sobota, 4 czerwca 2022

Prezenty na Dzień Dziecka


Słoneczko o poranku, przebijające się przez chmury, wytwarza wokół budzącego się człowieka aurę mocy i chęci do działania. Przekona się o tym każdy, kto budzi się między czwartą a piątą - w czerwcu oczywiście. Zastanawiam się, czy naszemu włodarzowi owa słoneczna aura mocy i chęci do działania towarzyszą każdego, nawet pochmurnego, czy wręcz deszczowego dnia i to w każdym miesiącu? Myślę, że chyba tak, a przekonaliśmy się o tym ostatnio, kiedy to uczestniczyliśmy w oddaniu do użytku pięknego placu zabaw dla dzieci we wsi Stodoły. Okazja niebywała - 1 czerwca Dzień Dziecka.

Gdy dowiedzieliśmy się w trójkę: Heliodor, Janek i ja, że oddawane są do użytku - w jednym dniu - trzy nowoczesne place zabaw dla dzieci, podążyliśmy za włodarzem, by to sprawdzić. Z racji wieku, gdyż razem liczymy sobie 221 lat, wzięliśmy udział w jednej uroczystości. Ale tuż po przecięciu wstęgi i obdarowaniu dzieci słodyczami oraz Aniołkami Stróżami w Stodołach, młodsi od nas pojechali dalej, do Młynów i Cienciska, by przekazać podobne place zabaw tamtejszym dzieciom. Pozostaliśmy na miejscu i włączyliśmy się w ciekawe rozmowy, jakie prowadzili miejscowi:

- Już teraz, to nie mamy czego zazdrościć mieszczuchom, mamy piękną świetlicę, plac zabaw dla dzieci z miejscami rekreacji dla dorosłych oraz czyste i zdrowe powietrze - mówił jeden z rozmówców 

Dla mnie była okazja, by porozmawiać przy kawie i pysznym cieście z ks. Robertem, miejscowym proboszczem o planach wydawniczych, m.in. dotyczących monografii o Stodólnie i Stodołach. Książka jest napisana i potrzeba tylko środków na zrealizowanie dzieła. Przy okazji porozmawialiśmy również o tym, ile to w mieście i gminie robi się, by nadrobić utracony czas… Miasto rozkopane i chwała, bo widać, że tutaj się buduje, piękny Park im. Tadeusza Kościuszki, przepięknie zrewitalizowane otoczenie szkoły im. A.A. Michelsona, że nie wspomnę o Rynku, czy części ulic na Osiedlu Tysiąclecia - oto obraz zmieniającego się Strzelna. Ostatnio sypnięto pieniędzmi i będzie się jeszcze więcej działo…

A miało, jak wspomniałem w tytule o prezentach na Dzień Dziecka… No i było, bo przecież największym prezentem dla dzieci i młodzieży będzie wielki plac sportowo-rekreacyjno-zabawowy przy wspomnianej szkole Michelsona, który zostanie oddany do użytku 25 czerwca - jest już gotowy!    



















O czym jeszcze rozmawialiśmy opowiem przy innej okazji...

 Foto.: Heliodor Ruciński

wtorek, 31 maja 2022

Łąkie 2022 - Zawody Wędkarskie oraz Plener Malarski

Wszystkich miłośników rekreacji na łonie natury przyciąga otoczenie, jak i samo jezioro w miejscowości Łąkie, zwane z dawien dawna Jeziorem Głębokim. Czyste powietrze, woda, lasy oraz tutejsze pachnące miodem i chlebem pola kujawskie od lat były i są oazą spokoju. Choć ostatnio w zastraszającym tempie obniża się lustro wody w jeziorze i pobliskich oczkach wodnych, zarosło kąpielisko, to i tak z ochotą tutaj ciągniemy. Ostatnio przybyło tutaj, bo po drugiej stronie jeziora, przy lesie, na uroczym siedlisku U Jagodzińskich pod Borym, co rusz powstają nowe obiekty służące konnej terapii i rekreacji oraz spokojnego spędzenia czasu przez seniorów w Dziennym Domu Pobytu. Wszystko to prowadzone jest przez strzeleńskie Stowarzyszenie Ecce Homo.

Od lat wokół jeziora dzieje się również wiele za sprawą pasjonatów skupionych wokół strzelnianina Krzysztofa Noska. Ten miłośnik natury, czerpiący z jej dobrodziejstw garściami, m.in. za sprawą medycyny naturalnej organizuje u brzegów jeziora różne imprezy i akcje. Wszystko zaczęło się w 2007 roku od pierwszych zawodów wędkarskich, w których wzięło udział 7 młodych wędkarzy. Wówczas zauważyli wszyscy, że coś złego dzieje się wokół jeziora, którego pas przybrzeżny stał się zbiorowiskiem wszelakich śmieci porzuconych przez pseudoturystów. Nadarzyła się okazja związana z akcją Sprzątanie Świata - Polska, która skupiła sympatyków natury i wędkowania. Ci miłośnicy ładu i porządku w pierwszej akcji zebrali z brzegów jeziora i całego jego otoczenia niewyobrażalną ilość śmieci - 18,7 m3, to jest 18 tysięcy 700 litrów wszelakiego paskudztwa. Później już było tylko lepiej, a to dzięki kolejnej akcji polegającej na uświadamianiu społeczeństwa, w którą Krzysztof włączył również media oraz prowadził pogadanki i indywidualne rozmowy.

