środa, 9 maja 2018

8 maja Dzień Zwycięstwa



24 kwietnia 2015 roku Sejm RP zniósł Narodowe Święto Zwycięstwa i Wolności z 9 maja, uchwalone jeszcze za czasów Bolesława Bieruta. Od tego roku zwycięstwo nad nazistowskimi Niemcami obchodzimy 8 maja, jak w Wielkiej Brytanii i Francji. Przez 70 lata świętowaliśmy według daty ze Związku Radzieckiego. Skąd to się wzięło?

Wszystko przez zamieszanie z podpisaniem aktu kapitulacji Niemiec, który sygnowano dwa razy. Najpierw 7 maja 1945 we francuskim Reims. Było to jednak nie do przyjęcia przez Józefa Stalina, gdyż przy tak ważnym wydarzeniu uczestniczył radziecki przedstawiciel i to niskiego stopnia. Ostateczną i obowiązującą kapitulację miał sygnować zdobywca Berlina, Gieorgij Żukow w stolicy Niemiec. To on w obecności przedstawicieli USA, Brytyjczyków i Francuzów podpisał akt oraz patrzył jak to samo robi feldmarszałek Wilhelm Keitel.

I choć to był 8 maja 1945 r. i formalnie akt podpisano w Berlinie późnym wieczorem o 22:43, to zgodnie z czasem moskiewskim był już 9 maja i godz. 0:43. Stąd też wynika różnica w świętowaniu pokonania Niemiec hitlerowskich 8 maja na Zachodzie oraz 9 maja w ZSRR oraz państwach bloku socjalistycznego. Formalnie kapitulacja Niemiec została podpisana jeszcze 8 maja czasu polskiego. Ówczesne władze tłumaczyły to m.in. świętowaniem pierwszego dnia „wolności”.

Jak pamiętamy, nie był to jeszcze koniec II wojny światowej. Została jeszcze kwestia rozprawienia się z Japonią. Kapitulację z nią podpisano dopiero 2 września 1945 r. na pokładzie pancernika USS „Missouri”.

A tak ten dzień uczczono 8 maja 2018 r. w Strzelnie:

Serce się raduje z uczestnictwa w strzeleńskich uroczystościach Drużyny Zuchowej działającej przy Szkole Podstawowej z Oddziałami Dwujęzycznymi im. Jana Dałkowskiego w Strzelnie.


























Foto.: Heliodor Ruciński

sobota, 5 maja 2018

Wystawa: Strzelnian droga do wolności...





niedziela, 29 kwietnia 2018

Zmarł prof. dr hab. inż. Wiesław Koziara (1951-2018)



Dzisiaj rano o godz. 4:00 zmarł prof. dr hab. Wiesław Jerzy Koziara, profesor nauk rolniczych, strzelnianin. Rodzicami śp. Profesora byli Stanisław i Bronisława z domu Jarecka, rolnicy gospodarujący w miejscowości Młynice w gminie Strzelno. Wiesław uczęszczał do szkół podstawowych w Młynicach i Młynach. Po skończeniu tej ostatniej kontynuował naukę w Państwowym Technikum Rolniczym w Bielicach. To wówczas nasze drogi zbiegły się. Początkowo mieszkaliśmy w internacie, a później z kolegami Andrzejem Siwkiem i Benonem Skoczylasem dojeżdżaliśmy słynną "baną" - pociągiem do Mogilna, a stamtąd autobusem do Bielic.

Wiesław po maturze w 1970 r. podjął dalszą naukę w Wyższej Szkole Rolniczej w Poznaniu. Po ukończeniu studiów pozostał na uczelni jako pracownik naukowy. Kolejne sukcesy zaowocowały nadaniem tytułu profesorskiego, a odebrał go z rąk prezydenta w 2004 r. Prof. dr hab. inż. Wiesław Koziara był dziekanem Wydziału Rolnictwa i Bioinżynierii Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu, kierownikiem Katedry Agronomii. Na niwie naukowej był członkiem Polskiej Akademii Nauk, członkiem Polskiego Towarzystwa Agronomicznego, członkiem Komisji ds. Rejestracji Odmian Roślin Zbożowych w Centralnym Ośrodku Badania Odmian Roślin Uprawnych, autorem licznych rozpraw naukowych, artykułów i publikacji - ponad 80.

