środa, 18 stycznia 2023

160 rocznica Powstania Styczniowego - cz. 1

22 stycznia obchodzić będziemy 160 rocznicę wybuchu Powstania Styczniowego. Do dzisiaj na starej strzeleńskiej nekropoli znajduje się sześć miejsc spoczynku Powstańców z lat 1863-1864, w których zostało pochowanych siedmioro strzelnian. W tym zrywie niepodległościowym udział wzięło kilkudziesięciu mieszkańców naszego miasta i okolicy, których znamy z nazwiska, ale niestety ślady po nich na naszym cmentarzu uległy całkowitemu zatarciu.

Południowa (na dole) i wschodnia (po prawej) granica z zaborem rosyjskim, którą przekraczali strzelnianie niosąc pomoc braciom...

Poniżej zamieszczam część 1. artykułu mojego autorstwa, który wygłosiłem w ubiegłym roku w Muzeum Niepodległości w Warszawie, a który ukazał się w książce Powstanie styczniowe. Kraj Litwa pogrążyły się w żałobie narodowej (Warszawa 2022).

Pomoc braciom za kordonem 

Do ożywienia działalności narodowej w Wielkim Księstwie Poznańskim przyczyniły się wiadomości docierające z Królestwa Polskiego. Tak było w 1861 roku, kiedy w odpowiedzi na napływające stamtąd wieści o kończących się często krwawo demonstracjach i aresztowaniach mieszkańcy Strzelna i okolic masowo uczestniczyli w odprawianych mszach żałobnych za ofiary carskie przemocy. Podczas tych mszy śpiewano Boże coś Polskę i inne pieśni religijno-patriotyczne. Ludność zaczęła ubierać się w czarne żałobne stroje, do których dołączano żałobną biżuterię z elementami narodowymi. Wielu odmawiało przyjmowania pism urzędowych napisanych wyłącznie w języku niemieckim.

Po wybuchu w Królestwie Polskim Powstania Styczniowego 1863 roku władze pruskie zaostrzyły kontrolę na pobliskiej granicy z Królestwem, gromadząc znaczne siły wojskowe. Ich zadaniem było uszczelnienie linii granicznej i nie dopuszczenie do przerzutów pomocy materialnej, broni i ludzi. Zwerbowane w regionie oddziały ochotników starały się niepostrzeżenie przedostać na drugą stronę, a rozbite wracały i organizowały się na nowo. Wykorzystując gęste przygraniczne las, jezioro Gopło i bezdroża pod osłoną nocy regularnie przerzucano broń, amunicję, leki, bieliznę i wszelkie inne zaopatrzenie dla braci powstańczej. Swoistymi magazynami zaopatrzeniowymi były rozsiane wzdłuż granicy zabudowania folwarczne tutejszego patriotycznego ziemiaństwa. 

W tym samym czasie znana wielkopolska samarytanka Emilia Sczaniecka przystąpiła do tworzenia struktur organizacyjnych komitetu opieki nad rannymi. Był on wzorowany na komitecie sprzed 15 lat, czyli z czasów Wiosny Ludów. Sama Emilia swoje doświadczenia na niwie niesienia pomocy rannym zdobyła już w 1831 roku w Królestwie Polskim, a następnie w 1848 roku w Wielkim Księstwie Poznańskim organizując i prowadząc lazarety[1]. By uniknąć szykan i kar ze strony władzy Sczaniecka napisała wniosek do naczelnego prezesa prowincji Karla Wilhelma von Horna o wyrażenie zgody na utworzenie w Księstwie lazaretów dla rannych powstańców. W końcu kwietnia taką zgodę uzyskała m.in. na utworzenie lazaretu w Strzelnie na Kujawach w powiecie inowrocławskim, w pobliżu granicy dla tych rannych powstańców, którzy przejdą kordon. Tym samym nastąpiła również legalizacja działalności dotychczas tajnego komitetu, a mianowicie Wielkopolskiego Komitetu Niewiast oraz funkcjonującego już wówczas lazaretu. Horn zapewniał ją, że lazaret nie będzie narażony ze strony władz na żadne szykany, nadto rozesłał do landratów nadgranicznych okólnik z obwieszczeniem o zamiarze Emilii Sczanieckiej. Pewna więc poparcia naczelnego prezesa, rozpoczęła Sczaniecka wraz z doktorem Teofilem Mateckim i kilku paniami oficjalne starania związane z założeniem lazaretu w Strzelnie, a następnie zaopatrzeniem go w łóżka oraz zgromadzeniem środków potrzebnych do jego funkcjonowania: materiałów opatrunkowych, medykamentów, żywności, bielizny osobistej, szpitalnej itd.[2]

Lazaret zorganizowany został w pustych pomieszczeniach po poddanym kasacji w 1837 roku klasztorze norbertanek. Zabudowania klasztorne tworzyły nieregularny czworobok z dziedzińcem pośrodku, przylegający od strony północnej do bazyliki św. Trójcy. Całość była dwupiętrowa, nakryta dwuspadowymi dachami ceramicznymi. Wewnątrz znajdowały się 44 cele mieszkalne na I piętrze, zaś na parterze duże pomieszczenia typu refektarz, kapitularz, a także kilkanaście innych pomieszczeń: kuchennych, magazynowych i mieszkalnych[3]. Zapewne wcześniej Emilia Sczaniecka, w porozumieniu z proboszczem strzeleńskim ks. Ignacym Martenem, otrzymała na zajęcie pomieszczeń klasztornych zgodę od metropolity gnieźnieńskiego i poznańskiego, prymasa Polski abp. Leona Przyłuskiego. 

