wtorek, 14 maja 2019

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 39 Rynek - cz. 36


Ludwik Lippmann pod koniec funkcjonowania gminy żydowskiej w Strzelnie został, obok brata Leo, wybrany do jej zarządu, lecz wkrótce (1932 r.) została ona zlikwidowana i przyłączona, podobnie jak wiele okolicznych gmin do gminy inowrocławskiej. Zbożowiec Lippmann miał córkę: Teę oraz syna Maksa [Max Moshe]. O dalszych losach Maksa i pozostałych Żydów strzeleńskich do chwili ich zagłady, a także o rzezaku, szkole talmudycznej, synagodze, kirkucie i o Teii, siostrze Maksa, a żonie Marcina Baschwitza z ul. Powstania Wielkopolskiego, przy okazji spacerku pozostałymi ulicami miasta.


W czasie okupacji sklep i mieszkanie po Leo Lippmannie zagrabił Niemiec Schulz i prowadził w nim działalność handlową. Natomiast po zakończeniu działań wojennych wiosną 1945 r. sklep żelaza przydzielony został odpłatnie przez administrację powiatową, jako tzw. mienie poniemieckie, odrodzonej spółdzielni rolniczo-handlowej „Rolnik Kujawski" [późniejszy GS „SCh"]. Kontynuowano tutaj branże: wyroby z żelaza i stali oraz artykuły gospodarstwa domowego; później na kondygnacji balkonowej uruchomiono branżę odzieżową. Sklep ten przetrwał pod szyldem GS, a w końcowym okresie Spółdzielni Zaopatrzenia i Zbytu, w tychże branżach do końca XX w.

Rolniczy Dom Towarowy GS "SCh". Okno wystawowe w dniach obchodów 750-lecia nadania Strzelnu praw miejskich.
Postacią, wręcz legendarną, związaną z tym miejscem był sprzedawca, Michał Dziadura. Początkowo mieszkał on w Stodólnie i gdzieś na przełomie lat 70. i 80. minionego stulecia przeniósł się do Strzelna. Poza handlem znany był jako wytrawny hodowca róż. Stało się, iż plantacja z roku na rok rozrastała się, a do tego nadarzyła się okazja powiększenia jej poprzez zakup gminnego gruntu. Pan Michał złożył w miejscowym urzędzie stosowny wniosek i przeprowadził rozmowy celem sfinalizowania transakcji. Jednakże trafił na przeszkodę. By „gmina" mogła sprzedać ziemię, musiała uzyskać akceptację mieszkańców wsi. W międzyczasie osobie, która decydowała o sprawach rolnych w urzędzie, pękł piec od centralnego ogrzewania, a że był to towar ze wszech miar deficytowy, należało po zapisaniu się na stosowną listę kilka miesięcy czekać. Zima za pasem, w związku z tym urzędnik pobiegł do sklepu pana Michała z błagalną petycją, by ten coś zrobił w kwestii otrzymania nowego pieca. Tu muszę zdradzić tajemnicę, że pan Michał należał do osób, dla których nie było rzeczy niemożliwych w ówczesnym kartkowo-rozdzielczym systemie zaopatrywania ludności w towary. Miał on takie wejścia w hurtowniach, że niemożliwe stawało się dla niego przysłowiową pestką. Zawdzięczał to swoim różom, których całe naręcze trafiały do pań wypisujących zlecenia i żon dyrektorów hurtowni. Zaś część męska rozdzielaczy i decydentów karmiona była przez niego przepastnymi zapasami jego niewysychającego źródełka piwnicznego.
Kiedy urzędnik poprosił go o pomoc, ten rzekł do niego:
-będzie ziemia, będzie piec.
-Ale panie Michale zima biegnie ku nam, a zebranie za miesiąc - odpowiada urzędnik.
-Co do tak wysokiego urzędnika zwołać zebranie za tydzień, kiedy ja nazajutrz jadę po jego piec - odparł sklepowy.
I stało się, że po dwóch dniach piec trafił na zaplecze magazynowe Erdetu, jak w skrócie nazywano Rolniczy Dom Towarowy. Wiadomość ta dotarła do urzędnika i ten w tri miga dotarł do sklepu i już od drzwi radośnie anonsował:
-Słyszałem panie Michale, że jest piec - ten zaś podstępnie mu odpowiedział - a i owszem, ale bez przepustnicy, którą pojutrze mają dowieść. A zebranie w sprawie mego gruntu to, kiedy? -dodał od niechcenia sprzedawca.
-Jutro panie Michale, jutro - to dobrze, bo komplet będzie pojutrze - dodał pan Michał.
I stało się, że zebranie sprzeciwiło się sprzedaży ziemi Dziadurze, uzasadniając odmowę, iż ma on dosyć dochodów, że więcej to mu nie trzeba.
Nazajutrz wiadomość o odmownym potraktowaniu jego wniosku dotarła do sklepu. Tuż po niej zjawił się urzędnik z zapytaniem:
-I co komplet do mego pieca dotarł - a dotarł, tylko nie do pańskiego jeno Józkowego, który wszystko przed godziną zabrał i uczciwie za to zapłacił - rzekł spokojnie sprzedawca.
Urzędnik nie wytrzymał i wrzasnął - przecież to był mój piec! - tak jak moja była ziemia, niema ziemi to i niema pieca - nerwowo warknął pan Michał.
Urzędnik wybiegł ze sklepu i pobiegł ze skargą do prezesa. Ten z kolei spokojnie go wysłuchał i posłał rewidenta, by ten sprawdził, co jest na rzeczy. Rewident po godzinie wrócił i pokazał prezesowi zeszyt z wpisem Józka „X" na pierwszym miejscu i uwagą, że dziś piec otrzymał i urzędnika na 39 miejscu z możliwością otrzymania pieca za 3 lata.