Pierwszy od lewej prof. dr hab. inż. Wiesław Koziara.

Pierwszy od prawej prof. dr hab. inż. Wiesław Koziara
Współpracował z Państwową Wyższą Szkołą Zawodową im. Jana Amosa Komeńskiego w Lesznie. Był absolwentem Państwowego Technikum Rolniczego w Bielicach – matura 1970. Po tym okresie wielokrotnie spotykaliśmy się, gdyż Wiesław wraz z bratem Janem po śmierci ojca nadal gospodarzyli na ojcowiźnie, dojeżdżając z Buku i Gniezna. Ich ojca Stanisława znałem bardzo dobrze, był sołtysem w Młynicach i często spotykaliśmy się na rozmowach o przeszłości... Późniejsza praca naukowa sprawiła, że Wiesław całkowicie oddał się nauce. Początkowo mieszkał w Buku, później w Niepruszewie, a ostatnio w Przeźmierowie, na przedmieściu Poznania.

W ubiegłym roku jego kuzyn Kazimierz Pondo powiadomił mnie o ciężkiej chorobie Wiesława. Jeszcze w październiku uczestniczył w konferencji naukowej poświęconej roślinom strączkowym. Dziś rano przedzwonił do mnie Kazimierz z informacją, że Wiesław zmarł. Odszedł wielki człowiek, z którego mieszkańcy wsi Młynice i naszego miasta Strzelna są dumni. Kazimierz w ubiegłym roku wydał książkę o ich rodzinnej wsi, w której przywołał naszą chlubę prof. dr. hab. inż. Wiesława Koziarę.

Kolego Wiesławie, spoczywaj w pokoju. Cześć Twojej pamięci!


Uwaga!
Pogrzeb śp. prof. dr. hab. Wiesława Koziary odbędzie się 9 maja w Przeźmierowie. Msza św. pogrzebowa zostanie odprawiona w kaplicy cmentarnej w Przeźmierowie o godz. 13:00.

sobota, 28 kwietnia 2018

Megality kujawskie. Rzecz o grobowcach sprzed 5 tys. lat - cz.1



W piątek, 27 kwietnia wraz z członkami Zarządu TMMS Janem Szarkiem i Heliodorem Rucińskim oraz Józefem Drzazgowskim prezesem Stowarzyszenia Ekologicznego Eko-Przyjezierze uczestniczyliśmy w konferencji Grobowce w Górach na Europejskim Szlaku Megalitów. Co dalej z zabytkowym cmentarzyskiem. Wyjechaliśmy z niego pełni wrażeń i wiedzy o grobowcach rozsianych na obszarze Kujaw, Pomorza i Małopolski. Najciekawszym dla nas był moment kiedy archeolog z Muzeum Okręgowego w Koninie Krzysztof Gorczyca opowiadał o megalitach z Lasów Miradzkich, a szczególnie o ich wielkim skupisku w Leśnictwie Młyny, przypominającym wielką nekropolię - "miasto zmarłych".

Temu tematowi pragnę poświęcić kilka artykułów, do których wstępem będzie dzisiejsza opowieść, opublikowana 29 listopada 2017 r. na nieistniejącym już blogu, a którą przypominam gwoli wprowadzenia do dalszej opowieści o megalitach.

Grobowce kujawskie
W czwartek 23 listopada 2017 r. Strzelno odwiedził z wykładem dr Dariusz Kurzawa. W Bibliotece Miejskiej spotkał się z członkami PTTK i mieszkańcami naszego miasta, by opowiedzieć o grobowcach kujawskich. Temat niezwykle interesujący, a do tego związany z naszym regionem, konkretnie z miejscowością Rzeszynek nad Gopłem, w sąsiedniej gminie Jeziora Wielkie.






Kanwą prelekcji było odkrycie archeologiczne sprzed 130 lat. Mianowicie, w 1887 r. z polecenia Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk oraz na zaproszenie właściciela Rzeszynka i Lubstówka, ziemianina Ferdynanda Amrogowicza i sąsiada z Kościeszek Bolesława Żakowskiego przybył nad Gopło dr Władysław Łebiński. Zadaniem jego było przeprowadzenie badań archeologicznych w obrębie Rzeszynka, Żakowa i sąsiedniego Nożyczyna. W trakcie tych badań pomiędzy Rzeszynkiem a Lubstówkiem, w miejscu zwanym od dawien dawna Sarkawy, dr Łebiński odsłonił 2 kurhany i pojedynczy grób skrzynkowy, jak sam je określił: ludności kultury amfor kulistych.

