wtorek, 24 marca 2020

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 76 Ulica Świętego Ducha - cz. 29



Materiałów gromadzę coraz więcej. Jest tego tak dużo, że nie jestem w stanie umieszczać wszystkiego na blogu. Wiele ciekawych historii czeka w kolejce, a ja tymczasem dopinam i opracowuję go w miarę na tyle czytelny, by mógł być przyswojonym szczególnie przez ludzi młodych. Wiem, że blog „Strzelno moje miasto” pilnie studiują również starsi, o czym świadczy ilość otrzymywanych lajków, e-maili i pytań. Kochani wybaczcie, na niektóre odpowiedzi musicie trochę poczekać.

Kontynuując spacer ulicą Świętego Ducha zatrzymaliśmy się przy posesji należącej do „Rolnika”, a później GS „SCh”, współcześnie oznaczonej numerem 25. Koleje losu tej instytucji w końcowej fazie istnienia były dla wielu jej pracowników niepomyślne. Wielu straciło pracę inni przeszli do innych firm i zakładów pracy, po wielokroć na gorszych warunkach, niż te, z których onegdaj korzystali. Dziś pokrótce przedstawiam dzieje tej jednej z największych strzeleńskich firm, jakie funkcjonowały w czasach peerelowskich. Wspominałem, że przed blisko trzydziestu laty opracowałem monografię GS „SCh”. Dzięki wydaniu jej drukiem w 1984 r. zachowane zostały dzieje, tej jednej z najstarszych spółdzielni typu rolniczo-handlowego w Polsce. Sama kamienica przez wiele lat odstraszała swym wyglądem. Przedostatni remont zewnętrzny przeszła w 1984 r. Mieszkania na drugim piętrz zajmowały do lat 90-tych osoby związane ze spółdzielnią. Mieszkała tam pani Zofia Rakoczy (do 1994 r.), wdowa po wieloletnim kierowniku Stanisławie Rakoczym oraz Jerzy Kubiak (do 1992 r.), wieloletni główny księgowy. 

"Rolnik Kujawski" - lata czterdzieste XX w. Po prawej siedzi Stanisław Rakoczy. Za nim od prawej: 2. Kubiak, 4. Celina Hertmanowska, 5. Edmund Kmieć, 7. Barbara Radomska, 10. Janusz Basiński.

Zaraz po wojnie do połowy marca czyniono starania o uruchomienie na bazie wojennego „Konzumu” nowej spółdzielni rolniczo-handlowej „Rolnik Kujawski”. 21 marca 1945 zwołano zgromadzenie organizacyjne i założono nową spółdzielnię. Skład pierwszej rady nadzorczej stanowili: Czesław Benedykciński z Ciechrza, Władysław Graczyk z Jezior Wielkich, Marcin Dopierała z Młynów, Jan Łożyński z Młynic, Jan Jędraszczak z Jezior Wielkich, Józef Kotas z Bronisławia, Antoni Łada z Kruszy Duchownej, Włodzimierz Dąbski z Żółwin, Marian Głowacki Witkowa; oraz trzej zastępcy członków: Piotr Sucharski z Sierakowa, Jan Czub ze Strzelna, Stanisław Dobrzyński z Sławska Dolnego. Przewodniczącym RN był Benedykciński, jego zastępcą Łada, a sekretarzem Dąbski. Rada Nadzorcza  powołała trzyosobowy zarząd.

Szybko spółdzielnia rozwinęła skrzydła i stała się największą w Wielkopolsce. Jej świetną prosperitę przerwały przemiany gospodarczo-ustrojowe. Wówczas powstała, również w 1945 r. Gminna Spółdzielnia „SCh” przejęła „Rolnika Kujawskiego” i od 1 stycznia 1948 r. Obie spółdzielnie połączyły się i rozpoczęły pracę jako GS „SCh” w Strzelnie. Obszerny materiał o tej spółdzielni przedstawię niebawem, a obecnie przybliżę postać wieloletniego kierownika tej firmy pana Stanisława Rakoczego. Nadmienię jeszcze, że w latach 1982-1990 również ja pracowałem w GS „SCh” pełniąc funkcję wiceprezesa ds. obrotu rolnego.

Spółdzielnia „Rolnik Kujawski” pod kierownictwem Stanisława Rakoczego pomyślnie rozwijała się do 31 grudnia 1947 r. Ten krótki powojenny i pracowity okres pozwolił jej twardo stanąć na nogach. Wkrótce stała się jedną z najsilniejszych w województwie poznańskim (Strzelno do 1950 r. znajdowało się w granicach poznańskiego). Spółdzielnia swą działalność prowadziła w pomieszczeniach własnych, jak i mieniu poniemieckim i pożydowskim, również w obiektach przedwojennych firm zbożowych. Pierwszy Zarząd „Rolnika Kujawskiego” Stanowili: Tadeusz Pętkowski – przewodniczący i Stanisław Rakoczy i Marian Schnaider – członkowie. Od 28 kwietnia 1945 r. Schnaidera zastąpił działacz ludowy Franciszek Maj, a od 1 maja 1946 zaczął zarządem kierować Stanisław Rakoczy. Od 6 grudnia 1947 r. Maja zastąpił Józef Kociołł. Głównymi działami spółdzielni były, skup płodów rolnych i zaopatrzenie rolnictwa w środki do produkcji rolnej. Jej obszar działania obejmował gminy Strzelno-Południe i Strzelno-Północ oraz samo miasto. Był to teren współczesnych gmin Strzelno i Jeziora Wielkie oraz część gminy Janikowo.

Uroczystość 50-lecia Spółdzielczości Rolniczo-Handlowej i 10-lecia Spółdzielczości Zaopatrzenia i Zbytu - sala Kina "Kujawianka", uroczystość otwiera przewodniczący Rady Nadzorczej GS "SCh" Leon Olszewski. II od prawej Stanisław Rakoczy. I od lewej prezes Józef Białęcki.


Przemawia prezes Zarządu GS "SCh" w Strzelnie Józef Białęcki
W tym samym czasie obok „Rolnika Kujawskiego” funkcjonował całkowicie nowy twór spółdzielczy, jakim była Gminna Spółdzielnia „Samopomoc-Chłopska”. Idea funkcjonowania tego typu spółdzielni wywodziła się z pokongresowego orędzia, które głosiło: ...Stwórzmy wielką sieć spółdzielni na wsi, które przejmą w swe posiadanie wszystkie resztówki pozostałe po parcelacji, majątek pozostały po dworach i wspólnymi siłami obrócą to dla dobra chłopów i dobra państwa. W każdej gminie musi powstać spółdzielnia gminna „Samopomocy Chłopskiej”... To w oparciu o te hasło 30 maja 1945 r. zawiązała się w Strzelnie taka spółdzielnia. Dziewięcioosobową radą nadzorczą kierował Stefan Wiśniewski. Praktycznie w 1945 r. spółdzielnia nie podjęła działalności gospodarczej. Jedyne co udało się  zrobić zarządowi kierowanemu przez Władysława Wawrzyniaka było zarejestrowanie spółdzielni 26 czerwca 1945 r. w Sądzie Okręgowym w Gnieźnie. Zmiana władz 20 lutego 1946 r. spowodowała stopniowe pobudzenie do działania. Prezesem RN został Marian Głowacki, zaś pięcioosobowym zarządem kierował Konstanty Raczkowski. Pierwszym kierownikiem spółdzielni został Ignacy Matuszak, któremu pomagał Alfons Ruciński, delegowany przez władze miejskie do zarządzania finansami. Spółdzielnia przejęła liczne resztówki po rozparcelowanych majątkach ziemskich i rozpoczęła działalność przemysłową w gorzelniach. Od 28 marca 1947 r. radą nadzorczą począł kierować Aleksander Mizerek. Jednakże spółdzielnia nie przynosiła spodziewanych zysków. W maju ustąpił z zarządu Alfons Ruciński. Rok gospodarczy 1947 zakończono stratami sięgającymi 620,600,00 zł.