Owe pierwsze zawody w głównej mierze wspierali finansowo organizatorzy, a więc Krzysztof Nosek i Małgorzata Wiśniewska - dobry anioł Krzysztofowych poczynań. Z roku na rok liczba uczestników nadwodnej rekreacji rosła, przybywało również sponsorów. Poczynania społeczników wspierał również ówczesny burmistrz Ewaryst Matczak. Od 6 lat poszerzono krąg uczestników - zawody stały się integracyjnymi i zaczęły im towarzyszyć plenery malarskie. Do ścisłego grona organizatorów dołączył burmistrz Dariusz Chudziński, który zaoferował wielokierunkową pomoc i sam włączył się w to godne pochwały przedsięwzięcie - od 4 lat jest strategicznym sponsorem zawodów. Przy włodarzu Strzelna urosły one do rangi regionalnej, a w tym roku, jako 22. (od kilku lat organizowane są dwa razy do roku) również do międzynarodowych, z udziałem gości z Ukrainy, którzy znaleźli schronienie przed wojną u naszych mieszkańców - na terenie gminy. 

W sobotę 21 maja nad zachodnim brzegiem jeziora, od strony wsi Łąkie, w pasie piknikowo-rekreacyjnym zebrał się tłum uczestników kolejnych 22. Zawodów Wędkarskich i Pleneru Malarskiego. Młodym zawodnikom i artystycznie usposobionym duszom towarzyszyli rodzice, kibice, organizatorzy i mieszkańcy wsi.

Jak było? - Kaczo, byczo i indyczo! Po prostu, było fajnie - mówiąc językiem młodych. Zresztą zobaczcie zdjęcia w wykonaniu Heliodora Rucińskiego, który na podobnie zadane pytanie odpowiedział: - Cza było być, a jeżeli nie byłeś, to masz do pooglądania zdjęcia.

Jak każde zawody tak i te zakończyły się podium, na którym stanęli:

I miejsce Adam Nowak,

II miejsce Julia Nowak,

III miejsce Oliwer Rzetelny,

IV miejsce Demyd Fedchyk. 

Organizatorzy, a szczególnie motor napędowy imprezy Krzysztof Nosek raz jeszcze dziękuje wszystkim, który przyczynili się do tego, że odbyła się wspaniała impreza dla dzieci - Zawody Wędkarskie oraz Plener Malarski. Dzięki hojności i pomocy sponsorów i współorganizatorów po raz kolejny było to możliwe.

A oto pełna lista osób i firm zaangażowanych w zorganizowanie imprezy:

Organizatorzy:

Krzysztof Nosek,

Barbara Narbut,

Burmistrz Strzelna Dariusz Chudziński,

Dom Kultury w Strzelnie,

Sołectwo Łąkie,

Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie RZGW Bydgoszcz.

Sponsorzy:

Stowarzyszenie Pomocna Dłoń w Strzelnie,

Fundacja Powiatu Mogileńskiego,

Marian Mikołajczak,

Remigiusz Koprowski,

Tomasz Kujawa,

Firma ADITO,

KAMAR ELIZA I KAZIMIERZ PLISZKA,

Cukiernia MARINA,

Roman Szydzik,

Koło Gospodyń Wiejskich w Łąkiem.

Darczyńcy:

Piotr Szmańda,

Marcin Borowski,

Marian Przybylski,

Lasy Państwowe Miradz,

Agnieszka Nowak,

Sklep Spożywczy Jacek Wegner,

Sklep ZGODA Zenon Kazikowski,

Alina i Rafał Pruczkowscy,

Zakład Pogrzebowy Robert Pawliński,

Sławomir Mateńko,

Mariusz Kulse,

Gerard Kotarski,

Leszek Jackowski,

Tartak Łąkie Waldemar Pilichowski,

Piotr Pieszak,

Adam Banaszak,

Gospodarstwo Rolne Kubiak,

Tomasz Bednarski,

Emilia Walkowiak,

Julka Kowalska,

Mariusz Stube,

Patrycja Tyc,

Tomasz Gabryszak,

Damian Rybak,

Grzegorz Ziętara,

Specjalne podziękowania organizatorzy ślą za opiekę medyczną na ręce Pani Barbary Koronowicz ora wszystkim wolontariuszom. Dziękujemy również druhom z OSP Strzelno - i choć ognia nie było, to oni nas grzali...

