poniedziałek, 10 czerwca 2024

O Michelsonie zdań kilka

Do dziś niewiadomo w jakim domu urodził się Albert Michelson, za to wiadomo, że jego matka Rozalia Przyłubska była stuprocentową Żydówką i nie miała nic wspólnego z Przyłubskimi herbu Poraj. Skąd w takim razie polskie nazwisko u Żydówki, mieszkanki Królestwa Prus, a konkretnie części Polski zabranej w wyniku rozbiorów? Odpowiedź na to i wiele innych pytań znajdziecie czytając dzisiejszy artykuł.

Jak dotychczas o Albercie Abrahamie Michelsonie laureacie Nagrody Nobla napisałem tylko przy okazji opisywania dziejów ul. Stodólnej (Stodolnej). Dlaczego? Otóż główną przeszkodą w podjęciu tegoż tematu w Spacerkach po Strzelnie był brak wiedzy o miejscu, a właściwie domu, w którym 19 grudnia 1852 roku Albert przyszedł na świat - i niestety, do dzisiaj tej wiedzy nie posiadamy. Nie przekazano nam jej w żadnej relacji ludzi wówczas żyjących w naszym mieście, ani za pośrednictwem jakiegokolwiek dokumentu, w którym czarno na białym figurowałby zapis, iż ten a nie inny dom był własnością lub miejscem zamieszkania Michelsonów.

 

Tablica pamiątkowa

W 1963 roku na kamienicy przy Rynku 19 - narożnik z ówczesną ul 15 Grudnia (dzisiaj Świętego Ducha) fundując tablicę pamiątkową poświęconą A. A. Michelsonowi, naukowcy z Polskiego Towarzystwa Fizycznego nie napisali, że w tym domu, czy obok niego urodził się Michelson - kazali wyryć w kamieniu jedyne pewne stwierdzenie, iż - W tym mieście urodził się Albert Abraham Michelson… Maria Aleksandrowicz (1899-1987) w przewodniku Strzelno i okolice wydanym w 1979 roku na s. 30 napisała: - Nie udało się niestety ustalić, w którym domu i przy jakiej ulicy urodził się Michelson, syn kupca Samuela i jego żony Rozalii z Przyłubskich… Owe zdanie całkowicie pominął Antoni Słowiński (1922-2003) w kolejnym wydaniu przewodnika Strzelno i okolice z 1985 roku, za to rozbudował informację o profesji wykonywanej przez ojca przyszłego uczonego (s. 44), który miał być …właścicielem domu, kupcem, prowadzącym wyszynk oraz sprzedaż artykułów spożywczych

Tomasz Kardaś w wydanym w 2000 roku - we współautorstwie z Kazimierzem Chudzińskim - Nobliście ze Strzelna, na stronie 11 napisał, że …Michelson przyszedł na świat 19 grudnia 1852 roku w Strzelnie…, nie wskazując ulicy ani domu, w którym Rozalia z Przyłubskich Michelson powiła dziecko. Dodał, iż ojciec to (…) - Żyd prowadzący sklep bławatny w Strzelnie. Ten sam autor w kilkusetstronicowej biografii Od początku było światło. Rzecz o Albercie Abrahamie Michelsonie, 2014, poszedł dalej. Na str. 37-38 napisało o ojcu Alberta, iż: - Według Antoniego Słowińskiego - zasłużonego strzeleńskiego regionalisty - mieszkał w parterowym, szczytem ustawionym do rynku domu. W nim, 19 grudnia 1852 roku, o 5 nad ranem urodził się Albert.

Rynek w Strzelnie ok. 1900 r. Od lewej kamienica nr policyjny 24 oraz za nią domy nr policyjny25 i 26.

Rynek ok. 1910 r. Kamienica Lewinów

W tym wypadku chodzi o dom oznaczony numerem policyjnym 25, który został opisany w załączonych do książki dwóch ilustracjach (s. 761): - Widok rynku w Strzelnie. W głębi dwa domy zwrócone szczytami do rynku, według Antoniego Słowińskiego w pierwszym od lewej strony prawdopodobnie urodził się 19.12.1852 roku Albert Abraham Michelson. Obok niego stał dom nr 26. Oba te domy na początku XX w. stały się własnością żydowskiej rodziny Lewinów. Około 1910 roku Louis (Ludwik) Lewin w miejscu dwóch parterowych domów wystawił dużą  kamienicę. To na niej 4 września 1963 roku zawieszono tablicę pamiątkową ku czci A. A. Michelsona.

 

Wielokrotnie rozmawiałem z Antonim Słowińskim, o chociażby domniemanym miejscu urodzin uczonego. Kategorycznie zaprzeczał, by w miejscu kamienicy po Lewinach, czy wręcz wcześniej stojącego w tym miejscu jednego z dwóch domów urodził się Albert. Na pytanie, dlaczego właśnie na tej kamienicy zawisła tablica? - odpowiadał, że było to idealne miejsce ze względu na istniejącą w ściętym narożniku - pod wykuszem zwieńczonym wieżyczką - niszę, która wpasowywała się do planowanej tablicy. Do tego był to dom reprezentacyjny i w dobrym stanie, szczególnie jego elewacja - w części budynku znajdowała się od 1961 roku siedziba miejscowego Domu Kultury. Tak więc, zakryto niszę tablicą i z wielką pompą odsłonięto ją 4 września 1963 roku. Na uroczystość przybyła sama córka noblisty Dotothy Michelson Stevens. Była ona pierwszą osobą z tej rodziny, która po 107 latach od chwili wyjazdu stąd dziadków, ojca i ciotek odwiedziła nasze miasto. Sam Albert pomimo dwuletniego pobytu (1880-1881) w Berlinie, Poczdamie, Heidelbergu i Paryżu nie czuł potrzeby odwiedzenia rodzinnych stron - nic go tu nie ciągło, nawet wówczas, kiedy dołączyła do niego rodzina. Podobnie było w latach 1892-1893 - pobyt w Anglii i Francji oraz w kolejnych latach podczas pobytów w Europie.

Albert Abracham Michelson (1852-1931). Rzeźba dłuta artysty malarza i rzeźbiarza Stanisława Szukalskiego.

Krótki biogram

Albert na świat przyszedł w rodzinie kupieckiej w Strzelnie, małym miasteczku na Kujawach, 19 grudnia 1852 roku, a zmarł w wieku 78 lat, 9 maja 1931 roku w Pasadenie. Był amerykańskim fizykiem i laureatem Nagrody Nobla, którą odebrał 10 grudnia 1907 roku od Szwedzkiej Akademii Nauk w Sztokholmie w dziedzinie fizyki za konstrukcję precyzyjnych instrumentów optycznych i pomiary w dziedzinie spektroskopii i metrologii przy ich użyciu. Był drugim Amerykaninem noblistą po Teodorze Roosevelcie, a pierwszym w naukach ścisłych.

Albert wraz z rodziną w wieku niespełna 4 lat opuścił Strzelno i 19 lipca 1856 roku z Hamburga wypłynął do Nowego Jorku, a stamtąd Panamę i San Francisco dotarł do Murphy's Camp w hrabstwie Calaveras. Rodzina Michelsonów utrzymywała się ze sprzedaży narzędzi i materiałów potrzebnych poszukiwaczom złota i srebra. Będąc uczniem Lincoln Grammar School w San Francisco, po zabójstwie prezydenta Lincolna w 1865 roku za zgodą rodziców przyjął drugie imię - Abraham. W latach 1869-1873 studiował w Morskiej Akademii w Annapolis, a następnie rozpoczął dwuletnią służbę na morzach świata. Po jej odbyciu został zatrudniony w macierzystej uczelni na stanowisku wykładowcy fizyki i chemii. Na dalszą naukę został wysłany do Europy - głównie studia doktoranckie w Berlinie (1880-1882).

Po powrocie w kwietniu, 1 września 1882 roku objął stanowisko profesora fizyki w nowo utworzonej The Case School of Applied Sciece w Cleveland. 2 października 1889 roku rozpoczął pracę w Clark University w Worcester w stanie Massachusetts. W latach 1893-1929 pracował w uniwersytecie w Chicago.

