien zjawiać się w pracy urzędnik sądowy. I tak to się zaczęło i pozostało już do końca.

Moje kontakty z Jurkiem sięgają pierwszej połowy lat siedemdziesiątych. Wówczas pracowałem w Mogilnie i dojeżdżaliśmy tymi samymi środkami lokomocji, słynną baną i autobusami. Ucinaliśmy wówczas krótkie rozmowy, które z upływem lat przerodziły się w rozmowy o sztuce. Rozwinęły się po roku 1982 roku, po naszej współpracy w ramach przygotowań do jubileuszu Strzelna, a następnie w ramach nowo powstałego Towarzystwa Miłośników Miasta Strzelna. Ówczesne władze mogileńskie i strzeleńskie korzystały z talentu plastycznego Jerzego do projektowania i wykonywania przeróżnych dekoracji okolicznościowych. Przy tego typu zleceniach dawano mu wolną rękę, wiedząc, że artysta nie zgodzi się na żadne sugestie i wskazówki ze strony zleceniodawcy. Jak przystawało artyście, zawsze miał swoją wizję i realizował ją samodzielnie od początku do końca. W 1982 roku zasłynął jako dekorator miasta z okazji obchodów 750-lecia nadania Strzelnu praw miejskich. Niemalże wszystkie witryny sklepowe sieci GS, PSS i WPHW lśniły przepięknymi okolicznościowymi dekoracjami, nawiązującymi do dziejów naszego miasta. We wszystkich tych pracach dawało się poznać rękę tego samego wykonawcy: wyważone, stonowane, kolorystycznie ograniczone do bieli, kremu i sepii przeplatanej czernią z nutką błękitu i bordowych odcieni.

    

Od września 1989 do lutego 1992 roku Jerzy Kwiatkowski pełnił funkcję dyrektora Miejsko-Gminnego Ośrodka Kultury w Strzelnie. Wówczas poza pracą merytoryczną zorganizował wystawy o randze ogólnopolskiej i regionalnej. W 1990 roku rozpoczął współpracę z Janem Suliński. Obaj artyści założyli Klub Plastyka Akryl, w którym skupili twórców parających się rysunkiem i malarstwem. Jerzy był członkiem TMMS od początku jego istnienia, czyli od 1983 roku. Pełnił w nim funkcję członka Sądu Honorowego. Od 1994 roku rozpoczął ścisłą współpracę z Redakcją „Wieści ze Strzelna“ projektując szatę graficzną periodyku i zamieszczając na stronie tytułowej swoje rysunki z widokami licznych zabytków strzeleńskich i okolicznościowymi kompozycjami artystycznymi. Był autorem opraw plastycznych wystaw organizowanych przez TMMS, a także opraw graficznych okolicznościowych wydawnictw i publikacji.

 

Przyjaźnił się z wieloma osobami z kręgu twórców strzeleńskich i mogileńskich. Współorganizował i uczestniczył w kilku plenerach malarskich. Był stałym bywalcem Biblioteki Miejskiej. Na niwie koleżeńskiej związany był z prezesem TMMS Kazimierzem Chudzińskim, a także z kolegami z ławy licealnej, dla których wykonał wiele prac artystycznych. Wespół z Janem Sulińskim wykonał dla parafii strzeleńskiej stacje Drogi Krzyżowej, która prezentowana jest corocznie podczas tzw. Katyńskiej Drogi Krzyżowej - prace te rozpoznać można po wielobarwnej kolorystyce, zaś te pędzla mistrza Jana po tonacji w sepii.

 

Po odwołaniu ze stanowiska dyrektora Domu Kultury borykał się z zatrudnieniem. Korzystał z różnych źródeł pomocowych i wdzięczności osób na rzecz których wykonywał prace artystyczne i malarskie. Od grudnia 2004 roku przebywał na emeryturze. Ostatnie lata często chorował. Z racji inwalidztwa nie opuszczał mieszkania, które zajmował, po starszym bracie w bloku na Osiedlu Piastowskim. Zmarł 21 stycznia 2017 roku w Szpitalu Powiatowym w Mogilnie. Spoczął na starej strzeleńskiej nekropoli przy ul. Kolejowej.