Do zobaczenia na kolejnej imprezie nad Jeziorem Łąkie!

 

Foto.: Heliodor Ruciński


środa, 25 maja 2022

Wojciechowe, czy tajemnicze pogańskie?

Odkryta w Lasach Miradzkich potężna nekropolia megalitycznych kujawskich piramid i kurhanów oraz pojedyncze grobowce z okresu neolitu zdają się być dowodem na twierdzenie, iż głazy ze Wzgórza Świętego Wojciecha w Strzelnie są elementami pogańskich ołtarzy. 

W dziejach Strzelna głoszono onegdaj hipotezę, że na Wzgórzu św. Wojciecha w czasach przedhistorycznych funkcjonował ośrodek kultu pogańskiego, a w średniowieczu był tutaj gród, rzekomo którego pozostałością miała być obecny kościół św. Prokopa. Tę fantastyczną opowieść zaniechano po przeprowadzeniu badań archeologicznych, które jednoznacznie wykluczyły wcześniejsze lokalizowanie jakiejkolwiek budowli w tym miejscu, niż rotunda i bazylika. Jedynym śladem pradziejowego osadnictwa odkrytym przez archeologów był pojedynczy grób popielnicowy ludności kultury łużyckiej datowany na 400 lat p.n.e. Świadczy to, że nasi przodkowie byli tutaj już bardzo, ale to bardzo wcześnie, bo co najmniej około 2 500 lat temu. Jednakże, nie zdołali  wówczas wytworzyć jakiejś trwałej formy osadniczej. Za to Lasy Miradzkie i okolice Strzelna dość gęsto były zasiedlone już w czasach neolitu, czyli 3000-2200 lat p.n.e.

Po wielokroć przywoływany przeze mnie w różnych opowieściach klucznik (kustosz - kościelny) tego wzgórza, Szczepan Kowalski, często malował przed oczami turystów wizję lat odległych, wizję czasów Słowiańszczyzny przedchrześcijańskiej. Opisywane przez niego wydarzenia miały rozgrywać się  na wyniesieniu, wyrastającym z płaskiej jak stół równiny kujawskiej, które stosunkowo niedawno nazwane zostało Wzgórzem Świętego Wojciecha. Rzekomo znajdowało się na nim sanktuarium poświęcone wielu bóstwom, z których najważniejszym był czterotwarzowy Światowid. Pod wielkim dachem, wspartym na czterech potężnych, dębowych słupach stało to pogańskie bóstwo, a jego „stopy“ otaczał ołtarz ofiarny złożony z potężnych głazów polnych. Do wnętrza świątyni można było dostać się po przekroczeniu dwóch bram otwierających zamknięte ostrokoły. Wewnątrz krzątały się kapłanki w biel przybrane z długimi i rozpuszczonymi włosami. Od wschodu, czyli od strony Gopła były te, które ryby w ofierze przyjmowały, od południa zaś te, które najdorodniejsze owoce na kamiennym ołtarzu układały, od zachodu silne niewiasty z silnymi mężczyznami pomagały w składaniu ofiar krwawych ze zwierząt i od północy najurokliwsze, jasnowłose zioła palące.

Megalityczne wyobrażenie bóstwa Słońca

Pomniejsze świątynie bóstw wszelakich znajdowały się w rozrzuceniu niczym leśna pasieka. W nich służyły kapłanki, którym ząb czasu urodę zabrał po wieloletniej służbie u Światowida, a które skromniejsze ofiary przyjmowały i na ołtarzykach bóstw pomniejszych, składały. Były to ryby przebrane, owoce mniej dojrzałe, zioła przekwitłe i podpłomyki miodem przesmarowane.  Przed wejściem głównym do pagody Światowida stał kilkusetletni dąb rozłożysty, któremu podróżni cześć równą bóstwu najważniejszemu oddawali. Pod nim stała kadź ofiarna, do której pielgrzymi miody przednie zlewali. A to z kwiatu lipowego, z gron akacjowych, z ziół przeróżnych i ten najzacniejszy z bujnych wrzosowisk.

Kres pogańskim praktykom miała przynieść chrystianizacja, którą zapoczątkował chrzest księcia Mieszka, władcy Polan. Był rok 966 kiedy woje Mieszkowi spustoszyli pagodę strzeleńską i świątynie pomniejsze. Lecz lud okoliczny, choć chrzest przyjął, nadal pozostawał w czci do bóstw dawnych. Nadal spotykano się pod starym dębem i na rozrzuconych głazach ofiarnych, ze zrujnowanego ołtarza Światowida, składał potajemnie ofiary. Kres tym praktykom przyniósł rok 1133 i fundacja pierwszej świątyni drewnianej. Poprzedziło to wydarzenie ścięcie świętego dębu i zbudowanie z niego potężnego krzyża - oznaki nowego ładu i porządku, oznaki czci i wiary ludu tutejszego do Boga Najwyższego i Jego Syna, Jezusa Chrystusa. 

