piątek, 12 marca 2021

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 126 Ulica Gimnazjalna cz. 2

Wchodząc z ul. Kościelnej w Gimnazjalną mijam okazałą i pięknie odnowioną narożnikową kamienicę Chudzińskich, do której tzw. wjazd gospodarczy w podwórze wiedzie właśnie z Gimnazjalnej. Przechodzimy na drugą stronę, mijamy również narożnikową posesję Pierogów ze sklepem i masarnią. Na chwilę zatrzymujemy się przed piętrowym, jednorodzinnym domem oznaczonym numerem 1. W latach międzywojennych, zgodnie z obowiązującą wówczas nomenklaturą, według, której numery parzyste znajdowały się po lewej stronie ulicy, a nieparzyste po prawej (odwrotność współczesnej numeracji) dom ten nosił numer 2. W tym czasie mieszkał tutaj Nikodem Kasprowicz, o którym wiadomo, że urodził się 11 września 1883 roku w Kcyni. Z zawodu był malarzem. Uczestniczył w Powstaniu Wielkopolskim i był członkiem Związku Weteranów Powstań Narodowych RP 1914-1919.

Współczesny dom to pięknie utrzymany, pięcioosiowy budynek z niewielką liczbą elementów zdobniczych przywołujących dobę eklektyzmu, zdradzając nam swoje wiekowe pochodzenie. Jak tylko sięgam pamięcią dom ten był własnością rodziny Paulusów. W rejestrze z 1910 roku przypisany on był do tzw. Amtzgrundu, czyli jednej z parcel zarządzanych wcześniej przez burgrabiego. Była to część gruntu zamkowego, do którego należała cała lewa strona ulicy od Kościelnej do Ogrodowej. Były to numery: 3a należący do Krolla (obecnie Pierogowie przy ul. Kościelnej 14), 3b - Hilbiga (obecnie Paulusowie przy Gimnazjalnej 1) oraz 4 - pod którym starostwo w 1890 roku wystawiło kamienicę (obecnie Gimnazjalna 3).

Z analizy mapy katastralnej Strzelna z lat 1827/1828 autorstwa Grützmachera wynika, że już wówczas parcela Amtzgrund nr 3b (Gimnazjalna 1) była niezabudowana i razem z parcelą 3a stanowiły jedność. Prawdopodobnie jej podział nastąpił z chwilą pobudowania na niej pierwszego domu. Niestety nie udało mi się ustalić kiedy to nastąpiło i kto był owym pierwszym inwestorem. W każdym bądź razie, z braku śladów nazwiska Hilbig w tutejszych metrykaliach możemy przyjąć, że właściciel posesji z 1910 roku nie był strzelnianinem z urodzenia lecz przybyszem.

Kolejną posesją, pod którą należy się zatrzymać i przypatrzeć się jej architekturze, a także poznać jej dzieje jest kamienica oznaczona numerem 3. Tuż po utworzeniu powiatu strzeleńskiego i stopniowym rozrastaniu się jego struktur zaszła konieczność budowy mieszkań dla sprowadzanych tutaj nowych urzędników. Wychodząc naprzeciw temu zapotrzebowaniu władze powiatowe, a konkretnie powstały w 1889 roku nowy twór organizacyjny w postaci Wydziału Powiatowego zlecił wybudowanie kamienicy mieszkalnej dla niższej rangi urzędników powiatowych. Prace budowlane wykonała firma budowlana radcy powiatowego i członka magistratu Maksymiliana Łowickiego.

Nowy piętrowy budynek z sześcioma mieszkaniami stanął w 1890 roku. Przedstawiał się on dość okazale i do dzisiaj przyciąga swym wyglądem oko przechodnia. Dziewięcioosiowy fronton na osi centralnej posiada wejście główne z korytarzem przelotowym. Nad nim na piętrze znajduje się niewielki balkon. W części parterowej, w narożniku po stronie południowej znajdował się lokal użytkowy, z przeznaczeniem na sklep lub punkt usługowy. Ta część budynku posiada silne międzyokienne boniowanie. Kwartały piętra zdobi sześć pilastrów, a nad oknami znajdują się zdobne frontony - na skrajach cztery w stylu surbaissé i w części centralnej cztery belkowe. Dla doświetlenia skrywającego się pod dwuspadowym dachem ceramicznym strychu w pasie poddasza umieszczonych zostało dziewięć niewielkich kwadratowych nisz - zaślepionych otworów okiennych. W środkowej części dachu znajduje się niewielki, jednospadowy wykusz. W podwórzu wystawiono również piętrowy budynek gospodarczy, do którego wjazd prowadzi od ul. Ogrodowej.

Po likwidacji powiatu budynek stał się kamienicą czynszową. Na zdjęciu, które otrzymałem od nieżyjącego już Klausa Mantheya, a które trafiło do mnie z Niemiec widoczna jest kamienica w niemalże całej okazałości. Charakterystycznym, a dzisiaj już zatartym elementem jest widoczny lokal z witryną i bezpośrednim z ulicy doń wejściem. Na szybie witryny oraz na szyldzie zewnętrznym reklama informuje, że mieścił się tutaj Poznański Zakład Fryzjerski. Widok ten został utrwalony w latach 30. minionego stulecia. W latach powojennych kamienica nadal pełniła funkcję lokatorska. W wyniku rozwoju szkolnictwa zawodowego w roku 1951, po wyprowadzeniu lokatorów powstał w budynku internat dla dojeżdżających spoza Strzelna uczniów Zasadniczej Szkoły Energetycznej - późniejszej Zasadniczej Szkoły Zawodowej. Pierwszym kierownikiem internatu został Kazimierz Zdeb, który pełnił tę funkcję przez rok. Później funkcję kierownika sprawowali kolejno: Leon Szczepański, Józef Szczurek i Henryk Piechocki. Od 1 stycznia 1957 roku stanowisko kierownika internatu objął Stanisław Łuczak. Ten stan rzeczy trwał do czasu wybudowania nowych obiektów ZSZ przy ul. Kościuszki 10. Od tego czasu, tj. od jesieni 1974 roku kamienicy przywrócono funkcje lokatorskie. Obecnie ten 130-letni budynek znajduje się w zasobach mienia komunalnego.

Przechodzimy dalej, przecinając wlot ul. Ogrodowej do ul. Gimnazjalnej zatrzymujemy się przed niewielką acz schludnie utrzymaną posesją nr 5. Odkurzając pamięć przypominam sobie dawnego właściciela, p. Nowaka. Był on dekarzem, czyli specjalistą rzemieślnikiem od wszelkich dachów i to tych papowych jak i ceramicznych. Pamiętam go przemierzającego ulice miasta z niebagatelnie długimi drabinami, do tego był to wysoki mężczyzna i długo byłoby szukać wśród ówczesnych strzelnian osoby dorównującej mu wzrostem. To, co więcej zapisało się w mej pamięci to, że za czasów ks. proboszcza Józefa Jabłońskiego przekładał on dachówki na potężnych połaciach dachowych strzeleńskiej bazyliki. Z braku, przy ówcześnie panującym deficycie materiałów budowlanych, wymiarowych dachówek, dekarz Nowak korzystał z dachówki rozbiórkowej, co sprawiło, iż dach po naprawie miał różne odcienie czerwieni, a nawet czerni. Ale tym oto sposobem zabezpieczył na kilkadziesiąt lat dachy kościoła.     

Rodzina Nowaków była bardzo znaną w Strzelnie. Głową rodziny był Kazimierz Nowak - dekarz, ojciec ks. kanonika Jerzego Nowaka oraz teść Aleksandra Linetteja, z którym przez blisko 10 lat pracowałem w strzeleńskiej Gminnej Spółdzielni „Samopomoc Chłopska“. Z rodziny tej wywodził się  Jakub Nowak, którego powstańcze zaangażowanie poznałem podczas pisania książki Strzelnianie odznaczeni Wielkopolskim Krzyżem Powstańczym 1918-1919, z akt pochodzących z Archiwum Prezydenta RP. Pozwólcie, że przytoczę trzy biogramy członków tej rodziny, gdyż warte są one zapamiętania.

Jakub Nowak urodził się 22 lipca 1894 roku w Strzelnie jako syn Jana i Tekli z domu Lewandowska. Będąc uczniem szkoły ludowej w Strzelnie jako jedenastolatek brał udział w strajku szkolnym w 1905 roku. Był żołnierzem armii niemieckiej i brał udział w I wojnie światowej. Po powrocie z frontu, pod koniec grudnia 1918 roku włączył się w działalność niepodległościową. W trakcie walk o Strzelno wstąpił ochotniczo w szeregi powstańcze i wziął czynny udział z bronią w ręku w oswobodzeniu miasta. 3 stycznia 1919 roku w grupie oddziałów dowodzonych przez ppor. Pawła Cymsa uczestniczył w wyprawie na Inowrocław. Po dotarciu przez Kruszwicę do Mątew w dniach 5 i 6 stycznia 1919 roku walczył o oswobodzenie stolicy Kujaw Zachodnich. bierze udział w oswobodzeniu Inowrocławia. Następnie jako ochotnik wstępuje do formującego się Pułku Grenadierów Kujawskich, przemianowanego w połowie lutego na 5. Pułk Strzelców Wielkopolskich. W jego szeregach walczył na odcinku kujawskim frontu północnego, m.in. na kierunku Tarkowo oraz na linii frontu nadnoteckiego. Po zawieszeniu broni przez Niemców pozostał dalej w Wojsku Wielkopolskim. W stopniu wachmistrza służył w pułku ułanów w Wojsku Polskim. Na zew III Postania Śląskiego w 1921 roku wziął udział w walkach powstańczych. Jak czytamy we wniosku o odznaczenie Jakuba Nowaka WKP: organizuje grupę młodych kolegów i bierze czynny udział z bronią w ręku w Powstaniu Śląskim w szeregach 7. Pułku Piechoty 8. batalionie pod dowództwem kpt. Krzysztofa Konwerskiego ps. "Harden"

W latach międzywojennych mieszkał w Strzelnie przy ul. Szerokiej (obecnie Gimnazjalna 6). Od 19 kwietnia 1934 r. był członkiem Koła Związku Weteranów Powstań narodowych RP 1914-1919 w Strzelnie. Jako powstaniec wielkopolski został zweryfikowany 19 września 1934 r. Otrzymał Dyplom Weterana Powstania Wielkopolskiego o numerze 4534 oraz został zaewidencjonowany pod numerem 11834. Uchwałą Rady Państwa nr: 06.14-0.218 z dnia 14 czerwca 1961 r. został odznaczony Wielkopolskim Krzyżem Powstańczym 1918-1919 za czynny udział z bronią w ręku w Powstaniu Wielkopolskim.