1974 r. Walne Zgromadzenie GS "SCh", odbyte w Przyjezierzu w sali POSTiW
Od 1 stycznia 1948 r. pod naciskiem sił politycznych i odgórnych zarządzeń obie spółdzielnie zjednoczyły się, z tym, że przejmującą był „Rolnik Kujawski”, zaś GS „SCh” udzieliła swej nazwy. Kierownikiem nowej spółdzielni został Stanisław Rakoczy, przewodniczącym RN Aleksander Mizerek, zaś przewodniczącym zarządy Tadeusz Pętkowski. 21 grudnia spółdzielnia poddana została reorganizacji. Zarząd został organem kierującym i zarządzającym, a jednocześnie wykonawczym. Na jego czele stanął Stanisław Rakoczy, zastępcą Tadeusz Leitgeber i członkiem Edmund Ruszkiewicz. Spółdzielnia zaczęła osiągać coraz większe obroty i stała się wiodącym pracodawcą na terenie miasta i gmin strzeleńskich. 

Stary magazyn zbożowy, później magazyn administracyjny. Po lewej Ośrodek Nowoczesna Gospodynia w podwórzu przy ul. św. Ducha 25.

Wytwórnia Wód Gazowanych i Rozlewnia Piwa w podwórzu przy ul. Świętego Ducha 25

Młyn Zbożowy GS "SCh" w Strzelnie przy ul. Powstania Wielkopolskiego

Największy magazyn zbożowy GS "SCh" w Strzelnie - w Wymysłowicach
 W tym czasie spółdzielnia prowadziła: Mleczarnię, Młyn Parowy, Gorzelnie w Lubstówku i Strzelnie Klasztornym, Piekarnię, resztówki pomajątkowe, Spółdzielczy Ośrodek Maszynowy oraz sieć punktów skupu płodów rolnych, magazyny zaopatrzenia w środki do produkcji rolnej oraz sieć sklepów detalicznych. Z biegiem lat GS „SCh” uległa przekształceniom i rozbudowie o dziesiątki nowych obiektów. Kolejno prezesami po Stanisławie Rakoczym byli: Edmund Banach (1951-1953, Marian Sadowski (1953-1954), Józef Kośmicki (1954), Marian Paluczyński (1954-1956), Józef Białęcki (1956-1961), Stanisław Maniecki (1961-1971), Jerzy Paternoga (1971- 1982), Leszek Boesche (1982-1994). Już w latach 90-tych XX w., po przemianach ustrojowych spółdzielnia zmienia nazwę na Spółdzielnię Zaopatrzenia i Zbytu, którą kierował Czesław Bukowski, po nim Zofia Smółka, a kończył Leszek Kawczyński, który jednocześnie likwiduje spółdzielnię - z początkiem nowego tysiąclecia.

Obiekty na Bazie Magazynowej przy ul. Zbożowej




Największy bum gospodarczy spółdzielnia przeżyła za czasów prezesów: Manieckiego, Paternogi i Boesche'go. W tym czasie powstało pięć baz magazynowo-skupowych: w Jeziorach Wielkich, Wójcinie, Wymysłowicach, Strzelnie - skupu żywca przy szosie konińskiej oraz największa, której budowę od podstaw na obszarze 4,59 ha rozpoczęto w 1969 r. w Strzelnie, za Elewatorem PZZ. Rozbudowano sieć sklepów własnych, z dużym pawilonem handlowym, barem z klubokawiarnią - oba w Wójcinie oraz restaurację i pawilon handlowy w Przyjezierzu. W dekadzie lat 80. wybudowanych zostało od podstaw kilka nowych placówek handlowych i duży magazyn zbożowy w Jeziorach Wielkich, w pełni zmechanizowano magazyn zbożowy w Wymysłowicach. W tej dekadzie pracowałem w spółdzielni jako wiceprezes ds. obrotu rolnego, wspólnie zasiadając w zarządzie z Leszkiem Boesche i Mieczysławem Jaroszewskim. Główną księgową wówczas była Henryka Szarzyńska, a dyrektorem filii w Jeziorach Wielkich Czesław Bukowski. W tym też czasie przewodniczącym Rady Nadzorczej był Franciszek Pruczkowski. 

Obiekty gastronomiczno-handlowe 




Ze Spółdzielni odszedłem w 1990 r. Niestety nie znalazły wówczas uznania w oczach Rady Nadzorczej moje innowacje wynikające z przemian gospodarczych i mimo propozycji pozostania, przeszedłem do pracy w branży drzewnej, do nowopowstałej spółki PPHU „Despol“. Ale to nie był koniec mojej działalności w spółdzielni, po przemianach i reformie Balcerowicza zostałem przewodniczącym Rady Nadzorczej GS „SCh“ w Strzelnie i po wyborze mnie na członka Zarządu Powiatu Mogileńskiego w 1999 r. zrezygnowałem z przewodniczenia. W tym czasie w spółdzielni zaczęło dziać się coraz gorzej. Wielu pracowników bardziej zabiegała wokół własnych interesów, niż pochylała się nad utrzymaniem w znośnej kondycji firmy. Spółdzielnia nie umiała znaleźć się w nowych uwarunkowaniach ekonomicznych i ustrojowych. Poddała się konkurencji, która w dużej mierze została wytworzona przez byłych jej pracowników, którzy w większości wykupili majątek po firmie i na jego bazie otworzyli własną działalność.

Pracownicy GS "SCh" w Strzelnie

Róża Bartecka

Halina Leszczyńska

Edmund Filipczak

Ignacy Śmigielski

Leon Malinowski
Ryszard Nowak



Najbardziej przykra w dziejach spółdzielni była sama jej likwidacja, którą przeprowadzono byle jak. Od 2011 r. policja prowadziła dochodzenie w sprawie sterty dokumentów, które
znaleziono w piwnicy, choć powinny się znajdować w archiwum. Dotyczyły one dwóch
działających tutaj spółdzielni, słynnego geesu i jej spadkobierczyni, spółdzielni zaopatrzenia i zbytu. W podziemiach byłego biurowca leżały spakowane w workach dokumenty, w tym przeszło 1350 teczek osobowych byłych pracowników spółdzielni oraz blisko 4000 innych dokumentów wytworzonych w czasach ich działalności…



