poniedziałek, 5 października 2020

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 102 Ulica Kościelna - cz. 12

Lord Kanclerz Farrer baron Herschell. Jego ojciec tutaj się urodził...

Zbliżając się do rynku stajemy przy kolejnej kamieniczce, której przed laty właścicielem był krawiec, Żyd Herman Hirsch. Widać po froncie, że ostatnimi lat była tylko eksploatowana. Niegdyś jej piękna elewacja zewnętrzna mogła budzić zachwyt, a dzisiaj jeno woła o pomstę do nieba. Prawa strona domostwa z bliżej nieznanych przyczyn przysiadła, tynki odpadają, a przecież wystarczyłoby…

Od zakończenia wojny dom znajduje się w administracji ZGKiM, czynsze mizerne i z czego tu remontować. Ale koniec utyskiwania i przejdźmy do opowieści o tym miejscu, bo jest niezwykle ciekawa i swą doniosłością zasługuje na uwagę, a to z racji, że bardzo dawno temu w domu, który wcześniej w tym miejscu stał urodził się ojciec Lorda Kanclerza Wielkiej Brytanii. Może ten fakt sprawi, że… Dopowiem - warto wykorzystywać takie informacje, które poprzez dobre wykorzystanie mogą bardziej rozsławić nasz gród kujawski.

 

Ale zanim przejdziemy do wątku związanego z lordem kanclerzem opowiem o samej kamienicy. Wystawiona została ona na początku XX w. przez miejscowego krawca pochodzenia żydowskiego Hermana Hirscha. Budowla jest piętrowa, pięcioosiowa, z poddaszem nakrytym dachem papowym. Została wystawiona w stylu eklektycznym. Pater był użytkowy z dwoma lokalami handlowymi, z silnym boniowaniem pomiędzy otworami witryn wystawowych i centralnie umieszczonymi drzwiami. Kondygnacje rozdzielają gzymsy, a okna piętra pilastry z głowicami korynckimi., na których spoczywają gładkie fryzy z frontonami wieńczące otwory okienne, o cechach sans retoure nad skrajnymi parami okien i półokrągły nad oknem środkowym. Pod parapetami wnęki podokienne, dwie jednolite - bliźniacze pod parami okien bocznych oraz mniejsza pod oknem środkowym. Fasadę wieńczy drewniany gzyms spoczywający na stiukowych wspornikach. Pod gzymsem znajdują się trzy pary prostokątnych okienek strychowych. Od strony podwórza do kamienicy przyklejone są dwie boczne oficyny.

 

Przed Hermanem posesję wraz z zabudowaniami dzierżyli jego ojciec Moses i matka Zerel z domu Cohn. Po ożenieniu się w 1886 r. syna Cohnów z kuzynką Ernestiną Warschauer, córką Abrahama i Friederiki z domu Cohn, posesja przeszła w ręce młodych Hirschów. Z Księgi adresowej z 1903 r. i wykazu mieszkańców z 1910 r. dowiadujemy się, że mieszkał tutaj mistrz szewski Franciszek Wesołowski, członek stowarzyszenia „Straż“. Prowadził on tutaj warsztat szewski ze składem obuwia. Z tych samych źródeł czerpiemy informację, ze mieszkał tutaj Józef Grabias parający się produkcją i handlem piwem. W latach międzywojennych był kupcem zbożowym i mieszkał przy Rynku 9. W okresie PRL-u mieściło się tutaj biuro Cukrowni Kruszwica, w którym urzędowali przedstawiciele tegoż przedsiębiorstwa, kontraktujący buraki cukrowe na obszarze gminy Strzelno i Jeziora Wielkie. W roku 1981 miała tu swoją siedzibę strzeleńska Miejsko-Gminna Komisja Międzyzakładowa NSZZ „Solidarność", która koordynowała poczynaniami poszczególnych Komisji Zakładowych i była organem przedstawicielskim w prowadzeniu negocjacji z miejscowymi władzami politycznymi i samorządowymi. Obecnie Dom znajduje się w administracji gminnej i w całości spełnia funkcje mieszkaniowe.

 

Z dużym prawdopodobieństwem na długo przed Hirschami właśnie ta parcela była własnością Rabbiego Hillela i jego zięcia Judah Herschella. Podobieństwo pisowni może sugerować, że nazwisko Hirsch (z niem. Jeleń) podobne jest nazwisku Herschell. Niestety, nie mają one ze sobą nic wspólnego. Sugestię tę możemy wywnioskować z wydarzenia jakie miało miejsce w Strzelnie w 1807 r. Związane ono było ze strzeleńskim rabinem Rabbi Hillelem, który w mieście naszym zamieszkał po 1775 r. Urodził się on ok. 1740 r. i miał córkę Ghetal ur. ok. 1780 r., a zmarłą w 1828 r. w Strzelnie. Ghetal poślubiła w 1801 r. Judah Herschella, miejscowego browarnika i destylatora. Jej mąż urodził się w 1777 r. w Toruniu i w Strzelnie zamieszkał przed 1800 r. Małżonkowie mieli dziewięcioro dzieci: Jesia (1802-), Miriam (1805-), Haim (1807-1864), Auguste (1813-), John Francis (1817-1866), Joseph (1817-1842), Louis (1823-1890), David Abraham (1824-1904), Victor (1825-1865).

 

To z tego rodu wywodził się Haim Herschell, który później, po przejściu na łono kościoła anglikańskiego przybrał imię Ridley.

Otóż Haim (Ridley) urodził się we wtorek 7 kwietnia 1807 r. w Strzelnie i był wnukiem miejscowego rabina Rabbi Hillela, a przede wszystkim synem jego córki Ghetal i jej męża Judah Herschella, miejscowego browarnika i destylatora. Ridley to angielskie imię, które nasz bohater nosił obok żydowskiego imienia Haim. Ów Żyd strzeleński po latach wyemigrował do Wielkiej Brytanii i przeszedł na chrześcijaństwo, na łono Kościoła Anglikańskiego, stając się z czasem jego czołową postacią. Jego synem był Farrer Herschell, brytyjski prawnik i polityk, członek Partii Liberalnej, minister w rządach Williama Ewarta Gladstonea i lorda Roseberyego. W 1886 r. otrzymał tytuł 1. barona Herschell i zasiadł w izbie lordów. Równocześnie z tytułem parowskim Herschell otrzymał stanowisko Lorda Wielkiego Kanclerza Wielkiej Brytanii, piastując w latach 1886 i 1892-1895 jeden z najstarszych i najbardziej prestiżowych urzędów w Wielkiej Brytanii.

Wizyta Hendersonów - w romańskiej kawiarence. Pierwszy od lewej Anglik Geoffrey Henderson, Marian i Marcin Przybylscy, Sławomir Tarczewski, Jerzy Białecki i w środku Carole Henderson
Wizyta Hendersonów - zwiedzanie bazyliki
Wizyta Hendersonów - w kaplicy NSPJ
Wizyta Hendersonów - w bazylice
Wizyta Hendersonów - w skarbcu
Wizyta Hendersonów - w skarbcu nad kaplicą św. Barbart

Okres jego pobytu w Strzelnie opisał Anglik Geoffrey Henderson. Otóż 11 listopada 2009 r. pisarz odwiedził po raz drugi Strzelno. Pierwszą podróż, Geoffrey wraz z małżonką Carole, odbyli w 200-lecie urodzin Ridleya, w 2007 r., pisząc o nim biografię. Wówczas sami błąkali się po mieście szukając śladów po naszym bohaterze i jego przodkach. Niestety nie miał, kto się nimi zająć. Tym razem trafili na przyjazny grunt. Syn mój Marcin Przybylski trafił na angielską publikację ALL LOVE - A Biograohy of Ridley Herschell i tą drogą zdobył wiedzę o rodzie Herschellów ze Strzelna, których przedstawiciel „zawojował“ Wyspami Brytyjskimi. Zaraz też nawiązał bliższe kontakty z samym autorem Geoffreyem Hendersonem.