Michelson, co podkreślają jego biografowie, nie wyróżniał się religijnością. Jego ojciec był wolnomyślicielem, a on sam przez całe życie był agnostykiem i tylko przez krótki okres był członkiem 21. Loży Wolnomularskiej w Waszyngtonie. 

W 1877 roku Albert Michelson poślubił Margaret McLean Heminway, z którą miał dwóch synów - Alberta Heminwaya i Trumana oraz córkę Elsę. W 1898 roku rozwiódł się i całkowicie zerwał stosunki rodzinne. W 1899 roku zawarł drugi związek małżeński - poślubił Edne Stanton, z którą miał trzy córki - Madeleine, Beatrice i Dorothy.

Michelson był konstruktorem bardzo precyzyjnego interferometru - Interferometru Michelsona. Przyrząd ten umożliwił mu przeprowadzenie bardzo dokładnych pomiarów prędkości światła, a także innych pomiarów z zakresu metrologii.

W 1887 r. Michelson wraz z Edwardem Morleyem przeprowadził eksperyment (współcześnie znanym jako doświadczenie Michelsona-Morleya) dowodzący, że prędkość światła w układzie źródła nie zależy od ruchu Ziemi. To doświadczenie, wykazujące brak wpływu ruchu obrotowego i orbitalnego Ziemi na prędkość światła w układzie źródła, miało doniosłe znaczenie dla Szczególnej teorii względności. Eksperyment Michelsona miał za zadanie potwierdzenie istnienia hipotetycznego eteru, będącego nośnikiem światła. Negatywny wynik badania stał się doświadczalną podstawą teorii względności. 

A teraz kilka zdań o Korzeniach Michelsona

O Michelsonie, niektórzy polscy biografowie piszą, iż był pochodzenia żydowsko-polskiego, synem Żyda Samuela i Polki Rozalii z Przyłubskich. Według moich dociekań Rozalia, jak i cała jej rodzina z dziada pradziada była rodziną żydowską. Długo szukałem potwierdzenia na tak często przywoływane polskie korzenie matki Alberta, Rozalii z Przyłubskich i niestety nie trafiłem na nic, co na nie wskazywałoby. W zamian za to upewniłem się, iż oboje rodzice po prostu byli Żydami. Otóż, siostra Michelsona, pisarka Miriam Michelson, napisała o swoich rodzicach w liście do Roberta Andrewsa Millikana, że ​​…zarówno ojciec, jak i matka Alberta Michelsona urodzili się z żydowskich rodziców[1]

W wykazach Żydów naturalizowanych w rejencji bydgoskiej, Michelsonów nie znajdujemy w Inowrocławiu, Strzelnie, Bydgoszczy, ani w Fordonie. Za to trafiamy na zbliżony zapis nazwiska w formie Michelsohn (w tłumaczeniu z niemieckiego syn Michała) dopiero w Czarnkowie i byli to: kupiec (Kaufmann) Gerson Michael Michelsohn, naturalizowany 14 stycznia1835 roku; kupiec-zarządca handlowy (Handelsmann) Noak Samuel Michelsohn, naturalizowany 5 maja 1835 roku oraz naturalizowany tego samego dnia kupiec-zarządca handlowy (Handelsmann) Gabriel Leib Michael Michelsohn[2]. Na to samo nazwisko trafiamy w Trzciance, gdzie znajdujemy kupca Jacoba Michaela Michelsohna, naturalizowanego 7 maja 1835 roku[3]. Z kolei w Chodzieży, mieszkał rabin Abel Michael Michelsohn (zapisany w 1852 roku jako Michelson), naturalizowany 21 kwietnia 1835 roku[4]. Natomiast w całej rejencji poznańskiej trafiamy na dwa przypadki naturalizowanych Żydów w Rogoźnie zapisanych w zbliżonej formie do nazwiska Michelson jako Michelsen. Byli to kupiec (Handelsmann) Abraham Michelsen oraz praktyczny lekarz Sigismund Heinrich Michelsen, obaj naturalizowani 13 września 1834 roku.

Co do nazwiska Przyłubski, uważam, że była to inowrocławska rodzina żydowska, absolutnie nie powiązana z polskimi Przyłubskimi z Przyłubia. Po prostu urzędnik wystawiający patent naturalizacyjny zapisał Abrahama pod losowo przybranym nazwiskiem - Przylupski. W wykazie osób naturalizowanych Żydowskiej Gminy Wyznaniowej w Inowrocławiu, którzy uzyskali 31 listopada 1834 roku patent naturalizacyjny, znajdujemy właściciela tawerny - barmana (Schänker) Abrahama Judę Przylupskiego[5] (Przyłubskiego?). Z czasem ta pierwotna forma przeszła swoistą ewolucję i ostatecznie utrwaliła się w zapisach jako Przyłubski.

W kulturze Żydów aszkenazyjskich nazwiska zaczęły się upowszechniać dopiero w XVIII w. We wcześniejszym okresie wystarczały Żydom ich imiona i różnego rodzaju przydomki. Dość powszechne było też stosowanie w mowie potocznej imienia własnego wraz z imieniem matki lub ojca, w formie dzierżawczej; np. Josef Fajgles (Josef, syn Fajgli), Mosze Fiszels (Mosze, syn Fiszela)[6].

W 1796 roku król Prus wydał edykt, w którym na podstawie rozporządzenia z 1797 roku nakazał Żydom przyjąć nazwiska. Zgodnie z tym postanowieniem, to zadanie powierzono magistratom. W wypadkach gdyby ktoś odmawiał przyjęcia proponowanego mu nazwiska, nadawano je z urzędu. Żydom nadawano nazwiska o niemieckim brzmieniu. Dochodziło przy tym do rozmaitych nadużyć; ładnie brzmiące nazwiska kosztowały znacznie więcej niż pospolite. Ubogim niejednokrotnie nadawano nazwiska ośmieszające ich, lub pogardliwe. Od 1806 roku pracę nad tym zadaniem kontynuowała administracja polska, która z kolei skłaniała się do nadawania nazwisk o polskim brzmieniu. Tak zapewne stało się z nazwiskiem Przylupski, które zapewne zostało nadane Abrahamowi synowi Judy w czasach Księstwa Warszawskiego, stąd to polskie brzmienie.

Ciekawostki na zakończenie

Berliński „Allgemeine Zeitung des Judenthums” z 20 grudnia 1907 roku donosił: Ci, którzy domagają się bardziej rygorystycznych przepisów imigracyjnych w Ameryce, otrzymają dobrą lekcję z faktu, że Żyd, który imigrował ze Strzelna w Poznańskiem, zdobył w tym tygodniu Nagrodę Nobla, wynosząc w ten sposób amerykańską naukę do wysokich zaszczytów. To profesor Albert Abraham Michelson z Chicago, który przybył do Ameryki wraz ze swoim ojcem Samuelem Michelsonem pięćdziesiąt lat temu i zyskał wielką sławę jako profesor fizyki na Uniwersytecie w Chicago. Zajmował się głównie optyką, a zwłaszcza interferencją światła. (…)

Wiedeński „Neue Nationalzeitung” - żydowski tygodnik polityczny z 3 stycznia 1908 roku na swoich łamach informował, iż: Nagrodę Nobla otrzymał Żyd, który wyemigrował do Ameryki ze Strzelna w Poznańskiem: profesor fizyki Albert Abraham Michelson z Chicago. Zajmował się głównie fizyką, a zwłaszcza interferencją światła. (…)

Foto.: Narodowe Archiwum Cyfrowe, Archiwum bloga, Heliodor Ruciński



[1] National Academy of Sciences, Washington, DC, 1938, tom. XIX) s. 128.

[2] Verzeichniss sämmtlicher naturalisierten Israeliten in Grossherzogentum Posen, Bydgoszcz 1836, s. 110.

[3] Ibidem, s. 113.

[4] Ibidem, s. 120.

[5] Ibidem, s. 124.

[6] Zofia Borzymińska, Nazwiska Żydów polskich, Internet: https://delet.jhi.pl/pl/psj/article/17805/%5B%5Blink.link%5D%5D - dostęp 08.06.2024.


