wtorek, 7 września 2021

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 153 Ulica Powstania Wielkopolskiego cz. 5

Artykuły poświęcone strzeleńskiemu szpitalowi prezentowałem przy różnych okazjach już kilkakrotnie na blogu Strzelno moje miasto. Były to opowieści o dziejach szpitala, o ludziach w nim pracujących, o walkach o przetrwanie szpitala, o siostrach elżbietankach w nim pracujących i wielu innych, które przywoływały chwalebne dzieje tej instytucji. Po tak bogatej prezentacji postanowiłem więcej o historii szpitala już nie pisać. Krótko jedynie wspomnę o dniu dzisiejszym posesji, co tutaj jeszcze funkcjonuje i co pozostało z chwalebnej nazwy Szpital w Strzelnie. W drugiej zaś części przywołam sylwetkę zapomnianego lekarza dra Tadeusza Łyczyńskiego, który prowadząc praktykę lekarza rodzinnego, co prawda nie pracował w szpitalu, ale bardzo dużo dobrego zrobił dla mieszkańców Strzelna i okolicy.

Zatem, króciutko, pierwszy szpital zaczął funkcjonować w tym miejscu w 1894 roku i był to Szpital Powiatowy z nowoczesnym jak na owe czasy budynkiem i całą infrastrukturą szpitalną. Kolejny, bardzo nowoczesny budynek dobudowany został do części starego szpitala w latach 1929-1930. Po blisko 60 latach przystąpiono do rozbudowy kompleksu szpitalnego, której już nigdy nie zakończono. Dobudowano dwie części oraz jeden budynek wolnostojący. Co z tego? Powstały w 1998 roku Powiat do dziś obietnic zakończenia inwestycji nie zrealizował. Z końcem marca 2020 roku szpital strzeleński zakończy swój byt. Jego wnętrza zamienione miały zostać w ZOL - Zakład Opiekuńczo-Leczniczy, ale i ta obietnica poszła się pier… - no nie dokończę tego brzydkiego słowa.

W budynku, który z dnia na dzień ulega totalnej degradacji, działają jeszcze: stacja dializ, okrojone laboratorium, rentgen, gabinety lekarskie w ramach POZ-etu, a z tyłu, za szpitalem Przychodnia Lekarska i Pracownia Rehabilitacji. Uf! A tyle nam strzelnianom obiecano. Przypomnijcie sobie drodzy czytelnicy o próbach rzekomego przetargu na przebudowę gmachu głównego z przeznaczeniem na ZOL…

Kończę temat szpitala i opowieści w ramach Spacerku po Strzelnie o tej parceli. Być może, że przed najbliższymi wyborami jeszcze tu powrócę, a póki co poczytajcie stare opowieści, które znajdziecie pod linkami:

https://strzelnomojemiasto.blogspot.com/2020/03/o-szpitalu-na-zyczenie.html

https://strzelnomojemiasto.blogspot.com/2020/09/res-sacra-miser-szpital-w-strzelnie.html

https://strzelnomojemiasto.blogspot.com/2021/04/strzelenskie-pogotowie-ratunkowe-i.html

https://strzelnomojemiasto.blogspot.com/2021/03/wojenny-personel-szpitala-strzelenskiego.html

https://strzelnomojemiasto.blogspot.com/2021/03/spacerkiem-po-strzelnie-cz-128-ulica.html

https://strzelnomojemiasto.blogspot.com/2021/03/spacerkiem-po-strzelnie-cz-129-ulica.html  

 

Dr Tadeusz Łyczyński

W kwietniu tego roku strzelnianin Maciej Dobrzyński przesłał mi fragment książki - wspomnień córki dra Łyczyńskiego, w których zostały w sposób syntetyczny opisane losy wojenne strzeleńskiego lekarza. Po przeczytaniu ich poczułem impuls, który sprawił, iż poprzez kwerendy zgłębiłem tę postać. Ostatnio spotkałem strzelniankę Irenę Gaszak, emerytowaną główną księgową SP ZOZ w Mogilnie. Pani Irena przypomniała mi lekarza o wielkim sercu, często wspominanego w kręgach jej znajomych, zaznaczając, iż była to postać zasługująca na pamięć i wzór do naśladowania przez współczesnych… Realizując jej prośbę zapraszam czytelników bloga do poznania sylwetki dra Tadeusza Łyczyńskiego. 

Dr Tadeusz Łyczyński z żoną i córkami

Urodził się 17 września 1901 roku w Grodzisku Wielkopolskim jako syn kupca Wincentego Piotra i Kazimiery z domu Gąsowska. Tadeusz miał o cztery lata młodszą siostrę Marię. Później rodzina zamieszkała w Poznaniu, a następnie w Gnieźnie i tutaj Tadeusz uczęszczał do Gimnazjum. Jeszcze jako jego uczeń włączył się w nurt niepodległościowy i wziął udział w Powstaniu Wielkopolskim. Już jako mieszkaniec Strzelna był członkiem Koła Związku Weteranów Powstań Narodowych Rzeczypospolitej Polskiej 1914-1919. Do Koła w Strzelnie wstąpił 19 października 1934 roku, podając stopień wojskowy - starszy szeregowy.

Po zdaniu matury studiował na Wydziale Lekarski Uniwersytetu Poznańskiego. W roku akademickim 1927-1928 uzyskał tytuł doktora wszech nauk lekarskich. Po studiach zamieszkał w Gnieźnie i tam odbył staż lekarski. Po roku w sierpniu 1929 przeniósł się na praktykę lekarza rodzinnego do Strzelna. Przejął ją po dr. Czesławie Bydałku, który z kolei przeniósł się do Inowrocławia. Dr. Łyczyński zamieszkał przy Rynku 8, gdzie miał również swój gabinet lekarski. Żonaty był z Jadwigą Pelagią - noszącą to samo nazwisko panieńskie - Łyczyńską, ur. 22 marca 1903 roku w Spandau - Berlin, a która mieszkała na Górczynie. Młodzi spotkali się w operze poznańskiej, zakochali się w sobie i 14 września 1929 roku w Poznaniu zawarli związek małżeński. Małżonkowie mieli trzy córki: Marię Danutę, Marię Urszulę i Hannę Annę. Jadwiga w niewielkiej odległości od Strzelna w Marszewie pod Wilczynem miała brata Mieczysława, który po ożenieniu się z córką ziemian Władysława i Stanisławy Tylmanów, Benedyktą Wiktorią Tylman, zamieszkał we dworze marszewskim.

Częstokroć dr Łyczyński był wymieniany na łamach regionalnej prasy jako osoba niosąca pomoc medyczną ofiarom wypadków i to w granicach obu gmin i miasta. Jedno z nich opisała „Gazeta Bydgoska“, której korespondent strzeleński donosił, iż:

23 września 1929 r. po południu o godz. 1,30 wydarzył się w ul. Inowrocławskiej nieszczęśliwy wypadek samochodowy. Mianowicie, samochód pochodzący z Torunia najechał na 8-letnią Barbarę Kowalską, córkę wdowy Marii K. zamieszkałej w ul. Św. Andrzeja. Nieszczęśliwa doznała złamania prawej ręki oraz szeregu okaleczeń na nodze oraz lewym policzku. Pierwszej pomocy nieszczęśliwej udzielił p. dr Łyczyński z ul. Inowrocławskiej poczym dziewczynkę odwieziono do szpitala. Na miejscu wypadku spisany został przez post. Pol. Państwowej protokół. Rodzicom podajemy to dla przestrogi, aby dzieci na ruchliwsze ulice samych nie puszczały.

