środa, 5 czerwca 2024

Z dziejów wsi Łąkie - opowieść trzecia [3]

Znad Gopła i z Rynku strzeleńskiego przenosimy się nad jezioro Głębokie znane współcześnie pod nazwą Jezioro Łąkie, czyli do mojej rodzinnej wsi Łąkie, w której urodziła się babcia Marianna z Jagodzińskich Przybylska. Dzisiaj na początek wiersz o dziejach wsi, a następnie o życiu tutejszych kmieci, o ciężkich latach związanych z potopem szwedzkim, o zarazie pustoszącej wieś, a także o latach pomyślnych…

Łąkie
Od puszczy prastarej i toni jeziora Głębokiego,
Od drzew wiatrami kołysanych i dębu wysokiego
Słychać ptaków świergot i pieśnią tkane bajanie -
Jak to dawno temu Łąkiego zaczęło się rozkwitanie.
 
Czasy to były odległe i spisać ich nikt nie potrafił,
Dlatego w legendach treści ich czas nam pozostawił.
Przy ogniu wieczornym i blasku księżyca opowiadano,
Przekazując z dziada, pradziada historię nam podano.
 
Pierwszy tu trafił myśliwy, idąc tropem młodego jelenia,
Za nim gromada, która wieś budować poczęła od korzenia.
Blisko jeziora chat wiele z bali dębowych zbudowano,
Wysokim ostrokołem otoczono, za którym się chowano.
 
Osiadłszy na stałe żywot rozpoczął lud uczciwie pędzić,
Z jeziora ryb mnóstwo łowiąc, uczył się je wędzić.
Las karczował, pola obsiewał i pszczołom z barci podbierał,
A z runa leśnego pękate kosze grzybów, jagód i jeżyn zbierał.
 
Tak lud tutejszy doczekał wieków na pergaminach spisanych
I u Norbertan w skryptoriach klasztornych przechowywanych.
Tym to sposobem tajemną i starą historię nam rozjaśniono,
A zapisując - najważniejsze - do współczesności przeniesiono.
 
Mówiono wówczas, że nazwa Łąkiego od łąki się wywodzi,
A stare jezioro dlatego Głębokie, bo nikt po nim nie brodzi;
Kurzebiela od kurzenia popiołu białego, Zofijówka od Zosi,
Tomaszewo od Tomasza, a Ziemowity od tego, co zboże kosi.
 
Po kolonistach: osady, karczma i cmentarz pozostał niewielki,
A zamieszkali oni, gdy lud tutejszy pogrążył pomór wielki.
Od tego czasu wszyscy, Polacy i Niemcy żyli obok siebie,
Modląc się po swojemu, do Boga Ojca i Jezusa w Niebie.
 
Czasy dalekie i nie tak odległe, są dobrze przez nas poznane,
Gdyż przez dziadków, rodziców i krewnych opowiedziane.
A głosy ich wiatrem i echem niesione są pełne przesłania
I nakłaniają mieszkańców do Małej Ojczyzny miłowania.

Już u schyłku średniowiecza wieś Łąkie była typową ulicówką, położoną u zachodniego, wysokiego brzegu jeziora Głębokiego. Wszystkie gospodarstwa chłopskie i rzemieślnicze położone były po obu stronach jednej ulicy - drogi i tworzyły zwartą zabudowę. W tym czasie uprawiano na tutejszych gruntach generalnie przede wszystkim różne rodzaje zboża: żyto, jęczmień, proso, pszenicę i owies. W tzw. ogrodach koło domu wysiewano: cebulę, bób, soczewicę, groch. Ze zboża robiono mąkę do wypieku chleba lub wykorzystywano je jako paszę dla zwierząt. Hodowano: świnie, owce, krowy, kozy, gęsi, kury. Mięso zwierząt było drogie i generalnie trafiało na stoły najzamożniejszych. Ze skór zwierzęcych wyrabiano buty i pasy. Z gęsi pozyskiwano pierze na poduszki i pierzyny, a z owiec wełnę do wyrobu tkanin. Hodowano też woły, rzadziej konie, potrzebne do prac polowych.

Życie rodziny kmiecej (chłopskiej) wypełniała ciężka praca. Mężczyźni pracowali na użytkowanej przez siebie oraz na pańskiej roli i w lesie przy wyrębie drzew oraz zajmowali się zwierzętami na pastwisku. Obowiązkiem kobiety była praca w zagrodzie, ale również przy żniwach w polu. Nieco mniej pracy było zimą, kiedy prawie wszystkie prace polowe zamierały. Wówczas zajmowano się domowym rzemiosłem, z podziałem, że kobiety: tkały płótno, wyrabiały z wełny owczej przędzę, darły pierze i szyły ubrania; mężczyźni: dokonywali napraw, wykonywali narzędzia i wiele innych prac około gospodarskich.   

 

O regresie gospodarczym dowiadujemy się z danych pochodzących z roku 1527. Wówczas to w Łąkiem kmiecie uprawiali 8 łanów gruntów, a klasztor strzeleński uzyskiwał ze wsi dochody w wysokości: 2 grzywien z czynszów, 3 grzywien z dziesięciny, tylko 60 groszy z folwarku i aż 4 grzywny z jeziora oraz 4 grosze z kolędy. Ciekawostkę w dziejach wsi stanowi fakt, że przed 1565 roku wieś dzierżawili od klasztoru mieszczanie strzeleńscy. Z danych pochodzących z 1561 roku było to 6 łanów osiadłych i 2 łany puste - niezagospodarowane. Poza nimi były jeszcze 3 łany sołeckie, z których pół łana uprawiał włodarz tytułem zastawu, zaś 2,5 łana stanowiło obszar folwarku (preadium - gospodarstwa) prepozyta strzeleńskiego. Niestety nic więcej nie wiadomo, chociażby o formie użytkowania tej ziemi przez mieszczan, za to wiadomo, że dzięki tym dzierżawom mieszczanie zapewniali sobie dodatkowe dochody, dzięki którym mogli inwestować w swoje przedsięwzięcia miejski.

Dochód z jeziora, jaki uzyskiwał klasztor, zapewne był łącznym dochodem z niego samego jak i pozostałych akwenów czyli z kilku jeziorek ciągnących się na przestrzeni trzech kilometrów, w kierunku północnym, aż po współczesną naszym czasom wieś Jeziorki. Dziś po tych akwenach pozostało kilka małych, zresztą podobnie jak jezioro Łąkie, bezodpływowych stawów. Ich wielkość zmniejszała się na przestrzeni stuleci, wraz z obniżaniem się lustra wodnego jeziora Głębokiego.

Głęboką bliznę na stanie ekonomicznym Łąkiego pozostawił wiek XVII, a to za sprawą potopu szwedzkiego. Spustoszenie tutejszego rolnictwa przyniosły przemarsze wojsk, indywidualne grabieże, podpalenia, panoszące się choroby i wysoka śmiertelność wśród rdzennej ludności. Z relacji grodzkich z tego okresu dowiadujemy się, że spośród wsi ziemi strzeleńskiej w największym stopniu ucierpiało m.in. Łąkie. Stało się to najprawdopodobniej podczas wyzwalania w sierpniu 1656 roku ziemi wielkopolskiej przez hetmana Stefana Czarnieckiego. Wówczas to, Szwedzi spustoszyli wieś do tego stopnia, że miała ona kolosalne problemy z odbudową. Zmniejszyła się wówczas znacznie liczba mieszkańców, zniszczeniu uległa również duży odsetek zagród kmiecych, a pola leżały odłogiem i porosły krzewami. Wiele gospodarstw było opuszczonych. Jeszcze w 1682 r. kmiecie tutejsi mieli ogromne problemy w podjęciu hodowli owiec.

Prawdopodobnie klasztor na tych opuszczonych siedliskach - dzisiaj bliżej nieznanych gruntach Łąkiego - osiedlił osadników olenderskich. Czy była to południowo-wschodnia część wsi, późniejsze Huby pod borem? Tego niestety niewiadomo. Pozostała po tym bliżej nieznanym miejscu nazwana Koronowo Małe pod Strzelnem, które zaginęło na przełomie XVIII i XIX w. i o którym nie przetrwał do dzisiaj żaden ślad. Również lata następne nie były zbyt sprzyjające dla tutejszych mieszkańców. W latach 1708-1710 grasowało w Strzelnie i okolicy morowe powietrze, które najpewniej dotknęło, podobnie jak całą okolicę, również i Łąkie. Po tym okresie, już to za prepozytury Pawła Wolskiego, nastały lata stosunkowo stabilne w życiu miejscowego społeczeństwa. Prepozyt, który objął w zarząd dobra norbertańskie, zastał je zrujnowane i w krótkim czasie zaopatrzył w nowe budynki gospodarcze, odbudował inwentarz i obsiał wszystkie pola. Jego następcy musieli czerpali znaczne zyski z dóbr klasztornych m.in. z Łąkiego, pobliskich lasów i jezior. Efektem tego były znaczne inwestycje poczynione wówczas w samym Strzelnie, jak i w przebudowie oraz barokizacji świątyń strzeleńskich i kościoła w pobliskich Gębicach. 