Blisko dwa miesiące wcześniej doszło do pierwszych walk w pobliżu granicy Królestwa z Księstwem. Miały one miejsce 17 lutego 1863 roku pod Krzywosądzem i 21 lutego pod Nową Wsią, czyli na długo przed oficjalną zgodą na uruchomienie strzeleńskiego lazaretu. Tuż po walkach udały się w te miejsca Magdalena Rekowska z Wójcina i Paulina Biesiekierska z Płowiec. Obie panie miały swoje dwory w pobliżu granicy w Królestwie Polskim (współczesnym powiecie radziejowskim) i w nich urządzono tymczasowe lazarety dla lżej rannych. Przybyła do Królestwa Emilia Sczaniecka zabrała z pola walk ciężej rannych do głównego szpitala Komitetu Niewiast Wielkopolskich, urządzonego w Strzelnie. Tam zajęli się poszkodowanymi miejscowi lekarze dr Karol Ferdynand Gorczyca, dr Rudolf Jordan oraz przybyły z Trzemeszna praktyczny lekarz dr Wincenty Cunow, który dał się poznać już w 1848 roku, lecząc rannych powstańców[4]. Do lazaretu dojechał z Poznania również znany powszechnie dr Teofil Matecki, który współorganizował tę placówkę ze Sczaniecką. Oficjalnie lazaret strzeleński jeszcze nie istniał, gdyż władze pruskie zgodę na jego działalność wydały dopiero w kwietniu 1863 roku. Nie przeszkadzało to w zwożeniu do Strzelna rannych powstańców. Policja nie interweniowała, gdyż upatrywała w takim skupieniu rannych korzystniejszą dla siebie sytuację - miała na oku w jednym miejscu dużą ilość powstańców i nie musiała szukać ich po dworach rozsianych wzdłuż granicy[5].

 

Początkowo przewidywano w Strzelnie miejsce dla 20-30 rannych. Wkrótce zgromadzono tutaj przeszło 120 poszkodowanych z pól bitewnych pod: Bieniszewem, Mieczownicą, Ślesinem, Olszową i Dobrosłowem. Kilkudziesięciu rannych z braku miejsca znalazło schronienie w mieście, w prywatnych domach. Sczaniecka mimo swoich 59 lat i nie najlepszego stanu zdrowia, jeździła na pobojowiska, opatrywała, transportowała rannych i kierowała całym systemem udzielania pomocy. Pracowała znacznie ciężej niż wtedy, gdy dopiero rozpoczynała swą działalność samarytańską w 1831 roku. Z upływem czasu praca w lazarecie nabrała cech bardziej zorganizowanych, a do udzielania pomocy zaangażowano wiele wcześniej przeszkolonych miejscowych kobiet. Znamienne było, że żołnierze pruscy i rosyjscy nie przeszkadzali lekarzom i samarytankom, zwłaszcza, że jedni widzieli zaangażowaną w niesienie pomocy powszechnie przez nich szanowaną Emilię Sczaniecką, a drudzy przekonali się, że samarytanki udzielają pomocy zarówno powstańcom jak i poszkodowanym żołnierzom rosyjskim, czyli wszystkim, niezależnie od narodowości i strony walczącej. Wkrótce też okazało się, że lokalizacja lazaretu na Kujawach, w Strzelnie była słuszna i trafiona. Poza pomocą medyczną i opieką nad rekonwalescentami, utworzono tutaj bazę materiałów sanitarnych, które stąd trafiały do lazaretów przejściowych, rozmieszczonych wzdłuż granicy[6]

W strzeleńskim lazarecie ranni mieli zapewnioną najbardziej fachową opiekę, ale za to policja bez trudu mogła sprawować nad nimi kontrolę. Jawność funkcjonowania była przecież jednym z głównych warunków istnienia powstańczych szpitali. Po zdekonspirowaniu Komitetu Działyńskiego i aresztowaniach władze pruskie zażądały wykazów rannych powstańców przebywających w lazarecie strzeleńskim. Trzeba więc było jak najszybciej zarejestrować wielu z rannych pod fałszywymi danymi. Głównie chodziło o uchronienie - już po wyzdrowieniu - przed aresztowaniami powstańców pochodzących z Wielkiego Księstwa Poznańskiego. Zaczęto więc zza kordonu przywozić dokumenty osobiste, szczególnie osób tam poległych. Jednak nie udało się w ten sposób ochronić wszystkich przed aresztowaniami. W rezultacie niektórzy z już podleczonych powstańców znaleźli się w więzieniu w Inowrocławiu i tam czekali na rozprawę sądową za udział w powstaniu. O ile było to możliwe Sczaniecka starała się informować najbliższych rannego o miejscu jego pobytu. Rodziny przybywały wówczas do Strzelna w odwiedziny i jeżeli tylko stan zdrowia rannych pozwalał na to, spotykali się oni z matkami i ojcami, a niekiedy nawet byli zabierani do rodzinnych domów na dalszą kurację. Znany jest tragiczny los jednego z podopiecznych Sczanieckiej, ks. Witolda Miaskowskiego, syna weterana powstań z lat 1831 i 1848, który był kapelanem w oddziale Kazimierza Mielęckiego. Ranny w boju kurował się w lazarecie w Strzelnie. Po zawiadomieniu rodziców o miejscu pobytu ks. Miaskowski zdążył jeszcze zobaczyć się z matką. Po wyleczeniu kapłan powrócił do swojej parafii za kordonem, do Złotkowa pod Kleczewem, ale wkrótce został aresztowany i zesłany na Syberię, gdzie zmarł[7].