Dr Władysław Łebiński.
 Zawierały one dwa szkielety ludzkie i stłuczoną amforę kulistą z 4 małymi uchami, ozdobioną bogato rytym ornamentem. W grobie skrzynkowym znalazł dr Łebiński jeden szkielet, obok czaszki którego leżały 2 siekierki krzemienne, wielki płaski krążek bursztynowy, przedziurawiony i zdobiony liniami kropkowanymi w kształcie leżącego krzyża oraz kieł dzika. Relację z badań dr Łebiński złożył 27 czerwca 1887 r. na posiedzeniu Sekcji Archeologicznej PTPN w Poznaniu. Wyniki zostały opublikowane w roku następnym 1888 w zeszycie III Zapisków Archeologicznych Poznańskich.



Już prof. Józef Kostrzewski pisał o tzw. "grobach kujawskich" (nazwa wprowadzona w 1879 r.), pochodzących z późniejszych czasów neolitu. Stanowiły one odmianę północnych "grobów olbrzymów". Są to budowle w formie wielkich skrzyni, wznoszone z ogromnych, łupanych odpowiednio głazów narzutowych, wpuszczone prawie całkowicie w ziemię (aż do wieka), a otoczone ogrodzeniem kamiennym w formie długiego, równoramiennego trójkąta (piramidy).

Ta kamienna ściana - obstawa grobowca nawiązuje do kształtu wielkich domostw pierwszych rolników, osiadłych na tych ziemiach w okresie ok. 4300–3000 lat p.n.e. Część pojedynczych głazów tworzących ścianę wschodnią może masą dochodzić do kilku ton. Ich wielkość od podstawy - czoła, czyli od najszerszego i najwyższego wschodniego fragmentu grobowca stopniowo w miarę zwężania się ku zachodowi maleje. Długość takich obiektów dochodzi do ok. 120 m, a szerokość podstawy do ok. 13-20 m. W części szczytowej grobu, w wydzielonym prostokącie, i w specjalnej jamie obłożonej również kamieniami, znajduje się pochówek szkieletowy jednej bardzo ważnej, jeżeli nie najważniejszej osoby, przywódcy - patriarchy rodu. Całość przykrywał płaszcz kamienno-ziemny, który w obrębie podstawy - szczytowym dochodzi do ok. 4 m. Prawdopodobnie do budowy średniej wielkości grobowca tego typu, potrzebna była masa ziemi dochodząca do 600 ton oraz kamieni do ponad 200 ton.  






Groby kujawskie budowano w późnych stadiach młodszej epoki kamienia ok. 5 tysięcy lat temu (ok. 3000–2200 lat p.n.e.). Świadczą one o dość wysokim poziomie wiedzy zamieszkujących nasze ziemie plemion z tzw. okresu kultury pucharów lejkowatych, szczególnie architektonicznej oraz już wówczas umiejętności stosowania prostych urządzeń typu dźwignia oraz znakomitej organizacji pracy ich budowniczych. Lud ten znał się również na astronomii i potrafił wyznaczyć strony świata o czym świadczy zorientowanie grobowców w kierunku wschód-zachód. Mniej więcej w tym samym czasie zbudowano słynne piramidy w Gizie w Egipcie - największa z nich piramida Cheopsa pochodzi z ok. 2560 r. p.n.e.

W Polsce, poza Kujawami Wschodnimi i Kujawami Zachodnimi (w części południowa z gminami Jeziora Wielkie i Strzelno), kopce kujawskie występują na pograniczu Kujaw i Wielkopolski (Góry - Marianowo gmina Wilczyn) i na Pomorzu Zachodnim. Są to obiekty w formie wydłużonego trapezu, rzadziej okrągłe. Najbardziej znane to te w okolicach Izbicy Kujawskiej. Znajdują się tam dwa skupiska grobowców - obecnie rezerwaty archeologiczne w Wietrzychowicach i Sarnowie. Wiadomo jest za Oskarem Kolbergiem, że jeszcze w XIX w. grobowce na Kujawach występowały bardzo licznie.