Wizyta Hendersonów - zastanawianie się nad lokalizacją domostwa  Rabbiego Hillela
Wizyta Hendersonów - ul. Kościelna - w którym miejscu stał dom Rabbiego Hillela
Wizyta Hendersonów - to chyba ten trzeci dom za nami
Wizyta Hendersonów - na cmentarzu żydowskim
W wizycie gościom towarzyszyli Marcin Przybylski i Sławomir Tarczewski z TMMS-u, oboje znakomicie rozeznani w kulturze Strzelna, a do tego biegle władający językiem angielskim. Zaraz po uroczystościach patriotycznych i mszy św. dołączyłem również ja, wraz z dokumentalistą wydarzeń strzeleńskim, mistrzem obiektywu, Heliodorem Rucińskim. W międzyczasie grupę zasilił miejscowy twórca Jerzy Białecki, który gości obdarował jedną ze swych prac rzeźbiarskich. Zacni goście wręcz połykali przekazywaną przez nas wiedzę o tutejszej dziewiętnastowiecznej społeczności żydowskiej. Byli pełni podziwu i zachwytu dla zabytków strzeleńskich i ich znakomitej kondycji. Przeszliśmy miasto wszerz i wzdłuż odwiedzając niemalże wszystkie miejsca związane z mieszkającymi onegdaj w Strzelnie Żydami. W miarę snucia opowieści o przeszłości Strzelna małżonkowie Hendersonowie doszli do wniosku, iż zdobyta przez nich w trakcie wizyty wiedza, rozjaśniła ich obraz o Polsce i Polakach, a także innych nacjach żyjących pod pruskim zaborem. Sam Geoffrey pisząc biografię Herschella na każdym kroku zaznaczał, iż urodził się jego bohater w Strzelnie w Polsce pod pruskim zaborem.


Wizyta Hendersonów - w miejscu gdzie kiedyś stała synagoga

Wizyta Hendersonów - przed szkołą żydowską

Strzelno w 1807 r. 
Według wspomnień matki Herschella 

Polska - Kwiecień 1807 roku. Strzelno, znajdujące się pod zaborem pruskim, w tzw. kraju nadnoteckim, było miastem rodzinnym Rabbi Hillela, który miał córkę Ghetal. Ghetal była mężatką ożenioną przed 6 laty z Judah Herschellem. Młodzi małżonkowie mieli już córkę oraz dwóch synów i oczekiwali następnego, czwartego dziecka.   

Wczesną, jeszcze śnieżną wiosną 1807 roku, Napoleon wykończony kampanią przeciwko Prusom z Grande Armee, odpoczywał przed dalszym marszem na wschód. Jego polem walki był obszar Polski, rozdartej przez rozbiory. Nowo zdobyte przez Cesarza terytoria Prus, stały się częścią francuskiego imperium, niestety w przeciwieństwie do obietnic, jakimi karmiono Polaków, nie uczynił Napoleon Polski wolnym krajem. Imperator skoszarował swoją Wielką Armię w tzw. zimowych kwaterach. Elitarna kawaleria stała na posterunkach wzdłuż doliny Wisły od Torunia po Morze Bałtyckie. Małe miasteczko Strzelno stało się wówczas miastem garnizonowym. Francuzi zamienili kościoły św. Prokopa, św. Krzyża i św. Ducha na stajnie dla koni, a sami rozlokowali się na kwaterach w mieście. Oficerowie zamieszkali w dworze prepozyta norbertańskiego. 

Wtedy właśnie każdego dnia Rabbi Hillel przedzierał się przez ruchliwe ulice i przechodząc przez Rynek, starał się omijać konie i gapiących się francuskich żołnierzy. Rabbi był niepozornym człowiekiem z długą siwiejącą brodą, głowę miał nakrytą grubą futrzaną czapką i cały owinięty był płaszczem, który ochraniał go przed zimnem. Niezbyt interesowali go sami Prusacy, ani też Francuzi. Francuska inwazja i okupacja nie były niczym nadzwyczajnym zarówno dla niego, jak i jego ludzi w Strzelnie. Ale dla wielu były to dni grozy. Z tej to przyczyny wielu Żydów opuściło miasto. Chociaż działania wojenne toczyły się daleko, nie można było czuć się bezpiecznie. Wbrew restrykcjom grożącym tym, którzy opuszczą miasto, wielu uczyniło to, a w Strzelnie, pozostały jedynie cztery rodziny żydowskie. 

Rabbi przeżywał ważne chwile i w głowie nie było mu uciekać przed Francuzami. Jego kolejny wnuk miał się lada chwila urodzić, kto wie, może to on będzie dalej kontynuował tradycje rodzinne w kapłaństwie, lub też przejmie rodzinny biznes od swego ojca. Pytanie gdzie podziewał się mąż Ghetal, ojciec przyszłego dziecka, skoro opiekę nad ciężarną sprawował jej ojciec? Judah of Strzelno - (po ang.) - Juda ze Strzelna znany był w małej strzeleńskiej społeczności. Podobnie jak pokolenia jego przodków, był on browarnikiem i destylatorem. Kiedy miało nastąpić rozwiązanie, bardzo pilne interesy wezwały go do Warszawy. Wiadomo w początkach XIX wieku komunikacja była nader powolna, a do tego wojna spowodowała ograniczenia w podróżowaniu. Wynaleziony telegraf jeszcze tu nie trafił, podobnie kolej nie była jeszcze rozwinięta. Podróż była wielce utrudniona i trwała kilka dni, a szczególnie w okresie zimowym, czy podczas wiosennych roztopów. Kiepskie drogi zapakowane były żołnierzami i taborami. Wiosna tego roku przyszła dość późno. W 1807 Napoleon pisząc do Józefiny, opisywał, że pogoda jest tutaj 'paskudna'.

W tamtych dniach, pod nieobecność zięcia, Rabbi Hillel zmierzał do rodzinnego domu, gdzie córka jego, przykuta do łóżka, oczekiwała momentu porodu. Strzelnianie znali córkę rabina, Ghetal. Była ona filarem społeczności żydowskiej, kobietą do końca oddaną wierze swoich ojców. Kiedy wielu opuściło miasto, ona wraz z rodziną pozostała w Strzelnie, nie chcąc ryzykować utraty ciąży, która lada chwila miała się rozwiązać.