środa, 5 czerwca 2024

Z dziejów wsi Łąkie - opowieść trzecia [3]

Znad Gopła i z Rynku strzeleńskiego przenosimy się nad jezioro Głębokie znane współcześnie pod nazwą Jezioro Łąkie, czyli do mojej rodzinnej wsi Łąkie, w której urodziła się babcia Marianna z Jagodzińskich Przybylska. Dzisiaj na początek wiersz o dziejach wsi, a następnie o życiu tutejszych kmieci, o ciężkich latach związanych z potopem szwedzkim, o zarazie pustoszącej wieś, a także o latach pomyślnych…

Łąkie
Od puszczy prastarej i toni jeziora Głębokiego,
Od drzew wiatrami kołysanych i dębu wysokiego
Słychać ptaków świergot i pieśnią tkane bajanie -
Jak to dawno temu Łąkiego zaczęło się rozkwitanie.
 
Czasy to były odległe i spisać ich nikt nie potrafił,
Dlatego w legendach treści ich czas nam pozostawił.
Przy ogniu wieczornym i blasku księżyca opowiadano,
Przekazując z dziada, pradziada historię nam podano.
 
Pierwszy tu trafił myśliwy, idąc tropem młodego jelenia,
Za nim gromada, która wieś budować poczęła od korzenia.
Blisko jeziora chat wiele z bali dębowych zbudowano,
Wysokim ostrokołem otoczono, za którym się chowano.
 
Osiadłszy na stałe żywot rozpoczął lud uczciwie pędzić,
Z jeziora ryb mnóstwo łowiąc, uczył się je wędzić.
Las karczował, pola obsiewał i pszczołom z barci podbierał,
A z runa leśnego pękate kosze grzybów, jagód i jeżyn zbierał.
 
Tak lud tutejszy doczekał wieków na pergaminach spisanych
I u Norbertan w skryptoriach klasztornych przechowywanych.
Tym to sposobem tajemną i starą historię nam rozjaśniono,
A zapisując - najważniejsze - do współczesności przeniesiono.
 
Mówiono wówczas, że nazwa Łąkiego od łąki się wywodzi,
A stare jezioro dlatego Głębokie, bo nikt po nim nie brodzi;
Kurzebiela od kurzenia popiołu białego, Zofijówka od Zosi,
Tomaszewo od Tomasza, a Ziemowity od tego, co zboże kosi.
 
Po kolonistach: osady, karczma i cmentarz pozostał niewielki,
A zamieszkali oni, gdy lud tutejszy pogrążył pomór wielki.
Od tego czasu wszyscy, Polacy i Niemcy żyli obok siebie,
Modląc się po swojemu, do Boga Ojca i Jezusa w Niebie.
 
Czasy dalekie i nie tak odległe, są dobrze przez nas poznane,
Gdyż przez dziadków, rodziców i krewnych opowiedziane.
A głosy ich wiatrem i echem niesione są pełne przesłania
I nakłaniają mieszkańców do Małej Ojczyzny miłowania.

Już u schyłku średniowiecza wieś Łąkie była typową ulicówką, położoną u zachodniego, wysokiego brzegu jeziora Głębokiego. Wszystkie gospodarstwa chłopskie i rzemieślnicze położone były po obu stronach jednej ulicy - drogi i tworzyły zwartą zabudowę. W tym czasie uprawiano na tutejszych gruntach generalnie przede wszystkim różne rodzaje zboża: żyto, jęczmień, proso, pszenicę i owies. W tzw. ogrodach koło domu wysiewano: cebulę, bób, soczewicę, groch. Ze zboża robiono mąkę do wypieku chleba lub wykorzystywano je jako paszę dla zwierząt. Hodowano: świnie, owce, krowy, kozy, gęsi, kury. Mięso zwierząt było drogie i generalnie trafiało na stoły najzamożniejszych. Ze skór zwierzęcych wyrabiano buty i pasy. Z gęsi pozyskiwano pierze na poduszki i pierzyny, a z owiec wełnę do wyrobu tkanin. Hodowano też woły, rzadziej konie, potrzebne do prac polowych.

Życie rodziny kmiecej (chłopskiej) wypełniała ciężka praca. Mężczyźni pracowali na użytkowanej przez siebie oraz na pańskiej roli i w lesie przy wyrębie drzew oraz zajmowali się zwierzętami na pastwisku. Obowiązkiem kobiety była praca w zagrodzie, ale również przy żniwach w polu. Nieco mniej pracy było zimą, kiedy prawie wszystkie prace polowe zamierały. Wówczas zajmowano się domowym rzemiosłem, z podziałem, że kobiety: tkały płótno, wyrabiały z wełny owczej przędzę, darły pierze i szyły ubrania; mężczyźni: dokonywali napraw, wykonywali narzędzia i wiele innych prac około gospodarskich.   

 

O regresie gospodarczym dowiadujemy się z danych pochodzących z roku 1527. Wówczas to w Łąkiem kmiecie uprawiali 8 łanów gruntów, a klasztor strzeleński uzyskiwał ze wsi dochody w wysokości: 2 grzywien z czynszów, 3 grzywien z dziesięciny, tylko 60 groszy z folwarku i aż 4 grzywny z jeziora oraz 4 grosze z kolędy. Ciekawostkę w dziejach wsi stanowi fakt, że przed 1565 roku wieś dzierżawili od klasztoru mieszczanie strzeleńscy. Z danych pochodzących z 1561 roku było to 6 łanów osiadłych i 2 łany puste - niezagospodarowane. Poza nimi były jeszcze 3 łany sołeckie, z których pół łana uprawiał włodarz tytułem zastawu, zaś 2,5 łana stanowiło obszar folwarku (preadium - gospodarstwa) prepozyta strzeleńskiego. Niestety nic więcej nie wiadomo, chociażby o formie użytkowania tej ziemi przez mieszczan, za to wiadomo, że dzięki tym dzierżawom mieszczanie zapewniali sobie dodatkowe dochody, dzięki którym mogli inwestować w swoje przedsięwzięcia miejski.

Dochód z jeziora, jaki uzyskiwał klasztor, zapewne był łącznym dochodem z niego samego jak i pozostałych akwenów czyli z kilku jeziorek ciągnących się na przestrzeni trzech kilometrów, w kierunku północnym, aż po współczesną naszym czasom wieś Jeziorki. Dziś po tych akwenach pozostało kilka małych, zresztą podobnie jak jezioro Łąkie, bezodpływowych stawów. Ich wielkość zmniejszała się na przestrzeni stuleci, wraz z obniżaniem się lustra wodnego jeziora Głębokiego.

Głęboką bliznę na stanie ekonomicznym Łąkiego pozostawił wiek XVII, a to za sprawą potopu szwedzkiego. Spustoszenie tutejszego rolnictwa przyniosły przemarsze wojsk, indywidualne grabieże, podpalenia, panoszące się choroby i wysoka śmiertelność wśród rdzennej ludności. Z relacji grodzkich z tego okresu dowiadujemy się, że spośród wsi ziemi strzeleńskiej w największym stopniu ucierpiało m.in. Łąkie. Stało się to najprawdopodobniej podczas wyzwalania w sierpniu 1656 roku ziemi wielkopolskiej przez hetmana Stefana Czarnieckiego. Wówczas to, Szwedzi spustoszyli wieś do tego stopnia, że miała ona kolosalne problemy z odbudową. Zmniejszyła się wówczas znacznie liczba mieszkańców, zniszczeniu uległa również duży odsetek zagród kmiecych, a pola leżały odłogiem i porosły krzewami. Wiele gospodarstw było opuszczonych. Jeszcze w 1682 r. kmiecie tutejsi mieli ogromne problemy w podjęciu hodowli owiec.