Wnętrze Rolniczego Domu Towarowego. Stoisko po lewej stronie od wejścia głównego -AGD i motoryzacyjne.
Inna anegdota nawiązuje do czasów, kiedy prezesem GS-u był znakomity jego gospodarz Stanisław Maniecki.
Otóż, przyszedł do prezesa rolnik ze skargą, iż sklepowy Dziadura odmówił obsługi, gdyż towar, który on chce nabyć znajduje się w kościele [poewangelickiej świątyni, która znajdowała się na środku rynku i stanowiła zaplecze magazynowe stoiska Dziadury], a on jest zmęczony. Prezes przedzwonił do sklepowego i nakazał mu natychmiastową obsługę rolnika. Oboje, rolnik i prezes udali się do kościoła. Był on już otwarty i pierwszy do środka wszedł rolnik. Zauważył go pan Michał i ryknął:
-A prezes Maniecka to, co sobie uważa, że Michał ma w dupie wiertolot i bedzie po kostiele latał niczym halichopter! Niech sobie prezes śmige zamontuje i lata, wtedy zobaczy jak trudno być sprzedawcą.
W trakcie wypowiadania tych słów w kościele-magazynie zjawił się prezes Maniecki i mimo woli usłyszał co Michał wygaduje pod jego adresem. Głośno chrząkając rzekł:
- Michale! Co to każecie prezesowi zamontować? No powtórzcie, co, bo niedosłyszałem? - na co przestraszony sprzedawca potulnie odpowiedział - e tam panie prezes, to nie ja mówił, to moje nerwy, które od rana mną szarpią.
- Pewnie żeście Michale ich nie posmarowali - rzecze do niego prezes - ano nie, bo „Bar" te nieroby malarze od zeszłego tygodnia malują.
Gwoli wyjaśnienia, pan Michał zawsze z rana przed otwarciem sklepu wchodził do „Baru" w Rynku pod „Trójką", gdzie oczekiwała na niego „setka", w południe druga „setka", po południu trzecia „setka" i po zamknięciu sklepu czwarta „setka". Kiedy tego rytuału nie dopiął, był bardzo nerwowy.