Pewnego dnia stacjonujący w mieście żołnierze francuscy rozpalili ognisko blisko domu rabina. Było ono bardzo blisko, a nawet za blisko domu, ciepło ognia dawało się odczuć w mieszkaniu, w tym czasie wystraszona poczynaniami żołnierzy Ghetal modliła się, cytując Psalm 46. Była ona pełna obaw, ponieważ stacjonujący żołnierze niczym się nie przejmowali, używając do woli. Wielką niewiadomą były ich poczynania, nie było do przewidzenia, co miało się wydarzyć, i to nie tylko Żydom, ale i pozostałym mieszkańcom Strzelna. Sporadyczne strzały z broni, dochodzące z oddali, były codziennością. Kto wie może ciężarna Ghetal żałowała, że nie znalazła się razem z mężem w Warszawie. Nikt nie był bezpieczny w odległych miejscach europejskiego teatru wojny. Ale nasza bohaterka, oddana modlitwie, poczuła ogromną ulgę. Miejscowa ludność nie wiedziała, co chcieli ci francuscy okupanci, czy ich kraj jest za mały dla nich? [Opis ten, podobnie jak poniższe fragmenty pochodzą ze wspomnień Ghetal, matki Ridleya Haima Herschella] 

Nagle, blisko domu Herschellów, rozległa się eksplozja, okno w pokoju, w którym leżała Ghetal zostało roztrzaskane, a szczątki jego spadły na ciężarną. Cały pokój, jak się wydawało, za chwile zawali się. Dym i kurz wypełniły wnętrze. Tynk poodpadał ze ścian, a cały dom, w chwili eksplozji, zadrżał u podstaw. Ghetal straciła przytomność. Rabin był przekonany, że przyszedł ich kres, że mogą zginąć lub zostać wygnani ze Strzelna. Wszystko jednak skończyło się na krzykach i przekleństwach żołnierzy znajdujących się na zewnątrz. Nie wiadomo czy wystrzelony pocisk był przypadkowym, czy też mogło być inaczej, przyczyn tego zdarzenia nie udało się ustalić. Ogień artyleryjski zawsze było słychać w oddali, nigdy jednak w mieście. Nikt nie śmiał pytać wówczas oficerów, ani żołnierzy o przyczyny tego zdarzenia. Matka Haima często wracała do tych wydarzeń, o czym wspominał jeden z jej synów. 

Na przekór wszystkiemu, co działo się w Strzelnie, dziecko urodziło się bezpiecznie we wtorek 7 kwietnia 1807 roku. Był to chłopiec trzeci syn w rodzinie browarnika Judaha Herschella. Sam Judah nie zdążył jeszcze powrócić do domu i matka sama wybrała dziecku imię Haim, co w języku hebrajskim oznacza - życie. Ważnym dla całej rodziny, a szczególnie dla Rabbiego Hillela, było obrzezanie maleńkiego Haima. W Judaizmie obrzezanie jest nakazem religijnym i każdy wyznawca płci męskiej musi być poddany obrzezaniu, z reguły ósmego dnia po urodzeniu. Wielkim dylematem było to, iż zbliżał się wyznaczony dzień, a Judah nadal przebywał poza domem. W końcu, siódmego dnia od narodzin, powrócił i wszyscy dziękowali Bogu za bezpieczny powrót. Rabbi Hillel wezwał wszystkich Żydów, ale niestety w mieście pozostały jedynie cztery rodziny, i nie było wystarczającej liczby mężczyzn do przeprowadzenia rytuału obrzezania (brit mila). Judah starał się ściągnąć Żydów z pobliskich miejscowości. Wieść o trafieniu kulą armatnią domu Herschellów była głośną wśród okolicznych Żydów i budziła wśród nich strach i grozę. Ale tym, co wywoływało u nich szczególną bojaźń i odstraszało ich od przybycia do Strzelna, była obecność żołnierzy francuskich w mieście. Ich mnogość powodowała, iż spotykało się umundurowanych niemalże na każdym kroku. Wszyscy bali się o własne życie. Potrzebna liczba mężczyzn jednak się w końcu znalazła (wymagającym był minjam, czyli quorum dziesięciu Żydów płci męskiej), Haim został obrzezany ósmego dnia po rozwiązaniu, tak jak nakazywała Tora. Stał się Żydem, i takim mógł pozostać do końca swoich dni. A wszystko to działo się w przeddzień święta Pesah, 14 dnia miesiąca Nisan roku (żydowskiego) 5567, o czym po latach wspominała matka Haima.

Haim przeszedł długą drogę zanim Obrał angielskie imię Ridley. Ale o tym, znający język angielski mogą poczytać sięgając po wyżej cytowaną książkę. Ja natomiast przybliżę króciutko biografię syna Haima, Lorda Kanclerza Farrera Barona Herschella.

 

Farrer Herschell, 1. baron Herschell odznaczony Orderem Imperium Brytyjskiego. Urodził się 2 listopada 1837 r., zm. 1 marca 1899 r. w Waszyngtonie. Brytyjski prawnik i polityk, członek Partii Liberalnej, minister w rządach Williama Ewarta Gladstonea i lorda Archibalda Roseberyego.

Był synem wielebnego Ridleya Haima Herschella, pochodzącego z żydowskiej rodziny zamieszkałej w Strzelnie na Kujawach, który przeszedł na chrześcijaństwo. Matką Farrera była Helen Mowbray, córka Williama Mowbraya, kupca z Lrith. Farrer kształcił się prywatnie, następnie uczęszczał do University College w Londynie. W 1857 r. ukończył Uniwersytet Londyński. W 1860 r. rozpoczął praktykę adwokacką. W 1872 r. został Radcą Królowej.

W czerwcu 1874 r. Herschell został wybrany do Izby Gmin. Po powrocie Partii Liberalnej do władzy w 1880 r. otrzymał stanowisko Radcy Generalnego Anglii i Walii. W 1886 r. otrzymał tytuł 1. barona Herschell i zasiadł w Izbie Lordów.

Równocześnie z tytułem parowskim Herschell otrzymał stanowisko Lorda Kanclerza. Utrzymał się na tym stanowisku przez 6 miesięcy, do upadku rządu Gladstonea. Kiedy liberałowie powrócili do władzy w 1892 r. Herschell ponownie został Lordem Kanclerzem i pozostał na tym stanowisku do wyborczej porażki liberałów w 1895 r.

Lord Herschell był ponadto przewodniczącym śledztwa parlamentarnego dotyczącego Metropolitan Board of Works. W 1893 r. został kanclerzem Uniwersytetu Londyńskiego. W 1899 r. reprezentował Wielką Brytanię w komisji wytyczającej granicę między Wenezuelą a Gujaną Brytyjską. Następnie został członkiem komisji wytyczającej granicę między Kanadą a Alaską.

Zmarł podczas negocjacji w Waszyngtonie w 1899 r. Tytuł parowski odziedziczył jego syn, Richard.


Foto z wizyty: Heliodor Ruciński  


sobota, 3 października 2020

Chata się wali, czyli o karczmie Raj i Przedmieściu Gnieźnieńskim

 

Ulica Kolejowa. Widok na wierzę wodociągową, Szkołę Wydziałową i oberżę (ok. 1915 r.). Po lewej stronie Gasthaus - Oberża Emila Mantheya.

Informacja jaka rozeszła się wśród mieszkańców, mówiąca o tym, że budynek mieszkalny przy ul. Kolejowej nr 1, z racji złego stanu technicznego, zostanie lada dzień rozebrany sprawiła, iż sięgnąłem do swoich starych opracowań, by przywołać dzieje tego miejsca. Powiedziałby ktoś:

- Stara chata w części z pecy, a kogo to interesuje, przecież nie ma tutaj nic ciekawego. Ani to kamienica, ani dwór, tylko zawalidroga, bo chodniczek przy niej wąziutki i niebezpieczny, na jedną osobę, a ruch tutaj jak na autostradzie.