W okresie osiemnastowiecznego pomyślnego rozwoju, Łąkie dzierżawiła szlachecka rodzina Chrząnowskich. Wiadomo jest, że 20 lutego 1757 roku zmarła tutaj nobilitowana Marianna Chrząnowska. W chwili śmierci miała 40 lat i zapewne żywota dokonała w tutejszym dworze. Przedstawicieli tej rodziny znajdujemy w zapiskach grodzkich i ziemskich konińskich, gnieźnieńskich oraz w metrykaliach katolickich strzeleńskich. Przedstawiciele tejże rodziny z Łąkiego nabyli prawo do dzierżawy wsi za sprawą koneksji rodzinnych z profeską (zakonnicą) strzeleńskiego zakonu norbertańskiego Agnieszką Chrząnowską. Zmarła ona rok później 7 czerwca 1758 - w 60. roku życia i 40. w zakonie. Ta praktyka koneksji rodzinnych w nabywaniu prawa do dzierżawy dóbr klasztornych była powszechnie stosowana. W przypadku Łąkiego poznaliśmy tylko tę jedną szlachecką rodzinę. 

CDN

 
Foto.: Paweł Kaczorowski i Archiwum bloga


poniedziałek, 3 czerwca 2024

Znikające ślady…

Do poniższego rozważania skłoniło mnie stare załączone powyżej zdjęcie, które otrzymałem ostatnio od Rainera Zobla z Niemiec. Z kolei Rainer otrzymał w spuściźnie po strzelnianinie śp. Klausie Mantheyu spory zbiór zdjęć związanych ze Strzelnem i okolicą. Sukcesywnie trafiają one do mnie i stają się inspiracją do pisania tekstów z sentymentalną nutką powrotów…

Pamiętam, kiedy jako młokos często zaglądałem z ciekawością do stojącego na rynku kościoła ewangelickiego. Sprofanowana świątynia wypełniona była przeróżnymi towarami, a moim oczom rzucał się wypisany wówczas na łuku tęczowym, poprzedzającym prezbiterium ołtarzowe nierozpoznawalny przeze mnie napis. Jego treść przyszło mi rozszyfrować dopiero przed kilku laty. Kościoła już od lat nie było, a w moje ręce wpadła pocztówka przedstawiająca jego wnętrze z częściowo niewidocznym owym napisem. Gdy dokładnie wpatrzyłem się w niego zauważyłem na końcu cytatu skrót imienia - Joh. i liczbę - 14.6. Bezsprzecznie był to fragment ewangelii według św. Jana. Widoczny był początek sentencji: Ich bin der… i jej koniec …Leben. Joh. 14.6. Sięgnąłem po Biblię i otworzyłem ją: - Jan rozdział 14, werset 6 i przeczytałem fragment: - Ja jestem drogą, prawdą i życiem. Sięgnąłem po niemiecką wersję, a tam stoi: - Ich bin der Weg, ich bin die Wahrheit, und ich bin das Leben. Joh. 14.6 - czyli polskie: - Ja jestem drogą, prawdą i życiem.

 

Jest lato 1969 roku. Rynek strzeleński, dzień powszedni, godziny popołudniowe. Mężczyzna i kobieta przemierzają na skos rynek, udając się w sobie znanym kierunku. Dwójka urwisów, z których jeden jest tylko w krótkich spodenkach zabawia się kopaniem kamieni. Ktoś wolnym krokiem przechodzi obok otwartych na oścież drzwi apteki w kierunku restauracji nazywanej przez miejscowych „barem po schodkach“. Przy tej okazji zobaczy jak postępują prace remontowe w pomieszczeniach po sklepie żelaza, który przygotowywany jest pod potrzeby szybkiej gastronomi, czyli baru. Właśnie skończono malowanie szyldu, który oznajmia wszem i wobec, że w tym miejscu będzie już niebawem „bar popularny“. Obok pod numerem 4, przed lokalem restauracyjnym stoi grupka mężczyzn. Wahają się, czy wpierw iść do fryzjera pana Henia, czy na jednego głębszego. To są ostatnie dni restauracji, którą zastąpi bar, a w opróżnionych po niej pomieszczeniach znajdzie lokum sklep metalowo-motoryzacyjny.

Dalej, przed sklepem mięsno-wędliniarskim PSS „Społem“ - dawniej należącym do państwa Ruszkiewiczów, którzy dziś są sprzedawcami w tej placówce - stoi samochód dostawczy marki „Żuk“. Zapewne przyjechał do wymiecionego z towaru i pustego sklepu, po równie puste skrzynki. W ciemno strzelając nie pomylę się jeżeli powiem, że sklep dzisiaj oferował kaszankę, leberę, smalec, mielonkę, kości i wołowinę rosołową. Być może była jeszcze parówkowa i zwyczajna. Obok pod kamienicą nr 7 stoi oparty o rurę, zabezpieczającą witrynę przed uszkodzeniem szyby, znudzony mężczyzna, być może emeryt i gapi się bezwiednie przed siebie. W pamięci ma nie tak dawny widok kościoła ewangelickiego, który swoją potężną bryłą przysłaniał drugą stronę rynku, a teraz, proszę, rozebrany daje panoramiczny obraz na cały centralny plac miasta.

Po kościele została do usunięcia resztka gruzu. Przez ostatnie 23 lata swojej egzystencji świątynia eksploatowana była przez GS „SCh“ jako magazyn zbożowy, a następnie jako zaplecze spółdzielczego sklepu, którego kierownikiem był legendarny p. Michał Dziadura. Po zakończeniu działań wojennych i wywiezieniu Niemców do obozów w Łagiewnikach i Potulicach, ówczesna władza wybebeszyła wnętrze kościoła z całego wyposażenia. Ogromny pająk dostał się parafii katolickiej, organy poszły do kościoła poewangelickiego w Orchowie i tam są do dzisiaj. Co stało się z resztą? Niestety nie udało mi się ustalić.

Do dzisiaj zadaję sobie szereg pytań, na które oczywiście znajduję odpowiedzi, ale niestety są one skażone wielowiekową antyniemieckością, która i na mnie ciąży. Zastanawiam się, co byłoby, gdyby budowla przetrwała, jaką rolę odgrywałaby w życiu mieszkańców? Może byłoby tutaj muzeum, może galeria, a może sala koncertowa. Uczciwie rzecz biorąc żałuję, że świątynia ewangelicka nie przetrwała…

Mniemam, że na centralny plac miasta niebawem powróci w sposób symboliczny owa piękna budowla. Proponuję podpatrzeć inne miasta, które nieistniejące budowle upamiętniają tablicami z opisem, co w tym miejscu się znajdowało (np. Bydgoszcz i tablica upamiętniająca kościół pojezuicki). 

Foto.: Archiwum bloga 

piątek, 31 maja 2024

O Potrzymiechu i Mlickich z Ostrówka - cz. 1

Widok na Potrzymiech od strony przystani promowej w Lachmirowicach - 1934 rok.

Na 25 km długim i do 3,5 km szerokim Gople, w jego południowej części, wcina się w toń jeziora od strony zachodniego brzegu - kierując się ku północy - półwysep Potrzymiech o długości ok. 7,7 km. U jego nasady znajduje się niewielka wieś Ostrówek, do której dotrzeć możemy od strony wschodniej - chyba największą atrakcją tego miejsca - promem Złotowo-Ostrówek. Również dotrzeć tutaj możemy od strony zachodniej drogą asfaltową z kierunków Lubstówek i Łuszczewo.  Analizując mapy z końca XIX w. łatwo zauważyć, że na Potrzymiech można było dojechać jeszcze dwoma innymi promami, a mianowicie z Lachmirowic do folwarku Alsen i z Siemionek do folwarku Seehof. W latach międzywojennych doszły jeszcze dwa kolejne promy - z Kościeszek i z Rzeszynka. Łącznie było pięć przepraw promowych, z których dziś pozostała jedna, Złotowo - Ostrówek.

W przeszłości obszar współczesnego półwyspu stanowiła grupa wysp. Dopiero w czasach późnego średniowiecz, gdy za przyczyną podjętych regulacji odwodnieniowych i wylesienia brzegów Gopła obniżyło się lustro wodne, z toni jeziora wyłonił się półwysep. Wówczas też w jego części południowej zaczął funkcjonować Ostrówek. Jego nazwa odnosi się do topografii terenu - słowo ostrówek (ostrów) to archaizm, oznaczający wyspę lub kępę wśród mokradeł otoczonych wodą. A skąd się wzięła nazwa półwyspu Potrzymiech? Otóż, Potrzymiech, a w przeszłości Potrzymiechy według przekazów ludowych swą nazwę wziął od prawa pozyskiwania torfu, którego można było dziennie ukopać po trzy miechy - Potrzymiechy. Już w dawnych latach zachodnie części półwyspu, które odkrywało obniżające się lustro wodne przypisane zostały - leżącym u zachodniego brzegu Gopła poszczególnym majątkom i nazwane zostały: Potrzymiech Kościeski, Potrzymiech Siemieński [Siemioński], Potrzymiech Lachmirowski [Lachmirowicki] i Potrzymiech Łęcki - (ks. Stanisław Kozierowski) oraz Potrzymiech Rzeszynkowski. 