Aleksander Bronisław Linettej (1928-2006)

Drugą postacią, którą przybliżę był zięć Kazimierza Nowaka, Aleksander Bronisław Linettej. Pan Aloś, jak zwykliśmy nazywać go w pracy, był osobą niezwykle lubianą, ciepłą, o cechach charakteru tak niezwykłych, że trudno byłoby ich szukać wśród jemu współczesnych. Skromny człowiek, który za życia dał się poznać jako krzewiciel i wytrwały orędownik przed laty złożonego przyrzeczenia harcerskiego. Znany był z tych ideałów w szerokich kręgach strzelnian. Przez całe swoje dorosłe życie piastował wiele odpowiedzialnych i niezwykle ważnych stanowisk. Przez kilkanaście ostatnich lat pracy zawodowej, przed przejściem na emeryturę, piastował stanowisko  kierownika największego w strukturze organizacyjnej działu skupu GS „SCh“ w Strzelnie.

Na drugiej stronie tego zdjęcia znajduje się taki oto opis, dokonany ręką mojego ojca Ignacego Przybylskiego: - Uroczystości pogrzebowe jakie odbyły się w listopadzie 1945 roku w Strzelnie. Urnę z prochami śp. Szymona Linetteja zamęczonego w O.K. Gusen niosą koledzy obozowi: Szmańda, Przybylski, Lipiński i Rutkowski.

 Urodził się 8 grudnia 1928 roku w Strzelnie, w wielce patriotycznej i religijnej rodzinie. Ojciec, Szymon Jan Linettej był powstańcem wielkopolskim i członkiem strzeleńskiego Koła Związku Weteranów Powstań Narodowych RP 1914-1919, pracownikiem pocztowym - tzw. konduktorem, a matka, Irena Oborska zajmowała się domem i wychowaniem dzieci. Mieszkał przy ul. Ogrodowej - niegdyś nr 6. Swoje młodzieńcze życie poświęcił nauce i pasji harcerskiego mundurka. Po latach wspominał obozy i biwaki letnie, zbiórki oraz wierność raz złożonej przysiędze harcerskiej. To on ze szczegółami opowiedział mi historie Krzyża Harcerskiego, wystawionego przed wojną w Przyjezierzu. Podczas II wojny światowej stracił ojca, którego hitlerowcy zamęczyli w obozie koncentracyjnym. Dopiero po zakończeniu działań wojennych rodzina mogła pochować prochy rodzica, a pogrzeb stał się wielką manifestacją patriotyczną Strzelnian. 

Jego pierwsze zatrudnienie to praca w prywatnej firmie zbożowej Gutorskiego, gdzie poznał technologię obróbki i składowania zbóż. Tam zdobyte doświadczenie zgłębiał od 1949 roku w GS „SCh“ w Strzelnie. W trakcie pracy zawodowej ukończył szkołę średnią i liczne kursy kwalifikacyjne. Dał się poznać jako dobry kolega i nauczyciel licznej rzeszy spółdzielców. Dzięki jego ogromnej wiedzy i niezwykłej pamięci udało mi się zgromadzić obszerny materiał źródłowy dotyczący dziejów najstarszej spółdzielni rolniczo-handlowej w Wielkopolsce, który również przyczynił się do opracowania monografii o strzeleńskiej GS „SCh“. Wielu współpracowników zaraził pasją zbierania znaczków pocztowych, których pokaźny zbiór sam posiadał. Był jednym z pierwszych członków Towarzystwa Miłośników Miasta Strzelna. Wyróżniony licznymi odznaczeniami resortowymi.

Ożeniony z Rozalią z domu Nowak wychował 2 córki, Halinę i Mirosławę.

Zmarł w wieku 77 lat, 28 stycznia 2006 r. 

Bazylika pw. św. Trójcy w Strzelnie 18 sierpnia 2013 r. Abp Stanisław Gądecki w koncelebrze z ks. kan. Jerzym Nowakiem (z lewej) i ks. kan. Ottonem Szymków.

Trzecią postacią, którą przybliżę jest syn Kazimierza Nowaka, ksiądz kanonik Jerzy Nowak, który do 30 czerwca 2020 roku piastował funkcję proboszcz parafii pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa w Gniewkowie oraz dziekana dekanatu gniewkowskiego. Urodził się 17 grudnia 1943 roku w Strzelnie. Tutaj ukończył Liceum Ogólnokształcące, po czym rozpoczął studia teologiczne w Prymasowskim Seminarium Duchownym w Gnieźnie. Święcenia kapłańskie przyjął 24 maja 1967 roku.

Przez kolejne lata był wikariuszem w Czerniejewie, Witaszycach, Witkowie, Pobiedziskach, Solcu Kujawskim, Gniewkowie w parafii pw. św. Mikołaja, Bydgoszczy w parafii pw. NSPJ oraz w parafii pw. św. Józefa. Od 1 lipca 1984 roku piastował funkcję proboszcza w Glinnie Wielkim, którą to pełnił do 30 czerwca 1996 roku. Następnie, od 1 lipca 1996 roku został proboszczem parafii pw. NSPJ w Gniewkowie, gdzie zastąpił ks. radcę Włodzimierza Rabczewskiego. Od 1 kwietnia 1997 roku sprawował funkcję dziekana dekanatu gniewkowskiego. Proboszczem w Gniewkowie był do 30 czerwca 2020 roku, po czy już jako kapłan w stanie spoczynku - senior zamieszkał w Strzelnie i tutaj sprawuje pomocną posługę duszpasterską w parafii pw. św. Trójcy.

Foto.: Heliodor Ruciński

 

środa, 10 marca 2021

Czy w Strzelnie byli masoni?

Podobnie jak temat, tak i wstęp do artykułu zacznę od pytania: czy strzeleński budowniczy, Niemiec Julius Küchel był masonem? Nurtuje mnie ono od kilkudziesięciu lat i co jakiś czas do mnie wraca. Staje się to wówczas kiedy mój wzrok trafia na jedną z piękniejszych elewacji strzeleńskich kamienic, a szczególnie na jej fronton. Przed wieloma laty w rozmowie ze znawczynią architektury, która odwiedziła Strzelno i trafiła pod dom przy ul. Powstania Wielkopolskiego nr 1, dowiedziałem się, że według jej znajomości przedmiotu architektury małomiasteczkowej budynek ten po prostu jest najpiękniejszym jaki dotychczas widziała na polskiej prowincji. Dodała, że morderstwem byłoby pozostawienie tej pięknej budowli na pastwę losu, a przecież widać, że lata zaniedbań ryją się po jej elewacji i nie tylko...

Ulica Powstania Wielkopolskiego, dom Kuchla w latach 30. XX w. (dom wybudowany w 1904 r.)

Dom wybudowany został w 1904 roku w modnym wówczas stylu eklektycznym przez wspomnianego na wstępie budowniczego Juliusa Küchla dla swej licznej osiemnastoosobowej rodziny. Projektantem zapewne był jeden z architektów bydgoskich lub poznańskich. Architektura tegoż budynku jest jedyną tego rodzaju w mieście i nawiązuje swym wyglądem raczej do pałacyku - willi niż kamienicy. Jest to budowla piętrowa, pięcioosiowa nakryta dwuspadowym dachem ceramicznym z dwoma wykuszami. Na osi głównej znajduje się nieco wysunięty piętrowy ryzalit, zwieńczony trójkątnym, bogato zdobionym frontonem. Jego elementy nawiązują do modnej wówczas secesji, którą również znajdujemy w ozdobach portali okiennych pierwszego piętra. Są nimi piękne maszkarony - stylizowane głowy kobiet oraz różnorodne motywy roślinne i wijące się wstążki. Elewacja frontowa i boczna – wschodnia, są zdobione na wysokości parteru wyrazistym boniowaniem. Nad wejściem głównym do budynku zlokalizowanym z boku, od strony wschodniej znajduje się balkon wsparty na dwóch murowanych, kwadratowych filarach połączonych u dołu murowaną balustradą. Ta kompozycja architektoniczna daje wrażenie przypiętej do bryły bocznej altany.