Prawdopodobnie klasztor na tych opuszczonych siedliskach - dzisiaj bliżej nieznanych gruntach Łąkiego - osiedlił osadników olenderskich. Czy była to południowo-wschodnia część wsi, późniejsze Huby pod borem? Tego niestety niewiadomo. Pozostała po tym bliżej nieznanym miejscu nazwana Koronowo Małe pod Strzelnem, które zaginęło na przełomie XVIII i XIX w. i o którym nie przetrwał do dzisiaj żaden ślad. Również lata następne nie były zbyt sprzyjające dla tutejszych mieszkańców. W latach 1708-1710 grasowało w Strzelnie i okolicy morowe powietrze, które najpewniej dotknęło, podobnie jak całą okolicę, również i Łąkie. Po tym okresie, już to za prepozytury Pawła Wolskiego, nastały lata stosunkowo stabilne w życiu miejscowego społeczeństwa. Prepozyt, który objął w zarząd dobra norbertańskie, zastał je zrujnowane i w krótkim czasie zaopatrzył w nowe budynki gospodarcze, odbudował inwentarz i obsiał wszystkie pola. Jego następcy musieli czerpali znaczne zyski z dóbr klasztornych m.in. z Łąkiego, pobliskich lasów i jezior. Efektem tego były znaczne inwestycje poczynione wówczas w samym Strzelnie, jak i w przebudowie oraz barokizacji świątyń strzeleńskich i kościoła w pobliskich Gębicach. 

W okresie osiemnastowiecznego pomyślnego rozwoju, Łąkie dzierżawiła szlachecka rodzina Chrząnowskich. Wiadomo jest, że 20 lutego 1757 roku zmarła tutaj nobilitowana Marianna Chrząnowska. W chwili śmierci miała 40 lat i zapewne żywota dokonała w tutejszym dworze. Przedstawicieli tej rodziny znajdujemy w zapiskach grodzkich i ziemskich konińskich, gnieźnieńskich oraz w metrykaliach katolickich strzeleńskich. Przedstawiciele tejże rodziny z Łąkiego nabyli prawo do dzierżawy wsi za sprawą koneksji rodzinnych z profeską (zakonnicą) strzeleńskiego zakonu norbertańskiego Agnieszką Chrząnowską. Zmarła ona rok później 7 czerwca 1758 - w 60. roku życia i 40. w zakonie. Ta praktyka koneksji rodzinnych w nabywaniu prawa do dzierżawy dóbr klasztornych była powszechnie stosowana. W przypadku Łąkiego poznaliśmy tylko tę jedną szlachecką rodzinę. 

CDN

 
Foto.: Paweł Kaczorowski i Archiwum bloga


poniedziałek, 3 czerwca 2024

Znikające ślady…

Do poniższego rozważania skłoniło mnie stare załączone powyżej zdjęcie, które otrzymałem ostatnio od Rainera Zobla z Niemiec. Z kolei Rainer otrzymał w spuściźnie po strzelnianinie śp. Klausie Mantheyu spory zbiór zdjęć związanych ze Strzelnem i okolicą. Sukcesywnie trafiają one do mnie i stają się inspiracją do pisania tekstów z sentymentalną nutką powrotów…

Pamiętam, kiedy jako młokos często zaglądałem z ciekawością do stojącego na rynku kościoła ewangelickiego. Sprofanowana świątynia wypełniona była przeróżnymi towarami, a moim oczom rzucał się wypisany wówczas na łuku tęczowym, poprzedzającym prezbiterium ołtarzowe nierozpoznawalny przeze mnie napis. Jego treść przyszło mi rozszyfrować dopiero przed kilku laty. Kościoła już od lat nie było, a w moje ręce wpadła pocztówka przedstawiająca jego wnętrze z częściowo niewidocznym owym napisem. Gdy dokładnie wpatrzyłem się w niego zauważyłem na końcu cytatu skrót imienia - Joh. i liczbę - 14.6. Bezsprzecznie był to fragment ewangelii według św. Jana. Widoczny był początek sentencji: Ich bin der… i jej koniec …Leben. Joh. 14.6. Sięgnąłem po Biblię i otworzyłem ją: - Jan rozdział 14, werset 6 i przeczytałem fragment: - Ja jestem drogą, prawdą i życiem. Sięgnąłem po niemiecką wersję, a tam stoi: - Ich bin der Weg, ich bin die Wahrheit, und ich bin das Leben. Joh. 14.6 - czyli polskie: - Ja jestem drogą, prawdą i życiem.

 

Jest lato 1969 roku. Rynek strzeleński, dzień powszedni, godziny popołudniowe. Mężczyzna i kobieta przemierzają na skos rynek, udając się w sobie znanym kierunku. Dwójka urwisów, z których jeden jest tylko w krótkich spodenkach zabawia się kopaniem kamieni. Ktoś wolnym krokiem przechodzi obok otwartych na oścież drzwi apteki w kierunku restauracji nazywanej przez miejscowych „barem po schodkach“. Przy tej okazji zobaczy jak postępują prace remontowe w pomieszczeniach po sklepie żelaza, który przygotowywany jest pod potrzeby szybkiej gastronomi, czyli baru. Właśnie skończono malowanie szyldu, który oznajmia wszem i wobec, że w tym miejscu będzie już niebawem „bar popularny“. Obok pod numerem 4, przed lokalem restauracyjnym stoi grupka mężczyzn. Wahają się, czy wpierw iść do fryzjera pana Henia, czy na jednego głębszego. To są ostatnie dni restauracji, którą zastąpi bar, a w opróżnionych po niej pomieszczeniach znajdzie lokum sklep metalowo-motoryzacyjny.

Dalej, przed sklepem mięsno-wędliniarskim PSS „Społem“ - dawniej należącym do państwa Ruszkiewiczów, którzy dziś są sprzedawcami w tej placówce - stoi samochód dostawczy marki „Żuk“. Zapewne przyjechał do wymiecionego z towaru i pustego sklepu, po równie puste skrzynki. W ciemno strzelając nie pomylę się jeżeli powiem, że sklep dzisiaj oferował kaszankę, leberę, smalec, mielonkę, kości i wołowinę rosołową. Być może była jeszcze parówkowa i zwyczajna. Obok pod kamienicą nr 7 stoi oparty o rurę, zabezpieczającą witrynę przed uszkodzeniem szyby, znudzony mężczyzna, być może emeryt i gapi się bezwiednie przed siebie. W pamięci ma nie tak dawny widok kościoła ewangelickiego, który swoją potężną bryłą przysłaniał drugą stronę rynku, a teraz, proszę, rozebrany daje panoramiczny obraz na cały centralny plac miasta.

Po kościele została do usunięcia resztka gruzu. Przez ostatnie 23 lata swojej egzystencji świątynia eksploatowana była przez GS „SCh“ jako magazyn zbożowy, a następnie jako zaplecze spółdzielczego sklepu, którego kierownikiem był legendarny p. Michał Dziadura. Po zakończeniu działań wojennych i wywiezieniu Niemców do obozów w Łagiewnikach i Potulicach, ówczesna władza wybebeszyła wnętrze kościoła z całego wyposażenia. Ogromny pająk dostał się parafii katolickiej, organy poszły do kościoła poewangelickiego w Orchowie i tam są do dzisiaj. Co stało się z resztą? Niestety nie udało mi się ustalić.

Do dzisiaj zadaję sobie szereg pytań, na które oczywiście znajduję odpowiedzi, ale niestety są one skażone wielowiekową antyniemieckością, która i na mnie ciąży. Zastanawiam się, co byłoby, gdyby budowla przetrwała, jaką rolę odgrywałaby w życiu mieszkańców? Może byłoby tutaj muzeum, może galeria, a może sala koncertowa. Uczciwie rzecz biorąc żałuję, że świątynia ewangelicka nie przetrwała…

Mniemam, że na centralny plac miasta niebawem powróci w sposób symboliczny owa piękna budowla. Proponuję podpatrzeć inne miasta, które nieistniejące budowle upamiętniają tablicami z opisem, co w tym miejscu się znajdowało (np. Bydgoszcz i tablica upamiętniająca kościół pojezuicki). 

Foto.: Archiwum bloga 

piątek, 31 maja 2024

O Potrzymiechu i Mlickich z Ostrówka - cz. 1

Widok na Potrzymiech od strony przystani promowej w Lachmirowicach - 1934 rok.