Potrzymiech i okolice na wschód od Gopła - mapa z  1893 roku.

Jeden z pierwszych opisów Potrzymiecha znajdujemy w Gawędzie pana Jacentego o Gople, która wyszła spod pióra Emila Gozdawy i opublikowana została w „Przewodniku Katolickim” z 1896 roku, nr 28. Oto jego treść: - (…) Przed widzem zaś leżało Gopło w całej swej okazałości. Powierzchnie jego jak lustro olbrzymie lśniło się w świetle słońca porannego. W środku jeziora roztaczała się od granicy polskiej na pół mili ku Kruszwicy jak trzy szmaty ziemi w wodę rzucone wyspa Potrzymiech, znana z dobrego torfu ,a tak wielka, że ma kilka pańskich siedzib. Do niej przytula się mniejsza wysepka Potrzymionek; na niej jedyna pochyła, zgrzybiała chatka, mieszkanie władcy Potrzymionka - torfiarza. Ramą zaś obrazu tego malowniczego były majaczące w doli lasy sinawe, oraz ponure wały wysokie, usypane zapewne przez Szwedów za czasów Jana Kazimierza. Klucz żurawi posuwał się właśnie z wolna na jasnym niebie, współzawodniczącym z Gopłem swą pięknością.

Z kolei w numerze 25 „Piasta” z 1932 roku znajdujemy opis Gopła pióra Zygmunta Czapli, a w nim kilka zdań o Ostrówku: - (…) W Gopło wciska się od południa półwysep Potrzymiech, który jezioro dzieli na dwie wyraźne części, na wąską a długą część wschodnią strumieniową i na szeroką a płytką część zachodnią zatokową. Potrzymiech robi wrażenie małego kontynentu goplańskiego, połączonego tylko wąską szyjką z lądem kujawskim. Jedynym łącznikiem jest prom, który kursuje między Złotowem a Ostrówkiem, majętnością Józefa Jarmułt Mlickiego, która na Potrzymiechu tworzy odrębną dla siebie całość.

Zupełnie na południu Gopła położona wyspa Potrzymionek to jedna bryła torfu o brzegach zarosłych gęstym lasem trzciny i sitowia, mimo bujnej wegetacji mało urodzajna, za to posiada dobre pastwiska. Jest to kącik zapomniany przez świat i ludzi i utrzymany jeszcze

w dziewiczości, na wysepce mieszka torfiarz [w 1903 roku był to Kazimierz Kowalski], który prowadzi życie Robinsona.

Naprzeciw Potrzymiecha mieszka dwóch komandorów lecz nie, jakby ktoś pomyślał, floty polskiej; w Ostrowie bowiem, gdzie kościół św. Mateusza zbudował w 1720 roku Józef Bolesta Rudnicki, chorąży bydgoski, komandor orderu polskiego Polonia Restituta, dr Juliusz Prandota Trzciński, w Popowie zaś komandor orderu papieskiego św. Grzegorza dr Tadeusz Prandota Trzciński, których antenat był ostatnim starostą kruszwickim.

Ostrówek - fragment mapyz 1934 roku.

W wydanym w 1937 roku zeszycie 4. „Lektury Geograficznej”, w którym Władysław Sperczyński zamieścił opis Gopła znajdujemy taki oto rys: -  W parku pana Mlickiego w Ostrówku, a również i w ogrodach miejscowych gospodarzy, spotkałem w wielkiej ilości gładkie kule kamienne, jakby otoczaki, obrobione w wirowym obrocie wody w młynach glacjalnych, a jako już utoczone kule używane następnie przez mieszkańców w młynkach ręcznych. Oprócz innych „relikwii” przedhistorycznych znajduje się w parku p. Mlickiego kilka olbrzymich pali. Odkryto je po wypaleniu pewnej części łąki na przesmyku Potrzymiecha, gdzie sterczały nad łącznym pogorzeliskiem. Pale te są prawdopodobnie resztką osady palowej, za czym niezbicie przemawiają spotkane tam jeszcze belki poziomo z południa na północ położone, a między innymi kości, odłamki naczyń, palenisko i dwa wały piaszczyste, wyciągnięte ku brzegowi. Być może, że są to ślady starej fortyfikacji palisadowej, która zamykając w najwęższym miejscu Potrzymiech, uczyniła zeń doskonałe miejsce obronne. Często wykrywane przy kopaniu torfu i budowie dróg pale, deski i starodawne monety świadczą wymownie o minionym życiu nad brzegami Gopła.

Ostrówek - Głaz ognia.

Już współcześnie we wsi Ostrówek znajdujemy kamień, który zdaje się być świadkiem odległych dziejów tegoż miejsca, a o którym nie wspominają żadne stare źródła. Podobno - większość kamienia spoczywa w ziemi - w obwodzie ma on 3 m i jest wyjątkowym, gdyż na jego widocznej górnej powierzchni znajduje się głęboki ryt w kształcie odwróconej swastyki, czy raczej symbolu ognia i słońca - ruchu koła słonecznego, nieskończoności, dobrobytu i szczęścia… Kamień ten znajduje się blisko przeprawy promowej, przy skrzyżowaniu dróg, u początku drogi ku Rysiówce. Obok niego wkopany jest w ziemię betonowy słupek z zamocowaną na nim zieloną tabliczka, z godłem i napisem „Pomnik przyrody”. Zapewne ryt na głazie sięga czasów przedchrześcijańskich - czasów Goplan, a może jeszcze starszych, epoki neolitu i budowy potężnych megalitów. Czyżby w miejscu współczesnego Ostrówka była święta wyspa, ku której ciągły łodzie z wyznawcami bóstwa ognia i słońca? Czy spoczywa on w tym miejscu od zawsze, czy przyniósł go lodowiec, a może dawni mieszkańcy skądś go przytargali? Dlaczego kamień leży pod płotem? Głaz ognia, bo tak jest nazywany kamień z Ostrówka, chroniony jest prawem i chyba tylko zła historia XX w. sprawiła, że leży on w tak niegodnym miejscu. 

Ludzie, którzy tutaj jako pierwsi zamieszkali, miejsce to, a później osadę nazwali Ostrówkiem. W 1500 roku obszar Ostrówka i półwyspu Potrzymiech leżały w granicach starostwa i kasztelanii radziejowskiej. Z późniejszych danych (ks. St. Kozierowski) dowiadujemy się, że osada Ostrówek istniała w 1557 roku i należała do parafii w Ostrowie nad Gopłem. W dokumencie z 1613 roku znajdujemy wzmiankę o wsi Ostrówek i powinnościach zasiedlających ją kmieci. Była to wieś królewska, położona w II połowie XVI w. w powiecie radziejowskim województwie brzesko-kujawskim. Wchodziła w skład starostwa radziejowskiego i stanowiła uposażenie urzędników starościńskich, podobnie zresztą jak sąsiadujące z nią, a leżące u wschodniego brzegu Gopła Złotowo. Z chwilą I rozbioru Polski (1772 r.) Ostrówek znalazł się w granicach zaboru pruskiego w Kraju Nadnoteckim, w powiecie inowrocławskim.

Dwór Jarmułt-Mlickich w Ostrówku - stan ruiny 1981 rok.
 

Jarmułt-Mliccy

Prawdopodobnie po 1775 roku właścicielem Ostrówka został Kazimierz Bogatko, który w zapisach z 1779 roku posiadał również dział dóbr Leszcze obejmujący ludność w liczbie 40. Bogatkowie wywodzili się ze wsi Bogatki, z ziemi mazowieckiej. Kazimierz zajmował wysokie stanowiska urzędowe - jako komornik i regent ziemski rawski w 1764 roku, następnie 2 stycznia 1765 roku mianowany cześnikiem radziejowskim, 15 kwietnia 1767 roku awansowany na pisarza rawskiego. Ten urząd piastował do 1783 roku, kiedy to 20 stycznia objął urząd kasztelana konarsko-kujawskiego. 21 kwietnia 1785 roku został mianowany kasztelanem kowalskim, a 12 maja 1788 roku kasztelanem kruszwickim. Tę funkcję pełnił do 1793 roku. W 1785 roku został Kawalerem Orderu Świętego Stanisława, a w 1791 roku - Orła Białego. Żonaty był z Domicelą z Głębockich, z którą miał trzy córki - Agnieszkę, Mariannę i Petronelę.