Ulica Powstania Wielkopolskiego 1. Pocztówka z posesją i tartakiem Kuchla (ok. 1910 r.)

Wracając zaś do mojej rozmówczyni, szczególnie zachwyciły ją proporcje, bogato zdobiona elewacja frontowa oraz nad wyraz zdobny i ubogacony symboliką fronton wieńczący fasadę.

- To musiał być dobry architekt, który budynek zaprojektował - powiedziała znawczyni tematu.

I właśnie ten fronton z centralnie na nim umieszczoną tarczą, którą z boków podtrzymują dwa putta jest tym elementem, który wywołuje tyle sensacji skrywającej się pod pojęciem masonerii. Dlaczego? Uważam, że dlatego, iż ciągle intrygują i niewyjaśnione pozostają wolnomularskie symbole umieszczone na tym strzeleńskim budynku - cyrkiel i trójkąt symbolizujący kielnię. Ta symbolika masońska, choć nie do końca jednoznaczna, zdaje odwoływać się przede wszystkim do narzędzi dawnych średniowiecznych mularzy wznoszących gmachy świątyni. W ten sposób rozwiązuje się zagadka kielni i cyrkla, które bardzo często pojawiają się w kontekście symboliki wolnomularskiej, także tej, której ślady możemy zobaczyć w wieńczącym kamienicę frontonie. Wielu znawców tematu uważa, że w ten sposób masoni odwoływali się do budowania własnej osobowości i duchowości.

Ulica Powstania Wielkopolskiego 1, dom Kuchla.

Po zagłębieniu się w temat dochodzę do wniosku, że zlecając projekt domu Julius Küchel poprosił architekta, by ten zaprojektował i umieścił na budynku widoczne z daleka elementy jego profesji, czyli zawodu budowniczego. I tak się stało, że ów na frontonie umieścił tarczę herbową, a na niej symboliczną kielnię murarską i cyrkiel.

Cyrkiel i kielnia to najpopularniejsze symbole masonerii i dlatego ówcześni strzelnianie zaczęli domyślać się najgorszego. Küchel to mason - mawiano przez dziesiątki lat o właścicielu kamienicy. I nie było w tym nic dziwnego, gdyż cyrkiel z tarczy to odwołanie do narzędzi mularskich, a zarazem u masonów symbol jednego z Trzech Wielkich Świateł albo sił twórczych Boga i człowieka, ale również symbol mądrości, wiedzy, rozumu i aktywności oraz miłości braterskiej. Podobnie cyrkiel, to również narzędzie murarskie.

Ulica Powstania Wielkopolskiego 1, fronton domu Kuchla

Symbolika sztandar Cechu Czeladnik Budowlanych w Gniewie

Murarze wśród swych symboli posiadali jeszcze węgielnicę, której nie ma na tarczy Küchla, a która jest też symbolem równowagi i szczerość. Cyrkiel i węgielnica splecione ze sobą stanowią markowy znak wolnomularstwa, a w pole pomiędzy nimi zwykle wpisywana była litera „G”, której również nie ma na tarczy. Innymi narzędziami murarskimi symbolizującymi cech są również młotek i poziomica - ich również nie ma na tarczy. Za to w oczy rzuca się trójkąt symbolizujący kielnię, a zarazem liczbę 3 - symbol doskonałości i nauki. Dlatego też widoczne na tarczy cyrkiel i trójkąt wpuszczają nas w świat fantazji i ciąłego zadawania pytania, czy Küchel był masonem?

By kategorycznie temu zaprzeczyć rozbierzmy temat o masonerii i jej członkach, popularnie nazywanych masonami rozbierzmy na czynniki pierwsze. Z racji tej, że Strzelno było zbyt małym miastem musimy założyć, że taka organizacja nie mogła tutaj funkcjonować. Nie znaczy to, że nie mieszkali tutaj masoni. Mogli tu być i należeć do jednego z bractw inowrocławskich, których rozkwit przypadł na lata 1894-1914. Wtedy to zorganizowała się brać spod znaku młota i kielni w loży „Zum Lich im Osten“. Początkowo przyjmowano do niej głównie Niemców i Żydów. Z czasem jednak loża straciła swój charakter mieszany - wielonarodowy i przemieniła się w grupę skupiającą przedstawicieli pazernej niemczyzny, stając się niemiecką lożą narodową. 

Wertując spisy członków lóż masońskich w Inowrocławiu nie znajdujemy na nich żadnego obywatela naszego miasta. Zatem powinniśmy od tego rozpocząć naszą błędną tezę, że Küchel był masonem. Dodam, że naprzeciwko jego domu rok wcześniej (1903) została wybudowana pastorówka, czyli po naszemu plebania ewangelicka. Zatem sąsiad wystawiając dom, nie chwaliłby się i ostentacyjnie głosił poprzez symbolikę, że jest członkiem loży masońskiej, czy tym, że w jego domu takowa ma siedzibę.

Ul. Powstania Wielkopolskiego 6. Pastorówka.

Wiadomo od lat, że ogromne wrażenie na mieszkańcach i przybyszach robi zdobienie wypełniające trójkątny fronton wieńczący ryzalit kamienicy Küchla. Jego elementy symbolizujące budownictwo: trójkątna kielnia i cyrkiel, wywołują u przechodniów konsternację i odniesienie do symboliki masońskiej. I choć twierdzę, że w Strzelnie zorganizowanej masonerii nie było to muszę dla prawdy historycznej dopowiedzieć, że dawniej sporo opowiadano o strzeleńskich masonach, że byli nimi Niemcy i Żydzi. Musiało to tkwić głęboko w rodowitych mieszkańcach. Pamiętam, że jako dzieci w żartach przezywaliśmy jednego z braci Küchel. Jak on coś nam przeskrobał to wołaliśmy: - Küchel! ty stary masonie!  Natomiast mieszkańcy podstrzeleńskiego Książa powtarzali anegdotę o jeżdżących konno w czarnych ubraniach i melonikach, po łąkach pod Książem, Niemcach ze Strzelna, którym towarzyszyli Żydzi. Miały to być ich zdaniem niedzielne harce masońskie. Ale czy tak autentycznie było? Dokładniej wczytując się w dzieje naszego miasta, a szczególnie jego mieszkańców trafiamy jednak na masonów, byli nimi: Gustaw Gerson, Jakub Chapp, Ludwig Lippmann. Cała ta trójka była ze sobą rodzinnie powiązana i więcej dowiecie się o niej z opowieści o rodzinie Lippmannów, ze spacerku po Cestryjewie...   


 

Więcej o kamienicy i Küchlach znajdziecie państwo w przyszłych spacerkach po Strzelnie, w odcinku poświęconym ulicy Powstania Wielkopolskiego.

Foto.: Heliodor Ruciński

 

poniedziałek, 8 marca 2021

Stanisław Jezierski (1892-1939)

Stanisław Jezierski (1892-1939). Powstaniec, uczestnik wojny polsko-bolszewickiej, zamordowany w 1939 r. przez Niemców. 


Dzisiejszą opowieść o strzelnianinie Stanisławie Jezierskim rozpocznę od listu jaki otrzymałem 27 listopada 2014 roku od jego krewnej pani Anny Sak. A oto jego treść:

Poszukując informacji na temat Stanisława Jezierskiego, mieszkańca Strzelna, trafiłam na Pana bloga. Bardzo ciekawy, zwłaszcza cykl Spacerkiem po Strzelnie. Proszę przyjąć moje gratulacje. Niestety samego Stanisława znalazłam tylko w dwóch postach dotyczących Bractwa Kurkowego. Szukałam go również na stronach z listami zamordowanych mieszkańców Strzelna w 1939  i znalazłam dopiero na stronie Cienciska, zresztą redagowanej również przez Pana.

Do zgłębienia tematu skłoniły mnie zdjęcia Stanisława i jego siostry Heleny Jezierskich, które moja mama odnalazła po śmierci swojej ciotki.  

Może trafił Pan w trakcie swoich badań i poszukiwań na jakieś informacje na temat rodziny Jezierskich w Strzelnie w latach przedwojennych lub może wskazać gdzie ich szukać. Z niecierpliwością będę czekać na odpowiedź.

Do listu (emaila) dołączone było zdjęcie Stanisław Jezierski. Minęło blisko siedem lat i w trakcie porządkowania korespondencji trafiłem na ten list. W międzyczasie, w wyniku licznych kwerend trafiłem na wiele źródeł, które dzisiaj zebrałem do przysłowiowej „kupy“ i niniejszym publikuję.

 

Stanisław Jezierski ur. 13 kwietnia 1892 roku w Strzelnie jako syn Franciszka (ur. 1858) i Anny (ur.1868) z domu Nowak. Ojciec parał się rzemiosłem i prowadził przy ul. św. Ducha zakład siodlarsko-rymarski. Po ukończeniu miejscowej szkoły katolickiej przysposabiał się do zawodu w warsztacie swojego ojca. Później zajął się handlem i prowadził przy ul. Kościelnej, gdzie mieszkali rodzice (współcześnie nr 8) sklep zaopatrujący w skóry strzeleńskich rzemieślników - szewców i cholewkarzy, a mieszkał przy ul. Powstańców Wielkopolskich 7, w kamienicy Szudów.