W wymiarze politycznym dr Łyczyński sympatyzował z Bezpartyjnym Blokiem Współpracy z Rządem Józefa Piłsudskiego. Pod 1930 rokiem znajdujemy go jako przewodniczącego Narodowego Komitetu Wyborczego Powiatu Strzeleńskiego. Jego działalność na niwie społecznej postrzegana była bardzo pozytywnie. Niektóre kręgi narodowościowe zarzucały mu, iż był jako lekarz Kasy Chorych jest „usłużnym lekarzem“ dla miejscowych Niemców, co raczej należałoby uznać za pozytywne zjawisko niesienia pomocy wszystkim bez wyjątku na poglądy, narodowość, czy status społeczny. W 1934 roku jeden z korespondentów tak oto o nim napisano: - W Strzelnie wykonuje swą praktykę i gra rolę wielkiego działacza oraz społecznika lekarz dr Łyczyński. Pan ten dał się ostatnio poznać społeczeństwu kujawskiemu z innej strony. Stwierdzono mianowicie, że dla przypodobania się Niemcom, zaczął dr Łyczyński pisać recepty w języku niemieckim, jak np. …, auf Rechnung der Herrschaft Markiwitz-Strzelno, Markt - ze względu na regułę Markiwitza. Dr Łyczyński, chociaż jest „zasłużonym“ działaczem B.B., został podobno przez starostę ukarany grzywną.

Jak było naprawdę chyba nie sposób już dzisiaj ustalić, a ów paszkwil prasowy wypłyną z kręgów przeciwnym jakiejkolwiek polityce ugodowej z innymi nacjami narodowościowymi. Niemniej jednak wśród mieszkańców Strzelna dr Łyczyński cieszył się bardzo dobrą opinią. Z opowiadań najstarszych mieszkańców wiem, że był to lekarz bardzo oddany i wierny raz złożonej przysiędze Hipokratesa. Jeździł wszędzie tam gdzie został zawezwany o każdej porze dnia i nocy.

W sierpniu 1939 roku został zmobilizowany i wziął udział w wojnie obronnej. W tym czasie żona wraz z dziećmi schroniła się u swojego brata Mieczysława w majętności Marszewo pod Wilczynem. W wyniku działań wojennych dr Łyczyński dostał się do niewoli sowieckiej, z której udało się mu uciec. Pieszo powrócił do Strzelna i tutaj ponownie spotkał się z żoną i córkami.

Jak wspominała jedna z córek dra Łyczyńskiego: - …byliśmy czterokrotnie na rampie. Ostatni raz zabrali nas z rampy córka pastora (p. Marqvart) oraz zaprzyjaźniona rodzina miejscowych Niemców (E. Moravietz). Wywóz na rampę poprzedzał stukot policji i nasze wyczekiwanie w oknach, czy idą po nas. Opuszczone mieszkanie zajął w nagrodę aktywny członek NSDAP.                                           

Dr Łyczyński marł po tym, jak gestapo przyszło do gabinetu lekarskiego, zawiadamiając go o nakazie zesłania do obozu koncentracyjnego za wydanie zwolnienia lekarskiego osobie pracującej przy rowach przeciwczołgowych. Zasłabł po ich wyjściu, ale w następnych godzinach otrzymał prośbę położnej o przyjazd do rodzącego się dziecka (pośladkowo, cesarskie cięcie było konieczne). Był to trudny poród ponieważ położna nie mogła sobie z nim poradzić, by odwrócić dziecko w łonie matki. Mimo próśb żony, by został, dr Łyczyński wierny złożonej przysiędze - jedzie, ratuje, w nocy 24 lutego 1944 roku umiera.

W dniu pogrzebu w oczekiwaniu na uroczystości pogrzebowe na Rynku w Strzelnie gromadzi się tłum ludzi. Zabroniono rodzinie ceremonii, zabrano trumnę, zezwalając iść za nią do bram nowego cmentarza, za torami, za miastem. Tam też został pochowany i do dzisiaj znajduje się grób oddanego strzeleńskim pacjentom lekarza o wielkim sercu. W krótkim też czasie gabinet po śp. dr. Łyczyńskim przejął lekarz przybył z Ukrainy. Nie znał on języka niemieckiego, dlatego zatrudnił żonę po zmarłym lekarzu… 

 

niedziela, 5 września 2021

Zmarła Mogilnianka Teresa Kujawa (1950-2021)

W niedzielę rano Ziemię Mogileńską obiegła smutna wiadomość o śmierci Teresy Kujawy, działacza społeczno-kulturalnego, prezesa Mogileńskiego Towarzystwa Kultury, kobiety o Wielkim Sercu, znakomitego pedagoga, harcerki z odznaką Przyjaciela Dzieci, samorządowca. Przez lata współpracowała z Towarzystwem Miłośników Miasta Strzelna. Zmarła pozostawiła po sobie wiele trwałych śladów - śladów, które zapoczątkowali Jej znakomici przodkowie z linii ziemiańskiej Różańskich, dziedziców Padniewa z przyległościami. Po wielokroć rozmawialiśmy o pięknie zapisanych kartach historii Mogilna i okolicy, historii którą wykuwali mieszkańcy miasta i okolicy. Umiłowanie naszej rodzinnej ziemi i wspólne zainteresowania sprawiły że podjęliśmy się wielu dzieł, których owocem było właściwe promowanie naszej małej ojczyzny. Śp. Teresa Kujawa w 2011 roku podjęła się korekty książki mojego autorstwa Z dziejów Bielic oraz rodów Jaczyńskich i Bielickich, a w 2017 roku w zespole redakcyjnym napisaliśmy książkę Nasze korzenie. W 100-lecieSkautingu i Harcerstwa na Ziemi Mogileńskiej. Wspólnie pracowaliśmy w zespole redakcyjnym miesięcznika Rady Miejskiej w Mogilnie - „Rozmaitości Mogileńskie“.  

To niepowetowana strata dla wszystkich mogilnian i wielu kręgów kulturalnych regionu. Jej aktywność na niwie stowarzyszeń kulturalnych miasta i gminy Mogilno porywała do pracy innych. Od 2000 roku do śmierci była prezesem MTK, inicjując w tym czasie wiele wystaw, wydawnictw, tomików wierszy, druków okolicznościowych, a ostatnio współpracując z Przemysławem Majcherkiewiczem współpracowała w wydaniu napisanego przez niego przewodnika Mogilno moje miasto. Propagowała i promowała lokalnych poetów, pisarzy i artystów. Przez blisko 8 lat piastowała funkcję redaktora naczelnego miesięcznika „Rozmaitości Mogileńskie“. We współpracy ze Stanisławem Kaszyńskim współorganizowała w regionie sesje dziennikarskie redaktorów prasy lokalnej oraz uczestniczyła w wielu sesjach organizowanych w kraju. Przy tej okazji wzorowo promowała cały nasz region.

Śp. Teresa Kujawa była wnioskodawczynią wyróżnienia mnie tytułem Zasłużony dla Gminy Mogilno, którego wręczenie nastąpiło 17 maja 2018 roku.

Od 2002 roku działa w Towarzystwie Przyjaciół Muzeum Ziemi Mogileńskiej, będąc członkiem zarządu towarzystwa. W tej działalności szczególnie aktywnie zapisała się przy współorganizowaniu cyklicznych programów, które na stałe wpisały się w kalendarz kulturalny Mogilna i Chabska, są nimi: Chlebem i miodem, Gwiazdkowe Pierniki, Zaduszki poetycko-muzyczne. Przez wiele lat do 2007 roku społecznie prowadziła drużyny zuchowe zrzeszające dzieci mogileńskich szkół i przedszkoli. Szczególnie rozpoznawalną była obok pracy nauczycielskiej jako znakomita działaczka samorządowa, długoletnia, bo od 1998 roku radna Rady Miejskiej w Mogilnie, przewodnicząca rady w latach 2010-2018 oraz radna Rady Powiatu Mogileńskiego w latach 2002-2006. 