Te teczki to biogramy ludzi przez lata szczególnie zatrudnianych w geesie. Nie sposób o nich zapomnieć, gdyż byli to dziadkowie, rodzice, bracia i siostry, kuzynostwa, koledzy i koleżanki, w końcu znajomi setek strzelnian. W pierwszej kolejności moja pamięć przywołuje nieżyjących już prezesów: Józefa Białęckiego, Stanisława Manieckiego, Jerzego Paternogę; wiceprezesów: Władysława Drgasa, Feliksa Lewandowskiego, Ryszarda Chwiłkę, Kazimierza Badynę; dyrektora Czesława Bukowskiego; głównych księgowych: Jerzego Kubiaka, Jadwigę Śmiejkowską; kierowników: Jana Wiśniewskiego - cukiernika, Stanisław Wojtczaka z Wytwórni i Rozlewni WGiP; Jana Karpińskiego z młyna, Alojzego Linettej, Wojciecha Śliwińskiego, Jana Starynowicza, seniora Brukiewicza, Jacka Jankowskiego; magazynierów: Jerzego Podolskiego, Stanisława Kaszaka, Rajmunda Zientarę, Edmunda Konieczkę i Leonarda Kowalskiego z Jezior Wielkich, Zenona Lewandowicza, Wojciecha Posłusznego; kierowników sklepów: Michała Dziadurę, Ignacego Śmigielskiego; zaopatrzeniowca Zbigniewa Zielińskiego… Również z wielką estymą wspominam dyrektora Edmunda Kmiecia z Zakładu Handlu WZGS w Mogilnie, a szczególnie kierownika Działu Skupu i Kontraktacji WZGS w Bydgoszczy Leszka Jarzębińskiego…
Oczywiście, to nie wszyscy. Żyje nas jeszcze sporo, widzimy się na mieście, zagadujemy do siebie, niekiedy wspominamy; spotykamy się również wirtualnie, na fejsie…     

niedziela, 22 marca 2020

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 75 Ulica Świętego Ducha - cz. 28



Kolejna posesja, obok której przechodzimy w drodze do Rynku to była siedziba „Rolnika”. Materiał ogromny, gdybym chciał opisać dzieje tej instytucji i ludzi z nią związanych na blogu zająłby on kilkanaście części. Całą wiedzę o tejże spółdzielni rolniczo-handlowej zawarłem w pierwszej książce monograficznej mojego autorstwa, jaka została opublikowana przed blisko 40 laty. 

Równe 9 lat temu 25 lutego 2011 r. po raz pierwszy podjąłem temat „Rolnika“, czyli kamienicy i posesji oznaczonej numerem 25, lub starym policyjnym 47 na nieistniejącej już pierwszej wersji bloga Strzelno moje miasto. Wówczas umknęła mi posesja Józefa Howila, która była wciśnięta pomiędzy Wegnerami, a późniejszą siedzibą „Rolnika“. Dawniej była częścią składową większej parceli należącej do Amrogowiczów, a później Wegnerów i oznaczona była numerem policyjnym 48A. Dzisiaj w tym miejscu stoi pawilon mini-kawiarenki - lodziarni, która w okresie wiosenno-letnim oferuje bogatą gamę lody. Lokal ten nosi nazwę „Lodowa Kraina“ i prowadzony jest przez państwo Romblewskich. Wcześniej w miejscu tym prowadzono sklepik odzieżowy, a następnie wielobranżowy z krzykliwą nazwą „ttt - tanio, taniej, najtaniej“.

Ale przejdźmy do dziejów najstarszych i rodziny Howilów. Wspomniany Józef Howil urodził się w 1861 r. i był synem Franciszka i Katarzyny Romanowicz. W 1891 r. poślubił starszą od siebie o trzy lata Praxedę Tetzlaff. Ich synem był Wojciech Howil z zawodu rzeźnik, piastujący w Cechu Rzeźnickim funkcję zastępcy członka Zarządu Cechu. Wziął udział w Powstaniu Wielkopolskim i z tej racji w Związku Wojaków i Powstańców Koło Strzelno pełnił funkcję członka Komisji Rewizyjnej. Był nadto sekretarzem Koła Związku Inwalidów Wojennych w Strzelnie. Na niwie sportowej z pasją uprawiał kręglarstwo, będąc członkiem strzeleńskiego Klubu Kręglarzy „8“. Członkowie Klubu powierzyli mu funkcję zastępcy sekretarza. Był również członkiem Chóru „Harmonia“, w którym prowadził biblioteczkę klubową. Parterowy dom mieszkalny po Howilach stojący szczytem do ulicy został rozebrany. Kiedy to nastąpiło? Prawdopodobnie w czasie okupacji.

W dzisiejszym spacerku nieco dłużej zatrzymamy się przy okazałej i pięknie wyremontowanej kamienicy, dawnej siedziby Spółdzielni Rolniczo-Handlowej „Rolnik“ oraz późniejszej, bo powojennej siedziby niemniej słynnej Gminnej Spółdzielni „Samopomoc Chłopska“. Kamienica dość okazała, dzisiaj pięknie się prezentuje, choć jeszcze nie tak dawno w niczym nie przypominała dawnej świetności. W 1984 r. napisałem dzieje firm, które tutaj znalazły swoje siedzibę. Materiał wówczas zebrany udokumentował kolejno dzieje „Rolnika”, spółki „Rakoczy & Olszak”, „Rolnika Kujawskiego” i GS „SCh”. Później jeszcze, w okresie przemian ustrojowo-gospodarczych funkcjonowała tutaj na bazie tej ostatniej Spółdzielnia Zaopatrzenia i Zbytu. Po niej jeszcze przez wiele lat od likwidacji pozostawał na szczycie kamienicy łuszczący się szyld reklamowy.



Dziś obiekty przy ulicy Świętego Ducha 25 należą do kilku właścicieli prywatnych. Część posesji oznaczonej numerem 25b należy do państwa Smółka. W części tej prowadzone jest Biuro Rachunkowe, a przed laty był tu jeszcze lokal gastronomiczny „Bajka”, który po wybudowaniu przez właścicieli nowego obiektu przy ul. Topolowej został tam przeniesiony. W budynku głównym (25a), który został podzielony na mieszkania i lokale użytkowe, a następnie rozprzedane, znajduje się na parterze sklep Firmy Handlowo-Usługowej „Joanna“ z firanami i pościelami oraz Zakład Fryzjersko-Kosmetyczny „U Ewy“. W podwórzu (25c) w byłej oficynie mieści się sklep - firma Centrum Grzewcze, oferujący urządzenia i podzespoły grzewcze oraz znajdują się w niej mieszkania. 


I już przechodząc do tematu właściwego, zacznę od „Rolnika“. Pierwszą tego typu spółdzielnię w Prowincji Poznańskiej (Wielkim Księstwie Poznańskim), która miała charakter rolniczo-handlowy założył ks. Piotr Wawrzyniak w Mogilnie wespół z Kazimierzem Jaczyńskim z Marcinkowa i Bielic. Strzeleński „Rolnik” był piątą z kolei spółdzielnia założoną na pograniczu Kujaw i Wielkopolski po Mogilnie (1901), Barcinie, Pakości i Żninie (1904). Dopiero w 1909 r. „Rolnika” doczekał się Inowrocław. Zarejestrowana została w tutejszym rejestrze spółkowym pod numerem 13, dnia 6 lipca 1905 r., jako „Rolnik“ Einkaufs und Absatzverein Eingetragene Genossenschaft mit beschrankter Haftpfiicht - czyli, spółdzielnia rolniczo-handlowa z ograniczoną odpowiedzialnością w Strzelnie. Członkami pierwszego Zarządu byli: ks. Józef Prądzyński - dyrektor, Jan Cichocki - kontroler, Franciszek Wegner - podskarbi. Natomiast w skład Rady Nadzorczej wchodzili: W. Szuda - prezes, B. Kierski - wiceprezes, J. Głowacki - sekretarz; J. Lewandowicz, J. Baliński, M. Burzyński, W. Szyper. J. Olszak, F. Waligóra. Spółdzielnię tworzyło 56 członków, w tym związanych z rolnictwem 52 i innymi zawodami 4. W roku następnym 1906 - było już 117 członków. W 1907 r. Radę Nadzorczą wzmocnił Władysław Pętkowski z Kuśnierza, a w 1908 Stanisław Mukułowski z Czerniaka. Z kolei w 1909 r. do składu RN dołączyli dr Zygmunt Zakrzewski z Mirosławic i ks. Romuald Sołtysiński z Siedlimowa. W 1910 r. do Zarządu dokooptowano czwartego członka, którym był etatowy kierownik „Rolnika“ Włodzimierz Junk. W kolejnym 1911 r. spółdzielnia liczyła już 189 członków. W 1913 r. nastąpiła zmiana w składzie Zarządu - prezesem został dr Zygmunt Zakrzewski, a to w związku z przeniesieniem do innej parafii ks. Prądzyńskiego, który zrezygnował z funkcji. Członkiem Rady Nadzorczej przez szereg lat był również dr Jakub Cieślewicz. Ostatni skład Zarządu w 1932 r. stanowili: Stanisław Rakoczy - prezes i kierownik spółdzielni, Mieczysław Olszak i Jan Głowacki, natomiast skład Rady Nadzorczej: Józef Zabłocki - prezes, Franciszek Wegner, ks. Romuald Sołtysiński, S. Watta-Skrzydlewski, St. Paluszak, W. Janowski, J. Krawczyk, M. Dopierała, Fr. Stanek.  