Po roku 2000 i zlikwidowaniu Spółdzielni Zaopatrzenia i Zbytu sklep został wynajęty na działalność handlową, którą prowadził p. Koszal. Był to duży sklep spożywczo-przemysłowy, którego jednak żywot nie był zbyt długi. Przez kilka lat prowadzona była tutaj działalność handlowa w branży zabawkowej, artykułów zdobniczych, przyborów szkolnych, kosmetyków, itp. Od strony ul. Ścianki prowadzi swój punkt usługowy jedyny w Strzelnie szewc - usługi szewskie w szerokim zakresie napraw. Niestety i ta placówka zamknęła swoje podwoje.


Od kilku lat parter budynku będącego niegdyś w zasobach Powiatu Mogileńskiego znajduje się w rękach prywatnych. W 2017 r. mieszkaniec Strzelna Mariusz Kulse uruchomił tutaj markowy sklep American Dream Strzelno Moda Męska & Damska. Wcześniej prowadził on w mieście dwa inne sklepy odzieżowe, które połączył, przenosząc je do nowoczesnych i pięknych - po gruntownym remoncie - dwukondygnacyjnych wnętrz nowoczesnej placówki handlowej. American dream to w dosłownym tłumaczeniu: amerykańskie marzenie (sen). Faktycznie, tutaj każdy może spełnić swoje marzenia o pięknym ubiorze i to od stóp do głowy - wszystko, co do ubrania i modne można tutaj nabyć. Do sklepu na zakupy zjeżdża się cały region i to nawet z dalszych stron. Jako ojciec chrzestny Mariusza i bliski, bo z pierwszego kuzynostwa krewny jego ojca polecam tę najpiękniejszą placówkę handlową w Strzelnie i regionie. Wystarczy tutaj raz zajrzeć, by stać się fanem American Dream…


Sam Mariusz to wytrawny handlowiec, który dawno temu zaczął od straganu na targowisku przy hotelu. Ciężka i wytrwale prowadzona przez cały rok kalendarzowy tego typu działalność zaowocowała po latach pierwszym sklepem stałym przy ulicy Kościelnej, a następnie kolejnymi sklepami w Rynku. Warto zajrzeć do tego sklepu i niedrogo, a do tego bardzo gustownie się ubrać. U Mariusz - popularnie wszyscy Go tak nazywają - znajdziesz fachową poradę i uprzejmą obsługę. Do zobaczenia w sklepie!   

poniedziałek, 13 maja 2019

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 38 Rynek - cz. 35


W piątek spotkałem pana Alojzego Kluczykowskiego, który wielokrotnie wzbogacał moją wiedzę o Strzelnie i to tym przedwojennym, okupacyjnym, jak i powojennym. Tym razem naszą rozmowę skierowałem na dzieje ostatnio opisywanej kamienicy w Rynku, popularnie zwanej biblioteką. Potwierdził funkcjonowanie na obu kondygnacjach marketu odzieżowego. Dodał, że w czasie okupacji pomieszczenia te wykorzystywali Niemcy, którzy w 1942 r. uruchomili w nich kasyno oficerskie. Korzystali z niego oficerowie, którzy po wybuchu wojny z Rosją sowiecką w miejscowym szpitalu leczyli rany oraz przechodzili rekonwalescencje. Było ich wielu, kilkudziesięciu, a pamięta to dokładnie, gdyż wraz ze swoim ojcem dowoził do kuchni różne artykuły spożywcze. Kasyno funkcjonowało do końca wojny gdyż szpital przez cały czas przyjmował Niemców rannych na froncie wschodnim.