Teresa Kujawa urodziła się 13 maja 1950 roku w Mogilnie. Służbę nauczycielską rozpoczęła na terenie gminy Strzelno w Szkole Podstawowej w Bronisławiu, następnie w Twierdziniu, a od 1972 roku w Szkole Podstawowej nr 1 w Mogilnie. W tej ostatniej od 1 września 1991 roku piastowała funkcję wicedyrektora. W międzyczasie, w 1979 roku ukończyła studia magisterskie na Wydziale Filologicznym Uniwersytet im. Mikołaja Kopernika w Toruniu. W latach 2006-2011 pracowała jako nauczyciel wiedzy o kulturze i języka polskiego w Zespole Szkół w Mogilnie. Była bardzo lubianą i bardzo twardą osobą, co sprawiło, iż stała się bardzo popularną wśród mieszkańców regionu. Nie poddawała się przeciwnościom losu, potrafiła odnaleźć się w każdej sytuacji. O jej oddaniu dla społeczeństwa świadczy to, że z samorządem terytorialnym związana była aż do śmierci. W 2019 roku otrzymała tytuł Zasłużonej dla Gminy Mogilno.

Najbliższym śp. Teresy Kujawy składam serdeczne wyrazy współczucia…

Marian Przybylski

 

wtorek, 31 sierpnia 2021

Z czekoladą w tytule

Pyszna czekolada w wielu wersjach smakowych, chałwy, lizaki, orientalne słodkości niczym z serialu Wspaniałe Stulecie, ciasta, a nawet owocowe szaszłyki w czekoladzie! Takich słodkości - wliczając w to również smaki gorzkości - mogliśmy skosztować podczas pierwszej edycji Festiwalu Czekolady w Strzelnie. Impreza trwała od 27 do 29 sierpnia i zgromadziła w Norbertańskim Mieście spore tłumy fanów słodkości: mieszkańców miasta i gminy oraz gości i turystów. Odkładany, przekładany przez brutalnie atakującą nas i wszędobylską pandemię wreszcie wypalił - Festiwal Czekolady. 

Ten Wielki weekend był wymarzonym dniem na zorganizowanie festiwalu. Pogoda - przeróżnie prognozowana - dopisała, było ciepło, słońce nie tylko świeciło ale i chowało się za chmurkami, dając wszystkim chwilowego wytchnienia. Odwiedziła nas również nieszkodliwa acz widoczna trąba powietrzna, ciągnąc za sobą gościa festiwalu godzinny deszcz tańczący z gradem. Na tyle był on przelotny, że strzeleński Rynek przed i po wizycie atmosferycznych zjawisk był ciągle oblegany. Mnóstwo osób postanowiło aktywnie spędzić ten ostatni wakacyjny weekend na rozgrzanym muzyką i słońcem Rynku, mimo, że w niedzielę słoneczko zniknęło to i też było fajnie.

Na Rynku królowało obok czekolady wiele innych atrakcji. Było stoisko ZAZ-u z pyszną kawą i pierogami, które w kolejne dni podmieniły panie z Kół Gospodyń Wiejskich. W moje oko wpadła ręcznie robiona czekolada z owocami i przyprawami od Manufaktury u Dziwisza. Na większy głód gości czekał food trucki serwujący burgery, frytki i inne pychoty, a pragnienie można było zaspokoić napojami z regionalnych browarów. Można było także kupić wino pochodzące z małopolskiej winnicy Piwnice Antoniego. Na Rynku pojawił się także szeroki wybór przeróżnych drobiazgów, balonów czy zabawek dla dzieci.

W piątek odwiedził mnie mój kolega Paweł z Torunia z którym - pod nieobecność mojej Perełeczki, przebywającej u wnusia w Bydgoszczy - na Rynku spędziłem całe popołudnie. Było niezwykle sympatycznie, wielu mieszkańców podchodziło do mnie by uścisnąć dłoń regionalisty i podziękować za bloga, za album i za inną robotę dla środowiska… Niezwykle miłym było spotkanie z młodym małżeństwem i ich synkiem, którzy na wakacje zjechali z zagranicy i załapali się na pierwszy dzień festiwalu, gdyż następnego dnia już wracali…

W trakcie Festiwalu na Rynku trwała akcja szczepień przeciwko COVID-19. Można było zaszczepić się w mobilnym punkcie szczepień. Poza tym, że było słodko, miło i przyjemnie, to również było widowiskowo i estradowo. Z Pawłem wysłuchaliśmy koncertu zespołu Dixie Team spotkaliśmy się z burmistrzem Dariuszem Chudzińskim, jego małżonką i gośćmi z Mogilna, państwem Walczak. Z przyczyn wynikających z moich dolegliwości niestety musiałem się ewakuować i kolejny show niezwykle widowiskowy Teatr Ognia - FireShow GATSBY SHOW w wykonaniu grupy Flow Visual Shows obejrzałem już za pośrednictwem transmisji…

 

W sobotę udało mi się na godzinkę zawitać na Rynek. Doskonałym pomysłem była sobotnia Strefa Słodkich Warsztatów ze słodkimi zwierzakami z masy cukrowej i kolorowymi pierniczkami, Wielka Gra Planszowa, którą poprowadziła Barbara Narbut i wiele innych atrakcji. Niestety, ale już bez mojego bezpośredniego udziału - za to podglądanego w mediach - wystąpił zespoły śpiewacze Kujawianki i Strzelnianki, zespół Feel Harmony oraz miał miejsce szczególnie miły dla ucha, oczu i ducha koncert wokalistek z Domu Kultury w Strzelnie, które od ok. 30-lat przygotowuje Grażyna Adamska… Obejrzałem również porywający pokaz tańca w wykonaniu Rockin' Style Crew i show taneczny przeprowadzony przez członków zespołu z dziećmi - ta forma obcowania szczególnie spodobała się naszym milusińskim. Niestety nie załapałem się na CZOKOKINO, czyli na seans plenerowy filmu „Przepis na Miłość”… W nawale ofert gdzieś umknęło mi Rowerowe show Jonasza Pakulskiego - ponoć był to fantastyczny pokaz…

Niedziele opiszę przy okazji fotorelacji z dożynek i już na zakończenie, nietypowo, bo powinienem wcześniej o tym wspomnieć, że odbyło się uroczyste otwarcie Festiwalu, którego to show obejrzałem przez fejsa. Dokonali go: burmistrz Dariusz Chudziński, przewodnicząca sejmiku Elżbieta Piniewska oraz starosta Bartosz Nowacki w asyście przewodniczącego Piotra Dubickiego, radnych i dyrektora Pawła Gębali. Po tej ceremonii miłym akcentem było spotkanie się uczestników Środowiskowego Domu Samopomocy i działającego przy nim poety Wojciecha Czubachowskiego z przewodniczącą sejmiku Elżbietą Piniewską. Przy tej okazji poeta wręczył gościowi tomik poezji Miłość i Ja, inaugurując promocję wydawnictwa. 

Finalizując opis moich bardzo pozytywnych odczuć z pierwszej edycji Festiwalu Czekolady w Strzelnie dziękuję organizatorom: burmistrzowi Dariuszowi Chudzińskiemu, dyrektorowi Pawłowi Gębali i całej załodze Domu Kultury oraz wszystkim służbom za profesjonalne działania promujące miasto i gminę - dziękuję, Strzelno to wielka rzecz!

Foto.: Heliofor Ruciński


środa, 25 sierpnia 2021

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 152 Ulica Powstania Wielkopolskiego cz. 4

W poniedziałek w gronie członków Zarządu TMMS spotkaliśmy się w Urzędzie Miejskim z burmistrzem Dariuszem Chudzińskim. Każdorazowo takie spotkania są bardzo twórcze i to zarówno po stronie władzy jak i społecznej. Dowiedzieliśmy się wiele o planach rozwojowych miasta i gminy, funkcjonowaniu instytucji i urzędu, a przy okazji rodzących się nowych pomysłach, które korzystnie wpłyną na obraz codzienny życia naszego społeczeństwa. Nie wszyscy wiedzą, że przywracana jest piękna historia naszego miasta. Czynione to jest m.in. poprzez upamiętnianie osób, które dla niego zasłużyły się na przestrzeni ostatnich 150 lat. W urzędzie powstaje Galeria Portretów Honorowych Obywateli. Zawisł na sali sesyjnej jako pierwszy portret dra Jakuba Cieślewicza, kolejno przybywały podobizny postaci: Haliny Gorlachowej, prof. Andrzeja Stelmachowskiego, bpa Jana Czerniaka, lek. med. Ryszarda Cyby. Obecnie nasz strzeleński artysta malarz Jan Suliński pracuje nad kolejnymi płótnami. W planie burmistrza Chudzińskiego znajduje się również Minigaleria Portretów, wykonanych piórkiem włodarzy naszego grodu, którzy zarządzali miastem od 1919 roku.   