 

piątek, 3 lutego 2023

Strzeleńskie gminy w okresie stalinowskim

 

Wójt gminy Strzelno-Południe - Jadwiga Galewska przy pracy (foto. „Głos Wielkopolski“

W niedzielnym „Głosie Wielkopolskim“ z 16 kwietnia 1950 roku ukazał się artykuł opisujący gminy Strzelno-Południe i Strzelno-Północ. Był to czas stalinowskich rządów, zakładania spółdzielni produkcyjnych oraz wykazywania się wynikami, które niekoniecznie odzwierciedlały stan ekonomiczny rolników, a także ówczesnych jednostek gospodarczych i administracyjnych. W bogaczu wiejskim postrzegano wroga klasowego, liczył się tylko małorolny, kandydat na spółdzielcę, czyli na kołchoźnika, a prokuratorzy i sądy były na usługach partii. Priorytetem było realizowanie haseł rzucanych przez partię (z pominięciem czynnika ekonomicznego), walka z wrogami ludu, a od 1951 roku wywiązywanie się z dostaw obowiązkowych…  

Gmina Strzelno-Południe włodarzy dzielny wójt - kobieta

Nie trudno dostać się do Strzelna, które od swego powiatowego miasta Mogilna oddalone jest tylko o pól godziny jazdy koleją. Ze Strzelna tak samo łatwo można dostać się również i do położonego o 21 km na północny-wschód Inowrocławia. Ale zostańmy w Strzelnie. Dość dużo jest tu ciekawych rzeczy, które mogą zainteresować przybysza. Rozpocznijmy więc od siedziby Zarządu Gminy Strzelno-Południe, która położona jest najbliżej dworca. Tu ogniskuje się życie największej z gmin powiatu.

Do wójta? - proszę wejść do tego pokoju - objaśniają nas w sekretariacie, Wchodzimy zatem i stwierdzamy, że wójta przy biurku nie ma, a na wieszaku pozostał jedynie damski płaszcz, czerwony berecik i takiż szalik. Okazuje się, że bawiąca w przyległym pokoju ich właścicielka, licząca 32 lata Jadwiga Galewska jest właśnie wójtem - i to jakim wójtem!

5 spółdzielni produkcyjnych

1 Maja 1950 roku w Strzelnie - kołchozowy traktor uczestniczący w defiladzie - pochodzie pierwszomajowym

- Wójtem wybrano mnie 8 marca 1949 roku - stwierdza skromnie - uprzednio pracowałam dużo społecznie, jako sekretarka Ligi Kobiet w Mogilnie, skąd zresztą i dziś dojeżdżam do pracy. Pytamy o akcję siewną. - W pierwszym rzędzie - mówi wójt Galewska - zaopatrzyliśmy w nawozy sztuczne spółdzielnie produkcyjne, których mamy w gminie 5 - Wójcin, Kożuszkowo, Siedlimowo, Kościeszki i Witkowo. Najstarszą, bo założoną w styczniu 1949 roku jest spółdzielnia w Wójcinie, która już jeden plon zebrała, następne powstały w listopadzie lub grudniu 1949. Nawozów zresztą otrzymaliśmy wystarczającą ilość, podobnie, jak i kredytów na akcję wiosenną. Kontraktacja wypadła dobrze. W spłacie podatku gruntowego i FOR jesteśmy na pierwszym miejscu w powiecie. 

Tajemnica dobrej gospodarki

Jak wynika z dalszej rozmowy, sprawę likwidacji odłogów i gruntów porzuconych głównie przez bogaczy wiejskich - ma gmina już załatwioną. Nie mówiąc o terenach niezdatnych pod uprawę, a oddanych pod zalesienie, część ziemi przejęły PGR-y, część oddano mało i średniorolnym. Ostatnią, związaną z tym czynność, załatwiała ob. Galewska w ub. poniedziałek w Jaworowie, gdzie bogacz wiejski Jan Piotrkowiak nie potrafiąc sam 80 ha uprawić, chciał ziemię wydzierżawić na własną rękę i jeszcze zarobkować. 30 ha rozdzielono zatem mało i średniorolnym chłopom. Tajemnica wzorowej gospodarki w gminie Strzelno-Południe nie tkwi w ziemi, która jest słaba, bo otoczona lasem, ale w uświadomieniu obywatelskim chłopów, w ich rzetelnym wysiłku i współpracy. Zgodnie z planem zasieją obecnie najwięcej pszenicy. Gmina dba o drogi, m. in. wykonała drogę bitą do pięknego ośrodka uzdrowiskowego w Przyjezierzu. Jak najlepiej układa się współpraca z miastem oraz czynnikiem społeczno-politycznym.