Strzelno - Wzgórze Świętego Wojciecha. Lekarze i pacjenci lazaretu powstańczego z 1863-1864.

Niewiele zachowało się nazwisk w aktach pruskich nazwisk leczonych w Strzelnie powstańców. Wiemy, że przebywali tutaj: Walery Paulus z pobliskich Markowic, Marcin Konwiński - który dochodził tutaj dozdrowia w 1863 roku, Walenty Jabłoński z Kórnika - terminator szewski, Stanisław Jasiński z Witkowa - pisarz majątkowy, Herman Scheide aż z Tylży, Szczepan Pruszak - fornal z Piask po drugiej stronie Gopła, Franciszek Chłapowski - terminator szewski. Wszyscy przebywali w tym miejscu w dniu 1 stycznia 1864 roku[8]

Z kolei na liście z 21 lutego 1864 roku w „prywatnym lazarecie“ w Strzelnie znajdujemy 10 powstańców z których sześciu zmarło i prawdopodobnie zostali pochowani w Strzelnie, a byli to: Józef Gałęzowski alias Schmidt - ekonomista z Paryża, emigrant galicyjski z 1848 roku; Jan Leszczyński - nauczyciel muzyki z Nidzicy; Michał Wroński - agronom z Turwi; Mikołaj Dobrzyński - szewc z Trzemeszna; Aleksander Gawroński - ogrodnik z pobliskiego Nożyczyna oraz Stefan Ziemiński - malarz z Brodnicy w powiecie śremskim. Pozostała czwórka to nadal leczący się z ran: Konstanty Mokrodolski, alias Stanisław Wiśniewski - gimnazjalista z Gorzewa w powiecie wągrowieckim; Edmund Dąbrowski - elew gospodarczy z Sielec w powiecie średzkim; Walenty Kosiński - syn chałupnika z Parchania w powiecie inowrocławskim; Leon Stachowski - gimnazjalista z Poznania[9]

Niezadowolone z działalności lazaretu strzeleńskiego władze pruskie przeprowadzały w nim rewizje, aby w ten sposób zdobyć informacje, na które daremnie czekały od administracji szpitala. W związku z jedną z takich rewizji abp Przyłuski wystosował pismo do nadprezydenta Horna, w którym skarżył się, iż 9 marca 1864 roku o godz. 6,30, żandarm Schachwitz w asyście wojska dokonał rewizji budynków kościelnych, kościoła, klasztoru i plebani w Strzelnie u św. Trójcy. Rewizja ta, jak twierdził arcybiskup, była przeprowadzona bez pisemnego nakazu. Trwała do godz. 13,00, co uniemożliwiało odprawienie nabożeństwa. Arcybiskup przypomniał nadprezydentowi, iż powszechnie jest przyjęte, że o podobnych przedsięwzięciach powiadamia się władze kościelne. Lazaret strzeleński funkcjonował do 22 czerwca 1864 roku. Właśnie tego dnia radca dominium w Strzelnie przesłał nadprezydentowi prowincji poznańskiej zawiadomienie, że szpital uległ likwidacji[10].

Strzelno - Wzgórze Świętego Wojciecha. Widok na zespół poklasztorny - dawny lazaret powstańczy.

Po upadku Powstania Styczniowego wielu strzelnian - powstańców, którzy zostali pochwyceni przez Rosjan - trafiło na zesłanie, na Syberię. Kilkudziesięciu trafiło do więzienia w Inowrocławiu, a nawet do berlińskiej twierdzy-więzienia w dzielnicy Moabit, gdzie oczekiwali na słynny proces berliński. Bohaterami tamtych dni było dwoje młodych powstańców, późniejszych mieszkańców Strzelna - Michalina Rygiewicz i Mikołaj Siemianowski, pomiędzy którymi wybuchła wielka miłość. Oboje czynnie zaangażowali się w Powstanie Styczniowe. Ona była łączniczką między lazaretem powstańczym w Strzelnie a dworem szarlejskim oraz sztabem pułkownika Wincentego Raczkowskiego, stacjonującym w majątku Karczyn. Tam właśnie został aresztowany za udział w powstaniu Mikołaj, który potem był sądzony w więzieniach w Inowrocławiu, a następnie w Mobicie. W procesie berlińskim został skazany na dwa lata twierdzy, a po roku ułaskawiony. Po powrocie na Kujawy Mikołaj w 1865 roku poślubił Michalinę. Z tej miłości, która zakiełkowała w czasie powstania, zrodziło się małżonkom dziewięcioro dzieci. Dwoje z nich szczególną odegrało rolę w dziejach: prowincjonalnego Strzelna - Wanda; Górnego Śląska i Poznania - Józef. 

Siemianowscy byli bardzo zacną i patriotyczną rodziną, o której sam Stanisław Przybyszewski w Moich współczesnych tak oto napisał:

Zarządcą Szarleja był przez długi szereg lat niezmiernie zacny człowiek, powstaniec z 63 roku, Mikołaj Siemianowski, a mógł się szczycić nie byle jaką towarzyszką swego życia. P. Michalina nie posiadała wprawdzie głębszego wykształcenia, ale w zamian za to prawdziwą kulturę serca i współczującą, we wszystko wnikającą intuicję. Z głębokim wzruszeniem wspominam tę piękną postać, a nie wiem dlaczego, ile razy ją wspomnę, przypomina mi się matka Szopena, Justyna Krzyżanowska. Dziwne, jak się czasem najodleglejsze asocjacje kojarzą. Między rodzicami moimi a rodziną Siemianowskich istniała głęboka i serdeczna przyjaźń, przez długi szereg lat niczym nie zakłócona; pamiętam, że matka moja z nikim tak chętnie i serdecznie nie przestawała, jak z p. Michaliną[11]