 Z wybuchem I wojny światowej wziął udział w walkach na froncie zachodnim jako poddany cesarza niemieckiego. Służył w stopniu szeregowca i w czasie jednej z bitew wiosną 1918 roku został ciężko ranny. Po powrocie do Strzelna włączył się w działania niepodległościowe, jako członek odrodzonego „Sokoła“. Po wyzwoleniu Strzelna przyłączył się do oddziałów ppor. Pawła Cymsa i wziął udział w walkach o Inowrocław i pod Złotnikami Kujawskimi. Następnie w szeregach 5. Pułku Strzelców Wielkopolskich w Inowrocławiu pozostawał na linii frontu powstańczego. Po przemianowaniu pułku w 59. Pułk Piechoty Wielkopolskiej wziął udział w przejmowaniu Pomorza, a następnie w wojnie polsko-bolszewickiej. W 1920 roku powrócił do cywila.

Był kupcem. W 1928 roku został członkiem komisji wyborczej w wyborach do Izby Przemysłowo-Handlowej w Bydgoszczy. Początkowo prowadził firmę pod szyldem „St. Jezierski, skład skór i przyborów siodlarskich i obuwniczych w Strzelnie“. Zarejestrowana był w miejscowym Rejestrze handlowym pod numerem 140. 6 kwietnia 1929 roku Sąd Grodzki firmę wyrejestrował, uzasadniając, iż ona wygasła. Stanisław nadal parał się handlem, prowadząc sklep z wyrobami skórzanymi.  

Od 1924 roku był wybierany radnym miejskim. W styczniu 1929 roku wszedł w skład Prezydium Rady Miejskiej, piastując w nim funkcję zastępcy sekretarza. Jesienią 1929 r. ponownie wyborcy zaufali mu i został wybrany radnym miejskim z listy Nr 4 - Chrześcijańskiej Demokracji. Był czwartym członkiem - obok burmistrza Stanisława Radomskiego, następcy burmistrza Jana Dałkowskiego i Tomasza Huberta - Magistratu Miasta Strzelna, czyli zarządu miejskiego (wybrany w 1931 w miejsce ustępującego Ignacego Świątkiewicza). Z ramienia Rady Miejskiej w 1939 roku powierzono mu jako ławnikowi nadzór kierowniczy nad Cegielnią Miejską.

Dom Szudów, w którym w latach międzywojennych mieszkał Stanisław Jezierski - ul. Powstania Wielkopolskiego 7

Od młodzieńczych lat działał w szeregach miejscowego Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół“. Piastował funkcję prezesa Związku Inwalidów Wojennych. Był aktywnym członkiem strzeleńskiego Bractwa Kurkowego - król kurkowy w latach 1924-1925. W Bractwie wchodził w skład tzw. Rady Zawiadowczej i chorążym pocztu sztandarowego. Aktywnie uczestniczył w życiu strzeleńskiego Klubu Kręglarskiego „8“ (nagrody m.in. 1927 i 1928), w którym piastował funkcję skarbnika i gospodarza. W 1930 roku został odznaczony Medalem Pamiątkowym za Wojnę 1918-1921. Po utworzeniu Związku Weteranów Powstań Narodowych Rzeczypospolitej Polskiej 1914-1919 wstąpił w szeregi strzeleńskiego Koła, w którym pełnił funkcję skarbnika (1936). ^ lutego 1934 roku został zweryfikowany przez Zarząd Wojewódzki ZWPN RP 1914-1919 w Poznaniu pod pozycją Nr 1491 i otrzymał stosowny Dyplom Weterana Nr 9071. 

Godną przywołania jest incydentalna ciekawostka z kampanii wyborczej prowadzonej przez Stanisława Jezierskiego w 1929 roku. Jako, że była to ostra walka i nie przebierano w środkach, a metody jej zbliżone były do tych dzisiejszych potyczek, pozwolę sobie w całości ją zacytować za „Dziennikiem Bydgoskim“, z dnia 24 września 1929 roku Nr 220 (wtorek). 

Walka przedwyborcza w Strzelnie, czyli kij ma dwa końce

Czołowy kandydat listy Chrześcijańskiej Demokracji w Strzelnie p. Stanisław Jezierski nadesłał nam bardzo ciekawe pismo, dotyczące fatalnej gospodarki miejskiej, które ze względu na doniosłość treści podajemy poniżej:

,,W numerze 210 ,,Nadgoplanina” ukazał się artykuł p. t. ,,Dookoła wyborów”, pisany fatalną polszczyzną przez niejakiego p. RH, który zarzuca mi, że rzekomo:

1) sprzeciwiłem się względnie utrudniałem śledztwo w sprawie nadużyć w Kasie Miejskiej, o których również donosił swego czasu ,,Dziennik Bydgoski”, oraz

2) że starałem się o to, aby park przy ,,Placu Wolności” (współcześnie Plac Daszyńskiego - MP.) był dostępny dla publiczności przez całą noc, czym przyczynić się chciałem do jawnej demoralizacji...

Twierdzenie takie nie wytrzymuje w ogóle krytyki, a służy ono jedynie w tym celu, aby mnie i Koło Chrześcijańskiej Demokracji zohydzić w opinii publicznej, bo przecież zbliżają się wybory do Rady Miejskiej. Co dotyczy pierwszego zarzutu, to stwierdzam, że ani nie sprzeciwiałem się, ani też nie utrudniałem śledztwa w sprawie malwersacji, ponieważ nie miałem na to żadnego wpływu. A zresztą wiedzą wszyscy strzelniacy, że jako długoletni radny miejski, stale zwalczałem wszelkie nieprawidłowości i fatalną gospodarkę w instytucjach miejskich. Złodziejstwo więc z natury rzeczy tępiłem. Twierdzenie zaś, że rzekomo zatrzymywałem tych, którzy chcieli przyczynić się do wykrycia nadużyć, jest kłamstwem i podłym oszczerstwem.

Sprawa ,,Placu Wolności” również przedstawia się zupełnie inaczej. Magistrat wydał rozporządzenie, że publiczności nie wolno przebywać w parku przy ,,Placu Wolności” do godz. 10:30 wieczorem. Pomimo jednak, że takie rozporządzenie wydano publiczność w dalszym ciągu, zresztą tak jak dawniej, przebywała w parku po godzinach zakazanych, ponieważ kontroli żadnej nie zaprowadzono. Widząc taką niedorzeczność w wydawaniu zarządzeń, na jednym z posiedzeń Rady Miejskiej postawiłem wniosek, aby zaprowadzono odpowiednią kontrolę, żeby po godzinach urzędowych nikt nie przebywał w parku. Czy więc takie postawienie sprawy świadczy o tym, że ja przyczynić się chciałem do jawnej demoralizacji?

Walkę przeciwko mnie rozpoczęli ci panowie, (na pewno endecy - red.) którym nie w smak był mój wniosek, a szczególnie komisaryczny burmistrz p. Radomski, ma do mnie żal jeszcze z tych czasów, kiedy starał się o stanowisko głowy naszego miasta. Panuje taki zwyczaj, że burmistrza wybiera Rada Miejska. Kandydaci winni, według mego zdania, przed ich przyjęciem na tak odpowiedzialne stanowisko złożyć bodaj teoretyczny egzamin, czy w ogóle orientują się w prowadzeniu administracji gminy miejskiej. Takie postawienie sprawy nie podobało się p. komisarycznemu burmistrzowi i stąd wypływa jego nienawiść do mnie. Okazuje się obecnie, że właśnie pominięcie tego egzaminu dla burmistrza, odbiło się fatalnie na gospodarce i mieniu gminy strzelińskiej.

P. komisaryczny burmistrz Radomski przed objęciem tego stanowiska pomagał ojcu w handlu nierogacizną, Wtedy też, mając znajomości z okolicznymi rzeźnikami, przyrzekł jednemu z nich, że mu się postara o 100 asygnat na eksport świń za granicę. Za pośrednictwem pewnego magistrackiego urzędnika zwrócił się on do biuralistki p. Teodory Trzeckiej o te asygnaty, która jednak nie wydała tych asygnat. Kiedy zaś p. komisaryczny burmistrz Radomski objął stanowisko głowy miasta, to pierwszym jego zarządzeniem było wydalenie długoletniej urzędniczki, p. Trzeckiej. Sprawa ta oparła się o województwo, lecz z niewiadomych przyczyn została zaprzepaszczona. Jak należy nazwać takie po stępowanie?

A teraz dalej. Rada Miejska uchwaliła kupić dla Magistratu powózkę za 1200 zł. Dla przeprowadzenia transakcji tego kupna wybrano odpowiednią komisję. Tymczasem p. komisaryczny burmistrz Radomski zakupił powózkę bez komisji za 1600 zł od swej ciotki p. Radomskiej w Mogilnie. Bez asygnaty p. komisaryczny burmistrz pobrał z Kasy Miejskiej 500 złotych, nie dając żadnego pokwitowania. Powózkę tę po pół roku trzeba było oddać do reperacji, aby doprawić nowe koło. W podobny sposób familijny zakupiono popsutą wagę za 500 zł od rzeźnika p. Radomskiego, której natychmiastowa reparacja kosztowała 160 zł. I jak się okazuje, nie nadaje się ona do dokładnego ważenia.