Spotkanie stało się okazją do przypomnienia sylwetek kilku honorowych obywateli, m.in. żyjącego i mieszkającego w Inowrocławiu sędziwego Aleksandra Pruszkowskiego oraz dra Bogdana Królewskiego. Przy okazji kolejnego Spacerku po Strzelnie i omawiania posesji związanej z Pruszkowskim przypomnę czytelnikowi jego sylwetkę, a o którym pisałem w po raz pierwszy w 2012 roku.

Okres peerelu na terenie Strzelna i okolicy, tak po prawdzie jest mało znanym, choć wielu z nas w całości lub w części go przeżyło. Gdzieś w naszej pamięci zatarły się daty, postaci z ówczesnych świeczników i ważne w rozwoju miasta wydarzenia. Kiedy próbujemy dotrzeć do informacji z tego okresu, okazuje się, że nie ma ich zbyt dużo, a przecież był to okres historycznie ciekawy i burzliwy. Chcąc bazować na dotychczasowych opracowaniach, okazuje się, że pełne są one luk i nie wyczerpują interesujących nas tematów. Wiele tajemnic skrywa okres peerelu, tajemnic, które mimo poszukiwań w wielu przypadkach nie zostały odkryte, czy upublicznione.

Tak dla przykładu było z nieznanym honorowym obywatelstwem miasta Strzelna. Myśleliśmy wszyscy, że między rokiem 1930, a 1982, czyli między honorowymi obywatelami: Jakubem Cieślewiczem a Bogdanem Królewskim, nikomu nie nadano tego zaszczytnego tytułu. Otóż błąd. Pod koniec 2011 roku nasza wiedza poszerzyła się o całkowicie zapomnianego honorowego obywatela. Jest nim pan Aleksander Pruszkowski. Kim była ta postać i jaką rolę odegrała w dziejach Strzelna, udało się ustalić, zatem pozwolę sobie tę osobę przybliżyć. Dodam, że aktem stanowiącym o tym zaszczytnym tytule była uchwała Miejskiej Rady Narodowej w Strzelnie z 12 czerwca 1969 r. podpisana przez przewodniczącego Henryka Wrzesińskiego i przewodniczącego Sesji MRN Tadeusza Witczaka. Obydwu panów znałem osobiście i przeprowadziłem z nimi liczne rozmowy, jednakże nigdy nie wspomnieli o panu Pruszkowskim. 

Otóż ów pan po 42 latach odezwał się, przy okazji odwiedzenia naszego miasta. Wizyta ta miała miejsce 22 listopada 2011 r. i przybyły gość odkrył przed władzami swoje karty. Przedstawiając się, jako honorowy obywatel, wręczył przewodniczącemu RM swoją autobiograficzną książkę, w której znajduje się m.in. kopia rzeczonej uchwały z 12 czerwca 1969 r. Nie znając uzasadnienia do tegoż aktu trudno dziś gdybać, za co ówczesne władze wyróżniły pana Pruszkowskiego? Z nim samym nie udało mi się porozmawiać, gdyż o wizycie dowiedziałem się już po wyjeździe gościa.

Ale nic to, ówczesny przewodniczący Rady Miejskiej pan Piotr Pieszak pożyczył mi autobiograficzną książkę Aleksandra Pruszkowskiego Sybirak – Honorowy Obywatel Miasta Jawor, która wyjawiła mi okoliczności przyznania zaszczytnego strzeleńskiego tytułu. Książka liczy sobie 144 strony i niewiele zawiera informacji o Strzelnie. Ot, wiele danych z życia peerelowskiego dyrektora, przypominających słynny serial Dyrektorzy. Niewielki wątek strzeleński w biografii dyrektora Pruszkowskiego zawarty został w rozdziale poświęconym Inowrocławiowi. Tam pan Aleksander Pruszkowski w latach  1967-1970 był dyrektorem Inowrocławskiej Fabryki Sprzętu Rolniczego „Inofama”. Oto, co pan dyrektor napisał o Strzelnie:

(...) Przychodząc do Inofamy plan roczny wynosił 220 mln zł, a kiedy za 3 lata odchodziłem plan wynosił 1 200 mln zł. Ponieważ Fabryka odczuwała braki w zatrudnieniu postanowiłem otworzyć filię Fabryki. Znalazłem pomieszczenia po POM-ie w Strzelnie oddalonym o 20 km od Inowrocławia w kierunku Poznania. Po wyremontowaniu głównej hali załatwiłem przydział na kilkanaście obrabiarek do metali, a mianowicie tokarki, frezarki i wiertarki. Po zakupieniu tych maszyn i zamontowaniu uruchomiliśmy tam produkcję tak potrzebnych części zamiennych. Następnie rozbudowałem inne obiekty, w których uruchomiliśmy produkcję filtrów powietrza i tłumików do ciągników produkowanych w Ursusie. Linie produkcyjne filtrów i tłumików przeniosłem z fabryki w Inowrocławiu.

Po uruchomieniu produkcji w Strzelnie w pomieszczeniach po POM-ie uznałem, że trzeba zastanowić się nad budową zakładu w Strzelnie, w nowym miejscu. Rozpocząłem badania miejsca na lokalizację tego zakładu. Pragnę zaznaczyć, że po uruchomieniu produkcji w Strzelnie władze tego miasta nadały mi tytuł „Honorowego Obywatela Miasta Strzelna”. Do nadania tego tytułu przyczynił się przewodniczący Prezydium Miejskiej Rady Narodowej p. Henryk Wrzesiński. Z panem tym zaprzyjaźniłem się i często spotykałem się z nim i jego rodziną aż do jego przedwczesnej śmierci. (...) 

Dalej, autor opisuje wypadek jaki miał miejsce w jesieni 1969 r. pod Strzelnem, kiedy znajdował się w drodze do Mogilna, a udawał się tam na spotkanie z sekretarzem KP PZPR. Samochód służbowy marki „Warszawa”, którym podróżował wpadł w poślizg i czołowo zderzył się z ciężarówką. Dyrektor wypadł z samochodu, zaś kierowca doznał licznych złamań. W wątku strzeleńskim znajdujemy jeszcze kilka opisów ze spotkań ze strzeleńskim przewodniczącym PMRN Henrykiem Wrzesińskim, które były spotkaniami towarzyskimi, ale podczas których załatwiano wiele spraw tyczących pracy obojga. Po 1970 r. kontakt Aleksandra Pruszkowskiego ze Strzelnem urwał się. W niedługim też czasie, z początkiem 1971 r. Henryk Wrzesiński został odwołany z funkcji przewodniczącego i został przeniesiony z dniem  1 marca 1971 r. do pracy w Prezydium Powiatowej Rady Narodowej w Mogilnie, gdzie objął stanowisko kierownika wydziału handlu przemysłu i usług.

 

Aleksander Pruszkowski urodził się 20 kwietnia 1930 r. w Żochowie powiat łomżyński. Rodzicami jego byli Franciszek i Stefania z domu Nagórka. Do szkoły powszechnej uczęszczał we wsi Radwany w gminie Szumowo. Po wybuchu II wojny światowej jego wieś rodzinna znalazła się pod okupacją sowiecką. 20 czerwca 1941 r. z mamą i bratem Mieczysławem oraz wujem Mieczysławem Nagórka zostali wywiezieni na Syberię. Ojciec w tym czasie przebywał w niemieckiej strefie okupacyjnej. Osadzeni zostali w Ałtajskim Kraju. Tam uczęszczał do 10-letniej szkoły we wsi - stacji Pośpiecha. W kwietniu 1946 r. Aleksander wraz z rodziną powrócili z zesłania do kraju. 