Tezę, jakoby w przeszłości wzgórze miało pełnić rolę sanktuarium bóstwa pogańskiego, wyłuszczył pod koniec XIX w. młody naukowiec niemiecki, dr Robert Lehmann-Nietsche (1872-1938). Pochodził on z niedalekiego Gocanowa nad Gopłem, w którym rodzice gospodarzyli na majątku liczącym 1187 ha. Był on folklorystą, antropologiem, etnografem i lingwistą. W 1893 roku uzyskał tytuł doktora antropologii na Uniwersytecie w Monachium. Studiował również prehistorię orientalną i paleomedycynę uzyskując w 1897 roku drugi doktorat z zakresu medycyny. Od tegoż roku przebywał w Argentynie gdzie otrzymał profesurę na uniwersytecie w La Palma. Pozostawił po sobie 400 prac naukowych w zakresie archeologii, lingwistyki i antropologii. Zmarł w Berlinie 9 kwietnia 1938 roku. 

R. Lehmann-Nitsche, jako antropolog i folklorysta, penetrując, w trakcie swoich studiów, tereny rodzinne Kujaw Zachodnich, realizował program dokumentujący tezę, iż na tych ziemiach już przed wiekami przebywały plemiona germańskie. Zamiast nich, trafił na liczne, lecz słowiańskie ślady osadnicze. Wyniki jego badań zostały one opisane w Verhandlung des Anthropologischen Geselischaft. Odwiedzając Strzelno, sporządził notatki, których plonem była rozprawa O strzelińskich blokach eratycznych - tzw. „Kamieniach św. Wojciecha“ - napisana w okresie piastowania profesury na uniwersytecie w La Plata w Argentynie. Artykuł ten trafił do rąk proboszcza strzeleńskiego, ks. prałata Ignacego Czechowskiego, który z kolei tezę o pogańskim sanktuarium rozpropagował w 1929 r. publikując ją na stronach kultowej już dzisiaj Historji kościołów strzelińskich. Oto, co wielebny prałat wynotował:

Od niepamiętnych czasów leżą przed bazyliką trzy olbrzymie kamienie; są one wszystkie blokami eratycznymi z czerwonego granitu z przymieszką krystalicznych części kwarcowych; jedna trzecia ich pojemności leży w ziemi. [Obecnie zostały one przemieszczone i są bardziej eksponowane]. 

Pierwszy z nich, leżący tuż na prawo przy wejściu do głównego portalu, jest okrągławy, sterczy 0,65 metrów ponad ziemią, o średnicy przeszło metrowej; przedziela go symetrycznie na dwie połowy rynna, przechodząca przez cały kamień, z przodu wąska a głęboka, z tyłu szeroka i płytsza; na górnej płaszczyźnie widzimy dwa wydrążenia; strona przednia skłania się skośnie ku przodowi, druga opada dość stromo.

Sąsiad jego, oddalony o siedem metrów, licząc od środka do środka, ma formy mniej więcej te same, schyla się płytko ku przodowi; z drugiej strony opada więcej stromo; nie ma rynny; ma tylko jedno wydrążenie; mierzy 1,45 długości, jest 1,15 szerokości, sterczy ponad ziemią 0,65 metrów.

Trzeci blok leży 21 metrów na prawo [wychodząc ze świątyni - bazyliki] od dwóch pierwszych, tak że wszystkie trzy tworzą trójkąt; jest on u góry prawie płaski, podobny, gdy się nań patrzy z góry, do prostokąta. Jest 1,50 metrów długi, 1,25 m szeroki i leży 0,50 metrów ponad ziemią; na powierzchni znacznie zwietrzałej, widzimy aż siedem wydrążeń.

Wyżej wspomniany geolog podawszy opis kamieni, pisze: „najwidoczniej chodzi tu o miejsce kultu religijnego z pogańskich czasów, założone na wywyższeniu wśród otaczających je nizin“.

(...) miejsce to jest jedynym wywyższeniem wśród rozległych nizinnych pół kujawskich, zwane później górą św. Prokopa; jest to pagórek ośm metrów wysoki; po zaprowadzeniu chrześcijaństwa wybrano je jako miejsce najodpowiedniejsze do budowy kościołów; tu też pobudowano najpierw rotundę św. Prokopa, a nieco później bazylikę św. Trójcy. 

Czy kamienie te znajdują się jeszcze w pierwotnym geologicznym położeniu, tego już dzisiaj rozstrzygnąć nie można; bloki, znajdujące się przed wejściem do kościoła, mianowicie prawy, zaopatrzony w rynnę, mają formy bardzo charakterystyczne, które obserwujemy także w innych miejscowościach ziem słowiańskich, a które są typowe dla kamieni ofiarnych; mamy tu na uwadze skośną stronę, poprzez całość rynnę, a przede wszystkim wydrążenia. 