Córka Marianna w 1801 roku poślubiła w Piotrkowie (Kujawskim) Józefa Jarmułt-Mlickiego (ur. ok. 1777 r.), syna Kajetana Jarmułt-Mlickiego herbu Dołęga, kasztelana sierpeckiego, pana na Osówcu i Wiktorii Kiełczewskiej. Marianna w 1804 roku stała się wraz z siostrami współwłaścicielką drugiego działu w Leszczach. Po śmierci rodziców, w 1815 roku przeprowadzono podział na gruncie, który obejmował miasteczko Piotrków w powiecie radziejowskim, Leszcze oraz Jurkowo i Ostrówek w powiecie inowrocławskim. W wyniku ustaleń rodzinnych właścicielką dóbr Leszcze, Jurkowo i Ostrówek - w połowie przez dziedzictwo i w połowie przez dzierżawę wieczystą oraz dzierżawę wieczystą Jerzyc została Marianna z Bogatków Jarmułt-Mlicka, żona Józefa Jarmułt-Mlickiego (wartość szacunkowa 200 000 zł. p.).

Pozostałości po alei wiodącej do dworu - 1985 rok.

W międzyczasie, po śmierci 18 grudnia 1808 roku kasztelana Kajetana Jarmułt-Mlickiego, Józef jako najstarszy syn przejął zarząd na dobrami ziemskimi w Osówcu, liczącymi ok. 1000 ha. Józef mieszkał wraz ze żoną Marianną i dziećmi w Osówcu. Tutaj też urodziła się czwórka ich dzieci: Dionizy (1801-1882), Prakseda (1805-1861), Jan (1808-1874) i Teofil (1813-1883). 

Po śmierci Marianny i Józefa w 1824 roku dobra Leszcze z Jurkowem i Ostrówkiem odziedziczyły ich dzieci: Dionizy Jarmułt-Mlicki, Jan Jarmułt-Mlicki, Prakseda z Jarmułt-Mlickich Kraszkowska (ślub ok. 1824 r. - mąż Antoni był dziedzicem Zielęcina w Wielkopolsce) i Teofil Jarmułt-Mlicki. Jednocześnie zarządcą Osówca, Leszczy, Jurkowa i Ostrówka został wówczas pełnoletni Dionizy. Najmłodszy z braci Teofil wziął udział w powstaniu listopadowym 1830-1831. Po upadku powstania i jego powrocie w gronie rodzinnym zapadła decyzja, by Teofil dokończył przerwaną naukę. W tym celu udał się do Leszna i tam ukończył miejscowe gimnazjum. Powróciwszy z głową pełną wiedzy i odbywszy praktyki rolnicze Teofil przejął w 1839 roku z rąk brata Dionizego zarząd nad spadłymi na niego dobrami, które umiejętnie i praktycznie prowadził.

Dwór w Ostrówku - elewacja południowa - 1981 rok.
 

Jan Jarmułt-Mlicki

W międzyczasie (1834 r.) wymieniani byli jako właściciele Ostrówka: Dionizy Jarmułt-Mlicki, Jan Jarmułt-Mlicki i siostra Prakseda z Jarmułt-Mlickich Kraszkowska - pozostałe starsze rodzeństwo Teofila. Po spłaceniu siostry około 1835 roku nastąpił podział dóbr pomiędzy Dionizym i Janem. Pierwszy otrzymał Leszcze i Jurkowo, drugi - Ostrówek. W latach 1835-1874 majątek Ostrówek należał do Jana Jarmułt-Mlickiego. Dość późno, bo w wieku 40 lat  - w 1841 roku - Jan zawarł w Siedlimowie związek małżeński z Kazimierą Trzebuchowską (1812-1882) herbu Ogończyk; córką Augustyna i Brygidy Gosk z Kożuszkowej Woli. Małżonkowie mieli czwórkę dzieci: Bolesława (1848-1908), Władysława (1847-1925), Jadwigę (1850-) oraz Augustyna Gustawa (1850-1898).

Janowi należy przypisać wybudowanie nowego dworu, zabudowań folwarcznych i zaprowadzenie nowoczesnej uprawy gruntów z zastosowaniem płodozmianu. Powiększył on również swoje dobra o zakupiony w połowie XIX w. od rządu pruskiego folwark Siedluchna pod Strzelnem (117 ha). Od 1874 roku gospodarzył na nim syn Augustyn - kawaler. Po jego nagłej śmierci, która nastąpiła podczas pobytu w Mogilnie 21 czerwca 1898 roku, dobra te nabył od rodziny Niemiec Gustaw Zempel.

Najstarszy syn Jana i Kazimiery, Bolesław urodził się 30 września 1848 roku w Ostrówku. W młodych latach został powołany na wojnę francusko-pruską 1870-1871, a po powrocie gospodarzył w Ostrówku - do 1876 roku. Po tym roku nabył majątek Lubiń pod Trzemesznem, który następnie sprzedał i w tym samym roku 1882 nabył Skrzetuszewo w powiecie gnieźnieńskim. Następnie od 1893 roku gospodarzył na 250 hektarowym majątku Rudy pod Mielżynem. Zmarł 19 grudnia 1908 roku we dworze zięcia Stefana Szumlańskiego w Kątnie pod Gębicami - pochowany w Kwieciszewie.

Ostrówek - droga przy zachodniej granicyparku 1985 rok.

W tym miejscu przywołuję za gazetą „Przyjaciel” z 1883 roku (nr 3) sylwetkę Dionizego Jarmułt-Mlickiego, który po rodzicach dzierżył w latach 1825-1835 wspólnie z rodzeństwem prawo do Ostrówka.

Dionizy Jarmułt-Mlicki (1801- 1882)

Na samym schyłku starego roku zakończył żywot doczesny opatrzony św. sakramentami senior obywateli kujawskich śp. Dionizy Mlicki, przeżywszy lat 81. Potomek rodziny kasztelańskiej po mieczu i kądzieli, znanej z ofiarności i poświęcenia dla kraju, stał się śp. Dionizy godnym spadkobiercą cnót przodków swoich, żywot bowiem jego był nieprzerwanym pasmem dobrych uczynków, przykładem obowiązkowości, oszczędności i niezmordowanej pracy. Śp. Dionizy urodził się w roku 1801 z kasztelanki Marianny Bogatko poślubionej Józefowi Mlickiemu, dziedzicowi kilkowiekowej posiadłości rodzinnej Osówca. Odebrawszy pierwsze początki nauki w domu rodzicielskim, uczęszczał do szkół w Płocku,

w Poznaniu, a kończył studia w Berlinie. Następnie odziedziczył macierzyński majątek w Kujawach Leszcze, gdzie blisko pół wieku zamieszkał i życia dokonał. Wychowany w wierze ojców, sumiennie wypełniał przepisy kościoła św., Miłość Boga i bliźniego, miłość ojczyzny i ludzkości wryła się głęboko w serce nieboszczyka. Przyjemny i uczynny sąsiad, troskliwy o swoją czeladkę, chlebodawca i dobry Polak i obywatel nie zaniedbywał nigdy swoich obowiązków, wypełniając je z rzadką sumiennością bez rozgłosu, choć w skromnym zakresie. Niezmordowany w pracy przy rzadkiej u nas dla siebie oszczędności, nie tylko przechował odziedziczony majątek, lecz go znacznie powiększył. Oszczędność tą rozsądna nie przeszkadzała mu wcale w hojnym podejmowaniu gościa, mawiał bowiem: gość w dom, Bóg w dom, nie powstrzymała prawicy do udzielenia datku czy to na cele patriotyczne czy na otarcie łzy niedoli. Toteż wiadomość o śmierci śp. Dionizego głęboki wywarła smutek na wszystkich, którzy znali tę sympatyczną postać sędziwego starca, jego szlachetną i cnotliwą duszę. Jak bardzo był szanowanym i kochanym, dowodzi liczny zjazd obywateli nawet z dalszych okolic i tłumy ludu, który się zebrał, aby oddać ostatnią przysługę nieboszczykowi. Eksportacja zwłok odbyła się z Leszcza do parafialnego kościoła w Ostrowie dnia 29 grudnia 1882 roku. Dnia następnego po uroczystym nabożeństwie za duszę zmarłego ksiądz Sieg z Orchowa wszedłszy na ambonę wygłosił piękną mowę, w której przedstawiwszy nieboszczyka jako gorliwego katolika, dobrego Polaka, wzorowego ojca i obywatela zachęcał zarazem licznie zebranych słuchaczy a zwłaszcza młodzież naszą do pracy, oszczędności i

miłości Ojczyzny, których to cnót przykład pozostawił nam śp. Dionizy. Zwłoki nieboszczyka wynieśli z kościoła najbliżsi krewni i złożyli je do grobu familijnego. Cześć jego pamięci!