Rynek 20 i Lippmannowie

Dzisiaj przechodzimy na zachodnią, ostatnią pierzeję Rynku i zatrzymujemy się przy kamienicy oznaczonej numerem 20. Jak już wspominałem o numerach policyjnych, jakie nosiły domy miejskie na przełomie XIX i XX w., ta oznakowana była numerem 69. W niej mieszkał i prowadził interes rodzinny Abraham Lippmann. Był on jednym z najzamożniejszych pośród Żydami kupcem parającym się, od co najmniej trzech pokoleń handlem. Zajmował się obrotem wyrobami metalowymi i jak odnotowano, w okresie międzywojennym, sklep żelaza Lippmannów był największą tego typu placówką na Kujawach. Prowadził również dział nasienny. Reklamując go tak oto ogłaszał się w 1891 r., w strzeleńskim „Nadgoplaninie": Nasiona polne i ogrodowe świeże, dobrze kiełkujące poleca A. Lippmann w Strzelnie. Lippmannowie byli znaną od lat w Strzelnie i na Kujawach rodziną Kupiecką. Antenatem żydowskiej rodziny Lippmannów był Schmul Lippmann, który z małżonką Juttch Moses miał czterech synów: Abrahama ur.?, Leo ur. 1863 r., Ludwiga ur.? i Mosesa ur. w 1850 r. Ten ostatni w 1875 r. poślubił w Strzelnie Wolfinę Aron i wyprowadził się stąd.

Abraham prowadził rozległą działalność kupiecką, parając się obrotem płodami rolnymi. Prowadził swój interes przy ulicy Szkolnej i Cestryjewskiej [obecnie Ścinki] oraz przy Rynku. Szczególny rozkwit działalności przypadła na początek XX w.


Abraham ożeniony został z córką niemniej bogatego strzeleńskiego kupca żydowskiego Chappa, Dorotheą. Małżonkowie Lippmannowie mieli siedmioro dzieci: Leo ur. 1875 r., Maksa ur. w 1874 r., Izydora ur. 1876 r., Marthe ur. w 1879 r., Ludwika ur. w 1880 r., Juliusza ur. w 1882 r. i Janusa ur. w 1883 r. O Leo udało się jedynie ustalić na podstawie spisu uczniów miejskiej szkoły koedukacyjnej, iż miał dwójkę dzieci: córkę Hertę ur. 28 marca 1901 r. i syna Martina ur. 21 stycznia 1903 r.

Kontynuując opowieść o Abrahamie Lippmannie zaznaczyć należy, że pochodził on w trzecim pokoleniu z pierwszych osadników żydowskich, którzy zamieszkali w Strzelnie po 1775 r., czyli po wielkim pożarze Inowrocławia. To właśnie ze stolicy Kujaw Zachodnich wywodzili się jego przodkowie i już wówczas zaliczali się do grupy zamożnych Żydów, których roczny dochód oscylował w granicach 1000 talarów.

Abraham doszedł do największych pieniędzy pod koniec XIX w. Zaliczany był do tzw. I klasy wyborczej, która skupiała posiadaczy parcel, nieruchomości, przedsiębiorstw i znaczących majątków. Od 1889 zasiadał w radzie miejskiej Strzelna, w której od 1919 r. zastąpił go syn Leo - był on również członkiem zarządu gminy żydowskiej w Strzelnie. Znaczna fortuna, jaką zgromadził Abraham, zarówno ta przejęta po przodkach, jak i pomnożona ciężką pracą, została około 1914 r. zainwestowana przez jego synów: w budowę wielkiego i nowoczesnego, a zarazem niezwykle funkcjonalnego domu handlowego i domu mieszkalnego przy ul. Szkolnej. Na fotografiach z przełomu wieków, widzimy jeszcze stary parterowy budynek z wysokim poddaszem mieszkalnym, ustawiony szczytem do Rynku. Duże okna wystawowe i liczne szyldy reklamowe zdają się świadczyć o pokaźnej ofercie handlowej firmy, która już wówczas zdawała się pękać w szwach.