Wszystko to wskazuje na to, że są to kamienie, na których nasi przodkowie pogańscy składali swym bogom ofiary krwawe, czyli, że kamienie te są ołtarzami pogańskich Słowian dla ofiar krwawych.

Nadmienić wypada, że pogańscy Słowianie składali bogom także ofiary bezkrwawe, a czynili to na kamieniach płaskich; i tak mamy jeszcze na ziemiach polskich.

Wspomniany geolog pisze, że analogie strzelińskich ołtarzy pogańskich znalazł na wyspie Ruegen, niedaleko jeziora Hertha'skiego, oraz w tzw. Kamieniu biskupim w Niemegk(?) niedaleko Poczdamu; kamienie te oznaczają historycy jako kamienie ofiarne. Stąd dowód, że i strzelińskie bloki kamienne są bez wątpienia kamieniami ofiarnymi.

„Dla ziemi Wielkopolskiej - tak kończy swe wywody prof. Lehmann-Nitsche - są strzelińskie tzw. kamienie św. Wojciecha przedmiotem bardzo wielkiego zainteresowania, tym więcej, że są miejscem pogańskiego kultu, po którym nastały  świątynie chrześcijańskie."

Tak więc, hipoteza prof. Lehmanna-Nitsche, w wyniku współcześnie przeprowadzonych przez prof. Jadwigę Chudziakową badań archeologicznych, została obalona. Naukowcy uznali, iż głazy sprzed bazyliki w swym kształcie powstały w czasie budowy kościołów romańskich. Stanowiły one podstawy warsztatów kamieniarskich, na których obrabiano lica kamieni przeznaczonych do stawiania murów świątynnych. Obecnie tę tezę uważam za chybioną i po ostatnich odkryciach megalitów w Lasach Miradzkich przyznaję rację prof. Lehmannowi-Nitsche.

Pozostał czar baśniowych wierzeń, pozostały również opowieści „Klucznika“, którymi przed laty darzył turystów odwiedzających Strzelno, a które to opowieść dziś przypomniałem. Ale, że miejscowości tak stare jak Strzelno mają swoje legendy, to i taka legenda zapisana została na kartach kronik naszego miasta. Jest to legenda o św. Wojciechu i kamieniach. Kiedy ona powstała dziś nie sposób dokładnie stwierdzić. Zapewne jej rodowód pochodzi z czasów nie tak odległych, gdyż jej pojawienie się, jakoby starej ludowej opowieści, sięga doby romantyzmu. W 1897 roku, tj. w roku jubileuszu 900-lecia męczeńskiej śmierci św. Wojciecha legendę odkurzono. W tym też roku w Strzelnie na placu przedkościelnym został wystawiony pomnik Świętego.

Osobiście legendę tę, a właściwie jej wersje, po raz pierwszy usłyszałem, jako kilkuletni chłopiec uczęszczający do Ochronki prowadzonej przez siostry elżbietanki. Był to zapewne rok 1957-58. Później, już jako ministrant po wielokroć słyszałem ją z ust „Klucznika“, pana Szczepana Kowalskiego - kościelnego. Pierwsza wersja tej najbardziej znanej strzeleńskiej legendy opowiada o latach chrystianizacji Prusów. Znając historię, wiemy, że miało to miejsce w 997 r. podczas wyprawy misyjnej św. Wojciecha na Pomorze Gdańskie. Zapadał wieczór, kiedy strudzeni podróżni znaleźli się w okolicach Strzelna. Udawali się z Gniezna na Pomorze i była to grupa konnych wojów książęcych Bolesława Chrobrego oraz towarzyszący im misjonarze z biskupem praskim Wojciechem na czele. Z racji swej godności, biskup Wojciech podróżował powozem zaprzężonym w rącze konie. Napotkany myśliwy wskazał podróżnym dogodne miejsce na nocny spoczynek. Było to wzgórze, pod którym rozłożyła się niewielka osada Strzelno. Dojeżdżając do rozległej polany rozłożonej na tymże wyniesieniu, nieuważny woźnica najechał na ogromny głaz wystający z ziemi i przysłonięty wysoką trawą. Wóz tak silnie się przechylił, że wypadł z niego biskup silnie się turbując. Wypadek był na tyle ciężki, że biskup kilka dni zatrzymał się tutaj, dla wylizania się z potłuczeń i zadrapań, zaś na kamieniu pozostały ślady nieszczęścia w postaci głębokiej rysy, po okutym kole, przecinającej kamień i dwóch śladów po kopytach końskich.