Na 25 km długim i do 3,5 km szerokim Gople, w jego południowej części, wcina się w toń jeziora od strony zachodniego brzegu - kierując się ku północy - półwysep Potrzymiech o długości ok. 7,7 km. U jego nasady znajduje się niewielka wieś Ostrówek, do której dotrzeć możemy od strony wschodniej - chyba największą atrakcją tego miejsca - promem Złotowo-Ostrówek. Również dotrzeć tutaj możemy od strony zachodniej drogą asfaltową z kierunków Lubstówek i Łuszczewo.  Analizując mapy z końca XIX w. łatwo zauważyć, że na Potrzymiech można było dojechać jeszcze dwoma innymi promami, a mianowicie z Lachmirowic do folwarku Alsen i z Siemionek do folwarku Seehof. W latach międzywojennych doszły jeszcze dwa kolejne promy - z Kościeszek i z Rzeszynka. Łącznie było pięć przepraw promowych, z których dziś pozostała jedna, Złotowo - Ostrówek.

W przeszłości obszar współczesnego półwyspu stanowiła grupa wysp. Dopiero w czasach późnego średniowiecz, gdy za przyczyną podjętych regulacji odwodnieniowych i wylesienia brzegów Gopła obniżyło się lustro wodne, z toni jeziora wyłonił się półwysep. Wówczas też w jego części południowej zaczął funkcjonować Ostrówek. Jego nazwa odnosi się do topografii terenu - słowo ostrówek (ostrów) to archaizm, oznaczający wyspę lub kępę wśród mokradeł otoczonych wodą. A skąd się wzięła nazwa półwyspu Potrzymiech? Otóż, Potrzymiech, a w przeszłości Potrzymiechy według przekazów ludowych swą nazwę wziął od prawa pozyskiwania torfu, którego można było dziennie ukopać po trzy miechy - Potrzymiechy. Już w dawnych latach zachodnie części półwyspu, które odkrywało obniżające się lustro wodne przypisane zostały - leżącym u zachodniego brzegu Gopła poszczególnym majątkom i nazwane zostały: Potrzymiech Kościeski, Potrzymiech Siemieński [Siemioński], Potrzymiech Lachmirowski [Lachmirowicki] i Potrzymiech Łęcki - (ks. Stanisław Kozierowski) oraz Potrzymiech Rzeszynkowski. 

Potrzymiech i okolice na wschód od Gopła - mapa z  1893 roku.

Jeden z pierwszych opisów Potrzymiecha znajdujemy w Gawędzie pana Jacentego o Gople, która wyszła spod pióra Emila Gozdawy i opublikowana została w „Przewodniku Katolickim” z 1896 roku, nr 28. Oto jego treść: - (…) Przed widzem zaś leżało Gopło w całej swej okazałości. Powierzchnie jego jak lustro olbrzymie lśniło się w świetle słońca porannego. W środku jeziora roztaczała się od granicy polskiej na pół mili ku Kruszwicy jak trzy szmaty ziemi w wodę rzucone wyspa Potrzymiech, znana z dobrego torfu ,a tak wielka, że ma kilka pańskich siedzib. Do niej przytula się mniejsza wysepka Potrzymionek; na niej jedyna pochyła, zgrzybiała chatka, mieszkanie władcy Potrzymionka - torfiarza. Ramą zaś obrazu tego malowniczego były majaczące w doli lasy sinawe, oraz ponure wały wysokie, usypane zapewne przez Szwedów za czasów Jana Kazimierza. Klucz żurawi posuwał się właśnie z wolna na jasnym niebie, współzawodniczącym z Gopłem swą pięknością.

Z kolei w numerze 25 „Piasta” z 1932 roku znajdujemy opis Gopła pióra Zygmunta Czapli, a w nim kilka zdań o Ostrówku: - (…) W Gopło wciska się od południa półwysep Potrzymiech, który jezioro dzieli na dwie wyraźne części, na wąską a długą część wschodnią strumieniową i na szeroką a płytką część zachodnią zatokową. Potrzymiech robi wrażenie małego kontynentu goplańskiego, połączonego tylko wąską szyjką z lądem kujawskim. Jedynym łącznikiem jest prom, który kursuje między Złotowem a Ostrówkiem, majętnością Józefa Jarmułt Mlickiego, która na Potrzymiechu tworzy odrębną dla siebie całość.

Zupełnie na południu Gopła położona wyspa Potrzymionek to jedna bryła torfu o brzegach zarosłych gęstym lasem trzciny i sitowia, mimo bujnej wegetacji mało urodzajna, za to posiada dobre pastwiska. Jest to kącik zapomniany przez świat i ludzi i utrzymany jeszcze

w dziewiczości, na wysepce mieszka torfiarz [w 1903 roku był to Kazimierz Kowalski], który prowadzi życie Robinsona.

Naprzeciw Potrzymiecha mieszka dwóch komandorów lecz nie, jakby ktoś pomyślał, floty polskiej; w Ostrowie bowiem, gdzie kościół św. Mateusza zbudował w 1720 roku Józef Bolesta Rudnicki, chorąży bydgoski, komandor orderu polskiego Polonia Restituta, dr Juliusz Prandota Trzciński, w Popowie zaś komandor orderu papieskiego św. Grzegorza dr Tadeusz Prandota Trzciński, których antenat był ostatnim starostą kruszwickim.

Ostrówek - fragment mapyz 1934 roku.

W wydanym w 1937 roku zeszycie 4. „Lektury Geograficznej”, w którym Władysław Sperczyński zamieścił opis Gopła znajdujemy taki oto rys: -  W parku pana Mlickiego w Ostrówku, a również i w ogrodach miejscowych gospodarzy, spotkałem w wielkiej ilości gładkie kule kamienne, jakby otoczaki, obrobione w wirowym obrocie wody w młynach glacjalnych, a jako już utoczone kule używane następnie przez mieszkańców w młynkach ręcznych. Oprócz innych „relikwii” przedhistorycznych znajduje się w parku p. Mlickiego kilka olbrzymich pali. Odkryto je po wypaleniu pewnej części łąki na przesmyku Potrzymiecha, gdzie sterczały nad łącznym pogorzeliskiem. Pale te są prawdopodobnie resztką osady palowej, za czym niezbicie przemawiają spotkane tam jeszcze belki poziomo z południa na północ położone, a między innymi kości, odłamki naczyń, palenisko i dwa wały piaszczyste, wyciągnięte ku brzegowi. Być może, że są to ślady starej fortyfikacji palisadowej, która zamykając w najwęższym miejscu Potrzymiech, uczyniła zeń doskonałe miejsce obronne. Często wykrywane przy kopaniu torfu i budowie dróg pale, deski i starodawne monety świadczą wymownie o minionym życiu nad brzegami Gopła.

Ostrówek - Głaz ognia.

Już współcześnie we wsi Ostrówek znajdujemy kamień, który zdaje się być świadkiem odległych dziejów tegoż miejsca, a o którym nie wspominają żadne stare źródła. Podobno - większość kamienia spoczywa w ziemi - w obwodzie ma on 3 m i jest wyjątkowym, gdyż na jego widocznej górnej powierzchni znajduje się głęboki ryt w kształcie odwróconej swastyki, czy raczej symbolu ognia i słońca - ruchu koła słonecznego, nieskończoności, dobrobytu i szczęścia… Kamień ten znajduje się blisko przeprawy promowej, przy skrzyżowaniu dróg, u początku drogi ku Rysiówce. Obok niego wkopany jest w ziemię betonowy słupek z zamocowaną na nim zieloną tabliczka, z godłem i napisem „Pomnik przyrody”. Zapewne ryt na głazie sięga czasów przedchrześcijańskich - czasów Goplan, a może jeszcze starszych, epoki neolitu i budowy potężnych megalitów. Czyżby w miejscu współczesnego Ostrówka była święta wyspa, ku której ciągły łodzie z wyznawcami bóstwa ognia i słońca? Czy spoczywa on w tym miejscu od zawsze, czy przyniósł go lodowiec, a może dawni mieszkańcy skądś go przytargali? Dlaczego kamień leży pod płotem? Głaz ognia, bo tak jest nazywany kamień z Ostrówka, chroniony jest prawem i chyba tylko zła historia XX w. sprawiła, że leży on w tak niegodnym miejscu. 