Warto jeszcze wspomnieć, że do dzisiaj na starej strzeleńskiej nekropoli znajduje się kilkadziesiąt zadbanych starych pomników nagrobnych, a pośród nim również sześć pomników powstańców styczniowych[12]:

1.      Lekarza z lazaretu dr. Karola Ferdynanda Gorczycy, patrioty, który do Strzelna przybył z Ełku, a o którym we wspomnieniu pośmiertnym napisano: Chociaż urodzony w zniemczonych i sprotestantyzowanych Mazurach, zapamiętał wyniosłe słowa wuja swego Mrongowiusza: <<chcę myśleć, żyć i umrzeć po mazursku>> i przyszedłszy na Kujawy, zrozumiał, że to nic innego nie znaczy, jak myśleć i żyć po polsku[13].

2.      Gimnazjalisty trzemeszeńskiego i powstańca styczniowego dr. Jakuba Cieślewicza - bojownika o wolność z naporem germanizacyjnym, którego zaborca pruski nazywał „Królem miejscowych Polaków“, pierwszego honorowego obywatela naszego miasta.

3.      Opisanych wyżej Michaliny z Rygiewiczów i Mikołaja Siemianowskich.

4.      Aleksandra Jacoba - sędziego sądu w Tykocinie, pracownika Wydziału Spraw Wewnętrznych Rządu Narodowego - wychodźcy, który zamieszkał w Wielkim Księstwie Poznańskim w Bożejewicach i Strzelnie.

5.      Ludwika Jasińskiego, powstańca, organizatora transportów broni dla walczących braci, właściciela podstrzeleńskich Bławat.

6.      Nikodema Modrzejewskiego - powstańca styczniowego, w wolnej Polsce awansowanego do stopnia podporucznika. 

W 150. rocznicę wybuchu Powstania Styczniowego w 2013 roku Towarzystwo Miłośników Miasta Strzelna ufundowało tablicę pamiątkową na budynku byłego lazaretu powstańczego. Do tego też roku wszystkie pomniki nagrobne powstańców na starej strzeleńskiej nekropoli zostały przez członków TMMS poddane renowacji oraz odbudowie. Także z okazji tej rocznicy przed Pałacem Prezydenckim na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie miała miejsce plenerowa wystawa, na której zaprezentowane zostały również strzeleńskie wątki powstania styczniowego - lazaret.

CDN


[1] Helena Łuczakówna, Emilia Sczaniecka. Zarys Biografii na tle walk narodu polskiego o niepodległość, [w:] „Roczniki Historyczne“, Rocznik VI zeszyt 2, Poznań 1930, s. 129-196.

[2] Marek Rezler, Emilia Sczaniecka 1804-1896, Poznań 1996, s. 152, 153.

[3] Jolanta Dubikajtis, Zabudowa klasztoru norbertanek w Strzelnie w świetle inwentaryzacji Augusta W. Dorsteina z lat 1803-1804, [w:] „Kwartalnik Historii Kultury Materialnej“ 1990, tom 38, nr 3-4, s. 273-289.

[4] „Dziennik Poznański“, 1868.04.07 nr 81 - wspomnienie pośmiertne; Piotr Szarejko, Słownik lekarzy polskich XIX wieku, T. III, Warszawa 1995, s. 91-92 (Cunow).

[5] Marek Rezler, op. cit., s. 156.

[6] Ibidem, s. 157.

[7] Ibidem, s. 159-160.

[8] Stanisław  Myśliborski-Wołowski, Rejencja bydgoska a powstanie styczniowe, Warszawa 1975, s. 156.

[9] Wacław Truszkowski-Fidler, Wykaz Wielkopolan uczestników powstania 1863 roku, [w:] Przegląd Historyczny 1937-1938, nr 34/2 s. 727-728.

[10] Stanisław  Myśliborski-Wołowski, op. cit., s. 156.

[11] Stanisław Przybyszewski, Moi współcześni. Wśród swoich, Cz. 2, Warszawa 1930, s. 16.

[12] Kazimierz Chudziński, Marian Przybylski, Strzeleńska nekropolia, Strzelno 2002, s. 60-62, 81-82, 85, 108-109, 132-136.

[13] Wspomnienie pośmiertne o śp. dr. Karolu Ferdynandzie Gorczycy, „Dziennik Poznański“, 1892.04.26 nr 95 -  s. 4.

poniedziałek, 16 stycznia 2023

Książ - wieś tonąca w błocie?

W latach powojennych infrastruktura wsi Książ w gminie Strzelno niczym nie różniła się od tej z XIX w. Z początkiem XX w. we wsi był już telefon. Na przełomie lat 50. i 60. XX w. postęp zdawał do niej się wdzierać. W pierwszej kolejności na betonowych słupach zainstalowano liny stalowo-aluminiowe, którymi popłynął prąd elektryczny. Natomiast w 1961 roku wieś została połączona ze Stodołami nową 1,5 km drogą asfaltową. 

Załączone poniżej zdjęcia zostały zrobione przed 1961 rokiem. Nie widać, by we wsi była utwardzona asfaltowa droga, za to widać betonowe słupy linii energetycznej oraz wewnętrzne drogi polne. Zdjęcia pochodzą z kolekcji Klausa Mantheya z Hermsdorf koło Drezna - Niemcy. Na odwrocie opisane są tylko dwoma słowami „Książ - Kopeć“. Zatem, są to zdjęcia ze wsi Książ oraz z gospodarstwa rodziny Kopciów, których Klaus odwiedzał podczas swych przyjazdów do Polski.