W tych słowach znajdujemy wiele racji, z wyjątkiem stwierdzenia „nic ciekawego“. Otóż miejsce to - a nie dom - jest bardzo ciekawe i wpisuje się w przepastne zasoby naszego dziedzictwa kulturowego. Tutaj w obrębie tego domostwa przed blisko sześciuset laty rozpoczęła się historia karczmy „Raj“, od której swą nazwę już w XX w. wzięła skośna uliczka łącząca ul. Kolejową z ul. Miradzką. Dzisiaj nie jesteśmy w stanie ustalić dokładnej lokalizacji przybytku Bachusa, niemniej znajdował się on gdzieś na staropolskim Przedmieściu Gnieźnieńskim, w miejscu pomiędzy współczesnymi ulicami, Raj i Sportową. Ostatnia informacja o miejscu zwanym karczma Raj pochodzi z 1846 r. Po kilku latach stara drewniana karczma straciła na swej randze. W wyniku zmiany układu i kategorii ważności dróg z kierunku Poznań do Torunia, idealnym miejscem do wystawienia nowej karczmy było właśnie to miejsce, w którym stoi przygotowywany do rozbiórki dom przy ul. Kolejowej 1. Tak też się stało i mniej więcej od 150 lat, a nie jak twierdzi jeden z mieszkańców, że dom ma 300 lat, w miejscu tym zaczęła funkcjonować nowa karczma, ale już bez staropolskiej nazwy Raj. Obiekt rozbudowano na początku XX w. dodając do budynku głównego piętrowe skrzydło w formie oficyny, w której znalazło się skrzydło biesiadne karczmy.   

Przedmieście Gnieźnieńskie w/g mapy katastralnej Grutzmachera z lat 1827-1828. Archiwum Państwowe Bydgoszcz.

W połowie XV w. miejsce na którym stoi feralne domostwo i cały teren w kierunkach wschodnim i południowym nazywał się Przedmieściem Gnieźnieńskim. Otóż, kiedy w okresie dopełniania się praw miejskich dla Strzelna wytyczono regularny plac centralny - rynek, a od niego ulice, które skomunikowały centrum z istniejącymi przedmieściami, zaczęło kształtować się również przedmieście gnieźnieńskie. Powstało ono w obrębie rogatek południowych na zachód od szpitala i kościoła pw. św. Ducha, przy karczmie zwanej Raj oraz przy folwarku klasztornym zwanym „Naskrętne“. Folwark rozłożył się pomiędzy współczesnymi ulicami, Michelsona i Kościuszki, u ich zbiegu z ulicą Kolejową, na obszarze obecnego parku oraz starego przedszkola i był granicą południowo-zachodnią miasta i zachodnią przedmieścia. 

Przedmieście gnieźnieńskie pełniło funkcję produkcyjno-usługową dla miasta i klasztoru. Tutaj, kwitł również handel żywcem, o czym może świadczyć zachowana jeszcze do początku XX w. nazwa placu Schweinemarkt - Świński Targ.

I najciekawsza informacja, po wystawieniu kościoła i szpitala pw. św. Ducha jako patronów ustanowiono duchownych do zarządzania całością. W źródłach nazywani są oni rektorami kościoła. Rektor od św. Ducha został uposażony czynszem z wolnego łanu sołeckiego Jana Mitury i jego żony Wojciechy we wsi Sławsk Wielki, z drugiego łanu we wsi Turzany pod Inowrocławiem, wynoszącym 4 grzywny złote rocznie oraz łąką zwaną Roskowiec (na tzw. Błotach, współczesny obręb Strzelna Klasztornego). Ponadto mógł on zaopatrywać się w drewno z lasów klasztornych i spożywać śniadanie i obiad ze stołu prepozyckiego. Miał on jeszcze jeden dochód, a mianowicie formę podatku z karczmy Raj w postaci regularnie kupowanych przez karczmarza świec do oświetlenia kościoła.

 

Karczma Raj przez cały czas prowadzona była przez miejscowych obywateli. Z chwilą rozbiorów całą parcelę wraz z karczmą przejął kolonista pruski, później grunt i budynek nabył od miasta. Z racji tej, że była to duża parcela podzielił ją na trzy mniejsze. W 1909 r. budynek z tawerną-karczmą kupił Otto Lorusch, kamieniarz i radny miejski. On też dokonał rozbudowę o dostawienia piętrowej oficyny. Swoją działalność gospodarczą rozszerzył o składnicę węgla i drewna opałowego oraz materiałów budowlanych. Na parterze funkcjonował zajazd, nazywany również tawerną-oberżą, którą dzierżawił od właścicieli Emil Manthey. Lorusch wcześniej mieszkał przy ulicy Cestryjewskiej (obecnie Ścianki 3), gdzie prowadził swój warsztat kamieniarski. Tę posesję sprzedał Florianowi Siupce, kowalowi, dziadkowi późniejszego abpa Stanisława Gądeckiego. Loruschowie byli Niemcami i do Strzelna sprowadzili się w drugiej połowie XIX w. z Bydgoszczy. Antenatami tego rodu byli August i Karolina Henrietta z domu Döpke. Mieli oni syna Otto Ernsta ur. w 1864 r., który w 1894 r. poślubił starszą od siebie o osiem lat wdowę Adeline Vogel z domu Klotzbücher. Lorusch w 1916 r. ponownie został wybrany radnym. W tym roku nadal prowadził zakład kamieniarski, specjalizujący się w produkcji nagrobków. Od powstania OSP w 1900 r. był jej członkiem i kierownikiem oddziałów gaśniczych, drugiego oddziału (1903-1905) i pierwszego (1909-1912). 

W latach międzywojennych do 1929 r. Lorusch prowadził skład opałowo-budowlany, poczym odsprzedał całość Pawłowi Schulzowi. W tym czasie w lokalu po tawernie-karczmie, restaurację prowadził Franciszek Michalak. W miejscu tym lokal gastronomiczny przetrwał do 1950 r., a następnie został zamieniony na mieszkania. Jako mienie poniemieckie całość przeszła pod zarząd MPGKiM.   


Karczma Raj 


Między wieżami chatynka stała

Od niepamiętnych czasów gości witała.

Przyjezdni pod nią się zatrzymywali

I do środka, do karczmy na sznapsa wpadali.

 

Od dawien dawna to miejsce było znane,

W starych annałach często wspominane.

W odległym średniowieczu stała skrajem

Dlatego karczmarz nazwał ją Rajem.

 

Oj gwarno tu było od rana do wieczora,

A zabawy nie przerywała nawet późna pora.

Dochód z gorzałek miał swe przeznaczenie,

Przez to plebana nadzór i pilne baczenie.

 

Dawno oj dawno w księgach zapisano

I podatki na rzecz kościoła stąd słano.

Świętego Ducha nosił on wezwanie

I tak to z gorzałki miał swe utrzymanie.

 

Mijały lata, a gdy Prusy nastały

Wnet dochody z karczmy plebanom zabrały.

Po licznych wojnach podupadł przybytek,

Popękały mury i znika wiekowy dobytek…

Po rozbiórce byłej karczmy pozostanie plac i szczytowa ściana oficyny. Miejsce to trzeba będzie jakoś zagospodarować. Proponuję mural, czyli nic innego jak rodzaj street artu - sztuki ulicznej. Dla mnie osobiście wzorem nieprześcignionym jest poznański trójwymiarowy mural z Rynku Śródeckiego. W skrócie: Pokazuje on w sposób fantazyjny historię Śródki, czyli, jak tu drzewiej wyglądało. Skoro po wyburzeniu domu przy ul. Kolejowej 1 powstanie przestrzeń do stworzenia muralu umieśćmy w jego treści wszystko to, co w pobliżu tego miejsce onegdaj stało. 