Elektryfikacją zajął się… prokurator

Niesławną historię ma sprawa elektryfikacji. Komitet elektryfikacyjny powstał w Strzelnie już w roku 1947, a Zjednoczenie Energetyczne oddało pracę prywatnej firmie Roel z Poznania. Zawarto umowy i prace miały być ukończone w grudniu 1948 roku. Tymczasem ukończone nie zostały. W marcu 1949 roku powstały osobne komitety elektryfikacji dla Strzelna miasta oraz gmin Południe i Północ. Zabrano się do roboty, sprowadzono zaprzysiężonego rzeczoznawcę, który ustalił, że od gminy Strzelno-Południe pobrano nadpłatę w wysokości 800 000 zł, od gminy Strzelno-Północ 300 000 i od Strzelna miasta 500 000 zł, a zatem łącznie 1 600 000 zł więcej, niż się istotnie należało. Latem ub. roku (1949) całość elektryfikacji przejęło Zjednoczenie Energetyczne w Bydgoszczy, a sprawę nadużyć oddano do prokuratora.

Porównanie na niekorzyść

W innej części miasta znajduje się siedziba gminy Strzelno-Północ, współzawodniczącej - jak się okazuje - z pierwszą. Ale chociaż ziemia lepsza i gmina bogatsza, wyniki są tu gorsze. - A no cóż - przyznaje wójt Józef Rutkowski, którego z kolei odwiedzamy, - wychodzi na jaw, że - oni lepsi, pozostajemy w tyle z podatkiem i z FOR-em. Ziemię rozdysponowaliśmy wprawdzie również (część działek wzięli robotnicy fabryczni, dojeżdżający do pracy do Mątew), kontraktację ziemiopłodów i trzody chlewnej przeprowadziliśmy w 100%, ale spółdzielnię produkcyjną mamy tylko jedną w Balicach, założoną niedawno.

O klasowe podejście do sprawy

Jest w gminie spora liczba większych gospodarstw, ale te, jak zwykle, nie dopisują. Taki np. Tomasz Piekiełko z Bronisławia, mający ponad 30 ha, nie wywiązał się w terminie z podatku gruntowego i FOR. W dobrym stanie jest gospodarstwo 29-hektarowe Mieczysława Jankowskiego, ale i on nie zapłacił. Co więcej, kombinuje zdać ziemię pod zarząd gminy, ale nie oddać jej na rzecz Skarbu Państwa. Za mało podchodzi się w tej gminie do wielu spraw z klasowego punktu widzenia i w tym tkwi tajemnica niepowodzenia. Do placówek przemysłowych należą tu: krochmalnia, 2 gorzelnie i młyn prywatny. W związku z wspomnianą już wyżej sprawką żadna z wiosek nie została jeszcze zelektryfikowana. Gmina posiada 2 szkoły rolnicze - żeńską w Rzadkwinie i męską w Sławsku. W obu gminach akcja siewna jest w pełnym toku, a rezultat jej wykaże sprawność każdej z nich. Jak dotychczasowe akcje o niepoślednim dla Państwa i społeczeństwa znaczeniu wykazały, prym dzierży gmina uboższa, gmina kierowana przez dzielnego wójta - kobietę.

(red. B. Promiński.)


środa, 1 lutego 2023

Niemiecki Obóz Pracy Przymusowej dla Żydów w Żegotkach

To niesamowite, że po wielu latach w końcu trafiłem na dokumenty potwierdzające istnienie Judenlager Wiesengrund - Obozu dla Żydów w Żegotkach, zlokalizowanego w przysiółku Busewo. Dotarłem do wykazu imiennego więźniów, list niemieckich obozów pracy przymusowej na obszarze Rejencji Inowrocławskiej, oraz na korespondencję pomiędzy wykonawcą robót odwadniających Firmą inż. Waltera Lehmanna z Bydgoszczy a Administracją Getta w Łodzi. Wszystkie te dokumenty znajdują się w Archiwum Państwowy w Łodzi. Poniższy artykuł jest po prawdzie niekończącą się historią - udało mi się ustalić losy pięciu z listy 22 więźniów, a co z pozostałymi?   