Przed sklepem Leo Lippmanna - lata 30. XX w. Czy to są Lippmannowie?
Nowy dom powstał na miejscu starego, przy Rynku 20. dwupiętrowy, z mieszkalnym poddaszem, odbiegał swą architekturą od pozostałej zabudowy miejskiej, a wystawił go Leo Lippmann. W swym wyglądzie niósł nowy styl oparty o funkcjonalność i nowoczesność. Budynek ten spełniał funkcję handlowo-mieszkalną i kiedy dostał się w zarząd najstarszego syna Maksa stał się największą tego typu placówką handlową na Kujawach Zachodnich i pograniczu. Magazynowanie towarów odbywało się w przestronnej piwnicy oraz na dwóch kondygnacjach części magazynowej posesji handlowo-mieszkalnej.

Dostarczanie towarów do sklepu odbywało się za pomocą wewnętrznej windy towarowej kursującej pomiędzy piwnicą a poszczególnymi piętrami. Towary o większych gabarytach składowano w wiacie podwórzowej oraz w magazynie zlokalizowanym na tyłach podwórza. Część handlowa dla klienta znajdowała się na parterze i w części balkonowej przestrzennie otwartego pierwszego piętra. Sam Maks z rodziną zajmowali drugie piętro z efektowną logią balkonową, natomiast poddasze służba domowa. W sklepie zatrudnieni byli również Polacy, a znakomita organizacja pracy oraz bardzo dobre zaopatrzenie ściągały klientów z odległych miejscowości sąsiednich powiatów.

Podobnie uczynił brat Leo, Ludwig, który w ulicy Szkolnej wystawił obszerny piętrowy dom mieszkalny zaprojektowany na wzór skromnej willi miejskiej z narożnikową logią balkonową. Dzisiaj ten element architektoniczny już nie istnieje, gdyż został zabudowany.

Ludwig usytuował na wysokości I piętra swojego domu mieszkalnego przy ul. Szkolnej szyld ścienny, który przetrwał niemalże do naszych czasów i po dziś dzień pamiętam jego krótką treść, która brzmiała „L. Lippmann - Ziemiopłody". Ludwig w działach rodzinnych przejął handel płodami rolnymi. Był jednym z największych kupców zbożowych. Specjalizował się, poza magazynowaniem, w tzw. skupie zboża na pniu, czyli w zakupywaniu po okolicznych majątkach ziemskich wiosennych zasiewów na chybił trafił. A trzeba powiedzieć, że wielu okolicznych ziemian ten typ transakcji stosowało nagminnie, li tylko po to, by tą drogą szybciej zdobyte pieniądze przeznaczać na wiosenno-letnie wojaże po Europie, a nawet Afryce. Ludwik posiadał do kontaktów handlowych, jeden z pierwszych w Strzelnie, samochód osobowy. Miał wieloletnie kontrakty na zaopatrywanie wielkich młynów zbożowych znajdujących się w dużych miastach, dlatego też prowadził również skup bezpośrednio na wagony kolejowe.


Jakieś nierozpoznane do końca interesy musiał prowadzić Ludwig Lippmann. Na ich ślad trafiłem przy okazji przeglądania gazet z lat 20-tych minionego wieku. Przykuł mą uwagę tytuł informacji:

Napad bandycki w Strzelnie, z dopiskiem Zamaskowany bandyta zranił z browninga kupca Lippmanna. Ówczesny korespondent z Kujaw tak oto donosił o wydarzeniach, jakie rozegrały się w powiatowym Strzelnie:

Pan Ludwig Lippmann kupiec zbożowy w Strzelnie w dniu 16 bm. [lutego 1927 r.] o godzinie 8-mej wieczorem posłyszawszy pukanie do swego biura otworzył drzwi od przedpokoju na korytarz chcąc zobaczyć, kto puka.
Wyszedłszy parę kroków w korytarz, spostrzegł pewnego osobnika, który nie mówiąc słowa, wyciągnął browning i strzelił raz do kupca Lippmanna. Kula przeszła przez ramię pana L., którego raniła dotkliwie. Po oddaniu strzału napastnik zbieg nie rozpoznany. Napastnik był zamaskowany. W jakim celu dobijał się do biura p. L. nie wiadomo. - Tutejsza Policja wszczęła jak najenergiczniejsze śledztwo w tej sprawie
.