Na pierwszym miejscu przeniósłbym na wolną ścianę oficyny nieistniejący gotycki kościół i szpital pw. św. Ducha z tzw. Przedmieścia Gnieźnieńskiego, a także starą XIX-wieczną remizę, która stał w miejscu obecnego placyku przy hotelu - np. z otwartymi wrotami i sikawką konną. Inną wersją, ale chyba mniej ciekawą, mógłby być folwark Naskrętne, który stał w miejscu starego przedszkola i wieży ciśnień, lub cegielnię, która funkcjonowała w XIX w. w obrębie ul. Raj. W pobliżu rozebranego domu stała już w XV w. karczma Raj, może i ona znalazłaby miejsce na muralu, a tam gdzie jest skwer była kuźnia…

Dobry artysta te wszystkie nieistniejące budowle, na wzór śródecki, mógłby połączyć w jeno malowidło. Tak utrwalony obraz byłby wizją minionych lat i dziejów tego miejsca - Przedmieścia Gnieźnieńskiego. To jest tylko moja propozycja.

Mural na Śródce w Poznaniu

  

czwartek, 1 października 2020

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 101 Ulica Kościelna - cz. 11

Kontynuując dalej naszą miejską wędrówkę przejdźmy pod niegdyś okazałą, piętrową kamienicę Antoniego Siemianowskiego. Współcześnie oznaczona jest ona numerem porządkowym 8, a w dawnej nomenklaturze numerem policyjnym 14/15. Ta podwójna numeracja dowodzi, że kamienica została wybudowana w miejscu, w którym stały przed jej budową dwa domostwa na dwóch parcelach. Wystawiona została na początku XX w. i jest to budowla ośmioosiowa z dwoma dużymi balkonami oraz okazałym frontonem, w który centralnie znajduje się górą zaokrąglona i zwieńczona kluczem nisza imitująca okno. Pozostałością dawnej elegancji i porządku architektonicznego są gzymsy, pierwszy rozdzielający kondygnacje i drugi, przerwany frontonem i wieńczący elewację gzyms drewniany wsparty na zdobnych wspornikach. Parter posiada trzy lokale użytkowe z przeznaczeniem na cele handlowo-usługowe, rozdzielone okazałą bramą wjazdową. Natomiast góra i dwie oficyny w podwórzu są częściami mieszkalnymi, a do nich w kierunku południowym dobudowane są budynki gospodarcze.

Pierzeja południowa ul. Kościelnej

Jeszcze w latach 70-tych XX w. kamienica posiadała przepiękną elewację frontową z portalami nadokiennymi i otaczającymi otwory okienne fryzami komponującymi się ze stiukowo-gipsowym belkowaniem i wspornikami podtrzymującymi gzymsy. Wszystkie te ozdobne elementy już pod nowym właścicielem, dla wygody prowadzonego remontu elewacji frontowej zostało obtłuczone, a ściana wygładzona tynkiem do równej płaszczyzny. Podobny los spotkał kilka przepięknych eklektycznych elewacji kamienic przy ulicach: Inowrocławskiej, Świętego Ducha i Michelsona. Na wysokości parteru, pomiędzy bramą a otworem wejściowym do lokalu użytkowego umieszczona jest tablica upamiętniająca mieszkańca, a zarazem właściciela tej kamienicy Antoniego Słowińskiego. Tablica wykonana została przez artystę rzeźbiarza Krzysztofa Jakubika z Poznania i w dniu Święta Niepodległości 11 listopada 2005 r. została uroczyście odsłonięta.

 

Cofnijmy się do czasów pierwszego właściciela kamienicy Antoniego Siemianowskiego. Był on spokrewniony z mieszkającym przy tej samej ulicy Mikołajem Siemianowskim. W Księdze adresowej z 1895 r. wymieniony został jako kupiec specjalizujący się w handlu towarami kolonialnymi i specjalistycznymi. Po nim działalność podjął syn Ludwik, który rozszerzył ją o restaurację i destylację, handel zbożem oraz zajazd z wygodnymi stajniami. Jeden z lokali handlowych wynajmował od Siemianowskich Stanisław Szmańda, który w swej branży polecał bogaty wybór garderoby męskiej i tej dla chłopców. Jak odnotowano w reklamie z 1910 r. posiadał: ...Wielki zapas sukna tak krajowych jak i zagranicznych zawsze na składzie. Sprzedaż z łokcia po cenach fabrycznych. Zamówienia podług miary w najnowszych fasonach pod gwarancyą beznagannego leżenia wykonuje w 24 godzinach... W latach międzywojennych kamienicę nabyła rodzina Słowińskich z ul. Ogrodowej.

W domu tym mieścił się w latach powojennych prywatny zakład wikliniarski parający się produkcją szerokiego asortymentu wyrobów z wikliny: koszy, koszyczków, pojemników na bieliznę, koników na biegunach, mebli wypoczynkowych i wielu innych wyrobów wykonywanych pod zamówienie. W latach 1962-1988 miała tutaj swoje pomieszczenia Miejska Biblioteka Publiczna, zajmując całą prawą część parteru kamienicy. W latach 1970-1990 w części gospodarczej podwórza znajdowała się rozlewnia wód gazowanych. Tutaj produkowano dla sieci sklepów PSS Społem różnego smaku oranżady, wody stołowe, rozlewano piwo oraz nabijano słynne szklane syfony. W okresie przemian ustrojowych w lokalach użytkowych mieściło się wiele różnych branż handlowych. Były tutaj sklepy z chemią gospodarczą; artykułami wyposażenia mieszkań: oknami, roletami, meblami na wymiar, materiałami budowlanymi; sklep zoologiczny, także salon fryzjerski, a w podwórzu punkt szklarski. 

Na fasadzie domu w roku 2005 została umieszczona i uroczyście odsłonięta tablica pamiątkowa poświęcona twórcy i wieloletniemu prezesowi Oddziału Polskiego Towarzystwa Turystyczno Krajoznawczego w Strzelnie, Antoniemu Słowińskiemu, który był wieloletnim właścicielem tejże kamienicy. Dlatego też nieco więcej czasu wypada poświęcić temu znakomitemu strzelnianinowi, a to ze względu na jego ogromne zaangażowanie w działalność społeczną na niwie turystycznej, wydawniczej i promocji Strzelna oraz całego obszaru nadgoplańskiego.

 

Antoni Słowiński urodził się w Strzelnie 28 czerwca 1922 r. Z wykształcenia był ekonomistą i pracował w PSS „Strzelno“, a później w wojewódzkich strukturach kontrolnych. Od 1957 r. kierował założonym przez siebie strzeleńskim oddziałem PTTK. Był autorem przewodnika po Strzelnie i okolicach, folderu o Przyjezierzu, wielu artykułów poświęconych krajoznawstwu, a przed wszystkim jako założyciel aż do śmierci prezesem strzeleńskiego oddziału PTTK. Towarzystwo po dziś jest znaczącym ośrodkiem życia społeczno-kulturalnego miasta i gminy, co zawdzięczają współcześni Antoniemu Słowińskiemu. Przed laty stał się on nowym odkrywcą Przyjezierza i inicjatorem turystycznego zagospodarowania tego pięknego zakątka ziemi Kujawskiej. Na szczególną uwagę zasługuje działalność publicystyczna oddziału PTTK. Niejeden większy ośrodek mógłby jej Strzelnu pozazdrościć.

Antoni Słowiński przed barakiem ośrodka wypoczynkowego w  Przyjezierzu, tuż przed jego oddaniem do użytku

Dzięki jego zaangażowaniu, przy współpracy z ośrodkami uniwersyteckimi, podjęto działalność wydawniczą, w której popularyzowano wielkie odkrycia dokonane na terenie naszych kościołów, ciekawą przeszłość i walory turystyczne okolic oraz ciekawych ludzi rejonu nadgoplańskiego. W 1978 r. za jego przyczyną wystawiono nowy pomnik nagrobny zasłużonemu strzelnianinowi dr. Jakubowi Cieślewiczowi oraz upamiętniono tablicą epitafijną Piotra Brackiego ze Stodół, zamordowanego przez Prusaków w 1848 r. Za swą wieloletnią działalność wyróżniony został m.in. Złotą Honorową Odznaką PTTK oraz Złotą Odznaką "Zasłużony Działacz Turystyki". Turystyka była jego pasją. Przez wiele lat odwiedzał góry, które darzył szczególną miłością. Całe Tatry polskie i czeskie przeszedł wzdłuż i wszerz.  