Po raz pierwszy o obozie dla Żydów w Żegotkach dowiedziałem się w latach 80. XX w. od mieszkańca tejże wsi, rolnika Jana Woźniaka. Wówczas to powiedział mi on, że rowy melioracyjne odwadniające tutejsze pola wykopali w czasie II wojny światowej Żydzi, których Niemcy przetrzymywali na Busewie. 20 lat później, kiedy zacząłem pracować w Urzędzie Miejskim z Jackiem Pawnukiem, byłym mieszkańcem Żegotek, tej wiedzy mi przybyło. Przywołał mi on, kilkakrotnie, zasłyszane z ust swoich rodziców, opowieści o Żydach z Busewa. Co więcej, opowieści te potwierdził w rozmowie mieszkaniec przysiółka Henryk Drozda oraz były jego mieszkaniec Tadeusz Więzowski. Ostatnio trafiłem na szereg dokumentów w Archiwum Państwowym w Łodzi, które dopełniły wiedzy o tym obozie.

Jest to pierwsze tak pełne opracowanie o obozie dla Żydów w Busewie stanowiącym przysiółek wsi Żegotki w gminie Strzelno. Po raz pierwszy o tym miejscu - bazując na przekazach wyżej wymienionych osób - napisałem we września 2010 roku. Zamieściłem je na starym blogu 30. tegoż miesiąca i po czasie stwierdziłem, że wiele osób powieliło fragmenty artykułu w szkolnych rozprawkach, przypisując je swoim bliskim, miast powołać się na bloga. Po dotarciu do źródeł archiwalnych stwierdziłem, że owe opowiadania znajdują swoje potwierdzenie na kilkudziesięciu dokumentach i doszedłem do wniosku, że moi rozmówcy nie fantazjowali, ale mówili prawdę o tym miejscu.

 

We październiku 1939 roku właścicielka Żegotek Maria ze Skrzydlewskich Sikorska wraz z mężem Włodzimierzem i jego matką Anną z Łyskowskich Sikorską zostali wysiedleni z majątku do Generalnej Guberni i zamieszkali w miejscowości Radość pod Warszawą. W międzyczasie polską nazwę majętności Żegotki zmieniono na niemiecką Wiesengrund. Pieczę na posiadłością przejął okupacyjny Główny Urząd Powierniczy Wschód w Poznaniu. Na jego zlecenie dobra żegockie otrzymał w zarząd tymczasowy rolnik - ogrodnik z ul. Miradzkiej w Strzelnie, Gustaw Schulz.

W 1942 roku zapadła decyzja o kontynuacji rozpoczętych w 1939 roku prac melioracyjnych w Żegotkach i okolicy. Wkrótce też znalazła się firma budowlana z Bydgoszczy (Adolf Hitler Strasse 57), której właściciel inż. Walter Lehmann podjął się Drainagearbeiten, czyli prac odwadniających. Firma Lehmanna miała swoją filię również w Mamel, czyli w Kłajpedzie. Do zrealizowania zadania Lehmann wykorzystał Żydów z Getta Litzmannstadt - Łodzi. W tym celu już w czerwcu 1942 roku powstał w przysiółku Busewo Judenlager Wiesengrund - Obóz dla Żydów w Żegotkach. Zlokalizowano go w tzw. majątkowym czworaku - budynku z pecy, czyli wysuszonej glinianej cegły. Z tej racji jego ściany były w kolorze żółtym, a miejscowi nazywali go „żółtą chatą“. Okna czworaka pozabijane były deskami, w ten sposób, iż światło do wnętrza dostawało się górnymi szczelinami. Pierwszym dokumentem, który był podstawą do organizacji obozu pracy przymusowej Żydów w Wiesengrund, był Dekret Gubernatora Rzeszy Artura Greisera z dnia 25 czerwca 1942 roku. Oficjalnie obóz ustanowiony został Dekretem nr 560/5135 z dnia 25 sierpnia 1942 roku  o Judenlager Wiesengrund. Odpowiedzialnym za ten obóz był Reichswasserwirtschaftsamt Hohensalza - Urząd Gospodarki Wodnej Rzeszy w Inowrocławiu. Nadzór nad przebywającymi w nim Żydami sprawował Arbeitsamt Hohensalza - Urząd Pracy w Inowrocławiu, a nadzór nad robotami budowlanymi - melioracyjnymi wykonywanymi na gruntach majątku Żegotki wraz z przyległościami Kreisbauamt Mogilno - Powiatowy Urząd Budowlany w Mogilnie