W 1948 r. ukończył gimnazjum w Zambrowie, a w 1951 r. Liceum Komunikacyjne w Olsztynie. Rozpoczął studia na Politechnice Śląskiej w Gliwicach na Wydziale Mechanicznym. W 1956 r. ukończył je, otrzymując tytuł magistra inżyniera mechaniki. Podczas studiów aktywnie uczestniczył w społecznym życiu studenckim. Był członkiem AZS-u i ZMP, w którym pełnił funkcję przewodniczącego zarządu wydziałowego. Podczas studiów został kandydatem, a następnie członkiem PZPR.

W lipcu 1956 r. rozpoczął pracę w Fabryce Samochodów Ciężarowych w Lublinie. Zaczął od starszego konstruktora, następnie pełnił funkcję kierownika wykonawstwa SOWI, później był zastępcą głównego mechanika i energetyka. Kolejne stanowiska jakie piastował w FSC to: główny mechanik Zakładu Kuźni oraz kierownik Zespołu Wydziałów Montażowych „B”, produkujących  wojskowy transporter bojowy „SKOT”.

 

W kwietniu 1967 r. został powołany na stanowisko dyrektora w Inowrocławskiej Fabryce Sprzętu rolniczego „Inofama” w Inowrocławiu. Tutaj też zaczęła się jego przygoda ze Strzelnem i Przyjezierzem. W czerwcu 1969 r. Miejska Rada Narodowa w Strzelnie nadała Aleksandrowi Pruszkowskiemu tytuł Honorowego Obywatela Miasta Strzelna. Już w 1968 r. za jego rządów Inofama wystawiło stołówkę o nowoczesnej architekturze, zaś w 1970 r z wiosną urządzono plażę, wraz z oświetlanym stylowymi lampami molem. 

W 1971 r. rozpoczął pracę rozpoczął pracę na stanowisku głównego specjalisty ds. uruchomienia produkcji kombajnów zbożowych „Bizon”. Zaś w roku następnym pracował na stanowisku głównego mechanika w Dolnośląskim „Dolzametrze” w Nowej Soli. 1 stycznia został powołany na stanowisko dyrektora Zakładów Kuzienniczych Przemysłu Maszyn Rolniczych w budowie w Jaworze. Po połączeniu zakładu z Fabryką Maszyn Rolniczych nadal pełnił funkcję dyrektora naczelnego. Od 1982 r. był dyrektorem Zjednoczenia „Agromet” w Warszawie. Aleksander Pruszkowski został odznaczony m. in.: Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski i Sztandarem Pracy II klasy. Od 2000 r. jest Honorowym Obywatelem Miasta Jawora.

Aleksander Pruszkowski napisał i wydał kilka książek, m.in.:
Wspomnienia Sybirak - Honorowy Obywatel Miasta Jawora, powieść z czasu powstania styczniowego 1863 Władek i Janinka oraz opowieści: Czy mogło tak być, To działo się na zachodnich rubieżach Polski, Na koniec świata oraz Wojacy z ziemi łomżyńskiej w służbie Rzeczypospolitej.

 

poniedziałek, 23 sierpnia 2021

Strzeleński budowniczy kasy chorych, szpitala, kościoła… Józef Pankowski (1883-1933)

Józef Pankowski na stercie desek. W tle willa Pankowskich przy ul. Raj 1, a po lewej stronie nieistniejący już magazyn zbożowy Szudów - (po wojnie GS z placem węglowym).

Ta opowieść zrodziła się z przypadku. W połowie lipca przedzwonił do mnie znany ekolog Józef Drzazgowski, który przekazał swój telefon swojej znajomej goszczącej w Przyjezierzu p. Hannie Posadzy. W słuchawce usłyszałem pytanie, które wprowadziło mnie w małe zakłopotanie:

- Czy wiem coś o tartaku w przedwojennym Strzelnie przy ul. Raj, który należał do jej krewnego Józefa Pankowskiego?

Wówczas, po chwili zastanowienia odparłem, że o ile nazwisko Pankowski dużo mi mówi, o tyle o tartaku słyszę po raz pierwszy. Dodałem, że i owszem, tartaki przedwojenne znam wszystkie i może chodzi o tartak przy ul. Miradzkiej? Rozmówczyni obiecała, że po powrocie do Poznania prześle mi zdjęcia… 26 lipca plik starych przedwojennych zdjęć do mnie dotarł, zacząłem kompletować dane o budowniczym Józefie i tak to wszystko się zaczęło…

    

Józef Pankowski był znanym w Strzelnie przedsiębiorcą budowlanym. Pochodził z Gębic, gdzie przyszedł na świat 25 lutego 1883 roku jako syn Marcina i Augusty Marianny z domu Karow. Obie rodziny w czasie zaborów i dwudziestolecia międzywojennego były bardzo zaangażowane na niwie społeczno-patriotycznej w Gębicach. Po ukończeniu nauki Józef przeszedł wszystkie szczeble kształcenia w zawodzie ciesielskim i murarskim zdobywając stopień mistrza w tych rzemiosłach. Jego mentorem w kształceniu zawodowym był krewny ze strony matki Franciszek Karow, prezes Towarzystwa Przemysłowców w Gębicach, właściciel firmy budowlanej i dużego tartaku w pobliskim Marcinkowie. Wuj pokierował go również w uruchomieniu własnej firmy budowlanej. 

Rozalia z Posadzych Pankowska w salonie willi przy ul. Raj 1 w Strzelnie

Józef po usamodzielnieniu się poślubił Rozalię Posadzy z Szadłowic, córkę Jana i Katarzyny z domu Pawlak. Małżonkowie niestety byli bezdzietni. Pod koniec 1918 roku włączył się w nurt wyzwoleńczy, walcząc w Powstaniu Wielkopolskim, w oddziale gębickim. 7 sierpnia 1927 roku podczas uroczystości 5-lecia Towarzystwa Powstańców i Wojaków w Strzelnie został wyróżniony Odznaką „Powstańca Broni“.

 

Maria Zasada narzeczona Łucjana Posadzego 

Po zamieszkaniu w Strzelnie zaskarbił sobie ogromne zaufanie, wykonując liczne prace budowlane w powiecie strzeleńskim. Przedsiębiorstwo jego szybko nabrało tempa rozwoju, a jako poważny pracodawca został delegatem do Rady Powiatowej Kasy Chorych. Przy ul. Raj wystawił sobie piękną willę. Niestety, już po wojnie nowa właścicielka na przełomie lat 60. i 70. XX w. przebudowała willę, powiększając ją i dodając piętro, tym samym budynek zatracił swój przedwojenny urok i stała się budynkiem wielorodzinnym. Przy willi mieściło się zaplecze firmy Pankowskiego z placem składowym materiałów budowlanym, szczególnie tartacznych, które pochodziły z tartaku wspomnianego już krewnego ze strony matki, Franciszka Karow z Marcinkowa. W tym miejscu znajduję odpowiedź na zadane mi telefonicznie pytanie przez p. Hannę - to nie był tartak przy ul. Raj, a plac składowy drewna przetartego w tartaku krewniaka w Marcinkowie.

Łucjan Posadzy z kolegami w ogrodzie przy ul. Raj 1 w Strzelnie

Pierwszą większą budową Józefa Pankowskiego, którą wykonał na terenie Strzelna była budowa nowoczesnej siedziby Powiatowej Kasy Chorych. Budynek ten powstał u zbiegu ulic Świętego Ducha i Młyńskiej (później nazwanej Powstania Wielkopolskiego) na byłym gruncie kościelnym w latach 1928-1929. Jego budowę planowano długo wcześniej i kiedy nastały sprzyjające ku temu okoliczności zlecono wykonanie dokumentacji, ogłoszono przetargi budowlane i z wiosną 1928 roku przystąpiono do budowy. Projektantem tego charakterystycznego dla Strzelna budynku był znany poznański architekt Leonard Mendelski. Przy jego realizacji Pankowski zatrudniał technika budowlanego Koperskiego.