Antoni Słowiński z wizytującym Strzelno gen. Zygmuntem Huszczą
 

Zmarł 4 czerwca 2003 r. i został pochowany na starej strzeleńskiej nekropoli przy ul. Kolejowej. Od 2003 r. Oddział PTTK Strzelno przyjął imię  Antoniego Słowińskiego, honorując zasługi swojego prezesa i pamięć o nim.

wtorek, 29 września 2020

Maria Józefa ze Skrzydlewskich Sikorska z Żegotek - cz. 2


 

W 1912 r. w albumie Dwory polskie w Wielkim Księstwie Poznańskim znajdujemy taki opis Żegotek, piszących się wówczas przez 'Rz': Rzegotki, powiat strzeliński, to własność panny Marii Skrzydlewskiej, odziedziczona po ojcu Feliksie. Za polskich czasów należał ten majątek do rozgałęzionej po Polsce rodziny Żegockich, z których Krzysztof Żegota-Żegocki wsławił się w czasach najazdów szwedzkich na Polskę niepospolitym męstwem w wielu bitwach z nieprzyjacielem. Zmianę pisowni nazwy przypisać należy biegowi czasu. W roku 1869 nabył majątek ten od rodziny Stęszewskich Józef Skrzydlewski, wywodzący ród swój od wsi Skrzydlewa, leżącej w powiecie babimojskim (współcześnie powiat międzychodzki - M.P.). 14 lipca 1920 r. przywrócono starą pisownię Żegotek zamieniając 'Rz' na 'Ż'.

W 1919 r. kiedy Wielkopolska zrzuciła jarzmo niewoli pruskiej dziedziczka z Żegotek nadal pozostawała w stanie wolnym. Miała wówczas 31 lat i nie myślała o założeniu rodziny, choć wydawała się być znakomitą partią. Niestety nie dysponujemy dzisiaj jakimikolwiek zdjęciami rodzinnymi Skrzydlewskich z Żegotek. Jedyne zdjęcie Marii pochodzi już z lat powojennych i z racji swej jakości nie odzwierciedla jej urody, ważnego czynnika w ewentualnym zamążpójściu. Pozostając w stanie bezżennym poświęciła się pracy i to zarówno tej gospodarczej, jak i społecznej. Nadal zatrudniała u siebie administratorów, tym razem w randze dyrektorów gospodarstwa rolnego. Mieszkali oni w wydzielonym domu, który znajdował się w obrębie folwarku i skomunikowany był specjalną alejką przez park z dworem. W 1917 r. administratorem - dyrektorem dóbr żegockich po Janie Zientaku został Józef Szotakowski. Po nim zarząd nad majątkiem przejął dyrektor Ludwik Matuszewski.

Mając dobre wsparcie w osobie zarządcy dóbr, w którego obowiązkach znajdowało się zajmowanie całą produkcją rolną w majątku, Maria mogła oddać się pracy na niwie społecznej i dobroczynnej. Odzyskanie niepodległości, a przy tym nowe warunki polityczne sprzyjały powstawaniu nowych i rozwojowi dotychczas działających organizacji polskich. W tym czasie odegrała bardzo ważną rolę w organizowaniu się kobiet wiejskich w powiecie strzeleńskim, a później mogileńskim. Brała udział w powołaniu do życia w 1923 r. koła Towarzystwa Ziemianek powiatu strzeleńskiego, na którego czele później stanęła. Walnie przyczyniła się do powstania w strzeleńskiego Kółka Włościanek, którego pracę zainicjowała w 1921 r. W 1923 r. współorganizowała wicepatronat strzeleński Kółek Włościańskich powiatu strzeleńskiego i stanęła później na jego czele jako przewodnicząca - wicepatronka. Wchodziła w skład Komitetu Powiatowego Kolonii Letnich w Strzelnie. Komitet ten organizował wypoczynek dla dzieci polonijnych, szczególnie z Niemiec. 26 maja 1927 r. była matką chrzestną sztandaru dla strzeleńskiej Placówki Związku Halerczyków. Podczas Powszechnej Wystawy Krajowej w Poznaniu w sierpniu 1929 r. pełniła dyżur w Pawilonie Ziemianek i Włościanek. Była członkiem zarządu Związku Włościanek Wielkopolskich w Poznaniu.

Mapka majętności Żegotki z ok. 1930 r. Zbiory Archiwum Państwowego w Poznaniu.

 Efekty jej pracy uwypukla sprawozdanie roczne przedstawione 24 marca 1931 r. podczas ósmego Walnego Zebrania Kółek Włościanek wicepatronatu Strzelińskiego, w którym udział wzięło 180 członkiń:

W powiecie mamy 12 Kółek w następujących miejscowościach: Kościeszkach, Wójcinie, Chełmcach, Strzelnie, Markowicach, Ostrowie, Wronowach, Bachorcach, Siedlimowie, Złotowie, Witowicach i Racicach. Ogółem zrzeszonych włościanek 447. Zebrań w Kółkach odbyło się 107, wykładów wygłoszono 85. Instruktorka powiatowa p. Karolczykówna przeprowadziła 10 kursów praktycznych, z których korzystało 111 uczennic. Kursy były z działu gospodarczego, robót i białego szycia. Poza tym instruktorka Izby Rolnicze p. Hulanicka przeprowadziła 4 kursy hodowlane i urządzała inspekcje kurników. W 6 Kółkach odbyły się konkursy kurników, za najlepiej urządzone kurniki rozdane zostały nagrody pod postacią: gniazd zatrzaskowych, karmideł automatycznych, drobiu i książek. W 11 Kółkach mamy świeżo założone biblioteczki fachowe. Apteczkę domową posiada Kółko w Bachorcach. Do 10 Kół sprowadzono na wiosnę drób rasowy: koguty Karmazyny i Leghorny, kaczory Pekiny. Kółko Witowice sprowadziło 90 jednodniowych kurcząt Leghornów i wzięło udział w konkursie wychowu drobiu, urządzonym przez Szkołę Rolniczą w Inowrocławiu. Kontrolę nieśności przeprowadza Kółko w Złotowie, Kółko Wójcin i Strzelno sprowadzały dla członków nasiona, 8 Kółek zakupiło msze św. na intencję Ojczyzny. Wójcin prowadzi akcję „Kroplę Mleka“, to znaczy, że wydaje się biednym dzieciom mlek codziennie.

Nowy pałac w Żegotkach w całej okazałości

 Przez cały okres międzywojenny prowadziła działania dążące do podniesienia edukacji w zakresie gospodarstwa domowego i działalności kulturalnej. Organizowała szkolenia, kursy, pokazy, wystawy, będąc pośród kobiet wiejskich wywodzących się z wyższych sfer liderką wszelkich poczynań. Organizując komitety powiatowe przeróżnych przedsięwzięć w Strzelnie, czy później w Mogilnie zawsze zapraszano ją w ich skład. Była kobietą niestrudzoną. Godziła pracę na majątku liczącym w 1929 r. 255,5 ha i nie poddawała się przeciwnością losu. Kiedy w 1923 r. spłonął dwór w Żegotkach szybko otrząsnęła się z nieszczęścia i wkrótce przystąpiła do wystawienia nowego, większego dworu, który stanął na części starego fundamentu. Budowę sfinansowała ze środków jakie odziedziczyła po matce ze sprzedaży dóbr Mileszewy, o czym pisałem w pierwszej części artykułu. Dwór w formie pięknego pałacu według projektu jednego z najsłynniejszych wielkopolskich projektantów Stefana Cybichowskiego z Poznania stanął już w 1926 r.