CDN

Foto.: Archiwum Bloga, Ośrodek Dokumentacji Zabytów w Warszawie - Pracownia Konserwacji Zabytków w Toruniu; Narodowe Archiwum Cyfrowe, Internet - domena publiczna.


czwartek, 30 maja 2024

Boże Ciało - wczoraj i dzisiaj

Boże Ciało - uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa. Cudowny dzień, który od setek lat gromadzi strzelnian na wspólnej procesji wokół Rynku. Niezależnie od pogody, czy to deszcz, czy słońce, kilka tysięcy parafian od św. Trójcy towarzyszyło i towarzyszy Jezusowi Chrystusowi - ukrytemu pod postacią Chleba - w Jego peregrynacji po centralnym placu miasta. Wyjątek stanowił okres okupacji hitlerowskiej i lata wojen, szczególnie Potopu szwedzkiego, tej 13. letniej z progu XVIII wieku oraz z czasów napoleońskich. Nie stał na przeszkodzie okres PRL-u. Za wyjątkiem nielicznych ideowców, gremialnie uczestniczyliśmy w procesjach.

Już od wczesnych godzin rannych cztery umówione grupy mieszczan stawiały ołtarze, po jednym, z każdej strony Rynku. W okresie zaborów pierwszy ołtarz stawiano w ul. Kościelnej, a właściwie przy placu nazwanym później imieniem Świętego Wojciecha, przy budynku Szkoły Katolickiej. Drugi ołtarz z pominięciem południowej pierzei Rynku stawiano po stronie zachodniej przy kamienicy Kowalskich (Nr 23 - obecnie własność Marka Kordylaka). Trzeci ołtarz po stronie pierzei północnej stawiano przy budynku apteki (Nr 2) oraz czwarty przy kamienicy Munków (Nr 12). Już w latach międzywojennych po nabyciu kamienicy w Rynku pod numerem 18 od Niemca Rittera przez Stanisława Kaczmarka (1933 r.), przy tym domu zaczęto budować pierwszy ołtarz w Rynku i ta tradycja trwa do dzisiaj. Od dziesiątek lat głównymi budowniczymi ołtarza była mieszkająca tutaj rodzina Lewickich i kolejne jej pokolenia zięcia Jamrożego i jego synów. Po wojnie budowę drugiego ołtarza przejęła od Kowalskich rodzina Glanców spod numeru 22 i kontynuowała ją w kolejnym pokoleniu zięcia Rafała Konieczki, a obecnie córki Rafała Aleksandra Łykowska. Trzeci ołtarz w latach powojennych, po upaństwowieniu apteki przejęła rodzina Brożków spod numeru 5. W latach 80. XX w. zwyczaj ubierania trzeciego ołtarza powrócił pod aptekę, a od końca lat 90. XX w. zwyczaj ten przejęła rodzina Rucińskich spod numeru pierwszego (Nr 1). Najdłuższą tradycją ubierania ołtarza cieszy się kamienica pod numerem 12, bo co najmniej od 1889 roku. Z chwilą kiedy właścicielami tej kamienicy stali się Rzekanowscy, czynili to oni, a po nich kolejne pokolenia, po dzisiejszych członków tej rodziny - Sarnowskich.

Na tle ołtarza przy Runku 1, który w trójkę zbudowaliśmy w 2008 r. - Krzysztof, Heliodor, Marian

Od 2010 roku ks. kan. Otton Szymków zafundował budowniczym ołtarzów nowe znacznych rozmiarów oleodruki z motywami eucharystycznymi i z cytatami z Pisma Świętego. Stałym elementem dekoracyjnym Placu św. Wojciecha, ulicy Kościelnej i Rynku od niepamiętnych czasów, obok kwiatów są drzewka brzozowe. Niegdyś dochodziły do tego girlandy ze świerku, liści klonowych i dębowych oraz z specjalnie ciętego, zielonego papieru. Niegdyś nad ołtarzami Glanców i Brożków, które budowano pod balkonami, stały na tych balkonach dzieci ubrane w stroje aniołów i sypały z wysokości płatki kwiatów. Robiły to w momencie podchodzenia procesji, błogosławieństwa Najświętszym Sakramentem i odejścia procesji spod ołtarza.

Strzelno - Boże Ciało ok. 1910 r.

Dla zobrazowania strzeleńskiej tradycji do współczesnych zdjęć dołączyłem również kilka zdjęć starych. Również cytuję apel, jaki ukazał się w „Nadgoplaninie“ 19 czerwca 1889 r.: W czwartek przypada, święto Bożego Ciała. Po sumie odbędzie się uroczysta procesya do czterech ołtarzy wybudowanych w rynku naszego miasta. Prosimy tedy naszych szacownych obywateli i obywatelki mieszkających przy ulicy Kościelnej lub Rynku, aby ku podniesieniu nabożeństwa domy przystroili o ile im to będzie możebnem [przypomnę, że wiele domów należało do Żydów i Niemców]. Jesteśmy przekonani, że wszyscy bez wyjątku do naszej prośby się zastosują i uświetnią tę drogę, którędy Pan Jezus postępować będzie.

W tejże samej gazecie z 2 czerwca 1888 r. znajdujemy opis procesji Bożego Ciała w Strzelnie. Również zacytuję tam treść w całości, byście mogli porównać sobie zwyczaje panujące przed 112-laty w naszym mieście:

Procesya Bożego Ciała odbyła się w czwartek wśród pięknej pogody w Rynku naszego miasta. Celebransem był nasz czcigodny ks. proboszcz [Korol] Wojczyński. Po dwunastej wyruszyła z kościoła procesya, w której liczba wiernych z każdego stanu, płci i wieku żywy udział brała: kilka tysięczny zastęp prawych dzieci Kościoła św. towarzyszyło Panu Jezusowi w obchodzie uroczystym po ulicach naszego miasta. Przed celebransem postępował długi szereg dziewcząt szkolnych w bieli, które Panu Jezusowi w drodze słały kwiaty. Pierwszą ewangelię odśpiewał Kapłan przy ołtarzu wystawionym w drzwiach starego gmachu tutejszej szkoły katolickiej przed pomieszkaniem nauczyciela p. P.[iotra] Palińskiego [nieistniejący budynek, na którego miejscu stoi szalet przy Placu Świętego Wojciecha]. Stąd wyruszyła procesja ulicą Kościelną w Rynek, gdzie drugą ewangelię przy ołtarzu wystawionym przed domem kupca p. Jana Kowalskiego [Rynek 23, obecnie posesja Rejniaków] celebrans odśpiewał; trzecia ewangelia została odśpiewana przy ołtarzu wystawionym przez tutejszą aptekę, będącą własnością p. Lepell'a [obecnie Rynek 2, budynek po „Aptece pod Orłem" Jerzego Stęczniewskiego], czwarta zaś przy ołtarzu wystawionym przed handlem p. Antoniego Psuji [obecnie Rynek 12, kamienica należała do Żyda Munka, u którego Psuja prowadził sklep].

Wszystkie ołtarze celowały pięknością i ozdobnym ustrojem, szczególniej zaś ołtarz przed apteką, który p. Lepell na ten cel bardzo gustownie dał zbudować. Cześć zacnym tym panom, którzy nie szczędzili ani zabiegów, ani fatygi, ani kosztów, aby chwilowy przybytek dla Pana Zastępów jak najpiękniej ozdobić i miłym uczynić! Katoliccy mieszkańcy w ulicy Kościelnej jako i w Rynku pięknie udekorowali okna mieszkań swoich. Przytaczam tu pp. Leszczyńskiego rymarza, Jeskiego rzeźnika i Norka dekarza, którzy bardzo gustownie okna mieszkań swoich w obrazy, kwiaty i światło jarzące przystroili; p. Sępowska przystroiła w kwiaty i obrazy swoje okno wystawne; p. Dzierożyńska przyozdobiła okna mieszkania swego w dywany, kwiaty i światło jarzące.

Cześć wam za to zacni obywatele i zacne obywatelki! Co jednak bardzo raziło to było to, że niektóre żydowskie kramy w ulicy Kościelnej niebyły zamknięte, chociaż ci panowie na pewno o tem wiedzą, że to Boże Ciało (Fronleichnam) święto nakazane i że kramy powinny były być zamknięte. Jeżeli ci panowie umieją szanować pieniądz, który mu przynosi katolik-Polak, to też powinni umieć uszanować uczucia religijne tego Polaka-katolika. Albo czyż ten Polak-katolik w każdym względzie ma dla tych panów pozostać głupim gojem? Jeżeli tak, to nie będzie to nic dziwnego, że Polak-katolik tych panów stanowczo pomijać będzie, jako tych  którzy nie umieją albo też nie chcą uszanować najświętszych uczuć każdego katolika-Polaka. Przecież sama forma nakazuje każdej religii oddać przynależny szacunek, a tylko człowiek bez wychowania i wykształcenia może jakiejkolwiek religii ubliżyć, za co go naturalnie w danym razie owo beczące stworzonko czeka! Tyle tym panom w upominku!