Już u początku działalności, „Rolnik“ szybko wybił się na czoło, twardo stając na gruncie obrony polskiego żywiołu przed spekulacją i wyzyskiem. Założenia jej szły w parze, ekonomiczne z myślą o skutecznej samoobronie przed naporem germanizacyjnym rządu pruskiego. Mimom początkowo olbrzymich trudności stwarzanych przez nieprzebierającą w środkach konkurencję miejscowego niemieckiego, żydowskiego, jak i rodzimego kapitału, nowo powstała spółdzielnia potrafiła szybko zorganizować skup zboża i innych ziemiopłodów, jak również zaopatrzyć rolnictwo w nawozy sztuczne, nasiona, zboże siewne, węgiel i pasze treściwe. Chcąc zachęcić do korzystania ze swych usług w zaopatrzeniu wprowadzono ceny niższe niż w handlu konkurencyjnym. Pod względem liczby członków, których spółdzielnia w 1914 r. liczyła 234 oraz kapitału członkowskiego, który wynosił w 1915 r. 37.756 marek, była największą spółdzielnią rolniczo-handlową na pograniczu kujawsko-wielkopolskim. 


Nowa siedziba "Rolnika" tuż po jej wybudowaniu. Szczyt dwupiętrowej kamienicy jeszcze nie otynkowany.



Dobra pozycja finansowo-ekonomiczna sprawiła, że szybko uporano się z wykupem z rąk prywatnych dzierżawionej parceli i już w 1909 r. oddano do użytku nową, piękną siedzibę. Oto informacja prasowa zamieszczona 3 lipca 1909 r. w „Gazecie Toruńskiej“ o tejże kamienicy:
„Rolnik“ w Strzelnie pobudował tu dom, który się bardzo pięknie przedstawia. Ale wszystko w życiu ludzkim ma swoje „ale“; nieszczęsna fasada tego domu, która się prezentuje w kolorach białym i czerwonym podziałała na nerwy tutejszych hakatystów, i zaczęto intrygować, iż zagraża to „faterlandowi“, choć coś podobnego nie ma tu miejsca. Kto wie, co się obecnie stanie, prawdopodobnie kolor będzie zmieniony, a już co najmniej usunięta „wielkopolska agitacja“.

Rada nadzorcza i Zarząd "Rolnika". Rok 1930 - uroczyste posiedzenie z okazji jubileuszu pracy i nadania tytułu Honorowego Obywatela Miasta Strzelna doktorowi Jakubowi Cieślewiczowi. Siedzą od lewej: Jan Paluszak z Sokolnik, Józef Zabłocki z Golejewa, dr. Cieślewicz, ks. Romuald Sołtysiński - przew. RN. Włodzimierz Wata-Skrzydlewski z Wójcina, Franciszek Wegner, Józef Krawczak z Rzadkwina. Stoją od lewej: Marian Sznajder, Jan Głowacki z Witkowa, Stanisław Rakoczy - kier. "Rolnika", Wawrzyn Janowski z Cienciska, Marcin Dopierała z Młynów.

Parter kamienicy zajmowały biura „Rolnika“ oraz Izby Rolniczej i Powiatowego Związku Kółek Rolniczych. Piętra przeznaczone były na mieszkania. Pierwsze piętro zajmował etatowy kierownik spółdzielni. Do 1925 r. mieszkał tutaj Włodzimierz Junk, a po nim Stanisław Rakoczy. Pomyślny rozwój spółdzielni przerwany został wielkim kryzysem gospodarczym, który w 1933 r. doprowadził do objęcia spółdzielni nadzorem sądowym. Jednakże i to nie pomogło i w 1934 r. doprowadziło do upadłości spółdzielni. W tej sytuacji 19 lipca 1934 r. w Dzienniku Kujawskim nr 162 ogłoszona została upadłość spółdzielni „Rolnik”. Nadzorcami masy mianowani zostali panowie dr Kochler - miejscowy sędzia i urzędnik skarbowy Szklarski ze Strzelna. W komentarzu do informacji zamieszczonej również w „Gazecie Powszechnej“ z 19 lipca 1934 r. podano, że charakterystycznym dla tej upadłości był fakt, że „Rolnik“ posiada więcej wierzytelności aniżeli długów. Jednakowoż niewypłacalność zadłużonych gospodarzy spowodowała katastrofę tej tak poważnej spółdzielni.



Szybko też na bazie „Rolnika“ działalność gospodarczą rozpoczęła spółka założona przez byłych członków zarządu spółdzielni, Stanisława Rakoczego i Mieczysława Olszaka. Spółka cieszyła się poparciem Józefa Zabłockiego, dziedzica z Golejewa i okolicznych ziemian. Jej działalność był identyczna z tą jaką prowadził „Rolnik“, a jej powstanie uchroniło majątek po „Rolniku”, który w całości został zachowany. 

Z wybuchem wojny na bazie byłego „Rolnika” i spółki „Rakoczy i Olszak” oraz obiektów po prywatnej firmie zbożowej Juliana Schulze, działalność rozwinęła niemiecka spółdzielnia „Konzum”, która w Strzelnie działała już od 1893 r. Po scentralizowaniu swojej rozproszonej działalności w obiektach przy ul. Świętego Ducha (w czasie okupacji Hermann Goering Strasse)  i zatrudnieniu przedwojennego fachowca Stanisława Rakoczego, firma przemianowana została na „Bezugs und Absatzgenossenschaft  e.G.m.b.H Strelno”. Przez całą okupację prowadziła skup płodów, zaopatrzenie w nawozy, środki ochrony roślin, pasze oraz prowadziła wymianę poprzez młyny zboża na mąkę i otręby, ze szczególnym przywilejem dla niemieckich rolników i majątków.

W czasie okupacji w „Konzumie“. Siedzi od lewej Stanisław Rakoczy, obok stoi żona Zofia. 
 Ciekawostką dla badaczy dziejów okupacyjnych Strzelna jest fakt, iż w lokalu na parterze, od strony ulicy Św. Ducha swój posterunek miała policja niemiecka. W podwórzu przy magazynie zbożowym ci właśnie policjanci rozstrzelali mieszkańca Młynów Kowalskiego. Zarzucono mu kłusownictwo i bez wyroku sądowego, po prostu rozstrzelano. Miejsce to nigdy nie zostało upamiętnione, a o tym wydarzeniu opowiedziała mi w 1983 r. pani Zofia Rakoczy. 