Ciekawa jest także sprana gazowni miejskiej. Miasto przejmując ją z rąk towarzystwa niemieckiego ustanowiło likwidatorem drogerzystę p. Radomskiego (Albina - MP.), który do dzisiejszego dnia jest dyrektorem, biorąc sobie jako książkową siostrę swej żony. Temu panu bardzo dobrze się powodzi, bo nawet niedawno zakupił sobie kamienicę za 100.000 zł. Tak samo przedstawia się sprawa wydzierżawiania koni i powózek z taboru miejskiego. Rada Miejska wyznaczyła jako budżet na to 1500 zł, ale dotychczas prawdopodobnie do Kasy Miejskiej nic nie wpłynęło. To są właśnie powody, dlaczego ostro potępiam familijną gospodarkę pp. Radomskich. Oszczerstwo rzucone pod moim adresem przez p. Heliodora Radomskiego, jest chyba dostatecznie zdemaskowane.

Stanisław Jezierski, radny m. Strzelna.

Zapewne sprawa skończyła się już po wyborach ugodowo, gdyż panowie pozostając w szeregach Rady Miejskiej pracowali ze sobą dla pomyślności miasta do końca, tj. do września 1939 roku. Stanisław Jezierski obok dra Eugeniusza Schittka i Jana Dryjańskiego był członkiem miejskiej delegacji, która 19 marca 1935 roku przewiozła urnę z ziemią pobraną w miejscu śmierci powstańca wielkopolskiego Czesława Plewińskiego do Poznania. Stamtąd ziemia trafiła Krakowa, gdzie została złożona w sypanym Kopcu Piłsudzkiego.

Miejsce, w którym złożono doczesne szczątki pomordowanych w latach 1939-1945 strzelnian, w tym Stanisława Jezierskiego...
 

W pierwszych dniach wojny obronnej 1939 r. został komendantem Straży Obywatelskiej Miasta Strzelna - pisał w biogramie Jezierskiego Kazimierz Chudziński. Wraz z grupą strzelnian wziął udział w pamiętnych wypadkach markowickich. Po wkroczeniu do miasta Wehrmachtu, 18 września 1939 roku został aresztowany i poddany brutalnemu śledztwu. 29 października przewieziono go do Świerkówca i tam w zbiorowej egzekucji został rozstrzelany.

Cytując za aktami śledztwa w sprawie zabójstw co najmniej 49 Polaków dokonanych od 11.09.1939 r.  do 31.10.1939 r. w Świerkówcu, pow. Mogilno (S 32/15/Zn) dowiadujemy się, że:

Jesienią 1939 r. w  Świerkówcu Niemcy dokonali co najmniej trzech masowych egzekucji. Sprawcami zbrodni byli członkowie Selbstchutzu, żołnierze Wehrmachtu oraz funkcjonariusze żandarmerii i Gestapo. Ofiarami byli mieszkańcy okolicznych wsi podejrzewani o stawianie oporu wkraczającym wojskom niemieckim oraz uznani za wrogów III Rzeszy. Część pokrzywdzonych była wcześniej osadzona w więzieniach w Mogilnie i Strzelnie. Ofiary doprowadzano grupami na miejsce zbrodni i tam rozstrzeliwano. Rannych dobijano z broni palnej lub uderzeniami szpadli. Po wojnie w dniu 5.11.1945 r. dokonano ekshumacji i w trzech mogiłach odkopano 49 ciał, z których część zidentyfikowano. Pośród zidentyfikowanymi były również szczątki doczesne Stanisława Jezierskiego. Przewieziono je do Strzelna i tutaj w zbiorowej mogile ofiar wojny 1939-1954 na starym cmentarzu przy ul. Kolejowej pochowano.

 

sobota, 6 marca 2021

Ziemia ze Strzelna w Kopcu Piłsudskiego


W latach międzywojennych było nam strzelnianom pisane uczestniczyć w sypaniu dwóch monumentów - w 1931 roku Kopca Łokietka w Płowcach i w 1935 roku Kopca Piłsudskiego w Krakowie. Z wszystkich tych prac zachowały się relacje prasowe. Dzisiaj przybliżę symboliczny udział strzelnian w akcji sypania kopca krakowskiego. A wszystko zaczęło się wiosną 1934 roku kiedy to Związek Legionistów Polskich wysunął koncepcję usypania w Krakowie monumentalnego kopca. W tym czasie patron kopca jeszcze żył - zmarł 12 maja 1935 roku. Prace rozpoczęto 6 sierpnia 1934 roku, w dwudziestą rocznicę wymarszu Pierwszej Kompanii Kadrowej. W sypanie kopca natychmiast włączyło się społeczeństwo. Z różnych zakątków Polski przyjeżdżali, by pomóc w pracach, przedstawiciele organizacji społecznych i kombatanckich, szkół, jednostek wojskowych. Prace nad sypaniem kopca zakończono latem 1937 roku. Ostatnie warstwy usypały delegacje wojska 6 lipca, a trzy dni później uroczyście pożegnano ekipę robotników pracujących przy tym monumentalnym pomniku i ta data uważana jest za dzień zakończenia prac.

 

Formalnie zakończenie sypania kopca Józefa Piłsudskiego ogłoszono 6 sierpnia, w rocznicę wymarszu Pierwszej Kompanii Kadrowej z krakowskich Oleandrów. Jego rozmiary były imponujące: osiągnął wysokość 35 m (obecnie ma 33,7 m), średnica liczyła u podstawy 111,1 m, u szczytu 85 m, a powierzchnia 1 ha. Kopiec zamierzano otoczyć obiektami składającymi się na sanktuarium polskiej krwi, ale nie zdążono tego zrobić.

A jak to było z udziałem strzelnian w sypaniu monumentu? Otóż cała akcja odbyła się z wielką pompą, jednakże miała poniekąd wymiar symboliczny. Z inicjatywy Federacji Wojewódzkiej w Poznaniu oraz Wojewódzkiego Komitetu Wykonawczego w sprawie utworzenia Komitetu do przewiezienia ziemi z pobojowisk Wielkopolski na kopiec Marszałka Piłsudskiego w Krakowie władze powiatowe w Mogilnie rzuciły hasło: Ziemia z pobojowisk powiatu mogileńskiego na Kopiec Marszałka Piłsudskiego.

W ówczesnym powiecie mogileńskim - po przyłączeniu doń powiatu strzeleńskiego - takie miejsce było tylko jedno, a mianowicie w Strzelnie. To tutaj, w granicach powiatu stoczono pod Szpitalem Powiatowym jedyny krwawy bój. Pierwszym powstańcem, który zmarł od odniesionych ran był Czesław Plewiński, a drugim Stanisław Pachowiak - obaj z 3. Kompanii Gnieźnieńskiej. 13 marca 1935 roku o godz. 18-tej w gmachu Zarządu Miejskiego odbyto zebranie organizacyjne pod przewodnictwem p. Burmistrza Stanisława Radomskiego. Na zebraniu tym obecni byli przedstawiciele organizacji, towarzystw miejscowych oraz zaproszeni goście. Po zaznajomieniu się okólnikiem w sprawie pobierania ziem z pobojowisk oraz po szerszej dyskusji postanowiono urządzić uroczystość celem pobrania ziemi z miejsca, na którym poległ pierwszy powstaniec przy oswobodzeniu naszego miasta spod jarzma pruskiego śp. Czesław Plewiński z Wrześni.

Na delegatów do przewiezienia urny z pobraną ziemią w dniu 19 marca 1935 roku do Poznania wybrano pp. dyrektora Szpitala Powiatowego w Strzelnie dra Eugeniusza Schittka, Jana Dryjańskiego i członka Magistratu Miasta Strzelna Stanisława Jezierski. Uroczystość pobrania ziemi do urn odbyła się w piątek dnia 15 marca o godz.16:00 przy ulicy Powstania Wielkopolskiego (naprzeciw Szpitala Powiatowego).

W celu nadania uroczystości poważnego znaczenia i wzniosłego charakteru jako dowód uznania prac i zasług Wielkiego Budowniczego Państwa Polskiego Pierwszego Marszałka Polski Józefa Piłsudskiego obywatelstwo, wszystkie organizacje społeczne i towarzystwa miejscowe wzięły liczny udział w uroczystości wraz z sztandarami.

19 marca 1935 roku urna z ziemią w asyście strzeleńskiej delegacji udała się do Poznania, a stamtąd zebrane z całego województwa urny w asyście delegacji wojewódzkiej dostarczono do Krakowa i złożono w budowanym Kopcu.


czwartek, 4 marca 2021

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 125 Ulica Gimnazjalna cz. 1

Siedem lat upłynęło jak ostatni raz wirtualnie byliśmy na ulicy Gimnazjalnej. Dzisiejszy spacer i opis rozpocznę od dziejów tejże ulicy. Zaliczana ona jest do jednej z najstarszych ulic miasta, choć takową, w stricte tego słowa znaczeniu stała się dopiero w XVIII wieku, czyli stosunkowo późno. Wcześniej stanowiła naturalną granicę pomiędzy gruntami tzw. zamku, w którym siedzibę miał miejscowy burgrabia. Był on zarządzającym dobrami ziemskimi sióstr norbertanek oraz urzędnikiem sprawującym władzę nad miastem i jego agendami. Lewa, wschodnia strona tej ulicy zamieszkiwana była przez osoby funkcyjne względem zamku i klasztoru, a także przez służby i rzemieślników zamkowych nie zrzeszonych w cechach miejskich. Prawa, zachodnia strona, to już mieszczanie strzeleńscy. Ciekawostką jest, że podczas prac ziemnych w ciągu jezdni i chodników w latach 60. i 80. minionego stulecia odkryto fragmenty drewnianego utwardzenia ulicy i chodników, w postaci dębowych bali, którymi ulica w całej długości była wyłożona. Odkrycie to znajduje potwierdzenie w zachowanym opisie Strzelna z czasów wizyt króla pruskiego Fryderyka Wielkiego. Jedną z nich odbył po przyłączeniu kraju nadnoteckiego do państwa pruskiego i podczas lustracji miasta opisując jego kondycję stwierdził, że trafił do jednego z lepiej utrzymanych miast. Natomiast o Inowrocławiu napisał, że nędzniejszego miasta nie widział.