Ludzie, którzy tutaj jako pierwsi zamieszkali, miejsce to, a później osadę nazwali Ostrówkiem. W 1500 roku obszar Ostrówka i półwyspu Potrzymiech leżały w granicach starostwa i kasztelanii radziejowskiej. Z późniejszych danych (ks. St. Kozierowski) dowiadujemy się, że osada Ostrówek istniała w 1557 roku i należała do parafii w Ostrowie nad Gopłem. W dokumencie z 1613 roku znajdujemy wzmiankę o wsi Ostrówek i powinnościach zasiedlających ją kmieci. Była to wieś królewska, położona w II połowie XVI w. w powiecie radziejowskim województwie brzesko-kujawskim. Wchodziła w skład starostwa radziejowskiego i stanowiła uposażenie urzędników starościńskich, podobnie zresztą jak sąsiadujące z nią, a leżące u wschodniego brzegu Gopła Złotowo. Z chwilą I rozbioru Polski (1772 r.) Ostrówek znalazł się w granicach zaboru pruskiego w Kraju Nadnoteckim, w powiecie inowrocławskim.

Dwór Jarmułt-Mlickich w Ostrówku - stan ruiny 1981 rok.
 

Jarmułt-Mliccy

Prawdopodobnie po 1775 roku właścicielem Ostrówka został Kazimierz Bogatko, który w zapisach z 1779 roku posiadał również dział dóbr Leszcze obejmujący ludność w liczbie 40. Bogatkowie wywodzili się ze wsi Bogatki, z ziemi mazowieckiej. Kazimierz zajmował wysokie stanowiska urzędowe - jako komornik i regent ziemski rawski w 1764 roku, następnie 2 stycznia 1765 roku mianowany cześnikiem radziejowskim, 15 kwietnia 1767 roku awansowany na pisarza rawskiego. Ten urząd piastował do 1783 roku, kiedy to 20 stycznia objął urząd kasztelana konarsko-kujawskiego. 21 kwietnia 1785 roku został mianowany kasztelanem kowalskim, a 12 maja 1788 roku kasztelanem kruszwickim. Tę funkcję pełnił do 1793 roku. W 1785 roku został Kawalerem Orderu Świętego Stanisława, a w 1791 roku - Orła Białego. Żonaty był z Domicelą z Głębockich, z którą miał trzy córki - Agnieszkę, Mariannę i Petronelę.

Córka Marianna w 1801 roku poślubiła w Piotrkowie (Kujawskim) Józefa Jarmułt-Mlickiego (ur. ok. 1777 r.), syna Kajetana Jarmułt-Mlickiego herbu Dołęga, kasztelana sierpeckiego, pana na Osówcu i Wiktorii Kiełczewskiej. Marianna w 1804 roku stała się wraz z siostrami współwłaścicielką drugiego działu w Leszczach. Po śmierci rodziców, w 1815 roku przeprowadzono podział na gruncie, który obejmował miasteczko Piotrków w powiecie radziejowskim, Leszcze oraz Jurkowo i Ostrówek w powiecie inowrocławskim. W wyniku ustaleń rodzinnych właścicielką dóbr Leszcze, Jurkowo i Ostrówek - w połowie przez dziedzictwo i w połowie przez dzierżawę wieczystą oraz dzierżawę wieczystą Jerzyc została Marianna z Bogatków Jarmułt-Mlicka, żona Józefa Jarmułt-Mlickiego (wartość szacunkowa 200 000 zł. p.).

Pozostałości po alei wiodącej do dworu - 1985 rok.

W międzyczasie, po śmierci 18 grudnia 1808 roku kasztelana Kajetana Jarmułt-Mlickiego, Józef jako najstarszy syn przejął zarząd na dobrami ziemskimi w Osówcu, liczącymi ok. 1000 ha. Józef mieszkał wraz ze żoną Marianną i dziećmi w Osówcu. Tutaj też urodziła się czwórka ich dzieci: Dionizy (1801-1882), Prakseda (1805-1861), Jan (1808-1874) i Teofil (1813-1883). 

Po śmierci Marianny i Józefa w 1824 roku dobra Leszcze z Jurkowem i Ostrówkiem odziedziczyły ich dzieci: Dionizy Jarmułt-Mlicki, Jan Jarmułt-Mlicki, Prakseda z Jarmułt-Mlickich Kraszkowska (ślub ok. 1824 r. - mąż Antoni był dziedzicem Zielęcina w Wielkopolsce) i Teofil Jarmułt-Mlicki. Jednocześnie zarządcą Osówca, Leszczy, Jurkowa i Ostrówka został wówczas pełnoletni Dionizy. Najmłodszy z braci Teofil wziął udział w powstaniu listopadowym 1830-1831. Po upadku powstania i jego powrocie w gronie rodzinnym zapadła decyzja, by Teofil dokończył przerwaną naukę. W tym celu udał się do Leszna i tam ukończył miejscowe gimnazjum. Powróciwszy z głową pełną wiedzy i odbywszy praktyki rolnicze Teofil przejął w 1839 roku z rąk brata Dionizego zarząd nad spadłymi na niego dobrami, które umiejętnie i praktycznie prowadził.

Dwór w Ostrówku - elewacja południowa - 1981 rok.
 

Jan Jarmułt-Mlicki

W międzyczasie (1834 r.) wymieniani byli jako właściciele Ostrówka: Dionizy Jarmułt-Mlicki, Jan Jarmułt-Mlicki i siostra Prakseda z Jarmułt-Mlickich Kraszkowska - pozostałe starsze rodzeństwo Teofila. Po spłaceniu siostry około 1835 roku nastąpił podział dóbr pomiędzy Dionizym i Janem. Pierwszy otrzymał Leszcze i Jurkowo, drugi - Ostrówek. W latach 1835-1874 majątek Ostrówek należał do Jana Jarmułt-Mlickiego. Dość późno, bo w wieku 40 lat  - w 1841 roku - Jan zawarł w Siedlimowie związek małżeński z Kazimierą Trzebuchowską (1812-1882) herbu Ogończyk; córką Augustyna i Brygidy Gosk z Kożuszkowej Woli. Małżonkowie mieli czwórkę dzieci: Bolesława (1848-1908), Władysława (1847-1925), Jadwigę (1850-) oraz Augustyna Gustawa (1850-1898).

Janowi należy przypisać wybudowanie nowego dworu, zabudowań folwarcznych i zaprowadzenie nowoczesnej uprawy gruntów z zastosowaniem płodozmianu. Powiększył on również swoje dobra o zakupiony w połowie XIX w. od rządu pruskiego folwark Siedluchna pod Strzelnem (117 ha). Od 1874 roku gospodarzył na nim syn Augustyn - kawaler. Po jego nagłej śmierci, która nastąpiła podczas pobytu w Mogilnie 21 czerwca 1898 roku, dobra te nabył od rodziny Niemiec Gustaw Zempel.

Najstarszy syn Jana i Kazimiery, Bolesław urodził się 30 września 1848 roku w Ostrówku. W młodych latach został powołany na wojnę francusko-pruską 1870-1871, a po powrocie gospodarzył w Ostrówku - do 1876 roku. Po tym roku nabył majątek Lubiń pod Trzemesznem, który następnie sprzedał i w tym samym roku 1882 nabył Skrzetuszewo w powiecie gnieźnieńskim. Następnie od 1893 roku gospodarzył na 250 hektarowym majątku Rudy pod Mielżynem. Zmarł 19 grudnia 1908 roku we dworze zięcia Stefana Szumlańskiego w Kątnie pod Gębicami - pochowany w Kwieciszewie.

Ostrówek - droga przy zachodniej granicyparku 1985 rok.

W tym miejscu przywołuję za gazetą „Przyjaciel” z 1883 roku (nr 3) sylwetkę Dionizego Jarmułt-Mlickiego, który po rodzicach dzierżył w latach 1825-1835 wspólnie z rodzeństwem prawo do Ostrówka.