Rada nadzorcza i Zarząd "Rolnika". Rok 1930 - uroczyste posiedzenie z okazji jubileuszu pracy i nadania tytułu Honorowego Obywatela Miasta Strzelna doktorowi Jakubowi Cieślewiczowi. Siedzą od lewej: Jan Paluszak z Sokolnik, Józef Zabłocki z Golejewa, dr. Cieślewicz, ks. Romuald Sołtysiński - przew. RN. Włodzimierz Wata-Skrzydlewski z Wójcina, Franciszek Wegner, Józef Krawczak z Rzadkwina. Stoją od lewej: Marian Sznajder, Jan Głowacki z Witkowa, Stanisław Rakoczy - kier. "Rolnika", Wawrzyn Janowski z Cienciska, Marcin Dopierała z Młynów.

Stanisław Rakoczy. 

Stanisław Rakoczy był handlowcem, którego znajomość zagadnień fachowych miała zasadniczy wpływ na działalność i rozwój „Rolnika” i firm po nim następujących. Urodził się on 30 kwietnia 1901 r. w Arcugowie w powiecie gnieźnieńskim. Rodzicami jego byli Karol i Henryka z domu Kroll. W latach 1907-1913 uczęszczał do szkoły w Witkowie, a po jej ukończeniu zamieszkał przez rok u swego stryja Władysława w Berlinie. Pobyt ten przyczynił się do opanowania języka niemieckiego, tym samym ułatwił mu dalszą naukę. W latach 1915-1918 pracował jako uczeń w firmie „Roman Stan” w Chojnicach oraz w firmie „Kurowski” w Stargardzie. Na przełomie lat 1918-1919 pracował w firmie „Rosenfeld i syn” w Schwersenz. Przerwał pracę aby jako ochotnik zgłosić się do Powstania Wielkopolskiego. Ponieważ nie miał ukończone 18 lat ojciec wydał pisemną zgodę, co pozwoliło mu zostać powstańcem. Bezpośrednio po powstaniu odbył trzyletnią służbę wojskową w Gnieźnie w 2. pułku artylerii polowej. W latach 1921-1922 pracował jako praktykant w spółce zbożowej Hanasz i Wysocki w Strzelnie, a następnie w Mogilnie. W latach 1922-1925 poświęcił się pracy kolejno, jako księgowy bilansista, później jako pomocnik handlowy, wreszcie jako zastępca właściciela firmy „Sędzierski i Kazowski” w Mogilnie.


10 lutego 1925 r. podjął pracę w spółdzielni „Rolnik” w Strzelnie piastują stanowisko kierownika do 1 kwietnia 1934 r. Po upadku „Rolnika” zakłada spółkę „Rakoczy i Olszak”, która istniała do wybuchu wojny. W sierpniu 1939 r. został zmobilizowany i udał się zgodnie z przydziałem w okolice Wilna do miejscowości Mała Wilejka. W wyniku działań wojennych dostał się do niewoli. Przebywał w Stalagu IV B pod nr 5502 w Meinhaim k. Targen do sierpnia 1940 r. Ze względu na stan zdrowia zwolniony przybył do Strzelna i podjął pracę w „Konsumie“. Pracował jako handlowiec do zakończenia wojny.

Tuż po wyzwoleniu stał się inspiratorem odbudowy spółdzielczości rolniczo-handlowej, zakładając „Rolnika Kujawskiego” w Strzelnie - jednej z największych spółdzielni tego typu w Wielkopolsce. Piastował w niej funkcję prezesa, a następnie wiceprezesa w połączonej Gminnej Spółdzielni „SCh”. 31 maja 1955 r. z przyczyn politycznych odszedł do pracy w Inowrocławskiej spółdzielni Pracy „Remont”. Nadzorował między innymi remont i rozbudowę szpitala w Strzelnie o oddział pulmonologiczny. Zmarł 2 stycznia 1968 r. i jest pochowany na starym cmentarzu w Strzelnie przy ul. Kolejowej. 

Małżonkowie Stanisław i Zofia Rakoczy. W środku Maria Tetzlaff - matka Zofii. 
Osobiście poznałem małżonkę pana Rakoczego Zofię, która opowiedziała mi wiele ciekawych wątków z życia męża, jego zmagań z tępotą rządzących w latach powojennych, a także o przyjaźni z mym ojcem Ignacym, którego pan Stanisław bardzo poważał z racji fachowości w prowadzeniu ksiąg rachunkowych oraz korzystania z jego porad bilansowych. Pani Zofia była rodowitą strzelnianką pochodzącą z zacnej mieszczańskiej rodziny Tetzlaffów. Należała do Towarzystwa Gimnastycznego "Sokół" w Strzelnie. Małżonkowie byli bezdzietni.

CDN

czwartek, 19 marca 2020

Urocze zakątki - Linówiec…



Było to przed dwunastoma latami, a dokładnie 26 lutego 2008 roku. Właśnie skończyłem opowieść o ks. Nikodemie Siegu, proboszczu orchowskim, wielkim patriocie, kapłanie, który całe swoje życie poświęcił walce o tożsamość kulturową Polaków, zamieszkujących w czasach kulturkampfu pogranicze wielkopolsko-kujawskie. Namówiłem Heliodora i udaliśmy się w podróż „Ścieżkami księdza Siega“. Po drodze minęliśmy Łąkie, Ciencisko, Ostrowo, Bielsko i Podbielsko, a w Wólce Orchowskiej skręciliśmy w lewo. Zwiedzanie zaczęliśmy od Linówca i przez Osówiec dotarliśmy do Orchowa. Byłem zauroczony tą podróżą, przecież nie tak odległą, bo zaczynającą się zaledwie kilkanaście kilometrów na południe od Strzelna.


Pierwszy raz drogą z Wólki Orchowskiej do Linówca jechałem w 1973 roku. Była to wówczas droga polna, 35 lat później, czyli w 2008 roku, droga asfaltowa. Wiele od tamtych lat się zmieniło, wiele elementów krajobrazu uległo przeistoczeniu. Po prawej stronie łuku drogi rośnie niewielki lasek, w niezmienionej, acz już współczesnej formie zachowała się  figura przydrożna św. Wawrzyńca, znajdująca się na ostrym skręcie drogi i rozwidleniu polnym prowadzącym do Podbielska. Drewniana, zabytkowa figura Świętego stała tutaj od niepamiętnych czasów i w 1998 roku stała się łupem złodziei. Barbarzyńcy, również obrobili wówczas pobliski kościółek. Późnobarokową rzeźbę, sumptem Urszuli i Jacka Sechów ze Strzelna, zastąpiła w 2001 roku podobizna Świętego wykonana z betonu.



 Dalej, do samego centrum Linówca prosty odcinek drogi. Mijamy dwie posesje, dalej kolejne cztery i zatrzymujemy się przed wyniesieniem na którym góruje drewniany kościół p.w. św. Marcina z 1749 roku. Wzniesiony został przez właściciela wsi Sebastiana Cząstkowskiego. Orientowany, przypuszczalnie wzniesiony na wczesnośredniowiecznym grodzisku. Kościół jest konstrukcji zrębowej, kryty dachem łamanym. Wewnątrz warto zobaczyć ołtarz główny z połowy XVIII a w nim obraz Zaślubiny Najświętszej Marii Panny. Obok kościoła stoi drewniana dzwonnica o ciekawym kształcie. Naprzeciwko kościoła, po drugiej stronie drogi, uroczo położony, również na wyniesieniu, niewielki, acz piękny dwór byłych właścicieli Linówca, Wyssogota Zakrzewskich, Tadeusza (1799-ok1865?), Witolda (1840-1923) i Bogdana (1870-1950). Datowany jest on na rok 1900, zatem mieszkali w nim dwaj ostatni właściciele.