Inną ciekawostką tej ulicy jest istnienie wąskiego przesmyku pomiędzy posesjami 6 i 8. Jest to miejsce, w którym przebiega stary kolektor ściekowy. W dobie średniowiecza płynął tędy strumyk zbierający wodę ze zboczy wywyższeń otaczających Strzelno od strony zachodniej (okolice Osiedla Piastowskiego). W XIX wieku zamieniony on został w kanał ściekowy i kanał zbierający wodę opadową, zaś z początkiem XX wieku, po zwodociągowaniu miasta został w dnie tegoż kanału położony i zasypany ów kolektor ściekowy.  

Do rangi reprezentacyjnej ulica urosła pod koniec XIX wieku. Dokładniej, jej rozkwit miał związek z powstaniem w 1886 roku powiatu strzeleńskiego (strzelińskiego) i wystawieniem przy ulicy potężnego, jak na owe czasy, gmaszyska, które było siedzibą Kreisständehausu - Starostwa Powiatowego. Jak grzyby po deszczu wyrastać zaczęły okazałe budynki mieszkalne, w tym dla pracowników starostwa (obecny nr 3). Również wystawiony został budynek szkoły ewangelickiej (obecna SP 1), siedziba Komunalnej Kasy Oszczędnościowej - KKO (późniejsza siedziba Banku Spółdzielczego przypisana do ul. Cegiełka nr 18), czy budynek kina, a wówczas siedziba stowarzyszeń niemieckich – Vereinshaus. Przy niej wystawiły swój dom siostry Elżbietanki, a także miejsce znalazła nowa willa sędziów Sądu Powiatowego (obecny nr 22). Ponadto funkcjonować zaczęły dwa zakłady produkcyjne: Fabryka Maszyn Rolniczych (tuż za budynkiem Banku Ludowego) oraz Mleczarnia Parowa - vis a vis willi sędziów.

Z wystawieniem budynku starostwa ulica otrzymała nową brukowaną nawierzchnię i chodniki z płyt granitowych. Wszystkie domy z chwilą uruchomienia gazowni otrzymały zewnętrzne lampy gazowe, oświetlające ulicę. Otrzymała ona również swoją nazwę urzędową, z niemiecka brzmiącą Breitestrasse, czyli ulica Szeroka. Co również jest ciekawe, to wielokrotne zmienianie jej nazwy począwszy od 1939 roku, a mianowicie: Romana Dmowskiego, Breitestrasse, Romana Dmowskiego – choć używano nazwy Szeroka, Generała Karola Świerczewskiego, powrót do przedwojennej nazwy Szeroka i ostatecznie ustalona nazwa to Gimnazjalna. 

Przy nazwach ulicy warto się zatrzymać i wątek ten nieco rozszerzyć. Pierwsza nazwa miała związek z promenadowym wyglądem tej ulicy. Mianowicie po wybudowaniu jezdni i chodników robiła ona wrażenie, jak gdyby była to ulica bardzo szeroka, w porównaniu z pozostałymi ulicami miasta. Nadto była prosta i nie posiadała zakrętów i łuków. W stosunku do ulic Kościelnej i Młyńskiej (Powstania Wielkopolskiego), przebiega pod kątem prostym. Oficjalna niemiecka nazwa Breitestrasse przetrwała do 1919 roku. Wówczas, po przejęciu władzy przez Polaków nadano jej polską nazwę 'Szeroka'. 2 stycznia 1939 roku, kiedy dotarła do Strzelna wieść o śmierci Romana Dmowskiego, tego samego dnia wieczorem zebrała się Rada Miejska i jednogłośnie uchwaliła, że na cześć wielkiego polityka przywódcy Narodowej Demokracji ulicy dotychczas nazywanej Szeroka zmienia się nazwę na Romana Dmowskiego.

Tuż po wkroczeniu Niemców do miasta i wprowadzeniu nowych regulaminów, z dniem 1 października 1939 roku ulicy przywrócono niemiecko brzmiącą nazwę Breitestrasse. 22 stycznia 1945 roku powrócono nieoficjalnie, bez podjęcia stosownej uchwały, do nazwy Szeroka, choć oficjalnie używaną nazwą powinna być Romana Dmowskiego. Po prawdzie, nazwa ta nie zdążyła się przed wojną przyjąć, gdyż używana była niespełna 9 miesięcy, dlatego miejscowa ludność nadal nazywała ulicę, Szeroka. W komunikacie z dnia 21 września 1947 roku czytamy, iż z okazji 800-lecia Strzelna została zmieniona nazwa ulicy Szerokiej na Generała Karola Świerczewskiego. Wówczas, nie sięgając do źródła z 2 stycznia 1939 roku i tę potoczną, a nie oficjalną nazwę zacytowano. Tego samego dnia, boisku piłkarskiemu przy Szkole Powszechnej nr 1 nadano imię Tadeusza Kościuszki, Plac im. Józefa Piłsudskiego nazwano Placem Ignacego Daszyńskiego - polityka i premiera z 1918 roku, zaś ulicy Młyńskiej przywrócono przedwojenną nazwę Powstania Wielkopolskiego.

Przy okazji dokonujących się zmian w nazewnictwie ulic, jako ciekawostkę warto przytoczyć zmianę, jaka dokonana została w następnym roku w nazwie największego placu miejskiego, tj Rynku. Otóż, totalitaryzm i moda komunistyczna doprowadziły do absurdu i nazwania Rynku, Placem Józefa Stalina. Okoliczności były nietuzinkowe, ów dyktator obchodził 18 grudnia 1949 roku 70 urodziny. Do Strzelna dotarły wytyczne by z tej okazji nazwać imieniem „wodza” główną ulicę lub plac. Gówna ulica od grudnia 1948 roku nosiła już nazwę - upamiętniającą datę zjednoczenia PPR i PPS, czyli 15 Grudnia (we wojnę Herman Goering Strasse). Wskazanie padło na Rynek, który w czasie okupacji nosił nazwę Adolf Hitler Platz. 

Z okazji 70. rocznicy urodzin J. Stalina 20 grudnia we wszystkich szkołach na tut. terenie odbyły się uroczyste wieczornice we wszystkich klasach. W dniu tym wszystkie dzieci zostały obdarowane cukierkami zakupionymi przez Zarząd Miejski. Niezależnie od tego sieroty i półsieroty otrzymały od Komitetu Rodzicielskiego po 1kg strucla i po 1 paczce cukierków, było to dnia 20 grudnia. ...miasto tonęło w flagach i portretach J. Stalina. - tak zanotował w kronice szkolnej kierownik SP 1 Filip Klemiński. 

Tego samego dnia we wszystkich zakładach pracy w Strzelnie odbyły się prace dodatkowe, które nazwano „Wartą Stalina” - praca dobrowolna dla narodu polskiego, w celu przygotowania narodu ku socjalizmowi (cyt. F. Klemiński). Nazajutrz 21 grudnia odbyła się akademia w kinie Kujawianka. Referat wygłosiła obywatelka Padniewska Irena. Były tzw. produkcje artystyczne przygotowane przez uczniów Gimnazjum i Szkoły Podstawowej nr 1. Aplauzem przejawiającym się w ryku klakierów z widowni: Stalin, Rokossowski, Stalin, Rokossowski... dano akces radnym miejskim do dokonania zmiany przez aklamację zmiany nazwy Rynku na Plac Józefa Stalina. I tak dyktator, tyran, ludobójca przechwycił pałeczkę nazewniczą z „rąk” Adolfa Hitlera i przez 7 lat patronował miejskiemu rynkowi. W grudniu 1956 roku po śmierci Bieruta i tzw. odwilży gomułkowskiej w ciszy i mroku nocnym zastąpiono tablice z placu – rynku, montując nowe ze starą i historyczną, nazwą, 'Rynek'.

 Wracając do ulicy nazwanej w 1947 roku Generała Karola Świerczewskiego, jej kolejna zmiana nazwy miała związek z przemianami ustrojowymi, jakie przyniósł rok 1989. Już z końcem roku dało się zauważyć większą aktywność opozycji. 27 grudnia 1989 r. podczas sesji Rady Narodowej Miasta i Gminy Strzelno, radny Zbyszek Nosek będący członkiem „Solidarności” nauczycielskiej przy LO w Strzelnie wniósł interpelację o zmianę nazw ulic z minionej epoki: 15 Grudnia, Marcelego Nowotki i Gen. Karola Świerczewskiego, przywracając im odpowiednio stare historyczne nazwy: Św. Ducha, Kolejowa i Szeroka. Radny Eugeniusz Wegner z lewicy zaproponował, by wstrzymać się ze zmianą nazw ulic, gdyż niesie ona koszty, których tak do końca nie potrafił uzasadnić. Wywołało to ostry protest strony solidarnościowej. 26 lutego 1990 roku, pomimo oponowaniu przez niektórych radnych, przy twardym stanowisku powrotu do starych, historycznych nazw, którą prezentowali: Ryszard Cyba, Czesław Borucki oraz Aniela Benedykcińska i Józef Powałowski z MKP NSZZ „Solidarność”, głosami 15. radnych za, przy 3. przeciw i 8. wstrzymujących się od głosu, przywrócono, m.in. nazwę „ulica Szeroka”.