Dionizy Jarmułt-Mlicki (1801- 1882)

Na samym schyłku starego roku zakończył żywot doczesny opatrzony św. sakramentami senior obywateli kujawskich śp. Dionizy Mlicki, przeżywszy lat 81. Potomek rodziny kasztelańskiej po mieczu i kądzieli, znanej z ofiarności i poświęcenia dla kraju, stał się śp. Dionizy godnym spadkobiercą cnót przodków swoich, żywot bowiem jego był nieprzerwanym pasmem dobrych uczynków, przykładem obowiązkowości, oszczędności i niezmordowanej pracy. Śp. Dionizy urodził się w roku 1801 z kasztelanki Marianny Bogatko poślubionej Józefowi Mlickiemu, dziedzicowi kilkowiekowej posiadłości rodzinnej Osówca. Odebrawszy pierwsze początki nauki w domu rodzicielskim, uczęszczał do szkół w Płocku,

w Poznaniu, a kończył studia w Berlinie. Następnie odziedziczył macierzyński majątek w Kujawach Leszcze, gdzie blisko pół wieku zamieszkał i życia dokonał. Wychowany w wierze ojców, sumiennie wypełniał przepisy kościoła św., Miłość Boga i bliźniego, miłość ojczyzny i ludzkości wryła się głęboko w serce nieboszczyka. Przyjemny i uczynny sąsiad, troskliwy o swoją czeladkę, chlebodawca i dobry Polak i obywatel nie zaniedbywał nigdy swoich obowiązków, wypełniając je z rzadką sumiennością bez rozgłosu, choć w skromnym zakresie. Niezmordowany w pracy przy rzadkiej u nas dla siebie oszczędności, nie tylko przechował odziedziczony majątek, lecz go znacznie powiększył. Oszczędność tą rozsądna nie przeszkadzała mu wcale w hojnym podejmowaniu gościa, mawiał bowiem: gość w dom, Bóg w dom, nie powstrzymała prawicy do udzielenia datku czy to na cele patriotyczne czy na otarcie łzy niedoli. Toteż wiadomość o śmierci śp. Dionizego głęboki wywarła smutek na wszystkich, którzy znali tę sympatyczną postać sędziwego starca, jego szlachetną i cnotliwą duszę. Jak bardzo był szanowanym i kochanym, dowodzi liczny zjazd obywateli nawet z dalszych okolic i tłumy ludu, który się zebrał, aby oddać ostatnią przysługę nieboszczykowi. Eksportacja zwłok odbyła się z Leszcza do parafialnego kościoła w Ostrowie dnia 29 grudnia 1882 roku. Dnia następnego po uroczystym nabożeństwie za duszę zmarłego ksiądz Sieg z Orchowa wszedłszy na ambonę wygłosił piękną mowę, w której przedstawiwszy nieboszczyka jako gorliwego katolika, dobrego Polaka, wzorowego ojca i obywatela zachęcał zarazem licznie zebranych słuchaczy a zwłaszcza młodzież naszą do pracy, oszczędności i

miłości Ojczyzny, których to cnót przykład pozostawił nam śp. Dionizy. Zwłoki nieboszczyka wynieśli z kościoła najbliżsi krewni i złożyli je do grobu familijnego. Cześć jego pamięci!

CDN

Foto.: Archiwum Bloga, Ośrodek Dokumentacji Zabytów w Warszawie - Pracownia Konserwacji Zabytków w Toruniu; Narodowe Archiwum Cyfrowe, Internet - domena publiczna.


czwartek, 30 maja 2024

Boże Ciało - wczoraj i dzisiaj

Boże Ciało - uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa. Cudowny dzień, który od setek lat gromadzi strzelnian na wspólnej procesji wokół Rynku. Niezależnie od pogody, czy to deszcz, czy słońce, kilka tysięcy parafian od św. Trójcy towarzyszyło i towarzyszy Jezusowi Chrystusowi - ukrytemu pod postacią Chleba - w Jego peregrynacji po centralnym placu miasta. Wyjątek stanowił okres okupacji hitlerowskiej i lata wojen, szczególnie Potopu szwedzkiego, tej 13. letniej z progu XVIII wieku oraz z czasów napoleońskich. Nie stał na przeszkodzie okres PRL-u. Za wyjątkiem nielicznych ideowców, gremialnie uczestniczyliśmy w procesjach.

Już od wczesnych godzin rannych cztery umówione grupy mieszczan stawiały ołtarze, po jednym, z każdej strony Rynku. W okresie zaborów pierwszy ołtarz stawiano w ul. Kościelnej, a właściwie przy placu nazwanym później imieniem Świętego Wojciecha, przy budynku Szkoły Katolickiej. Drugi ołtarz z pominięciem południowej pierzei Rynku stawiano po stronie zachodniej przy kamienicy Kowalskich (Nr 23 - obecnie własność Marka Kordylaka). Trzeci ołtarz po stronie pierzei północnej stawiano przy budynku apteki (Nr 2) oraz czwarty przy kamienicy Munków (Nr 12). Już w latach międzywojennych po nabyciu kamienicy w Rynku pod numerem 18 od Niemca Rittera przez Stanisława Kaczmarka (1933 r.), przy tym domu zaczęto budować pierwszy ołtarz w Rynku i ta tradycja trwa do dzisiaj. Od dziesiątek lat głównymi budowniczymi ołtarza była mieszkająca tutaj rodzina Lewickich i kolejne jej pokolenia zięcia Jamrożego i jego synów. Po wojnie budowę drugiego ołtarza przejęła od Kowalskich rodzina Glanców spod numeru 22 i kontynuowała ją w kolejnym pokoleniu zięcia Rafała Konieczki, a obecnie córki Rafała Aleksandra Łykowska. Trzeci ołtarz w latach powojennych, po upaństwowieniu apteki przejęła rodzina Brożków spod numeru 5. W latach 80. XX w. zwyczaj ubierania trzeciego ołtarza powrócił pod aptekę, a od końca lat 90. XX w. zwyczaj ten przejęła rodzina Rucińskich spod numeru pierwszego (Nr 1). Najdłuższą tradycją ubierania ołtarza cieszy się kamienica pod numerem 12, bo co najmniej od 1889 roku. Z chwilą kiedy właścicielami tej kamienicy stali się Rzekanowscy, czynili to oni, a po nich kolejne pokolenia, po dzisiejszych członków tej rodziny - Sarnowskich.

Na tle ołtarza przy Runku 1, który w trójkę zbudowaliśmy w 2008 r. - Krzysztof, Heliodor, Marian

Od 2010 roku ks. kan. Otton Szymków zafundował budowniczym ołtarzów nowe znacznych rozmiarów oleodruki z motywami eucharystycznymi i z cytatami z Pisma Świętego. Stałym elementem dekoracyjnym Placu św. Wojciecha, ulicy Kościelnej i Rynku od niepamiętnych czasów, obok kwiatów są drzewka brzozowe. Niegdyś dochodziły do tego girlandy ze świerku, liści klonowych i dębowych oraz z specjalnie ciętego, zielonego papieru. Niegdyś nad ołtarzami Glanców i Brożków, które budowano pod balkonami, stały na tych balkonach dzieci ubrane w stroje aniołów i sypały z wysokości płatki kwiatów. Robiły to w momencie podchodzenia procesji, błogosławieństwa Najświętszym Sakramentem i odejścia procesji spod ołtarza.

Strzelno - Boże Ciało ok. 1910 r.

Dla zobrazowania strzeleńskiej tradycji do współczesnych zdjęć dołączyłem również kilka zdjęć starych. Również cytuję apel, jaki ukazał się w „Nadgoplaninie“ 19 czerwca 1889 r.: W czwartek przypada, święto Bożego Ciała. Po sumie odbędzie się uroczysta procesya do czterech ołtarzy wybudowanych w rynku naszego miasta. Prosimy tedy naszych szacownych obywateli i obywatelki mieszkających przy ulicy Kościelnej lub Rynku, aby ku podniesieniu nabożeństwa domy przystroili o ile im to będzie możebnem [przypomnę, że wiele domów należało do Żydów i Niemców]. Jesteśmy przekonani, że wszyscy bez wyjątku do naszej prośby się zastosują i uświetnią tę drogę, którędy Pan Jezus postępować będzie.