Biskup wraz z towarzyszącym mu orszakiem pozostali kilka dni na wzgórzu. Dla nabrania sił do dalszej podróży, zażywał w świętym gaju rekreacji. Zwiedziała się o wydarzeniu okoliczna ludność i poczęła gromadnie nawiedzać kurującego się podróżnego. Ten widząc u miejscowych niedoskonałość w pojmowaniu wiary Chrystusowej, siadał na płaskim kamieniu niczym na tronie i głosił Słowo Boże. Trwało to tak długo, aż powróciły biskupowi siły do dalszej podróży misyjnej.

Inna wersja tej legendy głosi, że kiedy zmęczony całym dniem powożenia, woźnica najechał na niewidoczny kamień, ten tchnięty cudowną mocą, jaka promieniowała od świątobliwego podróżnego, zmiękł do tego stopnia pod naciskiem kopyt końskich i najeżdżającego koła, iż pojazd swobodnie pokonał stromiznę. Zaś na pamiątkę tego cudownego zdarzenia kamień już nigdy nie powrócił do pierwotnego kształtu, zachowując w sobie odcisk koła i kopyt końskich. Widząc takie zachowanie kamienia wojowie eskortujący grupę misyjną, donieśli o tym biskupowi, a ten w podziękowaniu Panu Najwyższemu przez kilka dni głosił misje okolicznej ludności z innego płaskiego kamienia, na którym również odcisnęły się ślady, w tym wypadku rąk jego i pośladków.

Przez kolejne lata lud oddawał cześć tym kamieniom, jako miejscu cudownemu. Przez setki lat przychodzili do Strzelna chorzy, by modlić się przy rzekomo cudownych kamieniach - jak pisze ks. Czechowski - do św. Apostoła. Zbierano z nich mech oraz zwietrzały piasek, oraz wodę deszczową zgromadzoną w wyżłobionych przez lata nieckach, jako lekarstwa na wszelakie dolegliwości, a szczególnie przeciw febrze. Później zaniechano tych praktyk, wygasła również pamięć o wyniesionym na ołtarze biskupie męczenniku, św. Wojciechu. Ponoć przypomniano ją sobie dopiero, kiedy przyszło świętować 900-letni jubileusz śmierci Wojciechowej.

Pomnik, jaki wówczas wystawiono Świętemu, przetrwał do 1939 roku. To wówczas Niemcy obalili monument i dopiero w 1997 roku odbudowano go, przywracając panowanie św. Wojciecha na przedkościelnym placu. Oba te miejsca przyjęły nazwę Patrona Polski, która na trwałe wpisała się w krajobraz kulturowy miasta.

Foto.: zbiory własne i domena publiczna - czrno-białe z lat 60. XX w.      

 

poniedziałek, 16 maja 2022

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 183 Ulica Michelsona - cz. 2

Przed kilku dniami Heliodor przesłał mi kilkadziesiąt zdjęć, które zrobił spacerując ulicą Michelsona w różnych okresach czasu - w 2018 i 2022 roku. Owe pięć lat różnicy pokazuje nam miejsca, które uległy daleko idącemu przekształceniu, ale również i takie, które nic się nie zmieniły, tkwiąc w swej codzienności, czy wręcz szarości. Zniknęła ostatnia stodoła z tejże ulicy - niewielki wymurowany z pecy przed około 100-120 laty budynek. Działkę ze stodołą i częścią ogrodu nabyli właściciele parcel po byłej Syntezie (Biedronka i Chińczyk), budynek rozebrali i urządzili w tym miejscu prowizoryczny parking dla klientów obu marketów. Tak więc, ostatni element starej architektury o charakterze gospodarczym, od którego ulica zapożyczyła swoją dawną nazwę - Stodolna, zniknął z jej krajobrazu.

Kontynuując spacer rzućmy okiem na budynki po drugiej stronie ulicy. Pod numerem 9 znajduje się dom rodzinny Boruckich. Senior rodziny mistrz Edmund prowadził w tym miejscu przez wiele lat zakład dekarski. Była to w latach powojennych najbardziej znana w tej branży strzeleńska firma rzemieślnicza. Kontynuatorem tradycji rodzinnej w remontach dachów był syn Czesław (obecnie emeryt), którego piętrówka znajduje się tuż obok pod numerem 11. Idąc dalej, mijamy wspomniane budynki Chińczyka i Biedronki oraz wlot w ul. Michelsona ulicy Styczniowej i zatrzymujemy się przed budynkiem o rzucającej się w oczy kolorystyce z odcienia „red“. Przypisany on jest ewidencyjnie do ul. Styczniowej nr 1, jednakże opowiem o nim dzisiaj. Dawniej był to obiekt gospodarczy, który został wystawiony w latach 20./30. minionego stulecia. W mojej pamięci zapisał się jako budynek garażowy dzierżawiony przez strzeleńską Gminną Spółdzielnię „Samopomoc Chłopska”. Po wyniesieniu się stąd w 1973 roku samochodów spółdzielczych na nowo wybudowaną bazę magazynowo-usługowo-produkcyjną przy ul. Zbożowej (za elewatorem), w miejscu tym Kazimierz Wojdyła uruchomił przeniesiony z Rynku zakład wulkanizacyjny. W latach 80 już jego syn Wiesław przeniósł go na północny kraniec miasta, do nowo wybudowanego obiektu przy Alejach Franciszka Morawskiego i tam działa on do dzisiaj pod szyldem Strzelwul-Opony.