Książ według Heliodora Rucińskiego





 

sobota, 14 stycznia 2023

Ciencisko - miejsce masowych zbrodni w lesie Amerykan

W grudniu 2022 roku staraniem burmistrza Dariusza Chudzińskiego poddano pracom remontowym miejsce pamięci narodowej w lesie zwanym Amerykan pod Cienciskiem. W tym miejscu rozstrzelano, a później zacierano ślady niemieckiej zbrodni. W czasie II wojny światowej Lasy Miradzkie były świadkami masowych egzekucji ludności narodowości polskiej i żydowskiej, dokonanych przez okupanta niemieckiego. Do dzisiaj zidentyfikowanych jest 101 osób rozstrzelanych w Lasach Miradzkich (Kopce, Jeziorki, Kurzebiela i Ciencisko), z tego 41 Polaków w miejscowości Kopce. W odniesieniu prawie do co najmniej 80 osób brak danych. Do tej liczby należy doliczyć jeszcze Żydów wymordowanych w lesie Leśnictwa Kurzebiela. Zabójstw dokonywali członkowie Selbstschutzu, żołnierze Wehrmachtu oraz funkcjonariusze żandarmerii, SS i Gestapo. Dzisiaj dla przypomnienia historii masowych straceń Polaków i polskich Żydów w Lasach Miradzkich przypomnę dzieje tego szczególnego miejsca ludobójstwa pod Cienciskiem, w lesie Amerykan.   

Okres drugiej wojny światowej pozostawił krwawą bliznę na polskiej części społeczeństwa. Okoliczne lasy Nadleśnictwa Miradz stały się miejscem kaźni mieszkańców byłego powiatu strzeleńskiego i gmin Strzelno-Północ oraz Strzelno-Południe. Jedna z pierwszych egzekucji jaką wykonali zbrodniarze niemieccy miała miejsce 29 października 1939 roku na skraju lasu w miejscowości Kopce. Kolejna, 25 listopada 1939 roku w lesie leżącym pomiędzy Cienciskiem, a Jaworowem, zwanym przez miejscową ludność lasem Amerykan lub lasem Babiniec w Leśnictwie Przedbórz. W tym dniu hitlerowcy zwieźli do lasu zakładników ze Strzelna i okolicy, których wcześniej przetrzymywali w miejscowym więzieniu i dokonali na nich zbiorowej egzekucji. Podobnie postąpili w grudniu tegoż roku.

 

W kronice szkolnej nieistniejącej już dzisiaj Szkoły Podstawowej w Ciencisku znajdujemy opis tych straszliwych wydarzeń. Spisał je na podstawie wywiadów przeprowadzonych tuż po wojnie wśród miejscowej ludności Edmund Boesche, kierownika szkoły. Zapisał on między innymi: Nauczyciel ...Rostkowski, ...wysiedlony w roku 1939 przez Niemców, zaginął. W szkole zaczęła uczyć Niemka Traute Karge. ...Za należenie do polskiej organizacji młodzieżowej aresztowano wielu Polaków, znęcano się nad nimi i mordowano. Taki los spotkał Juliana Baranowskiego, syna tutejszego rolnika, rozstrzelanego w lesie w Łąkiem. Zamęczony został również w lagrze rolnik tutejszy Józef Sarnowski. W lesie pobliskim, zwanym Babiniec, rozstrzelano wielu Polaków ze Strzelna i okolicy. Wśród zamordowanych byli (wymieniono tu również strzelnian pomordowanych w innych częściach lasów Nadleśnictwa Miradz): Albin Radomski, Kazimierz George, Władysław Trzecki, Marian Plewiński, Jan Dałkowski kierownik szkoły nr 1 w Strzelnie, Wincenty Płócienniczak, [Stanisław] Kasiorski, [Mieczysław] Olszak, Stanisław Jezierski, Wacław Cieślewicz, wszyscy ze Strzelna, [Kazimierz] Deskiewicz z Markowic, kowal z Markowic, którego nazwiska tu nieznano, a który toporem zabił trzech Niemców (z patrolu wojsk niemieckich), ks. Marian Wyduba proboszcz z Markowic (Rozstrzelany został w lesie za leśniczówką Kurzebiela ok. 500 metrów, po lewej stronie, od drogi do Cienciska), Francuz akademik Jerzy Don, Bardzki Władysław z Jezior Wielkich, Tomasz Szutowski z Jezior Wielkich, Bernard Kopaczewski z Jezior Wielkich, Bolesław Pasturczak? z Jezior Wielkich... Egzekucji tej przyglądał się, ukryty w konarach wysokiego drzewa, młody Czesław Wegner, późniejszy kierownik szkoły w Kruchowie. Na miejsce straceń przywiodła go obawa, czy wśród rozstrzelanych nie znajduje się jego ojciec, przetrzymywany w strzeleńskim więzieniu. Ponadto rozstrzelano ...60 zakonników franciszkanów z Przeorem. Zakonnicy źle rozstrzelani, żywcem przeważnie zakopani w dole i polani kwasem solnym. Na drugi dzień jeszcze okoliczni rolnicy Polacy, którzy z narażeniem własnego życia poszli tam zobaczyć, widzieli jeszcze ruszającą się ziemię.

25 listopada 1982 roku - przemawia Antoni Wesołowski

Opisane w kronice szkolnej rozstrzelanie zakonników zdaje się mieć odniesienie do innego wydarzenia, kojarzonego przez niektórych mieszkańców Cienciska z masową egzekucją Żydów. Miała ona miejsce w lesie, po lewej stronie drogi, pomiędzy leśniczówką Kurzebiela a Cienciskiem w odległości około połowy długości tejże drogi w głębi lasu. Najprawdopodobniej ofiarami krwawego mordu stali się więźniowie żydowscy hitlerowskich obozów pracy przymusowej z okolic Inowrocławia, a nie franciszkanie. Miało to mieć miejsce około 20 grudnia 1942 roku.