Widok na nowy pałac od strony zachodniej - od strony parku i stawu. Po prawej zarys zabudowań folwarcznych z bramą gospodarczą.

 Całość wraz ze zrewitalizowanym parkiem przedstawiała się imponująco. Pałac wystawiony został w stylu późnoklasycystycznym. Jest to budowla podpiwniczona, piętrowa, siedmioosiowa, poprzedzona okazałym czterokolumnowym portykiem w wielkim porządku, dźwigającym trójkątny fronton. Pośrodku niego półokrągłe okno, natomiast wspomniane kolumny posiadają głowice w stylu jońskim. Portyk poprzedza pięciostopniowy taras. Czterospadowy, mansardowy dach kryty jest dachówką, a jego konstrukcja przypomina dach łamany, tzw. polski. Niegdyś do elewacji ogrodowej przyczepiony był duży taras rekreacyjny. Układ wnętrz pałacowych jest dwutraktowy. Z holu wejścia głównego, znajdowała się piękna klatka schodowa. Na parterze znajdowały się pokoje reprezentacyjne w postaci salonu, gabinetu, pokoju przyjęć i biblioteki. Piętro zajmowały pokoje dziedziczki, a później również dziedzica. Po rozbudowanej stronie południowej pałacu znajdowało się wejście gospodarcze - kuchenne z klatka schodową na piętro. Na murkach schodowych tarasu frontowego stały duże okrągłe donice z wielkimi agawami ogrodowymi. Na nim również od wiosny do jesieni stała ławka i stolik, przy którym o zachodzie słońca siadała dziedziczka i relaksowała się.

Stary dwór, który spłonął w 1923 r. 
 


Żegotki - park przydworski i stary dwór

Do dworu w Żegotkach dojeżdżało się od szosy Strzelno - Inowrocław, 3,5 km przed Markowicami, na wysokości Busewa skręcając w prawo. W prostej linii ok. 700 m długości prowadziła doń piękna aleja lipowa, po której lewą stroną na niewielkim nasypie biegła linia kolejki gospodarczej - buraczanej. Mniej więcej w 2/3 długości alei, po jej prawej stronie stał przydrożny znak wiary - solidny, dębowy krzyż. Podjechawszy pod z dala widoczny zielony masyw parku przydworskiego, podróżnych witała biała brama, obok której stała mała stróżówka. Przez szeroko rozwarte wrota wjeżdżało się do parku. Aleją obsadzoną lipami i świerkami, zataczając wielki łuk powóz stawał przed gankiem pięknego, eklektycznego dworu, którego front skierowany był ku zachodowi. Dalej, już w linii prostej prowadziła do bramy gospodarczej, przez którą wjeżdżało się w podwórze folwarczne. Całą trasę wypełniały dumne i wyniosłe świerki, zaś z boków cisnęły się, jakby patrząc ciekawie na przybysza, stłoczone kępy klonów, brzostów, lip, brzóz, dołem gęsto podszytych bzami, leszczyną i spireami.

Wschodnia aleja grabowa w parku przydworskim w Żegotkach ok. 1928 r.

 Kilkadziesiąt metrów przed dworem, niemalże na jego osi był duży staw, a po jego południowej stronie drugi mniejszy. Oba były rozdzielone drogą gospodarczą, która biegła wzdłuż ściany zachodniej parku, po jego zachodniej stronie, biorąc swój początek przed gościnną dworską bramą wjazdową. Prowadziła ona do wydzielonej enklawy folwarku gospodarczego majętności Żegotki.

Założenie parkowo-ogrodowe, które jest przedmiotem opisu powstało tuż po 1869 r., czyli po zakupie od Adama Stęszewskiego Żegotek przez Józefa Skrzydlewskiego. Nowy dziedzic zaczął od wystawienia nowego dworu i porządkowania wokół niego przestrzeni ogrodowo-parkowej. Po niedługim czasie i skończeniu nauk oraz osiągnięciu pełnoletniości dobra rzegockie otrzymał syn Józefa, Feliks, któremu zawdzięcza się ostateczne ukształtowanie dworu. Ten pierwszy parterowy, siedmioosiowy dwór o cechach eklektycznych z elementami klasycystycznymi zbudowany był na planie prostokąta, podpiwniczony, o dwuspadowym dachu ceramicznym z użytkowym poddaszem i mieszkaniami w szczytach. Pośrodku między elewacjami posiadał piętrową, trzyosiową wystawkę w formie nieznacznego ryzalitu krytą dwuspadowym dachem. W osi wejściowej dworu wysokie schody z niewielkim tarasem, zamknięte murkami.

Wschodnia aleja grabowa w parku przydworskim w Żegotkach.

 Osie wystawki rozdzielone były pilastrami z kapitelami korynckim, na głowicach których spoczywał architraw, dźwigający fryz i gzyms, będący podstawą trójkątnego frontonu zwieńczonego trzema akroteriami (palmetami), którego część wewnętrzną stanowił tympanon. Jego centralną część wypełniał bogato zdobiony motywami dekoracyjnymi kartusz herbowy właściciela z herbem Samson. Pomiędzy czterema bocznymi oknami zwieńczonymi gzymsami w formie belek spoczywających na parach konsol a gzymsem parteru umieszczone były cztery oculusy. Pod parapetami znajdowały się zdobne wnęki podokienne.

Owalny gazon po stronie wschodniej parku

 Na uskokach murków schodowych i tarasu znajdowały się donice w kształcie koryt wypełnione od wiosny do lata kwiatami. Przed dworem w niewielkim oddaleniu, po jego bokach, po stronie południowej stała duża rozłożysta lipa otoczona bzami, a po stronie północnej rozłożysty świerk w towarzystwie bzów i krzewów. Zajazd przed wejściem głównym w kształcie kwadratu wysypany był żwirem i otoczony kwietnymi rabatami. Przed nim w niewielkim oddaleniu znajdował się duży staw. Większa część parku znajdowała się po stronie wschodniej dworu. Był to obszar rekreacyjny z licznymi alejkami, rabatami kwiatowymi, starodzewiem i krzewami ozdobnymi. Po stronie elewacji ogrodowej, na osi dworu, tuż przed tarasem ogrodowym znajdował się duży owalny gazon obwiedziony niskim bukszpanowym żywopłotem. Jego wnętrze wypełniały wielobarwne róże. Od gazonu rozchodziły się w czterech kierunkach żwirowe alejki, prowadzące w głąb parku. Na obrzeżach, po stronie wschodniej i południowej znajdowały się dwie aleje grabowe. Gęsto posadzone i regularnie przycinane graby ukształtowane były na kształt ścian korytarza. Spacerując nimi można było przysiąść na wygodnych z oparciami drewnianych ławkach, których kilka było wystawianych wiosną i chowanych jesienią do altany ogrodowej. 

Stronę północną parku zamykało wielkie założenie ogrodowe z sadem pełnym przeróżnych gatunków drzew i krzewów owocowych oraz ogrodem uprawnym. W nim znajdowała się szklarnia, inspekty, rabaty kwiatowe i duże grządki - kwartały warzywne. Dziedziczka tego dworu nie stroniła od uprawy ziół, których dobrodziejstwa nie trzeba opisywać.   