Pod koniec czerwca 1942 roku, jeszcze przed oficjalnym ustanowieniem obozu, przybyły do niego 23 osoby narodowości żydowskiej z Getta Litzmannstadt - Łodzi, w tym jedna kobieta i 22 mężczyzn. Ze sprawozdania sporządzonego przez Urząd Pracy w Inowrocławiu wynika, że w dniu 19 grudnia 1942 roku w Żegotkach Zatrudnionych było 23 Żydów. 23 stycznia 1943 roku w nieznanych bliżej okolicznościach zmarł jeden z nich i był to Jakob Poznanski ur. 19 kwietnia 1919 roku, wcześniej zamieszkały w Hinterberg - Zagórowie w powiecie konińskim. Analizując sprawozdania ze stanów liczebnych obozów, w kilka miesięcy później wymienia się z Żegotek już tylko 21 Żydów, w tym jedną kobietę. Prawdopodobnie zmarł lub uciekł stąd jeden z osadzonych. W katalogu dokumentów obozu w Żegotkach znajduje się lista 22 Żydów sporządzona przez inż. Waltera Lehmanna właściciela firmy dokonującej odwodnień na gruntach majątku Żegotki. Zatytułowana ona została: Lista Żydów zatrudnionych na mojej budowie w Wiesengrund i zawiera imiona i nazwiska:

  1. Chaskiel [Icheskel - IYV] Aiman,
  2. Siemon Baumann,
  3. Zajwel Falz,
  4. Rochu Gembicki,
  5. David Hubermann,
  6. Nachme Hubermann,
  7. Szoje Hubermann,
  8. Chaskiel Justrzynski,
  9. Jichel Lepek,
  10. Schmul Lepek,
  11. Porec Lis,
  12. Albert Meier,
  13. Jakob Poznanski (gest. am 23.1.1943),
  14. Alje Ratajewski,
  15. David Rygiel,
  16. Schloma [Shaul - IYV] Rygiel,
  17. Szoje Szapsewicz,
  18. Abram Wieruszewski,
  19. Jojne Wietrzowski,
  20. Mojze [Mosze - IYV] Witkowski,
  21. Szlomo Witkowski,
  22. oraz kobieta - Hela Zotlowski.   

Oni sami przystosowali budynek do zamieszkania i całość wygrodzili wysokim płotem z drągów i drutu kolczastego. Oficjalnym dowódcą komendantem obozu był pracownik firmy Lehmanna, Otto Meschkat, pełniący również funkcję majster budowlanego (majstra wykopów). 1 lipca 1942 roku rozpoczęto prace melioracyjne. O ich przebiegu dowiadujemy się z rozliczeń finansowych jakie prowadził wykonawca z Administracją Getta w Litzmannstadt - Łodzi. Getto pobierało od zatrudnionego w Wiesengrund Żyda opłatę dzienną w wysokości 70 fenigów. Spośród całej grupy kobieta, Hela Zotlowski była zwolniona z prac przy budowie odwodnienia, w zamian przygotowywała osadzonym posiłki, sprzątała itp. Natomiast mężczyźni, niezależnie od pogody i pory roku, ręcznie kopali szpadlami głębokie rowy i regulowali koryto rzeczki Sławki. Ziemię z wykopów ładowano na wagoniki kolejki polowej (tzw. rolki) i wywożono na obniżenia przy Sławce.