W tejże samej gazecie z 2 czerwca 1888 r. znajdujemy opis procesji Bożego Ciała w Strzelnie. Również zacytuję tam treść w całości, byście mogli porównać sobie zwyczaje panujące przed 112-laty w naszym mieście:

Procesya Bożego Ciała odbyła się w czwartek wśród pięknej pogody w Rynku naszego miasta. Celebransem był nasz czcigodny ks. proboszcz [Korol] Wojczyński. Po dwunastej wyruszyła z kościoła procesya, w której liczba wiernych z każdego stanu, płci i wieku żywy udział brała: kilka tysięczny zastęp prawych dzieci Kościoła św. towarzyszyło Panu Jezusowi w obchodzie uroczystym po ulicach naszego miasta. Przed celebransem postępował długi szereg dziewcząt szkolnych w bieli, które Panu Jezusowi w drodze słały kwiaty. Pierwszą ewangelię odśpiewał Kapłan przy ołtarzu wystawionym w drzwiach starego gmachu tutejszej szkoły katolickiej przed pomieszkaniem nauczyciela p. P.[iotra] Palińskiego [nieistniejący budynek, na którego miejscu stoi szalet przy Placu Świętego Wojciecha]. Stąd wyruszyła procesja ulicą Kościelną w Rynek, gdzie drugą ewangelię przy ołtarzu wystawionym przed domem kupca p. Jana Kowalskiego [Rynek 23, obecnie posesja Rejniaków] celebrans odśpiewał; trzecia ewangelia została odśpiewana przy ołtarzu wystawionym przez tutejszą aptekę, będącą własnością p. Lepell'a [obecnie Rynek 2, budynek po „Aptece pod Orłem" Jerzego Stęczniewskiego], czwarta zaś przy ołtarzu wystawionym przed handlem p. Antoniego Psuji [obecnie Rynek 12, kamienica należała do Żyda Munka, u którego Psuja prowadził sklep].

Wszystkie ołtarze celowały pięknością i ozdobnym ustrojem, szczególniej zaś ołtarz przed apteką, który p. Lepell na ten cel bardzo gustownie dał zbudować. Cześć zacnym tym panom, którzy nie szczędzili ani zabiegów, ani fatygi, ani kosztów, aby chwilowy przybytek dla Pana Zastępów jak najpiękniej ozdobić i miłym uczynić! Katoliccy mieszkańcy w ulicy Kościelnej jako i w Rynku pięknie udekorowali okna mieszkań swoich. Przytaczam tu pp. Leszczyńskiego rymarza, Jeskiego rzeźnika i Norka dekarza, którzy bardzo gustownie okna mieszkań swoich w obrazy, kwiaty i światło jarzące przystroili; p. Sępowska przystroiła w kwiaty i obrazy swoje okno wystawne; p. Dzierożyńska przyozdobiła okna mieszkania swego w dywany, kwiaty i światło jarzące.

Cześć wam za to zacni obywatele i zacne obywatelki! Co jednak bardzo raziło to było to, że niektóre żydowskie kramy w ulicy Kościelnej niebyły zamknięte, chociaż ci panowie na pewno o tem wiedzą, że to Boże Ciało (Fronleichnam) święto nakazane i że kramy powinny były być zamknięte. Jeżeli ci panowie umieją szanować pieniądz, który mu przynosi katolik-Polak, to też powinni umieć uszanować uczucia religijne tego Polaka-katolika. Albo czyż ten Polak-katolik w każdym względzie ma dla tych panów pozostać głupim gojem? Jeżeli tak, to nie będzie to nic dziwnego, że Polak-katolik tych panów stanowczo pomijać będzie, jako tych  którzy nie umieją albo też nie chcą uszanować najświętszych uczuć każdego katolika-Polaka. Przecież sama forma nakazuje każdej religii oddać przynależny szacunek, a tylko człowiek bez wychowania i wykształcenia może jakiejkolwiek religii ubliżyć, za co go naturalnie w danym razie owo beczące stworzonko czeka! Tyle tym panom w upominku!

Nie chcemy przy tej okazji pominąć jednej rzeczy, która na powszechne uznanie zasługuje to jest to, że procesja Bożego Ciała obecnie - tak jak ongi -w Rynku (nie jak to przez pewien czas się działo na dziedzińcu) się odbywa. Starania celem odświeżenia zaniechanego przywileju dołożył tutejszy dozór kościelny, a szczególnie przewodniczący tegoż p. Antoni Psuja, za co jemu na tem miejscu publiczne podziękowanie.

Piszący tę relację nie wspomniał nic o Żydzie Munku, który wyrażał zgodę na budowanie ołtarzy pod swoją kamienicą. Ten zwyczaj - jak już wspominałem - przejęli później polscy właściciele Rzekanowscy i kontynują po dziś dzień, państwo Sarnowscy.  

Boże Ciało w Strzelnie l. 30. XX w.

Uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Pańskiej, zwana również w formie nadzwyczajnej rytu rzymskiego: Święto Najświętszego Ciała Chrystusa (Festum Sanctissimi Corporis Christi), potocznie także Świętem Ciała i Krwi Pańskiej, a w tradycji ludowej: Boże Ciało, jest jednym z najważniejszych świąt w liturgii kościoła katolickiego. Procesja Bożego Ciała jest i była jedną z barwniejszych procesji, jakie w ciągu roku mają miejsca w Strzelnie.

Prowadzona jest przez księdza proboszcza i wikariuszy i odbywa się do miejsc najważniejszych w przestrzeni sakralnej miasta, czyli Rynku. W parafiach okolicznych - wiejskich przede wszystkich do krzyży, kapliczek i figur. Procesja zatrzymuje się przy czterech ołtarzach polowych, przy których czytane są fragmenty Ewangelii. Dla celebracji kultu trasa procesji jest przyozdabiana przez ścięte drzewa (brzozy) ustawiane przy trasie przemarszu. W naszej tradycji zawsze bogato dekorowano okna mieszkań i witryny sklepów, a kwiatem szczególnym w tym okresie były piwonie (bijony) oraz kwiaty bzu. W trakcie procesji ludzie śpiewają pieśni i litanie na przemian z orkiestrą dętą OSP, zaś śpiew liturgiczny przy ołtarzach wykonuje chór Harmonia.

Wierni szczególnie wspominają Ostatnią Wieczerzę Pańską i Przeistoczenie chleba i wina w Ciało i Krew Pańską - Jezusa Chrystusa. Pamiątkę tego wydarzenia Kościół obchodzi także w Wielki Czwartek, wtedy jednak rozpamiętuje się także Mękę Jezusa Chrystusa, natomiast uroczystość Bożego Ciała ma charakter dziękczynny i radosny. W Polsce obchodzi się ją w czwartek po Uroczystości Trójcy Świętej, a więc jest to święto ruchome, wypadające zawsze 60 dni po Wielkanocy. Najwcześniej może przypaść 21 maja, najpóźniej 24 czerwca. W niektórych krajach przenoszone jest na kolejną niedzielę.

Uroczystość ta została ustanowiona na skutek widzeń św. Julianny z Cornillon. Pod ich wpływem bp. Robert ustanowił w 1246 r. taką uroczystość dla diecezji Liège. W 1252 r. została ona rozszerzona na Germanię. W 1264 r. papież Urban IV ustanowił tę uroczystość dla całego Kościoła. Uzasadniając przyczyny jej wprowadzenia wskazał: zadośćuczynienie za znieważanie Chrystusa w Najświętszym Sakramencie, błędy heretyków oraz uczczenie pamiątki ustanowienia Najświętszego Sakramentu, która w Wielki Czwartek nie może być uroczyście obchodzona ze względu na powagę Wielkiego Tygodnia. Jednakże ze względu na śmierć Urbana IV bulla ta nie została ogłoszona, a tym samym uroczystość nie została ustanowiona. Uczynił to dopiero papież Jan XXII, który umieścił powyższą bullę w Klementynach w 1317 r.

W Polsce po raz pierwszy wprowadził tę uroczystość biskup Nankier (Jan Kołda herbu Oksza) w 1320 r. w diecezji krakowskiej. W 1420 r. na synodzie gnieźnieńskim uznano uroczystość za powszechną, obchodzoną we wszystkich polskich kościołach. W późnym średniowieczu i w renesansie największym sanktuarium kultu Bożego Ciała w Polsce był kościół Bożego Ciała w Poznaniu. Z Bożym Ciałem związana jest także uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa, która jest obchodzona zaraz po oktawie Bożego Ciała, czyli w piątek osiem dni po Bożym Ciele.

Zdjęcia współczesne Heliodor Ruciński; archiwalne ze zbiorów Mariana Przybylskiego i rodziny Glanców - Konieczków - Aleksandry Łykowskiej