25 listopada 1982 roku - tablicę na pomniku odsłaniają, Antoni Wesołowski i Gwidon Trzecki

Z dalszych informacji zawartych w kronice szkolnej możemy dowiedzieć się, że: W roku 1944, widząc, że kończy się ich panowanie, Niemcy wykopali zwłoki pomordowanych Polaków i spalili je na stosach by zatrzeć ślady okrutnego mordu. Trupy zwożono kilka dni z całego powiatu i spalono razem około 500 [?] zwłok. Znaki po tym spaleniu pozostały na okolicznych drzewach do dziś dnia. Wystawiono tam krzyż ku upamiętnieniu tejże tragedii, a dzieci Szkoły Powszechnej [później Podstawowej] w Ciencisku pielęgnują to miejsce rok rocznie.

25 listopada 1982 roku - przemawia Franciszek Rosiński

Opowiadali mieszkańcy wsi, że niemal codziennie można było widzieć samochody wjeżdżające ze skazańcami do okolicznych lasów, a następnie dawało się słyszeć odgłosy strzałów dochodzące z ich głębi i powracające puste samochody. Lasy Miradzkie, a szczególnie leśnictwa Kopce, Kurzebiela i Przedbórz - jak zapisano w Kronice szkolnej Szkoły Podstawowej w Łąkiem kierownik Franciszek Kostka - usiane były grobami pojedynczymi i zbiorowymi. Na rejon leśnictwa Kopce wywieziono pod koniec października i w początkach listopada dwie grupy dawniejszych powstańców wielkopolskich ze Strzelna i okolicy, raz 18 osób, a drugi raz 22 osoby. Również niedaleko drogi z Łąkiego do Jeziorek zostało jednego wieczora listopadowego straconych 7 osób, między nimi prawdopodobnie miał być (...) Andrzej Marchlewicz. Ludność z Jeziorek zmuszono do zakopywania żywych jeszcze ludzi (według zeznania Nowaka z Jeziorek, którego zmuszono do wykonania pochówków). Również niedaleko drogi do Kopców i pól łąckich były groby dwóch nieznanych ludzi. Koło leśniczówki Kurzebiela nad drogą do Miradza, znaleziono grób księdza [proboszcza z Markowic, Mariana Wyduby - M. P.]. Ówczesny robotnik leśny Ignacy Krzewina z Łąkiego podsłuchał rozmowę Niemców, leśniczego i gajowego, z której wynikało, że zostało w tych lasach rozstrzelanych ponad 120 osób.

 

Z zeznania złożonego przez Stanisława Budziszaka, robotnika drogowego, a zapisanego w Kronice szkolnej SP w Łąkiem dowiadujemy się, że ów idąc do pracy spotkał kolumnę 9 samochodów jadących w stronę Cienciska. Niektóre samochody okryte były plandekami i gdy kolumna zatrzymała się, by przepuścić przejeżdżającą furmankę, w jednym z samochodów rozpoznał uwięzionych, Jana Dałkowskiego, kierownika szkoły w Strzelnie i [Wincentego - M. P.] Płócienniczaka. Pracując dalej na szosie, po godzinie zauważył, że samochody te, puste wracały do Strzelna. 

Jesienią 1944 roku (według kronik szkolnych z Cienciska i Łąkiego), wobec niechybnej klęski militarnej Niemiec hitlerowskich okupant przystąpił do zacierania śladów masowych zbrodni. W tym celu dokonano ekshumacji szczątków doczesnych ofiar reżimu w leśnictwach Kopce i Kurzebiela, zwożąc je do lasu  Amerykan, położonego pomiędzy Cienciskiem a Jaworowem. Wydobycia zwłok i transportu dokonywali sami Niemcy, okoliczni osadnicy, którzy przybyli tutaj w latach 1939-1940 z krajów nadbałtyckich, szczególnie z: Łotwy, Wołynia, Galicji i Besarabii, na miejsca wysiedlonych stąd Polaków. Sami furmankami transportowali przez las zwłoki pod Ciencisko, nie wtajemniczając w to bestialskie przedsięwzięcie miejscowej ludności.  

Ułożone w pryzmy zwłoki, obłożone drewnem i oblane benzyną spalono, a popiół i niedopałki zakopano. Z posiadanych wykazów sporządzonych na podstawie zeznań, poszukiwań, ustaleń sądowych i innych czynności wynika, że w lasach tych zginęło mniej osób niż to podano w Kronice... Ostatecznie nie uda się ustalić pełnej liczby ofiar, ani ich tożsamości, a to w związku ze skutecznym zatarciem śladów przez okupanta hitlerowskiego.