 

W latach 1941–1943 w okupowanej przez Niemców Wielkopolsce założonych zostało około 143 obozy pracy przymusowej dla Żydów, z czego w 1942 roku na terenie powiatu mogileńskiego było ich 7, a następnie 12. Były to obozy w: Bielsku, dwa obozy w Broniewicach (Bornheim), Dąbrówce, Kruszy Duchownej (Groß Krusche), Klasztorze Mogilno, Szkole w Olszy, Słaboszowie, Linówcu (Schleichenberg), Orchowie, Trzemesznie i Żegotkach (Wiesengrund). Za ich pośrednictwem realizowano szereg inwestycji, robót drogowych i innych prac. Jako tzw. „siłę roboczą” wykorzystywano w nich deportowaną z gett ludność żydowską, koncentrując ją w tych obozach. Stworzone przez administrację hitlerowską warunki życia w obozach: terror, głód, prowizoryczna opieka medyczna, wyniszczająca organizm praca powodowały, że były one miejscami wegetacji i stopniowej eksterminacji.

 

20 października 1942 roku, czyli blisko 4 miesiące od chwili rozpoczęcia prac odwodnieniowych w Żegotkach inż. Walter Lehmann wystosował do Administracji Getta w Łodzi pismo z pytaniem:

(…) jak zamierzacie zdobyć odzież dla robotników żydowskich. Odzież pracowników, których zatrudniam, jest w bardzo złym stanie. Na przykład połowa Żydów w ogóle nie ma koszul, a około 1/3 butów. O ile mi wiadomo, za odzież trzeba zapłacić. Jeżeli tak jest, to prosiłbym o informację, czy z przekazywanej wam należności za prace powinienem kupić najpotrzebniejsze ubrania dla Żydów i czy mogę to odliczyć, dostarczając pokwitowania do kopii faktur. W przeciwnym razie proszę dać mi znać, czy elementy odzieży mają być zamawiane u was i będą od was nabywane. Przy coraz bardziej niestabilnej pogodzie dalsze prowadzenie pracy z Żydami nie jest możliwe, gdyż ze względu na nieodpowiednią odzież dochodziłoby do dużej liczby zwolnień lekarskich, a to oznaczałoby zmniejszenie wydajności pracy i utratę należności dniówkowych. (…)

O pierwszych dostawach odzieży ochronnej dla Żydów z obozu pracy przymusowej w Żegotkach dowiadujemy się dopiero 26 lutego 1943 roku. Wówczas to przydzielono z Getta w Łodzi tutejszym Żydom: 11 spodni, 11 kurtek, 1 sukienkę, 1 koszulę damską, 1 majtki. Natomiast 22 maja 1943 roku komendant obozu majster szybowy (wykopów) Otto Meschkat pokwitował odbiór odzieży dla osadzonych tutaj Żydów: 21 garniturów, 21 par majtek, 21 koszul męskich, 21 par drewniaków oraz 1 sukienka, 1 koszula damska, 1 majtki, 1 para butów damskich. 

A oto, co zdołałem ustalić na podstawie relacji byłych mieszkańców, Busewa - Tadeusza Więzowskiego i Żegotek - Jacka Pawnuka.

Miejsce przetrzymywania zlokalizowane było na obszarze współczesnego siedliska gospodarstwa rolnego pod numerem Busewo 2. W tymże czworaku przetrzymywani byli w urągających godności ludzkiej, Żydzi. W obozie przetrzymywana była urocza Żydówka, która w bliżej nieznanych okolicznościach zaszła w ciążę. Rzekomym ojcem dziecka miał być komendant obozu i majster prac odwadniających. Kiedy przyszedł czas rozwiązania zawezwano do ciężarnej miejscową akuszerkę Lustyczkę, która miała poród przyjąć i nie dopuścić, by matka nakarmiła noworodka. Niemowlę miało umrzeć, ale dobroduszna akuszerka podjęła próbę uratowania ślicznego dzieciątka i nakarmiła je herbatką, wywołując tym samym u niemowlęcia odruch ssania. Podjęła również negocjacje z zarządcą majątku, Schulzem, lecz ten zakazał jej ratowania dziecka, które po kilku dniach zmarło z wycieńczenia. Wkrótce też przepadła matka niemowlęcia.

 

Zmarłych Żydów, których śmierci urzędowo nie odnotowywano, chowano w ogrodzie u Niemki, czyli pod współczesnym numerem adresowym Busewo 6. Po wojnie miejscowi nie chcieli z tego sadu jeść żadnych owoców, powtarzając, iż wyrosły one na trupach żydowskich. W pamięci miejscowych zachowało się wspomnienie o braciach żydowskich i o jednym z Żydów, który nosił nazwisko Falz. W nieznanych bliżej okolicznościach jeden z braci szczęśliwie przetrwał, gdzieś w ukryciu do końca wojny. Powrócił w 1945 roku do Żegotek, lecz po kilku dniach opuścił wieś i udał się do Poznania.