Współcześnie takie potężne groby znajdują się również w Lasach Miradzkich. Gdzie? Na ten czas nie zdradzam gdzie, ale jest ich ok. 10 i niebawem rozpocznie się proces wpisania tych miejsc - obiektów do rejestru zabytków województwa kujawsko-pomorskiego. Wszystkie te grobowce mam oznakowane i pomierzone, dokumentację fotograficzną wykonali leśnicy z Nadleśnictwa Miradz. Nie zdradzając miejsc czynię to po to, by nie kusić domorosłych poszukiwaczy skarbów, którzy mogliby te kurhany rozkopać. Współcześnie archeolodzy prezentują pogląd, by nie badać tych miejsc inwazyjnie. Poczekać na czasy kiedy do ich wnętrza będzie można zajrzeć za pośrednictwem "kamer wszystko widzących". Wiedza o zawartości grobowców kujawskich jest ugruntowana i by niczego nie uszkodzić - nie popsuć, lepiej poczekać. Jednocześnie ostrzegam, że szukanie tzw. wykrywaczami metali po polach i lasach przedmiotów zabytkowych jest zabronione i karalne, chyba, że jest się archeologiem i posiada stosowne pozwolenie.







Gwoli informacji dodam, że TMMS jest stroną, która wystąpiła o wpisanie 13 podobnych megalitów z miejscowości Góry - Marianowo w gminie Wilczyn do rejestru zabytków województwa wielkopolskiego. W ramach uczestnictwa w postępowaniu administracyjnym wizytowaliśmy te miejsca w poniedziałek 21 listopada 2017 r.
Zdjęcia z lustracji w ramach postępowania administracyjnego autorstwa Heliodora Rucińskiego.
CDN

czwartek, 26 kwietnia 2018

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 13 Rynek - cz. 10



Po kamienicy zlokalizowanej przy Rynku 1, dziś czas na historię kamienicy - "apteki" spod Rynku 2. Pierwszą wersję artykułu o tej posesji opublikowałem 5 sierpnia 2009 r., też był to czwartek. W międzyczasie niewiele zmieniło się w jej dziejach, niemniej wiedzę o niej przez ten czas bardziej zgłębiłem. Odkryłem, że jest ona nieco młodsza od swojej poprzedniczki, a to z prostej przyczyny. Sąsiednia kamienica Rucińskich do dzisiaj ma widoczne otwory okienne w piwnicy i na strychu zamurowane z chwilą kiedy postawiono lub rozbudowano sąsiadującą z nią "aptekę" - późniejszy budynek Stęczniewskich.

Wieść niesie, że z tym miejscem tradycje apteczne zapoczątkowane zostały przed ponad 200-laty, a może i w jeszcze odleglejszych czasach. W 1816 r. Strzelno liczyło 1183 mieszkańców, w tym katolików - 769, ewangelików - 340, wyznania mojżeszowego - 74. Doliczając mieszkańców okolicznych wsi łatwo zauważyć, że już wówczas zapotrzebowanie na świadczenie usług farmaceutycznych było znaczne. Po prostu, w mieście mógł utrzymać się aptekarz, zielarka i lekarz. Zapewne byli strzelnianie, którzy tymi zawodami się parali, choć pierwszą informację o lekarzu czerpiemy dopiero z "Gazety Urzędowej", tzw. Amtsblattu z 1827 r. Dowiadujemy się z niej, że w Strzelnie osiedlił się Doctor medicinae et chirurdiae Zygmunt Zabulon Dembicz, jako praktyczny lekarz i chirurg aprobowany i przysięgłySkoro osiadł tu lekarz, to musiał tu już wcześniej działać zielarz-aptekarz.


I w tym miejscu cofnijmy się jeszcze o około cztery stulecia do roku 1453 kiedy to w Strzelnie ufundowano szpital-przytułek p.w. św. Ducha. W tym miejscu możemy domniemywać, że skoro była już wtedy taka instytucja, choć działająca opiekuńczo, a nie medycznie, musiał w mieście być ktoś kto zajmował się aptekarstwem, czy raczej zielarstwem - ziołolecznictwem. Z pochodzącej z przełom XVII/XVIII w. rękopiśmiennej księdze strzeleńskich norbertanek, zwanej Księgą Ordinarium, możemy doczytać się o siostrze chorych (pielęgniarce), jej posługaczce (konwersce) oraz o medyku. A ów medyk zapewne mieszkał w mieście i parał się również przyrządzaniem medykamentów.