2008 rok

Czynności ekshumacyjne i palenie zwłok wykonywali Żydzi z obozu pracy w Busewie, pod Markowicami. Po zakończeniu tych prac Żydów tych rozstrzelano. Wiadomość o tym wydarzeniu przetrwała dzięki relacji naocznego świadka, a mianowicie Niemca mieszkańca Strzelna, komendanta ówczesnej straży pożarnej Otto Schultza (pochodził on ze Zbytowa). O zdarzeniu tym opowiadali również strażacy, Popielewski i Nowak, którzy relację z wyjazdu przekazali Gwidonowi Trzeckiemu ze Strzelna, obecnemu prezesowi ZKRPiBWP. Schultz, jak wspomniałem był w czasie okupacji komendantem Straży Pożarnej w Strzelnie i po zaalarmowaniu, iż za Cienciskiem w lesie Amerykan pali się, wyruszył z drużyną składającą się z Polaków do gaszenia pożaru. Jednakże przy lesie, z którego wydobywały się kłęby dymu, został zatrzymany przez esesmana i cofnięty z powrotem do miasta. Zanim to polecenie wykonał, wszedł na dach samochodu gaśniczego i zaobserwował z niego, kręcących się wokół potężnych ognisk, Żydów i pilnujących ich esesmanów. Z przerażeniem odjechał spod lasu Amerykan nakazując strażakom milczenie o wszystkim, co zdążyli zauważyć, skoro życie swe miłują. Jak wspomina prezes koła ZKRPiBWP w Strzelnie, Gwidon Trzecki, relację Niemca znał bezpośrednio od niego. Wiedział również, że Żydów, którzy wykonywali ekshumacje i palenie zwłok, po zakończeniu tych prac esesmani rozstrzelali.

2020 rok - odnowienie napisu i zamontowanie granitowej półki sumptem TMMS

W 1964 roku sumptem ówczesnej Gromadzkiej Rady Narodowej Strzelno Klasztorne, postawiono na miejscu straceń skromny pomnik. Przez kolejne lata, aż do 1974 roku patronat nad tym miejscem sprawowali uczniowie miejscowej Szkoły Podstawowej. Po jej likwidacji opiekę przejęli miejscowi druhowie z OSP. W 18 lat od wystawienia pomnika, w 1982 roku dokonano całkowitej przebudowy tego miejsca. Wówczas to ustawiono o wiele większy monument, wymurowany z kamienia polnego i wmontowaną w niego dużą, marmurową tablicą epitafijną. Pomnik zwieńczony został wyniesieniem na kształt piramidy wymurowanej z kostki granitowej, na której szczycie umieszczony został niewielki metalowy Krzyż. Otoczenie monumentu zostało wygrodzone metalowym płotkiem. Dojście do miejsca pamięci utwardzono i po obu stronach obsadzono choinkami.

Dość niezwykłe są dzieje samej tablicy, która pierwotnie znajdowała się na strzeleńskim cmentarzu ewangelickim, na grobie jednego z tutejszych Niemców. W latach 60. XX w. piękny marmur został skradziony z cmentarza i znalazł się u jednego z kamieniarzy w Gniewkowie. W wyniku śledztwa prowadzonego w całkowicie innej sprawie została ta marmurowa tablica znaleziona u kamieniarza i powróciła do Strzelna. Wówczas to przewodniczący Powiatowej Rady Narodowej Antoni Wesołowski kazał tę tablicę zdeponować na posterunku Milicji Obywatelskiej, gdzie przeleżała do 1982 roku.  

Nowa tablica - styczeń 2023 roku

25 listopada 1982 roku w 43 rocznicę egzekucji dokonano uroczystego odsłonięcia pomnika. Udział w uroczystości wzięło kilkaset osób z Cienciska, Ostrowa, Strzelna. Wśród nich członkowie ZBoWiD, harcerze strzeleńskiego Hufca ZHP im. dra Jakuba Cieślewicza, poczty sztandarowe, młodzież szkolna, delegacje z zakładów pracy oraz inicjator budowy pomnika, przewodniczący byłego powiatowego i członek Wojewódzkiego Komitetu Ochrony Pomników Walki i Męczeństwa Antoni Wesołowski. Wystąpił z okolicznym referatem przewodniczący Miejsko Gminnej Rady Narodowej Franciszek Rosiński, a następnie z rysem historycznym Antoni Wesołowski, który wspólnie z druhem Gwidonem Trzeckim - krewnym zamordowanego tutaj przez Niemców Władysława Trzeckiego - dokonał uroczystościowego odsłonięcia pomnika.

Foto: Archiwum Bloga i Heliodor Ruciński


środa, 11 stycznia 2023

Tajemnicze znalezisko w Gaju Wymysłowickim

W niedzielę za pośrednictwem Messengera otrzymałem informację o znalezisku, jakiego dokonała w Lesie Wymysłowickim, zwanym Lasem Kobylarz Weronika Drzewiecka. Pani Weronika poinformowała mnie o tym na co trafiła, podpierając owe znalezisko kilkoma zdjęciami. Napisała również, w którym miejscu ono się znajdują i jak tam trafić: - przy drodze z cmentarza w głąb lasu, po prawej stronie, pomiędzy zwalonym drzewem a amboną myśliwską…

Przeglądając powiększone zdjęcia, w części rozbitego granitowego krzyża łacińskiego - chrześcijańskiego, trafiłem na trzywierszowy napis na jego ramionach: - Selig sind, die reinen Herzens sind denn sie werden Gott schauen. Ev. Matth. 5. V 8. Końcowa sygnatura owego napisu wskazuje jednoznacznie na fragment Ewangelii według św. Mateusza, rozdział V werset 8, który w tłumaczeniu na j. polski brzmi: - Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą. Ewangelia św. Mateusza 5,8.

 

Odpisując, poinformowałem Panią Weronikę, że nazajutrz powiadomię odpowiednie służby o jej odkryciu, co też uczyniłem, informując już z rana samego burmistrza Dariusza Chudzińskiego. Tenże zaproponował mi, byśmy w południe udali się razem w to miejsce i odszukali owe artefakty. Nie było zbyt pogodnie, siąpił drobny deszczyk, a my hajda w las. Samochodem dojechaliśmy do cmentarz i udaliśmy się w głąb enklawy. Początkowo było trudno, ale na co mieliśmy opis i załączoną mapkę. Trafiliśmy pod ambonę myśliwską, a tam nic… Wróciliśmy pod cmentarz i obraliśmy drugą drogę. W międzyczasie przywołałem św. Antoniego, patrona rzeczy zagubionych…

- Jest zwalone drzewo - przytłumionym głosem zawołałem do Włodarza.