 

Obóz istniał prawdopodobnie do września - października 1943 roku, czyli ok. półtora roku. Niestety nie wiadomo nic o jego likwidacji i o losie większości przetrzymywanych w nim Żydów, za wyjątkiem piątki, z których troje uległo zagładzie, a dwoje przeżyło. O osobach, które przeżyły Holokaust, dowiadujemy się z danych Instytutu Yad Vashem. Byli nimi Żydzi figurujący na liście więźniów obozu w Żegotkach: Mosze Witkowski z Kleczewa, syn Abrahama i Estery oraz Dawid Rygiel, również z Kleczewa, syn Meir i Fradel.

Odcinki rowów melioracyjny zbudowanych przez Żydów

Niestety brat Mosze, Szlomo Witkowski urodzony w Kleczewie w 1920 roku jako syn Abrahama i Estery, z zawodu krawiec, został zamordowany w Auschwitz, o czym Mosze poinformował Instytut Yad Vashem. Również brat Dawida, Shaul Rygiel urodzony w Kleczewie w 1910 roku został zamordowany w bliżej nieznanych okolicznościach. Ta informacja jest oparta na świadectwie przesłanym przez brata Davida, również do Yad Vashem. Przed II wojną światową oboje mieszkali w Kleczewie i stamtąd zostali wywiezieni do Getta w Łodzi, a następnie do Wiesengrund - Żegotek. Sprawdzając kolejnych więźniów obozu pracy przymusowej w Żegotkach, trafiłem na jeszcze jedną osobę z listy. Otóż, był to Icheskel (Chaskiel) Ajman. Urodził się on w Kole w 1920 roku jako syn Rafaela i Miriam. Był kawalerem. Przed II wojną światową mieszkał w Ślesinie. Również z wybuchem wojny tam przebywał, a następnie trafił do Getta w Łodzi. Icheskel został zamordowany w bliżej nieznanych okolicznościach, a informację tę podał Instytutowi Yad Vashem Max Mendel Tzadok, prawdopodobnie świadek zbrodni.

Rów melioracyjny - przebieg pod drogą do Bożejewic
Rzeczka Sławka pod Żegotkami

Zatem opowieść, którą usłyszałem z ust Jacka Pawnuka znajduje potwierdzenie w powyższych danych. Budynek po obozie - czworak, przetrwał do lat 60. XX w. Mieszkały w nim po wojnie rodziny: Domachowskich, Świńskich, Komisarczyków i Patułów. W połowie tychże lat Jan Domachowski wystawił budynki gospodarcze obok czworaka. Zaś w 1968 r. następca po Domachowskim, Henryk Drozda wystawił na miejscu rozebranego czworaka, dom mieszkalny. Jednym z widomych do dziś śladów po Żydach z obozu w Busewie jest głęboki rów melioracyjny, biegnący przez pola żegockie z północy na południe ku pałacowi, a także pogłębiona i oczyszczona rzeczka (kanał) Sławka.

Foto.: AP Łódź, Internet - domena publiczna, Google Maps.


poniedziałek, 30 stycznia 2023

Wódz Błękitnej Armii w Mogilnie

Powitanie gen. Józefa Hallera przez starostę mogileńskiego hr Mieczysława Dąmbskiego przed dworcem kolejowym w Mogilnie

Przypadek sprawił, że trafiłem na zdjęcia z wizyty gen. Józefa Hallera w Mogilnie. Znajdują się one w zasobach Archiwum Państwowego w Bydgoszczy i Archiwum Akt Nowych w Warszawie. Moc uroku płynąca z tych zdjęć zachęciła mnie do zgłębienia tematu wizyty. Dotarłem do artykułów w „Rozmaitościach Mogileńskich“ i „Dzienniku Kujawskim“. W tej ostatniej gazecie szeroko opisywano przygotowania do wizyty gen. Józefa Hallera w 1926 roku i uroczystość poświęcenia sztandaru Związku Halerczyków Placówka Mogilno…