Ale wróćmy do naszego Rynku 2, gdyż dzieje tej kamienicy są przedmiotem naszych dzisiejszych rozważań. Zapewne wybudowana (lub przebudowana - rozbudowana) została ona pod koniec pierwszej połowy XIX w. W ewidencji policyjnej do 1919 r. zapisana była pod numerem policyjnym 95. Jest to budynek jednopiętrowy z parterem użytkowym oraz piętrem mieszkalnym, oraz oficyną, będący własnością rodziny Stęczniewskich. Do końca 2007 r. prowadzona w niej była apteka „Pod Orłem", której korzenie ponoć sięgają początków XIX w. Jeszcze na początku obecnego stulecia poza apteką znajdowały się tutaj również gabinety lekarskie, tzw. praktyk prywatnych, ale ich żywotność z braku pacjentów i ówczesnej organizacji służby zdrowia szybko się skończyła.

Pierwszym aptekarzem, na którego trafiłem w Strzelnie był Schulze, który swoją profesję uprawiał w aptece „Pod Czarnym Orłem” w latach 1822–1834. W okresie od 1 maja 1834 r. do 1 stycznia 1835 r. zatrudniał on aż czterech pomocników. W tym czasie często się oni zmieniali, a od 19 lipca 1835 r. był tylko jeden pomocnik aptekarski. Kolejnym aptekarzem, na którego trafiłem w Strzelnie był aptekarz pierwszej klasy Fryderyk Klamroth, który w 1840 r. nabył sposobem kupna aptekę w Strzelnie i został zatem jako tameczny aptekarz koncessyonowany - ogłoszono w Amtsblattcie Królewskiej Pruskiej Regencji Bydgoskiej. W rok później aptekarz pierwszej klasy Karol Hoffmann ze Strasburga nabył sposobem kupna aptekę Klamrotha w Strzelnie. Jest on do utrzymywania jej koncesjonowanym i złożył według przepisów przysięgę. Hoffmann był radnym powiatowym, czyli radcą Sejmiku nowo powstałego w 1886 r. Powiatu Strzelińskiego. Wymieniony w grudniu 1886 r. w komisji do zbadania reklamacji podatku klasowego, komisji do załatwiania sporów w sprawach domicilium (mieszkaniowych) i komisji wyboru ławników i sędziów przysięgłych. W 1890 r. aptekarzem odnotowany został w mieście niejaki Życki, który był członkiem Dozoru Kościelnego i Reprezentacji Gminnej. W drugiej połowie XIX w. dom przy Rynku 2 stanowił własność Alfonsa Amrogowicza. Był on aptekarzem i prowadził na parterze aptekę. Amrogowicz w swej profesji zaistniał po Życkim. Niestety wcześniej działających w Strzelnie aptekarzy nie udało mi się ustalić. W księdze adresowej z 1903 r. wymienia się Amrogowicza, jako aptekarza. Profesją aptekarską zajmowali się na mniejszą skalę również miejscowi lekarze oraz zielarze. Ci ostatni sami wytwarzali specyfiki na poszczególne dolegliwości. Formę działalności aptekarskiej w zaopatrzeniu ludności w przeróżne medykamenty prowadziły również drogerie.

W budynku tym, późniejsza posłanka do Sejmu Dzielnicowego i przywódczyni Narodowej Organizacji Kobiet w Strzelnie, Wanda Siemianowska, wynajmowała lokal, który pełnił funkcje pracowni marszandzkiej i sklepu galanteryjnego. Wanda była ciocią wujka Mariana, siostrą jego mamy. Po wielokroć z ust wuja słyszałem opowieści o ciotce, które spisał na początku lat osiemdziesiątych XX w., a maszynopis mi przekazał. Więcej o niej przy okazji ul. Kościelnej. A oto fragment wspomnień zacnej pani Wandy spisany piórem jej siostrzeńca Mariana Strzeleckiego:


Działo się to w lokalu przy Rynku 2. Gdzieś pomiędzy 1893 a 1895 r. Strzelno odwiedził, nadprezydent prowincji poznańskiej Hugon von Wilamowitz-Möllandorff. Po zlustrowaniu miasta zauważył, że w sieci sklepów niemieckich i żydowskich brakuje jakby jakiejś branży. By przekonać magistrackich urzędników, której to specjalności brakuje, napomknął gospodarzom oprowadzającym go po mieście, ż chętnie nabyłby modny wówczas cylinder, ale zdaje mu się, że żaden ze sklepów takiego artykułu nie posiada. Gdy w odpowiedzi usłyszał informację, że i owszem, można go nabyć tyle, że w sklepie prowadzonym przez Polkę, wyraził życzenie wejścia do tego sklepu. Zamiar ten zaawizowano Wandzie Siemianowskiej. Oczekiwała przybycia tego niezwykłego klienta z dużym niepokojem, wyczuwając, że coś się za tym kryje. Władała wprawdzie językiem niemieckim, jednak posługiwała się nim rzadko i niechętnie, do tego nie była przygotowana do obsługi tej rangi klienta. Nadprezydent okazał się, jak na Niemca na tak eksponowanym stanowisku, a może właśnie, dlatego człowiekiem niezwykle uprzejmym. Zamieniwszy kilka zdań na temat prosperowania tej placówki, faktycznie cylinder ten nabył. Nie był to zapewne gest w stronę przedsiębiorczej Polki. Zdumionym ojcom miasta zwrócił po prostu delikatnie uwagę, na to, jak wielka istnieje jeszcze sfera usług i handlu, w której żywioł niemiecki nie jest reprezentowany. W następstwie tej wizyty podobna placówka, ale już niemiecka powstała później w Rynku. Sprawę tę załatwiono, jak się to potocznie mówiło, w rękawiczkach. Wanda Siemianowska, przeniosła swój warsztat pracy w nieco ustronniejsze miejsce, bo do domu rodzinnego, przy ulicy Kościelnej 9. miejsce to stało się szczęśliwsze w dalszym prowadzeniu interesu.

W pomieszczeniach po działalności Wandy Siemianowskiej została uruchomiona później drogeria, która funkcjonowała do końca lat czterdziestych XX w. Przez szereg lat lokal po niej oraz meble stały niewykorzystane i kiedy aptekę przeniesiono w latach 70-tych do tych pomieszczeń część wyposażenia drogeryjnego zmodyfikowano i zaadaptowano do nowej funkcji.

Wracając do początku XX w., po Amrogowiczu właścicielem posesji został od 1913 r. przybyły do Strzelna z Poznania aptekarz Michał Stęczniewski. Formalnie nabył on aptekę od Amrogowicza ("Orędownik", 1913, Nr. 215). Urodził się on 7 września 1885 r. w Sulmierzycach w powiecie odolanowskim, a rodzicami jego byli Władysław i Pelagia. Stęczniewscy zamieszkiwali tamtą miejscowość od kilku pokoleń i to dość licznie. Młody Michał po gimnazjalnej maturze studiował farmację, po ukończeniu której oraz odbyciu praktyk w 1910 r. zdał na Uniwersytecie w Lipsku na Wydziale Farmacji egzamin państwowy i został samodzielnym dyplomowanym aptekarzem. W międzyczasie, bo w 1907 r., odbył przeszkolenie i przygotowanie wojskowe w 47. Pułku Poznańskim. Ponowne szkolenie przeszedł w 1913 r., po czym w sierpniu został awansowany do stopnia podporucznika. W trakcie działań wojennych w latach 1914-1918 nie brał w nich udziału, gdyż był uznany przez starostę, jako niezbędny tutaj na miejscu, a to w związku z tym, że był jedynym aptekarzem w mieście powiatowym Strzelnie. Po 1919 r. został członkiem zarządu miejskiego i trzykrotnie pełnił obowiązki burmistrza (po śmierci Pińkowskiego i Ciesielskiego oraz po przejściu Buszy do Poznania) był wiceburmistrzem po powołaniu burmistrzem Radomskiego, radny do Sejmiku i Rady Miejskiej w Strzelnie oficer wojska polskiego - porucznik rezerwy, zapalony myśliwy, członek spółki łowieckiej. Zmobilizowany w sierpniu 1939 r. wziął udział w wojnie obronnej, a następnie przedostał się na Kresy Wschodnie. Tam wzięty przez Rosjan do niewoli umieszczony został w obozie w Kozielsku. Został bestialsko zamordowany 30 kwietnia 1940 r. w Katyniu. Ekshumowany przez komisję niemiecką (ekshumacja opisana w raporcie z dnia 21.04.1943). Przy zwłokach zabitego znaleziono następujące dokumenty: Książeczkę wojskową, naramiennik (porucznik), kartkę z adresem, list, modlitewnik, bibułkę papierosową, lustro, portfel. Upamiętniony został na Pomniku Katyńskim, na starym cmentarzu w Strzelnie.