Nie chcemy przy tej okazji pominąć jednej rzeczy, która na powszechne uznanie zasługuje to jest to, że procesja Bożego Ciała obecnie - tak jak ongi -w Rynku (nie jak to przez pewien czas się działo na dziedzińcu) się odbywa. Starania celem odświeżenia zaniechanego przywileju dołożył tutejszy dozór kościelny, a szczególnie przewodniczący tegoż p. Antoni Psuja, za co jemu na tem miejscu publiczne podziękowanie.

Piszący tę relację nie wspomniał nic o Żydzie Munku, który wyrażał zgodę na budowanie ołtarzy pod swoją kamienicą. Ten zwyczaj - jak już wspominałem - przejęli później polscy właściciele Rzekanowscy i kontynują po dziś dzień, państwo Sarnowscy.  

Boże Ciało w Strzelnie l. 30. XX w.

Uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Pańskiej, zwana również w formie nadzwyczajnej rytu rzymskiego: Święto Najświętszego Ciała Chrystusa (Festum Sanctissimi Corporis Christi), potocznie także Świętem Ciała i Krwi Pańskiej, a w tradycji ludowej: Boże Ciało, jest jednym z najważniejszych świąt w liturgii kościoła katolickiego. Procesja Bożego Ciała jest i była jedną z barwniejszych procesji, jakie w ciągu roku mają miejsca w Strzelnie.

Prowadzona jest przez księdza proboszcza i wikariuszy i odbywa się do miejsc najważniejszych w przestrzeni sakralnej miasta, czyli Rynku. W parafiach okolicznych - wiejskich przede wszystkich do krzyży, kapliczek i figur. Procesja zatrzymuje się przy czterech ołtarzach polowych, przy których czytane są fragmenty Ewangelii. Dla celebracji kultu trasa procesji jest przyozdabiana przez ścięte drzewa (brzozy) ustawiane przy trasie przemarszu. W naszej tradycji zawsze bogato dekorowano okna mieszkań i witryny sklepów, a kwiatem szczególnym w tym okresie były piwonie (bijony) oraz kwiaty bzu. W trakcie procesji ludzie śpiewają pieśni i litanie na przemian z orkiestrą dętą OSP, zaś śpiew liturgiczny przy ołtarzach wykonuje chór Harmonia.

Wierni szczególnie wspominają Ostatnią Wieczerzę Pańską i Przeistoczenie chleba i wina w Ciało i Krew Pańską - Jezusa Chrystusa. Pamiątkę tego wydarzenia Kościół obchodzi także w Wielki Czwartek, wtedy jednak rozpamiętuje się także Mękę Jezusa Chrystusa, natomiast uroczystość Bożego Ciała ma charakter dziękczynny i radosny. W Polsce obchodzi się ją w czwartek po Uroczystości Trójcy Świętej, a więc jest to święto ruchome, wypadające zawsze 60 dni po Wielkanocy. Najwcześniej może przypaść 21 maja, najpóźniej 24 czerwca. W niektórych krajach przenoszone jest na kolejną niedzielę.

Uroczystość ta została ustanowiona na skutek widzeń św. Julianny z Cornillon. Pod ich wpływem bp. Robert ustanowił w 1246 r. taką uroczystość dla diecezji Liège. W 1252 r. została ona rozszerzona na Germanię. W 1264 r. papież Urban IV ustanowił tę uroczystość dla całego Kościoła. Uzasadniając przyczyny jej wprowadzenia wskazał: zadośćuczynienie za znieważanie Chrystusa w Najświętszym Sakramencie, błędy heretyków oraz uczczenie pamiątki ustanowienia Najświętszego Sakramentu, która w Wielki Czwartek nie może być uroczyście obchodzona ze względu na powagę Wielkiego Tygodnia. Jednakże ze względu na śmierć Urbana IV bulla ta nie została ogłoszona, a tym samym uroczystość nie została ustanowiona. Uczynił to dopiero papież Jan XXII, który umieścił powyższą bullę w Klementynach w 1317 r.

W Polsce po raz pierwszy wprowadził tę uroczystość biskup Nankier (Jan Kołda herbu Oksza) w 1320 r. w diecezji krakowskiej. W 1420 r. na synodzie gnieźnieńskim uznano uroczystość za powszechną, obchodzoną we wszystkich polskich kościołach. W późnym średniowieczu i w renesansie największym sanktuarium kultu Bożego Ciała w Polsce był kościół Bożego Ciała w Poznaniu. Z Bożym Ciałem związana jest także uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa, która jest obchodzona zaraz po oktawie Bożego Ciała, czyli w piątek osiem dni po Bożym Ciele.

Zdjęcia współczesne Heliodor Ruciński; archiwalne ze zbiorów Mariana Przybylskiego i rodziny Glanców - Konieczków - Aleksandry Łykowskiej

 

sobota, 11 maja 2024

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 209, ul. Cegiełka - cz. 3

 

Dzisiaj po raz trzeci przespacerujemy się ulicą Cegiełka, by zgłębić historię kolejnej posesji i ludzi z nią związanych. A będzie mowa o domu nr 6 - dawniejszy policyjny nr 42a - i dwóch rodzinach: Gruhnów i Chudzińskich. 200 lat temu posesja ta należała do rodziny radnego miejskiego Adama Świtalskiego, a następnie do jego zięcia Maksymiliana Kozłowskiego, którego rodzicami byli Adam i Katarzyna z Orzelskich Kozłowscy, pochodzący z Wylatowa. Adam, będąc 49. letnim wdowcem poślubił w 1832 roku w Wylatowie 25. letnią Katarzynę. Młodzi po ślubie zamieszkali w Strzelnie. Z małżeństwa tego w 1834 roku urodził się syn Maksymilian, który w 1860 roku ożenił się z 19. letnią Józefiną Świtalską, córką Daniela i Magdaleny z Wiśniewskich. Ojciec panny młodej Daniel Świtalski był szewcem i wieloletnim radnym miejskim, wymienianym w latach 1853 - 1872 oraz wieloletnim członkiem Rady Nadzorczej Towarzystwa Pożyczkowego dla Strzelna i okolicy. Młodzi zamieszkali u rodziców panny młodej Daniela i Magdaleny z Wiśniewskich Świtalskich.

Maksymilian Kozłowski, podobnie jak teść, był szewcem i kontynuatorem rodzinnego interesu. Na niwie społecznej i gospodarczej blisko związany był z lekarzem med. dr. Jakubem Cieślewiczem - dyrektorem Towarzystwa Pożyczkowego dla Strzelna i okolicy, w którym był wieloletnim członkiem Rady Nadzorczej - od 1871 roku. Później po rejestracji Towarzystwa w rejestrze handlowym i zmianie jego nazwy na Bank Ludowy w Strzelnie, Kozłowski piastował funkcję członka zarządu i wieloletniego kontrolera, a następnie kasjera - do 1912 roku - miał wówczas 78 lat. W latach 90. XIX w. Maksymilian Kozłowski wystawił piękny dom, który niemalże w niezmienionym wyglądzie przetrwał do dziś. Jest to budowla parterowa, sześcioosiowa z centralnie umieszczonym piętrowym, dwuosiowym pzeudoryzalitem zwieńczonym trójkątnym portalem, na którego szczytach umieszczone są palmety. Niegdyś tympanon portalu zdobiła głowa w centralnie umieszczonym w oculusie, po której bokach znajdowały się na kształt trójkąta elementy zdobnicze. Pseudoryzalit został uwypuklony dwoma pilastrami, a narożniki budynku zdobią silne boniowania. Prostokątne otwory okienne i drzwiowy otaczają tynkowane opaski. Nadto parter od poddasza i piętro ryzalitu oddzielone są gzymsami. W pasie poddasza nad gzymsem rozmieszczonych jest osiem okienek w układzie biforyjnym.       

Maksymilianowi i Józefie Kozłowskim urodziła się w 1862 roku córka Teodora Franciszka, która w 1884 roku zawarła związek małżeński z miejscowym nauczycielem, uczącym od roku w szkole katolickiej, Maksymilianem (Maxem) Gruhnem. Pan młody pochodził z Włoszakowic, gdzie mieszkali jego rodzice, a byli nimi Johan i Julianne z domu Heintz - katolicy o korzeniach niemieckich. Po odzyskaniu niepodległości Maksymilian Gruhn uczył nadal w 7-klasowej Szkoły Powszechnej w Strzelnie. Łącznie przepracował w Strzelnie 43 lata i 30 września 1926 roku przeszedł na emeryturę. Powojenny kierownik szkoły Filip Klemiński takie oto wystawił Gruhnowi świadectwo zapisane w prowadzonej przez siebie od 1945 roku Kronice szkolnej, przy adnotacji o jego przejściu w stan spoczynku: - …przepojony duchem germańskim nie mógł należycie spełniać swego zadania w polskiej szkole, dla niego stale ideałem był germanizm. Na ile te jego słowa oddawały prawdę o Gruhnie? Ta opinia zdaje się być wysoce niesprawiedliwa i zapewne podyktowana panującym po wojnie klimatem politycznym.