Wizyta gen Józefa Hallera w Mogilnie

Działo się to z górą 103 lata temu. Był piątek 12 grudnia 1919 roku - dzień szczególny, dzień pełen rzadkich imion. Tegoż dnia imieniny obchodzili m.in.: Adelajda, Amonaria, Dionizja, Edburga, Epimach, Gościwit Liberata, Maksanty, Maksencjusz, Merkuria, Paramon, Spirydion, Suliwuj, Synezjusz. Około dwóch kwadransów na drugą (13,30) na stacji kolejowej w Mogilnie zatrzymał się pociąg specjalny, z którego wysiadł w asyście wysokich rangą oficerów gen. Józef Haller. „Błękitny Generał“ - jak nazywano generała w kręgach żołnierskich - przybył tutaj, by dokonać inspekcji oddziału strzelców, sformowanego jako dwie kompanie. Formacja szybko rozrastała się i potrzebowała większego zaplecza, niż to jakim dysponowała w Mogilnie - Dom Katolicki, Sokolnia, Vereinshaus (Dom Stowarzyszeń) i kręgielnia w Rynku. Ale szczególnym celem inspekcji było wydanie stosownych rozkazów celem liczebnego zwiększenia oddziału i przygotowania go do zbliżającego się terminu przejęcia Pomorza z rąk niemieckich.

Spotkanie gen. Józefa Hallera z weteranami Powstania Styczniowego 1863-1864 i grupą powstańców wielkopolskich

Starogardzki Pułk Strzelców powołano do życia na rozkaz dowódcy Dywizji Strzelców Pomorskich, w październiku 1919 roku w Pakości. Jego zalążkiem było 2 oficerów, 35 podoficerów i 204 szeregowych, którzy jedną tworzyli kompanię strzelecką i jedną kompanię karabinów maszynowych. Dowództwo objął kapitan Stefan Meissner, mając do pomocy por. Stanisława Manię. Już 10 listopada kadra została przeniesiona do Mogilna, gdzie dzięki stałemu napływowi ochotników w styczniu 1920 roku rozrasta się do siły batalionu (9 oficerów i 460 szeregowych). W składzie Dywizji Strzelców Pomorskich 18 stycznia 1920 roku młody pułk wziął bezpośredni udział w przejmowaniu z rąk niemieckich Pomorza. Maszerując przez Inowrocław, pułk przeszedł pod Gniewkowo (ówczesną linię demarkacyjną) i wkroczył w południe 19 stycznia 1920 roku do Torunia. Po krótkim pobycie w mieście, 2 lutego 1920 roku został przeniesiony do Starogardu. Tam nastąpił dalszy szybki rozwój pułku a jego dowódcą został wówczas major Eustachy Serafinowicz.

Z kadrą oficerską i żołnierzami pułku stacjonującymi w Mogilnie

Wizyty inspekcyjna gen. Józefa Hallera w Mogilnie była jedyną w międzywojennych dziejach miasta. Należy przy tym wspomnieć, że gen. Józef Haller miał przybyć 13 maja 1926 roku do Mogilna, ale niestety tak się nie stało. W tym dniu miało miejsce poświęcenie sztandaru mogileńskiej Placówki Związku Hallerczyków. Prasa jeszcze 12 maja szumnie tę uroczystość i przybycie Generała anonsowała, a tu dnia następnego - rozczarowanie… Oddajmy głos prasie regionalnej, która tak oto ten dzień udokumentowała (fragment):

 

Mimo wszystko wizyta - inspekcja z 12 grudnia 1919 roku i ta niezrealizowana z 13 maja 1926 roku na tyle trwale zapisały się u mogilnian, że na wniosek Związku Halerczyków Placówka w Mogilnie, Rada Miejska już w 1926 roku podjęła uchwałę o nadaniu dawnej ulicy Kolejowej nowej nazwy, Józefa Hallera. W Urzędowym spisie abonentów sieci telefonicznej Okręgowej Dyrekcji Poczt i Telegrafów w Poznaniu 1926-27 ulica Józefa Hallera występuje już w oficjalnym wykazie ulic miasta Mogilna. W latach powojennych Generała usunięto z nazwy ulicy i powrócił on 1 stycznia 1991 roku w brzmieniu i zapisie ulicy, Józefa Hallera.