W czasie okupacji aptekę przejęła niemiecka sieć farmaceutyczna Adler-Apotheke. Od tego czasu utrwaliła się nazwa Apteka pod Orłem. Po 1945 r. aptekę prowadził syn Michała, Gwidon Stęczniewski (1914-1970) wraz z małżonką Aleksandrą z Brodniewiczów (1917-1999). Pan Gwidon był również aptekarzem w Szpitalu Rejonowym im. Tytusa Chałubińskiego w Strzelnie. Małżonkowie wychowali dwóch synów w zawodzie farmaceutycznym, Jerzego i Marka. Dziś posesja ta stanowi własność Jerzego Stęczniewskiego zamieszkałego w Warszawie, właściciela firmy farmaceutycznej.

Ale z tym miejscem, nam strzelnianom, szczególnie kojarzy się osoba aptekarza Jana Harasimowicza. Do Strzelna przybył on w 1973 r. i od razu dał się poznać, jako niezwykle sympatyczny i miły człowiek. Mawiano: Wilnus, zaciągający tą jakże miłą dla ucha melodią. W bardzo krótkim czasie inaczej nie mówiono o nowym strzelnianinie jak Magister. Często słyszało się: byłem u Magistra, Magister zlecił, Magister kazał odstawić, Magister mi pomógł, idźcie sąsiadko do Magistra, tylko on wam pomoże. Ta opinia o cudownym dotyku [w domyśle znakomicie dobranym specyfiku] utrzymuje się po dzień dzisiejszy, bo nasz aptekarz już taki jest, że ludziom pomaga.

Rzeźba Jana Harasimowicza - w aptece.
Poza profesją aptekarską Jan Harasimowicz rozsławił Strzelno rzeźbą. Sztukę tę opanował do perfekcji i zasłynął szczególnie z przeniesienia motywów romańskich na płaskorzeźbę drewnianą. Maluje również obrazy, ale myślę, że więcej o jego pasji napiszę spacerując ulicą Świętego Ducha i przy okazji Apteki Romańskiej. Dopowiem jedynie, bo z tym miejscem najbardziej ta działalność Magistra się wiąże, że Jan Harasimowicz to nie tylko apteka i sztuka. My strzelnianie postrzegamy go również, jako nieustraszonego bojownika ruchu „Solidarnościowego", postrzegamy w nim ojca „Solidarności" strzeleńskiej, zarówno tej robotniczej, jak i chłopskiej oraz inteligenckiej. Ta karta biogramu mistrza Jana zapisana została złotymi zgłoskami w dziejach naszej małej ojczyzny.

Rzeźba Jana Harasimowicza - Łukasiewicz.
W tajemnicy przed komunistami, od 1980 r., na zapleczu Apteki pod Orłem spotykali się działacze niezależnego ruchu związkowego. Tu rodziły się pomysły na inną Polskę, tutaj też padły pomysły na tworzenie struktur „Solidarności" w poszczególnych zakładach strzeleńskich oraz wśród rzemiosła i chłopów. Przy okazji wspomnę nazwiska: Stanisława Lewickiego, Włodzimierza Wdowiaka, Kazimierza Halaka, Tadeusza Mateńki, Zygmunta Belińskiego i wielu innych, którzy w stanie wojennym konspirację przenieśli do Głuchej Puszczy do leśniczówki Stanisław Pijarowskiego.

Dzisiaj, chociaż apteka już nie istnieje, dom nadal znajduję się w rękach Jerzego Stęczniewskiego. Jest zadbany, choć na stałe niezamieszkany. Opiekę nad całą posesją sprawują małżonkowie Brzezicha, których często można spotkać wchodzących lub wychodzących z tegoż domostwa.
CDN