Maria ze Skrzydlewskich Sikorska (1888-1967). Jedyne zachowane powojenne zdjęcie ze zbiorów śp. Henryka Łady

 Maria Józefa Skrzydlewska wyszła za mąż dopiero w wieku 47 lat, w 1935 r. Jej wybrankiem został Włodzimierza Sikorskiego herbu Cietrzew, bliski kuzyn (matki były siostrami), zatem nowożeńcy na ślub musieli uzyskać dyspensę biskupią. Włodzimierz był młodszy od Marii o 4 lata. Urodził się 26 września 1892 r. w Wielkich Chełmach k. Brus i był synem bardzo majętnego inż. Stanisława Mariana Sikorskiego h. Cietrzew - pierwszego polskiego starosty chojnickiego (1919-1923), dziedzica ogromnych dóbr (ok. 3,5 tys. ha) i Anny Łyskowskiej h. Doliwa. Włodzimierz miał dziewięcioro rodzeństwa, m.in.: Ignacego, Wandę, Antoninę, Stefana, Zofię, Jana. Żeniąc się z Marią był właścicielem majątków Rakowice (z liczącym 190 ha lasem), Osowiec, Radomno i Gorzędziej na Pomorzu. W rodzinie uważany był za najbogatszego. Małżonkowie byli bezdzietni i niewiadomo, co nimi kierowało, by w tak późnym wieku zawrzeć związek małżeński. W kręgach rodzinnych mawiano, że była to wieloletnia i bezgraniczna miłość pomiędzy kuzynostwem, która eksplodowała po wielu, wielu latach.

Włodzimierz Sikorski pierwszy od prawej z rodzicami i bratem
Rodzice Włodzimierza, Stanisaław i Anna z Łyskowskich Sikorscy

 Dzięki relacji z 1929 r. z podróży redaktorów „Dziennika Bydgoskiego“ poznajemy przyszłego męża samej Marii Skrzydlewskiej i jego majątek. Pisał jeden z nich na łamach gazety m.in., że: Wracając z Lubawy do Nowego Miasta wstąpiliśmy do Rakowic, majątku śp. szambelana Sikorskiego z Wielkich Chełmów, wydartego w roku 1903 z rąk niemieckich. Obecny właściciel Rakowic, p. Włodzimierz Sikorski przyjął nas nadzwyczaj serdecznie. Zaznajomiwszy redaktorów pobieżnie z swoim gospodarstwem hodowlano-przemysłowym (stadnina rakowiecka otrzymała na wystawie w Grudziądzu złote medale za dużą oborę bydła nizinnego - 180 krów, z których każda daje 3800 litrów mleka rocznie, a która przyczyniła się do utworzenia w Rakowicach największej mleczarni spółdzielczej na Pomorzu), mówił o tym co go boli… W 1927 r. 75 ha z majątku Rakowice zostały zakwalifikowane do parcelacji. Podobnie było z Żegotkami, z których w 1931 r. planowano wyłączyć 50 ha do parcelacji.

Wanda i Witold Donimirscy z córką Haliną i bratem Wandy Włodzimierzem Sikorskim w Berlinie, 1937 r.

Najmłodszy z rodzeństwa Sikorskich Jan w swoich wspomnienia pisał, że Włodzimierz, okazał się wielbicielem dość ekscentrycznych podróży lotniczych:

Podróżowanie samolotem było wówczas wielką rzadkością. Ludzie podchodzili do samolotu z wielkim strachem. Mój brat Włodzimierz tak bardzo lubił podróżować samolotem i tak często korzystał z tego środka lokomocji, że zaprzyjaźnił się z pilotem pracującym na trasie Warszawa - Gdańsk. Trasa ta przebiegała nad Rakowicami (majątkiem Włodzimierza), gdzie Włodzio urządził sobie polowy pas startowy. Doszło do tego, że kiedyś namówił owego pilota, by wylądował w Rakowicach, niby to przymusowo. Dziś trudno sobie coś takiego wyobrazić.

 

Z akt majątku zdeponowanych w Archiwum Państwowym w Poznaniu dowiadujemy się, że w 1931 r. Żegotki liczyły 280 ha z tego: 264 ha roli, 10 ha łąk, 3,5 ha park i ogród, 2,5 ha drogi i pod budynkami. Majątek specjalizował się w produkcji buraków cukrowych (od 1881 r.) i hodowli koni roboczych. Uznany był za wybitnie intensywne gospodarstwo rolne. Znajdował się pod kontrolą Wielkopolskiej Izby Rolniczej. Zatrudniał 16 stałych ordynariuszy (pracowników wykwalifikowanych otrzymujących deputaty), 19 zaciężnych mężczyzn, 10 zaciężnych kobiet, 6 dziewczyn w służbie pałacowej oraz 40 pracowników sezonowych. Z maszyn rolniczych był tutaj kompletny garnitur parowy do omłotów marki „Marshall“, traktor „Titan“, siewnik rzędowy „Schniga“, dołownik do ziemniaków, żniwiarka i kosiarka „Schniga“

 

W sierpniu 1937 r. Maria ze Skrzydlewskich Sikorska została odznaczona Srebrnym Krzyżem Zasługi. „Kurier Poznański“ poinformował, że wyróżnienie to otrzymała b. przewodnicząca Strzelińskiego Koła Ziemianek i przewodnicząca powiatowa Kółek Włościanek b. powiatu strzelińskiego, a obecnie piastująca te same funkcje w ramach powiatu mogileńskiego. Na dzień przed wybuchem II wojny światowej matka Włodzimierza, Anna z Łyskowskich Sikorska (1871-1944) opuściła Wielkie Chełmy i szukając schronienia przed Niemcami zamieszkała u synowej i syna w Żegotkach. Uczyniła to w obawie przed represjami, gdyż działała w licznych organizacjach kobiecych, m.in. była współzałożycielką Związku Ziemianek Pomorskich, autorką „Legend i baśni kaszubskich” (Gdańsk 1920), przyczyniła się także do renesansu haftu kaszubskiego. W październiku 1939 r. cała rodzina została wysiedlona z majątku do Generalnej Guberni i zamieszkała w miejscowości Radość pod Warszawą.

 

Niestety nie są mi znane losy wojenne dziedziczki z Żegotek. Niemniej jednak po zakończeniu działań wojennych wróciła w rodzinne strony, zastając majętność w stanie opłakanym. Wnętrza pałacu zostały splądrowane i rozszabrowane przez miejscowych i okoliczną ludność. Powyrywane kaloryfery wraz z instalacją znalazły się u jednego z rolników w Ciechrzu. Meble, książki, obrazy i bibeloty, a także całą ogromną zastawę stołową pozabierali miejscowi. Kiedy dziedziczka przez umyślnego ogłosiła, że powróciła na kilka dni do Żegotek, to większość z mieszkańców zwróciła jej zabrane z pałacu rzeczy - oczywiście za wyjątkiem kaloryferów. Kilkoma wozami wszystko, co udało się uratować i co zwrócono prawowitej właścicielce wywiozła do Warszawy, gdzie już na stałe zamieszkała.   

Powązki, miejsce spoczynku Marii ze Skrzydlewskich i Włodzimierza Sikorskich

Maria zmarła 5 września 1967 roku w Warszawie. Pochowana została na cmentarzu powązkowskim w jednym grobie z mężem, który z tym światem pożegnał się 10 maja 1978 r. - kwatera 329, rząd 6, miejsce 8.

KONIEC