Zastanawiające jest to, że bandyta oddał tylko jeden strzał. Czyżby chodziło tylko o postraszenie, czy oszukany klient mścił się na kupcu, a może zazdrosny mąż lub konkurent do czyjegoś serca ostrzegał przed „smoleniem cholew"? W każdym bądź razie zagadka nigdy nie została rozwiązana, a Strzelno obiegały, co rusz to nowe sensacyjne plotki o przyczynach owego napadu bandyckiego.

CDN

czwartek, 9 maja 2019

74. rocznica zakończenia II wojny światowej w Europie



74 lata temu, 7 maja 1945 r. podpisany został akt bezwarunkowej kapitulacji Niemiec, który wszedł w życie następnego dnia. Dokonano tego w kwaterze głównej naczelnego dowódcy wojsk alianckich generała Dwighta Eisenhowera w Reims, a podpisał akt gen. Alfred Jodl, w obecności przedstawicieli czterech mocarstw alianckich. Są jednak dwie oficjalne daty tego wydarzenia. 8 maja w państwach zachodnich obchodzony jest jako dzień zakończenia II wojny w Europie, a w Rosji - 9 maja, jako Dzień Zwycięstwa.

Według danych Instytutu Pamięci Narodowej zawartych w opracowaniu Polska 1939-1945. Straty osobowe i ofiary represji pod dwiema okupacjami, pod redakcją prof. Wojciecha Materskiego i prof. Tomasza Szaroty, w czasie II wojny światowej zginęło od 5,6 do 5,8 mln obywateli polskich. Szacuje się, że połowę z nich stanowili polscy Żydzi. Ogrom ofiar ponieśli również strzelnianie, którzy zginęli: w walkach z najeźdźcą niemieckim i okupantem, w obozach jenieckich oraz niemieckich obozach koncentracyjnych, a także podczas pojedynczych jak i masowych egzekucji.

Rocznicę zakończenia II wojny światowej w Europie godnie uczczono w Strzelnie, oddając cześć uczestnikom zmagań wojennych i jej ofiarom. Z udziałem władz samorządowych Strzelna, burmistrza Dariusza Chudzińskiego, przewodniczącego RM Piotra Dubickiego, radnych oraz delegacji instytucji i organizacji pozarządowych odbyła się manifestacja patriotyczna. Dzieci ze Szkoły Podstawowej z Oddziałami Dwujęzycznymi przedstawiły krótki rys historyczno-literacki. Piękną oprawę dała drużyna zuchowa z tejże szkoły, zaciągając wartę honorową pod pomnikiem ofiar II wojny światowej przy ul. Kolejowej, przybranym biało-czerwonymi flagami. Dumnie łopotały na wietrze sztandary szkolne. Całość pięknie i ze wszech miar patriotycznie wypadła, a przygotowały tę uroczystość nauczycielki, Aldona Matuszak i Violetta Konieczna. Oprawę muzyczną całości dała orkiestra dęta OSP pod batutą Piotra Barczaka.

Uroczystość widziana okiem Heliodora Rucińskiego











































środa, 8 maja 2019

Dzieje bibliotekarstwa strzeleńskiego - cz. 3




W 1926 r. w powiecie strzeleńskim były 23 biblioteki terenowe TCL, do których dyspozycji było 1579 książek. Biblioteka strzeleńska liczyła wówczas poniżej 400 książek. Odnotowano w powiecie 1160 czytelników, 2327 wypożyczeń. Odbyto 23 wykłady i 11 wieczorów oświatowych. W 1932 r. w całym powiecie strzeleńskim były 22 biblioteki TCL, w których znajdowało się 2895 książek. Biblioteki odnotowały w tym roku 1560 czytelników, którzy wypożyczyli 3050 książek. W okresie międzywojennym na czele powiatowych struktur, tzw. Komitetu Powiatowego TCL stał ks. prob. Jan Szczepański z Kościeszek. Po likwidacji w 1932 r. powiatu strzeleńskiego, struktury jego zostały wchłonięte przez Komitet Powiatowy TCL w Mogilnie.