Maria Zasada w Strzelnie przy ul. Raj 1

Z kolei w latach 1929-1930 zrealizował największą w regionie inwestycję, wybudował nowoczesny gmach szpitala powiatowego w Strzelnie. Był to obiekt, wyposażony w najnowsze aparaty lecznicze i instrumentarium operacyjne. Znajdowało się w nim łącznie 100 łóżek dla chorych. Szpital składał się z pięciu oddziałów z następującą ilością łóżek: chirurgiczny 34, chorób wewnętrznych 33, położniczy 10, chorób skórnych i wenerycznych 6 oraz oddział chorób zakaźnych 17. Chorzy na oddziale chirurgicznym leżeli w 7 pokojach i 1 oddzielnym pooperacyjnym. Pozostałe oddziały miały pokoje wspólne. Położnictwo i oddział przeznaczony dla chorych wenerycznie i ze schorzeniami skóry miały po dwa pokoje oraz cztery pokoje zajmowali pacjenci chorzy na choroby zakaźne. Salami specjalistycznymi były: sala operacyjna z pomieszczeniem do narkozy, sala porodowa, sala aparatury i laboratoryjna, sterylizatornia, gabinet rentgenowski, gabinet elektrofizykoterapii, kamera dezynfekcyjna, cztery łazienki i kostnica w podziemiach. W szpitalu znajdowała się także cała infrastruktura potrzebna do prawidłowego funkcjonowania lecznicy.

Maria Zasada przy samochodzie Pankowskich...

W trakcie realizacji tej największej inwestycji, w 1930 roku budowniczy Józef Pankowski przeprowadził prace remontowo-konserwatorskie w bazylice św. Trójcy w Strzelnie. Naprawiono wówczas dach oraz zniesiono stare więźby w wieżach i pokryto je blachą miedzianą. Z marszu przystąpił do kolejnej poważnej budowy. W 1932 roku zrealizował piękny projekt architekta Rogera Sławskiego z Poznania, wystawiając stylowy, neobarokowy kościół w Piaskach po drugiej stronie Gopła. Nad kościołem patronat sprawowali Jaczyńscy. Koszt budowy wyniósł 160 tys. zł. Wieża kościelna ma 32 m. Konsekrowany był już po śmierci budowniczego 16 września 1934 roku.

Józef Pankowski przeżywszy zaledwie 50 lat zmarł 18 października 1933 roku. Jego pogrzeb odbył się 21 października w sobotę, z którego relację zamieścił „Dziennik Kujawski“:

Ubiegłej soboty odbył się tu pogrzeb śp. Józefa Pankowskiego, przedsiębiorcy budowlanego, cenionego ogólnie obywatela, znanego z dobroci serca i hojności dla biednych, który nigdy nikomu pomocy nie odmówił. Nic też dziwnego, że w tym smutnym obrzędzie żałobnym udział wzięło tłumnie obywatelstwo Strzelna i okolicy.

O godz. 10-tej rano odprowadzono zwłoki zmarłego z domu żałoby do kościoła. Po nabożeństwie wyruszył kondukt pogrzebowy na cmentarz. Za trumną postępowali członkowie rodziny oraz tłum ludu. Kondukt prowadził brat pozostałej żony śp. zmarłego ks. [Ignacy - MP.] Posadzy w asyście 10 księży. W pogrzebie wzięły udział wszystkie miejscowe organizacje. Nad otwartą mogiłą pożegnało zmarłego Towarzystwo Śpiewy „Harmonia“ pieśnią „Zmarły człowiecze“ pod batutą p. Osińskiego.

Podkreślić należy, że zmarły był twórcą nowo wybudowanych gmachów teraźniejszej Kasy Chorych, Szpitala Powiatowego, kościoła w Piaskach i wielu innych budowli. Niech odpoczywa w spokoju! 

Częstym gościem, a następnie domownikiem państwa Pankowskich był młodszy brat Rozalii, Łucjan Posadzy, absolwent Gimnazjum w Trzemesznie, do którego szczególną estymę miało wujostwo. Łucjan tutaj czasowo zamieszkał, a następnie poślubił Marię Zasadę, z którą wiele pięknych dni spędził w willi przy ul. Raj 1. Ale ta opowieść już nie mieści się w rozmiarach tegoż artykułu…

Łucjan Posadzy brat Rozalii Pankowskiej przed willą przy ul Raj 1 w Strzelnie w Strzelnie

Na zakończenie dodam, że brat żony zmarłego ks. Ignacy Posadzy (1898-1984) Sługa Boży, był współzałożycielem i długoletnim Przełożonym Generalnym Towarzystwa Chrystusowego oraz założycielem Zgromadzenia Sióstr Misjonarek Chrystusa Króla; pisarzem i podróżnikiem. Podczas studiów w Niemczech zetknął się z problemem polskiej emigracji. Postanowił, że kiedy zostanie kapłanem, poświęci się rodakom na obcej ziemi. 19 lutego 1921 roku w katedrze gnieźnieńskiej święcenia kapłańskie. W 1929 roku z polecenia prymasa Polski, kard. Augusta Hlonda, odbył podróż do Brazylii, Urugwaju i Argentyny, w celu poznania warunków życia polskich emigrantów. W 1932 roku kard. Hlond powierzył mu zorganizowanie nowego, męskiego zgromadzenia zakonnego - Towarzystwa Chrystusowego dla Wychodźców (obecnie Zgromadzenie to nosi nazwę: Towarzystwo Chrystusowe dla Polonii Zagranicznej. W ten sposób ks. Ignacy Posadzy stał się pierwszym nowicjuszem tegoż Zgromadzenia, a po złożeniu ślubów zakonnych w 1933 został mianowany przełożonym generalnym. Urząd ten pełnił do 1968 roku. Od 1999 roku rozpoczęty został proces kanonizacyjny Sługi Bożego ojca Ignacego Posadzego TChr.

Zdjęcia pochodzą ze zbiorów rodzinnych Hanny Posadzy


środa, 18 sierpnia 2021

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 151 Ulica Powstania Wielkopolskiego cz. 3


Powrót z wczasów, z nadmorskiej i z nadzatokowej laby, to nie tylko zregenerowane siły, ale również wór pełen pomysłów i nowe spojrzenie na otaczającą mnie rzeczywistość. Kto był w Krynicy Morskiej i w Fromborku, a po drodze rejestrował napotkane plusy i minusy ten ma właściwy obraz dzisiejszego stanu turystyki, gospodarki, a nade wszystko infrastruktur im towarzyszącym. Te ostatnie opisują tablice informujące, skąd wzięto środki by je poprawić, poddać żmudnej konserwacji, udoskonalić, czy zrewitalizować i zawierają logo Unii Europejskiej…      

Naprzeciwko pastorówki, pod numerem 1, znajduje się jeden z piękniejszych pod względem architektonicznym, budynek. Wystawiony on został na początku XX w., a konkretnie w 1904 roku w modnym wówczas stylu eklektycznym przez budowniczego Juliusa Küchla, dla swej licznej rodziny. Architektura tegoż budynku jest jedyną tego rodzaju w mieście i nawiązuje swym wyglądem raczej do pałacu niż kamienicy. Jest to budowla piętrowa nakryta dwuspadowym dachem ceramicznym. Na osi głównej znajduje się nieco wysunięty piętrowy ryzalit, zwieńczony trójkątnym, bogato zdobionym frontonem. Jego zdobienie nawiązuje do modnej wówczas secesji, którą również znajdujemy w ozdobach nadokiennych pierwszego piętra. Elewacja frontowa i boczna – wschodnia, są zdobione na wysokości parteru wyrazistym boniowaniem. Nad wejściem głównym do budynku zlokalizowanym od strony bocznej - wschodniej znajduje się balkon wsparty na dwóch murowanych, kwadratowych filarach połączonych u dołu murowaną balustradą. Ta kompozycja architektoniczna daje wrażenie przypiętej, bocznej altany.