Kolejna zmiana nazwy ulicy nastąpiła wskutek złożenia wniosku przez dyrektora LO Ludwika Zbytniewskiego, działającego w imieniu Rady Pedagogicznej, Rady Szkoły, uczniów liceum, a także licznego grona absolwentów i mieszkańców ulicy Szerokiej. We wniosku podano uzasadnienie, które miało wynikać z kulturotwórczej roli szkoły (?). W trakcie rozszerzania wniosku podczas sesji, już ustnie dyrektor nawiązał do zbliżającego się zjazdu absolwentów oraz uczczenia powstania pierwszego Gimnazjum w Strzelnie, którego kontynuatorem tradycji jest współczesne Liceum Ogólnokształcące. I stało się, że Rada Miejska podjęła 5 kwietnia 1995 roku stosowną uchwałę o zmianie nazwy, na ulicę Gimnazjalną. W tym czasie budowane były nowe chodniki w całej długości ulicy i ową nazwę wypisano wzdłuż chodnika przyległego do posesji, na której znajdują się budynki LO. Tyle gwoli wstępu do bardziej szczegółowego opisu tejże ulicy i przywołania ludzi onegdaj przy niej mieszkających, a który w kilku częściach ukaże się na blogu.

Foto. współczesne: Heliodor Ruciński 


wtorek, 2 marca 2021

Żydzi strzeleńscy - cz. 1

W dziejach Strzelna był okres, gdy miasto za sprawą migracji stało się wielokulturowe. Ta przemiana nastąpiła po I rozbiorze Polski, kiedy rzesze Niemców i Żydów zamieszkały w jego granicach. Przynieśli oni ze sobą zróżnicowane wzorce kulturowe, które przejawiały się ubiorem, językiem, zachowaniem, stylem i standardem życia. W parze z wielokulturowością miasta szły zmiany w architekturze, na którą składały się budowle sakralne, nekropolie czy budownictwo mieszkaniowe i użyteczności publicznej. Zjawisko wielokulturowości stało się wówczas specyfiką miasta i całej okolicy, w których to środowiskach społeczeństwo stopniowo uczyło się żyć w miarę zgodnie i harmonijnie. 

Później do Polaków, Niemców i Żydów dołączyli nielicznie Francuzi i Ukraińcy, a okres ich wspólnego bytowania przypadł na czasy ponapoleońskie i II Rzeczypospolitej. Dziś pozostał tutaj jeden naród, Polacy, co prawda, pośród nimi znajdują się nielicznie potomkowie Niemców, Francuzów czy Ukraińców, jednakże silnie zdominowani krwią polską. Najdłużej, oczywiście poza Polakami, bo od 1772 do 1945 roku przebywali tu Niemcy, po nich Żydzi, bo od ok. 1775 do 1939 roku, Francuzi po 1813 roku oraz Ukraińcy po 1920 roku. Jak łatwo zauważyć egzystencja czterech pierwszych społeczności: polskiej, niemieckiej, żydowskiej i francuskiej przypadła na czasy rozbiorów i panowania na tych ziemiach zaborcy pruskiego, do których w wolnej już Polsce dołączyli Ukraińcy.

W poniższym opracowaniu, chciałbym przybliżyć dzieje Żydów strzeleńskich, wybiegając nieco poza wyznaczone granice powyższego datowania. Pozostają otwartymi tematy: Niemców, Francuzów i Ukraińców, które da Bóg, że w przyszłości opracuję. W swoim pierwotnym założeniu planowałem artykuł rozpocząć od tolerancji skrywającej się pod pojęciem antysemityzm, ale odstąpiłem od tego założenia i przeniosłem je na koniec. 

 

Do I rozbioru Polski, czyli do końca 1772 roku Żydzi w Strzelnie nie zamieszkiwali. To kategoryczne stwierdzenie zakłócają pewne informacje, na które udało mi się trafić podczas kwerendy bibliotecznej, ale o tym nieco niżej. By wyjaśnić twierdzenie, dlaczego Żydzi przed 1772 rokiem nie zamieszkiwali w Strzelnie, należy przywołać formę właścicielską i ustrój miasta Strzelna. Miasta, jak wszem wiadomo stanowiło własność klasztoru norbertańskiego i to jego prepozyci poprzez burgrabiów sprawowali nad nim nadzór właścicielski. Jednym słowem decydowali o tym, kto w jego przysłowiowych murach mógł zamieszkiwać. Tak po prawdzie, to prawo kościelne zezwalało na to tylko katolikom. Co innego miasta prywatne i królewskie, jak np.: Gębice, Pakość, czy skądinąd pobliskie Gniezno, Inowrocław i Kruszwica. W tych miastach już od średniowiecza na podstawie przywilejów i statutów królewskich mogli zamieszkiwać również Żydzi. I tak np. w Pakości przebywali oni już od ok. 1359 roku, a w Gębicach od ok. 1365 roku. Takie miasta kościelne, jak Mogilno i Trzemeszno, podobnie Strzelno skutecznie unikały wydawania zezwoleń na osiedlenie się innowierców. Nie przeszkadzało natomiast prepozytom i opatom prowadzić interesy z Żydami. Co innego Niemcy, którzy jako katolicy bez problemów mogli osiedlać się w Strzelnie i innych miastach kościelnych. Już od średniowiecz Niemców znajdujemy zarówno w za murami klasztornymi, jak i na tzw. Cestryjewie.

 

Ale jak już wspomniałem to datowanie wyznaczone początkiem I rozbioru Polski możemy nieco przesunąć przed 1772 rok. O pierwszych Żydach, którzy zamieszkali w Strzelnie przed rozbiorami, dowiadujemy się z miejscowych ksiąg metrykalnych. I tutaj od razu należy zadać sobie pytanie, czy ochrzczony przedstawiciel tej społeczności to Żyd? Niewątpliwie chrzest uczynił z niego katolika. A początki takich zachowań miały miejsce już w 1726 roku. Ostatnio dotarłem do informacji, z której wynika, iż 15 września 1776 roku zmarł w Strzelnie w wieku 90 lat nijaki Wojciech Bardziński, który to z judaizmu na łono kościoła katolickiego został nawrócony przed ponad 50-ciu laty. Jest to jak dotychczas najstarsza wzmianka o Żydach w Strzelnie przesuwająca datę ich osiedlenia się w naszym mieście na rok 1726. I drugą wiadomość, że 19 czerwca 1748 roku siedmio i pół leni syn Franciszka Chęcickiego został z judaizmu nawrócony na katolicyzm i podczas chrztu nadano mu imiona Józef Antoni. Sam Franciszek wiarę katolicką przyjął rok wcześniej, natomiast matka młodzieńca, jak odnotowano w metrykaliach: „w żydostwie pozostała”.

Wnętrze synagogi w Tykocinie

Kolejne przyjęcie Żydów na łono Kościoła Katolickiego miało miejsce w 1753 roku. Wówczas to, 1 października w kościele klasztornym, w Strzelnie, u sióstr norbertanek, z zachowaniem reguł ceremonii, ochrzczono Żyda Antoniego Charzyńskiego lat 41, czyli dorosłego, który był świadomym przejścia na wiarę Chrystusową. Ceremonii chrztu dokonał sam prepozyt, ks. infułat Józef Łuczycki, a świadkowała temu wydarzeniu Dorota z Biesiekierskich Umińska, komornikowa grodzka brzesko-kujawska. Tegoż samego dnia, w tejże samej świątyni, dokonano identycznej ceremonii wobec dwójki jego nieletnich dzieci. Sześcioletniemu Józefowi nadano imiona Józef Mateusz. Aktu udzielenia sakramentu dokonał dziekan katedralny kujawski ks. Mateusz Błędowski, przy udziale Apolonii Lisieckiej. Natomiast trzyletniemu Jakubowi nadano imiona, Michał Marcin. Tę ostatnią ceremonię przeprowadził kanonik katedralny płocki ks. Józef Borzymiński z udziałem świadka Teresy Pławińskiej. Dodać należy, że z chwilą ochrzczenia, cała trójka przeszła na wiarę katolicką i mogła w Strzelnie zamieszkać.

 

Nie dysponując wykazem mieszkańców z tamtego okresu, możemy jedynie domniemywać faktu zamieszkania Charzyńskich w Strzelnie. Ale tym okresem przełomowym, od którego Żydzi mogli osiedlać się w mieście były lata po 1775 roku. I tu znowu, bez dysponowania konkretnym dokumentem możemy jedynie domniemywać poprzez analizę szeregu zdarzeń, informacji i dokumentów z tegoż okresy, że pierwsi Żydzi uzyskali pozwolenie na zamieszkanie w Strzelnie tuż po wielkim pożarze Inowrocławia, który wybuchł 30 sierpnia 1775 roku i strawił całą tamtejszą dzielnicę żydowską. Władze pruskie zaprowadziły wówczas pewne i dość drastyczne ograniczenia, stawiając warunek ustawowy, że zamieszkać w mieście mogli tylko ci wybrańcy tego narodu, którzy osiągali roczny dochód w wysokości 1.000 talarów. Pierwsze dane o liczbie mieszkających w Strzelnie Żydów z 1788 roku mówią, iż było ich tutaj 29 w 5 rodzinach, co stanowiło ok. 3% ogółu mieszkańców miasta.