Strzeleńska Biblioteka TCL w okresie międzywojennym mieściła się przy ul. Młyńskiej 11, nazwanej później, Powstania Wielkopolskiego, w rozebranym już dzisiaj domostwie państwa Wieczorkiewiczów. Bibliotekarką była członkini TCL Helena Wieczorkiewicz. Urodziła się ona 8 marca 1893 r. w Strzelnie z rodziców Antoniego i Pelagii z Trzeckich. Była bardzo blisko związana z Kościołem, jako członkini stowarzyszeń katolickich oraz osobą prowadzącą Biuro Parafialne proboszczom, ks. prałatowi Ignacemu Czechowskiemu i ks. szambelanowi Józefa Jabłońskiego. Biblioteka, którą prowadziła liczyła w latach 30. Minionego stulecia 1500 woluminów. Przetrwała do 1939 r. Część z jej zbiorów w czasie wojny została rozproszona po mieszkańcach miasta. Kilkadziesiąt tomów znalazło się również u moich krewnych.

Uratowane pozycje w liczbie 80 tomów stały się zaczątkiem powstałej 5 lutego 1947 roku Miejskiej Biblioteki Publicznej, która otwarta została w siedzibie Zarządu Miejskiego w byłym budynku Kasy Chorych (Późniejszy Ośrodek Zdrowia) przy ul. Świętego Ducha. Jej założycielem był Filip Klemiński kierownik Publicznej Szkoły Powszechnej Nr 1 w Strzelnie.

W latach 1950-1962 bibliotekę przeniesiono do niewielkiego pomieszczenia na parterze kamienicy Lewandowiczów, przy ul. Świętego Ducha 19. Bibliotekarkami wówczas były Marianna i Urszula Kacprzakówny. Warunki lokalowe były wręcz spartańskie. Zarówno książki, jak i wypożyczalnia znajdowały się w dwóch maleńkich pomieszczeniach.

W tym czasie, bo w 1950 r. powstała Gminna Biblioteka Publiczna w Markowicach dla Gminy Strzelno-Północ. Od 1955 r. po reformie administracyjnej przemianowana została na Gromadzką Bibliotekę Publiczną.  W 1957 r. powstała Gromadzka Biblioteka Publiczna w Bronisławiu, a w 1965 r. GBP we Wronowach (później przeniesiona do Młynów). Kolejna zmiana w strukturze administracyjnej, dokonana w 1972 r. doprowadziła do likwidacji gromad i powrót do gmin zbiorowych. Spowodowało to, że Gromadzkie Biblioteki Publiczne zaczęły działać jako filie Miejsko-Gminnej Biblioteki Publicznej, powstałej z przekształcenia Miejskiej Biblioteki Publicznej.

Warto wspomnieć, że najmniejszymi jednostkami organizacyjnymi w sieci bibliotecznej były punkty biblioteczne. Pierwszy z nich powstał już w 1946 r. we Wronowach. Kilka z takich punktów działało przy szkołach wiejskich, PGR-ach, a także w GS "SCh" w Strzelnie. Ta ostatnia biblioteka została w 1986 r. przekazana Towarzystwu Miłośników Miasta Strzelna i była prowadzona do 2008 r. i z kolei przekazana M-GBP.