 

Ogromne wrażenie na mieszkańcach i przybyszach robi zdobienie wypełniające trójkątny fronton wieńczący ryzalit. Jego elementy symbolizujące budownictwo: trójkątna kielnia i cyrkiel, wywołują u przechodniów konsternację i odniesienie do symboliki masońskiej. Czyżby w Strzelnie była loża masońska? Raczej możemy sobie podarować tezę o loży. Jednakże, dawniej sporo opowiadano o strzeleńskich masonach, że byli nimi Niemcy i Żydzi. Mieszkańcy podstrzeleńskiego Książa opowiadali mi anegdotę o jeżdżących konno w czarnych ubraniach i melonikach, po łąkach pod Książem, Niemcach ze Strzelna, którym towarzyszyli Żydzi. Miały to być ich zdaniem niedzielne harce masońskie. Ale czy tak było? W wykazach członków inowrocławskich lóż masońskich, bo tam takowe funkcjonowały - nie znajdujemy strzelnian. Zatem…

Już wcześniej wyczerpująco temat tego domu opisałem na blogu, dlatego nie będę go rozwijać, ale kto chciałby go zagłębić podaję do niego link:

https://strzelnomojemiasto.blogspot.com/2021/03/czy-w-strzelnie-byli-masoni.html  

Z nazwiskiem Küchel spotykamy się w okolicach Strzelna już w latach czterdziestych XIX w. I tak w 1842 roku w kościele ewangelickim w Strzelnie zawarł związek Małżeński 27-letni Michael Küchel. Jego wybranką była 18-letnia Caroline Schwarm, która niestety zmarła, a Michael ożenił się po raz drugi z Henriette Kunkel. Mieszkał on wówczas w Jeziorach Wielkich i miał dwóch braci Gottfrieda i Gottlieba. Z małżeństwa z Henriettą miał synów: Ernsta Eduarda, Friedricha Wilhelma - oboje byli rolnikami w Jeziorach Wielkich i Juliusa Hermanna - strzeleńskiego budowniczego; oraz córki: Auguste Emilie, Pauline i Emme Mete.

Interesujący nas Julius Hermann Küchel urodził się w 1860 roku i po ukończeniu nauki obrał zawód budowniczego. W 1892 roku zawarł w Urzędzie Stanu Cywilnego w Siedlimowie związek małżeński z 32-letnią Idą Franziską Koerth. W 1895 roku Juliusa spotykamy już w Strzelnie jako właściciela firmy budowlano-wykonawczej i tartaku. Jego rodzina była bardzo liczna i liczyła w 1910 roku 18 członków, w tym 11 mężczyzn. W 1915 roku dwie córki Juliusa uczęszczały do Miejskiej Koedukacyjnej Szkoły Wydziałowej w Strzelnie. Były to uczennice 3 klasy: Elise ur. w 1901 r. i Anna ur. w 1902 r. Julius był dyplomowanym mistrzem murarskim i prowadził firmę budowlaną. Przy domu znajdował się duży plac składowy i tartak. Trak, czyli maszynę do cięcia drewna napędzała maszyna parowa i był to drugi co do wielkości po Miradzu tartak w regionie. Status majątkowy Küchla zaliczał go do I klasy podatkowej, a co za tym szło i klasy wyborczej. Był on radnym miejskim w Strzelnie i pracodawcą dla wielu Polaków i Niemców.

Ulica Powstania Wielkopolskiego l. 30. XX w. Po prawej nieistniejące już trzy parterowe domy należące do Küchla.

W latach 30. XX w. firmę przejął syn Bruno Küchel. O nim samym niewiele udało mi się zebrać informacji. Część swojej posesji przy ulicy Powstania Wielkopolskiego nr 2 odstąpili Küchlowie niemieckiej spółdzielni rolniczo-handlowej „Konsum“. Spółdzielnia ta zajmowała się handlem zbożem, paszą, węglem, sztucznymi nawozami, w które zaopatrywała w pierwszej kolejności okolicznych bauerów - niemieckich rolników, którzy przyjęli obywatelstwo polskie i tutaj pozostali po 1919 roku na ojcowiznach. Młody Küchel był zwolennikiem rządów nazistowskich i jego los znalazł tragiczny finał w 1945 roku. Wydarzenie to poprzedziło złe postępowanie Bruno w czasie okupacji, a szczególnie jego działalność w ostatnich dniach przed wkroczeniem Rosjan. To jemu zarzucano próbę wysadzenia rotundy św. Prokopa i podpalenie archiwaliów z Archiwum Państwowego w Poznaniu zdeponowanych przez Niemców w tejże świątyni. Niemcy Küchel i Raschke podpalili kręgielnię przy Vereinhausie - Domu Stowarzyszeń, wcześniej zamienionej w magazyn. Dysponując materiałami wybuchowymi podminowali magistrat, pocztę, szkołę, wójtostwo, kasę komunalną, ale nieudało się im tych obiektów wysadzić. Nadto oskarżono ich o inne podpalenia w mieści i okolicy. Wydarzenia te miały miejsce z 19 na 20 i na 21 stycznia 1945 roku. 

Cała rodzina Küchlów ewakuowała się już 19 stycznia 1945 roku i opuściła miasto udając się na Zachód w kierunku Poznania. W grupie uciekinierów, którzy jako ostatni opuścili miasto znalazł się Bruno Küchel. Nie zdołał on ujść przed Rosjanami i został przez nich pochwycony, a następnie rozpoznany wśród internowanych uciekinierów przez któregoś ze strzelnian i odstawiony do miasta. Küchlowi postawiono zarzuty, m.in. podpalenia kościoła św. Prokopa i kręgielni. Potraktowano go równie brutalnie, co okupanci czynili wobec Polaków. Służby milicyjne spętały Küchla, przywiązując go powrozem do bryczki z zamiarem odstawienia do powiatowego Mogilna. Tak wyszykowanego konwojowano od Rynku ulicami miasta w kierunku na Mogilno. Spadło na niego kilka ciężkich razów zadanych mu przez wiwatujący tłum. Pod Jeziorkami rzekomo spłoszyły się konie i pociągły aresztanta za sobą, który obalił się i był tak wleczony aż do Kopców. Po zatrzymaniu się zaprzęgu więzień ponoć wyzionął ducha? 

Na marginesie tego wydarzenia przypomnę kolejne, które onegdaj relacjonował mi Marian Wojciechowski. Mówi ono o szyderczym przedstawieniu, jakie odegrali miejscowi na schwytanych Niemcach. Otóż, kazali im załadować trumnę kamieniami, sugerując, iż zawiera ona doczesne szczątki Hitlera, a następnie zmuszono do przeniesienia jej na barkach, na ewangelicki cmentarz. W uformowanym korowodzie szli za trumną rozochoceni przedstawiciele „władzy” i mieszkańcy, odgrywając sławetny „pogrzeb Hitlera”. Ale to wydarzenie nie miało tragicznego końca, jak poprzednie. Powyższe zjawiska nosiły znamię odwetu na miejscowych Niemcach, którzy swym zachowaniem i postępowaniem dali się we znaki w czasie okupacji miejscowej ludności. Przypomnę, że po wkroczeniu hitlerowców do Strzelna, zapanował w mieście terror wojenny. Co niektórzy miejscowi Niemcy - nie wszyscy - zachowali się w stosunku do swych sąsiadów Polaków nieprzyzwoicie i bezwzględnie. Prym w licznych akcjach wiódł Heinrich Plagens, właściciel fabryki maszyn rolniczych mieszczącej się przy ul. Świętego Ducha (obecna Biedronka). Wspierali go w tych poczynaniach: Willi Schmiedeskamp - dyrektor miejscowej Spółdzielni Zbożowej „Konsum”, okupacyjny burmistrz Strzelna, który m.in. w jasny dzień wszedł do sklepu zegarmistrzowskiego wspomnianego wyżej Mariana Wojciechowskiego i zabrał mu kilka cennych zegarków; oraz Willi Deilitz - nauczyciel klasy ewangelickiej i Otto Doberstein - policjant. Pomagał im w tej brudnej robocie Nowak - miejscowy policjant. Urządzili oni obóz na strzelnicy Bractwa Kurkowego i nazwali go „Berezą”. Tu przetrzymywali początkowo Żydów, a po nich wpływowych Polaków, których tam katowano a następnie rozstrzelano na Kopcach i w lesie Babiniec pod Cienciskiem. 