Na podstawie materiału źródłowego, jaki znajduje się w moim posiadaniu można byłoby otworzyć dość szczegółowo dzieje tej miejscowości, o której pierwszą wzmiankę znajdujemy już w 1369 roku. Jednakże na potrzeby niniejszego artykułu jest to zbędne, zatem przejdźmy dalej.
'



Ze wzgórza kościelnego rozciąga się piękny i pełen uroku widok na były folwark Zakrzewskich. Pamiętam, kiedy byłem tutaj w 1973 roku znajdował się on w dość opłakanym stanie. Biuro ówczesnego zarządcy folwarku, Kółka Rolniczego, mieściło się na piętrze magazynu i wchodziło się do niego po drewnianych schodach. Tam urzędowała księgowa i kierownik... Zapamiętałem, że owa budowla wywołała we mnie wrażenie, jakoby był to fragment jakiegoś zamczyska. Dzisiaj, z pozycji czasu budynki te nadal noszą ślady minionych czasów.









Jako, ze lubimy z Heliodorem odkrywać nieznane zakątki, udaliśmy się na pobliski cmentarz, który zauważyliśmy ze wzgórza. Dalej udaliśmy się w kierunku Suszewa i po przejechaniu kilkuset metrów wjechaliśmy w pełną uroku drogę polną. Ale jaką polną? Otóż, jej obie strony obsadzone były niezwykłymi, bezkształtnymi, ale jakże pięknymi wierzbami. Ogromne pokrzywione pnie z wielkimi ogolonymi łbami. Coś, co towarzyszyło memu dzieciństwu, droga na Starczewo, a dzisiaj w formie unikatowej zachowała się na odcinku drogi polnej z Linówca do Suszewa.


Z Suszewa dotarliśmy do Osówca, a tam pięknie odremontowany dwór, dawniej drewniany. Datowany on jest na wiek XVIII, po 1717 roku. Odnowiony w 4. ćw. tegoż stulecia i rozbudowany. Sam jego widok z za pięknej kutej bramy zapiera dech w piersiach. Była to dawna siedziba Wolskich, Mickich i Frezerów. Obecnie dwór po gruntownej renowacji przeprowadzonej w latach 80. XX wieku zmienił swój pierwotny charakter. W czasie remontu zrujnowane drewniane ściany wymienione zostały na ceglane. Dawny wygląd zachowały jedynie oszalowane deskami szczyty. Pokryte gładkim tynkiem elewacje z prostokątnymi oknami pozbawione są niemal detali dekoracji architektonicznej - z wyjątkiem pilastrów akcentujących naroża alkierzy.




Jadąc dalej trafiamy na neogotycką kaplicę grobową rodu Mlickich. Jej fundatorem był Teofil Mlicki, który pod namową proboszcza ks. Nikodema Siega podjął się dzieła budowy kaplicy prywatno-publicznej w rodzinnym Osówcu. Śmierć nie pozwoliła dokończyć dziedzicowi tego dzieła, które kontynuowała jego małżonka Franciszka z Wyrębskich, kończąc je w 1885 roku. Oboje małżonkowie spoczęli w podziemiach tej urokliwej, neogotyckiej kaplicy. Obecnie nosi ona wezwanie Matki Bożej Różańcowej i podlega parafii p.w. Wszystkich Świętych w Orchowie. Odbywają się w niej nabożeństwa i msze św.







W końcówce naszej podróży docieramy do Orchowa, wsi, która w latach 1509-1772 wymieniana była jako miasto. W tym miejscu warto powiedzieć, że dotychczas błędnie typowano datę roczną 1506 i Jerzego Krupskiego, starostę bełżyckiego, jako właściciele tegoż Orchowa i osobę nadającą miejscowości prawa miejskie. W tym czasie właścicielem miejscowości wraz z przyległościami był przedstawiciel rodu Rogalów Hektor zwany Orchowskim i jemu należy zawdzięczać nadanie praw miejskich ok. 1509 roku.


Pierwsza wzmianka o wsi i kościele sięga 1369 roku. Założony i uposażony przez Mikołaja Rogalę, chorążego gnieźnieńskiego, najpierw w Woli Orchowskiej, później został przeniesiony do Orchowa. Obecna świątynia nosi wezwanie Wszystkich Świętych i została
wybudowana w latach 1789-1792 z fundacji Petroneli z Gałczyńskich Mlickiej. W latach 1997-2002 był poddany gruntownej restauracji. Jest to budowla drewniana o konstrukcji zrębowej, oszalowana, orientowana, z lekkim odchyleniem w kierunku południowym.



Pełną doznań estetycznych podróż zakończyliśmy na starym XIX-wiecznym cmentarzu parafialnym. Na nim znaleźliśmy groby osób, które współpracowały z ks. Nikodemem Siegiem, a także znanych orchowian, których nie sposób w tym artykule wyliczyć. Wówczas też, naszą uwagę przykuły dwie porzucone, stare, piaskowcowe tablice inskrypcyjne byłych właścicieli Orchowa z I poł. XIX wieku, Jana i Nepomuceny Mieczkowskich... Skąd one tu się wzięły, skoro Mieczkowscy zostali pochowani przy kościele?

Foto: Heliodor Ruciński

wtorek, 17 marca 2020

Kolej strzeleńska - cz. 5 Anegdoty, mity i pomówienia



Przyszedł czas na ostatnią część opowieści o kolei strzeleńskiej, czyli o dziejach linii kolejowej Mogilno-Kruszwica. Przypomnę, że odcinek z Kruszwicy do Mątew-Inowrocławia to już inne dzieje, gdyż gród Piasta Kołodzieja otrzymała połączenie kolejowe z Mątwami już 1 stycznia 1889 roku, te zaś z Inowrocławiem jeszcze wcześniej, bo w 1882 roku. W niej będzie o wojnie i późniejszym kresie tej linii, która przez ponad stuletnie dzieje wielu młodym ludziom otworzyła, szczególnie w latach PRL-u przysłowiowe okno na świat.

Drugi od prawej dziadek Heliodora Rucińskiego Jan Michalak - urzędnik kolejowy i córka Teresa matka Heliodora, która wita się z NN. Dworzec od strony peronów nad skrzynką pocztową tablica na której kredą nanoszono ewentualne opóźnienia. 
Gdy wybuchła II wojna światowa w pierwszych dniach września 1939 roku spłonął budynek dworca kolejowego wraz z nastawnią oraz magazyn spedycyjny. Stało się to przed zajęciem Kruszwicy przez wojska Wehrmachtu. Dworca tego już nigdy nie odbudowano. W tym samym czasie na linii kruszwickiej od strony Mątew został wysadzony wraz ze znajdującym się na nim taborem most na Kanale Noteckim, a dokonali tego polscy saperzy. Dopiero w roku następnym, po odbudowie mostu przywrócono ruch na tym odcinku.