Właściciel obiektu Wiesław Wojdyła budynek po wulkanizacji przebudował w latach 90. XX w. i przeznaczył na działalność handlową, wynajmując go kupcom. Od kilku lat mieści się tutaj Sala Królestwa zboru Świadków Jehowy. Jest to miejsce zebrań i ośrodek religijny członków strzeleńskiego zboru. Świadkowie Jehowy zapoczątkowali swoją działalność w Strzelnie w okresie zaborów, na początku XX w. i byli to niemieccy Badacze Pisma Świętego. Ich działalność w Strzelnie przypadła na lata 1910-1918. Wiadomo jest, że 5 lutego 1917 roku miasto odwiedził pielgrzym Karl Wellershaus i tutaj spotkał się z Badaczami. W latach międzywojennych nadal prowadzono działalność kaznodziejską i w Strzelnie istniał zbór (lata 30. XX w.) skupiający miejscowych i okolicznych Niemców. Po wojnie zbór przestał istnieć z braku Niemców. Działalność Świadków Jehowy odrodziła się - ale już w wymiarze czysto polskim - pod koniec lat 80. XX w. i już w latach 90. XX w. zorganizowali się oni w zbór - wspólnotę. Początkowo gromadzili się w Sali Królestwa Świadków Jehowy przy ul. ks. Antoniego Kanteckiego. Obecnie spotykają się regularnie właśnie w tym lokalu.

Przechodząc dalej zatrzymujemy się przy niewielkiej, jednopiętrowej kamieniczce oznaczonej numerem ewidencyjnym 6. Budynek ten został wystawiony w połowie latach 20. minionego stulecia na rodzinnej parceli przez przyszłego burmistrza Strzelna (1927/28-1939) Stanisława Radomskiego. Rodzice jego mieli dom po drugiej stronie parceli, od ul. Świętego Ducha (nr 22 - nie istnieje, a w jego miejscu znajduje się nowy dom Wojdyłów). Burmistrz w kamieniczce mieszkał na pierwszym piętrze do 1939 roku. Tutaj też miał swój prywatny gabinet, w którym również przyjmował interesantów. Sześcioosiowa elewacja budynku jest bardzo skromna, niemniej jednak rzucają się w oczy elementy zdobień natynkowych jednoznacznie wskazuje, że dom powstał w okresie królowania modernizmu. Delikatnie na tynku, w pasie pseudo strychu nałożono osiowo sześć oculusów. Kondygnacje rozdzielono dwoma murowanymi gzymsami, a w części parteru pod oknami umieszczono murowane parapety. Okna posiadają natynkowe portale - w pasie piętra pod parapetami również delikatne natynkowe zdobienia. Wejście główne do kamieniczki znajduje się od strony północnej na trzeciej osi fasady. Więcej o burmistrzu Radomskim i jego rodzinie przeczytacie pod linkiem: 

https://strzelnomojemiasto.blogspot.com/2019/11/stanisaw-radomski-1900-1978-burmistrz.html

Burmistrz Stanisław Radomski w swoim gabinecie

Na starej pocztówce z połowy lat 20. XX w. za nowo postawionym domem burmistrza Radomskiego widoczne są dwie murowane stodoły. Pierwsza mniejsza stanowiła integralną część sąsiedniej parceli nr 20, przypisanej do ul św. Ducha. Stanowiła ona własność Janiszewskich i Balińskich. Drugi większy budynek gospodarczy-stodoła znajdował się na działce nr 16, przypisanej do większej parceli nr 16 przy ul. św. Ducha. Cała posesja należała do żydowskiej rodziny Kirschów, a następnie przeszła we władanie rodziny Graczyków. Najprawdopodobniej w latach wojennych 1940-1944 obiekty te zostały rozebrane przez Niemców. 