W miarę powiększania zbiorów, ciasnota sprawiła, że władze miejskie wynajęły w 1962 r. lokal przy ulicy Kościelnej 8, w kamienicy Antoniego Słowińskiego i tam przeniosły siedzibę MBP. W 1968 r. powiększono placówkę o przyległy do niej pokój mieszkalny, zamieniając go na czytelnię i magazyn biblioteczny. Po wspomnianej reformie administracyjnej w 1972 r. i powstaniu gmin zbiorowych placówka przyjęła nazwę Miejsko-Gminnej Biblioteki Publicznej. W 1975 r. w swych zbiorach posiadała 14 602 woluminy, zaś filie w Markowicach, Ciechrzu, Bronisławiu i Młynach 33 208 woluminów. W tym też roku w Strzelnie wypożyczono 30 025 książek, co dawało 23,8 wypożyczeń na jednego czytelnika. Przy ul. Kościelnej biblioteka prowadziła swoją działalność do 1990 r.

W charakterze bibliotekarek zatrudnione w niej buły wspomniane już wcześniej siostry Kacprzakówne, a po ich przejściu na emeryturę: Hanna Bogacz, Grażyna Zwolińska i Lech Gierba.

W 1988 r. Miejsko-Gminny Dom Kultury przejął obiekt zlikwidowanego Kina Kujawianka, opuszczając pomieszczenia przy Rynku 19, które w 1990 r. po przeprowadzonym remoncie zajęła M-GBP. Jak na owe czasy warunki były wręcz rewelacyjne. Biblioteka posiadała centralne ogrzewanie, węzeł sanitarny i co najważniejsze, czytelnię – miejsce spotkań, prelekcji i wystaw. W tymże roku bibliotekę przyłączono do Miejsko-Gminnego Ośrodka Kultury i Rekreacji. Na tym manewrze biblioteka straciła, gdyż połączone budżety pochłaniał Dom Kultury, nie starczało pieniędzy na regularne zakupy książek. W latach 1996-1997 uległy likwidacji filie M-GBP. Część zbiorów przekazano szkołom, zaś pozostałe przejęła strzeleńska placówka.

W filiach biblioteki zatrudnione był;
·         Filia Markowice - Irena Szotkiewicz,
·         Filia Młyny - Jan Niedojadło, Małgorzata Mierzejewska, Irena Szabumia,
·         Filia Ciechrz - Mirosława Szmańda, Stanisława Filip, Bożena Wyderka,
·         Filia Stodoły - Irena Kusz, Zdzisława Augustyniak, Kamila Parada,
·         Filia Bronisław- Stanisław Szlacheta, Halina Szlacheta, Małgorzata Mierzejewska.

Od 2008 r. biblioteka się usamodzielniła i została wpisana do rejestru instytucji kultury. Przyjęła nazwę Miejskiej Biblioteki Publicznej. 10 listopada 2015 r. miała miejsce uroczystość oddania do użytkowania po renowacji i remoncie odnowionych pomieszczeń Miejskiej Biblioteki Publicznej. Dzisiaj budynek prezentuje się znakomicie i swym wyglądem nawiązuje do swoich lat świetności, czyli początków XX wieku oraz okresu międzywojennego. Remont wykonała strzeleńska Firma MUR-MAN. W 2016 r. stan księgozbioru wynosił 36 948 woluminów. Ze zbiorów skorzystało 1 461 czytelników, którzy wypożyczyli 49 255 książek. Obecna kadra biblioteki to dyrektor Zofia Nowak-Paczkowska, Iwona Woźniak i Wiesław Woźnica.

Należy również wspomnieć o bibliotekach szkolnych. Ich rozkwit nastąpił w latach sześćdziesiątych XX w. Posiadała i posiada je nadal każda szkoła. W latach dziewięćdziesiątych XX w. uruchomiona została również Biblioteka Parafialna, która skierowana był do kursantów tutejszego Prymasowskiego Uniwersytetu Ludowego. Dzisiaj jest to znacząca placówka oświatowa w naszym mieście, którą prowadzi Sławomir Tarczewski.