Po wkroczeniu Niemców nastały lata krwawej i wyniszczającej okupacji. Podobnie jak we wszystkich urzędach i firmach wszystkie kierownicze stanowiska na stacji objęli Niemcy. Zmieniono oznaczenie linii Inowrocław - Mogilno na nr 130t. Linią tą dokonywano wywózek Polaków do Generalnej Guberni, obozów koncentracyjnych, na roboty przymusowe w głąb III Rzeszy i do Protektoratu Czech i Moraw. Na ich miejsce zaczęli przybywać osadnicy niemieccy z krajów bałtyckich i znad Morza Czarnego. Polacy, oprócz podróży w celach służbowych mieli ograniczone przemieszczanie się taborem kolejowym. W styczniu 1945 roku z poszczególnych stacji na linii Mogilno-Strzelno-Kruszwica ewakuowali się Niemcy, choć większość z nich uciekała stąd taborem konnym. Na krótko przed przejściem frontu Niemcy ponownie odcięli Kruszwicę od Inowrocławia, wysadzając most nad Kanałem Noteci.


Spalony dworzec w Kruszwicy w czasie okupacji
Po zakończeniu działań wojennych kolej strzeleńska wróciła na powrót w ręce polskie. Powojenny rozwój Mogilna i Kruszwicy sprawił, że dziesiątki mieszkańców Strzelna i miejscowości położonych wzdłuż tej linii codziennie przemieszczało się koleją do pracy i do szkół. Wielu uczniów, a także pracowników dojeżdżało również do Strzelna. Po prostu, linia ta była, o czym już pisałem, owym oknem na świat. Postęp i rozwój sprawiał, że z rokiem na rok wzrastały przewozy masowe. Do Strzelna docierały co raz większe masy węgla, nawozów, materiałów budowlanych i to wszelakiego asortymentu. Po wybudowaniu w 1969 roku Elewatora Zbożowego Polskich Zakładów Zbożowych i prowadzącej do nich bocznicy kolejowej ruch towarowy wzmógł się jeszcze bardziej. Do Strzelna zaczęły docierać dwudziestowagonowe tzw. marszruty wyładowane ziarnem z nabrzeży portowych w Szczecinie i Gdyni. Najwięcej zboża do Strzelna słano z portowego Elewatora „Ewa“ w Szczecinie. W takich marszrutach docierało tutaj do 1200 ton ziarna. Również stąd wysyłano zboże wagonami do odbiorców krajowych oraz zagranicznych, w tym jęczmień browarny do Niemiec (Republiki Federalnej Niemiec).

Do połowy lat 60. minionego stulecia ze specjalnych boksów wysyłano stąd wagonowo również żywiec wołowy, a także trzodę chlewną w głąb kraju. Przez niemalże cały okres funkcjonowanie linii kolejowej wysyłano z leżącego przy bocznicy placu drewno do tartaków i fabryk celulozy. Ogromne ilości drewna szły w kraj również z Wronowych, szczególnie tzw. „kopalniaki“, czyli stemple kopalniane do kopalń śląskich oraz ze stacji w Młynach tarcica eksportowa, o czym pisałem poprzednio. Wagonowo dostarczano również węgiel do Zakładu Gazowniczego - Gazowni w Strzelnie, Gorzelni, kotłowni osiedlowej, a także ogromne ilości płyt wiórowych do filii Mogileńskich Fabryk Mebli. Latami specjalną bocznicą fabryczną docierały do Zakładów Przemysłu Ziemniaczanego w Bronisławiu tysiące ton ziemniaków. Ze stacji Strzelno i Wronowy wysyłano również buraki cukrowe, a z samego Strzelna spirytus z gorzelń oraz za pośrednictwem Gminnej Spółdzielni „Samopomoc Chłopska“: zboża i nasiona (mak), ziemniaki jadalne, złom i inne. Koleją dostarczano pocztę i filmy do kina.

Dla dopełnienia dziejów strzeleńskiej kolei nie wolno zapomnieć o ludziach tutaj zatrudnionych: zawiadowcach (pamiętam pana Nierebińskiego), urzędnikach kolejowych (Jan Michalak) dyżurnych ruchu (z pamięci panowie: Szarek, Krawczyk, Mucha), magazynierach i spedytorach (Marian Tim, pani Nalewaj), obsłudze szeroko pojętej (panowie: Wikaryczak, Leszczyński) oraz wielu, wielu innych. No i oczywiście kultowy lokal gastronomiczny zwany bufetem, z pączkami, sznekami, eklerami; herbatą, kawą; bułkami z żółtym serem i mortadelą; parówkami i zimnymi przekąskami, a szczególnie z napojami chłodzącymi: oranżadą, wodą sodową i piwem, szczególnie kuflowym, czyli z beczki, czy jak kto woli z kija.

Zapewne to co Wam przybliżyłem to nie wszystko. Pisać o strzeleńskiej kolei można byłoby jeszcze długo i dużo… Przypomnicie sobie starsi o czym nie napisałem, a coś jeszcze w naszej pamięci, gdzieś głęboko tkwi: o wypadkach kolejowych…     

O kresie linii kolejowej

Odcinek linii Mogilno-Kruszwica, został 1 czerwca 1996 r. zamknięty dla ruchu pasażerskiego, a 8 września tegoż roku dla ruchu towarowego. Decyzją ministra infrastruktury nr TK1-500-50/2004 z dnia 26 kwietnia 2004 r. o likwidacji przedmiotowego odcinka linii kolejowej - została ona zlikwidowana.

Od dłuższego czasu publikując cokolwiek o dworcu kolejowym w Strzelnie, czy o samej linii kolejowej nagabuje się mnie bym wyjaśnił kwestię rozbiórki dworca. Oczywiście, że znam historię około kresu tej charakterystycznej dla miasta budowli. Postanowiłem - nie wchodząc w żadną skórę dziennikarza śledczego - ostatecznie wyjaśnić tę kwestię i rozwiać mity krążące w niektórych kręgach społeczeństwa.


Podejmowane wówczas, czyli w latach 1987-1988 decyzje denerwowały mnie podobnie, jak wielu mieszkańców, jednakże zapadały one nie w Strzelnie, jak wielu sugeruje, a o wiele wyżej bo w samej dyrekcji PKP w Gdańsku, gdzie mieściły się służby odpowiedzialne za infrastrukturę kolejową. W 1988 r. na łamach „Wieści ze Strzelna“ Kazimierz Chudziński, redaktor naczelny i prezes TMMS w wywiadzie z sekretarzem Urzędu Miasta i Gminy w Strzelnie śp. Gertrudą Oborską próbował wyjaśnić ten problem. Oto fragment Wywiadu na zamówienie dotyczący rozbiórki dworca:

- K.Ch. - Z nieukrywanym smutkiem patrzę na postępującą rozbiórkę dworca PKP. Jest to poniekąd zabytek historyczny. Czy naprawdę nie było innej możliwości rozwiązania tej sprawy? Znajdą się prawdopodobnie argumenty przemawiające za rozbiórką, ale i tak wśród części mieszkańców Strzelna pozostanie niedosyt.
- G.O. - Przedłożona ekspertyza budynku dworca kolejowego jest wiarygodna, co potwierdza wizja przeprowadzona z udziałem przedstawicieli radnych i czynników  społeczno-politycznych. W sprawie uratowania tego zabytku zorganizowano kilka spotkań i przedkładano różne koncepcje. Wybrano najbardziej korzystną, a więc rozbiórkę i postawienie nowego obiektu. 

Ot i całe oficjalne stanowisko władz wypowiedziane ustami urzędniczki. Ze swej strony mogę dodać, że uczestniczyłem wówczas, jako mieszkaniec w kilku sesjach Rady Miasta i Gminy, podczas których ten problem był poruszany. Ze strony prezesa Towarzystwa Szlaku Piastowskiego Stanisława Lewickiego padła wówczas propozycja, by na bazie dworca i przyległych do niego placów i terenów powołać muzeum wojskowości. Tym sposobem uratuje się budynek dworca. Prowadzona była ożywiona korespondencja pomiędzy władzami miasta, a właścicielem dworca DOKP Gdańsk, której tematem były różne propozycje zagospodarowania obiektu. Niestety, mało skuteczna i ostatecznie eksperci orzekli, że stan obiektu jest tak zły, że nadaje się tylko do rozbiórki, a w jego miejsce wybudowany zostanie nowy dworzec. 