Maksymilian Gruhn jeszcze jako aktywny zawodowo, 3 października 1923 roku założył Kółko Muzyczne prezesując mu przez okres międzywojenny, w 1938 roku córka Stefania została członkiem honorowym. Maksymilian był członkiem Patronatu Stowarzyszenia Młodzieży Polskiej; radnym miejskim zaangażowanym w działalności komisji RM: budżetowej, sanitarnej i Stacji Opieki nad Matką i Dzieckiem. Był członkiem Komisji Rewizyjnej powstałego w listopadzie 1928 roku Towarzystwa Upiększania Miasta Strzelna. W 1930 i 1931 roku wymieniany był jako prezes miejscowej Akcji Katolickiej, funkcję tę sprawował do 1932 roku po czym złożył ten urząd pozostając nadal bardzo aktywnym działaczem. W 1932 roku nadal prezesował Kółku Muzycznemu w Strzelnie. W 1936 roku wszedł w skład Komitetu Oddłużeń Miast w Powiecie Mogileńskim.

Małżonkowie Gruhnowie mieli dwoje dzieci, córkę i syna. Ten ostatni - choć wykształcony - nie przyniósł rodzicom pociechy. Córka Stefania ur. 6 września 1889 roku była od 1 maja 1919 roku nauczycielką w Szkole Powszechnej w Strzelnie, a następnie w Szkole Wydziałowej - Wyższej Szkoły dla Dziewcząt i Chłopców w Strzelnie. W latach 30. XX w. wykonywała funkcję etatowej instruktorki kółek włościanek na powiat strzeleński, a później mogileński. Stefania nie założyła rodziny. Dzięki lekcjom muzyki, jakich systematycznie udzielał jej ojciec, dobrze opanowała grę na pianinie. Instrument ten stał w mieszkaniu Gruhnów od „niepamiętnych czasów” i po 1945 roku stał się źródłem utrzymania pani Stefanii, która udzielała na nim lekcji gry na pianinie strzeleńskiej młodzieży. Zmarła 22 czerwca 1966 roku i została pochowana w rodzinnym grobowcu na starej nekropoli strzeleńskiej.

Synem małżonków Gruhnów był dr nauk medycznych Jan Witold Gruhn ur. 11 lipca 1891 roku w Strzelnie. W 1912 roku zdał egzamin maturalny w Królewskim Gimnazjum w Inowrocławiu, a następnie studiował medycynę. Jako student medycyny działał w czasie Powstania Wielkopolskiego w Poznaniu w służbach sanitarno-medycznych.  Po uzyskaniu tytułu doktora nauk medycznych krótko przebywał w Poznaniu, a następnie prowadził praktykę lekarską w Dęblinie. W 1927 roku został odznaczony Odznaką Powstańca Broni z okazji 5. rocznicy Towarzystwa Powstańców i b. Wojaków w Strzelnie. Później z racji choroby alkoholowej nie prowadził praktyki lekarskiej. O jego dolegliwościach wspominało wielu starszych strzelnian, jak również donosiła o jego wybrykach prasa lokalna. I tak „Dziennik Bydgoski” (1935, nr 66) informował:

- Z Inowrocławia donosi nasz korespondent: W pobliskim miasteczku Strzelno przed kilku laty osiedlił się lekarz dr Gruhn. Z czasem, wpadłszy w nałóg pijaństwa, zaczął zaniedbywać praktykę. Kasa Chorych przestała więc kierować chorych do dr. Gruhna, a prywatnych pacjentów odstraszał również zgubny nałóg lekarza. Żona jego, nie mogąc znieść tego stanu rzeczy, usiłowała popełnić samobójstwo i długi czas spędziła w szpitalu, tymczasem lekarza umieszczono w zakładzie dla alkoholików, Kiedy powrócił z zakładu nie zmienił trybu swego życia, tak, że żona jego opuściła go i zamieszkała w Poznaniu. Mąż podążył za nią i zamieszkali razem. Często jednak odwiedzał rodziców w Strzelnie i za każdym razem wszczynał po pijanemu awantury. Podczas swego ostatniego pobytu w Strzelnie lekarz zaczął tak awanturować się w nocy przed domem rodziców swoich, że zawezwano posterunkowego. Dr Gruhn rzucił się na niego, znieważając go słownie i czynnie. Przy pomocy stróżów odprowadzono go wreszcie, mimo stawionego przez niego oporu, do aresztu i oddano do dyspozycji sądu

W latach powojennych w domu pod numerem 6. - u pani Stefanii Gruhn - zamieszkała rodzina Władysława Chudzińskiego, której potomek - wnuk Dariusz piastuje od 5. lat urząd burmistrza naszego miasta. Podczas kwietniowych wyborów po raz drugi został wybrany na 5. letnią kadencję. Głowa rodziny Władysław Chudziński w latach 60. XX w. nabył ten dom od właścicielki Stefanii Gruhn. Obecnie mieszkają tutaj synowie - Antoni i Kazimierz z córką i rodziną.

Senior rodu Władysław zamieszkał w Strzelnie w 1938 roku. Urodził się 15 czerwca 1912 roku w Gołąbkach w powiecie mogileńskim jako syn Edwarda i Marianny z domu Walczak. W 1928 roku rozpoczął naukę i pracę w zawodzie piekarza u Kazimierza Pierzyńskiego w Mogilnie. W 1937 roku, już jako mistrz piekarski zawarł związek małżeński z Marianną Szymczak i otworzył własną piekarnię z ciastkarnią. W następnym roku nadarzyła się okazja i przeniósł się  do Strzelna. Tutaj przy ul. Szerokiej (Gimnazjalnej) wydzierżawił od rodziny Fiebigów piekarnię i otworzył własną działalność. W 1940 roku został wywieziony na roboty przymusowe w głąb III Rzeszy, do Monachium, gdzie pracował w fabryce zbrojeniowej. Po zakończeniu działań wojennych wrócił do Strzelna i ponownie uruchomił na własny rachunek piekarnię przy ul. Szerokiej. W 1949 roku, w wyniku domiarów podatkowych zmuszony został do zamknięcia piekarni i wyjechania do Gdańska, gdzie przez rok pracował w zawodzie piekarza. W 1950 roku powrócił na Kujawy i rozpoczął pracę w swoim zawodzie w PSS „Społem”. Od 1959 roku został kierownikiem Ciastkarni i w tym zawodzie pracował do czasu przejścia na emeryturę. 

W czasie swojej aktywności zawodowej zaangażował się w działalność turystyczno-krajoznawczą, współtworząc strzeleński Oddział PTTK. W tym czasie strzelnianie na nowo odkryli Przyjezierze i w ramach społecznej służby - przy aktywnym udziale Władysława Chudzińskiego - wybudowali pierwszy PTTK-owski ośrodek wypoczynkowy w tym pięknym miejscu. Przez wiele lat piastował w Zarządzie funkcję wiceprezesa. Za swoją działalność na niwie krajoznawczej został odznaczony Złotą Odznaką PTTK. Był również członkiem TMMS oraz aktywistą w Klubie Seniora. Państwo Chudzińscy wychowali trzech synów: Stanisława, Antoniego i Kazimierza. Władysław zmarł 19 stycznia 1994 roku i został pochowany na starej strzeleńskiej nekropoli przy ul. Kolejowej w Strzelnie.         

 

Synem Władysława i Marianny jest mieszkający w tym domu Kazimierz Chudziński - honorowy obywatel miasta Strzelna. W latach swojej aktywności zawodowej był nauczycielem, który w tym zawodzie przeszedł niemalże wszystkie szczeble pracy zawodowej. Z umiłowaniem i pasją, wespół z małżonką pełnił służbę harcerską, osiągając stopień harcmistrza RP. Regionalista - współtwórca i wieloletni prezes Towarzystwa Miłośników Miasta Strzelna, założyciel i wieloletni redaktor naczelny periodyku „Wieści ze Strzelna“, opiekun miejsc pamięci oraz inicjator corocznych kwest cmentarnych na ratowanie starej strzeleńskiej nekropoli organizowanych w ramach działalności TMMS. Autor kilkuset artykułów prasowych, wielu opracowań i autor kilku książek promujących nasze miasto.   

Urodził się 24 stycznia 1947 roku w Strzelnie. Uczęszczał do Szkoły Podstawowej w Strzelnie, a następnie do miejscowego Liceum Ogólnokształcącego. Po zdaniu matury w 1965 roku kontynuował naukę w dwuletnim Studium Nauczycielskim w Bydgoszczy, kierunek historia z wychowaniem. W 1970 roku rozpoczął zaoczne studia wyższe na UMK w Toruniu na Wydziale Humanistyczno Historycznym. Skończył je w 1975 roku z tytułem magistra historii ze specjalizacją archiwistyczną.