Urodzony w Strzelnie w 1800 r. Julius Löwenberg

Kolejne dane z 1804 roku mówią o 34 Żydach. W tej pierwszej grupie żydowskich mieszkańców miasta niewątpliwie znalazła się rodzina kupca Efraima Mojżesza Löwenberga, który poza handlem zajmował się również udzielaniem pożyczek mieszczanom polskiego pochodzenia. Kredyty te zapisywane były na hipotekach nieruchomości kredytobiorców, a niespłacone przez nich długi były przedmiotem licytacji upadłościowych, o których w latach 1819-1823 informowały obwieszczenia publikowane w Amtsblattach. Jego synem był Julius Löwenberg ur. w 1800 roku w Strzelnie. Był on niemieckim (żydowskiego pochodzenia) geografem i autorem licznych publikacji, m.in. był bibliografem Alexandra von Humboldta. Julius Löwenberg uczęszczał do szkoły talmudycznej w Kleczewie i gimnazjum w Toruniu. Następnie studiował historię kościoła, dogmatykę chrześcijańską i geografię pod kierunkiem Carla Rittera na Uniwersytecie w Berlinie. Już w trakcie studiów rozwinął bogatą działalność literacką, która coraz bardziej rozwijała się w kierunku geografii poprzez przyjacielskie stosunki z Alexandrem von Humboldtem. W Lipsku Löwenberg odegrał znaczącą rolę w redagowaniu biografii naukowej Humboldta w trzech tomach. Opublikował również swoje rozprawy geograficzne i z zakresu etnologii, także w trzech tomach (Lipsk 1877–1879). Napisał wiele książek, głównie geograficznych i dzienników podróży, a także liczne artykuły geograficzne i literackie dla wielu czasopism specjalistycznych, encyklopedii konwersacyjnych i dla Allgemeine Deutsche Biographie. Od 1889 roku, cierpiąc na chorobę oczu, która spowodowała jego niepełnosprawność, spędził starość w żydowskim domu spokojnej starości w Berlinie. Zmarł 12 grudnia 1893 roku w Berlinie.

 

Z kolei z genealogii żydowskiej rodziny Herschellów opracowanej przez angielskiego historyka Geoffreya Hendersona dowiadujemy się, że ich antenaci przybyli do Strzelna z Torunia. Pierwszy strzeleński rabin Rabbi Hillel w mieście naszym zamieszkał po 1775 roku. Urodził się on ok. 1740 roku i miał córkę Ghetal ur. ok. 1780 roku, która poślubiła w 1801 roku Judah Herschella, strzeleńskiego browarnika i destylatora. Judah urodził się w 1777 roku również w Toruniu i w Strzelnie zamieszkał przed 1800 rokiem. Początkowo strzeleńscy Żydzi podlegali kahałowi inowrocławskiemu. Od lat dwudziestych XIX w. zaczęto tworzyć podstawowe elementy infrastruktury gminnej. Już w czasach Księstwa Warszawskiego w Strzelnie obowiązki rabina pełnił Rabbi Hillel, a w 1826 roku wybudowano tutaj lub adaptowano budynek na pierwszą synagogę.   

Ghetal Hillel pozostawiła po sobie pamiętnik, w którym znajdujemy ciekawy opis Strzelna z wiosny 1807 r., czyli z czasów kiedy w mieście stacjonowali Francuzi. Strzelno stało się wówczas miastem garnizonowym. Francuzi zamienili kościoły św. Prokopa, św. Krzyża i św. Ducha na stajnie dla koni, a sami rozlokowali się na kwaterach w mieście. Oficerowie zamieszkali w dworze prepozyta norbertańskiego. Wtedy właśnie każdego dnia Rabbi Hillel przedzierał się przez ruchliwe ulice i przechodząc przez Rynek, starał się omijać konie i gapiących się francuskich żołnierzy. Rabbi był niepozornym człowiekiem z długą siwiejącą brodą, głowę miał nakrytą grubą futrzaną czapką i cały owinięty był płaszczem, który ochraniał go przed zimnem. Niezbyt interesowali go sami Prusacy, ani też Francuzi. Francuska inwazja i okupacja nie były niczym nadzwyczajnym zarówno dla niego, jak i jego ludzi w Strzelnie. Ale dla wielu były to dni grozy. Z tej to przyczyny wielu Żydów opuściło miasto. Chociaż działania wojenne toczyły się daleko, nie można było tutaj czuć się bezpiecznie. Wbrew restrykcjom grożącym tym, którzy opuszczą miasto, wielu uczyniło to, a w Strzelnie, pozostały jedynie cztery rodziny żydowskie.

Żyd w podróży

Rabbi przeżywał ważne chwile i w głowie nie było mu uciekać przed Francuzami. Jego kolejny wnuk miał się lada chwila urodzić, kto wie, może to on będzie dalej kontynuował tradycje rodzinne w kapłaństwie, lub też przejmie rodzinny biznes od swego ojca. Kiedy miało nastąpić rozwiązanie, bardzo pilne interesy wezwały go do Warszawy. W tamtych dniach, pod nieobecność zięcia, Rabbi Hillel zmierzał do rodzinnego domu, gdzie córka jego, przykuta do łóżka, oczekiwała momentu porodu. Strzelnianie znali córkę rabina, Ghetal. Była ona filarem społeczności żydowskiej, kobietą do końca oddaną wierze swoich ojców. Kiedy wielu opuściło miasto, ona wraz z rodziną pozostała w Strzelnie, nie chcąc ryzykować utraty ciąży, która lada chwila miała się rozwiązać.

Żołnierze Napoleona grzejący się przy ognisku

Pewnego dnia stacjonujący w mieście żołnierze francuscy rozpalili ognisko blisko domu rabina. Było ono bardzo blisko, a nawet za blisko domu, ciepło ognia dawało się odczuć w mieszkaniu, w tym czasie wystraszona poczynaniami żołnierzy Ghetal modliła się, cytując Psalm 46. Była ona pełna obaw, ponieważ stacjonujący żołnierze niczym się nie przejmowali, używając do woli. Wielką niewiadomą były ich poczynania, nie było do przewidzenia, co miało się wydarzyć, i to nie tylko Żydom, ale i pozostałym mieszkańcom Strzelna. Sporadyczne strzały z broni, dochodzące z oddali, były codziennością. Nagle, blisko domu Herschellów, rozległa się eksplozja, okno w pokoju, w którym leżała Ghetal zostało roztrzaskane, a szczątki jego spadły na ciężarną. Cały pokój, jak się wydawało, za chwile zawali się. Dym i kurz wypełniły wnętrze. Tynk poodpadał ze ścian, a cały dom, w chwili eksplozji, zadrżał u podstaw. Ghetal straciła przytomność. Rabin był przekonany, że przyszedł ich kres, że mogą zginąć lub zostać wygnani ze Strzelna. Wszystko jednak skończyło się na krzykach i przekleństwach żołnierzy znajdujących się na zewnątrz. Nie wiadomo czy wystrzelony pocisk był przypadkowym, czy też mogło być inaczej, przyczyn tego zdarzenia nie udało się ustalić. Ogień artyleryjski zawsze było słychać w oddali, nigdy jednak w mieście. Nikt nie śmiał pytać wówczas oficerów, ani żołnierzy o przyczyny tego zdarzenia. 

Na przekór wszystkiemu, co działo się w Strzelnie, dziecko urodziło się bezpiecznie we wtorek 7 kwietnia 1807 roku. Był to chłopiec trzeci syn w rodzinie browarnika Judaha Herschella. Sam Judah nie zdążył jeszcze powrócić do domu i matka sama wybrała dziecku imię Haim, co w języku hebrajskim oznacza – życie. Ważnym dla całej rodziny, a szczególnie dla Rabbiego Hillela, było obrzezanie maleńkiego Haima. W judaizmie obrzezanie jest nakazem religijnym i każdy wyznawca płci męskiej musi być poddany obrzezaniu, z reguły ósmego dnia po urodzeniu. Wielkim dylematem było to, iż zbliżał się wyznaczony dzień, a Judah nadal przebywał poza domem. W końcu, siódmego dnia od narodzin, powrócił i wszyscy dziękowali Bogu za bezpieczny powrót. Rabbi Hillel wezwał wszystkich Żydów, ale niestety w mieście pozostały jedynie cztery rodziny, i nie było wystarczającej liczby mężczyzn do przeprowadzenia rytuału obrzezania. Judah starał się ściągnąć Żydów z pobliskich miejscowości. Wieść o trafieniu kulą armatnią domu Herschellów była głośną wśród okolicznych Żydów i budziła wśród nich strach i grozę. Ale tym, co wywoływało u nich szczególną bojaźń i odstraszało ich od przybycia do Strzelna, była obecność żołnierzy francuskich w mieście. Ich mnogość powodowała, iż spotykało się umundurowanych niemalże na każdym kroku. Wszyscy bali się o własne życie. Potrzebna liczba mężczyzn jednak się w końcu znalazła (wymagającym był minjam, czyli quorum dziesięciu Żydów płci męskiej), Haim został obrzezany ósmego dnia po rozwiązaniu, tak jak nakazywała Tora. Stał się Żydem, i takim mógł pozostać do końca swoich dni. A wszystko to działo się w przeddzień święta Pesah, 14 dnia miesiąca Nisan roku (żydowskiego) 5567, o czym po latach wspominała matka Haima.