Przechodzimy na drugą stronę i od wlotu ul. św. Jana Bosko do ul. Michelsona kontynuujemy dalszy spacer w kierując się na północ. Zatrzymujemy się przy parceli w części zabudowanej piętrowym domem nr 15. Budynek ten - dwubryłowy, z nieco wyższą i lekko wysuniętą z elewacji na kształt ryzalitu bryłą wschodnią ze ściętym dwuokiennym narożnikiem i niższą bryłą zachodnią. Nadto posiada on dwie elewacje frontowe - : południową i wschodnią. Pierwszą widzimy od strony ul. św. Jana Bosko, jest ona czteroosiowa i pozbawiona całkowicie bogatego niegdyś wystroju nadającego jej cechy budowli eklektycznej. Podobnie stało się z drugą elewacją od ul. Michelsona, która jest trójosiowa i nie pozostał na niej ślad sztukaterii eklektycznej. Wejście do budynku znajduje się od strony zachodniej, ogrodowej i poprzedza je duża drewniana weranda. Budynek nakryty jest dachem papowym, który kryje powierzchnię strychową. Doświetla tę przestrzeń półokrągłe okienko umieszczone w ściętym południowo-wschodnim narożniku. Zwieńczenie murów wschodniego i południowego pokrywa maskujący ceramiczny daszek w formie mansardy. Budynek o cechach nawiązujących do will został wybudowany pod koniec XIX wieku, w miejscu, w którym stał wcześniej dom parterowy, pamiętający początek XIX w. Prawdopodobnie wystawił go Wojciech Tollass.

A teraz, co nieco o mieszkańcach tego domu. Pierwszą z rodzin, którą poznajemy byli Tollassowie. Ze spisu ludności miasta Strzelna z 1910 roku wynika, że mieszkało tutaj dwoje Tollassów - mężczyzna i kobieta. Byli to Wojciech Tollass, nauczyciel Katolickiej Szkoły Ludowej w Strzelnie i nie rozpoznana przeze mnie jego małżonka. W tym czasie rodzice jego już nie żyli. Na starym cmentarzu, tuż za kaplicą przedpogrzebową znajduje się niezwykle okazały grobowiec, w którym jak głosi tablica epitafijna spoczywa Juliusz Tollass, ojciec Wojciecha. Tutaj także spoczął w 1929 roku sam Wojciech (ur. w 1861 r.), emerytowany wówczas inspektor szkolny z Bydgoszczy. Wojciech Tollass zasługuje na nieco szerszą prezentację. Jako nauczyciel Katolickiej Szkoły Ludowej w Strzelnie podczas słynnego strajku szkolnego 1906 roku namawiał dzieci do protestu. Według relacji jednego z uczniów (Wiktora Żurawskiego)

- kiedy rozpoczął w prowadzonej przez siebie klasie modlitwę przed lekcją w języku niemieckim, w klasie zapadła głęboka cisza. Wtedy nauczyciel przemówił do dzieci już po polsku, wzywając je, aby nie zdradziły, nawet gdyby były karane, kto je namawiał do strajku. Następnie zebrał od dzieci pisemne oświadczenia i ustne deklaracje o przystąpieniu do strajku i zaniósł je do kierownika szkoły Władysława Majerowicza…  

15 listopada 1918 roku powołana została Miejska oraz Powiatowa Rada Ludowa w Strzelnie. To właśnie tego dnia - pamiętając o postawie nauczyciela - na wniosek, czy wręcz żądanie dr. Romana Konkiewicza delegowano jako doradcę przy powiatowym inspektorze szkolnym Wehenkelu nauczyciela Wojciecha Tollassa. Miał on sprawować kontrolę i doradztwo nad poczynaniami niemieckiego inspektora, przy którym stanął również proboszcz i dziekan strzeleński ks. Stanisław Kostka Kopernik.

Tollass był w 1895 roku w grupie nauczycieli organizujących Związek Towarzystw Katolickich Kujawskich i Pałuckich. Funkcję inspektora sprawował do czasu oficjalnego ustanowienia przez Naczelną Radę Ludową nowym powiatowym inspektorem szkolnym Wojciecha Daszyńskiego, nauczyciela z Szaradowa koło Szubina. Ze Strzelna przeniósł się do Bydgoszczy i tam, do czasu przejścia na emeryturę, sprawował funkcję inspektora szkolnego.

W tym samym czasie dom przy ul. Michelsona sprzedał inspektorowi powiatowemu i budowniczemu miejskiemu Franciszkowi Müllerowi. Nowy właściciel był członkiem Strzeleckiego Bractwa Kurkowego w Strzelnie w stopniu majora. W szeregach strzelców poznajemy go jako króla kurkowego w latach 1928-1929 i 1929-1930. Po likwidacji powiatu strzeleńskiego w 1932 roku przeszedł na tę samą funkcję do Mogilna. W latach1936-1938 w nadgoplańskim Brześciu zaprojektował i nadzorował budowę kościoła, plebani, domu katolickiego i kaplicy cmentarnej, których fundatorami byli Czesław i Kazimiera Miechowie. Po wojnie dom nabył emerytowany leśniczy z Nadleśnictwa Szczepanowo Antoni Ryński. Pamiętam Panią Ryńską, która była katechetką i uczyła religii.

Foto.: Heliodor Ruciński, archiwum bloga