Pracę zawodową rozpoczął, w 1967 roku, jako nauczyciel w Szkole Podstawowej w Ludzisku gmina Janikowo. Od 1970 roku pracował w Komendzie Hufca ZHP Mogilno Komendy Kujawsko-Pomorskiej Chorągwi w Bydgoszczy. Następnie w 1974 roku został wizytatorem Wydziału Oświaty i Wychowania oraz Kultury Urzędu Powiatowego w Mogilnie ds. wczasów, turystyki i wypoczynku oraz BHP. Po reorganizacji samorządu terytorialnego od 1975 roku był nauczycielem w Szkole Podstawowej nr 2 w Strzelnie, a od 1979 roku zastępcą dyrektora tejże szkoły. Od 1981 do 1985 roku piastował funkcję zastępcy gminnego dyrektora szkół, po czym do końca 1987 roku - zastępcy inspektora oświaty i wychowania w Urzędzie Miasta i Gminy Strzelno. Od stycznia 1988 roku objął stanowisko dyrektora Szkoły Podstawowej w Stodołach gmina Strzelno. Po okresie rekonwalescencji powypadkowej od 1994 roku do czasu przejścia na emeryturę w 2002 roku był nauczycielem mianowanym w Szkole Podstawowej w Strzelnie. W międzyczasie tj. w latach 1989-1996 uczył dodatkowo historii w Liceum Ogólnokształcącym w Strzelnie. Prowadził również zajęcia z dziennikarstwa.

Przez cały okres pracy zawodowej silnie angażował się w życie społeczne środowiska strzeleńskiego. Był członkiem ZMS, ZSP i PTTK Oddział Strzelno. Wcześniej, bo od 1956 roku rozpoczął działalność w szeregach ZHP, gdzie dosłużył się stopnia harcmistrza. Z grupą regionalistów założył w 1983 roku Towarzystwo Miłośników Miasta Strzelna, które od 1984 roku stało się Oddziałem Kujawsko-Pomorskiego Towarzystwa Kulturalnego. Od chwili założenia do czerwca 2007 roku pełnił funkcję prezesa TMMS, a po dzień dzisiejszy nosi tytuł Prezesa Honorowego TMMS. Był twórcą periodyku „Wieści ze Strzelnaˮ, który z biegiem lat przekształcił się w miesięcznik. Pierwszy numer ukazał się w 1984 roku i od tegoż numeru do marca 2008 roku piastował we „Wieściach...ˮ funkcję redaktora naczelnego. Jest autorem kilkuset artykułów oraz sygnałów i informacji zamieszczonych na łamach tegoż czasopisma. Nadto redaktorem, autorem i współautorem broszur, opracowań okolicznościowych i książek wydanych drukiem, m.in.:

- Strzelno w Powstaniu Wielkopolskim, Strzelno 1986;

- Strzelno w okresie II Rzeczypospolitej 1918-1939, Strzelno 1989;

- Stodoły. Dzieje w zarysie, Strzelno1993;

- Strzelno w starej fotografii, Strzelno 1999;

- współautor: Noblista ze Strzelna, Strzelno 2000;

- współautor: Strzeleńska nekropolia, Strzelno 2002;

- Ludzie Strzelna na starej fotografii, Strzelno 2008.

Jego praca społeczna przejawiała się na niwie szeroko pojętej działalności na rzecz małej ojczyzny, ze szczególnym podkreśleniem działalności publicystycznej, charytatywnej i kulturalnej. Był inicjatorem niezliczonych przedsięwzięć społeczno-kulturalnych, kwest cmentarnych dla ratowania najstarszych pomników nagrobnych na strzeleńskich cmentarzach oraz akcji charytatywnych. Z jego inicjatywy pobudowany został Pomnik Katyński na cmentarzu w Strzelnie. Uczestniczył w Komitecie Odbudowy Pomnika św. Wojciecha w Strzelnie. Zainicjował odlanie w brązie i umieszczenie tablic upamiętniających honorowych obywateli miasta Strzelna oraz wielu innych przedsięwzięć.

Za całokształt pracy zawodowej i społecznie wyróżniany był nagrodami przez Burmistrza Strzelna, Ministra Oświaty i Wychowania, także: Krzyżem Za Zasługi dla ZHP, Odznaką Za Zasługi dla Pożarnictwa, Odznaką Honorową WRN w Bydgoszczy Za Szczególne Zasługi dla Rozwoju Województwa Bydgoskiego oraz Srebrnym Krzyżem Zasługi. W roku 1998 został wyróżniony nagrodą Fundacji POLCUL z siedzibą w Sydney za pracę społeczną na terenie Strzelna.

Szczególnym w życiu Kazimierza Chudzińskiego był rok 1982. Z rocznym opóźnieniem - wynikłym z przemian zachodzących w kraju i burzliwych lat 1980-1981 - miasto Strzelno obchodziło swój wielki jubileusz 750-lat nadania praw miejskich. Wspólnie pracowaliśmy w Komisji Historycznej Komitetu Organizacyjnego, której on przewodził. Jednym z naszych zadań było zorganizowanie wielkiej wystawy historycznej. Nie posiadaliśmy nic i wówczas rzucone zostało przez niego hasło: „Ruszamy w teren!“ Dzięki temu pomysłowi zostało zgromadzonych kilkaset eksponatów, które złożyły się na piękne zaprezentowanie strzelnian obrazu własnego na przestrzeni minionych stuleci. Zrodzone wówczas wśród wielu mieszkańców pasje poznawanie dziejów naszej małej ojczyzny stały się zaczynem do powołania 23 listopada 1983 roku Towarzystwa Miłośników miasta Strzelna.

W ciągu lat Towarzystwo kierowane przez Kazimierza Chudzińskiego było organizatorem wielu dużych wystaw historycznych, tematycznie związanych z przypadającymi rocznicami, wystaw ekologiczno-przyrodniczych, prac uczniowskich i poplenerowych. Dużą uwagę przywiązywał do działalności wydawniczej promując w ten sposób miasto i region. Drukiem ukazało się kilka publikacji głównie w odniesieniu do historii. Prym wiodły redagowane przez niego „Wieści ze Strzelna“, które przez blisko trzy dekady dokumentowały wszystkie wydarzenia, jakie miały miejsce w mieście i regionie. Ogrom czasu poświęcał na organizowanie spotkań i odczytów o tematyce regionalnej z naukowcami, dziennikarzami, politykami, regionalistami i kolekcjonerami. Dużo uwagi przywiązywał do promocji miejscowych twórców, do organizowania plenerów malarsko-rzeźbiarskich, prezentacji dorobku twórczego dzieci i młodzieży.

 

W domu tym - Cegiełka 6 - urodził się i spędził dzieciństwo i lata młodzieńcze obecny burmistrz Strzelna Dariusz Chudziński. 20 listopada 2018 roku, w artykule na blogu napisałem: - Dzisiaj w Strzelnie wielki dzień, w którym uroczyste ślubowanie złożył burmistrz elekt Dariusz Chudziński. Zatem, mamy nowego włodarza naszego miasta i naszej gminy. Przed mieszkańcami rysuje się nowa wizja rozwoju naszej małej ojczyzny. W wypełnionej po brzegi sali sesyjnej odbyła się I Sesja Rady Miejskiej kadencji 2018-2023… Po przedłużonej kadencji w kwietniu tego roku ponownie został wybrany burmistrzem Strzelna, a ślubowanie złożył przed kilkoma dniami 7 maja i z wielkim powodzeniem kontynuuje swoją wizję nowoczesnego miasta…

 

Urodził się 23 czerwca 1965 roku jako syn Antoniego i Jadwigi z domu Szczepaniak. Po ukończeniu nauki w Szkole Podstawowej nr 1 w Strzelnie, uczył się w Państwowym Technikum Rolniczym w Bielicach. Maturę zdał w 1985 roku. Studiował filozofię i teologię w PWSD, a następnie w trybie zaocznym resocjalizację, ukończoną tytułem magistra. Przez kolejne lata kontynuował poszerzanie swojej wiedzę m.in. na studiach podyplomowych na kierunkach: prawo i administracja publiczna, zarządzanie pomocą społeczną i inne. W międzyczasie pracował w ZPZ w Bronisławiu, Szkole Podstawowej w Ciechrzu, jako komendant Straży Miejskiej w Strzelnie, dyrektor DPS w Siemionkach. Był radnym miejskim i powiatowym. W związku małżeńskim z Lidią z domu Osowicz, Państwo Chudzińscy mają syna i córkę.

Ten krótki biogram nie wyczerpuje osiągnięć życiowych burmistrza Chudzińskiego. Rozszerzenia wymagałby okres dyrektorowania DPS-em, czy chociażby przebogate lata burmistrzowania z okresu minionej kadencji. Mniemam, że po zakończeniu ostatniej kadencji stosowny biogram zostanie opracowany - jak doczekam tego, to zrobię to ja…

Na tym obfitującym w informacje odcinku spacerków, kończę opowieść o ulicy Cegiełka…