Zrobiliśmy kilkanaście kroków i moim starym oczom ukazał się z dala, pośród drzewami sterczący z ziemi granitowy cokół. Potwierdził widok Burmistrz. Podeszliśmy pod niego i zaczęliśmy go oglądać - ani ślady obicia ani stłuczenia.

- Ale gdzie krzyż, nigdzie go nie widać? - powiedziałem do siebie.

Burmistrz zaczął rozgarniać powój, mech, liście i nagle naszym oczom ukazał się szczelnie zamaskowany fragment krzyża, a na nieuszkodzonym jego ramieniu wyryty, wyżej cytowany trójwiersz. 

Towarzyszyło nam ogromne wrażenie, jakbyśmy trafili na jakiś skarb… Zmoczeni, gdyż cały czas siąpił deszcz, zaczęliśmy przywoływać nasze - sprzed lat - wyprawy do Lasu Kobylarz. Dziwiliśmy się, że nikt nie zwrócił nigdy uwagi na owe artefakty. Przecież zarówno leśnicy, jak i grzybiarze, czy myśliwi musieli je widzieć… Zaczęliśmy zadawać sobie pytania: - Dlaczego elementy krzyża znalazły się właśnie w tym miejscu? Kto je porzucił z dala od leśnego cmentarza ewangelickiego? Czy są to elementy bramy wjazdowej na cmentarz, czy już samego cmentarza?

W krótkich słowach podsumowaliśmy nasz poniedziałkowy wypad i wyznaczyliśmy - tutaj na miejscu - kierunek dalszych działań. Krzyż wróci na cmentarz, a jego usytuowanie omówimy w szerszym gronie…   

  

Ratując pamięć o dziedzictwie kulturowym byłych mieszkańców naszej gminy wyznania ewangelickiego tyczymy drogę dialogu ekumenicznego, a zachowując miejsca po nich, jak chociażby cmentarze, oddajemy hołd ludziom na tej ziemi onegdaj żyjących i tutaj pracujących. Łączy nas wszystkich Ewangelia, kapłańska Modlitwa Pana Jezusa - „aby wszyscy byli jedno“. Bóg chce, abyśmy nie tylko czytali słowo Boże, ale abyśmy nim żyli.

Cmentarz w Gaju Wymysłowickim, jesień 1939 roku. Krzyż jakby podobny na zbiorowej mogile rodziny Reichów...

Więcej o rodzinie Reichów znajdziecie pod linkami:

https://strzelnomojemiasto.blogspot.com/2021/04/markowicka-tragedia-mistrz-polski-ewald.html

https://strzelnomojemiasto.blogspot.com/2021/05/unikatowe-zdjecia-dopenienie-historii.html

Czy godzi się przejść obok tego miejsca obojętnie? Jeszcze około 80 lat temu rosły na tym cmentarzu rzadkie odmiany drzew i krzewów, posadzone staraniem jego założycielki, matki Ulricha, której zapewne pomagał w skomponowaniu tego swoistego ogrodu pamięci przyjaciel rodziny kochający sztukę, Herr von Zedtwitz z Drezna, projektując urocze i piękne enklawy zieleni w Markowicach wokół pałacu i w Gaju Wymysłowickim.

 

Ulrich von Wilamowitz-Möellendorff, światowej sławy filolog klasyczny, który został na tym cmentarzu pochowany, tak wspominał ostatnią drogę swojej matki na ten cmentarz:

- „Pielęgnowałem ją w ostatnich miesiącach. Kiedy zmarła [26 czerwca 1874 r.] osobiście złożyłem jej ciało w trumnie wypełnionej tylko kwiatami i pąkami jej ukochanych róż. Nadzorowałem również prace związane z wybudowaniem grobowca w Waldkirchhof - na cmentarzu leśnym [w Gaju Wymysłowickim - Möllendorff], który zbudowała dla rodziny i miejscowych ewangelików. Już wcześniej wybrała na nim swoje miejsce spoczynku. Wikariusz katolicki z miejscowego kościoła odmówił bić w dzwony - bo zmarła była ewangeliczką. Wezwany do pałacu przybył na spotkanie, gdyż wydało mi się naturalne, że powinien uderzyć w dzwony. Odciągnąłem go na bok do ogrodu różanego i powiedziałem: „Jeśli nie zadzwonisz, uroczystość odbędzie się w dzień Piotra i Pawła rano” (główne święto diecezji), „a wówczas zobaczymy, dokąd idą twoi wierni, do ciebie czy do ich pani”. Te słowa zadecydowały - pozwolił dzwonić, jak chciałem. Orszak żałobny wypełnił całą drogę od Markowic do Gaju Wymysłowickiego“.


sobota, 7 stycznia 2023

Strzeleński Orszak Trzech Króli - 2023

Po raz 10. ulicami Strzelna przeszedł barwny orszak z udziałem pieszych, rowerowych oraz konnych pielgrzymów w barwnych przebraniach i z królewskimi koronami na głowach. Szli duzi i mali pielgrzymi, by w strzeleńskiej bazylice pokłonić się Nowonarodzonemu i złożyć mu dary: złoto, kadzidło i mirę.

Oto foto-relacja z tego pięknego i barwnego przemarszu utrwalona okiem Heliodora Rucińskiego.