Zamydlono radnym, społecznikom, a nade wszystko społeczeństwu oczy obiecankami budowy nowego dworca. W 1987 r. postawiono z prefabrykowanych kontenerów tymczasowy dworzec na placu przed stacją kolejową. Nikt wówczas otwarcie nie mówił o tym, że niebawem linia zostanie zamknięta, że ludność przesiądzie się z komunikacji masowej na prywatną - osobową. Zbliżały się wielkie zmiany ustrojowe, a kryzys gospodarczy doskwierał każdemu. Wiosną 1988 r. na dworzec wpadła ekipa rozbiórkowa, podstawiono obok wagony towarowe i hajda. Rozbiórka poszła błyskawicznie. Gruz wraz ze zdrową brzęczącą cegłą załadowano na wagony i wysłano - dokąd? niestety nie wiem, dlatego określam, że w nieznanym kierunku. 

Zniknięcie dworca oraz gruzu zaczęło rodzić plotki nie mające uzasadnienia, że gruz trafił do ówczesnego włodarza miasta, który właśnie rozpoczął budowę domu mieszkalnego. Były to czyste złośliwości. Przecież każdy wówczas mógł się przejść w to miejsce i sprawdzić, czy ów gruz tam leży. Złośliwcy mogli także spytać się sąsiadów o to, czy dom budowany jest z gruzu? Ja mogę powiedzieć jasno i otwarcie, że cały dom powstał z nowych materiałów. Każdy kto te pomówienia rozsiewał przez lata mógł je sprawdzić, bo dom stał niewykończony, nie otynkowany. 

Dziś po latach zadaję sobie pytanie, kto te plotki rozsiewał i ku czemu one miały służyć? Oczywiście, że znajduję odpowiedź, kto i dlaczego, ale sprawę uważam za zamkniętą, gdyż o zmarłych mówi się dobrze, albo wcale. Zatem przemilczam osoby, które dobrze wiedząc, że gruz z dworca wyjechał na wagonach i które siały ferment, a to tylko dlatego, że zbliżało się nowe i na gruzach dworca chciano pokazać, jakie to wszystko przed 1989 r. było bebe. Ja zaś, by nie sączyć wody na pustyni spuentuję temat słowami znanej piosenki:

Dawne życie poszło w dal,
dziś na zimę ciepły szal,
tylko koni, tylko koni,
tylko koni, tylko koni żal.



Anegdota 

Ale ja tu się rozpisuję, a miałem o anegdotach kolejowych. Oto jedna z nich. Na odcinku pomiędzy Strzelnem a Młynami linia kolejowa przecina las nazywany "Szyszki". Zawsze kiedy przez ów las przejeżdżał pociąg maszynista dawał głośny sygnał dźwiękowy - przeraźliwy gwizd. Ci, którzy zmierzali na stację kolejową, by udać się do Mogilna, w zależności od tego, jaką jeszcze odległość mieli do pokonania, przyspieszali lub zwalniali. Mało tego, wielu mieszkańców znając dokładnie godzinę odjazdu pociągu ze stacji Strzelno do Mogilna, ustawiało na odgłos gwizdu w domach zegary.

Kiedy zacząłem regularnie jeździć do szkoły do Bielic - pociągiem do Mogilna, a stamtąd autobusem - razu pewnego będąc wcześniej na dworcu usłyszałem gwizd pociągu dobiegający z kierunku Młynów. W tym samym momencie jeden z mężczyzn stojący obok z wyraźnym uśmieszkiem zwrócił się do drugiego, czyniąc to w tej samej chwili kiedy do nich dochodziła ich znajoma:
- Mietek! O, wyje bana w lesie! - na co odezwała się dochodząca do nich kobieta:
- Kaziu! Nie w lesie, ino na Szyszkach!
Parsknęli wszyscy śmiechem, po czym kobieta dodała:
- Oj chłopcy, chłopcy, a wy ciągle o pupie Maryny. 

Ów slogan: wyje bana w lesie lub jak kto woli, gwiżdże pociąg w lesie, rozumiany przez większość jako „wyjebana w lesie“ był w owym czasie gwoździem wielu spotkań towarzyskich. Zadawano pytanie niezorientowanym o tejże treści, a ów pytany miał odgadnąć ich znaczenie. Kiedy udzielał odpowiedzi z tezą seksistowską był „wyśmiewany“... 
Ot, taka drobnostka - anegdotka, która umarła wraz z likwidacją linii kolejowej Mogilno via Strzelno do Kruszwicy.


O wypadkach

Wypadków na kolei strzeleńskiej było kilkanaście, w tym i śmiertelne, o których nie będę pisał. Były również wypadki strzelnian na innych liniach kolejowych. Na przykład wczoraj znalazłem artykuł z 1936 roku o samobójstwie młodej zaledwie 16-letniej mieszkanki Strzelna, która będąc w ciąży popełniła ten czyn wraz ze swoim 20-letnim narzeczonym. W wielkiej desperacji, rzucili się oboje pod pociąg pomiędzy Bytkowem a Chorzowem, na Śląsku…

Fatalne skutki przeoczenia sygnału kolejowego przez woźnicę (cytat artykułu prasowego):
W dniu 17 października 1934 roku na przejeździe kolejowym przez szosę Bronisław-Strzelno zdarzył się straszny wypadek, który jedynie szczęśliwym zbiegiem okoliczności nie spowodował groźniejszej katastrofy. Szosę, tę w kierunku Strzelna jechał furmankę rolnik Wacław Tomaszewski z Bronisławia powiatu mogileńskiego. Woźnica był tak mało obrotny, nieporadny, a poza tym nierozważny, iż nie zwrócił nawet uwagi na sygnał ostrzegawczy mijającego przejazd pociągu. Puszczone samopas konie przekroczyły już tor, gdy nagle z boku nadjechał pociąg, druzgocąc nieszczęsną furmankę dosłownie na drzazgi. Ciężkawo myślący woźnica nie zdołał nawet wydać okrzyku trwogi, gdy wyrzucony potężna siłę zderzenia z siedzenia. wykonał salto mortale, lądując stosunkowo bardzo nawet szczęśliwie opodal miejsca spowodowanej przez siebie katastrofy Cudem prawie ocalały również konie, a wóz nie spowodował wykolejenia się pociągu, co pociągnęłoby za sobą niewątpliwie olbrzymie kaszta i przykre dla kolei następstwa. Jedynie przód parowozu został lekko uszkodzony. W wyniku drobiazgowych dochodzeń, które w zasadzie wykazały bezsporną winę spowodowania wypadku kolejowego przez Tomaszewskiego, zasiadł on w dniu wczorajszym na ławie oskarżonych Sądu Okręgowego w Bydgoszczy. Przewód sądowy potwierdził jedynie wniosek śledztwa, to też Sąd uwzględniając wszystkie okoliczności łagodzące, skazał 22-letniego Wacława Tomaszewskiego jedynie za karygodne nieprzestrzeganie przepisów o ruchu na drogach publicznych na 3 miesiące aresztu, zawieszając mu warunkowo wykonanie kary na i okres 3 lat.

Koniec

Foto: Zbiory M. Przybylskiego i Heliodora Rucińskiego