Po wojnie tartak przejęło miasto, a od 1950 r. znalazł tu siedzibę Państwowy Ośrodek Maszynowy – POM. Oto relacja prasowa z tego wydarzenia, napisana w socrealistycznym klimacie: Pierwsze traktory na ulicach Strzelna. W ostatnich dniach mieszkańcy zaintrygowani zostali warkotem motorów. „- Cóż to takiego?” – pyta jeden drugiego. „Ciekawe, że ty tego jeszcze nie wiesz. Przecież w Strzelnie powstał Państwowy Ośrodek Maszynowy i właśnie nadeszły nowe traktory”.

Przy ul. Powstania Wielkopolskiego, na obszernym placu potartacznym, stoi już kilka Ursusów i Zetorów, które chodzą na wolnym biegu w celu dotarcia. Od nich to pochodzi ten warkot, one to dają znać tutejszemu społeczeństwu, że program państwowy unowocześnienia produkcji rolnej nabiera realnych kształtów! Przecież żyjemy w pierwszym roku planu sześcioletniego.

Kierownik Ośrodka ob. Wł. Przygocki informuje, że punkt strzeleński należy do III kategorii, to znaczy, że otrzyma do 50 traktorów. Obecnie jest ich już jedenaście. Poza tym jest jeszcze 1 samochód ciężarowy. W przyszłości Ośrodek – prócz wykonywania prac technicznych, udzielać będzie porad fachowych rolniczych i to agrotechnicznych i zootechnicznych. Poza ciągnikami Ośrodek Zaopatrzony zostanie w odpowiednią ilość maszyn rolniczych: siewników, żniwiarek, snopowiązałek, pługów i innych – część tych maszyn już nadeszła. W Ośrodku urządza się także warsztaty reperacyjne. Ośrodek dysponuje odpowiednio wyszkolonym personelem [„Głos Wielkopolski“, 5.04.1950 nr 94]. 

POM dysponował również okazałą świetlicą był to duży barak drewniany wystawiony na podmurówce pomiędzy dwoma parterowymi domami, z których już żaden nie istnieje. Posiadał także pomieszczenia przy ul. Świętego Ducha, po byłej fabryce Heinricha Plagensa [obecnie Biedronka]. Był to jeden z większych zakładów na terenie Strzelna, który świadczył usługi maszynowe na rzecz rolnictwa - początkowo tego uspółdzielczonego (RSP) - oraz usługi naprawcze i produkcyjne w branży metalowej. Jego oferta uszczupliła się z chwilą odrodzenia się kółek rolniczych, a na ich bazie tzw. Międzykółkowych Baz Maszynowych (MBM). Kolejnym dyrektorem POM-u był Walerian Łukomski, kierownikiem warsztatów, a później dyrektorem technicznym, Franciszek Okoński, który po wchłonięciu POM-u w Strzelnie przez POM w Mogilnie przeszedł do pracy do Mogilna. Dotychczas samodzielny POM Strzelno został filią mogileńską. W 1968 roku dorobił się nowego zakładu, który wystawiony został przy tzw. Szosie Konińskiej. Obecnie znajduje się tam siedziba firmy „JAMOX”.

Po opuszczonych pomieszczenia przy ul. Powstania Wlkp. Zadomowiła się w nich filia „Inofamy” - Inowrocławskiej Fabryki Sprzętu Rolniczego. Ostatecznie obiekt, jako nową „fabrykę” przekazano do użytku w 1969 roku. Początkowo z funduszu aktywizacji małych miast uzyskano kredyt w wysokości 10-milionów złotych na uruchomienie filii. Po jego adaptacji miało znaleźć tu zatrudnienie 80 osób, w tym 20 kobiet. Ostatecznie w planach na 1970 roku przewidziano zatrudnienie 148 pracowników, faktycznie było ich ok. 80. Kierownikiem filii „Inofamy” w Strzelnie był Eugeniusz Wrzesiński, brat ówczesnego przewodniczącego PMRN. Początkowo produkowano tutaj filtry powietrza i tłumiki do ciągnika Ursus, a następnie części do kombajnu zbożowego „Vistula” oraz elementy do chederu, wówczas nowoczesnego kombajnu zbożowego „Bizon”. Wyprodukowane w Strzelnie części montowano w Inowrocławiu i wysyłano je do Płocka d fabryki macierzystej kombajnów. Nowy zakład planowano rozbudować do 1975 roku kosztem 50-milionów złotych i zatrudnić w nim 570 osób, w tym 50 kobiet. Jak wysoce hura optymistyczne i złudne były to plany pokazały lata następne. Nigdy tych założeń nie zrealizowano. 

Nieco więcej o powstaniu filii Inofamy w następnej części, która odkryje nam również postać nieznanego honorowego obywatela miasta Strzelna (czytaj w kolejnej części Spacerku…).

Dwuletnie zmagania się filii „Inofamy” spaliły na panewce i próbowano objąć ją nowym patronatem Mogileńskiej Fabryki Maszyn Rolniczych. Ostatecznie w 1972 roku wszedł nowy inwestor strategiczny, którym była bydgoska Fabryka Automatów Tokarskich „Ponar - Bydgoszcz” - FATO. Pod jej patronatem zakład zaczął się rozwijać pod względem potencjału produkcyjnego, gdyż liczby zatrudnionych nigdy nie przekroczył powyżej 100 osób. 

Kierownikiem strzeleńskiej filii został Durajewski, po którym kierownictwo objął Edward Borowiak. Po jego tragicznej śmierci, przybył do Strzelna inż. Adam Rasała i on kierował filią aż do jej przekształcenia, do początku lat 90-tych. Hitem produkcyjnym zakładu były tuleje podające i zaciskowe, również elementy samozaciskowe do automatów tokarskich i obrabiarek cyfrowych. Już w latach dziewięćdziesiątych minionego stulecia zakład ten przeszedł kilku właścicieli i ograniczał zatrudnienie. Ostatnim jego zarządcą była firma „Celtra” z Gliwic?

Obecnie jedna z hal produkcyjnych znajduje się w rękach miejscowego biznesmena Remigiusza Koprowskiego, który przez szereg lat kierował produkcją w poszczególnych spółkach. Prowadzi on firmę Fatpol Tools, która jest jednym z największych i najbardziej wyspecjalizowanych producentów w Polsce oprzyrządowania technologicznego do obrabiarek numerycznych CNC i automatów jedno- i wielowrzecionowych. Drugą część parceli po byłej FATO zajął wielkopowierzchniowy sklep sieci „Twój Market“, firmy z Budzisławia Kościelnego, w którym poza branżą spożywczą prowadzona jest apteka oraz sklepy z artykułami gospodarstwa domowego - elektrosprzętem i sklep odzieżowy. Obok w wolno stojącym pawilonie handluje Chińczyk, czyli sklep z ciuchami i wieloma innymi towarami wyprodukowanymi w Chinach. Na parterze kamienicy znajduje się również Zakład Fotograficzny wspomnianego wyżej Remigiusza Koprowskiego, a pozostałą część zajmują lokatorzy. Budynek znajduje się w zasobach komunalnych, czyli Miasta Strzelna.

Foto.: Heliodor Ruciński i archiwum bloga